Siąpiło.
Stanisław Jewgrafowicz wolnym, trochę zakłóconym przez pół butelki stolicznej krokiem, wyszedł na podwórko za domem.
Usiadł ciężko na ławce. Wyjął z kieszeni paczkę biełomorów i zapalniczkę… Wyślizgnęła się spomiędzy drżących palców i upadła w trawę. Drugi już raz dzisiaj.
Głęboko zaciągnął się dymem tytoniowym i nieuważnie rozejrzał po obejściu. Jakiś ruch przy jabłoni przykuł jego uwagę. Mała, ruda wiewiórka obgryzała rumiany, trochę obity, owoc. Całkiem podobna do tej z kartki kalendarza wiszącego nad jego łóżkiem.
– I czego się gapisz? – usłyszał.
Gdyby trzymał jeszcze w ręce zapalniczkę, ta upadłaby dziś po raz trzeci.
– No co? Z bogami gadasz, a wątpisz, że wiewiórka może mówić? – zakpiło zwierzątko.
– Yyyy… – wydukał Stanisław.
– Teraz to yyy… A kto mi robotę popsuł, co, pułkowniku?
Wyraźnie zdenerwowany zwierzak pstryknął pestką jabłka wprost w oko siedzącego żołnierza. Zabolało, Stanisław Jewgrafowicz wzdrygnął się, a łzy pociekły ciurkiem z urażonego oka.
– Ja…
– No właśnie. Ja. Ja! Ja!! – Nie dał przemówić pułkownikowi zwierzak. – Zawsze tylko ja! O innych to nie łaska pomyśleć, co?
– Ale o co chodzi? Panu… pani… wiewiórko? – zakończył niezręcznie Stanisław, któremu w końcu udało się dojść do głosu.
– Skaldowie u was nie śpiewają? A, rzeczywiście, nie śpiewają. Tylko to… mechaniczne rzężenie. – Rudzielec wskazał spiczastą bródką dudniący za oknem magnetofon, z którego dobiegała muzyka Uriah Heep. – Rok i dzień, co? No tak, teraz to już z górki… Aha, o co chodzi?! No przecież Dziewczyna mówiła, nie? Ratatosk jestem. Dziewczyna, tfu…
Wiewiórka ponownie wystrzeliła pestkę, ale tym razem przygotowany już pułkownik uchylił się przed pociskiem.
– Coś tam wspomniała…
– Wspomniała? – zaperzył się Ratatosk. – Wspomniała? Najpierw Wojak przez dziesięciolecia układa wojenkę, jakiej jeszcze świat nie widział. Mówi: „idź ty, Ratatosk, do Nory, do Sierpuchowa. A jak tylko Rosjanie wystrzelą rakiety, to pędem do tego twojego orła, Gromowładnego i Skrzydłostopego może jeszcze, żeby im oznajmić, jaką fajną rozpierduchę zacząłem. Bo wiesz, Przewoźnikowi wypisałem już nadgodziny za długi dyżur, a jego psu podałem coś na uspokojenie, żeby przez te spodziewane tłumy w nerwicę nie wpadł. Do każdej głowy podałem, na wszelki wypadek. Ale się ten mój sztywny braciszek, Ostateczny Gospodarz, zdziwi”.
Widocznie podekscytowana wiewiórka trzy razy okręciła się dookoła puszystej kity.
– No i czekam sobie w tej Norze i czekam – perorował dalej zwierzak.
– Gdzie? – wtrącił pułkownik.
– W mysiej dziurze, a gdzie? Nie przerywaj. A tu widzę: Dziewczyna. Oho, myślę sobie, będą kłopoty. No i były. A to się Wojak wkurzy – zafrasował się Ratatosk. – Z tymi bogami to zawsze jakieś cuda na kiju…
– Zawsze?
