- Opowiadanie: bruce - Skarb

Skarb

Próba po­ra­dze­nia sobie z ko­lej­nym wspo­mnie­niem z dzie­ciń­stwa. :)  Za­pra­szam, dzię­ku­ję i po­zdra­wiam. :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Skarb

Lila ze­rwa­ła się w środ­ku nocy spo­co­na i prze­ra­żo­na. Wokół pa­no­wa­ły cisza i mrok. A ona ko­lej­ny raz miała ten sam, po­wta­rza­ją­cy się od lat kosz­mar. Jako kil­ku­lat­ka trzy­ma­ła się w nim kur­czo­wo fałd roz­ło­ży­stej spód­ni­cy babki, gdy ta otwie­ra­ła skrzy­pią­ce drzwicz­ki sta­rej, be­to­no­wej stud­ni, sto­ją­cej w ogro­dzie. Mała Lila za­glą­da­ła ostroż­nie do wnę­trza, a uj­rzaw­szy dwa sze­ro­ko roz­war­te oczy­ska be­stii, co­fa­ła się szyb­ko i wrzesz­cza­ła wnie­bo­gło­sy, mając na­dzie­ję, że to od­stra­szy po­twor­ne, wodne mon­strum.

Nie­ste­ty, czte­ry dłu­gie, czar­ne, ośli­zgłe łap­ska utop­ca wy­nu­rza­ły się bły­ska­wicz­nie i zręcz­nie chwy­ta­ły dziew­czyn­kę, wcią­ga­jąc w lo­do­wa­tą cze­luść. Ota­cza­ła ją nie­prze­nik­nio­na ciem­ność. Zimno, mrok i czerń… Dła­wią­cy płacz utrud­niał od­dy­cha­nie. A potem nie było już nic.

 

Ko­bie­ta ro­zej­rza­ła się po sy­pial­ni i otar­ła pot z czoła, sia­da­jąc zmę­czo­na na łóżku. Przy­po­mnia­ła sobie dzi­siej­szą roz­mo­wę ze sta­rym wujem Ste­fa­nem.

– Trze­ba bę­dzie za­czerp­nąć znów wody ze stud­ni.

– Wo­la­ła­bym nie…

– A dajże spo­kój, dziew­czy­no! – ro­ze­śmiał się, pa­trząc kar­cą­co. – Chyba nie boisz się cią­gle utop­ca? Je­steś do­ro­sła!

– Oczy­wi­ście, że nie. Jed­nak­że po tylu la­tach me­cha­nizm na pewno jest za­rdze­wia­ły. Nie wiem, czy zdo­łam go uru­cho­mić…

– Nie bądź dziec­kiem! Tam ni­ko­go nie ma! To tylko stra­szak na nie­roz­waż­ne brzdą­ce, wy­my­ślo­ny przez na­szych przod­ków.

– Wujku, prze­cież wiem, nie myślę o… utop­cu – z tru­dem wy­po­wie­dzia­ła imię stu­dzien­ne­go de­mo­na, mi­mo­wol­nie prze­ły­ka­jąc ślinę przez ści­śnię­te gar­dło. – Po pro­stu wo­la­ła­bym nie otwie­rać tej stud­ni.

– Ha­ha­ha, mo­żesz baj­du­rzyć innym, ale nie mnie! Znam cię Liluś, wiem, co my­ślisz, je­steś mi bli­ska, ni­czym córka, któ­rej nigdy nie mia­łem. Widzę też, że, mimo trzy­dziest­ki na karku, dzie­cię­ce stra­chy nadal w tobie tkwią! Po­mógł­bym, ale ręce już nie te. Nie dam rady.

To po­wie­dziaw­szy, sta­ru­szek wy­cią­gnął przed sie­bie drżą­ce, po­wy­krę­ca­ne od cięż­kiej pracy dło­nie.

– Wujku, ja nie o tym… Nie po­trze­bu­ję two­jej po­mo­cy, sama sobie świet­nie radzę.

– A, to widzę, Liluś! – Ste­fan z uzna­niem spoj­rzał na dom, w któ­rym sam kie­dyś miesz­kał, na po­dwó­rze i za­dba­ny ogród. – Jed­nak te­go­rocz­na susza nisz­czy drze­wa i krze­wy. Tyle pracy pój­dzie na marne. Ogród nisz­cze­je. A wody w stud­ni pod do­stat­kiem.

– Je­steś pe­wien? Mogła wy­schnąć do tej pory – pró­bo­wa­ła opo­no­wać, choć wie­dzia­ła, że to na nic.

– Liluś, tam ni­ko­go nie ma. Jak chcesz, pójdę z tobą i zaj­rzy­my tam razem, do­brze? Tylko mi ramię podaj, bom słaby.

– Nie wujku, nie trze­ba, na­praw­dę.

– Nie? – Przyj­rzał jej się z uwagą.

– Po­ra­dzę sobie sama, za­pew­niam.

– Tylko uwa­żaj na krze­wy ma­ho­nio­we.

– Czemu ich tyle do­oko­ła stud­ni? Są kol­cza­ste i bar­dzo łatwo się ska­le­czyć. Jako dziec­ko za­wsze byłam nie­źle po­ra­nio­na. Pa­mię­tam, że czę­sto je ko­si­łeś, lecz cią­gle wy­ra­sta­ły nowe.

Stary Ste­fan spo­waż­niał, od­chrząk­nął pod nosem i nagle po­spiesz­nie za­czął się ubie­rać.

– Na mnie czas, dro­gie dziec­ko, bądź zdro­wa!

– Wujku, czemu już wy­cho­dzisz?

– Ściem­nia się, trze­ba do domu, Wal­dek przy­je­dzie pew­nie po mnie lada mo­ment.

– Ściem­nia? Skąd­że znowu! – za­prze­czy­ła, spo­glą­da­jąc ze zdu­mie­niem za okno i pra­żą­cą sil­nie tar­czę sło­necz­ną.

Sta­ru­szek jed­nak żwawo wy­szedł już na ze­wnątrz i pró­bo­wał po­łą­czyć się przez te­le­fon z synem.

– Ja za­dzwo­nię – za­ofe­ro­wa­ła Lila i włą­czy­ła swój apa­rat.

 

Kiedy Wal­dek ze Ste­fa­nem od­je­cha­li, po­sta­no­wi­ła za­gląd­nąć do in­ter­ne­tu, by zna­leźć od­po­wiedź na nur­tu­ją­ce ją py­ta­nie.

– Ma­ho­nia zwy­czaj­na, po­tocz­nie na­zy­wa­nia także ma­ho­niem, uwa­ża­na była w cza­sach pra­sło­wiań­skich za naj­sku­tecz­niej­sze zioło, od­stra­sza­ją­ce siły nie­czy­ste, szcze­gól­nie de­mo­ny wody – od­czy­ta­ła na głos ze zdu­mie­niem. – Jej po­kry­te kol­ca­mi li­ście miały, we­dług wie­rzeń na­szych przod­ków, utrud­niać owym po­czwa­rom urzą­dza­nie na­pa­ści na ludzi, ich stra­sze­nie oraz po­że­ra­nie czy za­bi­ja­nie.

