- Opowiadanie: Login1 - Gdyby pieski mogły mówić czyli krótka historia Kidiego i Niny

Gdyby pieski mogły mówić czyli krótka historia Kidiego i Niny

Dość po­god­na i pro­sta opo­wiast­ka o pie­skach. Autor wy­obra­ża sobie jak wy­glą­da­ły­by dia­lo­gi mię­dzy psami gdyby prze­tłu­ma­czył szcze­ka­nie na ludz­ką mowę. Ta magia jest do­stęp­na dla au­to­ra i czy­tel­ni­ka. Dla opie­ku­na psów kur­ty­na jest za­kry­ta. Są dla niego zwy­kły­mi pie­ska­mi i może się on je­dy­nie do­my­ślać co chcą mu prze­ka­zać.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Gdyby pieski mogły mówić czyli krótka historia Kidiego i Niny

Tomek siedział na ławce przed domem. Opierał się łokciem o małą lodówkę (zepsutą lodówkę, po którą miał przyjechać umówiony facet). Czytał gazetę, gdy zza lodówki wyskoczyła głowa jakiegoś potwora i straszliwie ryknęła.

– Jezu, Kidi – powiedział łagodnie Tomek, kładąc sobie dłoń na sercu.– Co ty chcesz, żebym ja zawału dostał?

Kidi ukontentowany zabrał łapy z lodówki i sapiąc podreptał do Niny.

– Idę sobie zrobić herbatę – westchnął Tomek i wszedł do domu.

Zostawił uchylone drzwi na ganek. Kiedy wrócił zobaczył Ninę leżącą na podłodze.

– Zapomniałem zamknąć drzwi – zauważył Tomek. – Znowu sierści naniosą i żona będzie na mnie zła. – Pomyślał.

Nina zrobiła maślane oczy i zamerdała ogonem.

Tomek rozsiadł się w fotelu. Postawił kubek z herbatą na starym biurku.

– Ten facet się spóźnia Ninuś – powiedział Tomek.

Zegar z kukułką tykał cichuteńko. Prawie nie było wiatru. Po szosie nic nie jechało i zapanowała męcząca cisza.

Nina od kilku minut gapiła się na muchę. W końcu ją zeżarła.

Na zewnątrz strzelali. Kidi wparował i schował się za fotelem kładąc głowę w kącie.

Może to byli myśliwi. Może ktoś odpalał petardy.

Nina wskoczyła Tomkowi na kolana i wetknęła mu głowę pod pachę.

– Ocal mnie -wyszeptała.

Kiedy przestali strzelać, przyjechał facet od lodówki. Tomek zaprowadził psy do kojca. Otworzył bramę, żeby gość mógł wjechać swoim wartburgiem. Lodówka została załadowana na skrzynię bagażową i samochód odjechał. Tomek ugotował kaszę i zaniósł garnek do kojca. Wlał breję do misek. Pieski zaczęły siorbać.

Z domu wyszła żona Tomka – Ewelina. Miała alergię na sierść.

– Dałeś pieskom kaszę?– zawołała przez podwórze.

– Nie, nasypałem im tylko trochę trucizny.

Pieski cofnęły się. Pyszczki przybrały wyraz potwornego przerażenia, a ich nastroszona sierść przez chwilę sprawiała wrażenie oszronionej.

– Tomeczku, jak mogłeś… – Pomyślała rozżalona Nina wytrzeszczając oczy, w oczekiwaniu śmiertelnych spazmów. Po kilku minutach psy zorientowały się, że nie wprowadzono im do organizmów trutki.

– To był jednak głupi żart– stwierdził Kidi z krzywym uśmiechem.

– No, ty też lubisz sobie z niego pożartować – wytknęła mu Nina kiedy już doszła do siebie.

– Ja mu pożartuję. – Pokiwał łbem Kidi.

– Tylko czasem nie przesadź, bo nas w końcu eksmituje.

– Nie no, on jest wyrozumiały. Lubi nas.

– Ja go też bardzo lubię – powiedziała Nina.

– Wiem.– Kłapnął zębami Kidi manifestując jeden ze swoich szyderczych uśmiechów.

Nina dziabnęła Kidiego w bok.

– Goń mnie!- zawołała.

Urządzili sobie pościg przez podwórko.

 

***

 

Nina miała chorą łapę. Przyjechała pani weterynarz.

