
Próba poradzenia sobie z kolejnym wspomnieniem z dzieciństwa. :) Zapraszam, dziękuję i pozdrawiam. :)
Próba poradzenia sobie z kolejnym wspomnieniem z dzieciństwa. :) Zapraszam, dziękuję i pozdrawiam. :)
Lila zerwała się w środku nocy spocona i przerażona. Wokół panowały cisza i mrok. A ona kolejny raz miała ten sam, powtarzający się od lat koszmar. Jako kilkulatka trzymała się w nim kurczowo fałd rozłożystej spódnicy babki, gdy ta otwierała skrzypiące drzwiczki starej, betonowej studni, stojącej w ogrodzie. Mała Lila zaglądała ostrożnie do wnętrza, a ujrzawszy dwa szeroko rozwarte oczyska bestii, cofała się szybko i wrzeszczała wniebogłosy, mając nadzieję, że to odstraszy potworne, wodne monstrum.
Niestety, cztery długie, czarne, oślizgłe łapska utopca wynurzały się błyskawicznie i zręcznie chwytały dziewczynkę, wciągając w lodowatą czeluść. Otaczała ją nieprzenikniona ciemność. Zimno, mrok i czerń… Dławiący płacz utrudniał oddychanie. A potem nie było już nic.
Kobieta rozejrzała się po sypialni i otarła pot z czoła, siadając zmęczona na łóżku. Przypomniała sobie dzisiejszą rozmowę ze starym wujem Stefanem.
– Trzeba będzie zaczerpnąć znów wody ze studni.
– Wolałabym nie…
– A dajże spokój, dziewczyno! – roześmiał się, patrząc karcąco. – Chyba nie boisz się ciągle utopca? Jesteś dorosła!
– Oczywiście, że nie. Jednakże po tylu latach mechanizm na pewno jest zardzewiały. Nie wiem, czy zdołam go uruchomić…
– Nie bądź dzieckiem! Tam nikogo nie ma! To tylko straszak na nierozważne brzdące, wymyślony przez naszych przodków.
– Wujku, przecież wiem, nie myślę o… utopcu – z trudem wypowiedziała imię studziennego demona, mimowolnie przełykając ślinę przez ściśnięte gardło. – Po prostu wolałabym nie otwierać tej studni.
– Hahaha, możesz bajdurzyć innym, ale nie mnie! Znam cię Liluś, wiem, co myślisz, jesteś mi bliska, niczym córka, której nigdy nie miałem. Widzę też, że, mimo trzydziestki na karku, dziecięce strachy nadal w tobie tkwią! Pomógłbym, ale ręce już nie te. Nie dam rady.
To powiedziawszy, staruszek wyciągnął przed siebie drżące, powykręcane od ciężkiej pracy dłonie.
– Wujku, ja nie o tym… Nie potrzebuję twojej pomocy, sama sobie świetnie radzę.
– A, to widzę, Liluś! – Stefan z uznaniem spojrzał na dom, w którym sam kiedyś mieszkał, na podwórze i zadbany ogród. – Jednak tegoroczna susza niszczy drzewa i krzewy. Tyle pracy pójdzie na marne. Ogród niszczeje. A wody w studni pod dostatkiem.
– Jesteś pewien? Mogła wyschnąć do tej pory – próbowała oponować, choć wiedziała, że to na nic.
– Liluś, tam nikogo nie ma. Jak chcesz, pójdę z tobą i zajrzymy tam razem, dobrze? Tylko mi ramię podaj, bom słaby.
– Nie wujku, nie trzeba, naprawdę.
– Nie? – Przyjrzał jej się z uwagą.
– Poradzę sobie sama, zapewniam.
– Tylko uważaj na krzewy mahoniowe.
– Czemu ich tyle dookoła studni? Są kolczaste i bardzo łatwo się skaleczyć. Jako dziecko zawsze byłam nieźle poraniona. Pamiętam, że często je kosiłeś, lecz ciągle wyrastały nowe.
Stary Stefan spoważniał, odchrząknął pod nosem i nagle pospiesznie zaczął się ubierać.
– Na mnie czas, drogie dziecko, bądź zdrowa!
– Wujku, czemu już wychodzisz?
– Ściemnia się, trzeba do domu, Waldek przyjedzie pewnie po mnie lada moment.
– Ściemnia? Skądże znowu! – zaprzeczyła, spoglądając ze zdumieniem za okno i prażącą silnie tarczę słoneczną.
Staruszek jednak żwawo wyszedł już na zewnątrz i próbował połączyć się przez telefon z synem.
– Ja zadzwonię – zaoferowała Lila i włączyła swój aparat.
Kiedy Waldek ze Stefanem odjechali, postanowiła zaglądnąć do internetu, by znaleźć odpowiedź na nurtujące ją pytanie.
– Mahonia zwyczajna, potocznie nazywania także mahoniem, uważana była w czasach prasłowiańskich za najskuteczniejsze zioło, odstraszające siły nieczyste, szczególnie demony wody – odczytała na głos ze zdumieniem. – Jej pokryte kolcami liście miały, według wierzeń naszych przodków, utrudniać owym poczwarom urządzanie napaści na ludzi, ich straszenie oraz pożeranie czy zabijanie.
Zastanowiła się chwilę.
– Dziwne, że wuj Stefan o tym nie wspomniał – powiedziała do siebie.
Kolejnego dnia upał był jeszcze większy. Lila wracała z pracy zmęczona i zniechęcona do czekających ją zajęć w usychającym ogrodzie. Ceny wody były bardzo wysokie, przedsiębiorstwo, dostarczające ją, często robiło przerwy, aby wystarczyło wszystkim mieszkańcom. Obawiała się zatem, że uruchomienie studni będzie konieczne.
