- Opowiadanie: Finkla - Błędy w przekładzie. Homo [dyptyk]

Błędy w przekładzie. Homo [dyptyk]

Dzię­ku­ję Ale­xFa­gus za współ­pra­cę i be­to­wa­nie, a Ada­mo­wiKB za im­puls. :-)

Za wszel­kie błędy w tek­ście od­po­wia­dam ja i tylko ja.

 

Pierw­sza/druga część dyp­ty­ku znaj­du­je się tutaj.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Błędy w przekładzie. Homo [dyptyk]

Pro­log

 

Zda­rza się, że lu­dzie róż­nie ro­zu­mie­ją te same gesty i ter­mi­ny. Bywa i tak, że za­wzię­cie kłócą się o jakiś dro­biazg bez zna­cze­nia. Set­ka­mi słów oko­pu­ją się na swo­ich po­zy­cjach, za­miast wy­słu­chać opo­nen­ta i za­sta­no­wić się, o co wła­ści­wie mu cho­dzi. Bo może sprzecz­ność jest tylko po­zor­na, a cała dys­ku­sja nie­po­trzeb­na?

A co do­pie­ro, kiedy…

 

1. Strach

 

– Sza­man! Twoja iść osada pręd­ka-pręd­ka!

– Moja iść! Co tam?

– Głowa! Du­ża-du­ża.

– Wy­so­ka czło­wiek iść tu?

– Nie. Nie wy­so­ka czło­wiek. Du­ża-du­ża. Czło­wiek nie. Głowa. Twoja wi­dzieć.

– Moja wi­dzieć… Twoja dobra mówić. To nie czło­wiek. To duch wszyst­ka ple­mię.

– Dla­cze­go duch iść tu? Duch gnie­wać?

– Duch głod­na. Ple­mię gdzie?

– Ple­mię cho­wać, drze­wo i krzak, tu i tam.

– Twoja po­wie­dzieć wszyst­ka ple­mię: ple­mię przy­nieść jadło, du­ża-du­ża jadło. Twoja iść. Moja cze­kać tu.

 

– Duch! Twoja mówić, co twoja chcieć, ple­mię przy­nieść.

– Duch! Twoja nie mówić, dla­cze­go?

– Duch! Twoja gnie­wać ple­mię? Twoja mówić sza­man!

 

– Sza­man! Ple­mię przy­nieść jadło. Cze­kać tam.

– Ple­mię przy­nieść do­bra-do­bra jadło tu.

– Duch! Tu jadło. Twoja jeść, twoja nie gnie­wać. Ple­mię przy­nieść wszyst­ka jadło.

 

– Cie­pło! Duch dobra!

– Du­ża-du­ża cie­pło! Zła cie­pło!

– Duch gnie­wać!

– Duch zła!

– Ogień! Wszyst­ka czło­wiek ucie­kać!

– Boleć! Boleć!

– Ar­ghhh…

 

In­ter­lu­dium 1.

 

Kiedy wiel­ki obłok do złu­dze­nia przy­po­mi­na­ją­cy uśmiech­nię­tą twarz od­pły­nął, w oko­li­cy nie po­zo­sta­ło nic ży­we­go, ru­cho­me­go ani barw­ne­go.

Do­pie­ro potem ze­rwał się wiatr. Mar­twe otwo­ry opu­sto­sza­łych ja­skiń pa­trzy­ły obo­jęt­nie, jak prze­ga­nia kłęby po­pio­łu. Nie­kie­dy po­piół tra­fiał do rzecz­ki, która wiele ty­się­cy lat póź­niej otrzy­ma nazwę Düssel. Ale więk­szość sza­re­go pyłu spa­da­ła na zie­mię, aby użyź­nić do­li­nę, którą, po ko­lej­nych kil­ku­na­stu wie­kach, ktoś miał ochrzcić Ne­an­der­ta­lem.

 

2. Cześć

 

Aj waj…

Każdy mąż z na­sze­go ludu zna hi­sto­rię Jó­ze­fa, brata mego pro­to­pla­sty. Pa­ste­rze przy ogni­skach pra­wią o trzech ga­łąz­kach, o ko­szach z pie­czy­wem, o kro­wach do­rod­nych i kro­wach chu­dych. I ja sły­sza­łem te opo­wie­ści i za­dzi­wia­łem się ich pro­ro­czym wy­ja­śnie­niem. Ale nie po­tra­fi­łem uwie­rzyć całym ser­cem. Aż do ostat­niej nocy.

Bo oto i mnie na­wie­dził sen inny niż wszyst­kie.

Uj­rza­łem… krzak. Jego li­ście uczy­nio­ne były ze świa­tła, jakby pło­nął żywym ogniem. Ale nie nisz­czał.

Przy­bli­ży­łem się, aby obej­rzeć ten zie­lo­ny ogień nie­spa­la­ją­cy ga­łą­zek krza­ka. A wów­czas usły­sza­łem głos:

– Moj­że­szu! Moj­że­szu!

– Oto je­stem – od­po­wie­dzia­łem.

Rze­kły mi pło­ną­ce ga­łąz­ki, abym zdjął san­da­ły z nóg, al­bo­wiem miej­sce, w któ­rym stoję, jest świę­te. I po­wie­dział jesz­cze ów nie­zwy­czaj­ny krzew, że pa­trzył na ojców mego na­ro­du; na Abra­ha­ma, na Iza­aka i na Ja­ku­ba. Wi­dział, jak okrut­ni Egip­cja­nie uci­ska­ją ten lud. I przy­obie­cał oca­le­nie na­sze­go na­ro­du z nie­wo­li, i kazał ogło­sić tę ra­do­sną no­wi­nę synom Izra­ela. A gdy chcia­łem wie­dzieć, jakie imię mam podać mo­je­mu lu­do­wi, gdy za­py­ta, od­rzekł:

– Je­stem, który je­stem.

Czy to sam Bóg ra­czył na­wie­dzić moje sny?

 

***

 

Oto Ten, Który Jest, roz­wiał me wąt­pli­wo­ści. Może nie pomnę wszyst­kie­go, co we śnie ra­czył rzec mi pło­ną­cy krzak, lecz ufam Jego sło­wom. Roz­ka­zał mi bo­wiem pójść do fa­ra­ona i bła­gać go, by wy­pu­ścił mój lud z nie­wo­li. Wzią­łem brata mego, Aaro­na, coby wspo­mógł mój nie­po­rad­ny język. Lecz nie wy­słu­chał dumny Egip­cja­nin próśb na­szych.

A wten­czas Bóg ze­słał znak, który wcze­śniej we śnie mi prze­po­wie­dział. Za­mie­nił bo­wiem wody Nilu w krew. Tak oto znik­nę­ły wa­ha­nia z mego serca. Kie­dy­śmy wró­ci­li z bra­tem, zwo­ła­li­śmy cały naród i prze­mó­wił do nich Aaron:

– Ra­duj­cie się, al­bo­wiem zbli­ża się kres nie­wo­li na­szej!

– Jakże mamy się ra­do­wać, kiedy woda w rzece ob­ró­ci­ła się w krew i przy­szło nam cier­pieć pra­gnie­nie? – jęli sar­kać sy­no­wie Izra­ela.

– Nie lę­kaj­cie się, gdyż jest to znak ze­sła­ny przez Boga Abra­ha­ma, Iza­aka i Ja­ku­ba, aby oka­zać swoją moc fa­ra­ono­wi.

– Aza­liż usłu­chał król Egip­tu? – spy­ta­ła młoda nie­wia­sta.

– Twar­de i nie­wzru­szo­ne po­zo­sta­ło jego serce – od­rzekł Aaron. – Lecz przy­obie­ca­no nam ko­lej­ne znaki, strasz­liw­sze jesz­cze. Te zmu­szą wresz­cie fa­ra­ona do ugię­cia się przed wolą Króla Kró­lów.

Na te słowa ra­dość za­pa­no­wa­ła wśród Izra­eli­tów. I rzekł im jesz­cze brat mój:

– Po­wia­dam wam, nie­dłu­go już bę­dzie­my zno­sić nasz cięż­ki los. Oto, co wy­my­śli­łem, aby od­pła­cić Egip­cja­nom za lata nie­wo­li. Niech każda nie­wia­sta po­ży­czy od swo­jej są­siad­ki złote ozdo­by. Ucho­dząc z tej ziemi, unie­sie­my je ze sobą. A nie waż­cie się wąt­pić, iż opu­ści­my ten kraj, takie bo­wiem były słowa Boże. Lecz czyń­cie wszel­kie przy­go­to­wa­nia skry­cie, aby plany nasze nie zo­sta­ły uda­rem­nio­ne.

I tak lud mój jął prze­my­śli­wać nad cze­ka­ją­cą go wę­drów­ką.

 

***

 

– Aaaa-ro­nie, Pan zzzz-no­wu nnna­wie­dził mnie we śnie.

– Cóż ci po­wie­dział?

– Żżżże ze­ee-eśle ko­lej­ne znaki. I że to nie On je sss­spro­wa­dza, tyy-yl­ko jakaś góra. – Tych słów pojąć nie mo­głem. Azali byłby Bóg Abra­ha­ma, Iza­aka i Ja­ku­ba górą, jako bożki bał­wo­chwal­czych ludów?

– Tego aku­rat nie mo­że­my ni­ko­mu rzec. Ja­kież znaki przy­obie­cał ci Ten, Który Jest?

– Plagę żab i oooo-wa­dów, potem zaś za­ra­zę naaa nasze trzo­dy.

– To za mało! – po­czął zży­mać się Aaron. – Za­iste, fa­ra­on nie ulęk­nie się żab ni mró­wek. – Je­że­li Pan po­now­nie za­pra­gnie z tobą roz­ma­wiać, ukorz się przed Nim i za­py­taj, kiedy do­kład­nie na­sta­ną żaby. Gdy się do­wiesz, ja od­po­wied­nio przed­sta­wię spra­wę kró­lo­wi Egip­cjan.

 

***

 

Za­py­ta­łem więc Tego, Który Jest, kiedy raczy utra­pić Egip­cjan zwie­rzę­ta­mi. Od­po­wie­dział mi, lecz serce fa­ra­ona wciąż po­zo­sta­wa­ło nie­czu­łe na nie­do­lę mego ludu i nie ulę­kło się gróźb Aaro­na.

Mo­gli­śmy je­dy­nie z bra­tem mieć na­dzie­ję, iż za­ra­za bydła zdoła prze­ła­mać upór wład­cy. Przy­rze­kli­śmy wszak Izra­eli­tom wol­ność.

 

***

 

– Moj­że­szu, Moj­że­szu!

– Czego żą­dasz, Panie?

– Wasze bydło za­czę­ło mrzeć, ale, po­wia­da­my ci, to jesz­cze nie praw­dzi­wa za­ra­za.

– Aj waj! Cze­muż, Panie, tak nas ka­rzesz?

– Wy­ja­śnia­li­śmy ci już, że to nie z na­szej przy­czy­ny. Po­słu­chaj teraz bar­dzo uważ­nie. Wasze trzo­dy będą padać od nie­czy­stej paszy. Wy­tłu­ma­czy­my ci, gdzie znaj­dzie­cie nieco zdrow­szą trawę. Ale to nie zwie­rzę­ta mamy na uwa­dze. Chce­my ra­to­wać ludzi. Gdy się obu­dzisz, w za­głę­bie­niu skały uj­rzysz… cu­dow­ną wodę. Daj z niej po łyku wszyst­kim lu­dziom, a będą bez­piecz­ni przed za­ra­zą. Nie lękaj się, że płynu za­brak­nie, bo uczy­nię go tyle, ile bę­dzie po­trze­ba i dla two­je­go na­ro­du, i dla Egip­cjan.

– O dzię­ki Ci, ła­ska­wy Panie!

– Pa­mię­taj: po łyku dla każ­dej nie­wia­sty, męża i dziec­ka. I nie wolno wam jeść mięsa z pa­dłych zwie­rząt, bo wtedy nawet nasza… woda nie zdoła was uchro­nić.

I praw­dę rzekł mi Ten, Który Jest, al­bo­wiem po prze­bu­dze­niu oczy moje uj­rza­ły źró­dło try­ska­ją­ce ze skały. Wzią­łem cu­dow­ną wodę, aby czym prę­dzej za­nieść ją synom Izra­ela, lecz wpierw po­sze­dłem do Aaro­na. On prze­ko­nał mnie, by nie dawać leku Egip­cja­nom, ale za­cho­wać ich por­cję dla na­sze­go bydła. Po­my­śle­li­śmy bo­wiem, że fa­ra­on prę­dzej uwie­rzy w moc Boga Abra­ha­ma, Iza­aka i Ja­ku­ba, je­że­li lud wład­cy po­cznie mrzeć, a Izra­eli­ci i ich trzo­dy po­zo­sta­ną zdro­wi.

 

***

 

Oto znowu sta­nę­li­śmy przed ob­li­czem fa­ra­ona. Do­brze umy­ślił to Aaron – po na­po­je­niu na­szych stad cu­dow­ną wodą, nie padła ani jedna sztu­ka (prócz trzo­dy pew­ne­go męża, z któ­rym brat mój się po­wa­dził), a bydło Egip­cjan wy­mar­ło nie­mal do szczę­tu. Lecz i ten wi­do­my znak mocy Tego, Który Jest nie prze­ko­nał har­de­go wład­cy, który nie chciał wy­pu­ścić Izra­eli­tów z nie­wo­li.

Rzekł zatem Aaron do króla:

– Ze­zwól odejść mo­je­mu lu­do­wi, al­bo­wiem, jeśli tego nie uczy­nisz, Bóg nasz ześle na was grad strasz­li­wy, aże­byś po­znał, iż nie mo­żesz się mu sprze­ci­wiać.

– Za­mie­rzam was pu­ścić, aby­ście mogli na pu­sty­ni zło­żyć ofia­ry na­leż­ne wa­sze­mu Bogu. Ale nie zdzier­żę, wa­sze­go nad­mier­ne­go od­da­le­nia. Zo­staw­cie prze­to w do­mach wasze nie­wia­sty i dzie­ci – od­parł fa­ra­on.

Na te słowa stało się, jako prze­po­wie­dział Pan mój: po­czę­ły zbie­rać się czar­ne chmu­ry i wkrót­ce na zie­mię runął z nich grad, ja­kie­go nikt wcze­śniej nie wi­dział. Uwia­do­mi­li­śmy wcze­śniej synów Izra­ela, aby po­cho­wa­li wsze­la­ki do­by­tek z pól swo­ich, więc lud mój nie ucier­piał, lecz Egip­cja­nie po­zo­sta­wi­li na po­lach nie­wol­ni­ków i reszt­ki trzo­dy.

Ale i wów­czas serce króla po­zo­sta­ło nie­czu­łe.

Aaron po­ra­dził mi więc, abym bła­gał Boga o ko­lej­ne strasz­li­we znaki.

 

***

 

– Panie…

– Tak, Moj­że­szu?

– Fa­ra­on nie zgo­dził się na wy­pusz­cze­nie mo­je­go ludu z Egip­tu. Nie uląkł się nawet gradu. Czy mo­żesz, Panie mój, ze­słać na niego jesz­cze gor­sze plagi?

– Jak już ci wcze­śniej wspo­mi­na­li­śmy, pył uno­szą­cy się w po­wie­trzu wkrót­ce prze­sło­ni Słoń­ce i wyda się wam, że zga­sło jego świa­tło.

– Król Egip­tu nie jest chło­pię­ciem, aby w ciem­no­ściach drżeć z trwo­gi. Bła­gam Cię, Boże, ze­ślij na ten kraj klę­skę jesz­cze do­tkliw­szą.

Li­ście krze­wu za­sze­le­ści­ły jakby w gnie­wie.

– Czy masz kon­kret­ne po­my­sły?

– Zabij, Panie, wszyst­kich pier­wo­rod­nych synów egip­skich. Wten­czas na pewno uko­rzą się przed Twoim ma­je­sta­tem.

– To nie­do­pusz­czal­ne po­stę­po­wa­nie, okrut­ny czło­wie­ku! Po­wia­da­my ci, za dwa dni na­sta­ną ciem­no­ści i na tym za­koń­czą się skut­ki wy­bu­chu… ogni­stej góry.

 

***

 

Prze­mó­wi­łem do swego ludu, a Aaron był mymi usta­mi.

– Sy­no­wie Izra­ela! Oto Ten, Który Jest obie­cał nam tak okrut­nie do­świad­czyć Egip­cjan, aby wresz­cie zmięk­czyć twar­de serce fa­ra­ona. Ale po­trze­bu­je wa­szej po­mo­cy. Czy je­ste­ście go­to­wi wy­peł­nić wolę Pana?

