
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
„Malarz”
Niewielkie, ciemne pomieszczenie. Ściany pokryte pleśnią i odpadającym tynkiem. Wszechobecna wilgoć i zapach szczurzych odchodów budowały niepokojący klimat tego miejsca. Walające się narzędzia pokrywały większą część posadzki, o ścianę opierał się leciwy składak z pordzewiałym błotnikiem. Niezawodny środek lokomocji. Stworzony do zabawy z miastem, jak nie przymierzając Nissan qashqai. Słabiutka żarówka przykryta abażurem rzucała niewiele światła. Pod przeciwległą ścianą można było dostrzec postawnego mężczyznę, stojącego przed jakimś słabo widocznym kształtem. Na jego plecach wisiała stara, przetarta marynarka. Mężczyzna podwinął jej rękawy wysoko ponad łokcie. W lewej dłoni trzymał paletę pokrytą mieszanką olejnych farb. Jakby w głębokim zamyśleniu grzebał pędzlem, w kolorowych kleksach zakrywających drewnianą deseczkę. Zgrabnie przełożył pędzelek między palcami i potarł kilkudniowy zarost na podbródku. Włosie pędzelka zostawiło na jego policzku pociągły, szarobrązowy ślad farby. Sięgnął ręką w kierunku stolika ulokowanego za jego plecami. Na oślep wymacał smukły kształt szklanej butelki, podniósł ją do ust i pociągnął z gwinta jak smok. Pił dopóki nie opróżnił flaszki. Wódka płynęła paląc gardło, spadała z chlupotem do pustego żołądka.
Opróżnione szkło rzucił za siebie na stertę śmieci, która piętrzyła się w rogu na kształt Golgoty. Z butelki skapywały resztki wódki, którymi szybko zajął się pobliski szczur. Wielki, tłusty, szary kształt podpełzł do plamy na podłodze i rozglądając się bacznie zaczął chłeptać alkohol. Szczury kochały moment w którym Ignacy Świrski, pseudonim Witek zabierał się do pracy. Malarz zachwiał się na nogach i gwałtownym ruchem złapał za sztalugę. Nie mógł upaść, jeszcze nie teraz. Zgięty w pół zaczynał odczuwać skutki ogromnej ilości wypitego alkoholu. Witek wcale nie lubił pić; był to po prostu niezbędny w jego pracy środek. W pewnym momencie wytrzeszcył oczy i znieruchomiał. Wpatrywał się w obskurną ścianę, która dla niego nie była już tylko kawałkiem muru. Rewia barw i kształtów, fantastyczne wnętrza i obrazy zmieniające się jak w kalejdoskopie. Postacie o hipnotyzujących twarzach przesuwały się tuż przed jego oczami, jak na niemym filmie. Ich ruchy były tak niesamowite i nienaturalne, że nie można było nazwać ich ludzkimi. Witek szczerzył swoje żółte zęby w szalonym uśmiechu. Jego dłoń mechanicznymi ruchami tańczy przed płótnem. Twarz podnosi się i opada, oczy wychwytują i zapamiętują jak najwięcej szczegółów niezwykłego objawienia. Nagle wizja rozmywa się, obrazy blakną, szalone postacie zwalniają i wpadają na siebie, potrącając się wzajemnie. Witek kręci z niedowierzaniem głową. Chwiejąc się na nogach zmierza w stronę ściany, w stronę zamkniętego okna do innego wymiaru. Pięściami uderza w łuszczący się tynk tak, jakby łomotał do zamkniętych wrót. – Nie ma rady, muszę tam wejść – mamrocze w pijackim szale malarz, artysta, Witek. Dłonie opiera na omszałych cegłach i odgina mocno całe ciało. Potężny ruch zaczynający się w stawach skokowych przebiega impulsem przez ciało. Z ogromną siłą i hukiem Witek wali czołem o ścianę swojej piwnicy. Pijany szczur, spłoszony dźwiękiem uderzenia zygzakami ucieka w kierunku najbliższej dziury.Malarz z krwawiącym rozcięciem na czole osuwa się wzdłuż ściany. O dziwo nie traci przytomności. Myśli na tyle trzeźwo, na ile trzeźwo myśleć może pijany i ogłuszony człowiek leżący na podłodze piwnicy.
