- Opowiadanie: BooMc - Opowiadanie, które jeszcze nie ma tytułu

Opowiadanie, które jeszcze nie ma tytułu

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Opowiadanie, które jeszcze nie ma tytułu

 

„Będziesz wiedział co z tym zrobić”. Tylko tyle było napisane na karteczce, do której dołączony był ten dziwny wisiorek. Wujek Bogdan pokładał we mnie chyba zbyt wielkie nadzieje. Nie ma pojęcia co mam z tym zrobić. Ot, medalik wielkości 5 złotówki z wyrytym w środku drzewem , na który nałożony jest pentagram. Gdyby to był film to teraz zapewne siedziałbym w bibliotece nad ogromnymi zakurzonymi tomiskami na temat pradawnych wierzeń i symboli. Nic z tych rzeczy…w końcu mamy dwudziesty pierwszy wiek. Jeżeli mam coś znaleźć na ten temat to tylko w internecie.

 

Obecnie życie jest takie proste. Nawet nie trzeba wychodzić z domu, by poszukać interesujących cię informacji. Kilka minut i wiesz wszystko co chciałeś wiedzieć. A więc to jest pentakl? Talizman ochronny przed niechcianą magią. Nigdy bym nie powiedział, że wujek Bogdan wierzył w takie gusła. Używany w rytuałach i magii ceremonialnej związany z żywiołem ziemi. Zgodnie z tym co przeczytałem pentakl symbolizuje ciało osoby wykonującej rytuał…czyżby wujek Bogdan był wiedźmą? Bzdura. O czym ja w ogóle myślę. Przecież to są głupoty. W ogóle powinienem się pozbyć tego cholerstwa. Ale skoro mi go dał to może powinien to jednak zachować? A co mi tam założę go na rękę i zobaczymy co dalej. Przecież co może mi się stać?

 

Tego samego wieczoru wracając z baru przekonałem się co może się stać nosząc nieodpowiedni rzeczy. Po spotkaniu ze znajomymi, na którym wypiłem trochę więcej niż powinienem zauważyłem, że jestem śledzony. Cholera, zaczęło się. Wiedziałem, że to się zdarzy już od momentu kiedy przeczytałem „będziesz wiedział co z tym zrobić” typowy początek kiepskiego horroru. Jedyne co mnie pociesza w tej chwili, że w tych filmach giną wszyscy poza głównym bohaterem. Może i wychodzi teraz mój brak współczucia wobec bliźniego, ale wolałbym czule wspominać swoich znajomych… z tego świata. Nie bardzo widzi mi się perspektywa śmierci i nicości. A może reinkarnacja? Na jedno wyjdzie. W każdej wersji przestaję istnieć, a moja świadomość jest kasowana.

 

Delikatnie odwróciłem głowę w bok, na tyle by móc widzieć kto idzie za mną. Dobrze, że lampy oświetlają mi drogę w innym przypadku już dawno srałbym po nogawkach. Cholera, przecież to jest ta laska, która przez cały wieczór spoglądała na mnie w barze. Kto by pomyślał….nie no zostanę zabity przez dziewczynę. Wyłącz to pesymistyczne myślenie. Może po prostu wpadłeś jej w oko, a że dziewczyna jest wstydliwa to dopiero teraz postanowiła postawić wszystko na jedną kartę, dogonić cię i zagadać. Takieeeego, ona nie wygląda na nieśmiałą dziewczynę. Jest coraz bliżej, zbliża się. Cholera, nie mogę przyśpieszyć bo wyjdę na tchórza. Cholera, cholera, cholera…

 

– Cześć. – powiedziała dziewczyna, w momencie gdy zrównała się ze mną.

 

– Hehe, cześć. – odpowiedziałem i spojrzałem w jej stronę. – Jesteś tą dziewczyną z baru, czemu wtedy nie podeszłaś do mnie?

 

– Może się wstydziłam? – powiedziała zalotnie.

 

– Hehe, a teraz się nie wstydzisz? – poczułem jak moje dłonie robią się coraz bardziej mokre.

