- Opowiadanie: Blyenna - Człowiek bez przeszłości cz.1

Człowiek bez przeszłości cz.1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Człowiek bez przeszłości cz.1

Od razu przepraszam za długość i wszelkie niedociągnięcia.

 

 

Obudził się w łóżku niewiele większym od niego, jakby stworzonym pod jego rozmiar. Czuł, że jest ono miękkie i zapada się pod jego ciężarem, lecz wzrok odmawiał mu posłuszeństwa. Dlaczego tak się działo? Dlaczego widział przed sobą jedynie ciemną plamę? Podniósł rękę do miejsca, gdzie – jak sądził – znajdował się jego narząd wzroku, lecz zamiast oczu trafił na początek drugiego ramienia. Stało się tak dlatego, że ruszając ręką czuł, jakby robił to po raz pierwszy i nie miał nad tym żadnej kontroli. Był jak dziecko, które dopiero co wydostało się z matczynego łona i wykonuje jedynie krótkie, niepewne ruchy, nie tyle bojąc się, o ile nie umiejąc ruszać sprawnie kończynami. Choć jego jednostka centralna stała na znacznie wyższym poziomie niż noworodka, o tyle ruchy można było z powodzeniem przyrównać wtedy do takiego właśnie nowego organizmu. Lecz małe dziecko nie posiadało jeszcze żadnych cech, ani żadnego celu w swym życiu, natomiast on już obrał kierunek, według którego będzie się poruszał w najbliższej przyszłości: odkryje dlaczego jego narząd wzroku go zawodzi.

Próbował poruszyć pewnie ręką parę razy i w końcu udało mu się trafić na swoje oczy. Zamiast jednak poczuć ból spowodowany włożoniem palca w sam środek tego złożonego z białek narządu, natrafił na twardą, zimną powierzchnię. Domyślił się, iż to nic innego jak szkło, nie przeraził się tym jednak. Znacznie bardziej bowiem przejął się tym, że nic nie widzi ani nie słyszy, z czego zdał sobie sprawę, gdy opuścił rękę wzdłuż tułowia, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Wtedy też odkrył, iż jest ubrany w szorstki materiał, którego kształt przedstawiał się w jego umyśle jako worek z wyciętymi dziurami na ramiona. Nie mając słuchu ani wzroku – a może także węchu – zaczął badać otoczenie za pomocą dotyku. Choć kończyny nadal nie działały tak sprawnie, jakby tego chciał, odkrył chwilę później, że obok łóżka stoi urządzenie przesyłające spory ładunek elektryczny do jego organizmu. Teraz, gdy zdał sobie z tego sprawę, poczuł prąd przebiegający przez ciało, by chwilę później podskoczyć z przerażenia, kiedy ktoś chwycił go za ręce, przycisnął do materaca i wetknął coś do jego małżowiny usznej i oka. Poczuł się oburzony – czy w tym kraju nie pytają już o zgodę, przy gmeraniu w cudzym ciele? I w jakim kraju się znajduje? Odkrył z jeszcze większym przerażeniem, że nie posiada żadnych wspomnień, żadnego przebłysku wcześniejszego życia, jakby zaczął istnieć dopiero przed chwilą.

Spróbował się wyrwać, kopiąc tego, który go przytrzymywał, gdy to jednak nic nie dało, krzyknął. I wtedy właśnie zamarł ze zdziwienia, bowiem zalała go fala dźwięku i obrazów. Przez chwilę siedział nieruchomo, wpatrując się tępo w widok jaki się przed nim ukazał. Znajdował się w małym pokoju, którego jedynym wystrojem było jego łóżko i prostokątne urządzenie, sięgającej do końca posłania i wydającego niski dźwięk, który w pewnym stopniu go irytował. Wokół niego stało jedenastu ludzi; trójka z nich ubrana jak cywile, reszta natomiast przyodziana w białe fartuchy sięgające do kostek.

– Działa – stwierdził ten, który stał najbliżej jego łóżka i zaczął wyciągać kable z jego oczu i uszu. Gdy skończył, dodał jeszcze: – Zostawimy was samych, abyście mogli wytłumaczyć mu wszystko.