Przez okno autobusu dostrzegła wuja. Poruszał się zdumiewająco sprawnie i szybko, przemierzając jezdnię, a potem chodnik. Odniosła wrażenie, że trzyma nawet coś w dłoni. Bukiet? To byłoby dziwne. Wysiadła na przystanku i pobiegła w kierunku staruszka, ale przepadł gdzieś wśród budynków, bram, sklepów i drzew.
– Wujku! – zawołała ku miejscu, w którym widziała go po raz ostatni.
– Lilu, wołasz Stefana? – Znajoma sprzedawczyni skinęła ręką.
– Dzień dobry, pani Wandziu. Tak. Widziałam go z autobusu, lecz teraz zniknął mi z oczu.
– Jest na cmentarzu – wyjaśniła smutnym głosem starsza kobieta.
– Ach tak. – Lila spojrzała ze zdumieniem na odległą bramę cmentarną.
– Może obwarzanka? – Wanda z uśmiechem wskazała ręką sprzedawane wypieki.
– Nie, dziękuję bardzo.
– Dziś pierwszy lipca – powiedziała przekonującym tonem znajoma. – Rocznica.
– Rocznica? Nie rozumiem. – Lila podeszła bliżej i z ulgą schroniła się pod rozłożystym parasolem, zakrywającym niewielki kramik z obwarzankami.
– Chodzi tam co roku. Od trzydziestu lat.
– A dlaczego?
– Jak to, nie wiesz?
– Nie, nie mam pojęcia.
– Cóż, byłaś wtedy brzdącem, lecz myślałam, że opowiedział ci o wszystkim, gdy dorosłaś.
– Brzdącem? A, to może chodzi o jego żonę? Dawno temu babcia wspominała mi, że ciocia Henia zmarła w lipcu.
– Owszem, ale nie tylko. Stefan odwiedza także grób swojej córeczki.
– Co? O ile wiem, bo często mi to powtarza, nigdy nie miał córki.
– Pewnie stara się zapomnieć, ale czy można? – westchnęła. – Czy człowiek potrafi kiedykolwiek wymazać z pamięci śmierć dziecka?
Na posmutniałą twarz sprzedawczyni Wandy spłynęły łzy.
– Jest pani pewna, że to wuj Stefan?
– Oczywiście. Pamiętam, jak dziś. To była straszna tragedia, moje dziecko. Wszyscy o niej mówili. A twój wuj leżał potem na obu grobach kilka dni i nocy bez przerwy. Że nawet pomników nie pozwolił postawić. Dopiero jego matka go sprowadziła do domu, opatrzyła, nakarmiła.
– Co się właściwie wtedy stało?
– Ludzie mówili, że to utopiec porwał je obie!
– Obie?
– No, żonę i córkę. Jak ciągnęły wodę z tej waszej murowanej studni.
– Przecież utopiec nie istnieje… Wujek zawsze mi powtarzał, że to bujdy!
– Niby tak, ale kto tam wie? Mógł to być zwyczajny wypadek, owszem, lecz czemu ciebie jedną oszczędził?
– Mnie?
– Byłaś tam z nimi. I wasza babka to widziała. I Stefan też.
– Proszę mi powiedzieć, co pani pamięta.
– Cóż ja tam mogę pamiętać, Lilu? Tylko to, co mi ludzie mówili. A ludzie, jak to zwykle, wiele gadają, czasem po próżnicy, a mało w tym prawdy, więcej wymysłu! – Wanda nagle nabrała wody w usta, pilnie zajęła się sprzedawaniem obwarzanków podchodzącym klientom i niczego więcej opowiedzieć już nie chciała.
Lila weszła na cmentarz. Nie lubiła go. Źle jej się kojarzył. Z płaczem, czernią, pogrzebami bliskich bądź znajomych i zadumą nad tym, co nieuniknione. Skierowała kroki od razu na lewo, gdzie znajdowała się alejka grobów dziecięcych. Nic to jednak nie dało, bo większość nagrobków była zniszczona, porośnięta trawą, bez napisów, z jedynie kamiennymi krzyżami lub rzeźbami świętych. Nigdzie nie znalazła świeżych kwiatów.
Przypomniała sobie, że Wanda opowiadała o dwóch grobach, na których po wypadku leżał wuj. Być może ciocię i jej córeczkę pochowano razem, obok siebie. Przeszła zatem dalej, ku alejkom, mającym konkretne oznaczenia datowe. Szukała wytrwale kilka godzin, lecz nie potrafiła znaleźć. Grobów było za dużo. Nie miały konkretnej kolejności, wedle daty zgonu, bo bliscy często wybierali wspólne, rzec można „rodzinne” miejsca pochówku.
Ona sama na tym cmentarzu znała tylko grób babci, odwiedzany co roku na początku listopada. Na inne nigdy nie chodziła. Rodzice i dziadek zginęli za granicą w katastrofie lotniczej i ich symboliczne prochy umieszczono przy trumnie babci.
Zmęczona kobieta wróciła do domu i położyła się spać. Przyśnił jej się ten sam koszmar. Teraz jednak starała się po wybudzeniu przypomnieć jak najwięcej szczegółów. Nadal była tam betonowa studnia, rozpaczliwe krzyki gdzieś w oddali i wyłaniająca się stopniowo, w miarę pochylania głowy, czarna czeluść, zionąca przerażającą wilgocią oraz niekończącą się głębią.
