
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Czarodziej wrócił do wieży z poczuciem dobrze wypełnionego zadania. Dopiero w ośmiu ścianach przytulnej komnaty uprzytomnił sobie, na co się poważył. Wszak gdy smok zaatakuje Sinan, będzie musiał pokonać go w walce. Czy aby nie przeliczył się z własnymi siłami?
Całymi dniami siedział zadumany w swej komnacie, nieomal z niej nie wychodząc. Zaczął nawet żywić nadzieję, że Sanir zapomniał o ich umowie, bo teraz swój plan uważał za zupełnie szalony i zdecydowanie zbyt ryzykowny. Poza tym nie dawał żadnej gwarancji, że w razie uratowania miasta przed smokiem zdoła zdobyć serce Nueny. Tak rozmyślając, usłyszał dobiegające z sieni podniesione głosy. Miał gości? Służąca zawsze wpuszczała do środka petentów. Tym razem nie zdążyła mu ich zaanansować. Ktoś zaczął walić w drzwi, a Abelion zrozumiał, o co chodzi, zanim te z impetem się otworzyły.
– Panie, smoki, smoki zaatakowały miasto!
– Jak to możliwe? – zapytał roztrzęsiony czarodziej, a myśli szaleńczo kłębiły mu się w głowie. Smoki? Czyżby mieszczanom z trwogi smok przypadkiem nie rozdwoił się w oczach? Oczywiście nie powiedział tego na głos, ale pomimo niemiłego zaskoczenia omal głośno się nie roześmiał. Spojrzał uważnie na gości. Byli to nieznani mu kupcy z Antarii, którzy, jak się okazało, akurat wyjechali z Sinan po rozładunku towarów.
– Panie, sami widzieliśmy! To były dwa smoki, które krążyły nad miastem, dwa najprawdziwsze smoki – obstawali przy swoim kupcy.
Po ich odejściu Abelion zamierzał zbadać sprawę osobiście, choć spodziewał się lada moment posłańca z dworu księcia. Jednakże postanowił nie czekać na niego i od razu pójść do miasta.Liczył na to, ze smoka, czyli Sanira, już tam nie będzie, bo dopiero teraz uświadomił sobie, jak mocno jego chytry plan był niedopracowany. Zakładał przecież, że smok miał zaatakować miasto w bezsilnej furii, osłabiony długim snem w pieczarze, natomiast Sanir wydawał się być w pełni sił, do tego przytomnym i wyrachowanym gadem. I z całą pewnością jego plan nie uwzględniał istnienia drugiego smoka. Nie wiedział jednak, co się tak naprawdę stało w Sinan. Jego wieża stała na rogatkach miasta i niewiele mógł stąd zobaczyć.
Przygotowywując się do drogi, usłyszał pukanie do drzwi. Gdy je otworzył, do środka wszedł oczekiwany posłaniec.
– Panie, książe wzywa. Chce, byś zobaczył smoka, którego udało nam się schwytać.
– Schwytaliście smoka? – zapytał zdziwiony Abelion.
– Tak, panie. Drugi niestety uciekł.
– Że jak?
– Ano panie. To było tak. Pierwszy smok nadleciał zza gór. Zaczął kołować nad zamkiem książęcym. I wtedy, nie wiadomo skąd, pojawił się drugi smok. Latały potem jak opętane, jeden obok drugiego, nisko nad domami. W mieście wybuchła panika. Pierwszy ze smoków zaatakował ludzi przechadzających się promenadą. Wtedy strażnicy miejscy, stojący na murach, zaczęli do niego strzelać z kusz. Potwór wzniósł się wysoko w powietrze i zapikował na nowych przeciwników, zionąc ogniem. Kilku naszych zranił. Strażnicy bali się do niego podejśc. I wówczas stało się coś nieoczekiwanego. Smok przysiadł na blankach w triumfującej pozie. Nagle zachwiał się, być może chcąc uniknąć lecącego w jego stronę bełtu, a jednocześnie pod jego cielskiem skruszył się i obsunął fragment murów, tak że smok całkowicie stracił równowagę i jak kamień zleciał w dół. A tam ogłuszonego spętali prędko nadbiegli żołnierze.