Po tej wypowiedzi wyszedł z pomieszczenia, a za nim podążyła siódemka ubrana w te same fartuchy – oznaka, iż są naukowcami lub lekarzami, tylko bowiem te dwie profesje nosiły w pracy to ubranie. Zwrócił swój wzrok na trójkę cywilów, którzy zostali w tym pokoju, stwierdzając, iż niczym szczególnym się nie wyróżniają. Mężczyzna, w wieku czterdziestu lat, miał włosy koloru czarnego, ze sporym dodatkiem siwizny, oznaki, iż najlepsze czasy jego życia już przeminęły, dobrze rozwinięty mięsień piwny i zielone oczy, zmęczone ponurą egzystencją. Kobieta, jego żona, jak się domyślił, była o parę lat młodsza, także jednak nosiła na swojej twarzy ślady starości. Paznokcie u jej rąk były poogryzane, a ona sama odwracała wzrok, ilekroć na nią spojrzał. Czyżby aż tak ich przerażał? Chłopak, w wieku nastoletnim, był zupełnym przeciwieństwem tej pary, która w tym momencie stała się kłębkiem nerwów. On zupełnie nie przejął się sytuacją – wręcz przeciwnie, pokładał się ze śmiechu.

– Z czego się śmiejesz? – zapytał urażony. Był prawie pewien, że to on jest powodem rozbawienia chłopaka. Jak się okazało, nie przeliczył się:

– Gdybyś mógł widzieć swoje ruchy, zanim dali ci wzrok i słuch! – chłopak zaczął wić się, chcąc to zobrazować.

Śmiałby się pewnie nadal, gdyby kobieta nie położyła mu ręki na ramieniu, karcąc go spojrzeniem. Zdusił w sobie wszelkie oznaki wesołości i stanął sztywno obok swych rodziców.

– Kto tłumaczy? – zapytał mężczyzna, a gdy nikt nie odezwał się ani słowem, westchnął: – Czyli ja. Ehm…witaj Lin. Mam na imię Han Jing-Wei, to moja żona, Murakami Koiso i mój syn – Han Toichi. Zdecydowaliśmy się cię przygarnąć po strasznym wydarzeniu, jakie wstrząsnęło całymi Nowymi Chinami. Pewnie nic z tego nie pamiętasz, bo wszystkie twoje wspomnienia stanowiły cenę za to, że przeżyłeś – a miałeś wielkie szczęście, że ci się udało. Tysiące zginęło, ale ty nadal oddychasz i to jest dla nas najważniejsze. Pozwól jednak, że opowiem ci dokładnie jak straciłeś swoją przeszłość.

Powiedział mu, iż utrata pamięci jest wynikiem ataku terrorystycznego, w którym zginęli też wszyscy z jego rodziny, prócz tych siedzących przed nim. Stwierdzono, że ktoś podłożył bombę pod fundamenty, co z pewnością było odzewem grupy przewodzonej przez Jamesa Ashtona na działania wojenne na terenie Wielkiej Brytanii. Budynek stanowił jeden z ogromnych wieżowców zbudowanych w Hong Kongu, mieszczących mieszkania dla dziesięciu tysięcy ludzi i parę sklepów. Tak się złożyło, że w momencie ataku cała ludność Nowych Chin świętowała wyrwanie się z reżimu komunistycznego w 2019, a wszyscy obserwowali relację z ogromnej parady mającej obejść Wielki Mur na wielkim ekranie w samym centrum budynku. A że jeden wieżowiec dorównywał rozmiarami niegdysiejszemu miastu, wszyscy krewni mieszkali razem – jedynie Murakami-chan wyprowadziła się ze względu na swojego męża, poznanego podczas wycieczki z kolegami do innego budynku. Było to dla niej wielkie wyrzeczenie, bowiem oznaczało, iż spotkania z rodziną ograniczy do minimum, lecz miłość stanowi ogromną siłę. Z biegiem lat kontakty zerwali się całkowicie, tak więc cała rodzina widziała swego krewnego po raz pierwszy, stąd też zaskoczenie i zestresowanie jego widokiem.