– Je­ste­śmy! Wyjaw jeno, co mamy czy­nić! – roz­le­gły się krzy­ki ze­bra­nych.

– Nie­chaj nie­wia­sty roz­po­wia­da­ją Egip­cja­nom, iż sprze­da­wa­ne przez Izra­eli­tów mięso na­szych krów tak moc­nych, że prze­trwa­ły za­ra­zę, daje spo­ży­wa­ją­ce­mu wiel­ki spryt, siłę i dłu­go­wiecz­ność, a szcze­gól­nie dużo winni go spo­ży­wać pier­wo­rod­ni sy­no­wie, aby wzmoc­nić swe ro­dzi­ny.

– Tak się sta­nie!

– Tak też po­wie­my na­szym są­siad­kom i przy­ja­ciół­kom.

– Mę­żo­wie tym­cza­sem nie­chaj wezmą krowy i woły, które padły od za­ra­zy i sprze­da­ją ich mięso Egip­cja­nom.

– Tak uczy­ni­my, do­stoj­ny Aaro­nie!

– Wy zaś nie spo­ży­waj­cie wo­ło­wi­ny, jeno mięso ba­ran­ków, któ­rym da­li­śmy napić się cu­dow­nej wody.

 

***

 

Pew­nej nocy Pan znowu ra­czył na­wie­dzić moje sny.

– Prze­ko­na­li­śmy fa­ra­ona, aby nie robił wię­cej prze­szkód. Mo­że­cie opu­ścić Egipt.

– Za­iste wspa­nia­ła to no­wi­na! Zaraz wy­pro­wa­dzę mój lud!

– Uczyń to. Bę­dzie­my wam po­ma­gać. Moj­że­szu, wi­dzie­li­śmy w gło­wie fa­ra­ona, że Egip­cja­nie umie­ra­ją w okrop­nych mę­czar­niach. Dla­cze­go? Czyż nie ob­da­rzy­li­śmy cię cu­dow­ną wodą dla nich?

– To praw­da, Je­steś, Który Je­steś. Lecz wraz z mym bra­tem umy­śli­li­śmy coś lep­sze­go. Miast wody da­li­śmy Egip­cja­nom mięso pa­dłych krów.

– Dla­cze­go po­stą­pi­li­ście tak nie­cnie?

– Uczy­ni­li­śmy to, aby tym łac­niej uwie­rzy­li w Twoją moc, wi­dząc, jak za­bi­jasz pod­da­nych fa­ra­ona, a szczę­dzisz synów Izra­ela. Wier­nie Tobie słu­ży­my, Je­steś, Który Je­steś.

– Zbudź się i ru­szaj­cie w drogę. Niech ten kosz­mar skoń­czy się czym prę­dzej.

 

Na te słowa ze­rwa­łem się z łoża. Roz­bu­dzi­łem rów­nież wszyst­kich do­mow­ni­ków i ro­ze­sła­łem ludzi, aby na­tych­miast ze­brać synów Izra­ela.

Jesz­cze przed świ­tem wy­ru­szy­li­śmy. I stało się, jak obie­cał mi Ten, Który Jest. Pierw­szy raz uka­zał mi się na jawie, nie we śnie. Inni też Go wi­dzie­li – jako zie­lo­ny dym za dnia i jako ogień w nocy. I Pan po­pro­wa­dził nas na pu­sty­nię.

Aż zo­ba­czy­li­śmy za nami pogoń. Na­ten­czas prze­lę­kli się sy­no­wie Izra­ela i jęli szem­rać mię­dzy sobą.

 

Wtedy nagle za­pa­dłem w sen i znowu prze­mó­wił do mnie Ten, Który Jest.

– Moj­że­szu! Bar­dzo nas roz­cza­ro­wa­łeś. Spójrz, jak nie­cny­mi po­stęp­ka­mi spro­wa­dzi­li­ście na sie­bie po­ścig żoł­nie­rzy. Wiedz, że teraz żoł­da­cy nie spo­czną, póki nie wy­mor­du­ją was co do jed­ne­go.

Prze­ra­żo­ny, pa­dłem na twarz przed Bo­giem i jąłem go bła­gać:

– Panie, wy­bacz mnie grzesz­ne­mu i ratuj mój lud!

– Zro­bi­my, co tylko bę­dzie­my mogli, aby was oca­lić. Nie chce­my wię­cej śmier­ci. Ale roz­mów z okrut­ni­ka­mi rów­nież nie pra­gnie­my. Odtąd mu­si­cie wę­dro­wać dzień i noc, a my bę­dzie­my pro­wa­dzić was w ciem­no­ściach. Idź­cie za nami i nie lę­kaj­cie się. A kiedy uda wam się ujść Egip­cja­nom, drogi nasze ro­zej­dą się na za­wsze. Teraz zbudź się!

 

Otwo­rzy­łem oczy, jako przy­ka­zał Pan.

I Ten, Który Jest po­wiódł mój lud aż do morza. I znów po­czę­li sar­kać Izra­eli­ci, iż są zgu­bie­ni. Ale Bóg Abra­ha­ma, Iza­aka i Ja­ku­ba uczy­nił cud, bo oto roz­stą­pi­ły się wody przed nami. A Pan nasz po­zo­stał na brze­gu morza, aby za­mknąć przej­ście przed woj­ska­mi fa­ra­ona.

I wię­cej Go nie wi­dzia­łem.

 

***

 

Zo­sta­łem sam z bra­tem.

– Cóóóż ppp­poo-ocznie­my, Aaro­nie?

– Za­praw­dę po­wia­dasz, Bóg roz­gnie­wał się na cie­bie i nas opu­ścił?

Po­ki­wa­łem głową.

– Ha! Pew­nym jest, iż sy­no­wie Izra­ela nie mogą się o tym do­wie­dzieć, al­bo­wiem po­wie­dzą, żeśmy wcią­gnę­li ich w pu­łap­kę i ubiją nas.

– Cccoo czy­nić?

– Zdaj się na mnie. Sami po­pro­wa­dzi­my na­szych dziel­nych mężów i cne nie­wia­sty. Coś wy­my­ślę. Hmmm… Bę­dzie­my palić ogień w ko­szach i nieść na drą­gach na przo­dzie ko­lum­ny, aby lud nie po­znał, iż nie ma już przy nas ob­ło­ku dymu ni ognia. Zbu­du­je­my Panu bo­ga­ty przy­by­tek, do któ­re­go wpu­ści­my je­dy­nie za­ufa­nych Izra­eli­tów.

– Aaaa je­ee-eśli to nieee wy­star­czy?

– Ty udasz się w ta­jem­ne, od­osob­nio­ne miej­sce, a ja uczy­nię boski wi­ze­ru­nek, który lud bę­dzie mógł czcić. Po po­wro­cie rzek­nę ci, jakie boże słowa wi­nie­neś prze­ka­zać synom Izra­ela. Musi się nam udać.

 

In­ter­lu­dium 2.

 

Plan Aaro­na się po­wiódł.

Izra­eli­ci uwie­rzy­li. Nie w każde słowo, które usły­sze­li od braci, nie od razu, ale uwie­rzy­li. Ich re­ak­cja wy­war­ła ogrom­ny wpływ na dal­sze losy świa­ta. I mniej­sza o lo­kal­ne bitwy czy inne aspek­ty geo­po­li­tycz­ne. Skut­ki nowej re­li­gii oka­za­ły się znacz­nie po­waż­niej­sze i bar­dziej dłu­go­trwa­łe niż ja­kie­go­kol­wiek im­pe­rium w dzie­jach ludz­ko­ści.

Plan Aaro­na do­pro­wa­dził do po­wsta­nia no­we­go ob­ra­zu boga – Boga je­dy­ne­go i trans­cen­dent­ne­go. Taki byt czuwa nad wy­znaw­ca­mi, ale nie­ko­niecz­nie im się ob­ja­wia. Prze­ka­zu­je swoją wolę za po­mo­cą czy­nów lub słów. Miesz­ka w nie­bio­sach, a nie w kon­kret­nej ziem­skiej lo­ka­li­za­cji. Dzię­ki temu wę­dru­ją­cy lud może po­nieść Go ze sobą i ko­mu­ni­ko­wać się ze swym bó­stwem z do­wol­ne­go miej­sca na Ziemi. Albo i poza nią.

Na sku­tek nowej re­li­gii zmie­nił się rów­nież wi­ze­ru­nek czło­wie­ka. Homo sa­piens, jako isto­ta wy­jąt­ko­wa, bo ukształ­to­wa­na na po­do­bień­stwo Boga, wy­rósł ponad ota­cza­ją­cą na­tu­rę, nie­ja­ko uzy­skał przy­zwo­le­nie na pod­po­rząd­ko­wa­nie jej sobie. We wszyst­kim zo­stał uza­leż­nio­ny od stwór­cy, lecz za­cho­wał wolną wolę i zdol­ność do buntu.

A to był do­pie­ro po­czą­tek.

 

3. Od­da­nie [1]

 

– Pójdź, Cha­di­dżo, pra­gnę opo­wie­dzieć ci, co przy­da­rzy­ło mi się pew­nej nocy na pu­sty­ni – przy­wo­ła­łem żonę.

– Mężu mój, otom go­to­wa wy­słu­chać mą­dro­ści wy­pły­wa­ją­cej z two­ich warg.

– Po­śród głę­bo­kiej nocy, zim­nej ni­czym błysk klin­gi roz­bój­ni­ka, uka­zał mi się pe­wien mąż. Wzro­stem dwa­kroć prze­wyż­szał naj­wyż­sze­go czło­wie­ka spo­śród Ku­raj­szy­tów. Lękam się, iż na­wie­dził mnie szej­tan. Na ten widok owład­nę­ło mną prze­ra­że­nie i mimo doj­mu­ją­ce­go chło­du, ob­la­łem się potem.

– A cóż ci po­wie­dział ów mąż, Mu­ham­ma­dzie?

– Roz­po­starł ka­wa­łek bro­ka­tu, pięk­niej­sze­go niźli ja­ka­kol­wiek tka­ni­na, którą ob­ju­czy­li­śmy nasze wiel­błą­dy. Ma­te­riał po­kry­wa­ły ja­kieś znaki. I rzekł do mnie: „Czy­taj!”, a głos jego sze­le­ścił niby suchy piach trą­ca­ny przez ja­do­wi­te­go skor­pio­na. „Cóż mam czy­tać?” od­par­łem, a wów­czas on za­ci­snął ów bro­kat wokół mnie. Już my­śla­łem, że to śmierć.

Cha­di­dża pi­snę­ła, prze­ra­żo­na.

– Ale wszak ży­jesz, uko­cha­ny mężu mój.

– Żyję, bo­wiem na­stęp­nie ów nie­zna­jo­my po­luź­nił ucisk i po­now­nie na­ka­zał mi czy­tać. Po­wtó­rzy­ło się to jesz­cze dwa razy. A kiedy rze­kłem mu, iż nie po­tra­fię czy­tać, wy­re­cy­to­wał: „Głoś! Twój Pan jest naj­szla­chet­niej­szy! Ten, który na­uczył czło­wie­ka przez pióro; na­uczył czło­wie­ka tego, czego on nie wie­dział”. A potem znik­nął. Nie od­szedł, ale znik­nął, jakby prze­mie­nił się w garść pu­styn­ne­go pia­chu. I cóż my­ślisz o tym wy­da­rze­niu, umi­ło­wa­na żono?

– Myślę, że nie ob­ja­wił ci się szej­tan, ale po­sła­niec Je­dy­ne­go Boga, który dał lu­dziom Księ­gę, aby po­zna­li to, co do tej pory było za­kry­te przed ich ocza­mi. Oto zo­sta­łeś, drogi mężu, po­wo­ła­ny do gło­sze­nia wśród Ku­raj­szy­tów wiary w praw­dzi­we­go Boga.

– Ale cze­muż uj­rza­łem go pod po­sta­cią szpet­niej­szą od naj­star­szej ko­bie­ty?

– Jajka znaj­dziesz tylko w brud­nym kur­ni­ku – od­par­ła moja umi­ło­wa­na Cha­di­dża.

 

***

 

Wiele jesz­cze razy, po­śród chło­du i ciem­no­ści pu­styn­nej nocy, na­wie­dzał mnie Po­sła­niec. Pra­gną­łem go wiel­bić, lecz za­pew­niał mnie, że nie jest Bo­giem, a, jak głę­bo­ko wie­rzę, ust jego nigdy nie ska­la­ło kłam­stwo. Cha­di­dża, po róż­nych zna­kach, które jej opo­wie­dzia­łem, po­zna­ła, iż to ar­cha­nioł Dżi­bril, Wo­jow­nik Pana. Nie wzdra­gał się przed tym imie­niem, więc słusz­nie pra­wi­ła moja umi­ło­wa­na.

Czę­sto roz­pra­wia­li­śmy z Bożym Po­słań­cem o rów­no­ści. Zga­dzał się ze mną, iż źle czy­nią Ku­raj­szy­ci, bo­ga­cąc się kosz­tem po­grą­żo­nych w ża­ło­ści wdów, sie­rot i in­nych bez­bron­nych człon­ków spo­łecz­no­ści. Czyż brzęk zło­tych monet może brzmieć pięk­niej niźli śmiech do­stat­niej ummy? Tak jak i ja, ar­cha­nioł są­dził, że oby­czaj na­ka­zu­ją­cy po­mstę za po­mstę za po­mstę za drob­ną znie­wa­gę, wy­nisz­cza arab­skie ple­mio­na ni­czym susza pu­sto­szą­ca kwit­ną­cy ogród.

Dżi­bril pra­wił mi rów­nież o lu­dzie Księ­gi, że zo­sta­li wy­bra­ni przez Pana, lecz zmar­no­tra­wi­li swą szan­sę na po­do­bień­stwo po­ryw­cze­go mło­dzień­ca, który pręd­ki­mi czy­na­mi i pu­sty­mi słowy zraża do sie­bie ob­lu­bie­ni­cę. Boży Wo­jow­nik prze­strze­gał jed­nak przed po­dej­mo­wa­niem walki z każ­dym czło­wie­kiem wcze­śniej­sze­go ob­ja­wie­nia: „I nie sprze­czaj­cie się z ludem Księ­gi ina­czej, jak w spo­sób uprzej­my – z wy­jąt­kiem tych spo­śród nich, któ­rzy są nie­spra­wie­dli­wi”.

 

***

 

Zgod­nie z tym, co przy pierw­szym spo­tka­niu przy­ka­zał mi Po­sła­niec, gło­si­łem jego słowa innym Ku­raj­szy­tom. Na­ma­wia­łem, by sza­no­wa­li sła­bych i bez­bron­nych, by dzie­li­li się bo­gac­twa­mi z po­trze­bu­ją­cy­mi. Tłu­ma­czy­łem, iż le­piej na­kar­mić bie­da­ka, a sa­me­mu nie jeść przez dzień cały.

– Łatwo ci na­ma­wiać in­nych do utrzy­ma­nia postu – rzekł mi kie­dyś kuzyn, po­pi­ja­jąc kawę czar­ną i go­rą­cą jak smoła, a słod­ką jak psz­czo­ła. – Wszak, jako sie­ro­ta, nie­raz w dzie­ciń­stwie od­czu­łeś rwące pa­zu­ry głodu. Mój oj­ciec wciąż żyje, za­wsze dbał o mnie i moich braci. Nas po­wstrzy­ma­nie się od jadła kosz­tu­je wię­cej trudu.

– Po­win­ni­ście więc czę­ściej za­zna­wać braku po­kar­mu i na­po­ju, aby­ście doń na­wy­kli. Dam wam przy­kład i przez okrą­gły mie­siąc po­ścić będę ca­ły­mi dnia­mi, je­dząc i pijąc je­dy­nie no­ca­mi, aż od­róż­nię nitkę białą od nitki czar­nej o świ­cie.

 

***

 

By­wa­ło, że słowa Po­słań­ca Pana po­zo­sta­wa­ły dla mnie ciem­ne niby dno stud­ni w bez­k­się­ży­co­wą noc.

– Wszyst­kie or­ga­ni­zmy żywe po­wsta­ły z wody. I po­łą­czo­ne są wię­za­mi krwi. Płazy przy­po­mi­na­ją gady, ryby tro­chę moc­niej się od nich róż­nią. To tak samo jak w ro­dzi­nie – bra­cia zwy­kle bar­dziej są do sie­bie po­dob­ni niźli ku­zy­ni.

