- Opowiadanie: Hejhacz - Przygody Kapitana Mirmiła - pierwsze części wydanie drugie poprawione.

Przygody Kapitana Mirmiła - pierwsze części wydanie drugie poprawione.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Przygody Kapitana Mirmiła - pierwsze części wydanie drugie poprawione.

Rozdział 1 

Wybór Kapitana

Dawno temu, w odległej galaktyce, kiedy Imperium Mirmił powstało, jedną z pierwszych rzeczy, które musieli zrobić był wybór gwiezdnego kapitana . Prawej ręki Imperatora, który włada całym imperium. Najważniejszego generała, najwyższego sędzi, w skrócie jednej z najważniejszych osobistości w galaktyce. Wybór tegoż osobnika nie poszedł łatwo, Mirmiłowie prowadzili zimną wojnę, oraz byli zagrożeni ze strony innych intergalaktycznych mocarstw, a więc potrzebowali kapitana silnego, odważnego i przede wszystkim inteligentnego. Było 5 głównych kandydatów, którym udało się wygrać w kwalifikacjach wstępnych: Mirmił Kasztelan, Siergiej Zabójcow, Franc Igraszkow, Dorenow Intuklik i Marian Renckowski.

– Czy rada zebrana? – zapytał prezydent RM (Republiki Mirmiłów)

– Oczywiście, panie prezydencie. – odpowiedział przewodniczący rady – Wszyscy jurorzy i członkowie wyższych sfer na miejscach.

– A więc dobrze. Zaczynajmy.

Kandydaci byli już w sali. Czekali tylko na przyjście prezydenta i przewodniczącego rady. W sali było słychać charakterystyczny dźwięk otwierania drzwi.

– Witam szanownych kandydatów. Nazywam się Luke Wyższosferos i będę was egzaminował. – powiedział przewodniczący rady. – Na początek egzamin teoretyczny, czyli jak gdyby sprawdzian z wiedzy o ustawach, przepisach, teoriach i prawach kapitana. W teście znajdzie się także parę pytań sprawdzających wasze IQ, oraz wiedzę ogólną. Macie 1h. A więc gotowi ? Start!

Upływały kolejne minuty. Widać było pot na czołach kandydatów. W końcu czas się skończył i odbył się głośny krzyk egzaminatora:

– Stop ! Oddajcie mi kartki. Panie prezydencie, czy widzi pan już swojego faworyta ? – dorzucił, odwracając się do obecnego władcy.

– Hmm. Na razie najbardziej podoba mi się Dorenow. Taki zdecydowany. Ale patrzcie na tego Mirmiła! Może nosi imię ojca założyciela, ale taki, taki młody jakiś.

– Oj, panie prezydencie, poczekajmy na wyniki testu ,wtedy się okaże, czy wiek ma znaczenie.

W końcu przyszedł czas na sprawdzian fizyczny. Kandydaci mieli do wykonania 5 zadań fizycznych. Z pierwszym – torem przeszkód wszyscy poradzili sobie bez trudu. Z drugim – labiryntem, było trochę trudniej. Franc przeszedł go najszybciej, jako że labirynt był pozbawiony dachu, wdrapał się po prostu na ściany i przebiegł po nich do końca. Jako drugi – Mirmił przechodząc tradycyjnie bez oszustw. Reszta doszła po dłuższym lub krótszym czasie, ale nie cała Marian się po prostu zgubił. Po tym incydencie zupełnie stracił szansę zostać kapitanem. Trzecie zadanie – przejście pola minowego także sprawiło problemy. Dorenow, po prostu przebiegł przez nie, miejscowo umazany farbą, którymi były wypełnione miny, Siergiej chciał zrobić tak samo, lecz wbiegł prosto na minę i cały w farbie musiał opuścić miejsce prób. Mirmił rozgryzł kod umiejscawiania min i suchy jak łezka przeszedł na metę, a Franc, po prostu poszedł za nim. W czwartym zadaniu musieli niczym agent służb specjalnych, wejść do budynku i w mniej niż 10 sek., znaleźć kryształ, i wyjść. Mirmił z Dorenowem zrobili, to ale Franc okazał się łamagą i na początku nie mógł odszukać kryształu, a potem, po prostu się przewrócił. Piąte zadanie było proste. Trzeba było tylko znaleźć skarb, chodząc z mapą.

Po tych zadaniach zostali tylko Mirmił i Dorenow.

– I co panie prezydencie? – powiedział Luke. – Został tylko ten ,,żółtodziób''

Mirmił i pana ulubieniec Dorenow. Test wskaże kapitana.