Z wieżowca uratowano tylko 5 osób, w tym i niego, choć ich przeżycie i tak graniczyło z cudem. Sprawcy, dwójka chińczyków z korzeniami angielskimi, którzy dali się zmanipulować silniejszym od siebie, została już ujęta i skazana na wyczyszczenie pamięci – dawno już wycofano karę śmierci, jako zbyt niehumanitarną, dając ludziom drugą szansę przez zupełne odebranie im wspomnień i dopiero po drugim ciężkim wykroczeniu zabierano życie. Lin jednak nie czuł niczego do tych, którzy ponoć odebrali mu pamięć, rodzinę, a nawet wzrok – wybuch oślepił i ogłuszył go, stąd szklane oczy i brak słuchu po odzyskaniu przytomności – gdyż nie był nawet pewien czy atak terrorystyczny nastąpił. Co prawda ci, którzy podawali się za jego rodzinę pokazali mu zdjęcia z miejsca katastrofy, dokumentację sprawy dwojga sprawców, a wszystkie szczegóły zgadzały się – rzeczywiście, w Wielkiej Brytanii i całej Europie osłabionej zalaniem znacznej części terenów przez podniesienie się poziomu morza trwały działania zbrojne – lecz prócz utraty narządu wzroku nie widział na swym ciele żadnych obrażeń. Po przeżyciu wybuchu bomby, która zmiotła z powierzchni ziemi tyle ludzkich istnień i cały potężny budynek, powinny chyba pozostać na ciele jakieś blizny czy ślady oparzeń, lecz jego skóra była idealnie wręcz kremowa, bez nawet jednego zadrapania. Czyżby przez całe życie nigdy się nie wywrócił, nigdy się nie otarł? Czy taka sytuacja w ogóle jest możliwa? Jego głowa pękała od natłoku informacji, jakich przed chwilą dostarczył Han-san, a nie posiadł niestety podzielnej uwagi.

Tuż po zakończeniu opowieści pozwolono mu opuścić pomieszczenie szpitalne, by zamieszkał u ostatnich krewnych, jacy mu pozostali. Przedtem jednak wszyscy wyszli z jego pokoju, by pozwolić mu się ubrać w odzienie przyniesione przez nową rodzinę. Gdy wdział już na siebie białą koszulę, z rozszerzanymi rękawami, takież spodnie i buty po kostkę, a na to kremową kamizelę z trzema złotymi paskami na piersi, ciągnącymi się przez całą długość i oznaczającymi wyjątkowo uprzywilejowanego obywatela – jak przypominał sobie w międzyczasie – do pokoju wszedł Han-san, z wymuszonym uśmiechem na twarzy. O ile bowiem jego usta rozciągnęły się, pokazując wszystkie zęby, o tyle w oczach nadal jawił się ten sam strach co wcześniej. Czyżby to on był jego powodem? Chłopak, w wieku Toichi, który przeżył coś czego przeżyć nie powinien. Gdy się nad tym zastanowił i zestawił poznane dotąd fakty, przyznał, że może stanowić dla swej nowy rodziny powód do strachu. O ile oczywiście poznane informacje nie zostały sfałszowane. Jednak wtedy powód do strachu byłby jeszcze większy – wszak nikt nie kłamał, jeśli nie zaistniała taka potrzeba, a skoro na jego kamizeli naszyto trzy kreski nie był to bynajmniej powód błahy. Dostawali je tylko politycy, sławne osobistości, osoby odznaczające się wysokim IQ, bohaterzy narodowi – słowem, ludzie wyjątkowo liczący się w kraju. Takie osoby w razie wszelkich katastrof na masową skalę otrzymywały większe racje żywnościowe, mogły liczyć na szybszą pomoc, miały dostęp do budynków rządów i informacji ukrytych przed osobami o niższym stopniu – choć to akurat było regulowane odgórnie i nie każdy noszący trzy paski na piersi, otrzymywał tak szeroki dostęp. Wszystkie te podziały miały na celu ocalenie najznakomitszych genów w sytuacji zagłady ludzkości, choć nie uchroniło to osób o niższych stopniach od protestowania. Nie dziwiło to nikogo, bowiem jedna kreska na kamizeli – ludzie bez zbytniego wykształcenia, zarabiający grosze – nie mieli praktycznie szans na przeżycie, a co dopiero ci, którzy nie posiadali żadnych naszywek – wrogowie kraju, przestępcy, posiadający choć jedną kradzież na swym koncie czy osoby zdolne do pracy, jednakże niewykonujące jej z sobie tylko znanych powodów. Ludzie buntowali się, lecz prawo zostało wprowadzone. Jednym z powodów był z pewnością fakt, że politycy także stali na najwyższym szczeblu i nic nie im groziło w przypadku dalszego zalewania terenów przez morze. Dalej historia potoczyła się tak, jak to zwykle ma czelność się toczyć: obywatele obalili rząd, wybrali własnych przedstawicieli, którzy znieśli ten podział. Przynajmniej na parę lat, bowiem gdy poziom wody w ocenach nadal się podnosił, a poszkodowanych było coraz więcej, zasadę przywrócono. Dzięki niej uratowano już kilka tysięcy ludzi z potencjalnie najlepszymi genami, lecz dwa, a może nawet trzy razy tyle zginęło z głodu czy zbyt późnego przybycia pomocy. Przyroda dba o równowagę, dlatego mnóstwo organizmów musiało zginąć, by pozostałe lądy nie stały się przeludnione.