– Czy zna­czy to, iż węże i żaby to bra­cia, a ryby to ich ku­zy­ni?

– Tak, do­brze mnie zro­zu­mia­łeś.

Jakże mo­głem do­brze zro­zu­mieć coś, czego nijak nie poj­mu­ję? Czyż węże i żaby mogą być brać­mi, skoro nie spło­dził ich jeden oj­ciec? Ja­kim­że spo­so­bem ży­ją­cy na pu­sty­ni ska­ra­be­usz rodzi się z wody? Za­praw­dę, wiel­ka jest po­tę­ga stwór­cy wsze­la­kich zwie­rząt. Jeśli Boży Wo­jow­nik po­wia­da, że ryby i węże nie róż­nią się zbyt­nio od czło­wie­ka, win­ni­śmy im sza­cu­nek jako cu­dow­nym two­rom Al­la­ha.

 

Innej nocy za­py­ta­łem ar­cha­nio­ła o po­wsta­nie wszyst­kie­go, co po­dzi­wia­ją me oczy:

– Dżi­bri­lu, czy opo­wiesz mi, jak Allah stwo­rzył świat?

– Zrazu nie­bio­sa i zie­mia sta­no­wi­ły jedną zwar­tą masę i zo­sta­ły roz­dzie­lo­ne.

– Zie­mia pod mymi sto­pa­mi, a niebo nad mą głową.

– Nie­zu­peł­nie tak, Mu­ham­ma­dzie.

– Jakże to?!

– Zie­mia roz­po­ście­ra się jak stru­sie jajo. Gwiaz­dy ota­cza­ją ją ze wszyst­kich stron.

– Oto rze­czy, któ­rych nigdy nie po­znał swym nędz­nym ro­zu­mem żaden czło­wiek.

– Nie do­ce­niasz ludzi – za­prze­czył Po­sła­niec. – Wszak twoje wła­sne arab­skie ple­mio­na prze­cho­wu­ją licz­ne mą­dro­ści przod­ków spi­sa­ne na per­ga­mi­nach.

– Wie­rzę w twe słowa, Dżi­bri­lu, ale sam nie mogę się o tym prze­ko­nać, bo­wiem nie opa­no­wa­łem trud­nej sztu­ki czy­ta­nia. Ten brak boli, ni­czym ją­trzą­ca się rana.

 

***

 

Jakiś czas póź­niej, Boski Wo­jow­nik do­ko­nał cudu i pew­ne­go dnia prze­ko­na­łem się, iż za­pi­sa­ne karty prze­ma­wia­ją do mnie ni­czym szla­chet­ni mę­dr­cy. Opo­wie­dzia­ły mi wiele rze­czy; otwo­rzy­ły przede mną skar­biec miesz­czą­cy nie­prze­li­czo­ne bo­gac­twa wie­dzy. Po­ka­za­ły mi rów­nież, jak okrop­ne grze­chy po­peł­nia­ją nie­wier­ni.

Przy­po­mnia­łem sobie, jak Dżi­bril pra­wił o lu­dzie wcze­śniej­sze­go ob­ja­wie­nia po wie­le­kroć prze­ina­cza­ją­cym świę­te słowa Pana i po­my­śla­łem, że biada tym, któ­rzy piszą Księ­gę swo­imi rę­ka­mi, a potem mówią: „To po­cho­dzi od Boga”. Biada giau­rom, bo­wiem czeka ich strasz­li­wa ge­hen­na.

Wkrót­ce potem na­wie­dził mnie Iblis uda­ją­cy ar­cha­nio­ła. Po­zna­łem się na jego nie­cnym kłam­stwie, tym za­cząt­ku wszel­kich grze­chów, bo­wiem, gdy tylko rze­kłem: „Kiedy spo­tka­cie tych, któ­rzy nie wie­rzą, to uderz­cie ich mie­czem po szyi”, on od­parł, abym czcił wszyst­kich ludzi, nawet tych, któ­rzy od­su­nę­li się od drogi Boga. Prze­gna­łem więc precz złego ducha jak wście­kłe­go sza­ka­la, a on od­szedł w głąb pu­sty­ni i nigdy już wię­cej nie oglą­da­ły moje oczy ani Ibli­sa, ani Dżi­bri­la. Cóż stało się z Bożym Po­słań­cem? Mia­łem na­dzie­ję, że szej­tan go nie zwy­cię­żył.

 

In­ter­lu­dium 3.

 

Z roz­mów Dżi­bri­la i Mu­ham­ma­da na­ro­dzi­ła się ko­lej­na re­li­gia. Po kil­ku­set la­tach można już było mówić o świe­cie is­la­mu, w któ­rym lu­dzie de­fi­nio­wa­li sie­bie czę­ścio­wo po­przez przy­na­leż­ność do spo­łecz­no­ści wie­rzą­cych. Wspól­ny język wzmac­niał po­czu­cie jed­no­ści, piel­grzy­mi i kupcy do­star­cza­li kunsz­tow­nie ilu­stro­wa­ne księ­gi oraz no­win­ki tech­nicz­ne do wszyst­kich miejsc za­miesz­ka­łych przez Ara­bów. Mu­zuł­ma­nie roz­wi­nę­li spe­cy­ficz­ne formy sztu­ki. Islam wy­kształ­cił wła­sną ar­chi­tek­tu­rę, za­rów­no sa­kral­ną, jak i świec­ką: z me­cze­tem w cen­trum ze­spo­łu naj­waż­niej­szych bu­dyn­ków oraz bo­ga­ty­mi pa­ła­ca­mi pod­kre­śla­ją­cy­mi po­tę­gę wład­ców. Ma­lar­stwo przy­ję­ło na sie­bie pewne ogra­ni­cze­nia – przed­sta­wia­no świat przy­ro­dy, ale po­mi­ja­no isto­ty żywe. Nie­zwy­kłe zna­cze­nie osią­gnę­ła ka­li­gra­fia.

A pod ko­niec je­de­na­ste­go wieku, pa­pież Urban II we­zwał do pierw­szej kru­cja­ty prze­ciw mu­zuł­ma­nom. Wkrót­ce chrze­ści­ja­nie zdo­by­li Je­ro­zo­li­mę. Z wy­praw krzy­żo­wych Eu­ro­pej­czy­cy wy­nie­śli prze­ko­na­nie o agre­sji i nie­to­le­ran­cji is­la­mu.

 

4. In­spi­ra­cja

 

Ob­ser­wa­cje astro­no­micz­ne, które przy­słał mi pan Ce­la­don, oka­za­ły się wspa­nia­łe. Nigdy dotąd nie wi­dzia­łem no­ta­tek rów­nie do­kład­nych. Na samo wspo­mnie­nie tych nie­praw­do­po­dob­nie rów­nych ko­lumn z licz­ba­mi ogar­nia mnie za­chwyt. Cały bru­lion po­kry­ty za­pi­sa­mi na temat Księ­ży­ca, pla­net, komet… I z każ­dej nocy! Skąd­że pan Se­le­dy­no­wy pro­wa­dził ob­ser­wa­cje, skoro ani razu nie prze­szko­dzi­ła mu mgła? Póź­niej go o to wy­py­tam, na razie pisz­my dalej.

 

…Z ca­łe­go serca dzię­ku­ję Panu za na­de­sła­ne ob­ser­wa­cje astro­no­micz­ne. Nigdy jesz­cze nie trzy­ma­łem w rę­kach no­ta­tek tak sys­te­ma­tycz­nych i do­kład­nych.

 

No wła­śnie, ta nie­wia­ry­god­na do­kład­ność! Ja­kiejż wiel­ko­ści te­le­sko­pem musi dys­po­no­wać ów czło­wiek? A może używa mo­de­lu zwier­cia­dla­ne­go, który ja do­pie­ro koń­czę bu­do­wać? Muszę przy­spie­szyć prace! Warto rów­nież do­wie­dzieć się jak naj­wię­cej o sprzę­cie pana Ce­la­do­na.

 

…Z ogrom­ną ra­do­ścią roz­po­zna­ję w Panu po­krew­ną duszę – astro­no­ma-ama­to­ra, który, jak mnie­mam, nie wzdra­ga się przed zbu­do­wa­niem te­le­sko­pu, skoro przy­rząd taki jest mu po­trzeb­ny. Jeśli moje do­my­sły są słusz­ne i za­ba­wia się Pan rów­nież kon­stru­owa­niem uży­tecz­nych wy­na­laz­ków, ser­decz­nie za­pra­szam Pana do za­pre­zen­to­wa­nia swo­je­go mo­de­lu na po­sie­dze­niu To­wa­rzy­stwa Kró­lew­skie­go, do któ­re­go mam za­szczyt na­le­żeć.[2]

Po­zo­sta­ję w na­dziei na pod­trzy­my­wa­nie oży­wio­nej ko­re­spon­den­cji z tak nie­tu­zin­ko­wym czło­wie­kiem jak Pan.

Pań­ski wiel­ce zo­bo­wią­za­ny sługa,

I. New­ton

 

***

 

Bar­dzo po­chło­nę­ła mnie ko­re­spon­den­cja z panem Se­le­dy­no­wym. W ubie­głym ty­go­dniu ko­lej­ny list od niego przy­niósł nowe re­we­la­cje. Wpraw­dzie nie zgo­dził się na uczest­nic­two w spo­tka­niu To­wa­rzy­stwa, ale przy­słał sche­mat wła­sne­go mo­de­lu te­le­sko­pu. On rów­nież wy­ko­rzy­stał zwier­cia­dła w kon­struk­cji, ale zdą­ży­łem już za­pre­zen­to­wać świa­tu mój pro­to­typ, więc nikt nie zdoła mi ode­brać pierw­szeń­stwa w tym wy­na­laz­ku. Wobec tego kon­ty­nu­uj­my spo­koj­nie od­po­wiedź dla pana Ce­la­do­na.

 

…Ubo­le­wam, iż nie może Pan wziąć udzia­łu w jed­nym z na­szych ze­brań. Ża­łu­ję, że tracę moż­li­wość spo­tka­nia z wiel­ce in­te­re­su­ją­cym umy­słem, ale ro­zu­miem po­wo­dy Pań­skiej od­mo­wy i da­le­ki je­stem od na­le­ga­nia.

Szcze­rze dzię­ku­ję za prze­sła­nie mi sche­ma­tu te­le­sko­pu. Do­ce­niam, iż ze­chciał się Pan po­dzie­lić swymi do­nio­sły­mi po­my­sła­mi z obcym czło­wie­kiem.

 

Ha! Za­iste cie­ka­we uspraw­nie­nia wpro­wa­dził mój ko­re­spon­dent. Nie poj­mu­ję jed­nak, jakim cudem umoż­li­wia­ją one nie­zwy­kłą do­kład­ność ob­ser­wa­cji. Za­pew­ne zbu­do­wał ogrom­ne urzą­dze­nie. Z ry­sun­ku nie spo­sób po­znać wiel­ko­ści, autor nie podał bo­wiem ani skali, ani żad­ne­go od­nie­sie­nia, więc mogę je­dy­nie snuć hi­po­te­zy. Jeśli rze­czy­wi­ście pan Ce­la­don zo­ba­czył bę­dą­cy ko­lej­ną pla­ne­tą obiekt, któ­re­go nie uj­rzał do­tych­czas nikt inny, to ten sprzęt przej­dzie do hi­sto­rii nauki. Sama idea, że nasze Słoń­ce obie­ga jesz­cze jedna ol­brzy­mia kula budzi dresz­cze emo­cji. Wszak astro­nom tak do­świad­czo­ny jak twór­ca no­ta­tek, które otrzy­ma­łem, nie po­my­lił­by pla­ne­ty z ko­me­tą. Ale cze­muż, jak pisze, or­bi­ta zdaje się nie przy­sta­wać do kon­cep­cji pana Ke­ple­ra? Model z bry­ła­mi fo­rem­ny­mi zdaje się bar­dzo zgrab­nie udo­wad­niać, iż Pan upodo­bał sobie geo­me­trię.

To wszyst­ko razem przy­wo­dzi mi na myśl zda­nie, które naj­le­piej za­pa­mię­ta­łem z ca­łe­go listu pana Se­le­dy­no­we­go: „Prawa, które rzą­dzą ru­chem pla­net, nieme siły wy­zna­cza­ją­ce ich od­wiecz­ne ścież­ki, fa­scy­nu­ją i rodzą żądzę po­zna­nia, nie­praw­daż?”. Trud­no się z nim nie zgo­dzić. Ba! Owa żądza opa­no­wa­ła moją głowę i kró­lu­je w niej nie­po­dziel­nie. „Prawa, które rzą­dzą ru­chem pla­net…”

 

…Nie­zmier­nie za­fra­po­wał mnie frag­ment Pań­skie­go listu, w któ­rym wspo­mi­na Pan o sile na­pę­dza­ją­cej pla­ne­ty. Czyż­by na­le­żał Pan do zwo­len­ni­ków pana Kar­te­zju­sza i jego me­cha­ni­stycz­nej kon­cep­cji przy­ro­dy, z teo­rią wirów? Przy­zna­ję, idea Słoń­ca w cen­trum wiru po­ru­sza­ją­ce­go się z taką siłą, iż po­py­cha wszyst­kie pla­ne­ty, nie­sie w sobie pełną ele­gan­cji pro­sto­tę.

Ma Pan zu­peł­ną rację – do­sko­na­le ro­zu­miem tak Pana, jak i in­nych ludzi pró­bu­ją­cych przy po­mo­cy nędz­nych umy­słów prze­nik­nąć za­sa­dy, na ja­kich Bóg oparł swe prze­cu­dow­ne dzie­ło Stwo­rze­nia. Wy­znam wię­cej – nie pomnę sa­tys­fak­cji głęb­szej i czyst­szej niż ta to­wa­rzy­szą­ca prze­nik­nię­ciu ko­lej­nej cząst­ki Bo­skie­go planu.

Pań­ski wiel­ce zo­bo­wią­za­ny sługa,

I. New­ton

 

***

 

Ko­lej­ny list od mego przy­ja­cie­la, któ­re­go jąłem piesz­czo­tli­wie zwać Se­le­dyn­kiem, wpra­wił mnie w stan tak wiel­kiej agi­ta­cji, że mi­nę­ło wiele ty­go­dni, nim zdo­ła­łem za­siąść do pi­sa­nia od­po­wie­dzi.

Pan Ce­la­don po­ru­szył kilka in­try­gu­ją­cych kwe­stii. Przy­po­mniał jedną z zasad pana Kar­te­zju­sza, we­dług któ­rej po­ru­sza­ją­ce się ciało wę­dru­je po linii pro­stej, o ile tylko inne ciała nie za­kłó­ca­ją jego ruchu. A w dal­szej czę­ści listu na­wią­zał do dzieł pana Ke­ple­ra, zga­dza­jąc się z jego twier­dze­niem, iż pla­ne­ty obie­ga­ją Słoń­ce po elip­tycz­nych or­bi­tach. Jakaż siła spy­cha po­tęż­ne ciała nie­bie­skie z raz ob­ra­ne­go toru w stro­nę cen­trum ukła­du? Se­le­dy­nek żar­to­bli­wie przy­rów­nał ją do mocy ka­żą­cej jabł­kom spa­dać w dół, w kie­run­ku środ­ka Ziemi, nigdy w bok.

Jego fa­ce­cje spro­wa­dzi­ły moje roz­wa­ża­nia w nie­ocze­ki­wa­nym kie­run­ku. Od tego mo­men­tu w gło­wie bez­u­stan­nie kłę­bią mi się tu­zi­ny myśli, nie­któ­re tak śmia­łe, że za­pie­ra­ją dech w pier­si. Je­stem zbyt pod­eks­cy­to­wa­ny, by nad nimi za­pa­no­wać.

 

Mój drogi Przy­ja­cie­lu,

Pro­szę mi wy­ba­czyć ka­ry­god­nie dłu­gie mil­cze­nie a także skró­to­wość ni­niej­sze­go listu, lecz nasze wspól­ne de­li­be­ra­cje pod­su­nę­ły mi pe­wien po­mysł, który do­ma­ga się ode mnie nie­prze­rwa­nej uwagi. Jesz­cze nie je­stem gotów, aby przed­sta­wić ko­mu­kol­wiek wnio­ski pły­ną­ce z pierw­szych ob­li­czeń, ale w naj­głęb­szym se­kre­cie wy­ja­wić mogę, iż na­pa­wa­ją mnie one ogrom­ną na­dzie­ją. Nie­mniej jed­nak, musi minąć wiele lat, nim sa­tys­fak­cjo­nu­ją­co uła­dzę swe idee, mimo iż po­świę­cam im każdą chwi­lę.