– Nie to jeszcze nie koniec. To nie może się tak skończyć. – szepcze łamiącym się głosem. Pełznie po zakurzonej posadzce z taką zaciętością, na jaką może sobie pozwolić tylko człowiek złamany, chwytający się ostatniej deski ratunku. Ze skrytki wyciąga niewielką strzykawkę, heroinę zawiniętą w brudną bibułę. Drżącą dłonią zaciska skórzany pas na przedramieniu, jego koniec posapując trzyma w zębach. Klęcząc przed sztalugą Witek czeka aż narkotyk zacznie działać. Okno w ścianie powoli zaczyna się otwierać. Tym razem wszystko jest wyraźniejsze. Szalone postacie zdają się dostrzegać klęczący wrak człowieka. Ich ogromne i całkiem malutkie głowy odwracają się w jego stronę. Spojrzenia ich oczu palą zawstydzonego Witka. Malarz śmieje się straceńczo, widzi niewiele przez łzy i krew sączącą się z rozciętego czoła. Przez ramy okna przeciska się ogromna postać na chudych nogach. Istota powoli zbliża się, stawiając niezgrabne kroki patykowatych nóg. Twór zamyka usta zdziwionego Witka namiętnym pocałunkiem. Jej głowa przypominająca kształtem końską jest kilka razy większa niż twarz malarza. Mężczyzna czuje jej wielką pazurzastą dłoń na klatce piersiowej, następnie pieszczotliwym ruchem szpony przesuwają się po jego brzuchu i zaciskają na kroczu. W tym momencie Witek stracił przytomność i zemdlony runął na ziemię.
Gruby, wciąż jeszcze pijany szczur podbiega do leżącego człowieka. Zaczyna ogryzać jego nagie przedramię. Zostawia na jego ręce wiele krwawych śladów. Jego ostre zęby bez problemów rozcinają pobladłą ludzką skórę. Rok, może dwa lata później Ignacy Świrski zmarł w hospicjum. Zabił go wirus hantawirusowy zespól płucny, który sprzedał mu pijany gryzoń. Szczur ten w rzeczywistości był motomyszą z marsa.
KONIEC
huehueh
Vactur, odrobinę zrozumienia... Nie strasz debiutantów.
Dobrze, że pojawiły się akapity, ułatwiają odbiór.
Przytomni inaczej artyści to raczej nie moja ulubiona tematyka, więc nie będę się zbytnio wymądrzać. Zasugeruję tylko, że zakończenie wygląda jak z całkiem innej bajki. Zgrzyta mi to, ale być może właśnie tak miało być.
A Noxxem się nie przejmuj.
Pozdrawiam. :-)
Babska logika rządzi!
Ostatnie zdanie, o szczurze z Marsa, całkowicie zbędne.
Bardzo mnie zastanawia, jak można i co można malować w takim oświetleniu, jakie zostało opisane. Drugie zdanie było by powtórzeniem za Finklą, więc na tym kończę.
(...) stojącego przed jakimś słabo widocznym kształtem. Na jego plecach wisiała stara, przetarta marynarka. ---> znaczy, marynarka wisiała na plecach owego kształtu. Na zaimki trzeba uważać...
To ja dodam jeszcze, że zmiany czasów są nieuzasadnione.
mną się nikt nigdy nie przejmuje, ale wszyscy przejmują
-->AdamKB
Właściwie przy każdym świetle można malować. Jest to wykonalne nawet przy braku jakiegokolwiek oświetlenia. Widziałem gdzieś obrazki malowane przez ludzi od urodzenia niewidomych. Jest to jednak szczegół nad którym nie warto nawet się pochylać.
--> Finkla
Tak właśnie miało być :)
Dzięki za opinie. Będę starał się wrzucać teksty zgodnie z hronologią ich powstawania. Ten powyżej leżakował na dysku twardym ładnych parę lat. Może nowsze teksty będą trzymać poziom :)
chronologią* jełopie
Musisz mieć strasznie nudne życie :) Mam nadzieję, że Ci ulżyło. Dzięki za wyłapanie ortografa przy okazji.
Nudna to była Twoja matka wczorajszej nocy :3
#mode.nie.banuj.bo.nie.wie.co.czyni#
Tak myślę. Jest martwa od dwóch miesięcy. Nowotwór z przerzutami ;3
A syn wyrodny zamiast godnie rodzicielkę opłakać i wspomnieć, to jakies profanacje publikuje po internecie i jeszcze się pod nimi z lujami wykłóca.
Znajdź mi coś lepszego do roboty. Wykłócanie się z lujem Twojego pokroju może być czasem dość pociesznym zajęciem.
Znicz zapal, odrób lekcje, skoś trawnik; wspaniałe i szerokie perspektywy stawia przed nami nasza Polska wolnorynkowa solidarnościowa - wystarczy wyciągnąć rękję
Red Jacket - Nenufar i Bronsztajn to aliasy Vactura. Nie warto się wtrącać, kiedy ze sobą rozmawiają.
Babska logika rządzi!
rękę* jełopie :)
Ja nie jestem żaden alias. Jestem Bronsztajn, z tych Bronsztajnów.
#oni.są.o.sercach.czarnych#
Domyśliłem się, co nie zmienia faktu, że zawsze interesowała mnie egzystencja internetowych trolli. Rozmawiając z jego multikontami czuję się trochę jak z kamerą wśród zwierząt :)
Zabili nam Evarkę. Nie była to najmilsza dziewczyna, ale przecież nikt nie zasłużył na taki los...
#nie.zabili.wypędzili#
Wypędzili... a czy to nie gorsze niźli śmierć po najgorszych torturach?
Aaaaa, jeśli to safari, to milej zabawy. :-)
Babska logika rządzi!
Bardzo proszę was kochani, abyście się oddalili; bydło pozostawmy ego bydlęcym sprawom, sami się w niem nie taplajmy...
Siekiera motyka biały karł
Ażby' was nowotwór zżarł!
#jak.to.brak.miłości.w.strasznych.mózgach.gości#
Dziwne rzeczy się dzieją na tym portalu, mam na myśli powyższe komentarze. A opowiadanie takie sobie. Przeczytać i zapomnieć.
Pozdrawiam
Mastiff
bo przecie kultura nie zabrania robić takie polowania
i widocznie jest z nim źle, jak za trolle bierze się!
> Widziałem gdzieś obrazki malowane przez ludzi od urodzenia niewidomych.
Widziałem jak taki rysunek powstaje na żywo. Jakbym chłopaka nie znał, to bym nie uwierzył, że od urodzenia nie widzi.
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Nocne rozmówki Vactura z samym sobą... Zdarza się.
Jestem prawie pewien, że gwoździem opowiadania jest jakaś metafora, aluzja, lub wręcz insynuacja;) Niestety, za chorobę nie wiem jak ją zinterpretować. Chyba nie wszedłem w nastrój Autora z momentu pisania. Z drugiej strony, może to i dobrze:)
Obeserwuję. I zacznę banować.
Nie udało mi się zorientować w zamyśle Autora. Mam tylko niejasne wrażenie, że próbował opowiedzieć o mękach tworzenia, przy zastosowaniu wspomagaczy.
„…jak nie przymierzając Nissan qashqai”. –– Marki samochodów zapisujemy małą literą.
„…stojącego przed jakimś słabo widocznym kształtem. Na jego plecach wisiała stara, przetarta marynarka”. –– Czy kształt w plecy zasobny, miał na nich wmontowany jakich haczyk lub wieszaczek, i na nim wisiała owa marynarka? ;-)
„…za siebie na stertę śmieci, która piętrzyła się w rogu…” –– …za siebie na stertę śmieci, które piętrzyły się w rogu…
To nie sterta się piętrzyła, tylko tworzące ją śmieci.
„Malarz zachwiał się na nogach…” –– Wiemy, że malarz stoi, więc skoro się zachwiał, mógł to zrobić tylko na nogach.
„W pewnym momencie wytrzeszcył oczy…” –– Literówka.
„Witek szczerzył swoje żółte zęby w szalonym uśmiechu”. –– Czy Witek mógł szczerzyć cudze zęby? ;-)
„…w kierunku najbliższej dziury.Malarz…” –– Brak spacji po kropce.
„Malarz z krwawiącym rozcięciem na czole osuwa się wzdłuż ściany”. –– Ja napisałabym:
Malarz, z krwawiącym rozcięciem na czole, osuwa się po ścianie.
„Drżącą dłonią zaciska skórzany pas na przedramieniu, jego koniec posapując trzyma w zębach”. –– Dlaczego malarz, posapując, trzyma w zębach koniec przedramienia? ;-)
„Twór zamyka usta zdziwionego Witka namiętnym pocałunkiem. Jej głowa przypominająca kształtem końską jest kilka razy większa niż twarz malarza. Mężczyzna czuje jej wielką…” –– Twór zamyka usta zdziwionego Witka namiętnym pocałunkiem. Jego głowa przypominająca kształtem końską jest kilka razy większa niż twarz malarza. Mężczyzna czuje jego wielką…
Twór jest rodzaju męskiego, więc jego nie jej.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Opowiadanie nie powaliło mnie na kolana. Ale to może dlatego, że nie są to moje klimaty.
Nic specjalnego.
Jestem po przeczytaniu opowiadania "Podwieczorek" i już widzę pewną specyfikę w tekstach. Może i jeszcze nie poznanałabym autora po samym tylko tekście, ale masz obrany kierunek. Z tym, że ta historia w porównaniu z kolejną (i poprzednią przynajmniej dla mnie) nie porywa. Za mało działania, za dużo opisu.