Za­sta­no­wi­ła się chwi­lę.

– Dziw­ne, że wuj Ste­fan o tym nie wspo­mniał – po­wie­dzia­ła do sie­bie.

 

Ko­lej­ne­go dnia upał był jesz­cze więk­szy. Lila wra­ca­ła z pracy zmę­czo­na i znie­chę­co­na do cze­ka­ją­cych ją zajęć w usy­cha­ją­cym ogro­dzie. Ceny wody były bar­dzo wy­so­kie, przed­się­bior­stwo, do­star­cza­ją­ce ją, czę­sto ro­bi­ło prze­rwy, aby wy­star­czy­ło wszyst­kim miesz­kań­com. Oba­wia­ła się zatem, że uru­cho­mie­nie stud­ni bę­dzie ko­niecz­ne.

Przez okno au­to­bu­su do­strze­gła wuja. Po­ru­szał się zdu­mie­wa­ją­co spraw­nie i szyb­ko, prze­mie­rza­jąc jezd­nię, a potem chod­nik. Od­nio­sła wra­że­nie, że trzy­ma nawet coś w dłoni. Bu­kiet? To by­ło­by dziw­ne. Wy­sia­dła na przy­stan­ku i po­bie­gła w kie­run­ku sta­rusz­ka, ale prze­padł gdzieś wśród bu­dyn­ków, bram, skle­pów i drzew.

– Wujku! – za­wo­ła­ła ku miej­scu, w któ­rym wi­dzia­ła go po raz ostat­ni.

– Lilu, wo­łasz Ste­fa­na? – Zna­jo­ma sprze­daw­czy­ni ski­nę­ła ręką.

– Dzień dobry, pani Wan­dziu. Tak. Wi­dzia­łam go z au­to­bu­su, lecz teraz znik­nął mi z oczu.

– Jest na cmen­ta­rzu – wy­ja­śni­ła smut­nym gło­sem star­sza ko­bie­ta.

– Ach tak. – Lila spoj­rza­ła ze zdu­mie­niem na od­le­głą bramę cmen­tar­ną.

– Może ob­wa­rzan­ka? – Wanda z uśmie­chem wska­za­ła ręką sprze­da­wa­ne wy­pie­ki.

– Nie, dzię­ku­ję bar­dzo.

– Dziś pierw­szy lipca – po­wie­dzia­ła prze­ko­nu­ją­cym tonem zna­jo­ma. – Rocz­ni­ca.

– Rocz­ni­ca? Nie ro­zu­miem. – Lila po­de­szła bli­żej i z ulgą schro­ni­ła się pod roz­ło­ży­stym pa­ra­so­lem, za­kry­wa­ją­cym nie­wiel­ki kra­mik z ob­wa­rzan­ka­mi.

– Cho­dzi tam co roku. Od trzy­dzie­stu lat.

– A dla­cze­go?

– Jak to, nie wiesz?

– Nie, nie mam po­ję­cia.

– Cóż, byłaś wtedy brzdą­cem, lecz my­śla­łam, że opo­wie­dział ci o wszyst­kim, gdy do­ro­słaś.

– Brzdą­cem? A, to może cho­dzi o jego żonę? Dawno temu bab­cia wspo­mi­na­ła mi, że cio­cia Henia zmar­ła w lipcu.

– Ow­szem, ale nie tylko. Ste­fan od­wie­dza także grób swo­jej có­recz­ki.

– Co? O ile wiem, bo czę­sto mi to po­wta­rza, nigdy nie miał córki.

– Pew­nie stara się za­po­mnieć, ale czy można? – wes­tchnę­ła. – Czy czło­wiek po­tra­fi kie­dy­kol­wiek wy­ma­zać z pa­mię­ci śmierć dziec­ka?

Na po­smut­nia­łą twarz sprze­daw­czy­ni Wandy spły­nę­ły łzy.

– Jest pani pewna, że to wuj Ste­fan?

– Oczy­wi­ście. Pa­mię­tam, jak dziś. To była strasz­na tra­ge­dia, moje dziec­ko. Wszy­scy o niej mó­wi­li. A twój wuj leżał potem na obu gro­bach kilka dni i nocy bez prze­rwy. Że nawet po­mni­ków nie po­zwo­lił po­sta­wić. Do­pie­ro jego matka go spro­wa­dzi­ła do domu, opa­trzy­ła, na­kar­mi­ła.

– Co się wła­ści­wie wtedy stało?

– Lu­dzie mó­wi­li, że to uto­piec po­rwał je obie!

– Obie?

– No, żonę i córkę. Jak cią­gnę­ły wodę z tej wa­szej mu­ro­wa­nej stud­ni.

– Prze­cież uto­piec nie ist­nie­je… Wujek za­wsze mi po­wta­rzał, że to bujdy!

– Niby tak, ale kto tam wie? Mógł to być zwy­czaj­ny wy­pa­dek, ow­szem, lecz czemu cie­bie jedną oszczę­dził?

– Mnie?

– Byłaś tam z nimi. I wasza babka to wi­dzia­ła. I Ste­fan też.

– Pro­szę mi po­wie­dzieć, co pani pa­mię­ta.

– Cóż ja tam mogę pa­mię­tać, Lilu? Tylko to, co mi lu­dzie mó­wi­li. A lu­dzie, jak to zwy­kle, wiele ga­da­ją, cza­sem po próż­ni­cy, a mało w tym praw­dy, wię­cej wy­my­słu! – Wanda nagle na­bra­ła wody w usta, pil­nie za­ję­ła się sprze­da­wa­niem ob­wa­rzan­ków pod­cho­dzą­cym klien­tom i ni­cze­go wię­cej opo­wie­dzieć już nie chcia­ła.

 

Lila we­szła na cmen­tarz. Nie lu­bi­ła go. Źle jej się ko­ja­rzył. Z pła­czem, czer­nią, po­grze­ba­mi bli­skich bądź zna­jo­mych i za­du­mą nad tym, co nie­unik­nio­ne. Skie­ro­wa­ła kroki od razu na lewo, gdzie znaj­do­wa­ła się alej­ka gro­bów dzie­cię­cych. Nic to jed­nak nie dało, bo więk­szość na­grob­ków była znisz­czo­na, po­ro­śnię­ta trawą, bez na­pi­sów, z je­dy­nie ka­mien­ny­mi krzy­ża­mi lub rzeź­ba­mi świę­tych. Ni­g­dzie nie zna­la­zła świe­żych kwia­tów.

