Tomek siedział na ławce przed domem. Opierał się łokciem o małą lodówkę (zepsutą lodówkę, po którą miał przyjechać umówiony facet). Czytał gazetę, gdy zza lodówki wyskoczyła głowa jakiegoś potwora i straszliwie ryknęła.
– Jezu, Kidi – powiedział łagodnie Tomek, kładąc sobie dłoń na sercu.– Co ty chcesz, żebym ja zawału dostał?
Kidi ukontentowany zabrał łapy z lodówki i sapiąc podreptał do Niny.
– Idę sobie zrobić herbatę – westchnął Tomek i wszedł do domu.
Zostawił uchylone drzwi na ganek. Kiedy wrócił zobaczył Ninę leżącą na podłodze.
– Zapomniałem zamknąć drzwi – zauważył Tomek. – Znowu sierści naniosą i żona będzie na mnie zła. – Pomyślał.
Nina zrobiła maślane oczy i zamerdała ogonem.
Tomek rozsiadł się w fotelu. Postawił kubek z herbatą na starym biurku.
– Ten facet się spóźnia Ninuś – powiedział Tomek.
Zegar z kukułką tykał cichuteńko. Prawie nie było wiatru. Po szosie nic nie jechało i zapanowała męcząca cisza.
Nina od kilku minut gapiła się na muchę. W końcu ją zeżarła.
Na zewnątrz strzelali. Kidi wparował i schował się za fotelem kładąc głowę w kącie.
Może to byli myśliwi. Może ktoś odpalał petardy.
Nina wskoczyła Tomkowi na kolana i wetknęła mu głowę pod pachę.
– Ocal mnie -wyszeptała.
Kiedy przestali strzelać, przyjechał facet od lodówki. Tomek zaprowadził psy do kojca. Otworzył bramę, żeby gość mógł wjechać swoim wartburgiem. Lodówka została załadowana na skrzynię bagażową i samochód odjechał. Tomek ugotował kaszę i zaniósł garnek do kojca. Wlał breję do misek. Pieski zaczęły siorbać.
Z domu wyszła żona Tomka – Ewelina. Miała alergię na sierść.
– Dałeś pieskom kaszę?– zawołała przez podwórze.
– Nie, nasypałem im tylko trochę trucizny.
Pieski cofnęły się. Pyszczki przybrały wyraz potwornego przerażenia, a ich nastroszona sierść przez chwilę sprawiała wrażenie oszronionej.
– Tomeczku, jak mogłeś… – Pomyślała rozżalona Nina wytrzeszczając oczy, w oczekiwaniu śmiertelnych spazmów. Po kilku minutach psy zorientowały się, że nie wprowadzono im do organizmów trutki.
– To był jednak głupi żart– stwierdził Kidi z krzywym uśmiechem.
– No, ty też lubisz sobie z niego pożartować – wytknęła mu Nina kiedy już doszła do siebie.
– Ja mu pożartuję. – Pokiwał łbem Kidi.
– Tylko czasem nie przesadź, bo nas w końcu eksmituje.
– Nie no, on jest wyrozumiały. Lubi nas.
– Ja go też bardzo lubię – powiedziała Nina.
– Wiem.– Kłapnął zębami Kidi manifestując jeden ze swoich szyderczych uśmiechów.
Nina dziabnęła Kidiego w bok.
– Goń mnie!- zawołała.
Urządzili sobie pościg przez podwórko.
***
Nina miała chorą łapę. Przyjechała pani weterynarz.
– Cześć dzieciaki– przywitała się z pieskami.
– Niech pan ją trzyma, bo ja się boję, że mnie pogryzą– powiedziała do Tomka.
Tomek ukląkł i objął Ninę tak, żeby się nie wyrywała. Nina zamknęła oczy. Skamlała z bólu, ale poddawała się badaniu.
– Wiem maleńka. Wiem, że cię bardzo boli – powiedziała pani weterynarz. Pozginała jej prawą łapę, sprawdzając ruchomość stawów. Kidi wścibiał głowę gdzie popadnie.
– Weź się ty. – Odepchnął go Tomek, aż Kidi zaszurał łapkami po betonie.
Pani weterynarz zakończyła badanie i zostawiła dla Niny glukozaminę.
Dała pieskom po smakołyku. Piesie pomerdały ogonami i wesoło odprowadziły ją do bramy.
***
Nadeszły zimne dni. Pieski nie wychodziły z budy cały dzień.
Było pod wieczór. Mroźno. Tomek przyniósł wreszcie pieskom kaszę do kojca. Rozlał parującą breję do misek.
Z budy wychynęła szczurza mordka chudej, kulejącej Niny. Po niej pojawił się rudy, grubawy Kidi, który na widok Tomka wrednie się uśmiechnął.
– Co, fałszywcu jeden. – Tomek podrapał go za uchem .– Coś kombinujesz?
– A tak – zasapał Kidi. – Jeszcze ci numer wytnę. Zobaczysz.
Nina zjadła pierwsza. Z lekka. Delikatnie. Nadpiła z misek samego rzadkiego. Po niej do misek przyszedł Kidi. Chłeptał głośno jak dzika świnia, rozchlapując na boki.
Tomek przeszedł się po podwórzu. Nasypał pieskom suchej karmy pod gankiem. Kojec zostawił otwarty. Niech sobie pieski polatają. Poszedł założyć kłódkę na bramę. Kiedy wracał na ganek, Kidi i Nina odprowadzały go. Złapały ząbkami za palce dłoni i prowadziły jak dzieci uchwycone rączkami.
Tomek uczynił niewielką szparę w drzwiach i powoli się w nią wsuwał. Kiedy dostał się do środka, zatrzasnął drzwi przed nosem Kidiego.
– Ziomuś, weź otwórz. – Kichnął zmarznięty Kidi. – Taki ziąb, a ty mnie nie chcesz wpuścić.
– Daj spokój. Znaj swoje miejsce i odpuść – powiedziała Nina, trącając go noskiem.
– To twoja wina, wariatko jedna!- Zdenerwował się Kidi. – Czegoś znowu właziła Tomkowi na kolana? Z brudnymi łapami? Mówiłem, że nas wyrzuci!
– Nie będziesz mi mówił co mi wolno a co nie!
– Z pyska ci śmierdzi idiotko! Nie jesteś małym pieskiem, żeby cię brali na kolana! Jeszcze raz i trafimy do schroniska!
– Uspokój się już ruda paskudo. I nie wymawiaj słowa „schronisko”.
***
Tomek regularnie podawał Nince glukozaminę.
Żeby szybko i bezproblemowo ją podać, najlepiej było to zrobić w kojcu.
Należało złapać sukę za pysk, rozewrzeć szczęki i wkropić zawartość aplikatora na ozór.
Dobra psina poddawała się tym czynnościom pokornie, ale za każdym razem z coraz większym wstrętem.
Kiedyś Kidi stracił cierpliwość i zaczął Tomka wściekle obszczekiwać.
– Ty gnoju! – ujadał Kidi.– Ty jej wciskasz to świństwo, a ją później brzuch boli! I nie może nic jeść!
– Może masz rację – powiedział Tomek jakby rozumiejąc. – I tak już dostała większość dawek. Może ja już nie będę jej tego dawał?
Obserwował jak Ninę skręcało z obrzydzenia.
– Biedna psinka.
***
Psy podejrzanie kręciły się koło garażu. Zdziwiony Tomek przysiągłby, że dopiero co zamknął je w kojcu. Nie latały po całej posesji. Koło garażu siedziały cicho. Myślały, że nikt ich tam nie zauważy? To nie była pierwsza taka sytuacja. Musiały jakoś same wydostawać się z kojca.
Tomek ruszył w tamtym kierunku aby sprawę zbadać. Pieski przywitały go wesołym merdaniem i zaprowadziły za garaż.
Między garażem a ogrodzeniem była dziura w ziemi. Tunel prowadził do siatki kojca.
– Pieski zrobiły podkop – stwierdził Tomek .– Dlatego wychodzą kiedy chcą.
Podmurowanie ogrodzenia też było rozkopane. Na szczęście betonowe elementy sięgały na dobrych kilka metrów w głąb ziemi. Pieski nie zdołały się przekopać na drugą stronę.
– Ale ci numer zrobiłem.– Uradowany Kidi skakał jak kangur.– Widzisz? Nic nie wiedziałeś. Ale ci pokazałem!
Nina podeszła i uśmiechając się słodko merdała ogonkiem.
– Już dobrze Ninko .– Tomek pogłaskał ją po głowie. – Wiem, że byłaś grzeczna. To wszystko ten łobuz Kidi.
Kidi tańczył i skakał na cześć odkrycia jego wielkiego dzieła.