Lila otrząsnęła się i, siedząc nadal na łóżku po wybudzeniu, zamknęła oczy. Zapamiętane z dzieciństwa krzyki wróciły we wspomnieniach ze zdwojoną siłą. Teraz zobaczyła przed oczami wszystko tak, jakby znowu cofnęła się o trzydzieści lat. Była małą dziewczynką i wraz z kilkuletnią kuzynką oraz jej mamą spacerowały w upalny, letni dzień po ogrodzie. Młody wuj Stefan otwarł okno pobliskiego domu i nakazał żonie zaczerpnąć wody do podlania usychających grządek. Na ganku siedziała na bujanym fotelu babcia, wijąc wianki z kwiatów, liści i ziół.
– Tylko strzeżcie się utopca! – zawołała poważnym tonem, na co wuj z żoną odpowiedzieli gromkim śmiechem.
Ciocia podeszła do studni, a obie dziewczynki trzymały za fałdy jej zdobnej, rozłożystej spódnicy w kolorowe kwiaty. Otwarła skrzypiące drzwiczki, sięgnęła w głąb, próbując uchwycić i zawiesić nad wodą wiadro, a następnie korbą zewnętrzną spuścić je na łańcuchu na sam dół.
Początkowo wszystko szło dobrze. Wiadro pełne wody, rozchlapywanej na boki, uniosło się i ciocia zręcznie złapała je, po czym postawiła nie bez trudu na wysuniętym stopniu studzienki i starała się odczepić od łańcucha, by wynieść na zewnątrz.
Nagle z czarnej czeluści coś potężnie ryknęło i wynurzyły się cztery ogromne, lepkie łapska. Dokładnie takie same, jakie śniły się Lili co noc. Porwały wraz z wiadrem wrzeszczącą kuzynkę i zaczęły wciągać do głębi. Pobladły wuj coś krzyczał z okna, zaś babcia zerwała się i zaczęła biec do nich, krzycząc rymowankę:
– Utopiec zęby szczerzy
do tego, kto weń wierzy,
przez mahoniowe ziele
uczyni ci niewiele!
Przerażona ciocia szarpała za brzeg wiadra, nieporadnie próbując stawiać opór i ratować córeczkę, lecz dziwaczne monstrum wciągnęło także ją. Lila trzymała nadal kwiecistą spódnicę, zdrętwiała ze strachu, nie potrafiąc wydobyć żadnego głosu z białych jak wapno ust. W ostatnim momencie wianek, rzucony przez biegnącą babcię, trafił na jej główkę, kilkulatka upadła, puszczając fałdy kolorowej materii, a te wraz z ciocią i jej córeczką zniknęły w czarnej, głębokiej studni.
Babcia odciągnęła roztrzęsioną Lilę od murowanej pułapki, próbując zatrzasnąć studzienne drzwiczki, lecz Stefan dobiegł już tu, odepchnął je obie i, oszalały z rozpaczy, rozwarł metalowe drzwiczki studni na oścież, starając się wejrzeć na dno. Niczego ani nikogo tam nie dostrzegł. Krzyczał, wrzeszczał, wzywał sąsiadów do pomocy, do wieczora spuszczali się na linach, lecz zastali na dnie tylko lodowatą wodę.
Lila otwarła oczy i zaczęła płakać. A więc to były owe wspomnienia, które koszmarami znaczyły każdą jej noc, nie dając wytchnienia ani odpoczynku? To dlatego wuj Stefan tak szybko wyprowadził się stąd, nigdy nie wspominał o córce i, pytany, niechętnie mówił o nieżyjącej żonie? I to dlatego babcia zmarła tak wcześnie ze zgryzoty śmiercią samobójczą, obwiniana przez swego syna, wuja Stefana, że uratowała tylko ją jedną, Lilę, rzucając ukochanej wnuczce wianek z wplecionymi listkami mahoni?
Kim była ta kuzynka? Płowe włoski, okrągła i wiecznie roześmiana buzia, ufne, zielone oczy… Jak miała na imię? Czemu Stefan nigdy jej nie wspominał?
I wreszcie najważniejsze z pytań, które Lila bała się zadać przez te wszystkie lata. Czy zatem utopiec rzeczywiście istnieje?
Dlaczego porwał kuzynkę z jej mamą? Czy ich studnia jest przeklęta?
Z głową pełną pytań i wątpliwości, przeczących zdrowemu rozsądkowi, przestraszona kobieta siadła przed komputerem i zaczęła szukać w internecie jakichkolwiek wskazówek.
– Według wierzeń ludowych, jedynie zwrócenie mu skradzionego skarbu, którego strzeże od lat, może uchronić nieszczęśnika przed niechybnym pożarciem w czeluściach piekielnych głębin, które zamieszkuje ten demon – przeczytała.
Co to mogło znaczyć? Utopiec strzeże skarbu? Gdzie? Jakiego? Czemu?
Czytała dalej.
Dowiedziała się, że to demon wodny. Żyje tylko w wodzie, na dnie studni. Porywa każdego, kto o nim myśli w chwili zaglądania na powierzchnię. I, kto zabiera mu skarb.
Skarb na dnie studni? Co za niedorzeczność! – pomyślała Lila. Każdy chyba wie, że na dnie studni jest sama woda. Po to w końcu się je buduje. Tam nie ma nic innego!
– Woda! – prawie wykrzyknęła, unosząc brwi ze zdumienia. – Utopiec mieszka w studni. Jest demonem wody. Strzeże zatem wody. To najwidoczniej jest ów jego najcenniejszy skarb. Zabija każdego, kto mu go próbuje odebrać, czyli ukraść. Jako demon wody, jest od niej zależny. Brak wody oznacza śmierć utopca. Ludzie sięgają do studni przeważnie, gdy brakuje wody i jest długotrwała susza, a wówczas i jemu jej brakuje. Czując się zagrożony, atakuje, walcząc o wodę.