Przy­po­mnia­ła sobie, że Wanda opo­wia­da­ła o dwóch gro­bach, na któ­rych po wy­pad­ku leżał wuj. Być może cio­cię i jej có­recz­kę po­cho­wa­no razem, obok sie­bie. Prze­szła zatem dalej, ku alej­kom, ma­ją­cym kon­kret­ne ozna­cze­nia da­to­we. Szu­ka­ła wy­trwa­le kilka go­dzin, lecz nie po­tra­fi­ła zna­leźć. Gro­bów było za dużo. Nie miały kon­kret­nej ko­lej­no­ści, wedle daty zgonu, bo bli­scy czę­sto wy­bie­ra­li wspól­ne, rzec można „ro­dzin­ne” miej­sca po­chów­ku.

Ona sama na tym cmen­ta­rzu znała tylko grób babci, od­wie­dza­ny co roku na po­cząt­ku li­sto­pa­da. Na inne nigdy nie cho­dzi­ła. Ro­dzi­ce i dzia­dek zgi­nę­li za gra­ni­cą w ka­ta­stro­fie lot­ni­czej i ich sym­bo­licz­ne pro­chy umiesz­czo­no przy trum­nie babci.

 

Zmę­czo­na ko­bie­ta wró­ci­ła do domu i po­ło­ży­ła się spać. Przy­śnił jej się ten sam kosz­mar. Teraz jed­nak sta­ra­ła się po wy­bu­dze­niu przy­po­mnieć jak naj­wię­cej szcze­gó­łów. Nadal była tam be­to­no­wa stud­nia, roz­pacz­li­we krzy­ki gdzieś w od­da­li i wy­ła­nia­ją­ca się stop­nio­wo, w miarę po­chy­la­nia głowy, czar­na cze­luść, zio­ną­ca prze­ra­ża­ją­cą wil­go­cią oraz nie­koń­czą­cą się głę­bią.

Lila otrzą­snę­ła się i, sie­dząc nadal na łóżku po wy­bu­dze­niu, za­mknę­ła oczy. Za­pa­mię­ta­ne z dzie­ciń­stwa krzy­ki wró­ci­ły we wspo­mnie­niach ze zdwo­jo­ną siłą. Teraz zo­ba­czy­ła przed ocza­mi wszyst­ko tak, jakby znowu cof­nę­ła się o trzy­dzie­ści lat. Była małą dziew­czyn­ką i wraz z kil­ku­let­nią ku­zyn­ką oraz jej mamą spa­ce­ro­wa­ły w upal­ny, letni dzień po ogro­dzie. Młody wuj Ste­fan otwarł okno po­bli­skie­go domu i na­ka­zał żonie za­czerp­nąć wody do pod­la­nia usy­cha­ją­cych grzą­dek. Na ganku sie­dzia­ła na bu­ja­nym fo­te­lu bab­cia, wijąc wian­ki z kwia­tów, liści i ziół.

– Tylko strzeż­cie się utop­ca! – za­wo­ła­ła po­waż­nym tonem, na co wuj z żoną od­po­wie­dzie­li grom­kim śmie­chem.

Cio­cia po­de­szła do stud­ni, a obie dziew­czyn­ki trzy­ma­ły za fałdy jej zdob­nej, roz­ło­ży­stej spód­ni­cy w ko­lo­ro­we kwia­ty. Otwar­ła skrzy­pią­ce drzwicz­ki, się­gnę­ła w głąb, pró­bu­jąc uchwy­cić i za­wie­sić nad wodą wia­dro, a na­stęp­nie korbą ze­wnętrz­ną spu­ścić je na łań­cu­chu na sam dół.

Po­cząt­ko­wo wszyst­ko szło do­brze. Wia­dro pełne wody, roz­chla­py­wa­nej na boki, unio­sło się i cio­cia zręcz­nie zła­pa­ła je, po czym po­sta­wi­ła nie bez trudu na wy­su­nię­tym stop­niu stu­dzien­ki i sta­ra­ła się od­cze­pić od łań­cu­cha, by wy­nieść na ze­wnątrz.

Nagle z czar­nej cze­lu­ści coś po­tęż­nie ryk­nę­ło i wy­nu­rzy­ły się czte­ry ogrom­ne, lep­kie łap­ska. Do­kład­nie takie same, jakie śniły się Lili co noc. Po­rwa­ły wraz z wia­drem wrzesz­czą­cą ku­zyn­kę i za­czę­ły wcią­gać do głębi. Po­bla­dły wuj coś krzy­czał z okna, zaś bab­cia ze­rwa­ła się i za­czę­ła biec do nich, krzy­cząc ry­mo­wan­kę:

 

– Uto­piec zęby szcze­rzy

do tego, kto weń wie­rzy,

przez ma­ho­nio­we ziele

uczy­ni ci nie­wie­le!

 

Prze­ra­żo­na cio­cia szar­pa­ła za brzeg wia­dra, nie­po­rad­nie pró­bu­jąc sta­wiać opór i ra­to­wać có­recz­kę, lecz dzi­wacz­ne mon­strum wcią­gnę­ło także ją. Lila trzy­ma­ła nadal kwie­ci­stą spód­ni­cę, zdrę­twia­ła ze stra­chu, nie po­tra­fiąc wy­do­być żad­ne­go głosu z bia­łych jak wapno ust. W ostat­nim mo­men­cie wia­nek, rzu­co­ny przez bie­gną­cą bab­cię, tra­fił na jej głów­kę, kil­ku­lat­ka upa­dła, pusz­cza­jąc fałdy ko­lo­ro­wej ma­te­rii, a te wraz z cio­cią i jej có­recz­ką znik­nę­ły w czar­nej, głę­bo­kiej stud­ni.

Bab­cia od­cią­gnę­ła roz­trzę­sio­ną Lilę od mu­ro­wa­nej pu­łap­ki, pró­bu­jąc za­trza­snąć stu­dzien­ne drzwicz­ki, lecz Ste­fan do­biegł już tu, ode­pchnął je obie i, osza­la­ły z roz­pa­czy, roz­warł me­ta­lo­we drzwicz­ki stud­ni na oścież, sta­ra­jąc się wej­rzeć na dno. Ni­cze­go ani ni­ko­go tam nie do­strzegł. Krzy­czał, wrzesz­czał, wzy­wał są­sia­dów do po­mo­cy, do wie­czo­ra spusz­cza­li się na li­nach, lecz za­sta­li na dnie tylko lo­do­wa­tą wodę.

 

Lila otwar­ła oczy i za­czę­ła pła­kać. A więc to były owe wspo­mnie­nia, które kosz­ma­ra­mi zna­czy­ły każdą jej noc, nie dając wy­tchnie­nia ani od­po­czyn­ku? To dla­te­go wuj Ste­fan tak szyb­ko wy­pro­wa­dził się stąd, nigdy nie wspo­mi­nał o córce i, py­ta­ny, nie­chęt­nie mówił o nie­ży­ją­cej żonie? I to dla­te­go bab­cia zmar­ła tak wcze­śnie ze zgry­zo­ty śmier­cią sa­mo­bój­czą, ob­wi­nia­na przez swego syna, wuja Ste­fa­na, że ura­to­wa­ła tylko ją jedną, Lilę, rzu­ca­jąc uko­cha­nej wnucz­ce wia­nek z wple­cio­ny­mi list­ka­mi ma­ho­ni?

