
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Była to duszna noc.
W oknach na osiedlu przy ulicy Batalionu Edka gasły ostatnie światła. Sebastianowi wreszcie udało się usnąć.
Jakoś trudno przyzwyczaić się do nowego otoczenia. Wielkie miasto, wieczny hałas, masa nie znających się ludzi, którzy tylko czekają na Twoje potknięcie, żeby Cię wyśmiać.
Mieszczuchy.
I jeszcze ta zrzędliwa stara sąsiadka. Ciągle jej coś nie pasuje. A to "za głośna muzyka, ściany się trzęsą, jakby konie po nich biegały".
To nie wina Sebastiana, że relaksuje się przy electro house. Wróćmy jednak do rzeczy. Dobrze mu się śpi, może ma jakiś miły sen…
Nagle rozległ się trzask, jakby piętro wyżej coś ciężkiego osunęło się na podłogę. Początkowo na suficie, jednak fala przeszła po ścianach i zatrzęsła łóżkiem.
– Co się stało!? Ja pierdziele co za zwyrole mieszkają pod 170. Czy wy nie wiecie, która godzina!? – zerwał się z wyra i krzyczał pełen wściekłości.
Widocznie miał ciekawy sen.
– Dupa. Nie zasnę przez tych patałachów. Po kiego się tu sprowadziłem? Kurde, dlaczego w moim małym miasteczku nie ma zapotrzebowania na informatyków!? – mówił sam do siebie po czym zmorzył go sen.
Coś zaczęło drapać w drzwi, na klatce było tak cicho, że dało się słyszeć łamane paznokcie.
– Otwórz… otwórz proszę… otwórz! – słowa brzmiały coraz głośniej.
Jednak Sebastian smacznie spał ze śliną ściekającą po policzku…
– Ojej już ranek – wiedział, że znów czeka go autobus i długa droga przez zakorkowane ulice.
Noc minęła strasznie szybko. Słońce kolejny raz zwyciężyło nad panem ciemności, księżyc poległ.
Nowy lokator mieszkania 166 zaspany poczołgał się w stronę łazienki.
Kilka szybkich zabiegów i był gotowy, zakręcił kurek od gorącej wody i poszedł się ubrać. Nad umywalką było lustro, trochę zapuszczone, ale to zawsze coś. Para unosząca się znad umywalki pokryła jego powierzchnię. Ukazał się napis 23:04. Nie wiadomo skąd to malowidło, kto i kiedy je zrobił? Czy ktoś chciał przekazać wiadomość nowemu lokatorowi?
Niestety i tak w pośpiechu tego nie zauważył.
Sebastian właśnie zawiązał sznurowadła, chwycił klucze, po czym zniknął za drzwiami. Jeszcze chwile było słychać przekręcany zamek i oddalające się kroki.
Minęło dziesięć godzin. Trzask zasuwy. Ruch klamki. Na przedpokój padło mocne, żółtawe światło klatkowej żarówki.
– Uff… wreszcie w domu – pierwsze słowa jakie wypowiada zmęczony po pracy człowiek kiedy przekracza próg swojego lokum.
– He! Zaraz meczyk! Dzisiaj liga mistrzów – pomyślał w drodze do pokoju.
Wnętrze tego pomieszczenia urządzone było dosyć prosto, po męsku.
Epicentrum stanowił stary telewizor Philipsa, coś koło trzydziestu kilku cali.
Naprzeciw niego łóżko, obok stół i fotel. Wszystko to dosyć stare, wyglądało na kupione dziesięć może piętnaście lat temu. W sumie co więcej potrzeba osobie, która do domu przychodzi tylko żeby pospać i na drugi dzień znów harować w pracy.
Godzina minęła zadziwiająco szybko. Mecz chociaż na chwile pozwalał zapomnieć o bożym świecie. Niespodziewanie obraz boiska zniknął, a w jego miejsce pojawił się „śnieg". Szum był przerażająco głośny.
– Kurr… No nie teraz! Postawiłem na ten mecz! Która godzina? Czemu zegarek stoi!? – wymachiwał nerwowo rękami.
Zegar zatrzymał się na 23:04.
Sebastian zobaczył szybko na komórce ile czasu zostało. Była 21:30, zbliżał się koniec meczu.
– Co tu się mogło do cholery stać? Niech pomyślę. Może coś z przewodem od kablówki? O jest! No w mordę Ryśka! Jakim cudem przegrywają!? No ta… Przecież ja nie mogę wygrać paru groszy. Nie no po co mi!? Po co mi nowe buty!? Po co mi te 50zł, które postawiłem!? Po jajco! – odpowiedział sam sobie i wyłączył telewizor.
Poszedł do „kuchni".
Można przypuszczać, że to kuchnia, stały tam tylko stary podniszczony zlew, malutka lodóweczka, którą sobie sprawił tuż po przeprowadzce. A! Jeszcze kuchenka! Przypuszczam, że zna jeszcze czasy Hitlera. Kto wie, może w jej piekarniku palono ciała w obozach niemieckich.
