– Nastaw uszy, młody. Słuchaj uważnie naszej historii, bo to opowieść o cieniach ludzi. O nas samych. To historia, którą powinien poznać każdy.
Rozglądnąłem się dookoła. Cienie wielu ras zgromadziły się dookoła mnie. Każdego pełnego księżyca opowiadałem tę samą historię kolejnym grupką. Robiłem to od wielu księżyców, z każdym kolejnym różnica doświadczenia między nami rosła. Czułem w głębi siebie, że już niewiele księżyców mi zostało i niewiele okazji aby opowiedzieć tę historię. Ale sama historia nie zginie. Nie jestem jedyny, nie jestem pierwszy ani nie będę ostatni. To jest sednem historii, że ona trwa, niezależnie od nas.
Dzisiaj dołączył do nas Ares który przejmie moją rolę gdy moja się skończy. Ares drapał się za uchem czekając, aż rozpocznę. Ja czekałem, aż zapanuje cisza. Nie musiałem o nią prosić, wystarczyło poczekać. Nigdzie się nie spieszyłem. Powoli każdy pojedynczy cień zastygał w spokoju. Kiedy to oni zaczęli czekać na mnie, a nie ja na nich – zacząłem mówić.
– Jesteśmy cieniami. Zawsze nimi byliśmy, od kiedy nasze wilcze cienie wychyliły się z lasów i z ciekawością zaczęły podchodzić do tych dwunożnych istot, które gromadziły się wokół gorącego, migoczącego światła. To wyjście z lasu, to połączenie ze stojącymi dało początek nam, to moment, który zmienił nasze życie. To pierwszy moment od którego zaczyna się nasza historia, ta którą opowiadamy od wielu zim, ta którą pamiętamy i przekazujemy kolejnym pokoleniom. Wspólna historia która nas definiuje i tworzy naszą tożsamość. Ten moment to pierwsze co znamy i wiemy.
Widzę pytania w waszych oczach – rozejrzałem się po młodych pyskach. – Ale na nie nie mam odpowiedzi. Pytacie: „Co było wcześniej?”, „Jak to się zaczęło?”. Nikt tego nie wie. Każda odpowiedź rodzi tylko kolejne pytania. Jeśli nie zaakceptujemy tajemnicy, nigdy nie przestaniemy błądzić w poszukiwaniach.
Tu stawiamy pierwszy krok, tu zaczynamy naszą historię, jakieś dwadzieścia tysięcy zim temu w czasach, które dla ludzi giną w mrokach niepamięci, pozostawiając im jedynie mgliste legendy. Nam – nie. Świat był zimny, niebezpieczny, pełen kłów, pazurów i śmierci czyhającej w śniegu, zimnie i głodzie. Ludzie nie byli jeszcze panami świata, lecz tak jak my – wędrowali szukając własnego miejsca. Szukali jedzenia, polowali, chronili się przed sobą, przed zimnem, kochali się, śmiali i umierali. Żyli. Nie było ich dużo, tworzyli małe stada, a wszystkich było nie więcej niż teraz w miasteczku.
My byliśmy wilkami, dumnymi władcami stepów i lasów. Ludzkie drogi wielokrotnie przecinały nasze szlaki. Przeważnie szanowaliśmy się nawzajem i omijaliśmy bez krzywd dla żadnej ze stron. Ale część z nas była ciekawa. Podchodziliśmy coraz bliżej, obserwując ich, oswajając się z ich zapachem oraz ich z naszą obecnością.
Opłacało się. Mogliśmy liczyć na resztki jedzenia, które nam ofiarowali. Oni też zyskiwali – gdy byliśmy blisko, żaden obcy nie zbliżyły się do obozu niezauważony. Powoli, na przestrzeni wielu pokoleń, stawaliśmy się częścią ich stad.
Nasza współpraca rozwijała się w naturalnie. Spaliśmy z nimi, bawiliśmy się z nimi, strzegliśmy ich, pomagaliśmy w polowaniach. Dzięki nim mieliśmy bezpieczne, ciepłe legowisko i pełne brzuchy. Ale najważniejsze było to, że potrafiliśmy iść za ludźmi. Nie od razu, nie wszyscy. Ale nie zostawaliśmy w tyle. Mieliśmy łapy stworzone do wędrówki, nie do sprintu. Mieliśmy oddech, który znał rytm marszu. I serca, które nie chciały już wracać do lasu. To był nasz dar – nie tylko czujność czy kły, ale to, że mogliśmy być z nimi wszędzie. Połączył nas tryb życia: ludzie chodzili, a my podążaliśmy za nimi, niezmordowani i wytrwali. To był nasz dar: wytrwałość. Potrafiliśmy dotrzymać kroku człowiekowi wszędzie, gdzie poniósł go los.