Uczestnicy oczekiwali w sali na ostateczny werdykt. Patrzyli na egzaminatora siedzącego przy biurku niedaleko nich z wybałuszonymi oczami. ,,Kto wygra?'', ,,Kto stanie się kapitanem?'' – myśleli. W końcu egzaminator się podniósł.

Powiem to szybko i bezboleśnie – powiedział. Naszym kapitanem zostaje…Mirmił Kasztelan ! – Gratulacje! Napisałeś test nie tylko lepiej od Dorenowa, ale i NAJLEPIEJ.

Brawa rozlegały się jeszcze długo, a nasz Mirmił dzięki różnym źródłom informacji stał się sławny. Cała jego rodzina cieszyła się z tego, że będzie kapitanem.

No wybór kapitana już za nami. Teraz czeka nas tylko śledzenie dalszych przygód jego i całego imperium.

 

 

Koniec części 1

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 2

Zemsta Dorenowa

Po dość długim czasie walki z biurokracją Mirmił mógł wreszcie odpocząć. Musiał przecież złożyć wszystkie kwitki (z czym łatwo nie było) i podpisać różne zobowiązania w urzędach rozrzuconych po całym mieście. Mirmił nie był majętnym mieszkańcem. Miał małe mieszkanko w niezbyt bogatej dzielnicy i stary samochód z roku 6987. Cieszył się powrotem to domu straszliwie, lecz odpoczynek nie trwał długo. Zaraz do jego rodzinnego miasta, Sondziniu zaczęła się zjeżdżać cała jego rodzina i znajomi, którzy chcieli pogratulować mu sukcesu. Byli to wujkowie, ciocie, dziadkowie, koledzy z przedszkola, szkoły, gimnazjum, uniwerku, a nawet tacy, których nie znał, ale po prostu chcieli mu pogratulować. Lecz kiedy zaczął zbliżać się wieczór, wszyscy porozjeżdżali się do swoich domów. Mirmił miał w końcu czas dla siebie.

-Puk, puk. – rozległo się w pokoju. Nasz bohater nie chciał otworzyć, ale pukanie było tak natarczywe, że musiał w końcu ulec natrętowi.

– Kto tam? – zapytał Mirmił.

– To ja, Dorenow. Chciałem tylko pogratulować ci zwycięstwa. – odparł Dorenow.

Kiedy Mirmił usłyszał, że to jego konkurent, a nie kolejna ciocia Zosia czy Ziutek ze żłobka, od razu mu otworzył.

– Witaj. Przepraszam, że ci wcześniej nie otwierałem drzwi, ale wiesz. Miałem ciężki dzień.

– Nic nie szkodzi. Przyszedłem ci pogratulować i zaprosić cię do restauracji ,,Old Republic'',

juro wieczorem o 21.00, przyjdziesz ? – spytał zachęcająco Dorenow

– Oczywiście. Ale myślałem, że ta restauracja jest otwarta tylko do 20.00. – odparł ze zdziwieniem Kasztelan.

– Masz rację. Ale przedstawiłem im argument, dzięki któremu możemy o 21.00 przyjść sobie i spokojnie posiedzieć sami.

– A jaki to argument? – spytał Mirmił.

– Dowiesz się w swoim czasie – odparował i wyszedł z domu Mirmiła.

Nadszedł czas spotkania. Mirmił był trochę zdziwiony aroganckim zachowaniem swojego kolegi, ale myślał, że to nic groźnego. Jeszcze nie wiedział, jak bardzo się mylił.

Mirmił zbliżał się już do restauracji. Prawie nikogo nie było w środku. Tylko jedna samotna postać siedziała przy stoliku. To był Dorenow.

– Witaj. – powiedział Mirmił podchodząc do Dorenowa. – Zamawiamy coś ?

– Nie. – odrzekł. – Przecież widzisz, że nikt nie stoi przy ladzie. Barmani i kelnerzy już dawno poszli do domu.

– Ale mówiłeś, że zrobiłeś tak, aby restauracja była otwarta specjalnie dla nas. – powiedział z niedowierzaniem.

– Błąd. Ja powiedziałem że będzie OTWARTA, a nie że będzie czynna. W końcu musieli się zgodzić, w końcu zagroziłem im wysadzeniem restauracji..

– Hej. To, to był ten argument? Chciałeś mnie złapać w pułapkę!

– Wow. Gratuluję dedukcji Watsonie. CHŁOPCYY !

Po tym okrzyku do sali wparowało 10 uzbrojonych gwiezdnych komandosów, którzy spętali Mirmiła, wrzucili do stojącej w pobliżu ciężarówki i zamknęli ją.

– Ty, ty jesteś szpiegiem ! -wykrzyczał jeszcze przez okno Mirmił – Tylko jakiego imperium? Jakiej cywilizacji? Przecież jesteśmy świeżym, nowym imperium. Po co nas szpiegować?

