
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Opowieść jest takżę dwóch autorów, lecz występują inne postacie.
Z Zinrei poszłam do Yarin nabrać wody. Przyszłam z Eragonem. Wiatr lekko wiał z zachodu. Kiedy brałam wodę do bukłaka przed moim nosem wyskoczył delfin, a za nim wodno-lądowe stworzenie.
Nie wiedziałam co To jest. Wyskoczyło z wody na plażę mocząc swój rybi ogon w wodzie. Delfin pozostał w zbiorniku wodnym. Smok prawie za zionął ogniem, lecz go powstrzymałam. Wpatrywałam się w stworzenie, a ono we mnie. Można było poznać, że jest to pół kobieta– pół ryba. Jednak nigdy nie widziałam czegoś takiego. U mnie w domu nie było istot tego typu.
– Hej! Jestem Arisa! – wykrzyknęła niespodziewanie. – A ty? – dodała
– Ymm…. Jestem Inaila….. – Odpowiedziałam Cicho, jak zawsze
– Umiesz pływać?
– Jeśli topienie można nazwać pływaniem, owszem. Czym jesteś? Nigdy nie widziałam takiego stworzenia jak ty. Czy mieszkasz w tym środowisku wodnym?
– Yyyyy? O co chodzi?
– Pytam Ciebie o to czy mieszkasz w tym morzu.
– Aaa! Chodzi o Yarin?
– Tak. Jestem tu nowa i przyszłam po wodę.
– Aha. Sorki za to, że wyskoczyłam z wody!
– Sorki? Co oznacza te słowo? Czy rozmawiasz w tutejszej gwarze? – zapytałam zdziwiona.
– Co? Sorki to oznacza " przepraszam " w skrócie!
– Aha… Nie oswoiłam się jeszcze z tymi nowymi tradycjami, a także z tutejszą Mową. Znasz może drogę do Zinrei? Tam obecnie mieszkam, a ty jak sądzę Tutaj, prawda?
– Nie rozumiem ciebie…. – zdziwiła się
– Ehh… W ten sposób nie możemy rozmawiać. Idę do mego państwa, jeżeli chcesz to… Ymmm….Ehh…Jak wy to mówicie… " wpadnij" do mnie. – Odeszłam od dziewczyny i poszłam w swoją stronę, a Eragon za mną. Ta "dziewczyna" była bardzo dziwna.
Elfka poszła sobie. Usiadłam na brzegu i wyjęłam ogon z wody. Położyłam się i zamknęłam oczy. Zasnęłam. Długo nie spałam. Gdy otworzyłam oczy razem z nimi rozwarłam swoje usta. Widok był niesamowity. Mój ogon zniknął, a zamiast niego pojawiły się nogi. Usiadłam podpierając się rękoma. Chciałam wstać, lecz nie byłam przyzwyczajona, do przenoszenia ciężaru swego ciała na dolne kończyny. Po trzydziestu minutach udało się wstać, tyle, że na dziesięć sekund. -.-
Po następnej godzinie treningu udało mi się nauczyć chodzić. Chwiejnym krokiem, ale udało. Wszystkiemu przyglądał się sztorm. W końcu znużona podeszłam do jakiejś kępki mchu i położyłam się. Przespałam się tym razem trochę dłużej niż wcześniej, ale też nie za długo. W końcu postanowiłam się przejść do Zinrei. Musiałam tylko pożegnać Sztorma.
-Kochany, zostań tu i czekaj na mnie, a za parę godzinek pani wróci. Chcę tylko odwiedzić Inailę. Nie martw się o mnie.
Odeszłam, ciągle machając do niego. Szłam przez most Pałacu Vertdell, aż trafiłam na drogę prowadzące do Zinrei. Weszłam na wysoki, stromy most. Szłam po nim starając się trzymać równowagę, choć czasem prawie upadałam. W końcu dotarłam na miejsce. Zostało tylko odnaleźć dom Elfki. W jednej, jedynej chatce paliło się światło, więc przypuszczam, że to ta należy do niej. Podeszłam do chatki i zapukałam. Otworzyła.