Nie wszyscy wilczy bracia poszli tą drogą. Wielu odeszło z powrotem do lasu. Niektórzy próbowali zniszczyć ten sojusz. Mówiono wtedy: „Wilk, który słucha ludzi, zapomni, kim jest.” Ale my wiedzieliśmy, że nie tracimy siebie – my się zmieniamy. Uczyliśmy się że nocny szelest może oznaczać głód, że ludzie czasem płaczą i trzeba wtedy położyć pysk na ich kolanie; że są dni, gdy nie ma jedzenia, ale trzeba iść dalej, razem, licząc na zmianę za kolejnym wzgórzem. Kiedy trzeba było skręcić w lewo, szliśmy za nimi, kiedy w prawo – podążaliśmy wraz z nimi. ziałaliśmy razem.
Tak wyglądało wiele, wiele pokoleń. Nasz rozwój był nierozerwalnie połączony z ludźmi. Powoli zaczęliśmy się też różnić. Inne cienie były zabierane na polowanie, inne zajmowały się pilnowaniem obozów, a jeszcze inne były tylko dla rozrywki. Coraz bardziej odróżnialiśmy się od naszych kuzynów.
I tak, powoli, przestaliśmy być wilkami. Zaczęliśmy rodzić szczenięta, które nie znały już lasu, tylko ciepło ognia i zapach skóry człowieka.
Byliśmy pierwszymi towarzyszami ludzi.
Nie przez rozkaz, nie przez smycz, tylko przez wspólnotę potrzeb i korzyści. Przez zaufanie. Nie przez umowę. Wędrowaliśmy z nimi, mieliśmy siłę, wytrzymałość, instynkt. Oni mieli narzędzia i ogień.
To my daliśmy początek współpracy ludzi z innymi, to my byliśmy przykładem, to po nas przyszły inne zwierzęta i rośliny. Nie tylko my się zmieniliśmy ale i ludzie się zmienili i otworzyli na inne zwierzęta i rośliny.
W tamtych czasach ludzie wędrowali. Od tego zależało ich życie. Łowiliśmym, zbieralismy i polowaliśmy. Każdego dnia pokonywaliśmy około dwudziestu kilometrów. Codziennie wracaliśmy do obozu, który przenosiliśmy częściej niż cykl księżyca.
Aż przestaliśmy. Aż ludzie wybrali jedno miejsce i tam zostali. Życie na ścieżce zostało zamienione na życie przy niej. A my… zostaliśmy z nimi. Nasze życie się zmieniło… Nasza wytrzymałość, nadążanie za ludźmi, straciła na znaczeniu. Musieliśmy dostosować się do nowych warunków. To pozwoliło nam na nowo odnaleźć się w tej relacji. Ludzie, osiedlając się w jednym miejscu, bardziej skoncentrowali się na uprawie i hodowli, pomagaliśmy im w tym strzegąc zarówno ludzi, jak i ich dobytku.
Rosła nasza rola jako towarzysza ludzi. Powoli, pokolenie po pokoleniu, tworzyły się rasy. Inne psy odpowiadały za pilnowanie obozu, inne za pilnowanie zwierząt, jeszcze inne były opiekunami i towarzyszami. Niektóre cienie były wykorzystywane do szukania, a jeszcze inne jako zwierzęta zaprzęgowe do sań. Ludzie osiedlali się w różnych miejscach, czasem cieplejszych, czasem chłodnych, w górach, nad jeziorem, w dolinach. Ludzie rozprzestrzenili się się po całym świecie, a my za nimi opanowaliśmy nowe przestrzenie. Każda była lepsza dla innych cieni, co pogłębiało różnorodność tworzących się ras.
Kiedyś żyliśmy bliżej natury, kiedy zapach ziemi i powietrza były wszystkim, co znaliśmy. Życie było prostsze, ale nie pozbawione ryzyka. Wraz z nadejściem ery maszyn i miast, kiedy ludzie zaczęli budować latające maszyny i jeżdżące pudła, a pola uprawne zamieniały się w betonowe dżungle, zmieniło się nasze życie i rola. Nasze umiejętności, takie jak tropienie czy stróżowanie, zaczęły tracić na znaczeniu w oczach ludzi. Maszyny mogły to robić szybciej, precyzyjniej, bez zmęczenia.
Równocześnie ich świat stawał się coraz bardziej złożony; każde rozwiązanie jednego problemu skutkowało nowymi. Za każdym razem rozwiązanie kolejnego problemu zajmowało im mniej czasu, szybciej też pojawiały się nowe. Zmiana wydawała się celem samym w sobie.
Byliśmy przy nich w wojnach, niosąc wiadomości, szukając rannych. Byliśmy przy nich w czasach pokoju, bawiąc ich dzieci i dając im pocieszenie. Nasza rola zmieniała się z każdą epoką, ale jedno pozostawało niezmienne – nasza lojalność.
