Ludzie nie rodzą się źli. Nie stają się też tacy z dnia na dzień. Do tego potrzeba czegoś… więcej. W moim przypadku wystarczył jednak impuls. Iskra, która w sekundę spaliła wysuszoną przez łzy duszę i zmieniła mnie w kogoś zupełnie innego. Osobę, która nie czuje nic, zabijając dla pieniędzy.
Przechylam lekko głowę, a wydychane powietrze odbija się od wnętrza chusty zakrywającej mi większą część twarzy. Dusi mnie, ale staram się o tym nie myśleć. Patrzę na wielkiego mężczyznę leżącego na podłodze, którego mózg właśnie ugotowałam. Od zawsze potrafiłam myślą nagiąć ludzką wolę lub całkowicie ją zniszczyć. To, co w starym życiu uważałam za wadę, w nowym stało się zaletą.
Ostatni raz patrzę na zwłoki u moich stóp. Wykonałam zlecenie, czas więc poszukać sobie jakiejś pamiątki. Tylko trofea mają dla mnie wartość, chociaż rzadko się do tego przyznaję. Są prawdziwe. Sprawiają, że i ja się taka staję.
Idę przestronnymi korytarzami, przesuwając wzrokiem po drogich obrazach i wielkich rzeźbach. Widzę w ciemności lepiej niż ci, którzy kroczyli tędy w ciągu dnia. Ciągle czuję ich energię, echo myśli. Łączę się z nimi, mimo że tego nie chcę. Przesuwając dłonią po masywnej poręczy schodów, wolno podążam do piwnicy. Dom powinien być pusty, ale wiem, że jest tu ktoś jeszcze.
Wchodzę do pokoju. Ciemnego i cichego, ale po brzegi wypełnionego bólem, strachem i bezradnością. Gdy przemierzam przestrzeń, włączają się kolejne światła. Nie chcę być widziana, ale nie mam wyboru. Z mroku wyłaniają się cuda: naszyjniki, wazy, książki. Nic z tego mnie nie interesuje. Czuję na sobie spojrzenie. Za taflą szkła mieszka niezwykłe piękno.
Staję naprzeciwko szyby, która zastępuje jedną ze ścian pokoju i przechylam głowę na bok. Młody mężczyzna podnosi się i siada na wąskim łóżku. Cienki jedwab opada, odsłaniając szczupłe ciało. Długie włosy spływają po nagich ramionach. Błękitne oczy kierują się w moją stronę. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś równie pięknego. Wiem, że nie powinnam go brać. Przysporzy mi tylko kłopotów, ale w tej chwili nie umiem być rozsądna.
Skupiam moc na szkle. Widzę jego strukturę. Mogłabym sprawić, że szyba zniknie. Zamiast tego wolę ją zniszczyć. Jak wszystko w swoim nowym życiu. Szkło pęka, a odłamki zatrzymują się w czasie i przestrzeni.
– Jak masz na imię? – pytam chłopaka, który nie może mieć więcej niż dwadzieścia lat.
– Bell – szepcze, a kształtne usta drżą.
Słyszę echo minionych krzyków. Powietrze nadal wypełnia wspomnienie łez. Czuję też krew. Nie wierzę, że po tym wszystkim, co mu zrobiono, chłopak zachował niewinność. Pozostał piękny. Nieskazitelny. Idealny.
Tylko raz w życiu czułam większą wściekłość. Wtedy skończyło się to śmiercią – moją i mężczyzny, którego wydawało mi się, że kocham.
Przez chwilę myślę, czy nie lepiej zabić nieznajomego.
– Chodźmy. – Wyciągam do niego dłoń odzianą w czarną rękawiczkę, a odłamki szkła rozsuwają się jak diamentowa zasłona.
Bell waha się, ale w końcu chwyta moją dłoń. Czuję jego ciepło i nadzieję, którą z pewnością zawiodę.
***
Stoję naga pośród wspomnień. Mój dom nie jest duży, ale bezpieczny. Mam tu wszystko, czego nie potrzebuję. Dbam tylko o jedno: by nie widzieć swego odbicia. Dawno rozbiłam wszystkie lustra, gazetami zakryłam szyby w oknach. Wiem, jak wyglądam: twarz poraniona pazurami, zniekształcona czaszka, pocięte przedramiona i uda, skóra poznaczona ogniem i zlepiona bliznami. Większości z tych ran mogłam uniknąć, ale wiem, że na nie zasługuję. Chcę je mieć, ale nie mogę na nie patrzeć. Wystarczy, że je czuje.
Nigdy się nie dotykam. Czasem tylko przesuwam dłonią tuż nad skórą w okolicy serca. Tam, gdzie mam tatuaż: czerwoną różę o wiotkiej łodydze, ukrytą pod szklanym kloszem. Jedyną rzecz, która pozostała mi po tym zdrajcy. Wytatuowałam ją na znak mojej miłości do niego, a stała się narzędziem dla jego zemsty. Zmienił ją i wypaczył, tak jak to zrobił ze mną.
Rzadko kiedy mam odwagę, by na nią spojrzeć. Dziś jednak czuję się silna. Patrzę w dół. Jeden z płatków właśnie odpada i dołącza do innych u podstawy klosza. Umieram, a przecież moje serce od dawna jest martwe. Od dnia, gdy zabiłam mężczyznę, dla którego ono biło. Wróża i wieszcza. Tego, który mnie przeklął, a przecież nie miał do tego prawa. A może miał?
Wykrzywiam twarz i zagryzam dolną wargę. Jakie to ma znaczenie? Tak teraz wygląda moje życie. Moja kara. Zasłużyłam na nią? Nie pamiętam. Wiem tylko, że do dziś płacę cenę nie tylko własnych, ale i cudzych błędów. Kiedy spadnie ostatni płatek – umrę naprawdę. Póki zabijam, jestem bezpieczna.
Organizacja zrzeszająca zabójców daje mi cele, których sama nie potrafiłabym wybrać. Cenią mnie, bo pracuję ponad normę. Póki dla nich zabijam, jestem bezpieczna.
Podrywam głowę i zerkam za siebie. Kieruje myśli dalej i głębiej, poprzez deski i beton. Bell! Naga wybiegam z pokoju. Gnam przez ciemne korytarze, sprawnie omijając kolejne przeszkody i przewrócone meble. Nie dbam o dom, jest zagracony i brudny. Ma taki być. Dzięki temu czuję się porządniejsza, bardziej czysta.
Wpadam do pokoju, skrzydło drzwi uderza o ścianę. Bell patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. Światło księżyca wdzierającego się przez uchylone okno podkreśla bladość skóry chłopaka. Luźna koszula i porwane spodnie – tylko tyle dla niego miałam – zakrywają piękne ciało, które pragnę oglądać. W dłoni trzyma jedną z moich pamiątek.
– Zabroniłam ci tu wchodzić – mówię, ruszając w jego stronę.
Bell się cofa. Wpada na piedestał i zrzuca z niego zniszczony zegarek. Zanim ten dotknie ziemi, z mojego gardła dobywa się wrzask. Chłopak zakrywa głowę rękami. Zegarek zawisa w powietrzu. Nie patrzę na Bella. Nie obchodzi mnie, że z uszu leci mu krew.
Gdy biorę oddech, podchwytuję spojrzenie błękitnych oczu chłopaka. Nie wiem, czy bardziej się mnie brzydzi, boi czy nienawidzi. Nie jestem nawet pewna, czy mnie to interesuje. Ucieka, zanim jestem w stanie zdecydować.
Patrzę na wiszący w powietrzu zegarek, a do oczu napływają mi łzy. Krzywiąc się, klękam na brudnej podłodze. Ujmuję zegarek w dłonie, a wolą myśli ustawiam przewrócony piedestał. Z namaszczeniem układam pamiątkę na właściwym jej miejscu. Sprawdzam, czy pozostałym nic się nie stało. Świecznikom, filiżankom, spinkom. Mają dla mnie ogromne znaczenie, mimo że często temu zaprzeczam. Są dla mojej pamięci tym, czym blizny na ciele. Dowodem na to, czym się stałam. I tylko dlatego, że Bell jest jedną z tych pamiątek, odsuwam myśl o pozbawieniu go życia.