– Cześć dzieciaki– przywitała się z pieskami.

– Niech pan ją trzyma, bo ja się boję, że mnie pogryzą– powiedziała do Tomka.

Tomek ukląkł i objął Ninę tak, żeby się nie wyrywała. Nina zamknęła oczy. Skamlała z bólu, ale poddawała się badaniu.

– Wiem maleńka. Wiem, że cię bardzo boli – powiedziała pani weterynarz. Pozginała jej prawą łapę, sprawdzając ruchomość stawów. Kidi wścibiał głowę gdzie popadnie.

– Weź się ty. – Odepchnął go Tomek, aż Kidi zaszurał łapkami po betonie.

Pani weterynarz zakończyła badanie i zostawiła dla Niny glukozaminę.

Dała pieskom po smakołyku. Piesie pomerdały ogonami i wesoło odprowadziły ją do bramy.

 

***

 

Nadeszły zimne dni. Pieski nie wychodziły z budy cały dzień.

Było pod wieczór. Mroźno. Tomek przyniósł wreszcie pieskom kaszę do kojca. Rozlał parującą breję do misek.

Z budy wychynęła szczurza mordka chudej, kulejącej Niny. Po niej pojawił się rudy, grubawy Kidi, który na widok Tomka wrednie się uśmiechnął.

– Co, fałszywcu jeden. – Tomek podrapał go za uchem .– Coś kombinujesz?

– A tak – zasapał Kidi. – Jeszcze ci numer wytnę. Zobaczysz.

Nina zjadła pierwsza. Z lekka. Delikatnie. Nadpiła z misek samego rzadkiego. Po niej do misek przyszedł Kidi. Chłeptał głośno jak dzika świnia, rozchlapując na boki.

Tomek przeszedł się po podwórzu. Nasypał pieskom suchej karmy pod gankiem. Kojec zostawił otwarty. Niech sobie pieski polatają. Poszedł założyć kłódkę na bramę. Kiedy wracał na ganek, Kidi i Nina odprowadzały go. Złapały ząbkami za palce dłoni i prowadziły jak dzieci uchwycone rączkami.

Tomek uczynił niewielką szparę w drzwiach i powoli się w nią wsuwał. Kiedy dostał się do środka, zatrzasnął drzwi przed nosem Kidiego.

– Ziomuś, weź otwórz. – Kichnął zmarznięty Kidi. – Taki ziąb, a ty mnie nie chcesz wpuścić.

– Daj spokój. Znaj swoje miejsce i odpuść – powiedziała Nina, trącając go noskiem.

– To twoja wina, wariatko jedna!- Zdenerwował się Kidi. – Czegoś znowu właziła Tomkowi na kolana? Z brudnymi łapami? Mówiłem, że nas wyrzuci!

– Nie będziesz mi mówił co mi wolno a co nie!

– Z pyska ci śmierdzi idiotko! Nie jesteś małym pieskiem, żeby cię brali na kolana! Jeszcze raz i trafimy do schroniska!

– Uspokój się już ruda paskudo. I nie wymawiaj słowa „schronisko”.

 

***

 

Tomek regularnie podawał Nince glukozaminę.

Żeby szybko i bezproblemowo ją podać, najlepiej było to zrobić w kojcu.

Należało złapać sukę za pysk, rozewrzeć szczęki i wkropić zawartość aplikatora na ozór.

Dobra psina poddawała się tym czynnościom pokornie, ale za każdym razem z coraz większym wstrętem.

Kiedyś Kidi stracił cierpliwość i zaczął Tomka wściekle obszczekiwać.

– Ty gnoju! – ujadał Kidi.– Ty jej wciskasz to świństwo, a ją później brzuch boli! I nie może nic jeść!

– Może masz rację – powiedział Tomek jakby rozumiejąc. – I tak już dostała większość dawek. Może ja już nie będę jej tego dawał?

Obserwował jak Ninę skręcało z obrzydzenia.

– Biedna psinka.

 

***

 

Psy podejrzanie kręciły się koło garażu. Zdziwiony Tomek przysiągłby, że dopiero co zamknął je w kojcu. Nie latały po całej posesji. Koło garażu siedziały cicho. Myślały, że nikt ich tam nie zauważy? To nie była pierwsza taka sytuacja. Musiały jakoś same wydostawać się z kojca.