 

– Wstydzę, ale nie ma przy tobie kolegów. Mam na imię Ada, to skrót od Adriana. – powiedziała i wystawiła dłoń. Na jej twarzy pojawił się zalotny uśmiech, który równie dobrze mógłby być złowieszczym uśmiechem zapowiadającym niecne plany.

 

– Alan. – cholera, muszę podać jej rękę.

 

– Nie denerwuj się tam Alanie…nie gryzę.

 

– Szkoda, he he. – w tym momencie zrozumiałem jak bardzo głupi wyraz twarzy musiałem mieć mówiąc to.

 

– Chyba nie często zagadują do ciebie takie dziewczyny jak ja.

 

– Byś się zdziwiła. – udało mi się powiedzieć, gdy zdenerwowanie powoli mijało.

 

 

 

Nie całe pół godziny później byliśmy już pod drzwiami jej bloku. Mówiąc „byliśmy” mam na myśli gorące całowanie, którego finał będzie w łóżku. To jedna z tych sytuacji, która nie zdarza się na co dzień a jedynie słyszysz ją od kumpla, któremu opowiadał kumpel. Za kilka chwil to ja miałem stać się tym kumplem, o którym będą opowiadać na imprezach. Gorąca laska, niezobowiązujący seks po niecałej godzinie i ja. Człowiek, który zaliczył jedną z najgorętszych lasek jakie można sobie wyobrazić przed niecnym samogwałtem w ciemnościach swego pokoju. Cholera kumple mi nie uwierzą jak im to opowiem. Może zrobić pamiątkowe zdjęcie? Ciekawe czy się zgodzi?

 

– Hej, hej, hej kowboju poczekaj moment. Muszę otworzyć drzwi. – powiedziała i lekko mnie odepchnęła

 

– Mi się nigdzie nie śpieszy odpowiedziałem. Alkohol wypity wcześniej jeszcze tylko dodawał mi więcej pewności…cholera! W złą porę to powiedziałem, dlaczego? Boże dlaczego oddajesz wzrok niewidomemu tylko po to, by mógł zobaczyć jak mordujesz mu rodzinę!? Alkohol nie tylko dodaje mi pewności, ale zaczyna działać na moje receptory. Zaczynam czuć się sennie…nie jeszcze nie teraz. Nie mogę zasnąć. Muszę…muszę…muuuuuszę zaliczyć.

 

– Coś mówiłeś? – zapytała?

 

– Nie-e.

 

Odwróciłem się na moment, gdy Ada szukała kluczy w torebce. Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza. W tym momencie rzucił mi się w oczy nieopodal stojący samochód. A raczej mężczyzna stojący obok niego, który patrzył się w naszym kierunku. Skąd wiem, że patrzył? Poznałem po sylwetce, że stal odwrócony do nas…niestety stał w cieniu, więc nie mogłem rozpoznać jego twarzy.

 

– Idziesz czy będziesz tam stał? – odezwała się, gdy w końcu udało otworzyć się jej drzwi.

 

– Ada, ktoś tam stoi widzisz?– powiedziałem i odwróciłem się w jej stronę.

 

– Gdzie? Nikogo tam nie ma, nie siej paniki i właź do środka.

 

Postąpiłem zgodnie z jej poleceniem. Skoro miałem umrzeć to chociaż najpierw zaznam nieco przyjemności.

 

 

 