Możliwe, nawet tak wygląda.
Seba po kolacji i przeprawie przez łazienkę wskoczył pod kołderkę, na nadzwyczajnie miękkiej wersalce. To była najbardziej oczekiwana chwila tego jakże podobnego do poprzednich dnia.
Sen przyszedł dosyć szybko…
– Uciekaj stamtąd, uciekaj.
– Skąd? Dlaczego mam uciekać? Że niby przed czym? – odpowiedział przestraszonym głosem Sebastian.
Nikt się do niego nie odezwał, chociaż nasłuchiwał jeszcze jakiś czas. Stał w ciemnym pomieszczeniu. Jedynym oświetleniem był księżyc, dzięki czemu Seba nie wpadał w kolizje ze ścianami.
– Gdzie ja jestem? – wsadził rękę do kieszeni, nie spodziewał się w niej zapalniczki.
Płomień zapalary ukazał wstrząsający obraz. Podłoga była cała we krwi.
Wyobraził sobie, że coś było po niej wleczone. Ślady prowadziły do łazienki.
Trzęsącą się z przerażenia ręką chwycił za klamkę upapraną juchą. Pociągnął do siebie drzwi. Widok był paraliżujący, wszędzie cząstki ludzkiego ciała. Zasłonił ręką usta i odwrócił się z obrzydzenia. Na karku poczuł lekki powiew powietrza, jakby… jakby… ktoś za nim jest!
Ledwo zdążył się odwrócić. Dostał w głowę. Ostatnim widokiem była tryskająca czerwona ciecz…
– O kur… Co to było!? – zerwał się cały mokry – która to godzina?
Na ekranie telefonu była jedenasta.
Nagle poczuł za sobą ten sam oddech. Nawet nie próbował sprawdzić co za nim stoi, od razu pobiegł zabunkrować się w kiblu.
Odetchnął z ulgą. Czysto. Żadnej krwi, ani leżących na podłodze rąk nie do pary.
Obmył twarz zimną wodą, spojrzał w lustro. W odbiciu łazienka była otwarta, a w wejściu ktoś stał.
Spojrzał za siebie. Na szczęście było to tylko przewidzenie.
Ponownie zerknął w lustro.
Niepotrzebnie.
– Kto to namazał!? 23:04!? Co się dzieję!?
Paniczne rozważania przerwało drapanie w drzwi.
– Otwórz… otwórz proszę… otwórz! – po czym przyprawiający o ciarki dziecięcy, trochę zniekształcony głosik zamilkł.
– Odsuń się od drzwi! – wrzasnął jakiś mężczyzna.
– Nie! Puść mnie!
Wszystko uciszył odgłos uderzenia. Jakby łamanie kości, czaszki.
Sebastian nie wytrzymał, rzucił się w stronę drzwi, spojrzał przez judasza.
Widział tylko znikającą za ścianą małą gołą stopę.
– Ku kuu kurwa! On ją zabił! – wielki przestrach zapanował jego głosem.
Spojrzał jeszcze raz przez wizjer. Zobaczył w nim czyjeś oko.
– Ja pierdzielę, usłyszał mnie – pomyślał.
Zabójca przyglądał się dokładnie, po czym poszedł schodami na górę.
Sebastian złapał za klamkę, zamek w drzwiach przez cały ten czas był otwarty.
– Mógł tu wejść!
Przerażenie wypełniło jego myśli po same brzegi.
Wyszedł po cichu na klatkę, rozejrzał się, ale śladu krwi nie było – może nic nie zrobił tej dziewczynce.
Zapuścił się dalej. Mężczyzna wchodził do mieszkania 170.
– Wczoraj coś tam głośno runęło na podłogę – szepnął pod nosem.
Wrócił cichutko do siebie, zamknął drzwi, jeszcze kilka razy sprawdził czy aby na pewno to zrobił.
Doszedł do wniosku, że trzeba zadzwonić na policję. Niech to sprawdzą.
Usiadł w kącie i czekał na dalszy przebieg wydarzeń.
Pan władza, z drugim panem przydupasem przybyli po godzinie.
-Jak to możliwe, żeby tyle czasu zajął dojazd z komendy oddalonej o 10 kilimetrów i to jeszcze o północy. Chyba pchali ten radiowóz. – zażartował, chociaż wcale nie było mu do śmiechu.
– Dobrze, że nie podałem danych, bo by mnie jeszcze przesłuchiwali do rana.
W ten sposób skierowali się od razu pod 170. Nikt im nie otworzył.
– Oni dbają o nasze bezpieczeństwo. Popukali, postukali i poszli. Nadają się… do kręcenia karuzeli.
Lokator spod 166 tę noc spędził przeżywając i analizując to wszystko raz jeszcze, w myślach.
– Czas do roboty, nie wiem jak przeżyje te osiem godzin…
Powtórka z rozrywki, każdy dzień zaczyna się tak samo.