– A co z drugim smokiem? – zapytał Abelion.
– Ano to właśnie najdziwniejsze, bo ten drugi smok nikogo nie atakował, a widząc upadek towarzysza, i że nie jest w stanie mu pomóc, odleciał.
Abelion, jadąc zaprzężonym w sześć kucyków powozem, rozmyślał nad tym, co powiedział mu posłaniec, który zresztą siedział tuż obok. Przypuszczał, że spętanym smokiem był Sanir, ale skąd u licha wziął się drugi smok? Zaczynał podejrzewać, że wywołał coś, co całkowicie wymknęło mu się spod kontroli, a czego nijak nie mógł już odkręcić.
Gdy dojechali do zamku, w sali audiencyjnej byli już szambelan, dowódca straży miejskiej i sam książe. Abelion złożył ukłon i po krótkiej, kurtuazyjnej pogawędce zeszli wszyscy, w eskorcie kilku strażników do kazamatów, gdzie trzymano spętanego smoka.
Książe zatrzymał się przed wielką kratą z kutego żelaza, wbitą końcówkami w kamienne podłoże i strop. Czarodziej, przyzwyczajając oczy do panującego półmroku, przez dłuższą chwilę szukał więźnia. A gdy dostrzegł w kącie, jak mu się zdało, stertę szmat i pakunków, ta łypnęła na niego przekrwionymi oczyma. Po nich dopiero rozpoznał skulonego Sanira.
– Cóż zamierzasz z nim uczynić, panie? – zapytał księcia, który, jak wszyscy obecni, z zadumą przyglądał się schwytanemu gadowi. Ale książe nie odpowiedział wprost.
– Czy wiecie, że to w ogóle pierwszy smok, który znalazł się w niewoli ludzkiej? I to my tego dokonaliśmy. Istnieje jednak obawa, że drugo smok, wciąż pozostający na wolności, będzie chciał przyjść mu z pomocą.
– Zgadza się – powiedział dowódca straży. – Trzeba ubić lub złapać także drugiegi smoka.
– To może byż niebezpieczne – powiedział czarodziej.
– To prawda – powiedział książe. – Dlatego cię wezwiemy, kiedy smok zaatakuje miasto. Możesz być potrzebny.
– Będę na twe rozkazy, książe. Natychmiast przybędę i pokonam gada, gdy ten tylko nadleci.
– To może nie być konieczne – z przekąsem odezwał się Ragus, dowódca straży. Ściągniemy z Antarii miotacze, a z Saparii regiment halabardników. To całkowicie wystarczy na smoka.
– Lecz lepiej być przygotowanym na wszystko. Kto wie, co może się przydarzyć – odparł książe.
Czarodziej miał mętlik w głowie, gdy z powrotem znalazł się w wieży. Czy jego plan diabli wzięli, czy też przeciwnie, w rzeczy samej nie zmienił się ani na jotę? Ostatecznie uznał, że nadal może zrealizować swój cel. Z drugiej strony zadanie jednak miał teraz znacznie trudniejsze, ponieważ nowy smok był dla niego zupełną niewiadomą i mógł go niejednym zaskoczyć.Cóż, sam sobie nawarzył tego piwa.
Kiedy tak o tym rozmyślał, usłyszał pukanie do drzwi frontowych. Gosposia miała dziś wolne, więc zszedł na dół i sam otworzył. Gościem okazała się Nuena. Abelion, nie dowierzając, wpuścił ją do środka. Weszła powoli, drobnym kroczkiem, nie rozglądając się, aż przystanęła przed schodami i zapytała:
– Słyszałeś, co się stało?
– Zależy, co masz na myśli – odrzekł ostrożnie Abelion.
– Wiesz dobrze. Wszak wszyscy mówią o latających potworach.
– Trudno zaprzeczyć. Ale w czym mogę ci pomóc?
– Chcę zobaczyć pojmanego smoka – powiedziała dziewczyna.
– No wiesz, że go tu nie trzymam. Jest w zamku.