Następnego dnia rano obudziłem się w swoim pokoju. Jak ja się tutaj dostałem? Cholera nawet nie pamiętam czy w końcu doszło do czegoś. Mam nadzieję, że tak. Powinienem wziąć wczoraj od niej numer. Cholera, ale mi niedobrze. Czuję, że cały dzień dzisiaj zostanie zmarnowany na walkę z tym przeklętym kacem. Która w ogóle jest godzina…już po 13. Chociaż tyle, najgorsze przespałem. Teraz tylko coś zjeść i wrócić do dalszego spania. A jutro żyć i zapomnieć o dniu dzisiejszym. Wolno wyszedłem z pokoju i udałem się w stronę kuchni…również nie przyśpieszając za nadto. Z każdym krokiem moje wnętrzności dawały znać o swoim niezadowoleniu. Zjadłem to co miałem w lodówce…a raczej próbowałem jeść. Po skończonym śniadanio-obiedzie już nieco szybszym krokiem wróciłem do pokoju. Zanim się jednak położyłem włączyłem laptopa. Uzależnienie…facebook i te sprawy. Najprawdopodobniej również w chwili śmierci będę kazał, by postawili przy mnie jakiegoś laptopa z dostępem do internetu, bym mógł zaktualizować status. Choroba dwudziestego pierwszego wieku. Wielkie dobro i największe przekleństwo współczesnego człowieka. Wiadomość od Mateusza. Z linkiem. Pewnie kolejny mało śmieszny obrazek, z którego tylko on i jemu podobni dewianci mają ubaw. Trudno, skoro już tu jestem to sprawdzę. I tak nic gorszego niż ten przeklęty kac mnie nie spotka. Klik. Gdy strona się wczytała jedyne słowo jakie mogło przejść mi przez usta…i przez nie przeszło to siarczyste „o kurwa”.

 

To była Ada, a raczej artykuł o niej. Przeczytałem tylko nagłówek nim osunąłem się z powrotem na łózko. Poczułem nagłą falę gorąca, która zaczęła mnie palić od środka. Żyły w głowie zaczęły pulsować, jakby chciały wyrwać się spod skóry, a w gardle zrobiło mi się sucho jak na pustyni. Ok, może to ostatnie to wina kaca…ale w ciągu kilku sekund straciłem przytomność. Żaden to powód do dumy, ale pierwszy raz byłem świadkiem czegoś takiego.

 

Gdy się ocknąłem jakiś czas później laptop był już w stanie spoczynku. To znaczy, że leżałem tak dłużej niż godzinę. Sądząc po tym co widzę, za oknem jest już wieczór. Nagle w mojej głowie pojawiła się myśl, która wstrząsnęła mną przed tym jak omdlałem. Szybko usiadłem przy laptopie i poruszyłem myszką. Ekran się rozjaśnił i moim oczom ponownie ukazał się artykuł.

 

 

 

„Ciało młodej dziewczyny znalezione na klatce schodowej” – tą dziewczyną była Ada, a ostatnią osobą z którą się widziała byłem najprawdopodobniej ja. Cholera, cholera, cholera wiedziałem żeby wywalić ten pieprzony pentakl. Teraz wszystko jest jasne, dlaczego nic nie pamiętam.

 

Ale, gdybym to ja zrobił to policja już dawno by tutaj była. Może nie mają śladów? A może mnie już szukają? Może właśnie po mnie jadą? Cholera, cholera dlaczego to właśnie musiało przydarzyć się mnie? Stop. Uspokój się. Przecież równie dobrze ktoś mógł ją zabić po twoim wyjściu. No właśnie. Tak na pewno było. Głupie usprawiedliwianie się. Cholera, gadam sam ze sobą jak jebany psychopata. Jeszcze raz uspokój się, nie panikuj. Gdybyś ty to zrobił miałbyś jakieś ślady po walce. Ada na pewno by nie dała się zabić ot tak o, a ty też nie jesteś jakiś silny. Szybko rozejrzałem się czy na moim ciele nie ma jakichkolwiek oznak walki. Nie było. Uff, więc szansę że to nie Twoja robota są coraz większe. Zaraz, przecież wczoraj ktoś patrzył w naszą stronę. Może to nie był przypadek, może to morderca czekał na okazję. I ta okazja nadarzyła się, gdy opuściłem jej mieszkanie. To na pewno tak było. Znowu to robisz, znowu się usprawiedliwiasz…i znowu zaczynasz gadać do siebie jak psychopata. Przestań.