Kim była ta ku­zyn­ka? Płowe wło­ski, okrą­gła i wiecz­nie ro­ze­śmia­na buzia, ufne, zie­lo­ne oczy… Jak miała na imię? Czemu Ste­fan nigdy jej nie wspo­mi­nał?

I wresz­cie naj­waż­niej­sze z pytań, które Lila bała się zadać przez te wszyst­kie lata. Czy zatem uto­piec rze­czy­wi­ście ist­nie­je?

Dla­cze­go po­rwał ku­zyn­kę z jej mamą? Czy ich stud­nia jest prze­klę­ta?

 

Z głową pełną pytań i wąt­pli­wo­ści, prze­czą­cych zdro­we­mu roz­sąd­ko­wi, prze­stra­szo­na ko­bie­ta sia­dła przed kom­pu­te­rem i za­czę­ła szu­kać w in­ter­ne­cie ja­kich­kol­wiek wska­zó­wek.

– We­dług wie­rzeń lu­do­wych, je­dy­nie zwró­ce­nie mu skra­dzio­ne­go skar­bu, któ­re­go strze­że od lat, może uchro­nić nie­szczę­śni­ka przed nie­chyb­nym po­żar­ciem w cze­lu­ściach pie­kiel­nych głę­bin, które za­miesz­ku­je ten demon – prze­czy­ta­ła.

Co to mogło zna­czyć? Uto­piec strze­że skar­bu? Gdzie? Ja­kie­go? Czemu?

Czy­ta­ła dalej.

Do­wie­dzia­ła się, że to demon wodny. Żyje tylko w wo­dzie, na dnie stud­ni. Po­ry­wa każ­de­go, kto o nim myśli w chwi­li za­glą­da­nia na po­wierzch­nię. I, kto za­bie­ra mu skarb.

Skarb na dnie stud­ni? Co za nie­do­rzecz­ność! – po­my­śla­ła Lila. Każdy chyba wie, że na dnie stud­ni jest sama woda. Po to w końcu się je bu­du­je. Tam nie ma nic in­ne­go!

– Woda! – pra­wie wy­krzyk­nę­ła, uno­sząc brwi ze zdu­mie­nia. – Uto­piec miesz­ka w stud­ni. Jest de­mo­nem wody. Strze­że zatem wody. To naj­wi­docz­niej jest ów jego naj­cen­niej­szy skarb. Za­bi­ja każ­de­go, kto mu go pró­bu­je ode­brać, czyli ukraść. Jako demon wody, jest od niej za­leż­ny. Brak wody ozna­cza śmierć utop­ca. Lu­dzie się­ga­ją do stud­ni prze­waż­nie, gdy bra­ku­je wody i jest dłu­go­trwa­ła susza, a wów­czas i jemu jej bra­ku­je. Czu­jąc się za­gro­żo­ny, ata­ku­je, wal­cząc o wodę.

 

Nie wie­dzieć, czemu, po wy­łą­cze­niu kom­pu­te­ra Lila zde­cy­do­wa­ła się na wiel­ce nie­roz­waż­ny krok. Mimo hor­ren­dal­nej ceny, na­peł­ni­ła wodą z kranu kilka po­tęż­nych, me­ta­lo­wych wia­der i przy­dźwi­ga­ła je do ogro­du. Nie pod­la­ła jed­nak pro­szą­cych o picie, usy­cha­ją­cych bły­ska­wicz­nie ro­ślin, lecz otwar­ła drzwicz­ki stud­ni.

Dy­sza­ła cięż­ko, za­glą­da­jąc w głąb. Po­wró­ci­ły kosz­ma­ry z każ­dej nie­prze­spa­nej nocy oraz ten za­pa­mię­ta­ny z dzie­ciń­stwa. Chwy­ci­ła stu­dzien­ne wia­dro. Me­cha­nizm za­skrzy­piał. W dole roz­legł się po­tęż­ny ryk i usły­sza­ła wy­raź­nie czła­pa­nie ogrom­nych, mo­krych macek po wal­co­wa­tych ścia­nach. Za mo­ment uka­zał się wiel­ki łeb cuch­ną­ce­go, czar­ne­go po­two­ra z groź­nie ły­pią­cy­mi na ko­bie­tę, bia­ły­mi śle­pia­mi, tak do­brze zna­ny­mi z każ­de­go snu. Wi­dzia­ła, jak czte­ry ośli­zgłe łap­ska zmie­rza­ją ku niej, lecz, mimo pa­ra­li­żu­ją­ce­go stra­chu, wy­po­wie­dzia­ła ci­chym szep­tem za­pa­mię­ta­ną z dzie­ciń­stwa ry­mo­wan­kę:

 

– Uto­piec skar­bu strze­że,

ubije, gdy go za­bie­rzesz,

ma za nic życie czło­wie­ka,

za kra­dzież kara cię czeka!

 

Jakby na po­twier­dze­nie tych słów, po­twór za­war­czał i wy­szedł śmie­lej ku ko­bie­cie, po­ka­zu­jąc cały łeb i część ob­łe­go tu­ło­wia. Nagle wiel­kie, wy­łu­pia­ste oczy spo­czę­ły na wy­peł­nio­nych po brze­gi wia­drach. Potem spoj­rzał py­ta­ją­co na Lilę, a ta po­wie­dzia­ła ła­god­niej­szym tonem wy­my­ślo­ny na­pręd­ce wier­szyk:

 

– Ja skar­by ci po­da­ru­ję

i wody nie po­ża­łu­ję,

abyś żył w głę­bi­nie ciem­nej,

w swo­jej ot­chła­ni stu­dzien­nej.

 

Na­stęp­nie ostroż­nie unio­sła jedno z wia­der z za­mia­rem wy­la­nia za­war­to­ści do stud­ni. Stwór spoj­rzał zdu­mio­ny i cof­nął wy­cią­gnię­te łap­ska. Potem zręcz­nym sko­kiem uchwy­cił we­wnętrz­ną stro­nę dachu stud­ni, przy­wie­ra­jąc ciel­skiem i kur­cząc się mocno. W ten spo­sób udo­stęp­nił Lili całą głę­bię, więc ta, nieco nie­zdar­nie, roz­le­wa­jąc na boki, za­ma­szy­stym ru­chem wy­la­ła wodę wprost do stud­ni.

Od­wró­ci­ła głowę, by od­sta­wić puste wia­dro i się­gnąć po na­stęp­ne. Nie­ocze­ki­wa­nie za­mar­ła, bo po­czu­ła na twa­rzy lo­do­wa­tą mackę czar­ne­go mon­strum. Po­pa­trzy­ła na utop­ca. On pa­trzył na nią, jakby chciał po­dzię­ko­wać za ten nie­ocze­ki­wa­ny pre­zent, ra­tu­ją­cy mu życie, po czym wy­giął ciało, szy­ku­jąc się do skoku na dno.

Lila wzię­ła dru­gie wia­dro i wy­la­ła wodę, ochla­pu­jąc nieco stwo­ra, który z przy­jem­no­ścią nad­sta­wił grzbiet.

