
– przelotny człowieku
poczęty z wyrazu przerażonej twarzy
oszlifowany wielogodzinnym zapierdolem w pracy
uwięziony w ślepym pędzie na poranny pociąg
trwasz w ułudzie
nafaszerowanej kolorowym jutrem
które nie istniało i nie zaistnieje
ale to nieważne
niedługo przypadek
pościele ci nocą –
*
Strażnik stanął naprzeciw krat celi i przyświecił. Świeca grubości końskiego kopyta oblała półkolem przestrzeń. Szczury nie drgnęły. Muchy nie wzleciały.
W wiecznej pustce zimny płomień przypominał blask śniegowy, który nie zdołał umknąć uwadze księżyca. Pistacjowy roztop w objęciach swojej własnej śmierci. Uroboros spętany w czterech porach roku.
– Dziesiąty rok mija, gdzie zwycięstwo twoje?
Napotkawszy pokulony wzrok, oprawca uznał, że więzień odnalazł przytułek w sumieniu. Że jego uśmiech jest uśmiechem zgasłym. Stał więc triumfalnie, urzekając własne oczy umęczonym ciałem skazanego. Samowładza pokrwawionych dłoni: klucze, pałka, kajdany.
Mylił się. Mylili się wszyscy.
I tak to trwało. Upływały lata. Strażnicy odchodzili, przychodzili nowi. Szczurzyce rodziły mioty wściekłych szczurów. Topniały decybele krzyku u oprawców, ponieważ nikomu nie chciało się krzyczeć. Pasja, poczucie misji, cel – wszystko zaczęło umierać. Wytracać własną spiralność. Tortury stały się przykrym obowiązkiem wkalkulowanym w regulamin zatrudnienia. Powtarzalność zdominowała świat więźnia, a zadawany ból obrósł w rutynę.
I tylko płynęły lata.
*
– Dwudziesty rok mija, gdzie zwycięstwo twoje? – zapytał kolejny strażnik bez zbędnego animuszu w głosie. Nie widząc więźnia, obświecił przestrzeń, krzywiąc twarz na widok piramidy szczurów, które niemal skryły leżącego. Pomyślał, że przecież nic to. Objedzą go do kości jak co noc, a rano znowu tu będzie. Zaistnieje w nieuchwytnej chwili. Boso, w łachmanach i z bąblami na kikutach stóp. Porozrywany pasami, pocięty, stokrotnie spalony na popiół i tysiąckrotnie utopiony w urynowym wiadrze. Będzie leżał w barłogu, oblepiony lepkością własnego gnijącego mięsa, nadgryzany przez ogromne szczury. Będzie gnił toczony ropiejącymi ranami, w których muszyce – larwy wędrujące, złożą swe potomstwo. Tak samo, jak w kącikach popękanych ust.
Nadzorca wyszedł.
W oślepłych od ciemności oczach przykutego pobłyskiwał ognik zielonego szału.
*
Nim skazańcowi zadano ponownie pytanie, gdzieś w świecie, na zewnątrz, ktoś szykował zagłady straż przednią. Silosy bomb szczelnie wypełniały przestrzeń magazynów od własnego nadmiaru rozpychając ściany. Nocy ciemność wisiała dużo niżej, jakby pomiędzy niebem a ziemskim padołem rozciągnięto brezent, w ten zaś naleciały litry zgniłej wody. Wody brudnej, wręcz czarnej, jeszcze z opiatami przycmentarnej ziemi. I tylko zostało wyglądać na żywioł biblijny. Taki co nad sobą tylko nie jest Panem.
"Zło furią zwyciężaj" – wypalono na każdej głowicy.
*
– Trzydziesty rok mija, gdzie zwycięstwo twoje? – spytał kolejny, pełnym pychy głosem. Wierzył w kraty, świst bata i to, że pod ciężarem zjaw ławka nie popęka. Oczekiwał przecież ciszy jak ci wszyscy przed nim. Jednak tej nocy śmiech więźnia był radością u schyłku więdnięcia. Zapowiedzią nadchodzącej burzy.