***
Bell uśmiecha się do mnie, a ja nie wiem dlaczego. Stoję w otwartym oknie na piętrze i patrzę, jak chłopak pracuje w ośnieżonym ogrodzie. Został, mimo że dawno pozwoliłam mu odejść. Codziennie sprząta i gotuje. Przychodzi wieczorami, niezrażony, że na niego wrzeszczę. Opatruje rany, gdy wracam do domu. Nigdy nie odwraca wzroku. Jest, gdy go potrzebuję.
Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu Bell zbliża się – do mojego serca i umysłu. Czuję go tuż pod skórą. Jest wszędzie, gdzie spojrzę. Uśmiechem i oddechem ogrzewa moje zniszczone ciało. Zmienia rytm próżnego serca. Przywraca blask w pozbawionych życia oczach. Nie wiem, czy to dobrze.
***
Wiedziałam, że nadszedł mój czas. Nie oczekiwałam ratunku czy wybaczenia. Nie chciałam jednak żeby chłopak był tego świadkiem. Los zdecydował inaczej.
Kiedy przyszli po mnie zabójcy, z którymi kiedyś pracowałam, kazałam Bellowi uciekać. To nie była jego wojna. Nie była nawet moja, ale w tym zawodzie nie dało się przejść na emeryturę. Można było tylko umrzeć.
Zabiłam wszystkich z wyjątkiem jednego. Jego moc była podobna do mojej, a ja zbyt słaba, aby go powstrzymać. Triumfował. Sprawiał mi ból, który ze spokojem znosiłam. Im dłużej zajmował się mną, tym więcej czasu miał Bell. Nie wierzyłam, że kiedyś znowu będzie liczył się ktoś poza mną. Nie miałam przecież prawa do tego uczucia. Straciłam je w dniu, gdy zabiłam ukochanego.
Neurony w moim mózgu przepalają się jeden po drugim. Świadomość zanika a wraz z nią ból i wspomnienia. Tracę wzrok. Może dzięki temu będę w końcu wolna? Umrę wcześniej, niż przekwitnie róża połączona z pustym sercem. Zginę, zanim zemsta byłego kochanka się dopełni. A może nie o to mu chodziło?
Hałas. Zaraz po nim drugi i trzeci. Ból nie zniknął, ale napór obcego umysłu z mojej świadomości już tak. Ledwo słyszę głuchy dźwięk ciała uderzającego o posadzkę blisko mnie. Czuję szarpnięcie i przepełnione żalem wołanie. Łzy błyskają w ciemności. Ktoś mnie obejmuje. Znam to ciepło.
Bell? Co on tu robi? Dlaczego wrócił?
Nie rozpoznaję słów, ale czuje rozpacz wypełniającą serce i umysł chłopaka. Moje oczy nadal widzą tylko ciemność, ale umysł dostrzega iskrę w mroku. Niczym nieskalane piękno. Coś, co powinno przetrwać niezależnie od wszystkiego. I czego nie mogłam zniszczyć, tak jak robiłam to wiele razy przedtem. A przecież mogłabym uratować swoje życie, kradnąc mu jego. Jednak pierwszy raz pragnę stworzyć, zamiast zniszczyć.
– Bell. – Wyciągam rękę w jego stronę.
Czuję łzy skapujące mi na dłoń. Zaraz potem dotykam serca i umysłu Bella. Wlewam się w jego formę, wypełniając piękne ciało mocą. Zmieniając je, wzmacniając i dając siłę. Oddając mu całą swoją moc.
– Teraz będziesz bezpieczny – zapewniam cicho, czując, jak ostatni płatek spada na dno serca.
Uśmiecham się pierwszy i ostatni raz.