Nagle od stro­ny drogi usły­sza­ła głos wuja, który zdu­mie­wa­ją­co szyb­kim kro­kiem zmie­rzał do ogro­du i krzy­czał groź­nym gło­sem, jak opę­ta­ny, okrut­ną ry­mo­wan­kę:

 

– Uto­piec zęby szcze­rzy

do tego, kto weń wie­rzy,

wcią­gnie go w ot­chłań wody,

czy stary, czy też młody!

 

Uto­piec za­wsze bieży

do tego, kto weń wie­rzy,

po­cią­gnie w cze­luść wody,

czy stary jest, czy młody!

 

Będąc bli­żej i wi­dząc po­usta­wia­ne koło stud­ni wia­dra, coraz bar­dziej zdu­mio­ny wrzesz­czał prze­kleń­stwa.

Mon­strum, skry­te przed jego ocza­mi we­wnątrz stud­ni, nie­spo­koj­nie spoj­rza­ło na Lilę, a potem ryk­nę­ło gło­śno.

– Ha! Na­resz­cie ta po­two­ra do­pa­dła i cie­bie! – ucie­szył się sta­rzec, sły­sząc utop­ca. – Zgi­niesz mar­nie, prze­klę­ta dziew­czy­no, jak mia­łaś zgi­nąć dawno temu! To moją córkę po­win­na była ura­to­wać babka. To jej miała rzu­cić wia­nek z li­ściem ma­ho­ni! Nie tobie!

Ste­fan zzia­ja­ny zbli­żył się do stud­ni i uj­rzał wy­sta­ją­ce łap­ska skry­te­go w mroku po­two­ra.

– Co tu się dzie­je? – Po­pa­trzył wzbu­rzo­ny na wia­dra, ścią­ga­jąc gniew­nie brwi. Lila z tru­dem roz­po­zna­wa­ła tak za­wsze jej życz­li­we­go brata mamy. – Co to jest?!

– Wujku, wi­dzia­łam, jak sze­dłeś na cmen­tarz – po­wie­dzia­ła ze smut­kiem ko­bie­ta.

– Czemu nie czer­piesz wody? I po co tyle wia­der? Chyba nie da­jesz mu…

– To nie może tak wiecz­nie trwać – prze­rwa­ła Lila. – Mu­sisz komuś opo­wie­dzieć o tej trau­mie i po­go­dzić się wresz­cie ze śmier­cią żony i córki…

– Nigdy! To nie one miały wtedy zgi­nąć, lecz ty! Matka, niech zdy­cha w pie­kle, jędza prze­klę­ta, od po­cząt­ku nie­na­wi­dzi­ła mojej uko­cha­nej Ja­dwi­si i na­zy­wa­ła przy­błę­dą! Kiedy uro­dzi­ła się nam Anu­sia, ją też od­trą­ci­ła. Obie miały takie ślicz­ne, zie­lo­ne oczy. I dobre serca. Obie były ko­cha­ne, uro­dzi­we, moje oczka w gło­wie – szlo­chał coraz gło­śniej. – A ta wiedź­ma je po­świę­ci­ła, aby ra­to­wać cie­bie!

– Nie zdą­ży­ła do­biec, obie wpa­dły już do stud­ni. Nie mo­żesz ob­wi­niać o to babci.

– Mogę! I ob­wi­niam! I uka­ra­łem, jak uwa­ża­łem za sto­sow­ne!

– Nie ro­zu­miem. – Lila z lę­kiem spoj­rza­ła na roz­złosz­czo­ne­go sta­rusz­ka z dzi­wacz­nie wy­krzy­wio­ną twa­rzą i nie­po­ko­ją­co roz­świe­tlo­ny­mi ocza­mi. – Bab­cia prze­cież uto­nę­ła w je­zio­rze.

Ste­fan uśmiech­nął się sza­tań­sko.

– A jakże! I moja w tym za­słu­ga! Trzy­dzie­ści lat temu przy­sią­głem sobie, że po­msz­czę żonę i córkę! I słowa do­trzy­mam! Woda każdą z was po­chło­nie! – wrza­snął. – Po­zby­łem się już mojej matki, teraz czas na cie­bie! Jazda do stud­ni!

Na­stęp­nie za­czął krzy­czeć jej do ucha ry­mo­wan­kę, ły­piąc dzi­wacz­ny­mi, czer­wo­ny­mi ocza­mi, ni­czym dia­beł lub inna siła nie­czy­sta:

 

– Uto­piec już tutaj lezie

i mi­giem cię stąd za­bie­rze!

Na nic twój opór i modły,

bo demon z niego jest podły!

 

Uto­piec wcią­ga w ot­chła­nie

i próż­ne twoje ba­ja­nie,

za­bie­ra chło­pów i baby,

czy żeś jest silny, czyś słaby…

 

– Wujku, prze­stań!

– Nie! Mu­sisz tam zgi­nąć!

– Nic nie ro­zu­miesz. Uto­piec nie jest mor­der­cą, nie za­bi­ja ludzi, on tylko wal­czy o prze­ży­cie, aby nie za­bra­kło mu wody, którą my za­bie­ra­li­śmy. Nie chwy­cił wtedy two­jej żony, wujku, ani też có­recz­ki, bo same w sobie nie sta­no­wi­ły dla niego za­gro­że­nia. Uto­piec zła­pał tylko wy­cią­ga­ne z wody wia­dro.

– Bred­nie! Wi­dzia­łem do­sko­na­le!

– Z od­le­głe­go okna? – Lila wska­za­ła swój dom, w któ­rym miesz­kał wów­czas wujek. – Ja byłam tu obok i wiem, co wi­dzia­łam.

– Za­milcz, prze­klę­ta! – Wuj po­czer­wie­niał na całej twa­rzy i nie­spo­dzie­wa­nie rzu­cił się na za­sko­czo­ną sio­strze­ni­cę, po czym ze wszyst­kich sił pró­bo­wał ze­pchnąć ją w głąb czar­nej cze­lu­ści.

Wtedy zo­ba­czył przy­le­pio­ne­go do spodniej czę­ści dachu po­two­ra, po­kry­te­go cuch­ną­cą mazią.

Po­wie­trze prze­szył krzyk ich troj­ga. Lila wal­czy­ła ze star­cem, ten zaś, wy­ka­zu­jąc nad­ludz­kie wręcz siły, z po­ciem­nia­łą twa­rzą i krwi­sty­mi oczy­ma, dy­szał ze­mstą i coraz moc­niej wci­skał ją od stu­dzien­ne­go otwo­ru. Uto­piec na­to­miast darł się z prze­ra­że­nia, wi­dząc nie­na­tu­ral­ną sza­mo­ta­ni­nę dwoj­ga ludzi.

– Prze­klę­ty ga­dzie, ubi­łeś mi żonę i dziec­ko! – Ste­fan nagle ude­rzył pię­ścią mokre ciało stwo­ra, tra­fia­jąc w jedno oko.