– W bojaźni surowej nad wielkością świata, nie wiesz coś utracił i czym jest utrata. Niebianka zlatując, cieszy wasze plemię. Nic, że was roztrzaska. Nic, że was pogrzebie.
Oprawca pękł w sobie jak naczynie z gliny.
– Jesteś wariat! – krzyczał. – Zwyczajny szaleniec!
Pobiegł, a strzępy krzyku odbijał pogłos ciemni korytarza. Pobiegł, zostawiając pustkę własnych kroków. Pobiegł się ratować.
Lecz już wyschła Lete.
I wtedy Ereb upadł.
*
Na zewnątrz wszystko płonęło. Paliły się domy. Drzewa pełzały podpierane na kikutach zwęglonych gałęzi. Z wulkanów wystrzelały ogniste warkocze i każdym stokiem spłynął pogrzmot burzy, mieląc pył ulewny. Morza wypełniły zatopione statki umarłego ognia.
Jedni krzyżowali deski, aby mieć swój totem. Inni próbowali uchodzić na koniach, ale zajechanych zwierząt nie płoszyły już nawet pioruny. Większość upadła w żegnalnych objęciach i leżała teraz pod wspólnym deszczem ognistych odłamków. Nad niedobitkami kołowały czarne ręce zadymionych wichrów. Po umarłych polach płynął poszum samych słów ostatnich. Wkrótce odspołeczniały narody i odczłowieczały miasta. A zarówno ludzie jak zwierzęta, poznikały niczym polne kwiaty ścięte ostrzem kosy.
*
Przyszli do niego raz jeszcze, głowy nieśli w dole. A był to czas, kiedy nikt nie pragnął już nieśmiertelności. Świat, w którym powisłe żuchwy kalekich wampirów same kłapały, by je wyciągnąć na słoneczne światło, lecz nie było komu.
– Pomiłuj – poprosił pierwszy.
– Czyś ty sam sobie celem do kochania? – spytał drugi.
– Ulituj się – załkał ostatni.
– Pierwej zapytajcie! – odparł więzień, dźwiękiem w głosie liry Orfeusza. – Zapytaj, trójgłowa bestio!
– Czterdziesty rok mija, gdzie zwycięstwo twoje?
*
To opowiadanie drogi.
Drogi czterdziestu lat więźnia.
Ktoś ma urodziny?
Ma, miał albo będzie miał. Albo miał kiedyś, albo kiedyś będzie miał. W jakimś kościele na pewno dzwonią
Cześć
Przeczytałem, ale przyznam szczerze, że nie zrozumiałem :]. Najbardziej podszedł mi biało-wierszowany wstęp. Mocne, prawdziwe i bez ozdobników. To do mnie trafiło. Reszta za bardzo purpurowo-pistacjowe jak na moje chamskie gusta ;], ale szanuję i podziwiam za ambicje.
pozdro
M.
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Może to kwestia tego, że czytałem w przerwie, ale jakoś nie zrozumiałem. Za to klimat fajny.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Witaj. :)
Od początku miałam skojarzenia z Męką Jezusa i pytaniem z Pierwszego Listu do Koryntian. Jeśli to przypadek, sorry. :)
Tekst przesycony gorzkim rozrachunkiem ze światem i ludźmi.
Pozdrawiam serdecznie, klikam. :)
Pecunia non olet
Moim zdaniem, tym razem, trochę przekombinowane.
Jest klimat, na początku nawet mnie wciągnęło, ale dość szybko straciłam zainteresowanie, a to zbrodnia;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Widzę tu wprost gościa skazanego, który sobie siedział w zamknięciu, a w międzyczasie przyszła apokalipsa. Na zewnątrz promieniowanie a w pierdlu cieplutko.
Prymitywniej się nie dało tego odczytać, chyba, że chodzi o zap… w korpo do emerytury ;)
Cześć, Canulasie!
Jeżeli dobrze odczytuję tekst, to jest to metafora (i zarazem krytyka) wyścigu korposzczurów. Pomysł dobry, chociaż niezbyt odkrywczy. Czytało się nie najgorzej, ale gdyby króciak był nieco dłuższy, to mógłby się zrobić męczący w odbiorze.