– Ha, ha, ha ty nędzny kapitanku, nie spodziewałeś się takiego zwrotu akcji, prawda? – syknął przez zęby Dorenow. – I jeszcze chcesz poznać nazwę imperium, dla którego pracuję. Zapomnij. Teraz nareszcie mogę ujawnić swoje prawdziwe oblicze.

– Ale dlaczego mnie porywasz? – spytał Kapitan. – W końcu jestem, jak to powiedział prezydent: żółtodziobem…

– Mój władca twierdzi co innego. Twierdzi że pojmanie ciebie jest jednym z dobrych kroków zawładnięcia tą nędzną planetą i całym tym nędznym imperium. Zresztą, z mojej strony to zwykła nienawiść do ciebie że wgrałeś ze mną, inteligentniejszym, sprawniejszym i przede wszystkim lepszym. Adios, Amigo. – rzucił ironicznie na pożegnanie. – Ja zostaję tutaj, szpiegować was dalej.

Po tych słowach ciężarówka z Kapitanem i pilnującymi go komandosami ruszyła i pojechała na obrzeża miasta, do starego, nieczynnego już lotniska. To tu wylądował statek, który miał przetransportować go na planetę obcego imperium.

– Ruszaj się żmijo. – syknął komandos do naszego Kapitana, kiedy przesiadali się na statek kosmiczny. – Nie mamy zbyt wiele czasu. Nasz pan chce, żebyś tu był jeszcze dziś.

– A co mu tak spieszno? – pomyślał pojmany kapitan.

Na miejscu byli gdzieś tak już nad ranem. Naszego bohatera nie dostarczono do ,,pana'' komandosów, lecz do przytulnej celi, w której miał czekać, aż pan go przyjmie.

– Co to ma znaczyć? – myślał Mirmił. – Czemu mnie porwali? Czym dla nich jestem? Nie mam siły dziś już na myślenie. Prześpię się i ,,poczekam na swoją kolej''.

 

Koniec części 2

 

 

Rozdział 3 

Spotkanie

Godz. 18.00 czasu galaktycznego. Do celi Mirmiła wpadło 5 napakowanych żołnierzy.

– Wstawaj, robaku! – ryknął jeden z nich – Nasz pan oczekuje cię w swoim gabinecie.

– Nareszcie dowiem się, kim jest ,, pan'' i co to za imperium. – pomyślał i wstał z pryczy. – Jestem gotowy do wyjścia. – rzucił. – Idźmy więc.

Żołnierze założyli jeszcze na wszelki wypadek kajdanki naszemu Kapitanowi, aby nie mógł stworzyć sobie dogodniej sytuacji do ucieczki. Trasa wiodła przez wiele tajemniczych korytarzy. Zawsze kiedy wchodzili na skrzyżowanie takowych, jeden z wojaków, którzy konwojowali Mirmiła sprawdzał korytarze; czy aby na pewno nie ma w nich oddziału żołnierzy, który miałby odbić Kapitana. W końcu doszli do gabinetu.

– Tu cię zostawiamy. – powiedział jeden z żołnierzy, ściągając mu kajdanki. – Szef chce cię widzieć na osobności. Tylko bez żadnych sztuczek.

– Ok, ok. Już wchodzę.

Kapitan Mirmił wszedł do biura tajemniczego ,,pana''. Nie było to zwykłe biuro, takie jak mają urzędasy w Sondzinie. To biuro tętniło jakąś niewytłumaczalną siłą oraz było niemal puste. Żadnych biurek, szafek, telefonów, tylko jedna ława, za nią krzesło, a za krzesłem stała postać. Była odziana w czarny płaszcz, a kaptur zasłaniał jej twarz. Nagle wszystkie światła zgasły.

– Pewnie zapytujesz, kim jestem – spytała postać.

– Owszem – odparł Kapitan.

– Otóż jestem znaną osobą w twoim świecie. Może nie znasz mnie osobiście, ale na pewno niedawno mnie widziałeś.

W tym momencie światła znowu się zapaliły, a postać energicznie odrzuciła kaptur. Kapitan Mirmił szybko rozpoznał tę twarz. To był prezydent RM.

– Ale, ale jak to? Dlaczego mnie porywasz? O co chodzi z tym ,,panem'' – zdziwiony kapitan zaczął obrzucać pytaniami prezydenta swojej Republiki. – To dlatego twoim ulubionym kandydatem był Dorenow. Ten dwulicowy łajdak, ten szpieg.

– Och, muszę ci pogratulować dedukcji mój Mirmile. Jesteś bardzo bystry. Szybko pojmiesz zatem, dlaczego cię porywam i kim jestem. Ale dla pewności wytłumaczę ci tę pierwszą sprawę. Porywam cię, bo liczę na dwie rzeczy. Jako że jestem prezydentem waszej rasy nad większym rejonem mam władzę na tyle że mogę sprawić, że po twoim tajemniczym zniknięciu Dorenow, który zyskał wynik niższy tylko o 1pkt rankingowy słabszy o twojego, zostanie kapitanem. Co znaczy, że prawa ręka waszego Imperatora, będzie moją ręką. Ręką Imperatora Imperium Vedamer ! Słynnego Arcimesa !

– To już wiem, z kim mam do czynienia. – pomyślał Mirmił. – Wystarczy, że się uwolnię i przedostanę na naszą planetę, a zniweczę plany Arcimesa.

– Potem – kontynuował Arcimes. Wasze słabe nowo powstające imperium będzie wciąż przegrywać z Estianami (imperium, z którym walczą obecnie Mirmiłowie), gdyż za pomocą Dorenowa będę dokonywać sabotażów. A nie wiecie, że Estianowie też są pod moją władzą. Imperator Estainów to mój człowiek. Kiedy już przegracie Imperator Estianów zaproponuje mi połączenie się z zarządzanym przeze mnie imperium na moich warunkach. Wtedy będę miał mnóstwo planet i mnóstwo dóbr tylko dla mojego kochanego imperium Vedamer ! Wiesz już wszystko, a więc żeby uniknąć wycieku informacji, jutro cię stracę na szubienicy. Lubię tradycyjne sposoby.

– Nie. Proszę nie! – wykrzyczał Mirmił.

-Ależ tak. CHŁOPCY !

Po tym krzyku tak samo jak po incydencie w restauracji, do gabinetu szybko wparowali gwiezdni mundurowi i zabrali Mirmiła z powrotem do jego celi.

– I siedź tu spokojnie. Bez żadnych prób ucieczki. W tej celi jak widzisz, staromodne laserowe kraty zastępuje plazmowa błona. Tylko spróbuj jej dotknąć, a się oparzysz, a jeśli będziesz próbował szybko ją przeskoczyć, spalisz się. – rzucił przestrogę odchodzący żołnierz.

– I co ja teraz pocznę? – myślał Mirmił. – Jutro mnie stracą, a całe nasze młodziutkie imperium niedługo zniknie z mapy galaktyki. Muszę się wydostać, ale tę próbę podejmę jutro. Kiedy będę szedł na stracenie, na pewno coś wymyślę, przecież imperium Mirmił mnie potrzebuje, a ja noszę imię założyciela. Będę niepokonany jak on. Zobaczą jeszcze, jaką mam siłę, a na razie obmyślę plan ucieczki.

 

Koniec części 3.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nota od autora:

Witam, jest to zalążek z powieści pt,,Przygody Kapitana Mirmiła'' jest to tekst poprawiony, prawidłowy + jeden rozdział. Przepraszam za ewentualne błędy i życzę przyjemnej lektury.

Koniec

Komentarze

Jaja sobie robisz? Jak to jest poprawione, to ja jestem Duch Święty. I nie mów, że znów Ci się teksty pomyliły...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Witam, jest to zalążek z powieści pt,,Przygody Kapitana Mirmiła'' jest to tekst poprawiony, prawidłowy + jeden rozdział. Przepraszam za ewentualne błędy i życzę przyjemnej lektury.

Wybitnie poprawiony. Tak poprawiony, że nawet w tytule został błąd... 

@Hejhacz 

Taka mała rada. 

Tekst o podobnym wydźwięku napisałem razem z bratem w wieku 8 lat. Był o menelach z dworca C. Tylko że my to pisaliśmy w zeszycie w 3 linie... a internet to wtedy w Polsce był jak gołębiem pocztowym dyskietkę 3,5" wysłałeś. I jakoś nie lecieliśmy z naszym sóperowym opowjadańjem do każdej gazety i nie krzyczeliśmy o tym na wrocławskim rynku...

Interpunkcja leży, sporo błędów stylistycznych, a sam sposób narracji i ta historyjka na bardzo niskim poziomie. Popraw raz jeszcze. Do skutku.

Wybitnie średnie i nieciekawie napisane opowiadanie.

Popraw raz jeszcze. Do skutku.

Tylko nie umieszczaj na tej stronie do skutku.

Tylko nie umieszczaj na tej stronie do skutku.
Broń Boże!

Pobieżne obliczenia wskazują, że poprawianie tego rodzaju --- postęp ilościowy i jakościowy ---  potrwa jeszcze około stu czternastu tysięcy lat.

Nowa Fantastyka