Mon­strum prze­cią­gle ryk­nę­ło i roz­war­ło sze­ro­ką, uzę­bio­ną pasz­czę, po­chła­nia­jąc nią drą­ce­go się wnie­bo­gło­sy star­ca, po czym ru­nę­ło na dno.

Lila w ostat­niej chwi­li wy­szarp­nę­ła się z mor­der­cze­go uści­sku zdra­dziec­kie­go wuja, zła­pa­ła me­cha­nizm z przy­twier­dzo­nym doń łań­cu­chem i wy­gra­mo­li­ła się na sto­pień w ogro­dzie.

Dy­sząc cięż­ko, pa­trzy­ła chwi­lę na stud­nię, po czym za­mknę­ła drzwicz­ki i z pła­czem od­bie­gła do domu. Le­ża­ła czas jakiś na łóżku, mokra i roz­trzę­sio­na z po­wo­du tego, co ją spo­tka­ło. Za­uwa­ży­ła, że trzy­ma w dłoni guzik z ma­ry­nar­ki Ste­fa­na. Naj­wi­docz­niej urwa­ła go pod­czas walki.

Po go­dzi­nie za­dzwo­nił te­le­fon. To był Wal­dek.

– Cześć, Lila – po­wie­dział za­ła­ma­nym gło­sem. – Wiesz, tata miał wy­pa­dek.

– Co? – Ko­bie­ta z po­cząt­ku nie zro­zu­mia­ła i za­mar­ła. – Wujek Ste­fan? – Zdez­o­rien­to­wa­na za­mru­ga­ła ocza­mi. – Co się stało?

Jed­no­cze­śnie za­czę­ła in­ten­syw­nie my­śleć, czy wy­da­rze­nia przy stud­ni sprzed go­dzi­ny, miały miej­sce na­praw­dę, czy też nie. Guzik w dłoni oraz wy­raź­ne ślady na rę­kach i no­gach, świad­czą­ce o bójce i sza­mo­ta­ni­nie z osza­la­łym star­cem, dały jed­no­znacz­ną od­po­wiedź.

– Go­dzi­nę temu po­je­chał z panem Lu­dwi­kiem nad je­zio­ro, w któ­rym uto­nę­ła bab­cia. Mówił, że w rocz­ni­cę odej­ścia żony i córki chce po­wspo­mi­nać w miej­scu tra­gicz­nej śmier­ci swo­jej matki. Wy­siadł z sa­mo­cho­du i nie­spo­dzie­wa­nie rzu­cił się z mostu. Tam, gdzie naj­głę­biej. We­zwa­no po­li­cję i ra­tow­ni­ków oraz nur­ków, lecz na próż­no. Nie udało się go ura­to­wać.

Lila wy­stę­ka­ła jakąś od­po­wiedź po­cie­sza­ją­cą i roz­łą­czy­ła się, ocie­ra­jąc łzy. A potem po­de­szłą do okna, wyj­rza­ła na ze­wnątrz i po­my­śla­ła o swoim usy­cha­ją­cym ogro­dzie oraz o tkwią­cej w nim sta­rej, be­to­no­wej stud­ni, kry­ją­cej ta­jem­ni­ce, o któ­rych dotąd nie miała po­ję­cia…

 

Koniec

Komentarze

Cześć, Bruce

 Na naszym parafialnym cmentarzu znajduje się studnia. Jest bardzo głęboka, ma aż szesnaście pierścieni betonowych. To najgłębsza studnia, jaką znam w pięknej i malowniczej okolicy, w której mieszkam. Gdy byłem dzieckiem, często odwiedzałem cmentarz, nie tylko ze względu, żeby zapalić znicz, czy posprzątać mogiłę. Obok znajdowało się nasze, u nas tzw. pole, gdzie uprawialiśmy ziemniaki, zboże itp.Siłą rzeczy, zaglądałem do tej studni. I pamiętam doskonale momenty dziwnego przeświadczenia, że coś tam czyha na mnie, że ślepi i mnie widzi, chociaż chowa się pod wodą. Sprawdzałem wtedy, czy studnia odpowie mi echem. Wolałem: kto zjadł jabłko z drzewa. Pogłos niósł słowa: Ewa, Ewa, Ewa. Nie przypominam sobie, abym znał jako dziecko historię o topielcach żyjących w studni, a jednak pamiętam strach, przemieszany z ciekawością. 

Opowiadanie podobało mi się. Ode mnie klik. 

Pozdrawiam

Bardzo dziękuję za Twój czas, klik, komentarz i tak ciekawą opowieść, Heskecie. :)

Na naszym cmentarzu też jest studnia, ale odkryta. :) Przyznam, że byłam nieco zdumiona, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego zdjęcia w necie, w końcu wygenerowałam ilustrację poprzez AI. :) Ta tu zamieszczona przypomina najbardziej moją “rodzinną”, ogrodową studnię. :) Nie mam niestety żadnej fotografii z rodzinnego archiwum. 

Zawsze bałam się do tej studni zaglądać, wnętrze było rzeczywiście przerażające. :) Sam wygląd Utopca zaczerpnęłam z opowieści mojej szkolnej koleżanki z SP, która kiedyś zwierzyła mi się, że jej dziadek z wujem wydobyli ze studni takiego potwora, który od razu bez wody zdechł na ich placu przed domem. :) Pamiętam, że słuchałam tego z niedowierzaniem, przekonana, że to zmyślona historia, ale mimo wszystko strach z dzieciństwa spowodował, że po tych opowieściach jeszcze bardziej bałam się naszej studni, otoczonej – jak się u nas mawiało – “mahoniem”. W końcu mieszkałyśmy obie w tej samej miejscowości, odległość niedaleka, Utopców mogło być więcej. :) 

Sama nigdy nie czerpałam wody z tej studni, natomiast często przyglądałam się, jak robią to dorośli, np. Mama. :) To nie było łatwe ani lekkie zajęcie. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Przejmująca historia. Taki realizm magiczny made in Poland.

Tajemnice rodzinne, klątwy, demony. Choć wyznam, że wolałabym złego demona, nie biedaka broniącego zasobów;) Niemniej czytało się płynnie i z przyjemnością.

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Dziękuję, Ambush. :)

Fakt, zrobiłam złego z mściwego wuja. :)

Pozdrowionka! :)

Pecunia non olet

Osobliwe wydarzenie z dzieciństwa bohaterki znalazło ciąg dalszy już w jej życiu dorosłym. I tak jak rozumiem wspomnienie dziecka o potworze w studni, tak nijak nie potrafię pojąć wiary dorosłej kobiety w istnienie studziennego wodnika.

 

trzymała w nim kurczowo za poły rozłożystej spódnicy babki… → Obawiam się, że Lila nie mogła trzymać poły spódnicy, albowiem spódnice nie mają pół.

Proponuję: …trzymała w nim kurczowo fałdę rozłożystej spódnicy babki

 

oślizgłe łapska Utopca wynurzały się… → Dlaczego wielka litera?