Nie wiedzieć, czemu, po wyłączeniu komputera Lila zdecydowała się na wielce nierozważny krok. Mimo horrendalnej ceny, napełniła wodą z kranu kilka potężnych, metalowych wiader i przydźwigała je do ogrodu. Nie podlała jednak proszących o picie, usychających błyskawicznie roślin, lecz otwarła drzwiczki studni.
Dyszała ciężko, zaglądając w głąb. Powróciły koszmary z każdej nieprzespanej nocy oraz ten zapamiętany z dzieciństwa. Chwyciła studzienne wiadro. Mechanizm zaskrzypiał. W dole rozległ się potężny ryk i usłyszała wyraźnie człapanie ogromnych, mokrych macek po walcowatych ścianach. Za moment ukazał się wielki łeb cuchnącego, czarnego potwora z groźnie łypiącymi na kobietę, białymi ślepiami, tak dobrze znanymi z każdego snu. Widziała, jak cztery oślizgłe łapska zmierzają ku niej, lecz, mimo paraliżującego strachu, wypowiedziała cichym szeptem zapamiętaną z dzieciństwa rymowankę:
– Utopiec skarbu strzeże,
ubije, gdy go zabierzesz,
ma za nic życie człowieka,
za kradzież kara cię czeka!
Jakby na potwierdzenie tych słów, potwór zawarczał i wyszedł śmielej ku kobiecie, pokazując cały łeb i część obłego tułowia. Nagle wielkie, wyłupiaste oczy spoczęły na wypełnionych po brzegi wiadrach. Potem spojrzał pytająco na Lilę, a ta powiedziała łagodniejszym tonem wymyślony naprędce wierszyk:
– Ja skarby ci podaruję
i wody nie pożałuję,
abyś żył w głębinie ciemnej,
w swojej otchłani studziennej.
Następnie ostrożnie uniosła jedno z wiader z zamiarem wylania zawartości do studni. Stwór spojrzał zdumiony i cofnął wyciągnięte łapska. Potem zręcznym skokiem uchwycił wewnętrzną stronę dachu studni, przywierając cielskiem i kurcząc się mocno. W ten sposób udostępnił Lili całą głębię, więc ta, nieco niezdarnie, rozlewając na boki, zamaszystym ruchem wylała wodę wprost do studni.
Odwróciła głowę, by odstawić puste wiadro i sięgnąć po następne. Nieoczekiwanie zamarła, bo poczuła na twarzy lodowatą mackę czarnego monstrum. Popatrzyła na utopca. On patrzył na nią, jakby chciał podziękować za ten nieoczekiwany prezent, ratujący mu życie, po czym wygiął ciało, szykując się do skoku na dno.
Lila wzięła drugie wiadro i wylała wodę, ochlapując nieco stwora, który z przyjemnością nadstawił grzbiet.
Nagle od strony drogi usłyszała głos wuja, który zdumiewająco szybkim krokiem zmierzał do ogrodu i krzyczał groźnym głosem, jak opętany, okrutną rymowankę:
– Utopiec zęby szczerzy
do tego, kto weń wierzy,
wciągnie go w otchłań wody,
czy stary, czy też młody!
Utopiec zawsze bieży
do tego, kto weń wierzy,
pociągnie w czeluść wody,
czy stary jest, czy młody!
Będąc bliżej i widząc poustawiane koło studni wiadra, coraz bardziej zdumiony wrzeszczał przekleństwa.
Monstrum, skryte przed jego oczami wewnątrz studni, niespokojnie spojrzało na Lilę, a potem ryknęło głośno.
– Ha! Nareszcie ta potwora dopadła i ciebie! – ucieszył się starzec, słysząc utopca. – Zginiesz marnie, przeklęta dziewczyno, jak miałaś zginąć dawno temu! To moją córkę powinna była uratować babka. To jej miała rzucić wianek z liściem mahoni! Nie tobie!
Stefan zziajany zbliżył się do studni i ujrzał wystające łapska skrytego w mroku potwora.
– Co tu się dzieje? – Popatrzył wzburzony na wiadra, ściągając gniewnie brwi. Lila z trudem rozpoznawała tak zawsze jej życzliwego brata mamy. – Co to jest?!
– Wujku, widziałam, jak szedłeś na cmentarz – powiedziała ze smutkiem kobieta.
– Czemu nie czerpiesz wody? I po co tyle wiader? Chyba nie dajesz mu…
– To nie może tak wiecznie trwać – przerwała Lila. – Musisz komuś opowiedzieć o tej traumie i pogodzić się wreszcie ze śmiercią żony i córki…
– Nigdy! To nie one miały wtedy zginąć, lecz ty! Matka, niech zdycha w piekle, jędza przeklęta, od początku nienawidziła mojej ukochanej Jadwisi i nazywała przybłędą! Kiedy urodziła się nam Anusia, ją też odtrąciła. Obie miały takie śliczne, zielone oczy. I dobre serca. Obie były kochane, urodziwe, moje oczka w głowie – szlochał coraz głośniej. – A ta wiedźma je poświęciła, aby ratować ciebie!
– Nie zdążyła dobiec, obie wpadły już do studni. Nie możesz obwiniać o to babci.
– Mogę! I obwiniam! I ukarałem, jak uważałem za stosowne!