Tuszę, iż tra­pią­ca Pana go­rącz­ka mi­nę­ła bez śladu.

Pań­ski od­da­ny przy­ja­ciel,

I. New­ton

 

***

 

Ostat­nio nie mo­głem po­świę­cić zbyt wiele czasu na ko­re­spon­den­cję z Se­le­dyn­kiem. On rów­nież od­pi­sy­wał rzad­ko, lecz jego rady nie­odmien­nie oka­zy­wa­ły się po­moc­ne, nie­kie­dy nawet prze­ło­mo­we. Chyba tylko ten fakt skła­niał mnie, aby spo­ra­dycz­nie, kosz­tem snu, skre­ślić ko­lej­ny krót­ki list do przy­ja­cie­la.

Jed­nak pew­ne­go dnia na­de­szła wia­do­mość utrzy­ma­na w tonie od­mien­nym od po­zo­sta­łych. Oto pan Ce­la­don prze­ła­mał swą nie­śmia­łość i za­pro­po­no­wał spo­tka­nie. W nocy, w parku, za­pew­ne, abym nie mógł do­kład­nie obej­rzeć ob­li­cza mego ko­re­spon­den­ta. Po­mysł Se­le­dyn­ka wydał mi się dzie­cin­nym i nie­god­nym an­giel­skie­go dżen­tel­me­na. Ale, skoro, ku mojej wy­go­dzie, za­su­ge­ro­wał schadz­kę w Cam­brid­ge, przy­sta­łem na jego wa­run­ki.

 

***

 

Ni­niej­szą no­tat­kę spo­rzą­dzam kilka dni po spo­tka­niu z panem (ach!) Ce­la­do­nem. Piszę, aby mieć ko­lej­ny ma­te­rial­ny dowód na to, co zda­rzy­ło się tam­tej nocy w Tri­ni­ty Fel­lows' Gar­den. A może nie do końca ufam wła­sne­mu umy­sło­wi i wolę pewne rze­czy po­wie­rzyć pa­pie­ro­wi?

 

Sta­wi­łem się punk­tu­al­nie. Nie wi­dzia­łem ni­ko­go, kto wy­glą­dał­by na mego przy­ja­cie­la. Wła­ści­wie, nie zo­ba­czy­łem żad­ne­go czło­wie­ka. Wresz­cie usły­sza­łem szept do­cho­dzą­cy z krza­ków. Zi­ry­to­wa­łem się i po­wie­dzia­łem panu Ce­la­do­no­wi kilka słów.

A wtedy… Wtedy mi się po­ka­zał. Jako po­twor­ny, żwi­ro­wy golem. Nie mo­głem uwie­rzyć wła­snym oczom. Po­my­śla­łem, że umysł płata mi figle. W końcu piach opadł, a coś, ty­tu­łu­ją­ce się panem Ce­la­do­nem, prze­mó­wi­ło do mnie. Dźwięk znowu do­bie­gał od stro­ny liści. Nie­wi­docz­ne zja­wi­sko tłu­ma­czy­ło, że nie jest oma­mem. Utrzy­my­wa­ło, że miesz­ka wśród ludzi od ty­siąc­le­ci, a nawet spo­ty­ka­ło się z Moj­że­szem, który uznał je za Boga.

Osta­tecz­nie zwąt­pi­łem we wła­sne zdro­wie psy­chicz­ne.

Usły­sza­łem, że nie­opo­dal leży bru­lion z no­tat­ka­mi. Za­iste, znaj­do­wał się we wska­za­nym miej­scu. Do­sze­dłem do wnio­sku, że to któ­ryś ze zło­śli­wych stu­den­tów albo ko­le­gów do­sy­pał mi cze­goś do je­dze­nia, a teraz pró­bu­je mnie oczer­nić. Jed­nak, z dru­giej stro­ny, cha­rak­ter pisma do złu­dze­nia przy­po­mi­nał ten z li­stów od pana Ce­la­do­na. Także atra­ment wy­da­wał się iden­tycz­ny. Te czyn­ni­ki spra­wi­ły, że ochło­ną­łem nieco i za­czą­łem uważ­niej słu­chać mego roz­mów­cy. Se­le­dy­nek prze­ko­ny­wał mnie, iż przy­był z innej pla­ne­ty, z ja­kiejś innej Ziemi krą­żą­cej wokół in­ne­go Słoń­ca. Po­pro­si­łem, aby uka­zał mi się w swo­jej praw­dzi­wej po­sta­ci, nie jako bał­wan z błota i żwiru.

A wów­czas… To było nie­sa­mo­wi­te. Roz­bły­snął świa­tłem. O iro­nio! On na­praw­dę lśnił se­le­dy­no­wo! Zaj­mo­wał prze­strzeń po­rów­ny­wal­ną z po­kaź­nym bu­dyn­kiem i pło­nął ja­śniej niż naj­więk­sze ogni­sko, które do­tych­czas wi­dzia­łem. Lecz w ogóle nie wy­sy­łał cie­pła. Bez wa­ha­nia wło­ży­łem rękę w blask i nie zo­sta­łem po­pa­rzo­ny. Nigdy dotąd nie spo­tka­łem się z chłod­nym źró­dłem świa­tła więk­szym od świe­tli­ka. Samo to świad­czy o nie­zwy­kłej na­tu­rze mo­je­go ko­re­spon­den­ta i roz­mów­cy. Czyż­by tylko żywe isto­ty po­sia­dły ta­jem­ni­cę wy­twa­rza­nia bla­sku bez spa­la­nia? Ale od­bie­gam od te­ma­tu.

Oto sta­łem przed my­ślą­cym ob­ło­kiem, ob­ło­kiem mę­dr­szym niż każdy z ludzi. Kiedy cof­ną­łem rękę, na dłoni uj­rza­łem zie­lon­ka­wy krysz­tał. Se­le­dy­nek po­in­for­mo­wał mnie, że to pa­miąt­ka, coś na kształt ludz­kie­go ko­smy­ku prze­cho­wy­wa­ne­go w me­da­lio­nie. Do­wie­dzia­łem się rów­nież, iż mój roz­mów­ca musi udać się do swego oj­czy­ste­go świa­ta. Kiedy po­wró­ci na Zie­mię, ka­mień znik­nie. Ale za­pew­ne wów­czas już od dzie­się­cio­le­ci będę mar­twy.

Po­że­gna­łem mo­je­go przy­ja­cie­la bar­dzo uprzej­mie. Wiele mu za­wdzię­cza­łem – pod­su­wał mi na­praw­dę do­sko­na­łe po­my­sły. Cóż, jeśli nie po­stra­da­łem zmy­słów ani nie do­zna­łem oma­mów, to Ce­la­don ist­nie­je od nie­wy­obra­żal­nie dłu­gie­go czasu, zdą­żył ze­brać wiele wie­dzy. A i lud na jego pla­ne­cie po­sia­da hi­sto­rię nie­po­rów­ny­wal­nie bo­gat­szą od na­szej.

Sam nie wiem, co mam o tym wszyst­kim są­dzić: krysz­tał i bru­lion prze­ko­nu­ją mnie, że nocne spo­tka­nie w parku nie za­szło wy­łącz­nie w moich wy­obra­że­niach. Ale czyż chory umysł nie po­tra­fił­by wmó­wić mi, iż trzy­mam w dłoni zie­lon­ka­wy ka­mień?

Do­koń­czę teo­rię, nad którą pra­co­wa­li­śmy wspól­nie z Se­le­dyn­kiem. Je­że­li nie tylko ja, ale także żaden inny czło­wiek nie zdoła zna­leźć luk w na­szej kon­cep­cji, wów­czas… Wów­czas będę zmu­szo­ny my­śleć, że gdzieś wśród gwiazd sa­mo­świa­do­ma bez­cie­le­sna in­te­li­gen­cja ga­zo­wo-py­ło­wa roz­pra­wia ze swymi po­bra­tym­ca­mi o na­szej Ziemi. Ta sama isto­ta, którą Moj­żesz uznał za go­re­ją­cy krzak (cóż, nie dzi­wię mu się, po tym, co sam uj­rza­łem i usły­sza­łem) oraz dym za dnia, ognień w nocy.

 

Po­sta­no­wi­łem, że do­brze ukry­ję wszel­kie ma­te­rial­ne ślady byt­no­ści Se­le­dyn­ka na na­szym glo­bie: listy jego do mnie oraz kopie moich do pana Ce­la­do­na, no­tat­ki, ob­ser­wa­cje astro­no­micz­ne (już wiem, dla­cze­go mgła nie była w sta­nie mu prze­szko­dzić), ob­li­cze­nia, szkic te­le­sko­pu (jakby w ogóle chmu­ra po­trze­bo­wa­ła ta­kie­go urzą­dze­nia!), otrzy­ma­ny w mi­nio­nym ty­go­dniu bru­lion, zie­lon­ka­wy krysz­tał oraz ni­niej­szą no­tat­kę.

 

In­ter­lu­dium 4.

 

Izaak New­ton wiele wy­sił­ku po­świę­cił te­ma­ty­ce teo­lo­gicz­nej. Zaj­mo­wał się mię­dzy in­ny­mi hi­sto­rią Ko­ścio­ła. Dużo czasu stra­wił rów­nież na do­świad­cze­nia al­che­micz­ne. Obec­nie ko­ja­rzy się go przede wszyst­kim z teo­rią gra­wi­ta­cji. Chyba ten ge­nial­ny czło­wiek w naj­więk­szym stop­niu przy­czy­nił się do prze­kształ­ce­nia fi­zy­ki we współ­cze­sną naukę, po­słu­gu­ją­cą się ma­te­ma­ty­ką i eks­pe­ry­men­tem.

Ta zmia­na wy­war­ła ol­brzy­mi wpływ na re­li­gię – do­gma­ty prze­sta­ły słu­żyć do roz­strzy­ga­nia spor­nych kwe­stii. Nauki bio­lo­gicz­ne i geo­lo­gicz­ne pod­wa­ży­ły wiek Ziemi wy­ni­ka­ją­cy z Pisma Świę­te­go. Ludz­kość za­czę­ła się za­sta­na­wiać, czy z opisu przy­ro­dy rze­czy­wi­ście można wy­cią­gać wnio­ski przy­dat­ne w etyce. Ogrom­ny Ko­smos coraz mniej przy­po­mi­nał miej­sce stwo­rzo­ne spe­cjal­nie dla czło­wie­ka. Bóg stał się in­ży­nie­rem. Nie do­ko­ny­wał wię­cej cudów, nie za­wie­szał praw przy­ro­dy. On je dyk­to­wał.

Ści­sły do­tych­czas zwią­zek mię­dzy Stwór­cą a czło­wie­kiem zo­stał ze­rwa­ny. Wkrót­ce po opu­bli­ko­wa­niu Prin­ci­piów New­to­na, Locke opo­wie­dział się za wpro­wa­dze­niem to­le­ran­cji re­li­gij­nej. Po­parł go Hume, który po­szedł jesz­cze dalej i nawet nie pró­bo­wał przed­sta­wiać swo­ich kon­cep­cji jako zgod­nych z chrze­ści­jań­ski­mi. Eu­ro­pej­czy­cy skon­cen­tro­wa­li się na spra­wach do­cze­snych. Stop­nio­wo, od związ­ków mię­dzy Bo­giem, ludź­mi a świa­tem, waż­niej­sze stało się po­zna­nie ludz­kiej na­tu­ry.

Ro­us­se­au po­świę­cił wiele wy­sił­ku tej te­ma­ty­ce i stwier­dził, że czło­wiek nie po­trze­bu­je re­li­gij­ne­go ob­ja­wie­nia – jest dobry z na­tu­ry. Mi­łość do sie­bie nie sta­no­wi prze­ci­wień­stwa mi­ło­ści do Stwór­cy, lecz do niej pro­wa­dzi. Re­li­gia wy­ni­ka z emo­cjo­nal­nej po­trze­by Boga.

Kant zgo­dził się, że idea Ab­so­lu­tu wy­ra­sta z ludz­kie­go po­py­tu, ale są­dził, że wy­pły­wa ra­czej z ro­zu­mu niż z serca. Ow­szem, czło­wiek jest z na­tu­ry dobry, o czym świad­czy jego prawo mo­ral­ne, ale wy­ka­zu­je także wro­dzo­ne pre­dys­po­zy­cje do czy­nie­nia zła. Co gor­sza, rozum po­tra­fi je uza­sad­nić. Świa­do­mość zła i grze­chu wy­mu­sza po­stu­lo­wa­nie Boga i nie­śmier­tel­nej duszy.

W ra­mach ro­man­tycz­nej re­be­lii Hegel za­prze­czył Kan­to­wi. Za źró­dło wszel­kich sprzecz­no­ści i alie­na­cji uznał umysł, a nie ze­wnętrz­ną rze­czy­wi­stość. Zro­zu­mie­nie tego przy­rów­nał do osią­gnię­cia stanu „wie­dzy ab­so­lut­nej”. Stwier­dził, że wiara i nauka nie stoją w opo­zy­cji; mają wspól­ne cele. Uczy­nił więc roz­wa­ża­nia o re­li­gii czę­ścią fi­lo­zo­fii. W ten spo­sób uza­leż­nił wy­zna­nie od kul­tu­ry, spra­wia­jąc, że po­wszech­na wiara za­czę­ła świad­czyć o spo­łe­czeń­stwie, umoż­li­wia­ła wy­snu­wa­nie wnio­sków o nim.

Z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie rosła od­le­głość mię­dzy Stwór­cą a czło­wie­kiem i jego ży­ciem co­dzien­nym. W Przy­czyn­ku do kry­ty­ki he­glow­skiej fi­lo­zo­fii prawa Marks stwier­dził, że re­li­gia sta­no­wi nar­ko­tyk dla ludu. Czter­dzie­ści lat póź­niej Nie­tz­sche ob­wie­ścił śmierć Boga.

 

5. Fa­scy­na­cja

 

Zna­la­złem no­tat­kę i inne pa­pie­ry ukry­te przez New­to­na. Bar­dzo spryt­ne miej­sce wy­my­ślił – w środ­ku jed­ne­go z drew­nia­nych mo­de­li, które bu­do­wał jako dziec­ko. Ale nic nie wy­trzy­ma próby czasu – w końcu i do tej pa­miąt­ki do­bra­ły się kor­ni­ki. Prze­ko­na­łem się o tym przy­pad­kiem, pod­czas prze­glą­da­nia ma­te­ria­łów do bio­gra­fii wiel­kie­go na­ukow­ca. A chwi­lę póź­niej wy­do­by­łem plik kar­tek oraz dwa bru­lio­ny.

Prze­czy­ta­łem. Cóż, jeśli to praw­da, z New­to­nem kon­tak­to­wa­ła się obca in­te­li­gen­cja, miesz­ka­ją­ca na Ziemi od ty­siąc­le­ci. Ta sama, która wy­war­ła jakiś wpływ na po­wsta­nie ju­da­izmu. Nie­zły pasz­tet.

Oczy­wi­ście, pró­bo­wa­łem sfal­sy­fi­ko­wać tę hi­po­te­zę. Do­ko­na­łem wszel­kich te­stów, jakie tylko przy­szły mi do głowy. Dys­po­no­wa­łem zbyt świe­ży­mi obiek­ta­mi na pre­cy­zyj­ne da­to­wa­nie ra­dio­wę­glo­we, ale ana­li­za po­zo­sta­ło­ści izo­to­pu C-14 przy­naj­mniej upew­ni­ła mnie, że nie pod­rzu­co­no mi współ­cze­snej fał­szyw­ki (tak, wszyst­ko wska­zy­wa­ło na drugą po­ło­wę sie­dem­na­ste­go wieku). Oglą­da­łem do­mnie­ma­ne za­pi­ski Se­le­dyn­ka pod naj­lep­szym mi­kro­sko­pem w na­szym in­sty­tu­cie. Ow­szem, kształt liter na­su­wał sko­ja­rze­nia z pi­smem od­ręcz­nym, ich po­wta­rzal­ność z ma­szy­no­wym, ale po­więk­sze­nie nie po­zo­sta­wia­ło wąt­pli­wo­ści – tak wy­glą­da pa­pier wy­cho­dzą­cy z dru­kar­ki atra­men­to­wej. A wła­ści­wie, tak by wy­glą­dał, gdyby nie cał­ko­wi­ty brak śla­dów po­zo­sta­wia­nych przez urzą­dze­nie.