Tak dotarliśmy do czasów obecnych, szczeniaki. Do czasów, w których zmiany u ludzi nabrały niewiarygodnego przyspieszenia. Wszędzie wokół widzicie te błyszczące ekrany, te dziwne maszyny, które mówią ludzkim głosem. Ludzie zmieniają siebie i swoje otoczenie z niespotykaną dynamiką. Rzeczy ważne kiedyś stają się nieistotne, pojawiają się nowe. To budzi obawy. Ludzie zastępują wszystko automatami. Również to w czym my byliśmy niezbędni, ale jak mówiłem, ludzie nie pozbywają się problemów, w miejsce każdego rozwiązanego pojawiają się kolejne. To jest walka której ludzie nie wygrają, chociaż mogą o tym nie wiedzieć.
Jednocześnie, w głębi moich starych kości, czuję ogromną nadzieję. Widzę, jak ludzie, pomimo całej tej technologii, wciąż szukają bliskości. Widzę, jak dzieci wciąż tulą się do nas, jak dorośli szukają w nas ukojenia po ciężkim dniu.
Jesteśmy świadkami, jak ludzie coraz częściej zwracają się do nas, gdy czują się samotni, zranieni, zagubieni w tym szybko zmieniającym się świecie. Pomagamy im w szpitalach, w domach opieki, wspieramy dzieci z trudnościami. Nasze delikatne, bezstronne spojrzenie, nasza zdolność do słuchania bez osądzania – to jest coś, czego ludzie potrzebują teraz bardziej niż kiedykolwiek. Staliśmy się ich kotwicą emocjonalną, ich spokojną przystanią w burzliwym morzu zmian.
Widzimy to prawda? Zdarza się że jesteśmy dla nich ważniejsi nieraz niż inni ludzie. Potrafią po utracie jednego z nas cierpieć bardziej niż gdy ginie człowiek. Tym bardziej zatracają się w technologii tym bardziej potrzebują nas. Tym bardziej oddalają się od siebie nawzajem, tym bardziej potrzebują nas.
Dlatego, szczeniaki, choć otacza nas ten szalony świat ludzi, pełen maszyn i niepojętych wynalazków, nasza przyszłość wcale nie musi być ponura. Wręcz przeciwnie. Nasza rola być może ewoluowała, ale jej istota pozostała taka sama: bycie odbiciem ludzkości.
Jak dalej rozwinie się nasza wspólna historia? Czy ludzie, w swoim pędzie do samodoskonalenia, zapomną o podstawach? Czy my, psy, będziemy musieli szukać nowych sposobów, by być im potrzebni? A może, wbrew obawom, nasza więź zacieśni się jeszcze bardziej? Wierzę, że tak. Wierzę, że w miarę jak świat staje się coraz bardziej skomplikowany i samotny, ludzie będą potrzebować nas jeszcze bardziej. Będą potrzebować prawdziwej, bezinteresownej miłości, którą tylko my możemy im dać. Będą potrzebować naszego spokoju, naszej zdolności do życia chwilą.
Bo czym byłby człowiek bez swojego cienia?
Czy obawiam się?
Tak, jesteśmy na zakręcie. Widzę, jak ludzie stają się coraz bardziej oderwani od natury, od samych siebie. Ale widzę też niezmienną potrzebę w ich sercach – potrzebę bliskości, ciepła, lojalności. I to właśnie my, moje drogie szczeniaki, możemy im to dać. Jesteśmy cieniami, które towarzyszą ludziom, jesteśmy ich odbiciem, w którym mogą znaleźć siebie. Czy ludzie bez cieni, czy ludzie bez swojego odbicia pozostaliby ludźmi?
Mam wiarę i nadzieję, że póki ludzie będą ludźmi, będą potrzebowali cieni, będą potrzebowali swoich odbić. Będziemy potrzebni, a nasza wspólna historia nie skończy się za tym zakrętem; zmieni kierunek, jak już wielokrotnie to robiła, ale będzie trwać.
Skończyłem opowiadać i rozejrzałem się, nikt nie pytał, nikt nie przerywał, wszyscy słuchali w skupieniu, nawet starszy, który znał już tę historię słuchał w skupieniu. Nasza historia uczy nas, że zmiana nawet jak wolna jest nieubłagana, ale nie oznacza ona że będzie gorzej lub lepiej, tylko inaczej, to my sami kształtujemy naszą rzeczywistość. Kiedy nas nie było, byliśmy wilkami było nas łącznie miliony, teraz nas jest blisko miliard, a naszych kuzynów, którzy postanowili się nie zmieniać i żyć po staremu zostało kilkaset tysięcy żyjących w rezerwatach które dali im ludzie. Nie mnie oceniać czy lepiej podążać za zamianami, czy pozostać niezmiennym, dlatego tego już nie powiedziałem, to musi odkryć każdy z nas. Wstałem i odszedłem zostawiając słuchaczy z ich własnymi myślami. Kolejnego księżyca spotkam się tu z kolejnymi szczeniakami, a potem kolejni z kolejnymi aż po koniec nasz lub świata. Hau.