Tomek ruszył w tamtym kierunku aby sprawę zbadać. Pieski przywitały go wesołym merdaniem i zaprowadziły za garaż.

Między garażem a ogrodzeniem była dziura w ziemi. Tunel prowadził do siatki kojca.

– Pieski zrobiły podkop – stwierdził Tomek .– Dlatego wychodzą kiedy chcą.

Podmurowanie ogrodzenia też było rozkopane. Na szczęście betonowe elementy sięgały na dobrych kilka metrów w głąb ziemi. Pieski nie zdołały się przekopać na drugą stronę.

– Ale ci numer zrobiłem.– Uradowany Kidi skakał jak kangur.– Widzisz? Nic nie wiedziałeś. Ale ci pokazałem!

Nina podeszła i uśmiechając się słodko merdała ogonkiem.

– Już dobrze Ninko .– Tomek pogłaskał ją po głowie. – Wiem, że byłaś grzeczna. To wszystko ten łobuz Kidi.

Kidi tańczył i skakał na cześć odkrycia jego wielkiego dzieła.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Loginie1, niewiele ponad sześć i pół tysiąca znaków to jeszcze nie opowiadanie. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT.

Na tym portalu opowiadania zaczynają się od dziesięciu tysięcy znaków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ok yes

Dziękuję. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To ja dziękujęsmiley

 

Za regulacjęyes

Loginie1, miło mi, że mogłam się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, w tekście są powtórzenia np.

Kiedy przestali strzelać, przyjechał facet od lodówki. Tomek zaprowadził psy do kojca. Otworzył bramę żeby facet mógł wjechać swoim wartburgiem. Lodówka został

Poza tym dość dobre obrazowanie i fajnie się nawet czyta.

 

Fabularnie, nie wiadomo dokąd to zmierza. To jest ogólnie dopuszczalne. W literaturze pięknej często mamy bohaterów, którzy są obserwatorami, zbiorowych bohaterów czy przerost filozofii nad akcją. Radziłbym jednak podszkolić warsztat fabularny, bo teksty z fabułą są chętniej czytane.

 

W tym tekście oczywiście też się coś dzieje, ale przykładowo nie wiem kto jest głównym bohaterem. Bohaterom wszystko się przydarza. Nie są sprawczy. Nie ma wyraźnego konfliktu. Konflikt można zbudować nawet bez agresji czy okrucieństwa. Na wattpadzie trafiam czasem na super teksty, w których fabuła jest oparta tylko na relacjach między ludzkich i nie są to romanse. 

 

Tu by się przydał jakiś temat oprócz psich dialogów. Coś jak 101 dalmatyńczyków. Temat nie musi być super sensacyjny.

 

Pozdrawiam i zachęcam do pisania bo pióro masz lekkie.

Tak, ten facet nie przejdzie. Co do fabuły to chciałem aby to było opowiadanie krótkie, skupione na dialogach piesków. Postrzeganie i komentowanie z ich perspektywy.

Tak, to jest dobre ćwiczenie. Też takowe kiedyś przerabiałem.

Tytuł i przedmowa spowodowały, że przeczytałem już. Według kolejki nie szybko by to nastąpiło. Pomysł miał potencjał na więcej. Szkoda, że nie wykorzystałeś go. Z technicznych już ci zwrócono uwagę na powtórzenia. Unikaj. Myśli zapisujemy albo italikiem, albo ujmując w cudzysłowy. Mądrzejsi ode mnie dadzą Ci więcej rad. Jak dla mnie za mało było rozmów piesków. Spodziewałem się więcej. :)

Dziękuję za wizytę Koala75.

Spisałem tu anegdoty powtarzane przeze mnie od lat. Konkretnie użyłem tu prawdziwych psich życiorysów i nie chcę (Co by pomyślała Nina?) dopisywać im wymyślonych kwestii ponad te, które naprawdę odgadłem/ rozszyfrowałem/wyimaginowałem z ich szczekania i zachowańblush. Również uważam, że było by zabawniej mając więcej tych dialogów ale to może w innym opowiadaniu gdzie stworzę już całkowicie fikcyjną fabułę i wymyślone zwierzaki. Tego opowiadania nie chcę rozwijać pozostając tylko przy drobnych retuszachindecision.

 

PS. Niczym Yoda mistrz przemawiasz ty?

 

Nowa Fantastyka