– Wiem. Chcę go zobaczyć – powtórzyła.
– Ależ to może być niebezpieczne, gdyż niebawem Sinan zaatakuje drugi smok. Dopiero jak go pokonam, to z najwyższą przyjemnością pokażę ci nie tyle jednego, ile dwa smoki – czarodziej, zadowolony ze swej wypowiedzi, uśmiechnął się lekko.
Nuena popatrzyła na niego dziwnie.
– Naprawdę chcesz pokonać drugiego smoka?
– Już o to się nie martw, dam radę – odparł Abelion buńczucznie, choć w sercu poczuł iskierki niepokoju.
– W takim razie życzę powodzenia – rzekła mu na to i wyszła.
Abelion potem po wielokroć powracał w myślach do tej krótkiej rozmowy, uzmysławiając sobie ze zdumieniem, że Nuena po raz pierwszy, od kiedy ją poznał, wyrażała się niezwykle rzeczowo, bez typowych dla niej niedomówień i irytujących zagadek.Ale jaki mógł z tego wyciągnąć wniosek? Nie wiedział.
Na Sinan padł blady strach. Groźba ataku smoka zawisła nad miastem, wywołując ciągłe, męczące zaniepokojenie wśród mieszczan. Nastroje poprawiły sie dopiero, gdy książe Naynn ściągnął z Antarii kilka baterii miotaczy, broni, która przechyliła szalę zwycięstwa ludzi podczas wielkiej wojny ze smokami. Ale gdy pewnego razu, ze straznicy pod miastem zaobserwowano krążącą nad górami i lasami złowieszczą sylwetkę największego wroga ludzkości, lęk na powrót wkradł sie w serca mieszkańców miasta, i to ze zdwojoną siłą. W końcu smoka dostrzeżono nad oblanym purpurą zachodzącego słońca miastem.
Abalion został wezwany do zamku. Jego obecność była tyleż nieodzowna, co symboliczna. Ragnis twierdził, że baterie miotaczy będą trzymać smoka w szachu, gdyby jednak zawiodły, na miejscu będzie wyborny oddział halabardników. Czarodziej przyznawał mu rację, z pewną ulgą też stwierdzając, iż z jego karkołomnego planu nici. Może potem nieco wyolbrzymić swoją rolę…
Codziennie przychodził na mury, by wraz z Ragnisem, dowódcą straży, kapitanem halabardników i ogniomistrzem baterii miotaczy lustrować przyszłe pole bitwy. Dla żadnego z nich nie ulegało wątpliwości – miasto było teraz doskonale przygotowane do obrony i smok nie miał żadnej szansy uwolnić swojego pobratymca. A wiadomo, że smoki głupie nie są. Wtedy książe Naynn wpadł na pomysł, by nieco go zachęcić do ataku. Rozkazał wywlec Sanira z kazamatów i wystawić go na dobrze widoczne miejsce nieopodał zamtuza.
Czarodziej , zatopiony w myślach, był akurat na murach, gdy zagrały trąby na alarm. Jak zapewne każdemu w mieście, zabiło mu szybciej serce w oczekiwaniu na niezwykły spektakl. Jednakże tknęło go coś jeszcze . Przejęty nagłym lękiem, uzmysłowił sobie, jak niewiele poświęcił dotychczas uwagi drugiemu smokowi, nie próbując nawet wyjaśnić tajemnicy jego istnienia.
Abelion spojrzał w dół. Pod murami maszerował właśnie regiment ciężkozbrojnej piechoty z Saparii, z głośnym tupotem kierujący się na pozycje.
"Ma dokładnie tyle lat co ja"
Kusznicy na blankach ze spokojem przygotowywali swoją zabójczą broń,a z oddali niosły się komendy, wydawane przez dowódców miotaczy. Na wyniosłej baszcie zamkowej widać było smukłą sylwetkę księcia w błyszczącej zbroi, a obok niego stali Ragnis i szambelan.