 

– Cóż, byłaś wtedy małym brzdącem, lecz myślałam, że opowiedział ci o wszystkim, gdy dorosłaś.

Małym brzdącem? → Zbędne dookreślenia – brzdąc jest mały z definicji.

 

jakby znowu cofnęła się o trzydzieści lat wstecz. → Masło maślane. Czy można cofnąć się w przód?

Wystarczy: …jakby znowu cofnęła się o trzydzieści lat.

 

a obie dziewczynki trzymały za poły jej zdobnej, rozłożystej spódnicy… → …a obie dziewczynki trzymały fałdy jej zdobnej, rozłożystej spódnicy

 

upadła, puszczając poły kolorowej materii… → …upadła, puszczając fałdy kolorowej materii

 

rozwarł metalową furtkę studni na oścież, starając się wejrzeć na dno. → Obawiam się, że studnie nie mają furtki.

 

rzucając ukochanej wnuczce wianek z wplecionymi kwiatami mahoni? → Skoro zdarzenie miało miejsce w lipcu, to skąd babcia wzięła kwiaty mahonii, która kwitnie na przełomie kwietnia i maja?

 

Chwyciła za studzienne wiadro. → Chwyciła studzienne wiadro.

 

za kradzież biada cię czeka! → Ktoś wyrażający ubolewanie, może powiedzieć biada mi! ale biada nie może nikogo czekać.

 

poustawiane kołu studni wiadra… → Literówka.

 

jędza przeklęta!, od początku… → Po wykrzykniku nie stawia się przecinka.

 

spojrzała na rozzłoszczonego staruszka z dziwacznie nabrzmiałą twarzą… → Na czym polega dziwaczność nabrzmienia twarzy? Czy nabrzmienie twarzy bywa normalne?

 

rozwarło szeroką, uzębioną paszczę, pochłaniając w niej drącego się wniebogłosy starca… → …rozwarło szeroką, uzębioną paszczę, pochłaniając nią drącego się wniebogłosy starca

 

złapała za mechanizm z przytwierdzonym doń łańcuchem… → …złapała mechanizm z przytwierdzonym doń łańcuchem… Lub: …chwyciła się mechanizmu z przytwierdzonym doń łańcuchem

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj Bruce,

Dobrze prowadzona narracja, opisy w porządku. Bardzo dobre twisty ze złym wujkiem i granicą: real fikcja wydarzeń przy studni.

Co dla mnie zgrzytało to brak wiedzy bohaterki o córce wuja, tutaj chyba lepsza byłaby wersja o wypadku samochodowym jako przykrywce.

Przydałaby się też wskazówka, że wuj jest taki kochany, ale już kiedyś wpadła przez niego do wody (czyli już kiedyś próbował nakarmić nią utopca), to podbiło by napięcie.

 

Swoją drogą to mam na ogrodzie studnię głębinową chyba ze 20 metrów, na szczęście zainstalowałem tam pompę, uff… Co ciekawe już siedem pomp zaginęło bezpowrotnie, a na linie mocującej za każdym razem zostają takie dziwne szarpane ślady…

Klik należy się, jak utopcowi studnia!

Pozdrawiam Serdecznie!

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Witam serdecznie, Regulatorzy, bardzo dziękuję, zaraz poprawiam. :)

Chciałam, aby dorosła już bohaterka nadal odczuwała strach, pamiętając niejasno, że przed laty coś tam jednak siedziało i wynurzyło się z wnętrza studni. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

Dziękuję bardzo, Piotrze_jbk. Ze studniami trzeba uważać. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bardzo proszę, Bruce. Cieszę się, że uznałaś uwagi za przydatne. Przyjmuję też do wiadomości Twoje wyjaśnienia. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo dziękuję, Regulatorzy. Ja wiem, że czasem moje teksty brzmią nienaturalnie, przepraszam… :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Dobrze się czytało. A najciekawsze w tej historii jest to, że można wyrzucić z pamięci koszmarne wspomnienia, zwłaszcza z dzieciństwa. To jest podobno prawda i nawet się jakoś mądrze nazywa. No i te studnie – temat rzeka, choć woda niby stojąca:)

Pozdrawiam.

Miło mi, Oblatywaczu, dziękuję Ci bardzo i również pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Hej,

Czyli jednak prawdziwym powtorem okazał się wujek o.o Ciekawy twist. Ogólnie lubie takie nietypowe przedstawienia demonów, jak w tym wypadku tak naprawdę nie do końca zły utopiec. 

Emocje bohaterki oraz pozostałe opisy są naprawdę dobrze ukazane i aż można się poczuć, jakby faktycznie się to wszystko widziało. 

Pozdrawiam i klikam :)

Pnzrdiv.117, serdecznie Ci dziękuję i pozdrawiam; istotnie – tutaj złym uczyniłam tylko wujka. :)

Pecunia non olet

Fajna historia, twist z wujkiem należycie zaskoczył. W ogóle ładnie wprowadzasz nowe informacje.

Jeśli wiedzieli wcześniej o utopcu, to kobiety powinny do studni podchodzić w wiankach. Wszystkie. Nawet niechby sobie wmawiały, że to zabawa.

Babska logika rządzi!

Cześć, Finklo. :) Dzięki za odwiedziny i komentarz. :)

Mahoń (w moich stronach używało się tej formy – w rodzaju męskim) jest wredną rośliną, mocno kłującą (poniżej zdjęcie z netu). Mama robiła z niego wiązanki na groby w listopadzie, bo liście pięknie lśnią cały rok, a do tego dobrze komponowały się z ogrodowymi chryzantemami. Trzymać w autobusach i na cmentarzach takie wiązanki nie było łatwo – całe dłonie poranione. Jako dziecko nie cierpiałam tej rośliny. :)

W moim zamyśle w utopca tak do końca nie wierzono, jeśli ktoś wierzył – nie spodziewano się ataku na niewinne osoby, do tego wianek z elementami mahonia naprawdę był ostatecznością – babcia w opku wiła go dla ozdobienia pokoju, ale – nie umieszczania na głowie dziecka. :) Zrobiła to, gdy zobaczyła, że demon faktycznie zaatakował. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

No, faktycznie chyba niefajnie nosi się coś takiego na głowie. IMO, wygląda jak ostrokrzew, ale ja się nie znam.

Babska logika rządzi!