Pozdrawiam serdecznie!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Nie wiem czy dobrze zrozumiałem…
Za to na pewno umiesz tworzyć klimat i posługiwać się odpowiednim do tego językiem. :)
Pozdrawiam!
Kto wie? >;
Mimo wstępu, odebrałem tekst raczej w prost – więzień jest jakimś bytem nadprzyrodzonym, który zapewne wiedział o nadchodzącej apokalipsie. Chociaż, metafora o pracy w korpo definitywnie pasuje.
Klimat jest mocny, a opisy działają na wyobraźnię.
Pozdrawiam :)
Canalusie, jak powyżsi czytelnicy nie do końca zrozumiałem. Najbliżej mi chyba do doświadczenia pnzrdiv.117, podzielam jego uwagę. Ale jedno muszę absolutnie oddać – bardzo umiejętnie posługujesz się artystycznym, kwiecistym językiem, a jednocześnie nie gubisz w ten sposób narracji. Szacunek za to. Pozdrawiam serdecznie!
Szort napisany dość szczególnie. Nie mogę powiedzieć, Canulasie, że wiem, co miałeś nadzieję opowiedzieć.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej!
– przelotny człowieku
poczęty z wyrazu przerażonej twarzy
oszlifowany wielogodzinnym zapierdolem w pracy
Napisać taki wiersz – złoto
Napotkawszy pokulony wzrok
pokulony wzrok?
Objedzą go do kości jak co noc, a rano znowu tu będzie.
Przypomniałam sobie taki odcinek “Black Mirror”, w którym więzień za karę umierał bez końca. Bardzo dobry odcinek. A Twoje opisy tutaj są mistrzowskie, naprawdę.
Porozrywany pasami, pocięty, stokrotnie spalony na popiół i tysiąckrotnie utopiony w urynowym wiadrze. Będzie leżał w barłogu, oblepiony lepkością własnego gnijącego mięsa, nadgryzany przez ogromne szczury.
Tak to opisujesz, że można poczuć. Być tam. Patrzeć.
na zewnątrz, ktoś szykował zagłady straż przednią.
Trochę niezrozumiałe, czy to nietypowy szyk? Czy tu chodzi o szykowanie straży przedniej zagłady (pogrubienie jako nazwa własna)? Czy ktoś szykował zagładę straży przedniej?
Taki co nad sobą tylko nie jest Panem.
Taki, co nad sobą tylko nie jest Panem.
Lecz już wyschła Lete.
I wtedy Ereb upadł.
Rzeka z Hadesu wysycha.
Bóg świata zmarłych upadł.
Ale jak to się ma do więźnia?
Bo przecież wiersz na początku mówi o pociągu, więc raczej nie mamy do czynienia z czasami greckimi. ;)
A był to czas, kiedy nikt nie pragnął już nieśmiertelności.
Okej, czyli więzień był nieśmiertelny, dlatego żadne tortury go nie uśmiercały.
– Pierwej zapytajcie! – odparł więzień, dźwiękiem w głosie liry Orfeusza. – Zapytaj, trójgłowa bestio!
Z tego, co kojarzę, Orfeusz utracił lirę i był rozszarpany, może to jego dzieje. No i Hades przecież postawił Orfeuszowi warunek, żeby się nie oglądał, bo straci Eurydykę, co nastąpiło. Ale te 40 lat to trudno mi dopasować. ;p
Chyba że to taki Orfeusz naszych czasów. ;)
Czytałam z przyjemnością. ;)
Pozdrawiam,
Ananke
MordercaBezSerca – Być może zbyt pompatycznie. W takich utworach inaczej się spogląda po dniu i po miesiącu ;)
Młody pisarz – dziękować
bruce – na poły w punkt. Chciałem tu ukryć trochę prywaty i jakoś ją górnolotnie opakować.
Ambush – Tak, to największa zbrodnia. Dziękuje za uczciwość.
MichałBronisław – Nie to było moim zamysłem, ale pomysł przedni.
cezary_cezary – kolejna ciekawa interpretacja :)
pnzrdiv.117 – ciekawe, że tak każdy w kierunku tego korpo.
skryty – dziękować
beeeecki – dzięki wielkie. Nie uważam tego tekstu za moją pierwszą ligę, więc taki odbiór cieszy.
regulatorzy – no tak :)
Ananke – wierszyki czasem uprawiam lub: uprawiać próbuję. Black Mirror swego czasu był sztos. Ten tekst miał być trochę zdobnie opakowaną prywatą, ale nie mam pewności czy wyszło. No ale taki powstał i już taki zostanie.
Ukłonias.
Hmmm. Mnie też skojarzyło się z Jezusem – nieśmiertelność, uwięzienie, obiecane zwycięstwo później, a i 40 w zakończeniu swoje dołożyło.
Nie rozumiem, dlaczego nad więźniem tak się znęcali.
Metafora korpo jest interesująca, faktycznie można tu coś dopasować.
Babska logika rządzi!
Dziń dybry,
Ale ten wstęp w postaci wiersza jest dobry. Intrygujący i w punkt. Chociaż smutny.
Strażnik stanął naprzeciw krat celi i przyświecił.
Brakuje podmiotu.
przypominał blask śniegowy
A nie śnieżny?
Napotkawszy pokulony wzrok
Jak już to skulony. No i wzrok chyba nie może się kulić.
więzień odnalazł przytułek w sumieniu.
Hm, niby ładne, ale jednocześnie jakieś pokraczne sformułowanie.
Zgadzam się z wypowiedzią MordercyBezSerca:
Najbardziej podszedł mi biało-wierszowany wstęp. Mocne, prawdziwe i bez ozdobników. To do mnie trafiło. Reszta za bardzo purpurowo-pistacjowe jak na moje chamskie gusta ;]
Miałam tak samo. Reszta tekstu była dla mnie zbyt udziwniona, wręcz pretensjonalna. Ale taki styl też warto ćwiczyć :)
No i też mam problem ze zrozumieniem puenty :O
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Siema, Canulasie!
Przekombinowałeś. Za purpurowo, język pełen metafor, ale tylko kilka trafionych, przez co całość wypada w moim odczuciu dość chaotycznie. A przez ten chaos, który tu dostrzegam, nie czytało się tego szorta najlepiej. IMHO najmniej ciekawe z czytanych przeze mnie Twoich dzieł jak dotychczas. Sorry :/
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Ciekawie napisane, ale dołączam do pozostałych głosów – nic nie zrozumiałem.
Spodobało się. Poetyckie takie nieco. Co to jest "pokulony wzrok"? Zaprawdę, niechże tej pustki fragment klikiem się wypełni! :)
Już tylko spokój może nas uratować
Hej Canulasie!
Naprawdę ciekawy szort – taka metafora życia we współczesnym świecie, który hamuje rozwój ludzi i zamyka ich w bańce rosnących frustracji (korposzczurki, jak zauważyli inni, haha)
Przy okazji, ja podczas czytania miałem refleksję na temat technologii – w tekscie pojawiły się przecież bomby. Oprawcy, którzy torturowali więźnia, sami zgotowali sobie los, rozwijając technologię, którą następnie ktoś wykorzystał jako
zagłady straż przednią.
Można wtedy uznać więźnia jako jedynego rozsądnego człowieka, który widział, że sytuacja zmierza w złą stronę, podczas gdy inni pozostawali ślepi.
Niebianka zlatując, cieszy wasze plemię. Nic, że was roztrzaska. Nic, że was pogrzebie.
Ananke zauważyła w tekscie niezgodność motywów. Wiersz wstępny osadza nas w zwyczajnej, codziennej rzeczywistości, podczas gdy realia świata przedstawionego są pełne patosu i kolorytu mitycznego.
Ja jednak sądzę, że to wszystko był okrutny sen korpoludka przepełnionego nienawiścią, o czym świadczy
niedługo przypadek
pościele ci nocą –
Szczerze, trochę było to według mnie przekoloryzowane, ale to tylko moje gusta.
Słowem, tak trzymaj i pisz dalej!
Przyjemnie się czytało :)
Przynoszę radość :)