– Nie rozumiem. – Lila z lękiem spojrzała na rozzłoszczonego staruszka z dziwacznie wykrzywioną twarzą i niepokojąco rozświetlonymi oczami. – Babcia przecież utonęła w jeziorze.
Stefan uśmiechnął się szatańsko.
– A jakże! I moja w tym zasługa! Trzydzieści lat temu przysiągłem sobie, że pomszczę żonę i córkę! I słowa dotrzymam! Woda każdą z was pochłonie! – wrzasnął. – Pozbyłem się już mojej matki, teraz czas na ciebie! Jazda do studni!
Następnie zaczął krzyczeć jej do ucha rymowankę, łypiąc dziwacznymi, czerwonymi oczami, niczym diabeł lub inna siła nieczysta:
– Utopiec już tutaj lezie
i migiem cię stąd zabierze!
Na nic twój opór i modły,
bo demon z niego jest podły!
Utopiec wciąga w otchłanie
i próżne twoje bajanie,
zabiera chłopów i baby,
czy żeś jest silny, czyś słaby…
– Wujku, przestań!
– Nie! Musisz tam zginąć!
– Nic nie rozumiesz. Utopiec nie jest mordercą, nie zabija ludzi, on tylko walczy o przeżycie, aby nie zabrakło mu wody, którą my zabieraliśmy. Nie chwycił wtedy twojej żony, wujku, ani też córeczki, bo same w sobie nie stanowiły dla niego zagrożenia. Utopiec złapał tylko wyciągane z wody wiadro.
– Brednie! Widziałem doskonale!
– Z odległego okna? – Lila wskazała swój dom, w którym mieszkał wówczas wujek. – Ja byłam tu obok i wiem, co widziałam.
– Zamilcz, przeklęta! – Wuj poczerwieniał na całej twarzy i niespodziewanie rzucił się na zaskoczoną siostrzenicę, po czym ze wszystkich sił próbował zepchnąć ją w głąb czarnej czeluści.
Wtedy zobaczył przylepionego do spodniej części dachu potwora, pokrytego cuchnącą mazią.
Powietrze przeszył krzyk ich trojga. Lila walczyła ze starcem, ten zaś, wykazując nadludzkie wręcz siły, z pociemniałą twarzą i krwistymi oczyma, dyszał zemstą i coraz mocniej wciskał ją od studziennego otworu. Utopiec natomiast darł się z przerażenia, widząc nienaturalną szamotaninę dwojga ludzi.
– Przeklęty gadzie, ubiłeś mi żonę i dziecko! – Stefan nagle uderzył pięścią mokre ciało stwora, trafiając w jedno oko.
Monstrum przeciągle ryknęło i rozwarło szeroką, uzębioną paszczę, pochłaniając nią drącego się wniebogłosy starca, po czym runęło na dno.
Lila w ostatniej chwili wyszarpnęła się z morderczego uścisku zdradzieckiego wuja, złapała mechanizm z przytwierdzonym doń łańcuchem i wygramoliła się na stopień w ogrodzie.
Dysząc ciężko, patrzyła chwilę na studnię, po czym zamknęła drzwiczki i z płaczem odbiegła do domu. Leżała czas jakiś na łóżku, mokra i roztrzęsiona z powodu tego, co ją spotkało. Zauważyła, że trzyma w dłoni guzik z marynarki Stefana. Najwidoczniej urwała go podczas walki.
Po godzinie zadzwonił telefon. To był Waldek.
– Cześć, Lila – powiedział załamanym głosem. – Wiesz, tata miał wypadek.
– Co? – Kobieta z początku nie zrozumiała i zamarła. – Wujek Stefan? – Zdezorientowana zamrugała oczami. – Co się stało?
Jednocześnie zaczęła intensywnie myśleć, czy wydarzenia przy studni sprzed godziny, miały miejsce naprawdę, czy też nie. Guzik w dłoni oraz wyraźne ślady na rękach i nogach, świadczące o bójce i szamotaninie z oszalałym starcem, dały jednoznaczną odpowiedź.
– Godzinę temu pojechał z panem Ludwikiem nad jezioro, w którym utonęła babcia. Mówił, że w rocznicę odejścia żony i córki chce powspominać w miejscu tragicznej śmierci swojej matki. Wysiadł z samochodu i niespodziewanie rzucił się z mostu. Tam, gdzie najgłębiej. Wezwano policję i ratowników oraz nurków, lecz na próżno. Nie udało się go uratować.
Lila wystękała jakąś odpowiedź pocieszającą i rozłączyła się, ocierając łzy. A potem podeszłą do okna, wyjrzała na zewnątrz i pomyślała o swoim usychającym ogrodzie oraz o tkwiącej w nim starej, betonowej studni, kryjącej tajemnice, o których dotąd nie miała pojęcia…
Cześć, Bruce
Na naszym parafialnym cmentarzu znajduje się studnia. Jest bardzo głęboka, ma aż szesnaście pierścieni betonowych. To najgłębsza studnia, jaką znam w pięknej i malowniczej okolicy, w której mieszkam. Gdy byłem dzieckiem, często odwiedzałem cmentarz, nie tylko ze względu, żeby zapalić znicz, czy posprzątać mogiłę. Obok znajdowało się nasze, u nas tzw. pole, gdzie uprawialiśmy ziemniaki, zboże itp.Siłą rzeczy, zaglądałem do tej studni. I pamiętam doskonale momenty dziwnego przeświadczenia, że coś tam czyha na mnie, że ślepi i mnie widzi, chociaż chowa się pod wodą. Sprawdzałem wtedy, czy studnia odpowie mi echem. Wolałem: kto zjadł jabłko z drzewa. Pogłos niósł słowa: Ewa, Ewa, Ewa. Nie przypominam sobie, abym znał jako dziecko historię o topielcach żyjących w studni, a jednak pamiętam strach, przemieszany z ciekawością.
Opowiadanie podobało mi się. Ode mnie klik.
Pozdrawiam
Bardzo dziękuję za Twój czas, klik, komentarz i tak ciekawą opowieść, Heskecie. :)
Na naszym cmentarzu też jest studnia, ale odkryta. :) Przyznam, że byłam nieco zdumiona, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego zdjęcia w necie, w końcu wygenerowałam ilustrację poprzez AI. :) Ta tu zamieszczona przypomina najbardziej moją “rodzinną”, ogrodową studnię. :) Nie mam niestety żadnej fotografii z rodzinnego archiwum.
Zawsze bałam się do tej studni zaglądać, wnętrze było rzeczywiście przerażające. :) Sam wygląd Utopca zaczerpnęłam z opowieści mojej szkolnej koleżanki z SP, która kiedyś zwierzyła mi się, że jej dziadek z wujem wydobyli ze studni takiego potwora, który od razu bez wody zdechł na ich placu przed domem. :) Pamiętam, że słuchałam tego z niedowierzaniem, przekonana, że to zmyślona historia, ale mimo wszystko strach z dzieciństwa spowodował, że po tych opowieściach jeszcze bardziej bałam się naszej studni, otoczonej – jak się u nas mawiało – “mahoniem”. W końcu mieszkałyśmy obie w tej samej miejscowości, odległość niedaleka, Utopców mogło być więcej. :)
Sama nigdy nie czerpałam wody z tej studni, natomiast często przyglądałam się, jak robią to dorośli, np. Mama. :) To nie było łatwe ani lekkie zajęcie. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Przejmująca historia. Taki realizm magiczny made in Poland.
Tajemnice rodzinne, klątwy, demony. Choć wyznam, że wolałabym złego demona, nie biedaka broniącego zasobów;) Niemniej czytało się płynnie i z przyjemnością.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dziękuję, Ambush. :)
Fakt, zrobiłam złego z mściwego wuja. :)
Pozdrowionka! :)
Pecunia non olet
Osobliwe wydarzenie z dzieciństwa bohaterki znalazło ciąg dalszy już w jej życiu dorosłym. I tak jak rozumiem wspomnienie dziecka o potworze w studni, tak nijak nie potrafię pojąć wiary dorosłej kobiety w istnienie studziennego wodnika.
…trzymała w nim kurczowo za poły rozłożystej spódnicy babki… → Obawiam się, że Lila nie mogła trzymać poły spódnicy, albowiem spódnice nie mają pół.
Proponuję: …trzymała w nim kurczowo fałdę rozłożystej spódnicy babki…
…oślizgłe łapska Utopca wynurzały się… → Dlaczego wielka litera?
– Cóż, byłaś wtedy małym brzdącem, lecz myślałam, że opowiedział ci o wszystkim, gdy dorosłaś.
– Małym brzdącem? → Zbędne dookreślenia – brzdąc jest mały z definicji.
…jakby znowu cofnęła się o trzydzieści lat wstecz. → Masło maślane. Czy można cofnąć się w przód?
Wystarczy: …jakby znowu cofnęła się o trzydzieści lat.
…a obie dziewczynki trzymały za poły jej zdobnej, rozłożystej spódnicy… → …a obie dziewczynki trzymały fałdy jej zdobnej, rozłożystej spódnicy…
…upadła, puszczając poły kolorowej materii… → …upadła, puszczając fałdy kolorowej materii…
…rozwarł metalową furtkę studni na oścież, starając się wejrzeć na dno. → Obawiam się, że studnie nie mają furtki.
…rzucając ukochanej wnuczce wianek z wplecionymi kwiatami mahoni? → Skoro zdarzenie miało miejsce w lipcu, to skąd babcia wzięła kwiaty mahonii, która kwitnie na przełomie kwietnia i maja?
Chwyciła za studzienne wiadro. → Chwyciła studzienne wiadro.
…za kradzież biada cię czeka! → Ktoś wyrażający ubolewanie, może powiedzieć biada mi! ale biada nie może nikogo czekać.
…poustawiane kołu studni wiadra… → Literówka.
…jędza przeklęta!, od początku… → Po wykrzykniku nie stawia się przecinka.
…spojrzała na rozzłoszczonego staruszka z dziwacznie nabrzmiałą twarzą… → Na czym polega dziwaczność nabrzmienia twarzy? Czy nabrzmienie twarzy bywa normalne?
…rozwarło szeroką, uzębioną paszczę, pochłaniając w niej drącego się wniebogłosy starca… → …rozwarło szeroką, uzębioną paszczę, pochłaniając nią drącego się wniebogłosy starca…
…złapała za mechanizm z przytwierdzonym doń łańcuchem… → …złapała mechanizm z przytwierdzonym doń łańcuchem… Lub: …chwyciła się mechanizmu z przytwierdzonym doń łańcuchem…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Witaj Bruce,
Dobrze prowadzona narracja, opisy w porządku. Bardzo dobre twisty ze złym wujkiem i granicą: real fikcja wydarzeń przy studni.
Co dla mnie zgrzytało to brak wiedzy bohaterki o córce wuja, tutaj chyba lepsza byłaby wersja o wypadku samochodowym jako przykrywce.
Przydałaby się też wskazówka, że wuj jest taki kochany, ale już kiedyś wpadła przez niego do wody (czyli już kiedyś próbował nakarmić nią utopca), to podbiło by napięcie.
Swoją drogą to mam na ogrodzie studnię głębinową chyba ze 20 metrów, na szczęście zainstalowałem tam pompę, uff… Co ciekawe już siedem pomp zaginęło bezpowrotnie, a na linie mocującej za każdym razem zostają takie dziwne szarpane ślady…
Klik należy się, jak utopcowi studnia!
Pozdrawiam Serdecznie!
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Witam serdecznie, Regulatorzy, bardzo dziękuję, zaraz poprawiam. :)
Chciałam, aby dorosła już bohaterka nadal odczuwała strach, pamiętając niejasno, że przed laty coś tam jednak siedziało i wynurzyło się z wnętrza studni. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Dziękuję bardzo, Piotrze_jbk. Ze studniami trzeba uważać. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Bardzo proszę, Bruce. Cieszę się, że uznałaś uwagi za przydatne. Przyjmuję też do wiadomości Twoje wyjaśnienia. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Bardzo dziękuję, Regulatorzy. Ja wiem, że czasem moje teksty brzmią nienaturalnie, przepraszam… :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Dobrze się czytało. A najciekawsze w tej historii jest to, że można wyrzucić z pamięci koszmarne wspomnienia, zwłaszcza z dzieciństwa. To jest podobno prawda i nawet się jakoś mądrze nazywa. No i te studnie – temat rzeka, choć woda niby stojąca:)
Pozdrawiam.
Miło mi, Oblatywaczu, dziękuję Ci bardzo i również pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Hej,
Czyli jednak prawdziwym powtorem okazał się wujek o.o Ciekawy twist. Ogólnie lubie takie nietypowe przedstawienia demonów, jak w tym wypadku tak naprawdę nie do końca zły utopiec.
Emocje bohaterki oraz pozostałe opisy są naprawdę dobrze ukazane i aż można się poczuć, jakby faktycznie się to wszystko widziało.
Pozdrawiam i klikam :)
Pnzrdiv.117, serdecznie Ci dziękuję i pozdrawiam; istotnie – tutaj złym uczyniłam tylko wujka. :)
Pecunia non olet
Fajna historia, twist z wujkiem należycie zaskoczył. W ogóle ładnie wprowadzasz nowe informacje.
Jeśli wiedzieli wcześniej o utopcu, to kobiety powinny do studni podchodzić w wiankach. Wszystkie. Nawet niechby sobie wmawiały, że to zabawa.
Babska logika rządzi!
Cześć, Finklo. :) Dzięki za odwiedziny i komentarz. :)
Mahoń (w moich stronach używało się tej formy – w rodzaju męskim) jest wredną rośliną, mocno kłującą (poniżej zdjęcie z netu). Mama robiła z niego wiązanki na groby w listopadzie, bo liście pięknie lśnią cały rok, a do tego dobrze komponowały się z ogrodowymi chryzantemami. Trzymać w autobusach i na cmentarzach takie wiązanki nie było łatwo – całe dłonie poranione. Jako dziecko nie cierpiałam tej rośliny. :)
W moim zamyśle w utopca tak do końca nie wierzono, jeśli ktoś wierzył – nie spodziewano się ataku na niewinne osoby, do tego wianek z elementami mahonia naprawdę był ostatecznością – babcia w opku wiła go dla ozdobienia pokoju, ale – nie umieszczania na głowie dziecka. :) Zrobiła to, gdy zobaczyła, że demon faktycznie zaatakował. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
No, faktycznie chyba niefajnie nosi się coś takiego na głowie. IMO, wygląda jak ostrokrzew, ale ja się nie znam.
Babska logika rządzi!
Ale mnie zaskoczyłaś odpowiedzią tak wcześnie (dla niektórych) w sobotę Finklo. Szacun! :)
Tak. Liście są makabrycznie ostre. Masa krwi. Wspominam te wieńce jako prawdziwą katorgę. :)
Też nie bardzo się znam, Mama je bardzo lubiła, możliwe, że to taka sama roślina, nie wiem. :) Przyznam, że nawet przy pisaniu zaskoczył mnie rodzaj żeński, znaleziony w necie, bo w powiecie będzińskim mawiało się na to zawsze “mahoń”. :)
Regulatorzy zwróciła mi bardzo trafną uwagę na kwestię czasu kwitnienia, bo tego też nie zarejestrowałam w pamięci; jako dziecko kojarzę, że po prostu cały ogródek latem był kwiecony, a tu istotnie – mahoń jednak dużo wcześniej. :) Mama uwielbiała kwiaty, zwłaszcza ogrodowe, ja raczej wolałam jako dziecko zbierać bukiety polne i przynosiłam je Babci do domu. Całe parapety w nich tonęły. :) Babcia niby narzekała, gdy wracałam z “chaboziami” (u nas w rodzinnych stronach forma z “o”, nie “a”, jak w necie) ze spaceru, ale też je uwielbiała i z przyjemnością wstawiała do słoików nowe. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Bruce, pierwszy komentarz był jeszcze wcześniej. SKS. Za to wieczorem nic nie mogę zrobić (a zwłaszcza napisać), bo padam na pysk…
A gdyby miejsce do trzymania czymś owinąć – wstążką, sznurkiem, papierem? Ty by nie ułatwiło transportu?
Babska logika rządzi!
Aaa, to szacun tym większy. :) Ja też zazwyczaj tak mam, że wieczorem ciężko. :) Od dawna jestem rannym ptaszkiem. :)
A gdyby miejsce do trzymania czymś owinąć – wstążką, sznurkiem, papierem? Ty by nie ułatwiło transportu?
To jest myśl, ale wieniec na groby jest pleciony gęsto. Jak bożonarodzeniowy. Nawet, gdy miejsce trzymania się czymś opatuli, boki dalej boleśnie ranią. :) Zresztą, to mnie już nie dotyczy, ja w moim ogrodzie mahonia nie mam i na pewno nigdy go nie zasadzę. :) Mimo wszystko jednak, tamte ozdoby/wieńce/palmy były niepowtarzalne. :)
Pozdrawiam. :)
Fotka z netu:
Pecunia non olet
W sumie dość ważnym jest fakt, który chyba zapomniałam dodać przy opisie tej niewdzięcznej rośliny – w moich wspomnień liście cały rok są niezwykle twarde, sprężyste, mocne, odstające na boki. W porównaniu np. do wianka z koniczyn (białych czy nawet różowych), to – przysłowiowe – niebo a ziemia. :) Mahoniowe liście układają się w wieńcu tak, jak… same sobie życzą. :) Im ich tam więcej, tym twardszy/trwalszy/silniejszy/mocniejszy wieniec. :) I tym więcej trzeba zużyć sznurka, aby mahoń chociaż spróbować odpowiednio ułożyć. :)
Pecunia non olet
Wygląda na roślinkę z charakterem. ;-)
Babska logika rządzi!
Hahaha, świetnie to ujęłaś. :) O, tak, mahoń charakterek to ma! :)
Jeszcze dopiszę:
Tak skojarzyłam, bo akurat wczoraj rozprawiałam tu na pw o limerykach, że można do tej charakterystyki rośliny i mojej skromnej opowieści, wrzucić wierszyk naprędce teraz sklecony:
Krzewiasty mahoń z powiatu będzińskiego
od wieków całych chłopstwu znany był z tego,
że przed utopcem ratował,
zatem mu każdy darował
kolców mnóstwo, wystających z liści jego. :)
Pecunia non olet
Bruce, musisz ten mahoń darzyć mocnymi uczuciami, skoro aż komponujesz limeryki ku czci. ;-)
Babska logika rządzi!
Pecunia non olet
Sympatyczna opowiastka… Tylko, że coś tak w dwóch pierwszych zdaniach lekko się pieprzy. Wokół panowała cisza, mrok. Chyba jednak “panowały”, a tak w ogóle, przecinek lepiej byłoby zastąpić spójnikiem “i”. W drugim zdaniu “trzymała się”, a szyk zdania zdecydowanie do poprawy.
Zdaje się, że cały tekst jest do dopracowania.
Pozdrówka.
w dwóch pierwszych zdaniach lekko się pieprzy.
tu są dzieci tu jest bruce!
Oczywiście, żartuję. :) RogerRedeye, serdecznie dziękuję za odwiedziny, miło mi znowu Cię widzieć przy moich wypocinach. :) Zaraz poprawię, co wskazałeś i postaram się jeszcze całość przejrzeć. :) Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
W drugim zdaniu, jeżeli nie “trzymała się”, to likwidujemy “za” i wychodzi nam “trzymała fałdy”,ale zdecydowanie “trzymała się” jest lepsze i bardziej wyraziste.
Do tego tekstu zdecydowanie potrzebna była ostateczna korekta językowa. Pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł, jedzeniu we dwóch z jednej miski etc.,etc…
Pozdrówka.
Ok, oczywiście rozumiem, dobrze. :)
Pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł, jedzeniu we dwóch z jednej miski etc.,etc…
Święte słowa! :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Trochę wbrew sobie przeczytałem horror. bo nie wierzyłem, że w Twoim wydaniu mnie odrzuci. I nie pomyliłem się, takie horrory mogę czytać z zaciekawieniem. Zły, nie potwór bajkowy, ukarał się sam. Potwór nie był potworem. Bajkowo. Fajne. Pozdrawiam :)
Cieszę się bardzo, Misiu. :) Choć jestem fanką makabrycznych horrorów, sama zdecydowanie nie potrafię takich stworzyć. ;) Tu też zamierzałam przedstawić nieco odwrócone role. :) Nie każdy demon jest zły, nie każdy przyjaciel czy krewny – dobry. :)
Pozdrawiam także i dziękuję. :)
Pecunia non olet
Naprawdę ciekawe opowiadanie. NIby to horror, ale czyta się dość lekko. Zapewne przez postać utopca, który po oddaniu mu wody zachowuje się jak potulne stworzonko :)
W mojej okolicy nie ma żadnej studni, z którą wiązałyby się podobne historie. Za to niedaleko domu babci znajduje się stara chatka, aż po dach zarośnięta przez gęste krzewy. Mama opowiadała czasem, jak w dzieciństwie podchodzili tam z rówieśnikami i oczekiwali… duchów. Czy jakiegoś zobaczyli? Możliwe…
A przy okazji – Oblatywacz, wspomniałeś o mechanizmie wyrzucania wspomnień z dzieciństwa. Nazywa się to wyparcie
Sinister-Alef, dzięki za wizytę i komentarz; opowieści o duchach – zawsze na plus; pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Podoba mi się jak od początku prowadzisz akcję i zarysowujesz tajemnicę. Tempo idzie równomiernie, a napięcie narasta pwooli aż do finału – to też wyszło dobrze. Sama konfrontacja na końcu poszła z lekka za szybko w moim odczuciu, ale i też nie było sensu jej wyciągać.
Boahterka wyraxnie zarysowana, podobnie jak wuj Stefan. Technicznie czytało się dobrze, bez większych problemów.
Tak więc koncert fajerwerków na plus.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
NoWhereMan, miło mi ogromnie, dziękuję i pozdrawiam. :)
Pecunia non olet