Na lustrze nie było śladu po napisie.
Wychodząc z klatki Sebastian spotkał ciecia. A raczej gospodarza bloku.
– Dobry!
– A uszanowanie kawalerowi! Jak się podoba okolica?
– Ujdzie. Zna pan tych spod 170?
Starszy, styrany życiem mężczyzna spojrzał na Sebastiana jak na idiote.
– Co? Zna pan czy nie!?
– Przecież drugie i trzecie piętro jest puste! Od dawna nikt tam nie mieszka, od tego co tam się zdarzy… – cieć nie chciał dokończyć.
– Ja mieszkam przecież na drugim piętrze! Co tam się stało!? – przeraził się Seba.
– Szkoda gadać – machnął ręką – patologia! Biere się za robotę, bo znów administracja mnie opieprzy. Miłego dnia – widać, że trudno mu było wspominać tamte wydarzenia.
– No miłego, przydałoby się.
Tym razem z niechęcią wrócił do domu. Bał się tego co widział i co jeszcze może zobaczyć.
Jak to możliwe, że tamto mieszkanie jest opuszczone skoro ciągle w nocy dochodzą z niego jakieś odgłosy. Ciągle nocą ktoś chodzi i pomrukuje na klatce. A starsza pani drzwi obok!?
Koniec cz. 1, część 2 pojawi się, jeżeli pierwsza się spodoba :)
__________
Jest to moje pierwsze opowiadanie i raczej nie w moim klimacie, ale spróbowałem :)
Liczę na jakieś uwagi i rady oczywiście :)
ojej zapomniałem dodać, że to dopiero 1 cześć :(
jeżeli komuś się spodoba, to z miłą chęcią napiszę 2 cz.
Jeżeli nie, to spróbuje się w czymś innym :D
W prowadzeniu narracji panuje okropny chaos. Wyrażenia typu: " zobaczył (...) jak tam z czasem"; "Było coś godzinę przed północą"; "Jakie takie światło rzucał księżyc" świadczą o niechlujstwie Autora i z pewnością przyjemnie się tego nie czytało. Moim zdaniem słabe opowiadanie.
Chciałem przedstawić to w dość luźny sposób. Nie miałem zamiaru pisać lektury szkolnej, tylko proste w zrozumieniu opowiadanie.
Takich zwrotów możesz używać w potocznej mowie, a w literaturze wypadałoby się posługiwać "ambitniejszym" językiem.
Ok dzięki za radę i krytykę :)
Możesz mi jeszcze wytłumaczyć ten "okropny chaos" w narracji? Chciałbym to poprawić jeszcze :)
Zmieniłem:
" zobaczył (...) jak tam z czasem" na "zobaczył (...) ile czasu zostało"
"Jakie takie światło rzucał księżyc" na "Jedynym oświetleniem był księżyc"
"Było coś godzinę przed północą" na "Na ekranie telefonu była jedenasta"
Liczę na kolejne uwagi i komentarze, nie od razu Rzym zbudowano :D
W niektórych momentach przydałyby się akapity ("Usiadł w kącie i czekał na dalszy przebieg wydarzeń. Pan władza, z drugim panem przydupasem...") Po kropce moim zdaniem powinien się zacząć nowy akapit.
Inny przykład: "Spojrzał za siebie - uff, to tylko zwidy - niepotrzebnie znów spojrzał w swoje odbicie." Myślnik stosujesz w celu wtrącenia jakiejś dygresji, a reszta zdania powinna się trzymać kupy. Tutaj wyglądałoby to tak: "Spojrzał za siebie niepotrzebnie znów spojrzał w swoje odbicie."
"zamek w drzwiach przez cały ten czas był otwarty - mógł tu wejść - przerażenie wypełniło jego myśli po same brzegi." Drugą część zdania chyba lepiej byłoby zapisać jako nowe.
"Pomyślał - He! Zaraz meczyk! Dzisiaj liga mistrzów - w drodze do pokoju." Również niepoprawny zapis. Może w ten sposób: " He, zaraz meczyk! Dzisiaj liga mistrzów - pomyślał w drodze do pokoju."
Było jeszcze parę takich błędów, ale gdyby udało się ich uniknąć cały tekst prezentowałby się znacznie lepiej. Życzę powodzenia.
Poprawione, mam nadziję, że jest już lepiej :D
Dzięki domek, za poświęcony czas ;)
Jak coś jeszcze jest nie tak, to proszę o zawiadomienie mnie :)
Bardzo dużo rzeczy jest nie tak i mnie się sobiście to opowiadanie nie podobało. Przynajmniej ten fragment. No ale zobaczymy jaki będzie następny. Życze powodzenia :)
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Napisz co jest nie tak, to będę wiedział na przyszłość :)
Akcja się rozkręca powoli, napisał ile zdążyłem.
Na razie się wacham z napisaniem drugiej części, bo chyba nikt nie czuje tego co się dzieje i temat się nie podoba ;/
OK, do konkursu.