Za automatycznie rozsuwanymi drzwiami, znajdował się długi korytarz, szerokości trzech ludzi stojących obok siebie i wysokości 1,5 człowieka. Rozświetlony był żółtym światłem, do złudzenia przypominającego naturalne, dzięki czemu nie męczyło oczu. Podłoga – w niebieskim kolorze – uginała się pod jego nogami niby naturalne podłoże. Pomyśleć, że jeszcze dwa pokolenia temu stworzenie rzeczy, w tak dokładny sposób emitujące naturę nie byłoby możliwe! Ba! Stworzenie budynku mieszczącego w sobie mieszkania dla pięciu tysięcy ludzi, budynki publiczne, supermarket i boisko przekraczało ludzkie możliwości! Co powstanie za kolejne 50 lat? To dopiero czas pokaże.

Han-san poprowadził go do swego mieszkania, próbując nawiązać rozmowę między nowym podopiecznym, który przecież nie należał nawet do jego rodziny, lecz ten nie był zbyt rozmowny. Jednak gdy po raz kolejny na pytanie, otrzymał nic nieznaczącą odpowiedź, postanowił zaprzestać prób. Lin wydawał się nie zauważać trudów swojego opiekuna, chłonąc oczami widok – zwyczajny korytarz, który jednk pragnął wykorzystać go do swych celów. Znane były przecież historie o ludziach, którzy tracili pamięć, a potem ją stopniowo odzyskiwali dzięki silnym bodźcom z zewnątrz, jak znajomy zapach czy widok. Według historii opowiedzianej mu przez Hana-san, mieszkał w wieżowcu zbudowanym przez tego samego architekta. Jeśli doznania byłyby odpowiednio silne, część wspomnień mogłaby do niego wrócić.

Rozglądał się po korytarzu, wyłapując każdy najmniejszy szczegół, lecz pamięć nadal go zawodziła. Drzwi ze srebrną, okrągłą klamką, tabliczka w rogu korytarza z instrukcją postępowania w razie powodzi, otwór o średnicy dwudziestu centymetrów w suficie, służący wietrzeniu korytarzy, zupełny brak okien… Wywnioskował z tego jedynie, iż znajdują się na podziemnych poziomach. Żadne wspomnienia czy nawet kilkusekundowy przebłysk wcześniejszego życia, nie pojawiły się jednak w jego umyśle. Stwierdził, że wynikało to jedynie z faktu, iż dawniej mieszkał w naziemnych apartamentach. Żywił się tą nadzieją, ostatnią deską ratunku na odzyskanie pamięci i podsycał nadzieję w swym sercu, bo tylko to mu pozostało.

Han-san poprowadził go do drzwi windy. Tam wyciągnął ze skórzanego etui kartę o ledwie paru milimetrach grubości, wykonaną z trwałego tworzywa sztucznego, odporną podobno nawet na zmiażdżenie paroma tonami żelaza i wsunął ją do otworu w ścianie. Były na niej zapisane dane osobowe i służyły – publicznie – do ułatwienia się poruszania po budynku, zaś nieoficjalnie do kontrolowania pozycji obywateli. W całym wieżowcu przy wejściach do poszczególnych poziomów, apartamentów czy wind umieszczono otwory, takie jak ten, do którego Han-san właśnie wsunął kartę. Identyfikowały one natychmiast człowieka i, pobierając dane z bazy, otwierały drzwi lub nie, według tego czy dany obywatel posiadał do tego uprawnienia. W wypadku wind działało to odrobinę inaczej – system pobierał informację i wyświetlał na konsoli miejsca, do których mieszkaniec mógł się udać. Jednak automatycznie można było odczytać położenie danej osoby, co znacznie ułatwiało chociażby prawdziwość alibi podejrzanego. Ponieważ w budynku tym aż roiło się od kamer i czujników, kontrolowanie poczynań obywateli stało się tak proste jak podniecenie się widokiem sztucznie wytworzonej przez człowieka piękności, idealnej i olśniewającej w każdym detalu.

Gdy drzwi otworzyły się przed nimi, wsiedli do owalnej kapsuły, mogącej pomieścić najwyżej piątkę osób. Lecz dzięki temu specyficznemu kształtowi i stosunkowej lekkości winda mogła podróżować ze prędkością przekraczającą nieznacznie 150 kilometrów na godzinę, co odgrywało znaczenie w ponad 100 piętrowym wieżowcu. Han-san zasłonił swoją osobą całą konsolę, dlatego też Lin nie zobaczył, dokąd dowiezie ich winda, lecz nie przejął się tym zbytnio, ponieważ znów spróbował odnaleźć jakieś wspomnienia w swojej pamięci – wszak ta akurat część budynku prawie na pewno była identyczna. Jednak żaden przebłysk dawnego życia nie nadszedł.

Oparł się o ścianę windy, wyłączając swoje szklane oczy, czuł już bowiem, że zaczynają się nagrzewać od nieustannej pracy. Widać Han-san to zauważył, ponieważ zapytał:

– Czemu wyłączyłeś swoje oczy?

Twarz Lina nie poruszyła się nawet odrobinę – gdyż jak odkrył, potrafił to kontrolować – gdy zastanawiał się nad jak najkrótszą z możliwych odpowiedzi. Dlaczego Han-san zadawał co chwila pytania? Czy poznanie siostrzeńca jego żony aż tak było dla niego istotne? Mimo niechęci do odpowiadania na bezsensowne pytania, zdecydował się na dłuższy zbiór słów. Wszak Han-san przygarnął go, choć nie musiał tego robić – powinien być mu za to wdzięczny, inaczej bowiem trafiłby do osobnego budynku, wyznaczonego na dom dziecka.

– Zacząły się nagrzewać, a bojąc się poparzenia, stwierdziłem, że teraz, kiedy i tak nie zmieniamy swojej pozycji, mogę je wyłączyć, żeby trochę się ochłodziły.

Mimo że wzrok Lina pozostał wyłączony, usłyszał jak Han-san skinął głową.

– Mech-okulista mówił coś o początkowych problemach z tym sprzętem. Ale później przejdą, zobaczysz – zamilkł na chwilę, po czym zapytał: – Czujesz ciepło?

– Czemu miałbym nie czuć? Przecież jestem człowiekiem – choć powiedział to swobodnym tonem, naprawdę był śmiertelnie poważny, bowiem to pytanie Han-sana zwiększyło tylko jego wcześniejsze wątpliwości.

– A czym miałbyś być jak nie człowiekiem? – odparł beztrosko przyszywany ojciec.

Zbyt późno Lin włączył swoje oczy. Zdążył tylko zobaczyć błąkający się nieśmiało uśmieszek po twarzy Han-sana, który jednak natychmiast utonął w morzu grymasu. Chciał nadal drążyć ten temat, w nadziei, że w końcu ten człowiek wyzna mu prawdę, jednak w tej chwili winda dojechała na miejsce i z głośnym dźwiękiem oznaczającym dotarcie na miejsce, drzwi się otworzyły. Han-san wyszedł szybkim krokiem, a Lin podążył za nim. Nie ośmielił się już poruszyć tego tematu, jednak nie mógł przestać zastanawiać się nad reakcją krewnego w windzie i jego znaczeniem. Kiedy zapytał się o to, czy jest człowiekiem… Ale czym innym mógłby być? Wiedział już co zrobi, gdy znajdzie się w swym nowym domu – zapoluje na znacznie łatwiejszy cel, który wcześniej czy później udzieli mu informacji. Będzie gnębił o to Toichiego.

Koniec

Komentarze

Dlaczego przepraszasz za długość?

Obudził się w łóżku niewiele większym od niego, jakby stworzonym pod jego rozmiar - alternatywa dla drugiej części zdania (które ogólnie budzi we mnie wątpliwości), myślę byłaby lepsza: stworzonym dla niego?

W akapicie pierwszym ruch, poruszać  pojawia się conajmniej czterokrotnie. Jeżeli już przy tym fragmencie jestem: I akapit poddałbym solidnej przebudowie; opornie się go czyta i już na wstępie zniechęca do dalszej lektury.

Próbował poruszyć pewnie ręką parę razy i w końcu udało mu się trafić na swoje oczy. Zamiast jednak poczuć ból spowodowany włożoniem palca w sam środek tego złożonego z białek narządu, natrafił - ledwie opuściłem I akapit, znowu "atakuje" mnie powtórzenie; poprawność zdania jest bardzo wątpliwa, a i nowe wyrazy się powtarzają.

- Działa – stwierdził ten, który stał najbliżej jego łóżka i zaczął wyciągać kable z jego oczu i uszu. Gdy skończył, dodał jeszcze: - Zostawimy was samych, abyście mogli wytłumaczyć mu wszystko - zapis tego dialogu jest zły.

Tuż po zakończeniu opowieści pozwolono mu opuścić pomieszczenie szpitalne, by zamieszkał u ostatnich krewnych, jacy mu pozostali. Przedtem jednak wszyscy wyszli z jego pokoju, by pozwolić 

wysokości 1,5 człowieka - proszę Cię, tak się nie robi. Lepiej w ogóle jakbyś napisała: niskiego, średniego wzrostu itp.

 nie posiadali żadnych naszywek - wrogowie kraju, przestępcy, posiadający 

 

Długo możnaby wymieniać. Jest tego całkiem sporo. 

O ile nie zrozumiałem, dlaczego przepraszasz za długość tekstu, o tyle nie dziwię się drugiej części Twoich przeprosin. Są uzasadnione :)

Pozdrawiam.

Oj. Nie będę wymieniał błędów (a troche by ich się nazbierało), powiem tylko, że trzeba trochę popracować nad warsztatem. Pomysł wydaje się całkiem niezły, no trzeba trochę popracować.

Pozdrawiam.

Po tej wypowiedzi wyszedł z pomieszczenia, a za nim podążyła siódemka ubrana w te same fartuchy – oznaka, iż są naukowcami lub lekarzami, tylko bowiem te dwie profesje nosiły w pracy to ubranie. --- takie tłumaczenia są po prostu głupie, bo facet w kitlu i tak się kojarzy z lekarzem, więc robisz durnia z czytelnika. Obok jeszcze stoi powtórzenie słowa oznaka.

Pozwól jednak, że opowiem ci dokładnie jak straciłeś swoją przeszłość.
Powiedział mu, iż utrata pamięci jest wynikiem ataku terrorystycznego, w którym zginęli też wszyscy z jego rodziny, prócz tych siedzących przed nim. --- dlaczego zabierasz głos bohaterowi? Poza tym to tłumaczenie jest bełkotliwe.

Z wieżowca uratowano tylko 5 osób, w tym i niego, --- liczby słownie, błędnie użyty zaimek niego. I tak dalej.

Ciężko się czyta. Zdania są nieskładne, jest dużo bubli, sama zaś historia mnie nie wciągnęła. Być może z powodu wspmnianej słabej jakości przekazu. Musisz niewątpliwie popracować nad przejrzystością narracji.

pozdrawiam

I po co to było?

A na końcu bohater okaże się cyborgiem albo stuprocentowym robotem... 

No cóż, w komentarzach powyżej zostało powiedziane praktycznie wszystko.

Nowa Fantastyka