Na pierw­szy rzut oka, wszyst­ko wy­ja­śnia­ły­by ha­lu­cy­na­cje ge­nial­ne­go ską­d­inąd na­ukow­ca. Ale to nie omamy za­peł­ni­ły dwa bru­lio­ny pi­smem eks­tre­mal­nie trud­nym do uzy­ska­nia nawet przy wy­ko­rzy­sta­niu dzi­siej­szych tech­no­lo­gii. Co cie­ka­we – ni­g­dzie nie zna­la­złem zie­lon­ka­we­go krysz­ta­łu, jakby Se­le­dy­nek już wró­cił na naszą pla­ne­tę.

Czyli po­wi­nie­nem ogło­sić, że miesz­ka wśród nas in­te­li­gent­ny obłok? Taaak, jasne… Ubra­li­by mnie w ka­ftan bez­pie­czeń­stwa, zanim zdą­żył­bym wyjąć wy­ni­ki badań z tecz­ki.

Co więc mam zro­bić? Nie ukry­wam, per­spek­ty­wa kon­tak­tu z isto­tą, która nie­gdyś roz­ma­wia­ła z New­to­nem, eks­cy­to­wa­ła mnie bar­dziej niż prze­cięt­ne­go fa­ce­ta pod­nie­ca­ją dziew­czy­ny i sport razem wzię­te. A prze­cież nie tylko o New­to­na cho­dzi! Moj­żesz też się w no­tat­ce Iza­aka po­ja­wił i pew­nie jesz­cze obłok wszyst­ko po­mię­dzy nimi pa­mię­ta… Od­dał­bym nerkę za wy­łącz­ność na wy­wia­dy z tą my­ślą­cą chmu­rą. Tylko jak zna­leźć Se­le­dyn­ka?

 

***

 

W dzie­ciń­stwie czy­ta­łem w któ­rejś książ­ce Lema, że dia­ment naj­le­piej ukryć w kupce szkła, a nie­zwy­kłą hi­sto­rię – w opo­wia­da­niu fan­ta­stycz­nym.

Szyb­ko stwo­rzy­łem krót­ką zbe­le­try­zo­wa­ną wer­sję współ­pra­cy New­to­na z in­te­li­gent­nym ob­ło­kiem. Umie­ści­łem w tek­ście wy­star­cza­ją­co dużo praw­dzi­wych ele­men­tów, żeby Se­le­dy­nek mógł roz­po­znać, że znam praw­dę i wy­star­cza­ją­co dużo zmy­ślo­nych, aby fa­bu­ła za­cie­ka­wi­ła czy­tel­ni­ków. Wy­bra­łem por­tal o od­po­wied­niej te­ma­ty­ce.

ctrl+a, ctrl+c, ctrl+v, klik­nię­cie na „dodaj” i voilà! Cały świat może za­po­znać się z opo­wia­da­niem świe­żo za­re­je­stro­wa­ne­go użyt­kow­ni­ka o nicku Ada­m79, nie po­są­dza­jąc go przy tym o nad­mier­ne kło­po­ty z głową.

Nie­cier­pli­wie cze­ka­łem na ko­men­ta­rze.

 

Naj­pierw do­wie­dzia­łem się, że po­peł­niam błędy w za­pi­sie dia­lo­gów. Cho­le­ra wie, może i racja – do­tych­czas pu­bli­ko­wa­łem wy­łącz­nie tek­sty na­uko­we i po­pu­lar­no­nau­ko­we, a w nich rzad­ko po­ja­wia­ją się bo­ha­te­ro­wie, a jesz­cze rza­dziej roz­ma­wia­ją ze sobą. Ale prze­cież spraw­dzi­łem w pierw­szej lep­szej książ­ce be­le­try­stycz­nej i wszyst­ko pi­sa­łem do­kład­nie tak samo, jak tam.

 

Potem ktoś po­chwa­lił mnie za sta­ran­ne opra­co­wa­nie te­ma­tu i trzy­ma­nie się re­aliów epoki. No ra­czej! Na­pi­sa­łem już nie­mal trzy czwar­te bio­gra­fii Iza­aka i zdzi­wił­bym się, gdy­bym nagle za­czął strze­lać byki godne ma­tu­rzy­sty.

 

Póź­niej jakiś troll wy­ci­snął ze swo­je­go po­krę­co­ne­go je­ste­stwa stek bzdur o moim ludz­kim bo­ha­te­rze: że New­ton był idio­tą, że wszyst­kie niby swoje od­kry­cia zrzy­nał od in­nych – Le­ib­ni­za, Hooke'a… No bez jaj! Od Hooke'a?!

A w obro­nie uro­dzo­ne­go z sie­dem­na­stym wieku ge­niu­sza sta­nął użyt­kow­nik Ne­bu­la. Ne­bu­la… Nie brał­bym się za bio­gra­fię au­to­ra Phi­lo­so­phiae na­tu­ra­lis prin­ci­pia ma­the­ma­ti­ca, gdy­bym nie znał ła­ci­ny… A do tego konto za­ło­żo­ne tuż po ataku trol­la.

Wy­słać wia­do­mość do ta­jem­ni­cze­go obroń­cy nie­słusz­nie uci­śnio­nych na­ukow­ców?

 

***

 

Do: Ne­bu­la

Od: Ada­m79

Tytuł: Izaak New­ton

 

Witam!

Po­zo­sta­ję pod wra­że­niem Pań­skiej ogrom­nej wie­dzy o bo­ha­te­rze mo­je­go opo­wia­da­nia. Przy­znam, że je­stem hi­sto­ry­kiem i ak­tu­al­nie pra­cu­ję nad bio­gra­fią sir Iza­aka New­to­na. W związ­ku z po­wyż­szym dys­po­nu­ję ma­te­ria­ła­mi, do ja­kich zwy­kle nie mają do­stę­pu nor­mal­ni śmier­tel­ni­cy. Wpa­dły mi w ręce nie­zmier­nie cie­ka­we no­tat­ki uczo­ne­go, a nawet pe­wien fa­scy­nu­ją­cy, opra­wio­ny w skórę bru­lion. Mimo to, wy­da­je mi się, iż Pań­ska wie­dza o życiu tego nie­prze­cięt­ne­go czło­wie­ka zde­cy­do­wa­nie prze­wyż­sza moją. Był­bym wdzięcz­ny, gdyby ze­chciał Pan od­po­wie­dzieć na moje py­ta­nia, przy­czy­nia­jąc się tym samym do wzbo­ga­ce­nia książ­ki o in­te­re­su­ją­cym nas na­ukow­cu.

Jeśli zde­cy­du­je się Pan speł­nić moją proś­bę, pro­po­nu­ję sko­rzy­sta­nie z ad­re­su e-ma­ilo­we­go, któ­re­go naj­czę­ściej uży­wam: adam_heril@gmail.com lub zna­le­zie­nie mo­je­go pro­fi­lu na fb. Na tam­tej­szym cza­cie mo­gli­by­śmy ko­mu­ni­ko­wać się prak­tycz­nie bez iry­tu­ją­ce­go ocze­ki­wa­nia na od­po­wiedź.

Po­zdra­wiam,

Adam He­ril­lon

 

***

 

Użyt­kow­nik Ne­bu­la skon­tak­to­wał się ze mną. Po­cza­to­wa­li­śmy sobie na fej­sie. Miał bar­dzo in­te­re­su­ją­cy awa­tar. Cie­ka­wi­ło mnie, czy to jego praw­dzi­we zdję­cie. A jeśli tak, to jak je zro­bił. Nasz apa­rat z sa­mo­wy­zwa­la­czem, czy jakaś obca tech­no­lo­gia? Nie­waż­ne.

 

Ne­bu­la: Cześć, czy­ta­łem Two­je­go maila. Skoro od­na­la­złeś tam­ten bru­lion, to pew­nie do­my­ślasz się, że po­przed­ni wła­ści­ciel otrzy­mał go ode mnie. A co za tym idzie – że nie je­stem czło­wie­kiem.

 

Tak mi się wy­da­wa­ło. I to wła­śnie z tym nie-czło­wie­kem bar­dzo chcia­łem po­ga­dać.

 

Ada­m79: Dzię­ki za od­po­wiedź. Do­my­ślam się, tylko głu­pio było wy­ska­ki­wać z py­ta­nia­mi wprost: „Czy na­praw­dę zna­łeś fa­ce­ta, któ­re­go bio­gra­fię piszę?”. A gdy­bym się po­my­lił? Ale chęci na za­da­wa­nie dalej mam. Mogę?

Ne­bu­la: W sumie, co szko­dzi od­po­wie­dzieć na kilka pytań? Może tym razem nie po­pchnę świa­ta na skraj za­gła­dy – he, he.

 

A o końcu świa­ta nie mia­łem po­ję­cia. Wie­dza w nie­wła­ści­wych rę­kach może wy­rzą­dzać po­twor­ne szko­dy, to tru­izm, ale czy bywa aż tak szko­dli­wa? O co, do cho­le­ry, py­ta­li moi po­przed­ni­cy? Od czego ja po­wi­nie­nem za­cząć?

 

Ada­m79: Jak się na­praw­dę na­zy­wasz? Jak mam się do Cie­bie zwra­cać?

Ne­bu­la: Na­praw­dę na­zy­wam się… Ech, i już za­czy­na­ją się pro­ble­my. Mo­żesz zwać mnie Se­le­dyn­kiem, jak to zło­śli­wie czy­nił wcze­śniej­szy ko­re­spon­dent.

 

No to zy­ska­łem pew­ność. Nie je­stem idio­tą, w moim opo­wia­da­niu po­ufa­ły „Se­le­dy­nek” się nie po­ja­wiał. To słowo znane było tylko New­to­no­wi, mnie i… isto­cie okre­śla­nej tym zdrob­nie­niem. O ile Izaak uży­wał tego zwro­tu w roz­mo­wie (w li­stach się nim nie po­słu­gi­wał), a nie tylko w pry­wat­nych no­tat­kach. Ale jed­nak. Na­praw­dę ko­mu­ni­ko­wa­łem się z po­za­ziem­ską in­te­li­gen­cją. Czad! I czat.

Za­da­łem jesz­cze mnó­stwo pytań: kim jest mój roz­mów­ca, jaki zawód pełni w swo­jej spo­łecz­no­ści… Jakoś miał trud­no­ści z udzie­la­niem kon­kret­nych od­po­wie­dzi, ale nie prze­szka­dza­ło mi to zbyt­nio. Do­wie­dzia­łem się, że mogę zwra­cać się do Se­le­dyn­ka per „Ob­ło­ku”. W końcu wró­ci­li­śmy do opła­ka­nych skut­ków kon­tak­tów mię­dzy na­szy­mi ra­sa­mi. My­ślą­ca chmu­ra obie­ca­ła, że wyśle mi dłuż­sze­go maila z opi­sem kon­se­kwen­cji. Nie mo­głem się do­cze­kać.

 

***

 

Se­le­dy­nek do­trzy­mał słowa i do­sta­łem ob­szer­ne­go maila. Jak się oka­zu­je, Obłok miesz­ka na Ziemi znacz­nie dłu­żej niż my­śla­łem. Przy­był do nas, kiedy ne­an­der­tal­czy­cy jesz­cze żyli. Ow­szem, zda­rza­ło mu się po­peł­niać pa­skud­ne błędy. Jego bio­lo­gia musi być dia­me­tral­nie różna od na­szej. Jak to bywa w nauce – każda od­po­wiedź ro­dzi­ła dzie­siąt­ki no­wych pytań. Po lek­tu­rze aż nie wie­dzia­łem, które zadać naj­pierw. Mia­łem na­dzie­ję na wiele osza­ła­mia­ją­cych kon­wer­sa­cji.

Obłok nie chciał, abym roz­gła­szał jego obec­ność, więc nie mo­głem ofi­cjal­nie przy­znać się do in­for­ma­cji od niego otrzy­my­wa­nych. Ale cóż, sama wie­dza rów­nież po­tra­fi dać ol­brzy­mią sa­tys­fak­cję.

 

Epi­log

 

Adam i Obłok jesz­cze wie­lo­krot­nie roz­ma­wia­li ze sobą. Czę­ściej pytał Adam, ale i Obłok nie­kie­dy chciał się cze­goś do­wie­dzieć.

Za­pi­sy ich kon­wer­sa­cji po­zo­sta­ły na róż­nych ser­we­rach. Czy są tam ab­so­lut­nie bez­piecz­ne? Czy może kie­dyś ktoś nie­po­wo­ła­ny uzy­ska do nich do­stęp? Do ja­kich nie­szczęść przy­czy­nią się wów­czas słowa dwóch skraj­nie od­mien­nych na­ukow­ców?

 

_______________________

[1] W trze­ciej czę­ści tek­stu wy­ko­rzy­sta­łam frag­men­ty Ko­ra­nu, w tłu­ma­cze­niu Jó­ze­fa Bie­law­skie­go.

[2] Tu mi­nę­łam się z praw­dą. Izaak New­ton zo­stał za­pro­szo­ny do To­wa­rzy­stwa Kró­lew­skie­go w Lon­dy­nie do­pie­ro po (i dzię­ki) za­de­mon­stro­wa­niu swo­je­go mo­de­lu te­le­sko­pu zwier­cia­dla­ne­go.

Koniec

Komentarze

Poprzewijałem. Po co aktywny adres mejlowy?    Dobrej nocy, do jutra.

Niepotrzebny. Ale nie potrafię go zdezaktywować. Dobranoc.

Babska logika rządzi!

To ja bezczelnie nadużyłem władzy w dobrej wierze i go deaktywowałem.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

O, dziękuję. A tak na przyszłość: jak to się robi? I z ciekawostek przyrodniczych: Twoje edytowanie też wywala w kosmos treści w nawiasach trójkątnych. Uch, zrobię to samo, co Alex.

Babska logika rządzi!

Klikasz prawym przyciskiem myszy na link i wybierasz unlink czy coś takiego :)

Dobranoc.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Aaaa, dzięki! Dobranoc.

Babska logika rządzi!

Zdaje się, że edytor uznaje nawiast trójkątne za wiadomość podprogową:/

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Niedobry edytor!

Babska logika rządzi!

Trudno nie porównywać w takiej sytuacji. Z tego tekstu na pewno więcej zrozumiałam. :) Napisany jest oczywiście bardzo sprawnie, bo jakżeby inaczej. Jeżeli chodzi o formę – być może akurat punkt widzenia, jaki przyjął ten tekst (od strony człowieka) narzucał pewne ograniczenia. Obydwa teksty czytało się niewątpliwie dobrze, ale tekst Alex mnie zafascynował, nie tylko treścią, ale i sposobem napisania. Brawura, humor – to mi się w nim bardzo podobało. Żeby nie było – Twój tekst też mi się podobał, być może jednak ze względu na to, że traktuje o tym bardziej powszechnie znanym punkcie widzenia, czytałam go jednak z mniejszym podekscytowaniem. To, co mi się niestety zdecydowanie nie podobało – to łopatologiczne interludia. Moim skromnym zdaniem – zupełnie zbędne. Wydaje mi się, że zarówno Ty, jak i Alex piszecie (nie tylko tutaj) dla czytelników, którym pewnych rzeczy tłumaczyć nie wypada.   Ale – eksperyment udany! :)

Przeczytałem i jestem pod wrażeniem: i każdego z tekstów z osobna, i sposobu w jaki dwa opowiadania ze sobą współgrają. Kawał dobrej roboty, napisane tak, że aż chce się czytać. Zgodzę się z komentarzem Ochy, że część Finkli, prawdopodobnie ze względu na to, że traktuje o tym bardziej powszechnie znanym punkcie widzenia, czyta sie z mniejszym podekscytowaniem. Mnie również raziły nieco łopatologiczne interludia, jak to Ocha trafnie określiła. Poza tym zakpiłyście z „prawd” religijnych w tak uroczy i przemyślany sposób, że nie pozostaje nic innego, niż pozostać pod dużym wrażeniem i uczyć się od Was wykorzystywania wiedzy przy Tworzeniu opowiadań. Alex, Finklo, szczerze gratuluję.

Sorry, taki mamy klimat.

Ocho, Sethraelu – dziękuję za komentarze i opinie. Łopatologia, powiadacie? Hmmm, przemyślę to. Nawet pierwsze nie jest potrzebne? Ale cieszę się, że zasadniczo na plus. :-)

Babska logika rządzi!

– Jajka znajdziesz tylko w brudnym kurniku – przezacne ;) A mnie z kolei interludia nie raziły – postrzegam je jako ironiczną zabawę z paradygmatem u czytelnika: "A teraz, kochany, popatrz sobie na te fakty inaczej" ;)   Obdwa teksty świetne!   P.S. Edytro zjada "<<"  (trójkąciki) ze względów bezpieczeństwa, trzeba używać « »   i to, jako osobny, niegroźny symbolek przejdzie ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

P.S. Przede wszystkim: błędy w przekładzie, które mają dziejową konsekwencję jako kanwa opowiadań – rewelacja :) Brawa na stojąco za pomysł ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przeczytałam oba teksty. Przestaję pisać, bo "z czym do ludu" przy takim dyptyku? ;-)

To ja sobie przemyślałam kwestię tych interludiów i jednak pozostanę przy moim zdaniu, niekoniecznie słusznym. :) I ogarnęła mnie refleksja następująca i dość rozwlekła. Na portalu często pojawia się opinia, że – jeśli tekst jest niezrozumiały – to jest to wina autora, nie odbiorcy. Ja z tą opinią mam problem, bo nie mogę się z nią do końca zgodzić. Nie można traktować czytelników jak idiotów. Jeśli czegoś nie wiedzą, to mogą się dowiedzieć. Oczywiście, istnieją skrajne przypadki tekstów tak zamotanych, że naprawdę trudno orzec, co autor miał na myśli. Jednak wykładnia absolutnie łopatologiczna jest najgorsza z możliwych. A Twój tekst, Finklo, nie dość, że specjalnie tajemniczy nie jest, to jeszcze, według mnie, jasny i zrozumiały. Dlatego też pierwsze interludium mnie nieco zdziwiło, ale przełknęłam. Przy drugim zmarszczyłam brwi i zaczęłam doszukiwać się pułapki, przy trzecim poczułam się trochę nieswojo, a czwartego – przyznam się szczerze – po prostu nie doczytałam. Pozdrawiam i proszę się na mnie nie gniewać. :)

Aha, jeszcze jedno – gdyby te interludia pojawiły się jako przypisy, to bym to jakoś łyknęła. Jako integralną część tekstu jednak – już nie.

Psycho, dzięki, pocieszyłeś mnie z interludiami. Nie, nie mogą być podwójne trójkąciki – to miały być nicki czatujących <Adam79> i <Nebula>. Ale zżera, gad wredny. :-( Owacja na stojąco? Wow, autorki uśmiechają się i kłaniają. :-) Midra, nie histeryzuj. Zostało jeszcze parę pomysłów do wykorzystania. Napisz jakąś trylogię. Dziękuję. :-)

Babska logika rządzi!

To sobie teraz, Finklo, przeczytaj moje najnowsze refleksje nt. interludiów. ;P

Ocho, ja na razie też pozostanę przy swoim, tym bardziej, że Psycho mnie sprowadził do pionu. Pierwsze interludium wydaje mi się niezbędne – pidżynem szamana to ja narracji nie pociągnę. I jednak bez niego, interpretacja pierwszej częsci byłaby niejasna. Drugie i trzecie – zgoda, każdy rozumie, jakie były skutki tych akurat kontaktów z Obłiokiem. Niby można je wywalić, bo nie wnoszą wiele, ale zostawię ze względu na zachowanie jedności konstrukcji w całym tekście. Czwarte – ono już takie oczywiste nie jest. Niby trzy i pół wieku minęło, ale wciąż stosunkowo nowa historia i wydaje mi się, że powiązania między nauką we współczesnej formie a Rousseau, Kantem, Heglem i Marksem już takie szeroko znane nie są. A przynajmniej ja musiałam się ostro dokształcić przed napisaniem. Zgoda, mogłam nie przedstawiać tego tak przystępnie, tylko walnąć filozoficzny żargon (zwłaszcza kantowski nieźle by zabrzmiał), ale nie chciałam tego robić w rozrywkowym w końcu tekście. I wydawało mi się, że to zaleta. Możliwe, że przegięłam, lecz nie już nie zdążę tego do 23 przebudować. Oczywiście, że nie zamierzam się gniewać, a nawet dziękuję za komentarz. :-) Masz prawo do własnego zdania, szanuję je (zdanie) i dało mi do myślenia.

Babska logika rządzi!

To ja tylko dodam, że po prostu nie wydaje mi się, żeby one były potrzebne temu tekstowi, w takiej formie. Nie twierdzę też, że każdy musi pamiętać różnice między Kantem a Heglem, wręcz przeciwnie. Po prostu tego typu forma, odrębne tłumaczące akapity (czy to będzie forma przystępna, czy filozoficzny żargon to mnie wsio rawno) mnie nie przypasowała. Ale jak już pisałam – niekoniecznie mam rację.

Mi się wydaje, że pierwsze interludium jest koniecznie, ostatnie przydatne. Nad formą można się zastanowić. Dla mnie interludia nie tłumaczą (bo i owszem – nie ma takiej potrzeby), tylko opisują, co się działo między kontaktami. Oprócz pierwszego. Ja też niekoniecznie mam rację, ale tekst mój, więc jakieś decyzje muszę podjąć. :-)

Babska logika rządzi!

A ja mam w sumie jedną, maleńką, maciopaną, być może nieco szowinistyczną uwagę: Czy Newton, jako facet, użyłby określenia "seledynowy" czy raczej jakiś iks-zielony? :) :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Jako facet zawzięcie badający optykę raczej robi się nieprzewidywalny. A poza tym – nazwisko bezpłciowego Obłoku mogło go zmylić.

Babska logika rządzi!

No nie jestem pewien… I sądzisz, że w notatkach opisywał kolory z widzialnego widma używając kanarkowego, seledynowego, szmaragdowego? :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Sądzę, że mogło mu się tak skojarzyć. Wyobraź sobie, ża masz znajomego, który nazywa się Kanarkowski. I ten facet zostawia u Ciebie żółty szalik. Nie nasunęłoby Ci się określenie "kanarkowy"? A poza tym, zawsze mogę krzyknąć: "Newton była kobietą!". I jeszcze geniuszem. Spokojnie mógł myśleć w sposób bardzo odbiegły od przeciętnego.

Babska logika rządzi!

Hmmm… :):)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

To, co mi zaimponowało: to staranne przygotowanie się autorek do publikacji. Obie panie musiały solidnie postudiować, zgromadzić materiały i wykazać się wiedzą merytoryczną Nasuwa mi się refleksja, że może warto by było znowu coś na papierze wydać. Pozdrawiam..

Ale droga Finklo strasznie przejechałaś się po żydowskiej i islamistycznej religii. Poprawności politycznej nie ma tu za grosz. z tego powodu tekst wydaje mi się dość ryzykowny. Tak więc opowiadanie bardzo mi się podoba, z drugiej strony historia ze starego testamentu przedstawiona została dość dla pradawnych ludów żydowskich jakby w krzywym zwierciadle. Pokazujesz Żydów będących w niewoli egipskiej jako złych, przewrotnych i okrutnych. Pozdrawiam.

Ryszardzie, dziękuję. No, coś trzeba było przeczytać, zanim powstał tekst. Wiem, jechałam strasznie po bandzie. Mam nadzieję, że nie aż do fatwy. Z Żydami nie jest aż tak źle, jak piszesz – to Aaron wymyślił różne świństwa i namówił do nich Mojżesza i innych. W każdej grupie trafi się jakiś łobuz. A że ten akurat znalazł się blisko władzy? To ulubione miejsce łajdaków różnej maści. Gorzej z Muhammadem – tu już nie miałam na kogo zwalić głównej winy. No cóż, mogę tylko podkreślić, że to tylko opowiadanie fantastyczne, w dużej części wymyślone. Ja osobiście nie wierzę, że opisane wydarzenia wyglądały właśnie tak.

Babska logika rządzi!

Przeczytałem tekst Alex. Twój zostawiam na jutro.

Dobrze. Czekamy (ja i tekst), bardzo ciekawi, co z nami zrobisz. :-)

Babska logika rządzi!

Sethraelu, dzięki za nominację. :-)

Babska logika rządzi!

   Przeczytałem opowiadanie, przeczytałem komentarze i jestem w kropce. Teksty stanowią spójną całość, różnice w języku i kompozycji tę jedność tylko podkreślają, obrany temat "pasuje mi" jak niewiele innych, realizacji obu (poza naprawdę nielicznymi potknięciami interpunkcyjnymi) niczego zarzucić – hmm… może bardziej nie chcę, niż nie mogę?  :-)  – a, myślcie, co chcecie – realizacjom nie zarzucę niczego istotnego. I co ja mam z tym zrobić? Kłopot tym większy, że obie Autorki zwalają część winy na mnie.  :-)  Zainspirował… No może i tak, ale jeśli tak, to mam na swoją obronę pytanie: mało to razy w życiu mówimy i piszemy nie to, co trzeba, na przykład w USC?   {  :-)  :-)   }      {Ale teraz mi się dostanie…   :-)  }      Wypada spoważnieć. Już to robię.    Obranie tych samych wydarzeń oraz osób sprawia, że teksty nazwać trzeba komplementarnymi. Naprawdę brak mi pewności, czy uzupełnianie się / skontrastowanie  wyczerpuje możliwości takiego zabiegu, ale nie żądajmy matematycznej precyzji od literatury. Dość, że oglądamy te same wydarzenia i osoby z dwóch stron. Praktycznie jedynym zarzutem (chociaż to za wielkie słowo) wobec tekstu Finkli, i tylko wobec jej tekstu, może być osobliwa niejasność i skrótowość partii kończących opowiadanie, ale – Uwaga!!! – po pierwsze tylko może być, po drugie wrażnie takie powstaje, gdy tekst wymienionej Koleżanki czyta się jako pierwszy. Faktycznie mamy do czynienia z odsyłaczem do tekstu autorstwa Alex.       Podniesiona kwestia zbędności podrozdziału z resume zmian w teoriach i spekulacjach filozofów jest pomyłką. Zbyć tego, co stanowi rdzeń koncepcyjny dyptyku, jednym zdaniem nie wolno. Obrazem wypełnia się całe płotno, od ramy do ramy. Obłok jako generator religii – bardzo dobre, prawdopodobne. Nie wiem, ilu czytelników spotkało się z takimi hipotezami, ale ja się spotkałem i to mi się podoba. Błędy, popełniane przez Obłok, mam za zrozumiałe – przepaść mentalności wręcz domaga sie jakichs pomyłek, nad– i niedointerpretowań w odczytach zamiarów i możliwości drugiej strony.      No i to by było na tyle, tutaj i teraz.     Kłaniam się obu Kolażankom z podziękowaniem za ciekawie spędzone chwile.

* płÓtno, do diabła… Oraz jakichŚ.  Chociaż pięć minut edycji komentarzy!!! O szlag, jeszcze KolEżankom… Pospiech wskazany tylko przy łapaniu pcheł i konstruktora tej strony….

Deniken się uśmiecha…

Nie miałem na uwadze tego blagiera.

Rozumiem, o co chodzi Osze i Sethraelowi. Te interludia mogą lekko irytować. Rzeczywiście można uznać, że są zbędne i łopatologiczne. Czytelnik sam by je sobie dopowiedział, jeśliby miał taką potrzebę, bo w jasny sposób wynikają one z reszty tekstu. (OK, pierwsze interludium stanowi wyjątek. Za to w ostatnim dostajemy już czysty wykład, migawkowe streszczenie kilkuset lat historii filozofii zachodu). Z drugiej strony jednak mają te przerywniki cel i – choć leżą gdzieś obok fabuły – komponują się z całością.   Generalnie, Finklo, czytało mi się Twoje "Błędy w przekładzie. Homo" tak samo dobrze jak "Błędy…" Alex. Ze smutkiem dowiedziałem się o okolicznościach pewnej prehistorycznej tragedii. Nie bez rozbawienia poznałem nową wersję przebiegu Exodusu, inną niż ta oficjalna, znana z Tory i ST. Z ciekawością przeczytałem o tym, jak niepozorny Arab spotkał archanioła i diabła. Oraz o tym, jak pewien uczony zwątpił w Nową Kosmografię Keplera i Kartezjuszowe wiry.   Ten zbiór prostych acz solidnie opracowanych historyjek wciągnął mnie głównie dzięki łączącej je postaci (niepostaci? wielopostaci?) Obłoku. (Za owego intrygującego i niesztampowego kosmitę chwaliłem już Alex. Może Obłok nie jest aż superhiperoryginalny – patrz "Czarna chmura" Hoyle'a – ale niesztampowy jest na pewno :-)).

Do tego szczypta inteligentnego humoru. Plus delikatna, kontekstowa stylizacja, zabieg IMO zdecydowanie udany.   Co w Twoich opowiadaniach cenię, Finklo, i czego nie zabrakło też tym razem, to dbałość o choćby minimalną wiarygodność wydarzeń. Troszczysz się, żeby kreacja była spójna logicznie. Widać, że dbasz o research, dużo wiesz, w szczególności wiesz, o czym piszesz.   Podsumowując: bardzo mi się podobało.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Tym niemniej znam czterech polskich autorów, którzy ten temat eksploatowali. A pozycji książkowych z zakresu paleoastronautyki naliczyłem kilkanaście. Znam niektóre z nich. Co rzecz jasna, nie umniejsza osiągnięcia obu bardzo inteligentnych i utalentowanych koleżanek. Kolekcjonujęnajlepsze opowiadania bliskie S. F. ze strony.

Panowie, dziękuję za komentarze. Adamie, gdybyś jednak zechciał coś zarzucić realizacji, to z ciekawością przeczytam, co można poprawić. Dobrze, że wspomniałeś o "osobliwej niejasności i skrótowości", bo jeszcze mogłabym pomyśleć, że się rozchorowałeś. Czego na przykład zabrakło Ci w końcówce? Bardzo się cieszę, że interludia uważasz za potrzebne. A ja słyszałam, że pośpiech wskazany jest jeszcze przy piciu półlitra we trójkę (bo może przyjść czwarty). ;-) I jednak jakoś zdołał podreślić swoję winę. Czyli teksty nie takie fajne, jak pisze. Ech… No cóż, w takim razie sądzę, że ich czytanie stanowiło adekwatną karę. Tylko czasem nie obiecuj, że już więcej nie będziesz! ;-) Jerohu, tak interludia mają swój cel. Miło dowiedzieć się, że czytane historyjki wzbudziły w Tobie taką gamę emocji. Owszem, staram się dbać o logikę. Tak często zarzucam jej brak innym opowiadaniom na portalu, że wstyd byłoby popełniać szkolne błędy. Ale że od razu wiarygodność? Przesadziłeś. ;-) Ryszardzie, aż czterech autorów? Kilkanaście książek? Oj, chyba się za późno urodziłam… I jednak mam duże braki w lekturach, bo nie przypominam sobie, żebym czytała cokolwiek o inteligentnych chmurach i ich wpływie na religię. Coraz trudniej znaleźć coś, co w ogóle nie zostało jeszcze wyeksploatowane. Bliskie SF? I sugerujesz, że to się kwalifikuje? Skoro tak twierdzisz… :-)

Babska logika rządzi!

Jerohu, Tobie również dziękuję za nominację. :-)

Babska logika rządzi!

"Ale że od razu wiarygodność? Przesadziłeś. ;-)" – Minimalną, Finklo, minimalną ;-)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Czyli co? Minimalnie uwierzyłeś w opowiadanie? ;-)

Babska logika rządzi!

Moim zdaniem, miła Sylwio, kwalifikuje się bez zarzutu. Ja o inteligentnej chmurze czy obłoku, czytałem w dwu powieściach SF. – "pokój na Ziemi" i " Niezwyciężonym" – obbie powieści Lema. Ale Wasz seledynowy obłok mieści się w konwencji doskonale. Pozdrowienia.

Znalazłem w nim niezbędne minimum. Powiedzmy: wysokie minimum lokalne :-)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

SF? :( [;)]

Ryszardzie, ale w PNZ i "Niezwyciężonym" to było trochę co innego – nanorój (rój nanomaszyn, nanorobotów). Koncepcja na tyle dziś popularna, że tego typu chmury to ja nawet widziałem paru filmach (niekoniecznie godnych polecenia).

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Ryszardzie, skoro się kwalifikuje… Właściwie, w części o Newtonie zdecydowanie jest science, fiction we wszystkich… Dobrze, przekonałeś mnie. Jerohu, aaaa, lokalne minimum. W porządku, lokalne to można znaleźć w dowolnym otoczeniu. Ocho, w pierwszej chwili też byłam zaskoczona. Ale wiesz, w tych interludiach to jednak trochę nauki (zwłaszcza historii) jest. ;-p Aaaa, to o nanochmurach pisaliście. A to nawet coś czytałam. Ale to co innego – nano jest wtórne, bo zostaje stworzone przez inteligentne bio. A tu mamy chmurę pierwotną. Tylko nie pytajcie, jak toto wyewoluowało…

Babska logika rządzi!

Nie, nie, Finklo, nie o to mi chodziło. :)  Miałam nadzieję, że może mi się uda zakwalifikować do nowego zbioru Ryszarda, ale jak kolekcjonuje SF, no to szans najmniejszych nie mam. ;( Tak to już jest, jak staram się być lakoniczna.

Aha, jak dostarczyłaś klucz do szyfru, to wszystko jasne.

Babska logika rządzi!

Niemniej chmura w powieści Lema działała jako jeden zintegrowany i spójny w swych działaniach organizm, również oddziałujący na ludzki umysł, co prawda niszcząco. I oczywiście brak tam wątku religijnego. Ale w tekscie Denikena pt. "Wspomnienia z przyszłości", odniesienie do religii znajdziemy.

Hmmm. Denikena nigdy nie czytałam. I jakoś mnie nie ciągnie.

Babska logika rządzi!

Finklo Przemyśl z koleżanką stworzenie np. tryptyku, adaptując Twoje opowiadanie "piórkowe", do tych aktualnych dwóch. Po drobnych przeróbkach, tryptyk byłby niezły.

Hmmm. Tak na gorąco, wydaje mi się, że dyptyk stanowi zamkniętą całość. I dodanie czegokolwiek tylko ją zdeformuje. Nawet tekst Adama79 zaburzyłby harmonię. Ale może rozważenie różnych za i przeciw to zmieni. Alex, jakie jest Twoje zdanie?

Babska logika rządzi!

Wszystko zostało już powiedziane, więc niewiele mam do dodania, a i tak pewnie coś powtórzę. Opowiadanie sprawia znakomite wrażenie, czyta się świetnie, dosłownie jednym tchem. Jedyne co mi leciutko przeszkadzało – cała rzecz została przedstawiona w sposób dość zasadniczy, by nie rzec, naukowy. A interludia, to takie wyłożenie kawy na ławę. Na wszelki wypadek, czytelniku, gdybyś się pogubił, to tutaj tłumaczę, że… ;-)  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobrze uważasz, myślę. Nie należy burzyć dobrze zaprojektowanych budowli. Można tylko większą i jeszcze lepszą wznieść obok.

Podobnie jak Ty, Finklo, uważam, że nie ma co kombinować z tryptykiem. Lepsze jest wrogiem dobrego. Ale cieszę się, że ryszard uznał tekst za bliski SF (rany, w życiu nie myślałam, że napiszę coś bliskiego SF, to tylko dzięki Finkli) Pozdrawiam

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Regulatorzy, dziękuję. Czyli kolejny głos przeciwko interludiom. Ale raczej nie dam się przekonać, że są zbędne. :-) Co do zasadniczości – dwóch (a właściwie trzech) bohaterów było naukowcami (jeden nawet wybitny, a drugi nieziemsko mądry), narrator wszechwiedzący i wyjątkowo długowieczny. Nie mogło wyjść inaczej. Fajnie, że resztę dobrze się czytało. :-) Adamie, dzięki za opinię i wsparcie. :-) Alex, no to na razie nie kombinujemy. Oj tam, od razu dzięki Finkli. Ty też nieźle ryłaś w materiałach. :-)

Babska logika rządzi!

Finklo, to nie o samo rycie chodzi – ja ryję w materiałach nawet jak tekst o pieczeniu muffinek piszę – ile o tego rycia ukierunkowanie i powstrzymywanie mnie od gonienia motylków, łapania jaszczurek i innych, tym podobnych aktywności:D

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Finklo, opowiadanie pozostanie w takim kształcie, jaki mu nadałaś. Ono jest Twoje! A że jeden czy drugi czytelnik coś tam pomamrocze pod nosem o swoich wrażeniach… ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Alex, przy tekście o muffinkach to pewnie nawet doświadczenia wypada przeprowadzić. I testy organoleptyczne. ;-) Aha, i ja Cię powstrzymywałam? Skoro tak twierdzisz. Biedny Seledynek, nie zrobił sobie wiwisekcji jaszczurki… Regulatorzy, opowiadanie moje, ale opinie Czytelników. Warto wiedzieć, co im nie przypasowało.

Babska logika rządzi!

Bo, Regulatorzy droga, tak to właśnie jest, że jeśli czytelnik pochwali, to wyrazi bardzo cenną opinię, a jak coś nie pasuje, to… ta-dam (!), mamrocze ;) Żeby nie wyjść na niewdzięcznego (za bardzo dobry tekst) marudę, który mamrotać po nosem jedynie potrafi, zakrzyknę sobie dziarsko: ŁOPATOLOGICZNE WSTAWKI BYŁY SUPER! O! Uff, od razu poczułem się jak lepiej, tak przyzwoicie jakoś ;)

Sorry, taki mamy klimat.

Jakże to miła świadomość – wśród piszących jest Finkla, której zależy, aby lektura jej opowiadań sprawiała czytelnikom przyjemność. Dziękuję Ci, Finklo. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sethraelu, wydajesz się bardzo odległy od niewdzięczności. Naprawdę. Super łopatologia? To ja już nic nie wiem i mało co rozumiem. ;-/ Grunt, że dobrze się poczułeś. :-) Regulatorzy, nie bardzo sobie wyobrażam, jak mogłoby być inaczej. No, można z niecierpliwości wstawić tekst o jedną lub dwie korekty za wcześnie, ale wyraźniejsze lekceważenie Czytelników już stanowiłoby przegięcie.

Babska logika rządzi!

Finklo, ja tylko próbuję pomóc Ci w biciu kolejnego rekordu! ;)

Sorry, taki mamy klimat.

Aha, dziękuję. Ale bicie tego samego rekordu pod każdym tekstem szybko by się znudziło wszystkim zainteresowanym. A to opowiadanie chyba trochę zbyt długie jak na przyciągnięcie tuzinów czytelnków. Ciasteczko? ;-)

Babska logika rządzi!

Ciasteczko? ;-)

Ekhem.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

 ja tylko próbuję pomóc Ci w biciu kolejnego rekordu! Nie! Ja chcę pozostać na podium!!! Chińczycy produkują Bordeaux! Ło matko!

Ciasteczko? ;-) O tej porze? Stracę linię! :) Chińczycy produkują Bordeaux – wystarczy nazwać tak jedną z prowincji i nawet problemy formalno-prawne odpadną. Dobranoc :)

Sorry, taki mamy klimat.

Berylu, też się poczęstuj. A jeśli się zakrztusiłeś, to może popij? ;-) Ooo, dobry powód, nie spychajmy Ochy z pudła. Poważnie? Winnice na polach ryżowych? Ojojoj… Chociaż, Kalifornia, Chile i Australia też kiedyś wzbudzały kontrowersje…

Babska logika rządzi!

Masz beryl herbatki, kruche ciasteczka dławią i utykają w gardle, człowiek chrząkawicy się nabawia… :) Ktoś jeszcze herbatki? :)   I żebym miał już to z głowy: Obydwa teksty bardzo mi się podobają. Czytane odwrotnie, tj. Finkla jako pierwsza, Alex jako druga – jest trudniej pojąć koncept, dopiero spotkanie Newtona z tym jakimś tam zielonym :) zaczyna u czytelnika ukłądać fabułę w całość. Podoba mi się lekkość stylu, ironia, zabawna gra z podaniami religijnymi i brak prymitywizmu w satyrze. Oprócz nieco humorystycznego zastrzeżenia Newtona (jeżeli, powtarzam, jeżeli naprawdę nazywał "seledynowy", to czy był prawdziwym facetem!?), moge tylko marudzić, że lektura rozpoczynana od tekstu Finkli pozostawia wiele niewiadomych o motywy działania Nebuli i całe mnóstwo pytań u czytelnika. Te rozwiewa dopiero fragment Alex. Tak, wiem, że teksty sa komplmentarne, ale odniosłem wrażenie, że część Alex jst jakby bardziej samodzielna w sensie zamknięcia się również jako całości. A interludia nadal bardzo mi sie podobają ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

A spychajcie sobie, spychajcie! :) Spać idę!

Dzięki, Psycho. No cóż, taki był zamiar – żeby samotna część dyptyku pozostawiała jakiś niedosyt, nie wyjaśniała wszystkiego. Jeśli się nam udało, to super. Pociesza mnie opinia Ochy, że w części Alex widziała niezrozumiałe słowa, a moja wszystko tłumaczyła (tak – łopatologicznie). Jeżeli działa w obydwie strony, to naprawdę wspaniale. Cieszę się, że tekst przypadł do gustu. Seledynowość Newtona już omawialiśmy. Mogę jeszcze dorzucić, że facet był introwertykiem, wyjątkowo silnym. To też mogło wpłynąć na słownictwo i postrzeganie świata. Ludzie nie mają prawa rozumieć motywów Nebuli. Przeważnie nawet nie kumają, kim Obłok właściwie jest. Ooo i chyba mam kolejny argument na rzecz interludiów: jeśli zaczyna się od "Homo", to dają Czytelnikowi szansę na połączenie części. :-)

Babska logika rządzi!

Ocho, aż mam problem, czy odpisywać na Twój komentarz, który zobaczyłam dopiero po wstawieniu swojego. Tak źle, i tak niedobrze. Ale do "Osady" mi jeszcze daleko, a dro… tfu! tekst długi. Może starajmy się nie offtopować nadmiernie?

Babska logika rządzi!

Może starajmy się nie offtopować nadmiernie? I kto to pisze? ;) Jeju, Finklo, ja żartuję! Mam w nosie, na którym miejscu mój tekst będzie w najczęściej komentowanych. Byle był komentowany. Tekst. :) Dobra, teraz to naprawdę czas spać. Dobrej nocy.

Ja tylko odpisuję… ;-) Dobranoc.

Babska logika rządzi!

Przyznam, że miałem pewne obawy. Często, kiedy poruszany jest temat naukowego tysiącpięćsetstodziewięćsetnego z kolei wyjaśnienia fenomenu religii, spotykam się z taką irytującą protekcjonalnością, napuszeniem. Po prostu jestem uczulony na takie teorie, które często są z sobą wzajemnie sprzeczne, ale każda oczywiście bardziej "naukowa" od poprzedniej.

Na szczęście w Waszym opowiadaniu ten temat został potraktowany nadzwyczaj zgrabnie, z humorem dalekim od prymitywizmu i taniego skandalu. Nie nazwałbym tekstów antyreligijnymi, ot, fantastyczna historyjka nawiązująca do zagadnień biblijno-historycznych.

I nie tyle historyjka, co historia przedstawiona bardzo dojrzale, starannie, pomysłowo. Podziwiam przygotowanie merytoryczne Autorek. Językowo też, rzecz jasna, wyśmienicie, ale to wiadomo. Gratuluję i mam nadzieję, że to nie ostatnie wspólne przedsięwzięcie.

Jeśli chodzi o interludia, to zgadzam się z Ochą. Poczułem się, jakby pouczał mnie ten brodaty koleś z serii "Było sobie cośtam", a nie lubiłem przemądrzałego gnojka. ;) Przy tak rozbudowanym projekcie, to i tak drobiazg.

---

Wpadłem na iście nikczemny plan. Jeśli Finkla zagłosuje na tekst Alex, a Alex na tekst Finkli, to zupełnie legalnie będziecie mieć gratisowy głos na tak! Jakie to nikczemne! Chociaż i tak macie już trzy… a nie… chwila… cztery głosy. Zapomniałbym o własnym. Zawsze byłem słaby w rachunkach. ;)

---

Ale się rozpisałem, przepraszam. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Szyszkowy, dziękuję za komentarz i za głos. Nie traktuj, proszę, naszej opowieści jako naukowego wyjaśnienia religii. Po mojemu – to wcale nie tak było. ;-) Kolejny Czytelnik niezadowolony z interludiów. Dobrze chociaż, że to drobiazg na tle całości. A ja typka z "Było sobie…" bardzo lubiłam. Może na tym polega różnica. Ucieszyłeś mnie, że teksty nie wydają Ci się antyreligijne. To dobrze. :-) Plan niezły, ale czuję się zbyt związana z opowiadaniem Alex, żeby na nie głosować. I taki głosik za friko to jednak nie fair. Nie masz za co przepraszać, bardzo miło się czytało. :-)

Babska logika rządzi!

AdamieKB, ja też dziękuję za nominację. I nie marudź, pochwała wcale w moich oczach skąpo nie wygląda. O ile mi wiadomo, Koleżanki o nic zdrożnego Cię nie podejrzewały. ;-)

Babska logika rządzi!

:-) Nie podejrzewały? Toi dlaczego tak oficjalnie, AdamieKB?  :-)

Nie podejrzewały. O jakie złe intencje można podejrzewać człowieka, który nawet istotnych zarzutów dotyczących tekstu nie chce lub nie może wysunąć? Od razu oficjalnie… Jednoznacznie – nie było Twojego komentarza bezpośrednio nad moim, więc, żeby nikt nie wątpił, do którego Adama się zwracam… Masz jeszcze jakieś pytania, Adasiu? ;-p

Babska logika rządzi!

Poważnie: jakieś zarzuty zawsze można postawić, bo (chyba) nie ma dzieł bezbłędnych uniwersalnie – czyli pozbawionych punktów zaczepienia dla bardzo chcących pod jakimkolwiek pozorem skrytykować. Nawet z literówki można zrobić tragedię, bo zniekształciła słowo jakże istotne dla zrozumienia itd., itp. Ale czy to ma większy sens przy spojrzeniu na całość, koncepcję, konstrukcję? Efekty zgrywania dwóch formalnie mogących być odrębnymi całościami tekstów? To byłoby czystym czepiactwem, bo "wyszło" Wam jak na pokaz, co można lub trzeba, to lekko, z kroplą ironii, żartu – a co należy, to poważnie, jak jedno z interludiów, budzących spore kontrowersje. Ale jak można poprowadzić czytelnika w obranym kierunku, nie pokazując w (udanym) skrócie kierunku ewolucji myśli naukowej, społecznej i, chcesz czy nie chcesz, światopoglądowej? Przecież o tym opowiadania traktują, więc leniwym z natury czytaczom trzeba pod noski podsadzić to i owo, żeby wiedzieli, o czym mowa…   No, podpadłem paru osobom…   =======================   :-)  Adasiu? Ojej, jak miło… Żeby tylko nikt nic nie pomyśłał!  :-)

A można, można. Jeden błędzik sama znalazłam, niestety już po czasie edycji. Poza tym – wszystkim nie dogodzisz: co dla jednego zbyt skrótowe, dla drugiego strasznie rozwlekłe… Zgrywanie tekstów wyszło? No i dobrze. Fakt – tu miałyśmy pole do popełnieinia mnóstwa błędów, ale jakoś udało się większości uniknąć. Naprawdę cieszę się, że Ty do rzeczonego interludium zastrzeżeń nie masz. Chciałam, jak najbardziej chciałam… Podpadłeś. Wyrażaj się z szacunkiem o moich Czytelnikach. Proszę. Niezależnie od tego, czy oczekują od tekstu rozrywki, wiedzy, ubawu czy zagadek. ~~~~~~~~~~~~ Spodobało się? A ja się bałam, że po uszach dostanę… A jeśli mają pomyśleć, to i tak pomyślą. ;-)

Babska logika rządzi!

Ktoś mnie obraża? Lać? Czekać? Pić z rozpaczy? :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nie lać. Albo nalej… Na zdrowie! I na zgodę! :-)

Babska logika rządzi!

([~] [~]) :) ok, kończę króciutkiego offtopa :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Kurczę, ranek się zrobił, nie wypada pić. Ale, jeśli po południu/ wieczorem będziesz chciał wrócić do tematu, to polej do trzech naczynek. Tak sądzę.

Babska logika rządzi!

Czterech, jesli łaska.

Sorry, taki mamy klimat.

Ale jak można poprowadzić czytelnika w obranym kierunku, nie pokazując w (udanym) skrócie kierunku ewolucji myśli naukowej, społecznej i, chcesz czy nie chcesz, światopoglądowej? Można. Ewolucja przedstawiona w tym tekście dotyczy cywilizacji zachodniej, ją też reprezentują podani jako przykłady filozofowie (no własnie, dlaczego?). Wszyscy jesteśmy reprezentantami tej kultury, "czujemy" więc mniej więcej, o co w niej chodzi. Nic nam pod nos podstawiać nie potrzeba. Nawet, jeśli nie do końca wiemy, co stwierdził Hegel, a co Rousseau (uroczy zresztą człowiek, który swoje dzieci oddał do sierocińca, pewnie po to, by mu nie przeszkadzały w zastanawianiu się, jak to człowiek jest dobry z natury) to wiemy, "czujemy" na czym ta cywilizacja polega i jak ewoluowała.   leniwym z natury czytaczom trzeba pod noski podsadzić to i owo, żeby wiedzieli, o czym mowa…   – wcale nie. Nie w tym przypadku. Jeżeli już potrzebne było jakieś podsumowanie (wcale tego pewna nie jestem) – to nie w formie szkolnego wykładu. Pewnie jakoś by się dało.   Finklo, przepraszam, że się tak czepiłam, ale po przeczytaniu komentarza AdamaKB poczułam potrzebę bronienia swojego punktu widzenia, który zresztą nie zmienił się ani o centymetr. Ja jednak, swoim zwyczajem, dodam – moim zdaniem. :)

Mnie proszę nie lać. :)

Ciebie nie; a Tobie, Ocho? :)

Sorry, taki mamy klimat.

Wiem, wiem, znam regułkę z "mnie" (a nie "mi") rozpoczynającym zdanie… i jej, cholera, nie lubię, o!

Sorry, taki mamy klimat.

:). No dobra, zabrzmiało dwuznacznie. 

Sethraelu, widzę, że imprezka się rozkręca. Wznosimy się na nowy poziom. Beryla na pewno to ucieszy… Ocho. Dlaczego cywilizacja zachodnia? Bo innych praktycznie nie znam. Z filozofów spoza "naszej" działki czytałam chyba wyłącznie Konfucjusza, ale do tekstu nijak nie pasował. Trochę wiemy, trochę czujemy… Ale wydawało mi się, że większość ludzi nie potrafiłaby opisać wpływu współczesnej nauki na światopogląd (każdy sądzi po sobie i piszę to bez krzty ironii), więc zrobiłam to za nich. Ale zanim zrobiłam, musiałam sporo poczytać. Zgoda, pewnie by się dało napisać ten fragment inaczej. Jak na przykład? W porządku, rozumiem Twoją potrzebę. Czuję coś podobnego. ;-)

Babska logika rządzi!

Proszę NIKOGO nie lać! Ani nie zmuszać do picia.

Babska logika rządzi!

Nie wiem jak, Finklo. Gdybym miała czas się zastanawiać nad takimi mądrymi rzeczami, zalałabym portal swoimi tekstami. :) Dlaczego cywilizacja zachodnia? Zapytałam, bo wcześniej pisałaś też o Islamie. Troszeczkę uniwersalizujesz religię, a podsumowanie ograniczasz to jednej cywilizacji. Zastanawiam się jeszcze, ale już skrótowo, bo czas goni – czy byłabym w stanie zaakceptować Interludium nr 4, gdyby nie było 1,2 i 3.  Może bardziej. Pozdrawiam.

Islam tak bardzo odległy od nas nie jest. Bez drugiego i trzeciego interludium jeszcze możnaby się (teoretycznie) obejść, ale przejście potrzebne.

Babska logika rządzi!

Oooo, Ocho, dzięki za głos, mimo pewnych rozbieżności. :-) Hmmm. Nie spodziewałam się aż takiego odbioru tekstów i trochę jestem w szoku.

Babska logika rządzi!

Bo ja się potrafię wznieść ponad rozbieżności. ;)

Nie wątpię. :-)

Babska logika rządzi!

PsychoFishu, Tobie również dziękuję za nominację. :-)

Babska logika rządzi!

Prąciem :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

W ten sposób to chyba Finkla akurat nie może. ;)

Sorry, taki mamy klimat.

Ma pod powiekami jakiś obraz… :) W każdym razie przyjemność po mojej stronie :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Cieszę się, że sprawia Ci to przyjemność. ;-)

Babska logika rządzi!

Przyznam, że pierwsze linijki tekstu o prehistorycznych ludziach jakoś bardzo mnie nie zachwyciły i miałem obawy co będzie dalej. Ale na szczęście dalej już było tylko lepiej. ;) Widać, że włożyłaś w tekst wiele pracy i zrobiło to na mnie wrażenie. Do interludiów podszedłem nieufnie, jednak po przeczytaniu przekonałem się, że był dobrym pomysłem – ciekawie (współ)igrają z resztą tekstu. Zatem oddaję w ich sprawie głos na TAK.  I dla całego tekstu również TAK. ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Bardzo dziękuję za komentarz i za głos. Cieszę się, że nie zrezygnowałeś po pierwszych linijkach. Tak, trochę się bałam, jak puryści językowi zareagują na pidżyn, ale jakoś łyknęli stylizację. Miło mi, że kolejny Czytelnik przekonał się do interludiów. :-)

Babska logika rządzi!

Z samych tytułów można było wywnioskować, że chodzi o spotkanie ludzi z inną cywilizacją i o różne interpretacje tych samych zdarzeń po obu stronach. Zacząłem czytać od strony Homo, tej niby mi bliższej i trafiłem na pidżyn. Dla mnie osobiście to była zaleta. Pierwsza część wyrwała mnie z moich własnych fantazji na temat spotkania z obcymi i skupiła mą uwagę na tekście. Idea, że jakaś inna cywilizacja towarzyszyła naszej od wieków nie jest nowa, ale potraktowanie tego tematu w taki sposób już tak. Zazwyczaj obca, zdecydowanie wyżej rozwinięta cywilizacja jest postrzegana jako ta, która wie wszystko i prawie wszystko rozumie. Pomysł, aby ta druga strona miała problemy ze zrozumieniem, popełniała błędy (bardzo logiczny, ale chyba rzadki) bardzo mi przypadł do gustu. Szacunek za research. Tekst bardzo przypadł mi do gustu (oba przypadły).

Dziękuję za opinię. :-) O, i pidżyn Ci przypadł do gustu? Już wiem, jak to się pisze, ale wciąż nie mam pojęcia, co czuje ta druga strona. Trudno dorwać jakąś nieużywaną ideę. Ale mam nadzieję, że przynajmniej udało nam się złożyć ze starych klocków oryginalny kształt. Coś w tym jest – przyzwyczailiśmy się, że błądzić jest rzeczą ludzką, ale żeby Oni? Ci rozwinięci, starsi, dysponujący czaderskimi technologiami? Nie może to być! A jednak i w skład starej cywilizacji mogą wchodzić osobniki młode, a sama odmienność kultur, organizmów – wszystkiego! – musi prowadzić do nieporozumień. Jak się tak dobrze zastanowić, to brak błędów wydaje się naiwny. Miło, że oba teksty się spodobały. :-)

Babska logika rządzi!

Unfallu, w imieniu duetu bardzo dziękuję za głos. :-)

Babska logika rządzi!

Dobry tekst, bez wątpienia, choć bardziej podobało mi się opowiadanie Alex. Może dlatego, że przeczytałem je jako pierwsze:) Drobna uwaga: Aj Waj to zwrot w jidisz, który powstał znacznie póżniej niż rozmówki Mojżesz – krzak.  Pozdrawiam

Mastiff

Literówka: jidysz. Przepraszam:)

Mastiff

Aj waj! Hmmm, musieli mieć jakiś odpowiednik do wyrażania emocji. Nie można go przetłumaczyć na dzisiejszy? ;-) Na poważnie – dziękuję i przemyślę usunięcie tych zwrotów.

Babska logika rządzi!

Dobrze się czyta – oba teksty jako całość, ale o ile tekst Alex może być osobną całością, to ten raczej nie. Ale jak już napisałem razem– super.

Dzięki bardzo. Teksty mają być razem. Cieszę się, że zestaw przypadł do gustu. :-)

Babska logika rządzi!

Byłam, przeczytałam. Niestety, nie mogę powiedzieć, że mi się podobało. Począwszy od sekcji pierwszej ("Szaman iść osada"… serio?) aż do końca, całość wydaje się raczej objaśnieniem do tekstu AlexFagus niż czymś, co stanowi jego część integralną. Albo, skoro o tym mowa, co stanowi samodzielny twór. Tylko Twój tekst, Finklo, bez tamtego, byłby nieco niejasny i, jak dla mnie, nieciekawy. Uważam, że masz już na koncie lepsze kawałki.   Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Co do samodzielności tekstów – obie podeszłyśmy od początku do tego trochę inaczej (w końcu odmienność punktów widzenia jest podstawą pomysłu dyptyku). Finkla zwracała dużą uwagę na to, by w jak największym stopniu się zazębiały, ja – głównie ze względu na notoryczne zbieranie batów za niedomykanie tekstów – by stanowił też skończoną część. Teksty mają być razem lepiej w ten sposób je rozpatrywać. Pozdrawiam:)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Rozumiem, ale jednak przy nominacjach rozpatrujemy każdy tekst osobno ; ) Bo jest Was dwie, więc jednym piórkiem dzielić się nie będziecie…

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

joseheim, jakże się cieszę, że ktoś podziela mój pogląd na ten tekst! :D

Ciekawie by wyglądało – jedna miałaby znaczek z dudką i stosiną, druga z chorągiewką. W razie czego zklepuję choragiewkę! (he, he – znowu wykiwałam Finklę – evil mastermind pełną gębą;))

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Finklo, niestety, ale moim zdaniem przegrywasz w konfrontacji z tekstem Alex. Gdyby zacząć czytanie od Twojej części (czego ja nie uczyniłem, więc jeno się domyślam), od początku zastanawialibyśmy się o co właściwie chodzi… i to nie w sensie „chcę wiedzieć więcej, bo jest ciekawie” ale raczej w tym negatywnym. Postawiłaś na dialogi, ale te zupełnie nie przypadły mi do gustu. Szczególnie początek (prymitywni ludzie i jąkający się Mojżesz) : ) Lektura Twojego tekstu nieco mnie nużyła. Nie znam się na dyptykach, ale wydaje mi się, że powinno to wyglądać nieco inaczej – z jednej części dowiadujemy się tego, czego zabrakło nam w drugiej. Tutaj w sumie ta sama historia jest opowiedziana co prawda z dwóch perspektyw, ale moim zdaniem niewiele to zmienia. A na koniec dodam – tak, mnie też nie podobały się interludia, bo uważam je za zbędne ;)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Joseheim, Berylu, dziękuję za opinie. Wreszcie ktoś porządnie przekłuł ten balonik. Wiedziałam, że mogę na Was liczyć. Zwłaszcza na Beryla. :-) Podejście do komplementarności i integralności objaśniła już Alex i nie mam specjalnie nic do dodania. W porządku, rozpatrujcie osobno. Wasze prawo. Zatrakusie, jeśli macie z Jose takie same poglądy, to ona swój wyraziła znacznie dobitniej. Ja Twoją opinię przedstawioną pod tekstem Alex odebrałam raczej pozytywnie. Ładnie to tak wprowadzać autora w błąd? ;-) Alex, nie ma mowy! Jakby co, dzielimy piórko wzdłuż. ;-p Berylu, dialogi nie przypadły Ci do gustu, a czysto opisowe interludia uważasz za zbędne. Niełatwo Cię zadowolić… W czwartej i piątej części nie ma ani jednego fragmentu dialogu (jest czat i kto jak kto, ale Ty powinieneś to docenić ;-) ), więc wydaje mi się, że wybroniłam się z zarzutu o stawianie na dialogi. Tak, mogłam kazać prymitywnym ludziom sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat mówić heksametrem. Ale mało wiarygodnie by to brzmiało. A biblijny Mojżesz miał kłopoty z wymową i to nie ja wymyśliłam. Ale żeby nie było, że tylko się wymądrzam – ja też się nie znam na dyptykach. To był mój pierwszy. Mam wrażenie, że nie tylko napisany, ale i przeczytany. :-)

Babska logika rządzi!

Akurat ostatnią część Twojego tekstu uważam za najbardziej udaną, moja droga Finklo : ) Cieszy mnie, że na mnie liczysz i spełniam te oczekiwania :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No to mam nadzieję, że jak tylko zobaczysz, że ktoś wychwala mój tekst, to natychmiast go przeczytasz i zjedziesz. ;-)

Babska logika rządzi!

Finklo Niezależnie od tego, czy otrzymasz piórko, czy nie, informuję Cię, że Twoje opowiadanie umieściłem w swej kolekcji najlepszych, moim zdaniem, opowiadań. W mej kolekcji jedynie Ty masz dwa miejsca, za dwa opowiadania S.F. A wszystkich opowiadań mam tylko osiem. Pozdrawiam.

Dziękuję, Ryszardzie. Ho, ho, jedną czwartą miejsca zagarnęłam. Ale może jeszcze znajdziesz więcej tekstów innych autorów. :-) Też pozdrawiam.

Babska logika rządzi!

Cześć! Dziś skomentuję dwa kolejne opowiadania. Taki plan ;) Przeczytałem bez żadnych przykrości. Ciekawe zestawienie! Najbardziej podobał mi się tekst drugi. Lubię tematy biblijne, a ten szczególnie. Znając dalsze dzieje Izraela mogę napisać tylko jedno: tak było! ;D

Jai guru de va!

Dzięki. :-)

Ten tekst powstawał równolegle z opowiadaniem Alex. Zachęcam do przeczytania także Jej części.

Cieszę się, że przypadło do gustu. Pewnie, że tak było. I to nie tylko z synami Izraela. ;-)

Babska logika rządzi!

Wybacz, pomyliłem okienka…

 

Fajnie ukazana na początku komunikacja (dlaczego niektórzy ludzie nie mogą rozmawiać tak efektywnie?), zwłaszcza zwrot Twoja-moja (jak w Afgańskim). Z chęcią przeczytałbym cały tekst w takim stylu. :)

A z tymi plagami, to nie było tak, że Nil wylał po raz drugi? Ale ciekawie pokazałaś ludzką mentalność, jak bóg nie pomógł pozbyć się nielubianej nacji, to wzięli sprawy w swoje ręce…

Z nową jakością, to bym nie przesadzał. Raczej kompilacja odgrzewanych kotletów. 

No i w końcu Dżabrail. Nie było (oficjalnie) w “Nagrodzie Wojownika”, to chociaż tutaj jest. No i warto wspomnieć, że w Koranie jest fragment o życiu powstającym z wody. Czyżby nasz “obłok” maczał w tym swoje, eee, kłęby? A w ogóle niewdzięczni ci muzułmanie byli, żeby chociaż chlebem o solą przywitali…

Zastanawia mnie trochę ukrywanie się tego całego obłoku. Jeżeli ktoś (coś?) w środku nocy świeci po oczach, to raczej trudno, żeby nie zrobił zamieszania.

 

Końcówka bardzo wymowna. Całość bardzo fajna, serwujesz ciekawy przekrój od prehistorii do czasów obecnych. Twój tekst był jednym z czynników, który popchnął mnie do napisania “Problemów Stworzyciela”.

 

6/6 :D

 

 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Dzięki. :-)

Aha. To dlatego któregoś komcia nie mogłam rozgryźć.

Kiedyś ludzie porozumiewali się bez problemów. A później Hammurabi spisał kodeks i się zaczęło… ;-)

Cały tekst pidżynem chyba jednak nie byłby fajny w odbiorze. A w nadawaniu jeszcze gorszy.

Reinterpretacja kotletów.

Tak, tutaj Gabryś jest i nie będę się go wypierać.

Zamieszanie obłoku – a Ty myślisz, że zorza to skąd się bierze? Seledynek czasami lubi schłodzić się przy biegunie.

Fajnie, że zainspirowałam. A czytałeś część Alex też?

Babska logika rządzi!

Zorza! I wszystko jasne! Ale poza tym, to wszystko przez Hammurabiego. Pewnie maczał paluchy także w reinterpretacji kotletów – cudne określenie. :D

Alexa pamiętam, ale jakby słabiej.

 

 

 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Wszystko da się dobrze wytłumaczyć. :-) Nie wiem tylko, czy Hammurabi znał panierkę. Teoretycznie chyba pszenicę uprawiali… Ale czy mieli tartą bułkę? ;-)

Babska logika rządzi!

Przeczytałem wszystko i nie żałuję czasu.

Dzięki, Koalo. :-)

Polecam także drugą część dyptyku, autorstwa AlexFagus. Wiesz, one się wzajemnie uzupełniają.

Babska logika rządzi!

Napisałem: wszystko. :) Pozdrowienia

Dzięki, też pozdrawiam. :-)

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka