
Nie sugerujcie się pierwszą sceną, tym razem lekki klimat, bez dramatów. Zapraszam do przeczytania. :)
Nie sugerujcie się pierwszą sceną, tym razem lekki klimat, bez dramatów. Zapraszam do przeczytania. :)
Wiosna 2020
Maleńka dusza coraz słabiej trzymała się niemowlęcego ciałka. W wiejskim domu panowała cisza niemal kalecząca uszy.
Gerda patrzyła na parę młodych ludzi pochylonych nad dziecięcym łóżeczkiem; zapłakaną siostrę poprawiającą kocyk w misie, jej męża, milczącego, z oczami przepełnionymi przerażeniem. Babcia w kraciastej spódnicy siedziała przy stole z różańcem w rękach i bezgłośnie powtarzała modlitwy spierzchniętymi ustami.
Gerda otworzyła okno. Do środka wdarło się radosne ćwierkanie ptactwa, ogłaszające koniec zimy. Przygrzewało słońce, a pierwsze kwiaty podnosiły kielichy z trawy.
Malutki chłopczyk z coraz większym trudem łapał oddech, nawet nie płakał, tylko posapywał cichutko.
Mężczyzna sięgnął po telefon leżący na stole.
– Wołam pogotowie.
– Błagam, nieee! – zawyła histerycznie kobieta przy kołysce. – Słyszałeś, co mówił lekarz! Dla niego nie ma już ratunku! Niech przynajmniej odejdzie w domu…
Z jej oczu płynęły łzy, znacząc ślad na policzkach, czerwone jak po smagnięciach batem.
Gerda podeszła do siostry, dotknęła jej ramienia. Odważnie spojrzała w twarz pełną rozpaczy i bezsilności.
– Jest jeden sposób. – Wygrzebała z kieszeni wisiorek.
Na dłoni zalśnił niebieski kamyk, zimny niczym bryłka lodu.
– Musimy to zrobić – powiedziała.
– Jak mogłabym…?
– To nasza jedyna nadzieja. – Gerda ścisnęła w ręce wisiorek, przywołując w myślach słowa, które od dawna chciała wypowiedzieć.
Spojrzała przez okno, słońce schowało się za chmury, a ptaki umilkły. Grube płatki śniegu zaczęły płynąć z nieba jak zamarznięte anielskie łzy.
***
Zima 2019
Wciąż takie same, piękne, ale czegoś brakuje – pomyślał Król Śniegu, przemierzając saniami milczące, samotne bezdroża, przykryte pierzyną białego puchu.
Poprawił na ramionach kożuch, narzucony na jasny strój. Popędził czwórkę siwych koni, które parskały na mrozie, zrywając się do szybszego biegu. Metaliczny odgłos dzwonków przy uprzęży przecinał ciszę pustkowia.
Pęd już nie upajał Króla, jak kiedyś. Nie cieszyła Kraina Wiecznej Zimy.
Tysiąc razy te same miejsca, jedne podobne do drugich. Znam je na pamięć – przemknęło mu przez myśl. A gdyby tak…
Dotarł do lasu. Smukłe choiny, ustrojone śniegowymi czapami, stały w szeregach niczym uśpione wojsko. Za nimi rozciągała się kolejna przestrzeń przykryta śniegową kołdrą.
Władca Zimy zwolnił, wyszeptał słowa zaklęcia. Kiedy zobaczył zabudowania na horyzoncie, mocniej ścisnął lejce. Odwykł od towarzystwa ludzi. Już nie pamiętał, kiedy ostatni raz rozmawiał z kimś innym poza pingwinami i niedźwiedziami polarnymi.
Zbliżał się do wsi, wyraźnie widział parkany posesji, okalające murowane domy. Wypowiedział następną formułę. Sanie stały się niewidzialne, tylko dźwięk dzwonków i rżenie koni zdradzały tajemniczego przybysza.
Powoli jechał główną ulicą, z zaciekawieniem obserwował ludzi krzątających się w obejściach. Wokół unosił się zapach pieczonego chleba.
Niespodziewany widok sprawił, że Władca Zimy natychmiast zatrzymał sanie. W ogrodzie, obok białego domu ze spadzistym dachem, dwie młode kobiety lepiły bałwana. Rozmawiając i śmiejąc się radośnie, toczyły śniegowe kule.
Król patrzył jak urzeczony na rudowłosą nieznajomą. Gęste loczki wymykały się spod wełnianej czapki, opadając na jej ramiona. Krótka kurtka odsłaniała zgrabne nogi w obcisłych spodniach i kozaczkach na obcasie. Kiedy dziewczyna uśmiechała się do towarzyszki, Władcy Zimy wydawało się, że za chwilę śnieg stopi się wokół i zamieni w lawę.
Wysiadł z sań, podszedł do parkanu. Nie mógł oderwać wzroku od pięknej nieznajomej, która z gracją lepiła ostatnią kulę. Czuł, jakby piorun uderzył w lodową pustynię.
– Kaja, już wystarczy, stawiamy! – zawołała druga, młodsza dziewczyna, ubrana w chłopięcą kurtkę i czerwoną czapkę-uszatkę.
Razem umieściły głowę bałwana na dwóch wcześniej przygotowanych kulach.
Król Śniegu zapragnął, żeby Kaja go zobaczyła. Otrzepał płatki śniegu z włosów i brody, wraz z nimi opadło zaklęcie niewidzialności.
Piękna nieznajoma chyba wyczuła obecność Króla, bo zerknęła w jego stronę. Posłał jej spojrzenie zdolne stopić najgrubszy lód.
Uciekła wzrokiem i zaczęła coś szeptać z towarzyszką. Tamta przestała ozdabiać kawałkami patyków buzię bałwana.
Obie patrzyły na Króla, który stał jak sparaliżowany. Jego myśli błądziły wśród bezdroży Krainy Wiecznej Zimy. Marzył, że pędzi saniami razem z rudowłosą Kają, szepczącą mu do ucha…
Pac! Śniegowa kula uderzyła go w pierś. Usłyszał głośny, dziewczęcy śmiech.
– Gerda! Przestań! – zawołała Kaja do towarzyszki, która już lepiła kolejny pocisk.
Wyrwany z rozmyślań Władca Zimy szybko wsiadł do sań i popędził przed siebie, sam nie wiedząc, dlaczego uciekł. Wrócił do swojej krainy.
Wzburzony, gnał po białym pustkowiu, drobinki śniegu pryskały spod płóz i końskich kopyt. Sanie zostawiały głęboki ślad, tak samo, jak wizyta w Krainie Ludzi. Pierwszy raz człowiek odważył się podeptać majestat. Władca Zimy znał czary, którymi mógł natychmiast ukarać śmiałka, ale nie miał na to najmniejszej ochoty.
Kaja, Kaja, Kaja – powtarzał w myślach. Skrzące się bielą pola i lasy wydawały się budzić z głębokiego snu.
Wyobraził sobie, jak zabiera piękną nieznajomą do swojego pałacu, który rozświetla się tysiącem lodowych iskier. Jak tańczą na rzeźbionych mrozem posadzkach, a on widzi w jej oczach własne odbicie i obietnicę.
***
Gerda siedziała na ławce przy stawie i sznurowała łyżwy. Obok niej zajęła miejsce siostra. Wydawało się, że tego dnia cała wieś postanowiła wybrać się na ślizgawkę. Wokół było tłoczno, z przenośnego głośnika rozbrzmiewał przebój disco-polo.
– Uważaj na przeręble – mówiła Kaja.
– Spokojnie, dam sobie radę – odparła Gerda.
Zręcznym ruchem zeskoczyła z ławki i przeszła na lód. Pomachała siostrze z uśmiechem, po czym ruszyła po zamarzniętej tafli na środek stawu, omijając innych łyżwiarzy. Wykręciła kilka piruetów.
Wtedy go zobaczyła. Tajemniczy nieznajomy z ogrodu stał na brzegu, w tłumie. Rozglądał się, jakby kogoś szukał. Od razu rozpoznała go po jasnych, prawie białych włosach i brodzie, okalających całkiem młodą twarz. Do tego ten strój i sanie… Zupełnie, jak w opowieści babki.
Powiem Kai. Nie, znów będzie tłumaczyła, że to bajki. Muszę się upewnić – pomyślała Gerda.
Przystojny nieznajomy intrygował niczym nowo odkryta droga w lesie. Dziewczyna podjechała do niego. Miał zdziwioną minę.
– Hej, nie jesteś stąd, prawda? – zapytała.
Spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem.
– Przyjechałem z daleka – odparł niskim, przyjemnym dla ucha głosem.
– Lubisz się ślizgać?
– O, tak.
Gerda mogłaby się założyć, że jeszcze przed chwilą miał na nogach długie, skórzane buty zamiast łyżew.
– Ścigamy się? Kto pierwszy na drugi brzeg stawu? – zapytała.
– Zgoda. – Uśmiechnął się lekko.
Stanęli obok siebie na lodzie.
– Gotowi, do biegu, start! – zawołała Gerda.
Pierwsza wyrwała do przodu. Pędziła z całych sił, ale nieznajomy szybko ją dogonił. Zrównali się, mknęli jak wiatr, ludzie rozstępowali się przed nimi. Wydawało się, że łyżwy mężczyzny ledwie dotykają lodu. Gerda czuła, że w piersiach brakuje jej tchu, a mięśnie nóg palą nieznośnym bólem. Nieznajomy wcale się nie zmęczył, mimo grubego kożucha. Wyglądał, jakby wybrał się na niedzielny spacer.
Gerda zacisnęła zęby, postanowiła nie poddawać się, mocniej odpychała się od lodu. Nagle ząbki łyżwy zahaczyły o nierówności, dziewczyna straciła równowagę, podcinając nieznajomego. Usłyszała, jak wymruczał kilka dziwnych słów w nieznanym języku.
Zamiast bolesnego zderzenia z twardą powierzchnią, opadli na taflę powoli, niczym płatki śniegu. Domyśliła się, że jej towarzysz to sprawił.
– Kim jesteś? – zapytała.
Jego szare oczy wyglądały z bliska jak dwie bryłki lodu.
– Królem Śniegu – odparł z poważną miną.
Z kocią zręcznością podniósł się z ziemi, Gerda też szybko wstała, zanim zdążył podać jej rękę.
– Tym Królem, który mieszka w pięknym pałacu w Krainie Wiecznej Zimy i ma pingwiny i niedźwiedzie polarne za sługi? – zapytała.
– Tym samym. – Uśmiechnął się lekko, po czym spojrzał w stronę Kai, zajętą smartfonem. Wpatrywał się w nią, jakby zapomniał o wszystkim dookoła.
– Moja siostra jest najpiękniejsza, prawda? Zawsze tak było – powiedziała Gerda smutnym głosem. – Podoba się wszystkim facetom, ale ma narzeczonego, Antka. Na wiosnę biorą ślub.
Król skrzywił się na te słowa, otrzepał ubranie ze śniegu.
– Hej, ścigamy się dalej? – zapytała Gerda z nadzieją.
– Innym razem – odparł chłodnym tonem. – Do zobaczenia.
– Cześć.
Patrzyła, jak Władca Zimy szybko i pewnie sunie na łyżwach do brzegu stawu, z którego ruszyli, a później znika w tłumie.
Wróciła do Kai, wciąż siedzącej na ławce.
– Nie uwierzysz, co się stało… – Opowiedziała o spotkaniu z Królem Śniegu.
Żadna z sióstr nie wiedziała, że potężny czarnoksiężnik właśnie przypadkiem rozbił zwierciadło zła, którego okruchy rozsypały się po całym świecie. Jeden z kawałków wpadł do oka Kai, drugi trafił wprost do jej serca.
– Król Śniegu! – powtórzyła dziewczyna z rozanieloną miną. – Ten potężny i bogaty! Ach, wyrwać się z tej wioski w daleki świat!
Gerda nie poznawała starszej siostry.
– A co z Antkiem?! – zapytała.
– Och, głuptasie! Przecież żaden król po mnie nie przyjdzie. Ten facet na pewno przyjechał z miasta, wymyślił bajer na podrywanie dziewczyn. Wyjdę za Antka, zostanę na gospodarstwie. Tak tylko sobie głośno marzę.
***
Kilka słów, zamieniających radość w śniegową breję. Dokładnie taką samą, jak rozbryzgująca się pod kopytami koni ciągnących sanie.
Kaja jest z innym. Wkrótce mu przysięgnie – pomyślał ze smutkiem Król Śniegu.
Ledwie odpoczął w lodowym pałacu i zjadł obiad, poczuł, że znów musi ją zobaczyć. Chociaż przez chwilę. Mimo wszystko. Kolejny raz przeniósł się do Krainy Ludzi.
Dotarł do domu sióstr, ale nikogo nie zastał, w oknach nie paliło się ani jedno światło. Podążył za głośną muzyką, która dobiegała z remizy strażackiej.
Król stanął przy oknie, zajrzał do środka. W sali, ustrojonej balonami i wstążkami, wirowały tańczące pary. Wydawało mu się, że w tłumie mignęła Kaja w zielonej sukience, w objęciach ciemnowłosego chłopaka.
Władca Zimy poczuł palące ukłucie wewnątrz, jakby dotknęła go zatruta strzała. Zacisnął pięści, a z jego ust wyrwało się ciche przekleństwo. Gdyby tylko mógł tam wejść!
Przed remizę wyszła gromada roześmianych, głośno rozmawiających gości.
– Ty, podglądacz, czego tu chcesz? – zaczepił go wysoki chłopak z papierosem w zębach.
Król uświadomił sobie, że zapomniał o czarze niewidzialności. Odwrócił się w stronę przybyszy, gotowy odeprzeć atak. Miny mężczyzn wskazywały, że będzie potrzebne dużo magii.
– Zostawcie, on przyszedł do mnie – powiedziała Gerda, która stała w tej samej grupie.
– A, to inna sprawa. – Mężczyźni przestali interesować się Władcą Zimy.
Dziewczyna podeszła do niego.
– To wesele mojego kuzyna. Zatańczymy?
– Tutaj? – zdziwił się.
– Nigdy nie tańczyłam na śniegu.
– Skoro chcesz…
Miała takie ciepłe dłonie. Usiłowała wytłumaczyć Królowi, jak złapać rytm dyskotekowego przeboju. Śmiali się oboje, kiedy wpadli w zaspę, próbując jednocześnie zrobić obrót. Władca Zimy podtrzymał Gerdę, zanim straciła równowagę. Zapadła krępująca cisza.
– Chodźmy do środka, zapraszam cię. – Wypowiedziała słowa, dzięki którym mógł wejść do sali.
Poszedł za nią, chociaż myśl, że znajdzie się w tłumie ludzi, w zamkniętej przestrzeni, wydawała się niepokojąca. Stanęli z Gerdą z boku, znów próbowali tańczyć. Król dawno tak dobrze się nie bawił.
Wtedy zobaczył Kaję. Naprawdę miała zieloną sukienkę, a ciemnowłosy chłopak właśnie gdzieś poszedł.
Władca Zimy zatrzymał się i puścił rękę Gerdy. Natychmiast porwał ją do tańca ktoś inny.
Król podszedł do Kai. Czuł magię zwierciadła, roztaczającą wokół zły czar i kuszącą, aż do szaleństwa. Patrzył na dziewczynę przenikliwym wzrokiem, w którym najzimniejszy lód mieszał się z ogniem. Wiedział, że wystarczy tak niewiele, by jego marzenie się spełniło.
Szepnął Kai do ucha kilka słów. Później w myślach powtórzył słowa zaklęcia, po czym wyszedł z sali, zostawiając ją ze zdziwioną miną, zanim skończył się taniec.
***
Wesele wciąż trwało, orkiestra niestrudzenie wygrywała nowe przeboje. Władca Zimy niecierpliwie przechadzał się na tyłach remizy. Długie buty grzęzły w głębokim śniegu.
Król splótł dłonie, szepcząc znajomą formułkę. Z nieba zaczęły padać drobne płatki, osiadające na włosach i ubraniu.
Wkrótce usłyszał odgłos nóg zapadających się w śniegu. Krótka kurtka odsłaniała weselną sukienkę, przysypaną białym puchem, podobnie, jak rude włosy. Kaja miała nieprzytomne oczy, a kiedy zobaczyła Króla, jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
Wiedział, że wystarczy tak niewiele, by dopełnić czaru.
– Chodź, przejedziemy się – powiedział.
Siwe konie wyłoniły się z mroku, ciągnąc sanie.
Dziewczyna wahała się, wciąż stała w tym samym miejscu. Na podwórku słychać było głosy gości weselnych. Król wiedział, że musi się spieszyć, zanim ktoś im przeszkodzi.
– Do pałacu? – zapytała Kaja.
– Tak. Pokażę ci miejsca, których nie odwiedził dotąd żaden człowiek – szepnął jej do ucha. Gdy nachylił się, czuł hipnotyzującą magię zwierciadła.
Pomógł jej wejść do sań. Kiedy umościła się na siedzeniu, przykrył ją ciepłym pledem. Słyszał weselników coraz bliżej.
– Kaja! Kaja! – wołał męski głos.
– Jedźmy, prędzej! – szepnęła, mocno łapiąc go za ramię.
Król Śniegu chwycił lejce. Krótkie zaklęcie sprawiło, że konie ruszyły z kopyta, zostawiając za sobą tuman białego puchu i głośną melodię dzwonków.
***
Śnieg, który miał stać się lawą, wciąż tracił blask. Władca Zimy nie wierzył, że działo się to tak szybko. Jego pałac wciąż pozostawał mroźną, lodową samotnią.
– Chodźmy na łyżwy – powiedział do Kai, która przechadzała się po komnacie pałacu z grymasem niezadowolenia na pięknej twarzy.
– Nie lubię jeździć! – skrzywiła się. – Jak tu zimno! Jak w psiarni! – dodała, szczelniej okrywając się grubym kożuchem.
– Wiem! – zawołał Król Śniegu. – Zrobimy ucztę! Albo bal! Co byś wolała?
– Bal! – prychnęła. – My, pingwiny i niedźwiedzie polarne. Też mi zabawa!
– To czego byś chciała? – Podszedł i dotknął dłonią jej policzka.
– Zostaw! – Odsunęła się. – Masz taką lodowatą rękę. Brr! Podobno jesteś bogaty?! Chcę jechać do ciepłych krajów!
– Jestem Królem Śniegu, umarłbym w upale – mruknął.
Złote pantofelki zastukały po podłodze. Kaja podeszła do okna, spojrzała przez malowane mrozem szyby na jezioro skute lodem i dolinę ukrytą pod białą pierzyną.
– U nas już pewnie przyszła wiosna – westchnęła. – Tęsknię za słońcem i kwiatami. Tu jest beznadziejnie!
Władca Zimy stanął obok niej, przy oknie. Spojrzał na to samo jezioro co Kaja, pokryte grubą taflą lodu, niemożliwą do rozpuszczenia. Wydało mu się przeraźliwie samotne. Bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Starał się zachować obojętną twarz, ale czuł, że lada chwila ta fasada rozsypie się jak domek z kart. Nie mogła widzieć. Odwrócił się szybko, po czym uciekł z komnaty.
***
Gerda wyszła na podwórko przed domem. Zima powoli odchodziła, spod śniegu prześwitywały kępki zmarzniętej trawy. Pomyślała o siostrze i westchnęła. Wciąż bolało jak nigdy nie zasklepiona rana. Nie mogła tego tak zostawić.
Na myśl o tym, co planowała, przechodził ją dreszcz. Chciała pobiec do Antka, przecież narzeczony Kai powinien zachować się inaczej. Przypomniala sobie, jak siedział, zrezygnowany, całkiem załamany w pokoju. Jakby umarł za życia razem z odejściem jej siostry.
Nie zamierzała odpuszczać.
Muszę poradzić sobie sama – pomyślała, otwierając drzwi szopy.
Wewnątrz stał skuter śnieżny, prezent od rodziców na osiemnaste urodziny. Wyprowadziła go na podwórko, wsiadła i odpaliła silnik. Usłyszała znajomy terkot. Pamiętała, jak objeździła wszystkie dróżki w wiosce i w okolicy, ale tego dnia znajomy dźwięk już nie cieszył. Planowała coś znacznie większego.
Wyjechała na ulicę i szybko dotarła do końca wsi. Ruszyła ścieżką prowadzącą wzdłuż sadów. Uśpione drzewa owocowe wyciągały bezlistne gałęzie do słońca rozgrzewającego bezchmurne niebo. Na wpół roztopiony śnieg plaskał pod płozami skutera.
Mocno ściskała rączki kierownicy. Od babci wiedziała, że powinna jechać na północ. Od niej usłyszała zaklęcie, zdolne przenieść człowieka do Krainy Wiecznej Zimy.
Pamiętała słowa babci: "Magia zadziała tylko na tego, kto naprawdę chce tam dotrzeć. Zwłaszcza, jeśli zostawił w tej krainie cząstkę własnej duszy".
Była pewna, że jej się uda. Drżącymi ustami wypowiedziała zaklęcie.
Kiedy poczuła lodowaty powiew na twarzy, wcisnęła nos w szalik. Drzewka owocowe i znajoma droga zniknęły mgnieniu oka. Przed nią rozciągały się pola przykryte dywanem białego puchu, w oddali majaczył las przystrojony śnieżnymi czapami.
Przystanęła, oczarowana, rozglądała się po niezmierzonych, dzikich przestrzeniach. Odetchnęła krystalicznie czystym powietrzem. Wyciągnęła kompas, który dała jej babka. Mała, czerwona igła wskazywała północ.
Dziewczyna odpaliła silnik skutera i pomknęła w tym kierunku. Pędziła jak szalona, wreszcie nie musiała uważać na znaki, przechodniów, czy ograniczenia prędkości.
– Juhuuu! – zawołała donośnym głosem.
Skuter parł do przodu jak błyskawica, w zwykłym świecie nie był nigdy taki szybki. Szalik spadł Gerdzie z twarzy, czapka zsunęła się z uszu, ale nie przejmowała się wcale. Padające z nieba płatki wydawały się małymi światełkami, tańczącymi w powietrzu.
***
Gerda przemknęła obok lasu. Kiedy myślała o tej krainie, wyobrażała sobie upiorne pustkowia i krwiożercze niedźwiedzie polarne. Nie przypuszczała, że znajdzie się w takim magicznym, zachwycającym miejscu. Nie czuła zmęczenia, zimna, czy strachu.
Zobaczyła kolejne pola, poprzecinane skupiskami wysokich choin, a w oddali pojawiła się strzelista sylwetka pałacu. Jasny, górujący nad otoczeniem kształt przypominał samotnego lodowego olbrzyma, wyłaniającego się z bezkresnej, białej toni.
Pomyślała o Kai.
Tylko sprawdzę. Jeśli jest szczęśliwa, po prostu pogadam z nią i wrócę – planowała.
Pamiętała sen, który budził ją przez kilka nocy z rzędu. Jej siostra, wzywająca pomocy przez okno lodowego zamku.
Król Śniegu nie może być zły – pomyślała o jego szarych oczach. Ale jeśli Kaja jest nieszczęśliwa, muszę ją uwolnić, znaleźć sposób, żeby wróciła ze mną.
Skuter mknął po śniegu. Zbliżała się do pałacu z każdą chwilą. Strzelista sylwetka potężniała w oczach, skrząc się całą zorzą odcieni błękitu i bieli. Patrzyła z otwartymi ustami na te wspaniałości. Wprost nie mogła oderwać wzroku od budowli. Obok pałacu dostrzegła jezioro, znacznie większe niż staw w wiosce.
Tutaj to dopiero byłby wyścig na łyżwach – pomyślała.
Zdziwiła się, bo wokół budowli nie dostrzegła żadnego muru, tylko niewysoki płotek utkany z lodowych sopli, z szeroką, otwartą bramą.
Ominęła slalomem pingwiny stojące na dziedzińcu. Czarne pióra zwierząt kontrastowały z bielą śniegu.
Zatrzymała pojazd niedaleko wejścia. Do pałacu prowadziły szerokie schody wykute w ośnieżonym pagórku, a po bokach stały lodowe rzeźby rycerzy i panien.
Zobaczyła polarnego niedźwiedzia, który szedł w jej stronę. Zamarła z przerażenia, ale nie zamierzała uciekać. Zwierzak zbliżył się, powąchał jej nogę, po czym usiadł i patrzył.
– Dobry miś, spokojnie – powiedziała, zsiadając ze skutera.
Spojrzenie zwierzęcia wydawało się przyjazne.
Powoli wchodziła po schodach, aż do pobielonej szronem bramy. Niedźwiedź wdrapywał się za nią.
Sięgnęła do klamki, drzwi otworzyły się dziwnie lekko, bez najmniejszego skrzypnięcia. Aż dech jej zaparło w piersiach z przejęcia, kiedy zajrzała do środka. Jej oczom ukazała się ogromna sala z piękną, jakby szklaną podłogą, przypominającą wzory z mrozu na szybach. Ściany skrzyły się śniegowymi gwiazdkami, a z sufitu zwisały ogromne żyrandole z tysiącami lśniących kryształków.
Na piętro prowadziły szerokie schody. Nagle rozległ się stukot pantofelków. Spojrzała w tamtą stronę i uśmiechnęła się szeroko.
Kaja zbiegła z góry, rzuciła się jej w objęcia.
– Tak tęskniłam! – powiedziała.
– Ja też. – Gerda przytuliła ją, a wtedy okruch zwierciadła zła stopił się w sercu siostry, która szlochała cicho.
To z przejęcia – pomyślała Gerda. W takim miejscu nie można być nieszczęśliwym.
– Ślicznie wyglądasz – powiedziała do Kai, kiedy się przywitały.
Podziwiała jej białą suknię z delikatnego materiału, hatowany kożuch i złote pantofelki. – Jesteście szczęśliwi z Królem Śniegu?
– Ratuj mnie! – szepnęła Kaja, po czym rozpłakała się na dobre. Wtedy okruch zwierciadła zła wypadł z jej oka. – Zabierz mnie stąd! Tu jest tak nudno i zimno! Król znika na całe dnie. Chcę wrócić do wioski, do Antka.
– Co ty mówisz? Naprawdę? – Gerda nie dowierzała. – Przecież sama mówiłaś, że chcesz jechać z Królem.
– Pomyliłam się! Wracajmy, szybko, zanim on wróci! – Kaja pociągnęła siostrę w stronę wyjścia.
Gerdzie zrobiło się jej żal. Nie dowierzała, że Władca Zimy mógł okazać się zły, ale postanowiła uratować siostrę. Cicho przeszły obok niedźwiedzia polarnego, który drzemał niedaleko drzwi. Gerda otworzyła je, obie zbiegały po schodach, jakby ktoś je gonił.
Dotarły do ostatniego stopnia, kiedy nagle, niczym duch, pojawił się Król Śniegu, zagradzając im drogę.
Kaja pisnęła i schowała się za siostrę. Władca Zimy strząsnął płatki śniegu z kożucha. Zmierzył Gerdę przenikliwym spojrzeniem.
– To ty! Dotarłaś nawet tutaj – powiedział do niej.
– Odwiedziłam siostrę – Spojrzała mu odważnie w oczy. – Myślałam, że… – Umilkła, szukając odpowiedniego słowa.
– Czyli chcecie wrócić? – zapytał, marszcząc brwi.
Za nim ustawiły się dwa niedźwiedzie polarne i kilka pingwinów.
Gerda gorączkowo szukała sposobu ucieczki. Gdyby udało się dostać do skutera…
– Jeśli chcecie, droga wolna, nie będę was zatrzymywał – westchnął Król.
Jego słowa zdziwiły Gerdę.
– Ale dlaczego? – zapytała.
– Chodźmy już! – Kaja ciągnęła siostrę za rękę.
– Nawet nie pożegnasz się ze mną? – Władca Zimy spojrzał na nią ze smutkiem.
– Do widzenia. – Kaja ledwie musnęła wargami jego oszroniony policzek.
– Weź to. – Podał jej łańcuszek z wisiorkiem przypominającym bryłkę lodu. – Jeśli ściśniesz go w dłoni i zawołasz mnie pięć razy w myślach, natychmiast przyjadę.
– Nie trzeba. – Kaja minęła go, trącając ramieniem, pobiegła w kierunku skutera.
– Ja to wezmę – powiedziała Gerda.
Ich dłonie się zetknęły. Dziewczyna poczuła magiczną moc kamyka, jakby trzymała w ręku pulsujące serce.
Król popatrzył na nią. Wyglądał na bardzo zmęczonego.
– Pomyliłem się wtedy. Nie wiesz nawet, jak bardzo. Nie powinienem zabierać tutaj twojej siostry.
Szare oczy pełne były smutku.
– Życzę wam szczęścia – dodał.
– Dziękuję. Ja tobie też – odparła Gerda, uśmiechając się. – Muszę już iść, Kaja czeka. – Pokazała na siostrę, która zdążyła usadowić się na skuterze.
– Oczywiście.
Król usunął się, Gerda pobiegła do pojazdu stojącego na dziedzińcu. Władca Zimy stał na schodach i patrzył w ich stronę.
– Myślałam, że się zakochacie. Wiesz, tak na zawsze i do śmierci – powiedziała Gerda do siostry.
– Daj spokój! To nudziarz, w dodatku zimny jak umarlak – prychnęła Kaja. – Jedźmy już!
Gerda odpaliła silnik skutera. Popatrzyła jeszcze raz na Króla Śniegu.
Znów zostanie sam – pomyślała.
Ruszyła przez ośnieżone pola do domu.
***
Wiosna 2020
Król Śniegu stał na schodach pałacu. Zimową magią rzeźbił kolejny posąg. Srebrne gwiazdki sypały się z jego dłoni, a wielka bryła lodu powoli zyskiwała nowy kształt. Chciał chociaż trochę odpocząć od myśli, które wciąż go nachodziły, nieustępliwe i dręczące jak stado much. Wykroił z bryły sylwetki dwóch osób, trzymających się pod rękę. Długa suknia damy, uśmiech na twarzy rycerza. Ze zdumieniem zauważył, że oboje mają na nogach łyżwy.
Nagle usłyszał głos, wołanie dobiegające z Krainy Ludzi. Wezwał konie, błyskawicznie zaprzągł sanie i wskoczył do nich.
Droga minęła szybko jak błyśnięcie promienia zimowego słońca. W Krainie Ludzi zaczynała się już wiosna. Sanie z trudem jechały po trawie miejscami wystającej spod śniegu. Władca Zimy wypowiedział zaklęcie, które sprawiło, że zaczął sypać śnieg.
Kiedy dotarł przed dom sióstr, Kaja i Gerda już na niego czekały z zawiniątkiem na rękach.
Król Śniegu poczuł, jak wracają wszystkie emocje, które starał się uśpić. Usłyszał płacz niemowlęcia i szept Kai do siostry:
– Na pewno z nim nie pojadę.
Kaja cofnęła się o krok, kiedy wysiadł z sań. Wyglądała, jakby chciała uciec do domu, ale Gerda chwyciła ją za ramię.
– Wołałyście mnie – powiedział Król, stając naprzeciw sióstr.
– Musisz zabrać Jasia do Krainy Wiecznej Zimy. – Gerda pokazała na niemowlę. – Lato go zabije. On jest taki, jak ty.
Król Śniegu aż wstrzymał oddech z przejcia.
– Czy to znaczy…?– Spojrzał na Kaję, która skinęła głową. – Nic nie mówiłyście – dodał.
– Mały umrze, jeśli go nie zabierzesz – odparła Gerda. – To jak będzie?
Popatrzył przenikliwym wzrokiem, marszcząc brwi.
– Pojedzie ze mną – odparł w końcu.
– Obiecaj, że przywieziesz Jasia na zimę – powiedziała Kaja, podając Królowi becik.
Wziął niemowlę ostrożnie, wydawało mu się, że za chwilę ta krucha istota wyślizgnie się z jego rąk. Patrzył na pobladłą twarz dziecka, które przestało się krztusić, kiedy przytulił je do zimnej piersi. Spoglądały na niego szare oczka, podobne do dwóch bryłek lodu. Król nie dowierzał, milczał, kompletnie zaskoczony. I dumny.
– Spakowałam już najpotrzebniejsze rzeczy. – Gerda wytaszczyła z sieni ogromną torbę i złożone łóżeczko turystyczne.
Król z ulgą oddał jej dziecko. Zabrał bagaż, umieścił go w pojeździe.
– Zima już niedługo, czas szybko zleci – powiedziała Gerda do siostry, po czym wsiadła z niemowlęciem do sań.
– Jesteś pewna? – zapytał zdziwiony Król Śniegu, zajmując miejsce obok niej. – Rok w Krainie Wiecznej Zimy to poważny krok.
– Małym musi się ktoś opiekować, a Kaja nie… może – odparła Gerda. – Poza tym, chciałam pojeździć na łyżwach po tym jeziorze obok pałacu.
Król Śniegu uśmiechnął się. Wziął lejce i zawołał na konie. Sanie ruszyły, niosąc delikatną melodię dzwonków. Kiedy dotarły się do Krainy Wiecznej Zimy, mały Jasio odzyskał rumieńce na buzi i zaczął gaworzyć.
– Złościsz się, że pojechałam? – zapytała Gerda, podając chłopcu grzechotkę.
Król Śniegu pokręcił głową.
– Żałuję tylko jednej rzeczy – odparł. – Kiedy pewna dziewczyna uderzyła mnie śnieżką, zamiast odrzucić kulkę, traciłem czas na złudzenia.
Objął ramieniem Gerdę i niemowlę. Czuł, że wreszcie przestał być sam.
Fajna historyjka. Bardzo pozytywna. Troszkę zmęczył mnie środek opowiadania, ale przy końcu czytało się znów z zaciekawieniem, chociaż podejrzewałem jak całość się zakończy. Masz w tekście kilka literówek, w paru miejscach poprzestawiałbym słowa, ale to nie przeszkadzało w płynności czytania.
Ale jedna rzecz mi przeszkadzała. Pokażę Ci co :)
Gerda wyszła na podwórko przed domem. Zima powoli odchodziła, spod śniegu prześwitywały kępki zmarzniętej trawy. Pomyślała o siostrze i westchnęła. Wciąż bolało jak nigdy nie zasklepiona rana. Nie mogła tego tak zostawić.
Na myśl o tym, co planowała, przechodził ją dreszcz. Chciała pobiec do Antka, przecież narzeczony Kai powinien zachować się inaczej. Przypomniala sobie, jak siedział, zrezygnowany, całkiem załamany w pokoju. Jakby umarł za życia razem z odejściem jej siostry.
Gerda nie zamierzała odpuszczać.
Muszę poradzić sobie sama – pomyślała, otwierając drzwi szopy.
Wewnątrz stał skuter śnieżny, prezent od rodziców na osiemnaste urodziny. Wyprowadziła go na podwórko, wsiadła i odpaliła silnik. Usłyszała znajomy terkot. Pamiętała, jak objeździła wszystkie dróżki w wiosce i w okolicy, ale tego dnia znajomy dźwięk już nie cieszył. Planowała coś znacznie większego.
Wyjechała na ulicę i szybko dotarła do końca wsi. Ruszyła ścieżką prowadzącą wzdłuż sadów. Uśpione drzewa owocowe wyciągały bezlistne gałęzie do słońca rozgrzewającego bezchmurne niebo. Na wpół roztopiony śnieg plaskał pod płozami skutera.
Gerda mocno ściskała rączki kierownicy. Od babci wiedziała, że powinna jechać na północ. Od niej usłyszała zaklęcie, zdolne przenieść człowieka do Krainy Wiecznej Zimy.
Pamiętała słowa babci: "Magia zadziała tylko na tego, kto naprawdę chce tam dotrzeć. Zwłaszcza, jeśli zostawił w tej krainie cząstkę własnej duszy".
Gerda była pewna, że jej się uda. Drżącymi ustami wypowiedziała zaklęcie.
Kiedy poczuła lodowaty powiew na twarzy, wcisnęła nos w szalik. Drzewka owocowe i znajoma droga zniknęły mgnieniu oka. Przed nią rozciągały się pola przykryte dywanem białego puchu, w oddali majaczył las przystrojony śnieżnymi czapami.
Gerda przystanęła, oczarowana, rozglądała się po niezmierzonych, dzikich przestrzeniach. Odetchnęła krystalicznie czystym powietrzem. Wyciągnęła kompas, który dała jej babka. Mała, czerwona igła wskazywała północ.
Dziewczyna odpaliła silnik skutera i pomknęła w tym kierunku. Pędziła jak szalona, wreszcie nie musiała uważać na znaki, przechodniów, czy ograniczenia prędkości.
– Juhuuu! – zawołała donośnym głosem.
Skuter parł do przodu jak błyskawica, w zwykłym świecie nie był nigdy taki szybki. Szalik spadł Gerdzie z twarzy, czapka zsunęła się z uszu, ale dziewczyna nie przejmowała się wcale. Padające z nieba płatki wydawały się małymi światełkami, tańczącymi w powietrzu.
W tym fragmencie mamy jedynie Gerdę, więc to ciągłe przypominanie nie jest potrzebne. Usunąłbym to wszystko w cholerę, zostawiając podmiot domyślny.
W kolejnej części, po tej zacytowanej, też sporo Gerd i dziewczyn:
Gerda przemknęła obok lasu. Kiedy myślała o tej krainie, wyobrażała sobie upiorne pustkowia i krwiożercze niedźwiedzie polarne. Nie przypuszczała, że znajdzie się w takim magicznym, zachwycającym miejscu. Nie czuła żadnego zmęczenia, zimna, czy strachu.
Dziewczyna zobaczyła kolejne pola, poprzecinane skupiskami wysokich choin, a w oddali pojawiła się strzelista sylwetka pałacu. Jasny, górujący nad otoczeniem kształt przypominał samotnego lodowego olbrzyma, wyłaniającego się z bezkresnej, białej toni.
Gerda pomyślała o siostrze.
Tylko sprawdzę. Jeśli Kaja jest szczęśliwa, po prostu pogadam z nią i wrócę – planowała.
Pamiętała sen, który budził ją przez kilka nocy z rzędu. Jej siostra, wzywająca pomocy przez okno lodowego zamku.
Król Śniegu nie może być zły – pomyślała o jego szarych oczach. Ale jeśli Kaja jest nieszczęśliwa, muszę ją uwolnić, znaleźć sposób, żeby wróciła ze mną.
Skuter mknął po śniegu. Gerda zbliżała się do pałacu z każdą chwilą. Strzelista sylwetka potężniała w oczach, skrząc się całą zorzą odcieni błękiu i bieli. Gerda patrzyła z otwartymi ustami na te wspaniałości. Wprost nie mogła oderwać oczu od budowli. Obok pałacu dostrzegła jezioro, znacznie większe niż to w wiosce.
Tutaj to dopiero byłby wyścig na łyżwach – pomyślała.
Zdziwiła się, bo wokół budowli nie dostrzegła żadnego muru, tylko niewysoki płotek utkany z lodowych sopli, z szeroką, otwartą bramą.
Gerda ominęła slalomem pingwiny stojące na dziedzińcu. Czarne futra zwierząt kontrastowały z bielą śniegu.
Dziewczyna zatrzymała pojazd niedaleko wejścia. Do pałacu prowadziły szerokie schody wykute w ośnieżonym pagórku, a po bokach stały lodowe rzeźby rycerzy i panien.
Gerda zobaczyła polarnego niedźwiedzia, który szedł w jej stronę. Zamarła z przerażenia, ale nie zamierzała uciekać. Zwierzak zbliżył się, powąchał jej nogę, po czym usiadł i patrzył na nią.
– Dobry miś, spokojnie – powiedziała, zsiadając ze skutera.
Spojrzenie zwierzęcia wydawało się przyjazne.
Gerda powoli wchodziła po schodach, aż do pobielonej szronem bramy. Niedźwiedź wdrapywał się za nią.
Dziewczyna sięgnęła do klamki, drzwi otworzyły się dziwnie lekko, bez najmniejszego skrzypnięcia. Aż dech jej zaparło w piersiach z przejęcia, kiedy zajrzała do środka. Jej oczom ukazała się ogromna sala z piękną, jakby szklaną podłogą, przypominającą wzory z mrozu na szybach. Ściany skrzyły się śniegowymi gwiazdkami, a z sufitu zwisały ogromne żyrandole z tysiącami lśniących kryształków.
Na piętro prowadziły szerokie schody. Nagle rozległ się stukot pantofelków. Gerda spojrzała w tamtą stronę i uśmiechnęła się szeroko.
Potem już dochodzi Kaja i Król, więc tam można informować, kto co mówi. Podkreśliłem w cytowanym tekście też literówkę, która Ci się zdarzyła oraz słowa, według mnie, do usunięcia lub zastąpienia.
Pozdrawiam serdecznie :)
Q
Known some call is air am
Gerda siedziała na ławce przy stawie
po czym ruszyła po zamarzniętej tafli na środek jeziora,
Ślizgawka na stawie, czy jeziorze? Ostawiam, że pierwsze, bo częściej się potem pojawia w tekście.
pingwinami i niedźwiedziami polarnymi
Wiem, że to bajka, ino u Andersena są bodajże tylko niedźwiedzie, a jedne i drugie na tym samym kontynencie też się nie trafiają.
Przyjemne opowiadanie, czytało się szybko, ale mam parę uwag.
Najbardziej podobało mi się pozytywne zakończenie i i ogólnie relacja króla z Gerdą. Fajnie, ze król wcale nie był taki zły, tylko po prostu samotny. Polubiłam też Gerdę.
Nie pasował mi za to wiek bohaterek. Poznajemy je jak lepią bałwana, potem jeżdżą na łyżwach, a starsza siostra upomina młodszą, żeby nie wpadła do przerębli. Wydawało mi się więc, że są to dziewczynki w wieku około 10 lat. Następnie Gerda mówi Królowi Śniegu, że Kaja ma narzeczonego. W tym momencie trochę się zagubiłam. Można by jakoś wcześniej napisać coś o wieku bohaterek. Co prawda po drugim przeczytaniu zauważyłam, że Kaja była opisana bardzie “po dorosłemu”, ale na początku nie zwróciłam na to uwagi.
Żadna z sióstr nie wiedziała, że potężny czaroksiężnik właśnie przypadkiem rozbił zwierciadło zła, którego okruchy rozsypały się po całym świecie. Jeden z kawałków wpadł do oka Kai, drugi trafił wprost do jej serca.
Nie do końca wiem, o co chodzi z tym zwierciadłem. Rozumiem, że to nawiązanie do oryginału, ale w Twojej opowieści zwierciadło nie ma wiele wspólnego z fabułą. Okruch wpada, a Kaja zachowuje się jak dawniej. Poza tym zacytowany fragment wybija z rytmu, można by go wprowadzić bardziej subtelnie.
Oni w ogóle nie szukali Kai po tym, jak zaginęła? Moim zdaniem dobrze by było coś o tym wspomnieć, zwłaszcza, że pewnie od razu by wezwali policję i w ogóle.
Poza tym nie do końca rozumiem motywy Króla Śniegu. Na początku więzi Kaję, Kaja płacze, a kiedy pojawia się Gerda, tak po prostu pozwala jej odejść.
Pozdrawiam :)
Oluta, już tłumaczę. :)
Oni w ogóle nie szukali Kai po tym, jak zaginęła? Moim zdaniem dobrze by było coś o tym wspomnieć, zwłaszcza, że pewnie od razu by wezwali policję i w ogóle.
W bajce Andersena też nie było policji. ;) Tu pewnie szukali, ale to nie miało znaczenia, bo Kaja była w Krainie Wiecznej Zimy, gdzie żaden radiowóz nie mógł dotrzeć.
Poza tym nie do końca rozumiem motywy Króla Śniegu. Na początku więzi Kaję, Kaja płacze, a kiedy pojawia się Gerda, tak po prostu pozwala jej odejść.
Odpowiedzią jest scena między Królem Śniegu a Kają w pałacu. Miała być wielka love, a wyszło jak to w życiu… Idealna kobieta okazała się nieidealna. Król miał jej dosyć, poza tym, zdał sobie sprawę, że źle wybrał.
Nie do końca wiem, o co chodzi z tym zwierciadłem. Rozumiem, że to nawiązanie do oryginału, ale w Twojej opowieści zwierciadło nie ma wiele wspólnego z fabułą. Okruch wpada, a Kaja zachowuje się jak dawniej. Poza tym zacytowany fragment wybija z rytmu, można by go wprowadzić bardziej subtelnie.
Nawiązanie do oryginału. Akurat w tym momencie zwierciadło się zbiło, dlatego Kaja zapragnęła lepszego życia z Królem. Okruchy zwierciadła sprawiły, że zapomniała o narzeczonym.
Nie pasował mi za to wiek bohaterek. Poznajemy je jak lepią bałwana, potem jeżdżą na łyżwach, a starsza siostra upomina młodszą, żeby nie wpadła do przerębli. Wydawało mi się więc, że są to dziewczynki w wieku około 10 lat.
Myślałam, że to będzie oczywiste, że mają więcej niż osiemnaście lat. Pomyślę nad tym. W dalszej części jest wzmianka, że Gerda dostała skuter na osiemnastkę. Można lepić bałwana w starszym wieku, jeździć na łyżwach też, nawet grubo po dwudziestce. Wiem z własnego doświadczenia. ;)
Fajnie, że opowiadanie dobrze się czytało.
Edit. Dopisałam, że to były młode kobiety, wiek będzie czytelniejszy. Kiedy Kaja skarży się siostrze, dodałam zdanie. Teraz lepiej widać, co nie zagrało w ich znajomości z Królem. Dzięki za uwagi.
PanKratzek, jezioro poprawione.
Wiem, że to bajka, ino u Andersena są bodajże tylko niedźwiedzie, a jedne i drugie na tym samym kontynencie też się nie trafiają.
Wiem, powinny być lisy polarne, ale pingwiny bardziej pasują. To bajka, więc zostawię.
Outta Sewer, cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało.
Podmioty już poprawiłam, dzięki za wskazówki.
Dzięki za wyjaśnienia. Co do tego wieku, to myślałam o nich jak o małych dziewczynkach tylko do czasu, gdy przeczytałam o narzeczonym, później już załapałam, ile mają lat.
edit: A ona na weselu nie tańczyła z narzeczonym? Przecież to już było po wpadnięciu okrucha.
Dobrze się czyta, fajny pomysł. Królowa była zła, a król jedynie samotny – trochę to niesprawiedliwe ;) Powiedziałabym, że okruch trochę niepotrzebny i wytrąca z czytania. Wiem, że był w oryginale, ale tutaj obyłoby się bez niego. Młoda dziewczyna po prostu się zapomniała i chciała być królewną, a potem okazało się, że to wcale nie takie fajne, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. To się zdarza.
Ale generalnie fajne opko. Misie i kliczek :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Oluta, Kaja tańczyła z narzeczonym, bo nie wiedziała, że Król po nią przyjdzie, ale jak go tylko zobaczyła, nawet specjalnie nie musiał jej namawiać na ucieczkę. ;)
Irko, dziękuję za klika. Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało. Masz rację, Kaja mogła się skusić na wyjazd z Królem nawet bez zwierciadła. Chciałam umieścić wątek, który był w oryginale.
Ładna bajka.
Trudno polubić Kaję, zwłaszcza po kontakcie z okruchami. Podejrzanie łatwo było pozbyć się okrucha z serca. Jeśli wystarczyło przytulenie, to skąd wziął się Jasio? ;-)
drobinki śniegu pryskały spod płozów
A nie płóz?
Ominęła slalomem pingwiny stojące na dziedzińcu. Czarne futra zwierząt kontrastowały z bielą śniegu.
Od kiedy pingwiny mają futra?
Babska logika rządzi!
chyba mają futra, przynajmniej takie małe
Finklo, dziękuję za klika i komentarz. Przed Tobą nic się nie ukryje. ;) U mnie Kaja jest czarnym charakterem. Pingwiny sprawdzę, jak wrócę do domu, płozy też. Król Śniegu był zimny, dlatego nie stopił okrucha. Hmmm, zimna sypialnia źle się kojarzy, a dziecko jednak się pojawiło. Ale to bajka, więc może śniegowe wróżki przyniosły Jasia. ;)
Pomyślę nad dopisaniem czegoś w treści, żeby to wyjaśnić.
Cześć Ando,
ciekawa postać Króla Śniegu, wydaje mi się nie tylko samotny, ale też niepewny. Podoba mi się kontrast między Kają a Gerdą, która ma zdecydowanie więcej empatii. Ciekawa relacja Króla z Kają, oboje rozczarowani wspólnym życiem:-) Ale tak bywa jak on dostrzega tylko jej urodę, a ona jego bogactwo:-)
Fajny początek, rzeczywiście zaczynasz mrocznie tą duszyczką, ale ja lubię takie klimaty.
polecam do biblioteki i pozdrawiam
Przecież pingwiny to ptaki. Skąd by wzięły sierść?
Babska logika rządzi!
Finklo, racja z tymi pingwinami, mają pióra. Już zmienione.
Olciatko, dziękuję za klika i komentarz. Wydaje mi się, że w tej bajce to Gerda jest Alfą, a nie Król. ;)
Mnie też się podoba. Ciekawy pomysł na zamianę zaowocował opowiadaniem, które bardzo przyjemnie się czyta :) Bohaterowie też na plus, zarówno król jak i dziewczyny, a także fajnie pokazałaś relacje między nimi. Poza tym ładnie to wszystko opisałaś.
Oczywiście klikam bibliotekę :)
Katiu, cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało. Dziękuję za komentarz i kliczka.
Wreszcie udało mi się napisać coś z pozytywnym zakończeniem. Właśnie sobie przypomniałam, że dawno temu, pod opowiadaniem o terrorystach, obiecałam coś takiego Reg.
U mnie dużo się ostatnio zmienia, nastrój też. :)
Tak, to powiadanie ma w sobie dużo czegoś pozytywnego. Nie tylko zakończenie. Mimo Króla Śniegu jest w nim dużo ciepła :)
Hm, początek trochę wybił mnie z rytmu przez ilość powtórzeń, ale całość naprawdę mi się spodobała. Żeby skończyć narzekanie jeszcze jedno.
Maleńka dusza coraz słabiej trzymała się niemowlęcego ciałka. W wiejskim domu panowała cisza niemal kalecząca uszy.
Odwróciłabym kolejność tych zdań, bo tutaj lepiej przejść od ogółu do szczegółu.
A teraz pochwalę, bo może początki są trochę po grudzie, ale dalej czyta się naprawdę przyjemnie. Zamiana też bardzo ciekawa, bo kulturowo znacząca i postać Kai jest skrojona tak, że czerpie z oryginału, ale nie jest jego kompletną kalką. I więź między Królem Śniegu a Gerdą wydaje się interesującym smaczkiem – przyznaję się bez bicia, że Andersen to nie mój konik, bo jego historie są mocno łzawe, nie pamiętam więc dobrze oryginału.
Pozdrawiam.
O, znowu spodobały mi się Twoje bajkowe klimaty, Ando. Król Śniegu jako postać świetny, taki melancholijny i pasujący do swej roli. Wątek romansowy też ładny, nieoczywisty i dość przewrotny. Opowiadanie jest inspirujące i pobudza wyobraźnię. Opisy zimowych krajobrazów tworzą w tekście magiczny klimat. Zgrabna pętla łącząca początek z końcem i ciekawie wymyślone zakończenie z tym dzieckiem i tym, że nie może ono przeżyć bez zimy. Cieszę się, że dobrze się skończyło i że Król Śniegu nie jest już samotny i że Gerda z nim pojechała – od początku była w nim zakochana, no i pasowała do niego doskonale.
Zgrzytnął mi nieco ten wątek z odłamkiem lustra – wiem, że chciałaś odwołać się do baśni, ale wg mnie mogłoby równie dobrze go nie być i nie wpłynęłoby to na fabułę, ani zachowanie bohaterów – tzn. nie zauważyłam szczególnie wielkich różnic w zachowaniu Kai z okruchem lustra i bez niego. Tak samo Królowi Śniegu nie było to potrzebne do zakochania się, bo przecież Kaja spodobała mu się już od pierwszego wejrzenia, jak jeszcze nie roztaczała kuszącej aury magicznego lustra.
I ten fragment nieco nienaturalnie i zdawkowo wpleciony w opowiadanie, można by było pokusić się o jakieś subtelniejsze wprowadzenie go:
Wróciła do Kai, wciąż siedzącej na ławce.
– Nie uwierzysz, co się stało… – Opowiedziała o spotkaniu z Królem Śniegu.
Żadna z sióstr nie wiedziała, że potężny czaroksiężnik właśnie przypadkiem rozbił zwierciadło zła, którego okruchy rozsypały się po całym świecie. Jeden z kawałków wpadł do oka Kai, drugi trafił wprost do jej serca.
Ale mimo że gadanie o zaletach zajmuje dość małą część mojego komentarza, to tak naprawdę opowiadanie bardzo mi się spodobało, a wady przeze mnie wspomniane nie rażą jakoś szczególnie. Tekst oczywiście zasługuje na Bibliotekę, idę więc polecać :)
Dziękuję za kliki i komentarze :)
Katiu, to bardzo budujące, że tak myślisz.
Oidrin, przyznam, że trochę odeszłam od oryginału, szukałam pomysłów na postać Króla Śniegu. Cieszę się, że opowiadanie dobrze się czytało. Zgadzam się, początek jest specyficzny.
W którym miejscu znalazłaś powtórzenia?
Sonato, fajnie, że wpadłaś. Starałam się, żeby wątek romansowy i opisy zimy wypadły ciekawie.
Masz rację, okruchy lustra pojawiają się niespodziewanie, może lepiej było napisać o nich na początku, ale chyba też wydawałyby się doklejone na siłę. W oryginale też było podobnie.
Hej Ando, przyjemna historia. Zacnie ułożyłaś fabułę, zaczynamy od zaciekawienia, co też ta Gerda wymyśliła, by uratować malca i kończymy, szczęśliwie, na jego odratowaniu. Klamerka otwarta, klamerka zamknięta.
Wspaniale odmalowałaś krajobrazy przedstawione w opowiadaniu. Zwróciłam uwagę na barwne opisy przyrody oraz zamku Króla. Mogłam się zatopić w tym świecie, niemalże jak w śniegu :).
Sam pomysł również godny docenienia, mamy tutaj nie lodowatą władczynię, a pana i to w dodatku wcale nie aż tak zimnego ;). Jest niespodziewane dziecko (chyba działo się w tej Krainie Lodu ;)), a Kaja to płomiennoruda, nieco kapryśna, kobieta.
Mam kilka drobnych uwag:
hatowany kożuch
→ domyślam się, że miał być haftowany(?)
Uśmiechnął się lekko, po czym spojrzał w stronę Kai, zajętą smartfonem.
→ tutaj chyba powinno być: w stronę Kai, zajęTEJ smartfonem (sama nie jestem pewna)
Kilka słów, zamieniających radość w śniegową breję.
→ dla mnie ten fragment brzmi niejasno; jako czytelnik nie wiedziałam, o które słowa chodzi
Poza dużą sympatią do Twojego tekstu, niestety nie przekonało mnie zakończenie. Było aż zbyt różowo. Gerda ot tak wskoczyła do sań, zostawiając życie pośród ludzi na długi okres, a Król tak nagle uznał, że odtąd happily ever after i nie jest już sam ;).
Pozdrawiam!
W którym miejscu znalazłaś powtórzenia?
W pierwszym rozdziale za dużo tej Gerdy na początku akapitów. Z jednej strony rozumiem, że skupiamy się na jej perspektywie, z drugiej trochę mi zgrzytnęło. A że potem już tego nie ma, czytało mi się dużo lepiej. Myślę, że dobór środków nie jest tutaj koniecznie zły, po prostu każdy na ma swoje czytelnicze gusta.
Cześć!
Tym razem bez rozwlekania komentarza. Napisane masz to bardzo przyjemnie dla czytelnika, bo wszystko ma określone tempo, więc i czas przy tekście leci szybko. Opowieść dość konsekwentna, bo trzymasz się bajkowych założeń. Historia jest stosunkowo prosta, zawiera też w sobie określone przesłania i wartości, więc na tym poziomie (patrzę pod kątem gatunku) wszystko jest w porządku. Zamiana przebiega tu dość naturalnie, nie widać, żeby coś było robione na siłę, albo żeby jakieś skutki zamiany przeszkadzały historii, bądź ją w jakimś stopniu hamowały (myślę o hamulcach typu: trzeba się trzymać fundamentów oryginału, a ten i ten element nie bardzo pasuje, itp.; tutaj tego problemu nie ma). Bohaterów masz takich bajkowo-prawdziwych, że tak to ujmę, ta kombinacja też wypada całkiem nieźle, bo jednak z jednej strony trzymasz się konwencji, z drugiej gdzieś tam w tym wszystkim przewija się jednak krzta realności i prawdziwego życia.
Jest więc to sympatyczna, dobrze napisana, konsekwentna historia i… w zasadzie trudno mi w tym przypadku napisać coś więcej. Miło, że ten końcowy wydźwięk jest pozytywny, bo ileż można zbierać łopatą między oczy. ;-) Fajnie, że tu jest coś innego.
Innym razem rozpiszę się bardziej. ;-)
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
CM, miło Cię widzieć. :)
Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało. Przyznam, że liczyłam na komentarz wierszem, ale i tak jestem zadowolona. ;)
Oidrin, widzę to miejsce z powtórzeniem, ale nie mam jak zamienić, żeby został punkt widzenia Gerdy w scenie.
Cytryno, witam. Miło, że zwróciłaś uwagę na krajobrazy. Sposób opisu miał pokazywać emocje bohatera, którego punkt widzenia mamy w scenie.
Odnośnie zakończenia: jest konsekwencją wcześniejszych zdarzeń. Nie wiem, czy to dobrze widać, ale wszystkie wydarzenia w wiosce rozgrywają się między Królem i Gerdą. A jednak on woli Kaję i rozczarowuje się. Król wiedział jeszcze przed wyjazdem Kai, że wybrał nie tę siostrę. Mówi o tym do Gerdy na schodach lodowego pałacu i w zakończeniu. Jej też jest ciężko, bo starała się zwrócić na siebie uwagę Króla. W pierwszej scenie, kiedy go woła, mamy wzmiankę, że od dawna chciała wypowiedzieć te słowa. Gdybym napisała jaśniej, spaliłabym efekt zaskoczenia w końcówce.
Przyznam, że liczyłam na komentarz wierszem
Limit rymowanek na głowę wynosił w tym konkursie: jeden. ;-)
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
Choć żaden tam ze mnie CeeM,
Dla Ciebie zrymuję komentarz ten:
Król z francuska powinien zakrzyknąć: “Oh merde”!
Kiedy wziął do siebie Kaję, a nie Gerdę.
I choć historia piękna, skończona happy endem,
Zimny drań szczęście swoje osiągnął psim swędem.
A Gerda ciut zbyt łatwo przyjęła los tułacza.
Żadna kobieta wzgardy tak łatwo nie wybacza.
Na koniec mam kilka uwag już nierymowanych
Do zdań z Twego tekstu bezpośrednio wyrwanych:
Już nie pamiętał, kiedy ostatni raz rozmawiał z kimś innym poza pingwinami i niedźwiedziami polarnymi.
Ale wiesz, że niedźwiedzie i pingwiny, to są dwa różne bieguny, nie? ;)
Żadna z sióstr nie wiedziała, że potężny czaroksiężnik właśnie przypadkiem rozbił zwierciadło zła, którego okruchy rozsypały się po całym świecie.
– ”czarnoksiężnik”.
– poza tym – co to za czarnoksiężnik, co to za lustro? Dlaczego niezdary dysponują tak potężnymi artefaktami? ;)
Che mi sento di morir
BasementKey, nie mogę się doczekać Twoich rymów w RAPorcie:-)
Dzięki, Olciatko :D Zobaczymy, co z tego wyjdzie ;) Ja raczej lepiej się sprawdzam w krótkich formach…
Che mi sento di morir
Ando, co do zakończenia, jak najbardziej widziałam logiczne powiązania z wcześniejszymi wydarzeniami. Od pierwszej jazdy na łyżwach pojawia się wyraźna sugestia, że król leci nie za tą siostrą, co trzeba ;). Zadziwiła mnie pewność faceta, że z Gerdą będzie dobrze. Niewiele się znali i zero zawahania. Kobieta wskakuje do sań na wiele miesięcy (a według sugestii na zawsze) i też zdaje się nie zastanawiać nad konsekwencjami czy życiem, jakie ją tam czeka. Ileż można jeździć po lodzie? ;)
Ale też rozumiem, że to bajka i stąd happy-end.
CM, i tak było miło przeczytać komentarz, nawet bez rymów.
BasementKey, dziękuję :) Wierszyk zacny.
O niedźwiedziach i pingwinach wiem, ale to bajka, więc uznałam, że przejdzie. ;)
Czarnoksiężnik i lustro są w oryginale, też jako kilka zdań wtrącenia do tekstu. Literówkę zaraz poprawię.
Cytryno, dobrze zauważyłaś, pewne uproszczenia są, jak to w bajce typu love story. ;)
Król przekonał się już wcześniej, że się pomylił. Starał się powiedzieć o tym Gerdzie na schodach pałacu, przy pożegnaniu. Przy tworzeniu lodowych rzeźb on tęskni właśnie za nią. Nie mogłam napisać wprost, bo spaliłabym zakończenie.
BasementKey, Cytryno, Gerda u mnie jest motorem całej historii. To ona decyduje, miesza, sprawia. Usuwa się z drogi Króla tylko dla dobra siostry.
W oryginale dużo zależało od Królowej Śniegu. Tu chciałam pokazać silną kobiecą postać, wyjść poza stereotyp silnego mężczyzny i słabej kobiety w tego typu historiach.
Bardzo ładnie, pomysłowo przetworzyłaś tutaj opowieść Andersena o Królowej Śniegu. Zawsze mi w tamtej historii brakowało większej ilości informacji o samej królowej, a ty dałaś nam tutaj fajną, pomysłową koncepcję jej męskiego odpowiednika.
Bardzo doceniam w tym opowiadaniu fakt, że nie przydzielasz łatwo swoim postaciom ról dobrych i złych. Kaja jest płytka, interesowna i niezbyt lojalna, ale nie jest zła. Król jest egocentryczny i skupiony na siebie, ale też samotny i zdolny do zrozumienia własnych błędów. Bardzo fajnie wybrzmiał mi w tym tekście happy end – taki baśniowy, ciepły, nie nagły ani przyspieszony, ale wynikający z rozwoju postaci. Zamiana Kaja na Kaję, poza możliwościami fabularnymi (dziecko) podkreśliła też rolę siostrzanej miłości w tym tekście. Masz kilka zdań-perełek („Kaja nie… może” w końcówce, na przykład).
Konstrukcyjnie tekst jest trochę nierówny i chwilami przeładowany informacją, ale to są rzeczy, które można wyszlifować w pracy redakcyjnej. Bardzo chętnie wezmę ten tekst do antologii J
ninedin.home.blog
Ninedin, dziękuję za komentarz. Miło, że tekst Ci się spodobał.
Zgłoszę się na priv do pracy redakcyjnej.
Fajne :)
Przynoszę radość :)
Cieszę się. :)