– Przecież to gniazdo chorych na wściekliznę szerszeni z wybujałymi ego. Aby tylko moje na wierzchu, a drugiego pognębić. Myślisz, że Dziewczyna pierwsza taki numer wykręciła? A kto dał jabłko Parysowi? Przecież jej mamusia! A ta jak potem śmiała się w kułak, kiedy tamte mało kudłów sobie nie powyrywały. A kto podszepnął Rzymianom, żeby rury z ołowiu robili? Kulasowi się zdało, że jak imperium padnie, to reszta świata rzuci się na jego wyroby – pucharki, misy, sztućce, cały ten kowalski badziew. Że to niby zamożność przejdzie do mas, jak oligarchia zniknie. No i rzuciła się, ale tylko na galanterię żelazną. Zaostrzoną. I w sumie tylko ten tępy okrutnik, co tak dziś chciał namieszać, miał z tego pociechę.
Strużka wody z mokrych włosów pociekła Stanisławowi po plecach. Jego oczy robiły się coraz okrąglejsze, a widziany świat coraz bardziej nieostry…
Niezrażony wiewiór monologował dalej.
– Tu i tak było nie najgorzej. Bo taka Świecąca Na Niebie na przykład. Spać jej się chciało, to kazała sobie nie przeszkadzać. Ale że jakaś dobra dusza, co chciała porządzić w jej zastępstwie, dosypała jej coś do herbaty, to i Świecąca usnęła na kilkaset lat. No i do tych jej wygolonych i wrzeszczących poddanych świat zawitał dopiero po długim czasie. I zanim się zorientowali, już byli do tyłu. Jak się to skończyło, to wiesz… Hodowlą grzybków. Ale dobra, na siebie popatrz. Znaczy, raczej na was. Jakby tych skośnookich Władca z Widelcem nie wabił, żeby do niego przyszli, koni nie dawał, to myślisz, że stałbyś tu gdzie stoisz? Żeby zbudować takie imperium jak wasze, najbardziej potrzeba jednego: posłusznych, niebuntujących się niewolników. I takich właśnie kumysopije wychowali…
Ratatosk przerwał konsumpcję ogryzka, spojrzał spode łba i mruknął:
– No i nie można było tego guzika nacisnąć?
Stanisław Jewgrafowicz rozejrzał się, złapał za luźną sztachetę i zamierzył się do ciosu.
– No, no, zażartować nie można? – Gryzoń wyraźnie się spłoszył.
– Można, ale nie na te tematy. Wiesz, co by było, gdybym nacisnął, rudy cymbale?
– No co, co… – zaperzył się zwierzak. – Wiadomo! Teraz byłbyś gdzieś w stratosferze nad Atlantykiem, a twoja dusza szukałaby oboli dla siebie, żony i córki. Aż tak źle? I tak tam w końcu trafisz…
Pułkownikowi odbiło się dźwięcznie i basowo.
– S… !!!
(tu padło słowo, które nawet wśród marynarzy na okrętach podwodnych i spadochroniarzy w lukach desantowych samolotów wymawia się z rzadka, by nie osłabiać jego potężnej mocy).
– No idę, już idę. Musiałem się wyżalić, boś taką zadymę spartolił! – Zwierzak obrócił się na pięcie i smyrnął na drzewo.
– Poczekaj. – Stanisław podrapał się powoli po potylicy. – Skoro już tak wszystko wiesz, to może… Mógłbyś pomóc? Powiedzieć coś, co mogłoby się przydać w życiu? Na przyszłość…
Zwierzak prychnął z dezaprobatą i rozejrzał się po podwórku.
– A coś ty, Iwan co złapał złotą rybkę? Ech, właściwie to nie mogę, ale… Wkurzyła mnie dziś ta Dziewczyna, jak Amalteę kocham. Dobra, zainwestuj w wiewiórki.
– Dla… dlaczego? – czknął żołnierz.
– Bo są małe i miękkie, lebiego. Doradziłbym ci jabłka, ale jedne już przejrzały, a drugie za chwilę zaklepie kto inny.
***
Stanisław Jewgrafowicz całe życie zachodził w głowę, czy wiewiórka była wytworem jego przeciążonego napięciem umysłu, nadmiaru procentów czy kombinacją tych czynników. W każdym razie zainwestował w sad i dobrze na tym wyszedł. Rosja zawsze potrzebowała owoców, a już szczególnie po wprowadzeniu embarga na polskie jabłka.