 

Mimo swojego nienajlepszego stanu musiałem wyjść na dwór się przejść i poukładać to sobie wszystko w głowie. Szedłem i próbowałem sobie przypomnieć krok po kroku co się wczoraj wydarzyło. Niestety na darmo, bo jedynce co miałem w głowie z poprzedniej nocy to czarna pustka. Jak gdyby ktoś mi całkowicie wymazał pamięć z ostatnich kilku godzin. Cholera. Znowu to dziwne uczucie kogoś…a raczej czegoś wiszącego ci na plecach. Nie znoszę tego, tym bardziej gdy uczucie to pojawia się będąc samemu. A może ktoś mnie śledzi? Może to Ada? Mimo, że od przeczytania artykułu minęło już kilka godzin dalej miałem nadzieję, że to był tylko jeden wielki sen i nic z tych rzeczy nie miało miejsca. Postanowiłem się rozejrzeć, tym razem bez ociągania. Co miało być to będzie. Odwróciłem się szybko i bez zastanowienia, by w połowie czynności nie zmienić decyzji. Szybko pożałowałem tej decyzji.

 

– Cholera! – powiedziałem mimowolnie i ruszyłem biegiem w kierunku, którym szedłem do tej pory.

 

 

 

Dlaczego? Otóż kilka kroków za mną szedł dobrze zbudowany mężczyzna. Ok, może nic w tym dziwnego nie ma. Ale biorąc pod uwagę wczorajsze zdarzenie i to, że wcześniej widziałem sylwetkę podobnych rozmiarów postanowiłem nie ryzykować. Miałem rację, gdy tylko zacząłem biec mężczyzna również ruszył z buta. Był coraz bliżej mnie. Widziałem, że moja kiepska kondycja mnie kiedyś zgubi, ale miałem nadzieję że jeszcze nie teraz. Niestety, niecałe po niecałych nawet trzech metrach poczułem wstrząśnięcie, gdy mężczyzna złapał mnie za kołnierz.

 

 

 

– Nie zabijaj mnie! – krzyknąłem zakrywając głowę obiema rękoma.

 

– Uspokój się i nie rób zamieszkania. – miał głos cichy i nisk

 

– Nie! Nie uspokoję się! Ratunku! Ten bandyta chce mnie zabić!

 

– NIE ZAMIERZAM CIĘ ZABIJAĆ! – powiedział jakby nieco głośniej.

 

– Nie? – wychyliłem lekko głowę zza rąk.

 

– Nie.

 

– Więc po co mnie śledziłeś? Po co mnie goniłeś? Jestem pewny, że wczoraj też Cię widziałem pod blokiem Ady. To ty ją zbiłeś. – powiedziałem najbardziej dramatycznie jak potrafiłem.

 

– Zabiłem ją.

 

– Wiedziałem! A teraz chcesz zabić mnie, żebym nie mógł zeznawać, gdy dopadnie cię policja

 

– Policja mnie nie dopadnie. Chyba, że mnie wydasz…co jednak nie leżałoby w twoim interesie.

 

– Skąd ta pewność, co?

 

– Bo jestem znajomym twojego wujka Bogdana.

 

– Ty? O ile dobrze pamiętam mój wujek nie miał znajomych rastafarian.

 

– Rastafarianów. Najwidoczniej miał, ale ci o tym nie mówił.

 

– Zapewne. To może powiesz mi dlaczego zabiłeś Adę? Co ci zrobiła ta piękna dziewczyna, że musiałeś ją zabić? Odmówiła ci? Ha, nie zdziwiłbym się bo jesteś brzydkiiii jak noc.

 

– Nie wystawiaj na próbę mojej cierpliwości dzieciaku.

 

Mężczyzna powiedział to w taki sposób, że faktycznie wolałem nie ryzykować i nie sprawdzać go. Nieco się uspokoiłem i postanowiłem wysłuchać co ma mi do powiedzenia.

 

– Widzę, że nosisz pentakl. To dobrze.

 

– No nie powiedziałbym. Od momentu kiedy go założyłem zaczęły dziać się rzeczy, których nie chciałem doświadczyć.

 

– Pentakl daje ci ochronę ale też naraża na niebezpieczeństwo.

 

– Serio? No co ty nie powiesz mi.

 

– Ten, który masz nie jest zwykłą zabaweczką jaką można kupić sobie na allegro. Jest przesiąknięty magią.

 

– Tak, domyślam się że mój wujek był wiedźmą.

 

– Magiem…ewentualnie dopuszczalną formą jest męski odpowiednik słowa wiedźma.