-A cóż ty tu robisz? -zapytała zdziwiona.
-Zapraszałaś, to przyszłam.-odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
Zaprosiła mnie do środka mówiąc tą swoją ,,gwarą" . Usiadłam na bardzo miękkim czymś pokrytym skórą. Ona nazywała to łóżkiem.
Ach, te nazwy. Pod wodą inaczej się wszystko nazywa, a tu różnorodność jest pięć razy większa.
-Podać strawę? -zapytała
-Podać co? Trawę?
Byłam trochę zmieszana.
-Strawę, czyli potrawę. -wyjaśniła
Odetchnęłam, bo nie jestem jakimś koniem, by jeść zielsko. Choć do końca nadal jej nie rozumiałam, to przynajmniej wiem, że to nie jest trawa.
Inaila poszła do innego pokoju i przyniosła dwie miski z czymś bardzo pachnącym.
-Ale ładnie pachnie.
Uśmiechnęła się i zaczęłyśmy jeść, skończyłyśmy, a ona powiedziała:
-Mam nadzieję, że podobała ci się sałatka z zieleniny? Ym.. Znaczy jak wy to mówicie…z trawy i sałaty.
Obejrzałam się dokoła i zapytałam:
-Gdzie jest łazienka?
-Na prawo..-nie dokończyła, ale ja już wybiegłam.
Mimo słabej równowagi szybko pobiegłam do wskazanego pomieszczenia i zwróciłam kolacje do jakiegoś pojemnika.
Wróciłam do pokoju i usiadłam nadal zielona na kanapie.
-Chciałam powiedzieć, że jeszcze potem w lewo, ale wybiegłaś.
-Yyy…To gdzie ja zwymiotowałam? -powiedziałam zawstydzona
-Zwymiotowałaś? Że Co? -powiedziała zdenerwowana– tam była sypialnia, a jeśli zrobiłaś to do pojemnika, to, to był kosz
Zawstydziłam się tak bardzo, że spuściłam głowę do dołu i nie dałam rady nic powiedzieć. W końcu udało się coś rzec:
-To może ja już pójdę.
Wyszłam i śpiesznym, oraz chwiejnym krokiem wróciłam do Yarin. Ludzie patrzyli się na mnie, a dopiero jak doszłam do mego miejsca zamieszkania zauważyłam w lustrze wody swoją brudną twarz. Od razu zanurkowałam, a nogi w mgnieniu oka zmieniły się w ogon. Popłynęliśmy ze zwierzakiem do naszego miejsca. Położyłam się i zasnęłam.
Ponieważ nie lubię, wbrew pozorom, pastwić się, nic więcej ponad to, że część druga jest osiemdziesiąt cztery i pół raza gorsza od pierwszej, nie napiszę.
Miałem czytać, ale mnie skutecznie zniechęciłeś, Adamie ;)
Ta opowieść, akurat nie była pisana przezemnie. :P Moje dwie koleżanki chciały usłyszeć opinie innych, więc się zgodziłam wsadzić ją tutaj. Przepraszam za marnowanie czasu.
Przyjmujemy do wiadomości i przestajemy gniewnie pomrukiwac pod nosami. :-)
Powiedz koleżankom, że:
--- najbanalniejszy pomysł można tak zrealizować, że każdy pochwali;
--- najświetniejszy pomysł można położyć na łopatki, jeśli realizacja będzie tragicznie kiepska;
--- punkt pierwszy zasad dobrej realizacji brzmi: piszemy polszczyzną literacką, przestrzegając zasad interpunkcji, składni, zapisu dialogów.
Pociesz koleżanki, że tego naprawdę można się nauczyć i że nie jest to proces aż tak bolesny, jak rwanie dolnej szóstki bez znieczulenia. { :-) }
Dzięki, na pewno przekażę ;)
Ta część zdecydowanie gorsza, szwankuje tu wiele elementów, które wymienił już Adam.
Pozdrawiam.