Ale mnie zaskoczyłaś odpowiedzią tak wcześnie (dla niektórych) w sobotę Finklo. Szacun! :)

Tak. Liście są makabrycznie ostre. Masa krwi. Wspominam te wieńce jako prawdziwą katorgę. :) 

Też nie bardzo się znam, Mama je bardzo lubiła, możliwe, że to taka sama roślina, nie wiem. :) Przyznam, że nawet przy pisaniu zaskoczył mnie rodzaj żeński, znaleziony w necie, bo w powiecie będzińskim mawiało się na to zawsze “mahoń”. :)

Regulatorzy zwróciła mi bardzo trafną uwagę na kwestię czasu kwitnienia, bo tego też nie zarejestrowałam w pamięci; jako dziecko kojarzę, że po prostu cały ogródek latem był kwiecony, a tu istotnie – mahoń jednak dużo wcześniej. :) Mama uwielbiała kwiaty, zwłaszcza ogrodowe, ja raczej wolałam jako dziecko zbierać bukiety polne i przynosiłam je Babci do domu. Całe parapety w nich tonęły. :) Babcia niby narzekała, gdy wracałam z “chaboziami” (u nas w rodzinnych stronach forma z “o”, nie “a”, jak w necie) ze spaceru, ale też je uwielbiała i z przyjemnością wstawiała do słoików nowe. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bruce, pierwszy komentarz był jeszcze wcześniej. SKS. Za to wieczorem nic nie mogę zrobić (a zwłaszcza napisać), bo padam na pysk…

A gdyby miejsce do trzymania czymś owinąć – wstążką, sznurkiem, papierem? Ty by nie ułatwiło transportu?

Babska logika rządzi!

Aaa, to szacun tym większy. :) Ja też zazwyczaj tak mam, że wieczorem ciężko. :) Od dawna jestem rannym ptaszkiem. :) 

A gdyby miejsce do trzymania czymś owinąć – wstążką, sznurkiem, papierem? Ty by nie ułatwiło transportu?

To jest myśl, ale wieniec na groby jest pleciony gęsto. Jak bożonarodzeniowy. Nawet, gdy miejsce trzymania się czymś opatuli, boki dalej boleśnie ranią. :) Zresztą, to mnie już nie dotyczy, ja w moim ogrodzie mahonia nie mam i na pewno nigdy go nie zasadzę. :) Mimo wszystko jednak, tamte ozdoby/wieńce/palmy były niepowtarzalne. :) 

Pozdrawiam. :)

 

Fotka z netu:

Pecunia non olet

W sumie dość ważnym jest fakt, który chyba zapomniałam dodać przy opisie tej niewdzięcznej rośliny – w moich wspomnień liście cały rok są niezwykle twarde, sprężyste, mocne, odstające na boki. W porównaniu np. do wianka z koniczyn (białych czy nawet różowych), to – przysłowiowe – niebo a ziemia. :) Mahoniowe liście układają się w wieńcu tak, jak… same sobie życzą. :) Im ich tam więcej, tym twardszy/trwalszy/silniejszy/mocniejszy wieniec. :) I tym więcej trzeba zużyć sznurka, aby mahoń chociaż spróbować odpowiednio ułożyć. :)

Pecunia non olet

Wygląda na roślinkę z charakterem. ;-)

Babska logika rządzi!

Hahaha, świetnie to ujęłaś. :) O, tak, mahoń charakterek to ma! :)

 

Jeszcze dopiszę:

Tak skojarzyłam, bo akurat wczoraj rozprawiałam tu na pw o limerykach, że można do tej charakterystyki rośliny i mojej skromnej opowieści, wrzucić wierszyk naprędce teraz sklecony:

 

Krzewiasty mahoń z powiatu będzińskiego

od wieków całych chłopstwu znany był z tego,

że przed utopcem ratował,

zatem mu każdy darował

kolców mnóstwo, wystających z liści jego. :)

Pecunia non olet

Bruce, musisz ten mahoń darzyć mocnymi uczuciami, skoro aż komponujesz limeryki ku czci. ;-)

Babska logika rządzi!

laugh

Pecunia non olet

Sympatyczna opowiastka… Tylko, że coś tak w dwóch pierwszych zdaniach lekko się pieprzy. Wokół panowała cisza, mrok. Chyba jednak “panowały”, a tak w ogóle, przecinek lepiej byłoby zastąpić spójnikiem “i”. W drugim zdaniu “trzymała się”, a szyk zdania zdecydowanie do poprawy.

Zdaje się, że cały tekst jest do dopracowania.

Pozdrówka.

w dwóch pierwszych zdaniach lekko się pieprzy.

surprise tu są dzieci tu jest bruce! 

 

laugh Oczywiście, żartuję. :) RogerRedeye, serdecznie dziękuję za odwiedziny, miło mi znowu Cię widzieć przy moich wypocinach. :) Zaraz poprawię, co wskazałeś i postaram się jeszcze całość przejrzeć. :) Pozdrawiam serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

W drugim zdaniu, jeżeli nie “trzymała się”, to likwidujemy “za” i wychodzi nam “trzymała fałdy”,ale zdecydowanie “trzymała się” jest lepsze i bardziej wyraziste.

Do tego tekstu zdecydowanie potrzebna była ostateczna korekta językowa. Pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł, jedzeniu we dwóch z jednej miski etc.,etc…

Pozdrówka.

Ok, oczywiście rozumiem, dobrze. :)

Pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł, jedzeniu we dwóch z jednej miski etc.,etc…

Święte słowa! :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Trochę wbrew sobie przeczytałem horror. bo nie wierzyłem, że w Twoim wydaniu mnie odrzuci. I nie pomyliłem się, takie horrory mogę czytać z zaciekawieniem. Zły, nie potwór bajkowy, ukarał się sam. Potwór nie był potworem. Bajkowo. Fajne. Pozdrawiam :)

Cieszę się bardzo, Misiu. :) Choć jestem fanką makabrycznych horrorów, sama zdecydowanie nie potrafię takich stworzyć. ;) Tu też zamierzałam przedstawić nieco odwrócone role. :) Nie każdy demon jest zły, nie każdy przyjaciel czy krewny – dobry. :)

Pozdrawiam także i dziękuję. :)

Pecunia non olet

Naprawdę ciekawe opowiadanie. NIby to horror, ale czyta się dość lekko. Zapewne przez postać utopca, który po oddaniu mu wody zachowuje się jak potulne stworzonko :)

W mojej okolicy nie ma żadnej studni, z którą wiązałyby się podobne historie. Za to niedaleko domu babci znajduje się stara chatka, aż po dach zarośnięta przez gęste krzewy. Mama opowiadała czasem, jak w dzieciństwie podchodzili tam z rówieśnikami i oczekiwali… duchów. Czy jakiegoś zobaczyli? Możliwe…

 

A przy okazji – Oblatywacz, wspomniałeś o mechanizmie wyrzucania wspomnień z dzieciństwa. Nazywa się to wyparcie

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wyparcie 

Sinister-Alef, dzięki za wizytę i komentarz; opowieści o duchach – zawsze na plus; pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Podoba mi się jak od początku prowadzisz akcję i zarysowujesz tajemnicę. Tempo idzie równomiernie, a napięcie narasta pwooli aż do finału – to też wyszło dobrze. Sama konfrontacja na końcu poszła z lekka za szybko w moim odczuciu, ale i też nie było sensu jej wyciągać.

Boahterka wyraxnie zarysowana, podobnie jak wuj Stefan. Technicznie czytało się dobrze, bez większych problemów.

Tak więc koncert fajerwerków na plus.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan, miło mi ogromnie, dziękuję i pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka