Sunąc tunelem transportowym do śluzy NS#44, Gracja mijała grupkę cnidariańskich strażników, czekających na transport na platformę.
Jeden z nich, wysoki i perłowy spojrzał na nią oczyma.
Pochlebiło jej to, gdyż Cnidarianie zazwyczaj patrzyli czułkami, albo odsłonięta linią boczną (wtedy było naprawdę niedobrze!). Spojrzenie z użyciem oczu oznaczało wyjątkowe zainteresowanie.
– Hola bonita! – Zarezonowało w jego otworze gastralnym, przeźroczystym tunelu i w metalicznych ścianach stacji kosmicznej.
– Misja? – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, starając się głębokim wdechem rozsunąć nieco suwak kombinezonu i niemal od razu zrozumiała swój błąd.
Mózg młodzieńca zmienił barwę na purpurową. Widziała buzujące w nim fale. Czułki na ciele drżały, a on wystękał:
– Zakaz! Uwaga, chronić dane!
Kto nie oberwał nigdy macką, mógł sobie robić żarty o misiach-galaretkach. Pozostali wiedzieli, że strażnicy galaktyki potrafili być bezwzględni, a jad z parzydełek paraliżował opornych na długie dni i zostawiał szpetne blizny.
Gracja zamierzała już prysnąć w boczny korytarz. Na szczęście po chwili pod skórą głowy młodzieńca rozbłysł drugi mózg, mieniący się na przemian bladym różem i lapis-lazuli, a Cridarianin zaśpiewał głosem amanta filmowego:
– „Dziś do ciebie przyjść nie mogę, zaraz idę w nocy mrok”.
Pozostali strażnicy rezonowali entodermą i zapałem nadymali pęcherze pławne, co dawało niezwykłe, rytmiczne wrażenia akustyczne.
Gracja poczuła równocześnie mrowienie w stopach i motyle w brzuchu.
Gdy otworzyła się śluza, strażnicy zaczęli skandować:
– Z Ziemi żona dla męża korona!
Dziewczyna spłoniła się zadowolona. Znała co prawda brzydszą wersję hasła, krzyczaną przez niebiałkowych mieszkańców galaktyki: „Z Ziemi żona przed setką skona”, ale starała się o tym nie myśleć.
Może i umrę przed nim, to nic. Ważne, żeby przeżyć prawdziwą, wielką miłość!
W tym momencie stacja zadygotała, zadudniła sygnalizacja alarmowa i śluza rozsunęła się szeroko. Strażnicy wyszli na pomost desantowy i po kolei spadali w dół. Tylko on jeden spadł w górę, a Lisa wiedziała, że zrobił to, by dłużej na nią patrzeć.
Kiedy zniknęli jej z oczu, w powietrzu zamigotał fluorescencyjny komunikat z szesnastocyfrowym numerem komunikatora. Westchnęła, a jej PUSIA (personalne urządzenie sterujące i aktywizujące) wchłonęła dane.
Na wyświetlaczu pojawiło się imię amanta: AwuyeessNoeuejsTowaruutu.
Gracja wyszeptała je rozmarzona, a potem jeszcze kilka razy, żeby się nie rąbnąć na pierwszej randce.
Bo ANT (jak go nazywała w głowie) proponował jej wspólny wypad do kina 12 D, zwanego też tornadoznaniem.
Oczywiście byli tacy, którzy twierdzili, że związki międzycywilizacyjne są złe, że zabijają je różnice kulturowe i brak akceptacji społecznej, ale Gracja była dumna, że zdobyła względy silnego mężczyzny. Nie bez znaczenia były też zarobki Cnidarian i lubieżne pogłoski o tym jak wszechstronnie potrafili wykorzystywać dziesiątki macek.
No i na dodatek Cnidarianie byli cudownie romantycznymi partnerami. Kiedy ich jeden mózg poświęcał się służbie, karierze i obowiązkom, drugi w całości skupiał się na kwestiach emocjonalnych. Partnerka mogła bez trudu zobaczyć, że ukochany jest zarobiony. Za to on, kiedy tylko dostrzegł, że ukochana potrzebuje atencji i czułości słał jej romantyczne wiadomości i szeptał czule, nie przerywając pracy.
&
W gabinecie związkopeuty usiedli osobno. Smutna i blada Gracja objęła własne ramiona i bezwiednie gładziła polipy.
Związkopeuta weszło i usiadło na krześle. Zeskanowało pacjentów niebieskim światłem i usiadło na krześle.
– Potrzebujecie płynów? – spytało troskliwie i mechanicznie.
– Tak, poproszę – zarezonował ANT.
Gracja tylko wzruszyła ramionami.
Związkopeuta zrosiło ich i usiadło.
Kiedy wreszcie wszystkie korpusy związkopeuty usadowiły się wygodnie, zaczęło ono wydawać dźwięki przypominające szum fal i emanować wonią świeżej trawy.
– Jestem Glut#glutt! – przedstawiło się uprzejmie.
Gracja westchnęła i powiedziała:
– A czy naszym związkopeutą nie mógłby być ktoś z mojego obszaru kulturowego?
– Jesteś ksenofobką, Gracjo! – sarknął Glut#glutt! – To może być przyczyna waszych problemów rodzinnych!
– Nie jestem, ale boję się, że mnie nie zrozumiesz!
– W końcu to wy, Ziemianie wymyśliliście takie słowo. Inne kultury są od tego wolne…
– Właśnie! – burknął ANT.
Kobieta zacisnęła szczęki i potarła palcami skronie, ale nic nie odpowiedziała.
– Skoro Gracja nie chce mówić, może ty, AwuyeessNoeuejsTowaruutu wyjaśnisz nam, od czego zaczęły się wasze problemy.
– Żona miała irracjonalne oczekiwania! – Wypowiedział ANT z taką mocą, że jego słowa popłynęły z, cicho do tej pory plumkającego radia, głośników na korytarzu, a nawet z ust Gracji.
Kobieta zamlaskała, robiąc obrażoną minę i patrząc wymownie na związkopeutę. Ono jednak, skanując intensywnie AwuyeessNoeuejsTowaruutua, nie zwróciło na nią uwagi.
– Czyli jakie? – zawibrowało cicho.
– Chciała, żebym ją pieścił swoimi rękami!
– Przecież ty nie masz rąk!
– Samo widzisz! – Oba mózgi ANTa lśniły purpurą, a krawędzie płaszcza falowały nerwowo.
– Kiedyś mi się wypsnęło, że lubię, gdy mnie pieścisz, ale trochę tęsknię za dotykiem ludzkich rąk! – krzyknęła.
– Jako dobry mąż starałem się z całych sił spełnić twoje oczekiwania!
Glut#glutt usiłował skanować oboje, przez co jego pierwszy korpus rozdwoił się, odsłaniając układ centralny, przypominający Gracji wijące się robaczki.
– Skąd wziąłeś ręce?
– Przywoził z wypraw! – syknęła.
– Opowiedzcie wszystko po kolei – zachęcił Glut#glutt.
– Żeby w trakcie wypraw utrzymywać wysoki poziom energii, zjadamy miękkie części korsarzy. Moi towarzysze przywozili sobie rozmaite trofea, ja tego unikałem, żeby żona nie czuła się źle, bo jak wszyscy wiedzą, korsarze i inni przestępcy, zwykle są białkowi. Ta sama rasa… – mruknął. – Jednak kiedy usłyszałem, że Gracja pragnie dotyku ludzkich rąk, przywiozłem jej jedną w prezencie.
– Jak na to zareagowałaś? – spytał Glut#glutt.
– Początkowo poczułam wstręt, ale ANT namawiał mnie, twierdząc, że to wzniesie na wyżyny nasze życie intymne.
– I wniosło?
– Mąż trzymał dłonie w specjalnej kapsule, dzięki czemu zachowywały świeżość i podczas hmm… używania były ciepłe i miłe w dotyku.
– Chciałaś, żeby dotykał cię rękami?
– Nie chciałam. Pragnęłam jego rąk, a nie takich przytroczonych do plecaka, ale gładząc mnie, sprawiał mi rozkosz. Jednak nieustannie mu powtarzałam, że takie oderwane od reszty ręce mnie trochę brzydzą.
– To co się stało?
– Kiedy okazało się, że na moim ciele pojawiły się polipy, ANT bardzo się ucieszył. Był tak szczęśliwy, że zostanie ojcem, iż z kolejnej wyprawy przywiózł nie tylko ręce…
– Używacie tylnych odnóży w trakcie godów?! – Glut#glutt nie umiało ukryć zdegustowania.
– On przywiózł głowę! – westchnęła Gracja.
– I co z nią zrobił? – Skanery związkopeuty zamigotały i zaiskrzyły.
– To był komplet, głowa zatopiona w krysztale i prawa dłoń, należące do młodego i bardzo przystojnego korsarza mojego gatunku. Głowę ustawił na kominku w naszej sypialni. Na początku wszystko było dobrze, chociaż czułam się nieswojo patrząc na tę wiecznie zdziwioną twarz.
– A potem?
– Potem się w nim zakochała! Rozumiesz?! Zdradziła mnie z tym pirackim ścierwem!
– Czemu się go nie pozbyłeś? – Coraz bardziej skonfundowane Glut#glut zwróciło się do męża.
– Pozbył się jej, barbarzyńca!
– Dziwka!
– Wyrzucił ją? – Glut#glut drżało.
– Wściekł się i pożarł głowę!
– Razem z kryształem?
– Nie, kryształem roztrzaskał moje piękne lustro, a potem zżarł głowę pirata! – Zaszlochała spazmatycznie. – A teraz słyszy jego myśli. Na dodatek, w chwilach intymnych śpiewa szanty!
– “I jest jak przy pierwszym pocałunku” – zadudnił ANT całym ciałem.
Górne odnóża związkopeuty dalej symulowały robienie notatek, mimo że tablet dawno gdzieś odpłynął, człony na krzesłach siadały i wstawały chaotycznie, a układ centralny wypełzł mu na zewnątrz.
– Chyba nie potrafię wam nic poradzić! – wyjąkało wreszcie. – To się wymyka! Wymyk! To jest wymyk, a on słyszy głosy pożartego kochanka! – krzyknęło wreszcie i chichocząc histerycznie, wybiegło z gabinetu.
&
– ANT wyśmiewał się ze mnie, że znam tylko trzy ziemskie języki. Powtarzał: “Jak można nie porozumiewać się z kimkolwiek na swojej planecie?!” A teraz… byłby zaskoczony… – Wzruszyła ramionami Gracja, sącząc drinka z palemką nad basenem w nowym domu.
– My jesteśmy z ciebie dumni, córeczko! – mruknął jej ojciec, przeszukując kanały w personalnej wideosferze.
– Ale chciałabym, żebyś sobie ułożyła życie – westchnęła matka. – Dzieci dorosły, usamodzielniły się, a ty żyjesz jedynie pracą.
– Mam kontakt z całym pierwszym miotem. Pracują na różnych stacjach przesiadkowych, wykorzystując swoje międzygatunkowe umiejętności. Niemal co dzień wymieniamy wiadomości, a nawet myśli. GluSPowElsa właśnie wyszła za mąż.
– Masz nagrania z uroczystości?! – dopytała przejęta matka.
– Natomiast wasz drugi miot zasilił szeregi międzygalaktycznych piratów – sarknął ojciec. – I wszyscy wiemy, jaka była przyczyna!
– To przez ciebie, tato dzieci wychowywały się bez ojca! Nie miały wzorców…
– Pomyliłem z klimatyzacją!
– Nieprawda! Kiedy po wyrzuceniu ANTa ze straży zamieszkaliśmy u was, cały czas byłeś mu przeciwny.
– Darmozjad!
– Nie mógł być strażnikiem z dodatkowym mózgiem korsarza! A ty naumyślnie wyłączyłeś antygrawitację! Zabiłeś mi męża! Jak mam sobie ułożyć życie, kiedy zdekomponowany ANT wniknął w moje pory?!
– Popatrz na plusy kochanie – łagodziła mama. – Mówisz w pięćset szesnastu językach galaktyki, masz niezależne mikromózgi, dobrze zarabiasz…
– Zamordowaliście mnie, a teraz zachęcacie moją żonę do spożywania używek i rozpusty! – przemówiła Gracja piskliwymi głosikami, ze wszystkich przypominających brodawki ektodermowych narośli. Potem złapała drinka i wypiła do dna.