 

– Wiedźmin?

 

– Wiedźm.

 

– Wiedźm?

 

– Nie my ustalamy te zasady.

 

– Dalej ciężko mi jest w to uwierzyć. Wujek ani nie wyglądał na wiedźmę ani nie wyglądał na kogoś, kto ma znajomych takich jak ty.

 

– Cóż, pewnie nie chciał cię obarczać zbyt wielką wiedzą. Nie chciał narażać cię na niebezpieczeństwo.

 

– Już drugi raz pada słowo niebezpieczeństwo. Zaczyna mi się to coraz bardziej nie podobać.

 

– Spokojnie, dopóki ja tutaj jestem nic ci się nie stanie.

 

– To dopiero zabrzmiało niepokojąco.

 

– Chodź, zabiorę cię do pewnego miejsca.

 

– Haha, jasne. Mam iść z wielką umięśnioną czekoladką do „pewnego miejsca”. Na pewno.

 

– Jak chcesz, ale dla twojego własnego dobra powinieneś tam się udać.

 

 

 

To zabrzmiało prawie jak groźba. Wydaje mi się, że pójdę tam czy mi się to podoba czy też nie. Lepiej więc zróbmy to po dobroci, a może po drodze uda mi się od niego uciec. Chociaż jeżeli faktycznie znał mojego wujka, to na nie wiele mi się to zda bo zapewne wie gdzie mieszkam. Trudno, idziemy.

 

Jakiś czas później dotarliśmy do rzadko odwiedzanej części miasta. Była to dawna dzielnica przemysłowa. Większość ludzi się stąd po przeprowadzała. Ci, którzy tutaj zostali to nikt inny jak społeczny margines zajmujący się na co dzień piciem i łamaniem prawa. Robi się coraz ciekawiej… właśnie idę przez jakąś melinę z nieznajomym najprawdopodobniej psychopatą. Zapowiada się świetna zabawa. Brawo Alan, w co ty się wpakowałeś? Jutro ja dostanę swój artykuł na pierwszych stronach gazet. Ofiara czekoladowego psychopaty. W sumie to jego kolor skóry bardziej podchodzi po karmel…brrr, o czym ja w ogóle myślę?

 

-Jesteśmy na miejscu. – w końcu się odezwał.

 

– Mamy tutaj wejść?

 

Nie odpowiedział. Otworzył drzwi i wszedł do środka. To moja szansa żeby uciec…chociaż biorąc pod uwagę wcześniejszą próbę ucieczki, jest ona całkowicie bezcelowa. Spojrzałem jeszcze raz za siebie z nadzieją, że ta obskurna melina nie jest ostatnią rzeczą na jaką spoglądam. Nie było wyjścia. Wszedłem do środka. Mężczyzna zamknął za mną drzwi. W środku panował półmrok. Przeszliśmy przez krótki korytarz do kuchni, która prowadziła bezpośrednio do pokoju. Tutaj zatrzymaliśmy się na chwilę. Mężczyzna spojrzał na mnie.

 

– To co teraz zobaczysz jest tajemnicą. Nie możesz nikomu o tym powiedzieć.

 

– Yyy…ok.

 

 

 

Nie muszę mówić, że to zdanie wystarczyło bym zrobił ogromne oczy i poczuł nagły przypływ strachu. Pośladki automatycznie mi się spięły. Nieznajomy pociągnął za jedną z książek i poczułem się jak w tandetnym filmie przygodowym, gdzie główny bohater przechodzi przez ukryte przejście schowane za regałem.

 

– Poważnie? – zapytałem go z lekkim nie dowierzaniem, jakby strach który przed chwilą czułem nagle minął.

 

– Klasyka zawsze w modzie.

 

 

 

Spojrzałem w głąb sali, skąd dobiegła mnie odpowiedź. Pomieszczenie było wielkości niedawno mijanej kuchni. Było niemal puste, jedyną ozdobą był tutaj dość pokaźnych rozmiarów stół przy, którym siedział kolejny mężczyzna. To on mi odpowiedział.

 

– Podejdź bliżej. Nie bój się jesteś wśród przyjaciół.

 

 

 

Gdy zrobiłem kilka kroków w jego kierunku moim oczom ukazał się mężczyzna w wieku nie starczym niż czterdzieści lat. W odróżnieniu do tego, który mnie tutaj przyprowadził ten był biały i elegancki. Siedział przy stole i patrzył. Pewnie czekał, aż coś powiem. Gdy zbliżyłem się na odległość kilku kroków na jego twarzy pojawił się uśmiech.

 

– Pewnie zastanawia cię co tutaj w ogóle się dzieje. Co to jest za miejsce? Kim my jesteśmy? I co z tym wszystkim masz wspólnego ty i twój wujek?

 

– Mniej więcej. – odpowiedziałem.

 

-To dłuższa historia, którą nie chciałbym cię zanudzać. Ogólnie rzecz ujmując jesteśmy kultem ku czci Jaha.

 

– Rastafarianie? Nie chcę się czepiać, ale czy nie powinniście być ubrani jak hipisi w kolorowe stroje, palić maryśkę i krzyczeć o upadku Babilonu?

 

– No cóż… wraz z rozpowszechnieniem naszej religii namnożyło się wiele osób, którym się to spodobało. Nie są oni jednak prawdziwymi braćmi. Są oni…dziećmi, które chciałyby być fajne. Prawdziwi bracia rasta to my i nam podobni. Ludzie, którzy prawdziwie przestrzegają zasad sporządzonych przez Marcusa Garveya.

 

– Czyli cały ten Babilon i jego upadek to jedno wielkie kłamstwo tych dzieciaków?

 

– Akurat to mój przyjacielu jest prawdą.

 

– Ok, ale czy Babilon przypadkiem nie leży, gdzieś w Iraku i już od wielu wielu lat jest opuszczone? Nie sądzę, by to miasto kiedykolwiek było w Polsce.

 

– I tutaj mój przyjacielu się mylisz. Babilon jest tym co nas otacza, całe zło które się dzieje na naszych oczach. To nie jest tylko nazwa miasta. To jest ucisk i niesprawiedliwość tego świata. Babilonem jest każde miasto, które ocieka zepsuciem.

 

– Babilon musi upaść? – zapytałem nieśmiało.

 

– Dokładnie.

 

– Jesteście organizacją terrorystyczną! – niemal krzyknąłem, albo przynajmniej mi się tak wydawało.

 

– Możesz nas nazywać jak tylko chcesz. Ale nie. Nie jesteśmy terrorystami. Naszym celem nie jest robienie krzywdy innym. Chcemy jedynie sprawiedliwości i dobra. Jeżeli upadnie Babilon upadnie zło, a wtedy zatriumfuje Jah i świat znowu będzie taki jaki być powinien. Będzie wolny od zła.

 

– Czyli chcecie zniszczyć obecnie znany świat? Stąd? Z Polski? – zakpiłem.

 

– Nie zrozumiałeś mnie chyba. Nasza organizacja ma swoje siedzimy na całym świecie. My jesteśmy tylko jedną z komórek organizacyjnych mających za zadanie zająć się interesującym nas terenem. I odpowiadając na twoje pytanie w najbardziej przejrzysty sposób jaki można odpowiedzieć… nie, nie zamierzamy zniszczyć świata. Naszym celem jest zniszczenie zła. Babilon to zło, zło to wszystkie istoty, które odwróciły się od Jaha. Naszym zadaniem jest walka z nimi.

 

– Chcesz mi powiedzieć…

 

– Tak, walczymy z przejawami chociażby czarnej magii.

 

– Mam takie pytanie. Jesteś świadomy tego, że to co mi mówisz to kompletne szaleństwo?

 

– W zupełności.

 

– I chcesz, żebym ci uwierzył na słowo?

 

– Nie musisz. Przyjdzie czas, w którym sam się o tym przekonasz.

 

– Dobra! Jak dla mnie jest tego za wiele. Muszę iść już do domu. Fajnie było was posłuchać, ale chcę już iść.

 

 

 

Wstałem i ruszyłem w stronę wyjścia. Drogę przeciął mi mężczyzna, z którym tutaj przyszedłem.

 

Cholera. Nie wypuszczą mnie.

 

– Wypuść go. Nie możemy go przecież tutaj trzymać wbrew jego woli.

 

 

 

Odwróciłem się i spojrzałem jeszcze raz na mężczyznę w garniturze. Mogłem teraz swobodnie wyjść. Tak też zrobiłem. Było już grubo po 22, a ja musiałem wracać przez tą dzielnicę. W ciągu dnia bym się tutaj sam nie zapuścił. A co dopiero mówiąc teraz… niedaleko jest przystanek. Mam nadzieję, że zaraz będzie coś jechało. Z każdą minutą spędzoną tutaj zwiększam swoje szansę na zostanie główną gwiazdą w reality show „pobij mnie i okradnij”. Menelostwo zaczęło już powoli wychodzić ze swoich barłogów szukając łatwej ofiary. Czyli mnie. Miałem szczęście, akurat przyjechał autobus, gdy doszedłem do przystanku. Wsiadłem. Nie ważne gdzie jechał, ważne żeby zabrał mnie stąd jak najdalej i jak najszybciej. Siedząc w środku odetchnąłem z ulgą, że to już koniec. Po trzydziestu minutach znowu byłem w znajomych rejonach. Jeszcze tylko kilka minut spacerem i będę w domu. Teraz już szedłem wolno próbując sobie uporządkować zdarzenia, których dzisiaj byłem świadkiem. Zanim się obejrzałem stałem pod drzwiami bloku, w którym wynajmowałem mieszkanie. Dalej jednak nie mogłem uwierzyć w to co dzisiaj miało miejsce. To było jak sen. Zły sen. Wszedłem na klatkę z nadzieją, że zaraz znowu znajdę się w łóżku i zasnę, a gdy się obudzę…Ada!

 

– Witaj przystojniaku.

 

 

Koniec

Komentarze

Opowiadanie, które jeszcze nie ma tytułu

Nie sądzisz, że nie wygląda to zbyt profesjonalnie?

Nie czemu? Po prsotu nie znalazlem odpowiedinego tytułu, by można to było nazwać. 

z resztą skoro może być "księga bez tytułu" to czemu nie opowiadanie?

Hm, po pierwsze: dałbym tytuł, serio. Po drugie: błędny zapis dialogów. Ogólnie jak dla mnie nie było fatalnie, ale trochę chaotycznie i jest to chyba jakaś część czegoś, prawda? Pozdrawiam.

Mee!

Opowiadanie takie sobie. Trochę chaotycznie napisane, poza tym błędnie zapisujesz dialogi, jest sporo powtórzeń, brakuje niemało przecinków, a dzieła kończy przesadna zaimkoza. Tekst potrzebuje korekty.   Pozdrawiam  

Mastiff

@kozajunior Jak wymyśle odpowiedni tytuł to to nazwę. Popracuję nad dialogami, ale czy jest to część czegoś większego to się zobaczy. Narazie brak chęci na dalsze pisanie, aczkolwiek pomysł jest. @Bohdan Ponowne oskarżenie o chaotyczne pisanie, popracuję nad tym jeszcze. Co do powtórzeń są one zamierzeone, bo tak mi się podobało gdy pisalem. A co do przesadnej zaimkozy, postaram się ją unicestwić. Pozdrawiam Panów

     Zdecydowanie nalezy poprawić zapis dialogów. 

byłbym wdzieczyny za cos wiecej niz rady odnoszące się wyłacznie do dialogów ;)

a tak w ogóle to co w nich jest takiego złego?

"– Cześć. – powiedziała dziewczyna, w momencie gdy zrównała się ze mną.

 

– Hehe, cześć. – odpowiedziałem i spojrzałem w jej stronę. – Jesteś tą dziewczyną z baru, czemu wtedy nie podeszłaś do mnie?" Widzisz te dwie kropki po cześć? To na przykład to. :) Tu masz kilka rad: http://www.fantastyka.pl/10,4550.html

Mee!

dzięki mistrzu ;P

Mistrzu. Słyszeliście go? ;)

Mee!

Nowa Fantastyka