"Wiem więcej, niż ty kiedykolwiek będziesz wiedział, czarodzieju"
Z chrzęstem miażdżonego żwiru pod buciorami nadbiegali w jego stronę strażnicy w pełnym rynsztunku bojowym, a ich dowódca gromkim głosem wykrzykiwał rozkazy, rozdzielając poszczególne oddziały na stanowiska.
"Naprawdę chcesz pokonać drugiego smoka?"
Jakimże żałosnym, skończonym głupcem się okazał! Cóż on, na wszystkie demony otchłani, rozpętał? Ze zmrożonym sercem spoglądał w dal, na bezskresne niebo, gdzie powoli, nieubłaganie rosła nadlatująca ku miastu samotna, czarna plamka. Nie miał już teraz najmniejszych wątpliwości, czyją tożsamość skrywała.
To była Nuena.
że drugo smok - popraw literówkę.
Pomysł z tym drugim smokiem nawet mi się spodobał, a ściślej rzecz biorąc zagadka wiążąca się z jego tożsamością. Szkoda tylko, że nie zostało to pociągnięte w jakąś stronę, gdyż można było lepiej wykorzystać ten wątek, istotny dla całego opowiadania. Niestety fabuła została podana w mało atrakcyjny sposób, wydarzenia rozgrywające się w Twoim świecie nie są ukazane "na żywo", ale jakby zrelacjonowane, rzadko przerywane jakimiś konkretnymi scenami.
Skąd czarodziej wiedział, że drugi smok ponownie zaatakuje miasto? Ta kwestia pozostaje dla mnie trochę niejasna.
Dopiero po lekturze zauważyłem w tytule, iż jest to część druga, zatem w wolnej chwili zapoznam się z początkiem Twojej historii.
1. Jak u Domka --- motyw smoków fajny, szczególnie jak się ten pierwszy spierniczył z murów.
2. Dialogi w moim odczuciu są wyprane z emocji. Niosą informacje o wydarzeniach, ale o bohaterach już nie.
3. Z drugiej strony za dużo wiadomości przekazujesz w narracji. Lepiej by chyba wyszło, gdyby bohater uzewnętrznił swoje przemyślenia w rozmowie z kimś, nawet z gadającą różczką. I znów jak u Domka --- lepiej by było na podstawie krótkich scenek rodzajowych potwierdzić niektóre stwierdzenia. Przykładowo : Na Sinan padł blady strach --- pokazać bohatera idącego ulicą i raz -- dialog, dwa -- jakaś bieganina, trzy -- scena bezzasadnej paniki. Będzie dynamiczniej, może wpleciesz trochę humoru, a sceneria ożyje i stanie się bardziej wiarygodna.
4. Komentarze odnarratorskie --- przygotowywali swoją zabójczą broń --- jakby nie była zabójcza, to by jej chyba nie używali.
5. Przydałoby się wydzielić graficznie cząstki tekstu. Kilka kropek albo numerków i mamy porządek, który ułatwia czytanie i poprawia płynność akcji.
6. Tekst ogólnie nie jest zły, ale przydałoby się go trochę rozbudować, żeby bardziej wciągał. Taka 4 z małym minusem za skarlałe wątki.
pozdrawiam
I po co to było?
Dzięki za komentarze.Dalem sobie trochę za malo czasu na pisanie tego opka, stąd niedoróbki. Tak to jest, gdy wstawia się tekst w trkcie pisania.
Tak --- dlatego najlepiej napierw napisać do końca, potem pozwolić odleżeć i następnie przejrzeć całość.
pozdrawiam
I po co to było?
ok, czas zadać sobie bardzo podstawowe pytanie: jeżeli historia nie zawiera innego twistu niż tożsamość 2go smoka (dośc nachalnie zasugerowana w poprzedniej cześci), czy nie czas już kończyć?
Trzecia i ostatnia część w niedzielę.
Przepraszam, ale nie mogę wkleić trzeciej części, bo nie mogę znaleźć opcji - wklej z worda. Nie wiem, czy coś się stalo z moim laptopem, czy są jakieś zmiany na stronie. Teraz napisy pojawiaja sie po angielsku i nie mam pojęcia, o co chodzi.