- Opowiadanie: Wicked G - Rozpad theta

Rozpad theta

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Rozpad theta

Przyszło mi żyć w dziwnych czasach.

Z jednej strony są naprawdę okropne. Gdy myślę o ludziach, którzy umierają na uleczalne choroby albo dostają kulkę w łeb, bo przypadkiem przebywali na terenie lokalnej wojenki, przechodzą mnie ciarki.

Ale z innej perspektywy… Z tego chaosu wyłoniło się coś dobrego. Wysepki stabilności pośród burzliwego oceanu. Choćby ta moja. Niewielki dom u podnóża gór, grządki z warzywami, kilka krzaków konopi i poletko owsa GMO. Kiedyś, kiedy na tych terenach funkcjonowało „normalne” państwo, zaraz miałbym na głowie policję, urząd skarbowy i inne przyjemne instytucje. Teraz z ludźmi użeram się sporadycznie, w zasadzie tylko jeśli trafię na upartego handlarza na targowisku.

Mam tu prawie pełen off-grid i totalny spokój. A gdyby świat nie zaczął się sypać, to pewnie siedziałbym teraz w wieżowcu, stłoczony jak szczur w klatce, ze wszczepami cybernetycznymi śledzącymi każdą myśl. Może to i dobrze, że historia obrała taki, a nie inny tor?

Ale przecież z powodu wojen i zmian klimatycznych zginęło tyle osób. Chyba nie powinienem się z tego cieszyć. Chociaż ja mam czyste sumienie w tej sprawie. Nie zrobiłem nic złego. Ech…

No, teraz to zrobiłem. Westchnięciem kończącym rozważania zdmuchnąłem połowę zioła, które skruszyłem wcześniej. Nurkuję pod biurko i zbieram gandzię do szklanej lufki, kręcąc głową na własny kretynizm. Potem dobijam resztę z blatu i wychodzę.

Pełnia rozświetla mrok. Jest chłodno jak na obecne standardy, trochę żałuję, że nie wziąłem kurtki. Wiatr gasi zapałki trzy razy, zanim wreszcie ściągam pierwszego bucha. Gryzie w gardło, trochę zajeżdża sianem. Dupiaty towar, pomieszany genetycznie z samosiejką, ale nie mam co liczyć na lepszy. Wyselekcjonowane skuny są za delikatne, nie wyrosłyby na skatowanej globalnym ociepleniem glebie.

Przez chmury dymu spoglądam na jabłonkę zajmującą centralną część podwórza. Jest starsza ode mnie, posadziła ją moja babcia. Pamiętam smak owoców, lekko kwaskowaty, odświeżający usta. Niestety drzewko uschło. Wciąż nie mogę się zebrać, żeby je ściąć… W sumie wcale nie chcę tego robić. Wolę wierzyć w to, że jabłonka jeszcze odżyje. Że po prostu sobie śpi, czekając na lepsze warunki.

Ja też robię się śpiący. Czuję działanie marihuany, choć nie tak mocne, jakbym chciał. Wracam do środka. Kątem oka dostrzegam ruch w gałęziach jabłonki, ale to pewnie tylko wiatr nimi zabujał. Zahaczam o kuchnię, żeby napić się soku, i idę do łóżka.

 

***

 

Minęło parę dni. Co dziwne, na razie czuję się nawet dobrze.

Wygrzebuję się z łóżka i zaczynam latać po domu. Szybka toaleta w łazience, potem owsianka w kuchni. Narzucam kurtkę, wsuwam buty i wychodzę z domu. Najpierw zmierzam do szopy, żeby zobaczyć, co tam z systemem akumulacji energii, moim najdroższym skarbem. Naładowany prawie na full, najwidoczniej w nocy mocno wiało.

Wracam na podwórko, żeby zerknąć do szklarni. Nagle uderza mnie dziwne poczucie: wszystkie czynności, które do tej pory wykonałem, rozmyły mi się w pamięci. Bieg wydarzeń stracił ciągłość, nie kojarzę drogi z sypialni na parter ani z domu do szopy, jakbym teleportował się między tymi miejscami.

Przypominam sobie, że przecież jest zima i nie muszę zaglądać do szklarni. A teraz nie mogę sobie przypomnieć, czy mgła spowijała podwórko już wtedy, gdy wyszedłem z domu…

Słyszę coś. Jakby ciche chrupanie albo skrobanie. Kieruję wzrok na prawo, skąd dobiega dźwięk. Po chwili w koronie jabłonki dostrzegam puszystą, rudą kulkę trzymającą w łapkach szyszkę.

Skąd tutaj wiewiórka? I skąd szyszka, skoro w okolicy prawie już nie ma iglastych lasów?

Podchodzę bliżej drzewka. Zwierzątko zdaje się zupełnie nie przejmować moją obecnością, dalej powoli skubie smakołyk. Prawdopodobnie mam szczęście oglądać jeden z ostatnich okazów, choć nie wiem, czy ten gatunek oficjalnie uznano za wymarły na tych terenach. Teraz już mało kto przejmuje się takimi błahostkami.

Wtem mały rudzielec upuszcza szyszkę i przebiega na gałąź najbliżej mnie, po czym zastyga w bezruchu. Patrzę w jej czarne, błyszczące oczka…

I wtedy skacze wprost na mnie. Nie czuję jednak uderzenia, tylko własną pościel – spowite mgłą podwórko rozpada się w czerń, ułamek sekundy później przed oczyma mam żółty sufit w sypialni.

Sny powróciły.

Wzdycham ciężko. Leżę w bezruchu, trochę bolą mnie plecy. Próbuję otrząsnąć się z letargu, nie myśleć o tym, co widziałem przed chwilą. W porównaniu z tym, co zaznawałem nocami parę tygodni temu, to pikuś. Nie wystraszyłem się, ale z drugiej strony nie zaliczyłbym tego snu do najprzyjemniejszych. Po prostu był… dziwny w swojej neutralności.

Wstaję z łóżka i przeciągam się, ziewając. Spoglądam na kartkę niebielonego papieru leżącą na biurku. Rysowałem wczoraj do późna, długo nie mogłem zasnąć. Szkic przedstawiał dwugłowego kota, jeszcze go nie skończyłem.

Kiedyś miałem to szczęście, że często śniły mi się piękne rzeczy. Na przykład lesista góra zalana oceanem; ogromne koniki morskie pływały pomiędzy świerkami. Uwieczniałem te sceny węglem i ołówkiem. Tworzę na tym, co wpada mi w ręce – starych gazetach, paragonach, nawet kawałkach kartonu. W szufladzie biurka mam całą stertę prac, która byłaby jeszcze większa, gdybym nie rozdawał części rysunków dzieciakom pałętającym się po targowisku.

Nadszedł jednak czas, w którym inspirujące sny zostały zastąpione przez koszmary. Ginąłem w nich na wiele sposobów: przygnieciony zawalonym dachem, zasztyletowany przez rabusia ze stalową gwiazdą zamiast twarzy, rozszarpywany przez chimeryczne potwory z pyskami uwalanymi czarną mazią.

To zaczynało robić się męczące. Żeby przed tym uciec, częściej paliłem, bo marihuana w pewnym stopniu tłumi sny. W końcu jarałem już codziennie, aż skończyłem wszystkie zapasy. Krótkowzroczna taktyka, odwlekałem tylko to, co nieuniknione. Odbicie REM.

Teraz, kiedy nie broni mnie THC, jestem zdany na łaskę fal theta. Faza REM będzie anomalnie wydłużona, sny… bardziej pokręcone. Mam tylko nadzieję, że powrócą piękne marzenia, a nie koszmary.

Patrzę na kota z kartki. Wygląda smutno, jakby prosił mnie, bym go skończył. Stwierdzam, że poranny obchód poczeka; siadam na fotelu, dopijam resztkę naparu z pokrzywy i chwytam za węgiel.

Idzie mi dobrze jak nigdy wcześniej, rysuję natchniony niczym Salvador Dali. Kolejne kreski układają się w surrealistyczną sylwetkę zwierzęcia. Minuty przepadają w twórczym transie, z którego wyrywa mnie dopiero ciche stukanie.

Dźwięk dobiega spod blatu, konkretniej z szuflady. Może zapodział się tam kornik albo inny robal, ale odgłosy raczej nie przypominają tych wydawanych przez owady. A jeśli to znowu…

Zatrzymuję rękę tuż przed uchwytem. Stoję przed wyborem. Mogę albo tam nie zaglądać, próbować zignorować stukot i wrócić do rysowania. Mogę też dokonać obserwacji i załamać superpozycję snu i jawy; rozstrzygnąć, czy naprawdę zyskałem wybitne zdolności, czy to iluzja umysłu.

Dźwięki przybierają na intensywności. W końcu nie wytrzymuję i otwieram szufladę.

Ze środka buchają kłęby pary. Widzę podwórko spowite mgłą i wystającą ponad nią jabłonkę, na jednej z gałęzi siedzi wiewiórka. Nieproporcjonalnie duża w stosunku do drzewa. I szczerzy ociekające krwią kły.

Moja wiewiórka Schrödingera. Wiewiórka Morfeusza? Wiewiórka Morfödingera.

Wpadam do szuflady, zamiast na żwirze ląduje jednak na łóżku. Znowu wita mnie żółty sufit.

 

***

 

Przez cały poranek czułem się bardzo nieswojo. Pętla fałszywych wybudzeń zatrzymała się co prawda tylko na drugim powtórzeniu, czasem bywało gorzej, ale w pewnym sensie niepokoi mnie natura sennych wizji.

Wciąż zastanawiam się nad tym, co podświadomość próbowała mi przez nie przekazać. Wymarłe zwierzę na obumarłym drzewie. Ja tworzący nadzwyczajne dzieło. Czy to tęsknota za dawnym, piękniejszym światem, który się rozpadł? Za młodością, od której dzieli mnie coraz więcej lat? Za karierą artysty, którą próżno gonić w obecnej sytuacji?

Nie wiem. Ciągle za to wydaje mi się, że w kącie pola widzenia śmiga rudy ogon. Domowe zajęcia nie są w stanie odciągnąć mnie od tych myśli, więc poirytowany wsiadam w pickupa i udaję się do miasteczka.

Jadę szybciej, niż powinienem. Znowu coś stuka, lecz tym razem mam pewność, że to tylko silnik. Albo aż silnik. To pewnie przez kupowanie taniego bioetanolu. Będę musiał zajrzeć przy okazji do mechanika.

Parkuję na placu przy targowisku, zamykam auto i zmierzam między stragany. Ktoś się śmieje, ktoś przekrzykuje przy negocjacjach. Dzień jak co dzień. Nagle za plecami słyszę krzyk:

– Mamo! Patrz, to Too-tiki! Ona wróciła!

Obracam się; przy moim wozie stoi czarnowłosy chłopiec, obok czarnowłosa kobieta, a na burcie paki ruda wiewiórka. Truchtam w tamtą stronę.

– Przepraszam, co się stało? – pytam.

– To pana auto? – piszczy chłopiec. – Przywiózł pan moją wiewiórkę!

– Kamień z serca – wzdycha matka. – Nawet pan nie wie, ile za nią zapłaciliśmy. Jak mogę się odwdzięczyć?

– Eee… To nic takiego. Przecież nawet nie wiedziałem, że ona tam jest, pewnie kiedyś schowała się na pace i tam siedziała. W sumie to mam jedną nietypową prośbę… Mogłaby mnie pani uszczypnąć?

 

***

 

Z ulgą zamykam drzwi do domu. Jest już późny wieczór. Pogawędziłem trochę z tamtą kobietą. Too-tiki odkupili od jakiegoś podstarzałego pracownika zoo, mały się uparł, że chce ją na prezent urodzinowy. Nie wiem tylko, jakim cudem dostała się do moich snów. Może to był znak. Może zbieg okoliczności. Może zobaczyłem ją tamtej nocy, tylko byłem zbyt zmęczony i upalony, żeby zarejestrować ten fakt w pamięci.

Wchodzę do sypialni, spoglądam na biurko. Chyba jeszcze nie zasnę. Siadam na fotelu, biorę do ręki ołówek i nową kartkę. Dwugłowy kot jeszcze poczeka na swoją kolej. Rysuję wiewiórkę z krwawymi kłami. Bałem się utrwalać koszmarne wizje, nie chcąc, żeby zostały ze mną na dłużej. Teraz rozumiem, że lęk był zbędny.

W końcu to wszystko to tylko sen. W końcu to wszystko kiedyś się rozpadnie.

 

Koniec

Komentarze

Jakże się cieszę, że wiewiórka nie zamarzła i nie trzeba było jej urządzać pogrzebu! Nie wiem, czy to z powodu ocieplenia, czy Autor postanowił ją oszczędzić :)

Dobrze mi się czytało. A czy rysunek z dwugłowym kotem będzie?

 

Ciekawa, surrealistyczna wizja. Przemyślenia bohatera zostały zgrabnie zamknięte w krótkiej formie. Czuć jego zagubienie, gdy nie wie, co jest snem, a co prawdą. Czytało się płynnie, nie wyłapałem błędów. 

Uwaga! Spoilery w komentarzach! Czytasz na własną odpowiedzialność

Jakie fajne, intrygujące, a zarazem – niepokojące opowiadanie! Spójna, sprawnie napisana, konsekwentna narracja człowieka, któremu rozpada się rzeczywistość, ciekawe wykorzystanie konkursowego motywu. Klik ode mnie.  

ninedin.home.blog

Dziękuję za komentarze i klika do biblioteki :)

Co do rysunku z kotem – może kiedyś będzie…

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

O, jeden z moich ulubionych tekstów w konkursie :) Oryginalny pomysł na wiewiórkę. I świetny psychodeliczny rysunek, budzący jeszcze chyba więcej surrealistycznego strachu niż samo opowiadanie. Ode mnie, oczywiście, kolejny biblioteczny kliczek :)

Dziękuję za komentarz i bibliotekę, Katio :D Cieszę się, że rysunek się spodobał. Trochę na przekór treści opowiadania ilustracja to full digital, ale w programie używałem m.in. pędzli o nazwach “ołówek” i “węgiel” ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Bardzo mi się! “Wiewiórka Morfödingera” rulez.

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję za komentarz i bibliotekę, Drakaino, cieszę się, że się podobało :) 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dzięki za komentarz, Anet, fajnie, że się podobało :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wiem :D

Przynoszę radość :)

Jak to się dobrze czyta!

Piękna, niepokojąca wizja tak świata, jak i bohatera. No i jeszcze ta wiewióra z zakrwawionymi kłami…

Bardzo mi się podobało. smiley

Interesujące!

Kompletnie nie moja bajka, bo to chyba weird? Ale napisane sprawnie i intrygująco.

Z tym, że mam kilka uwag:

– “Wtem mały rudzielec(…). Patrzę w jej” – jeśli “rudzielec”, to w “jego”;

– “podwórko rozpada się w czerń” – hm, tu mam bardziej ulotne wrażenie – rozpadać się można na części, więc jak można rozpaść się w jedność? taka wyszukana metafora?;

– “W porównaniu z tym, co zaznawałem nocami” – “z tym, czego…”; oraz brakuje mi w tym zdaniu podmiotu. EDIT: akurat orzeczenia, ośle Staruchu!

W każdym razie – klik się należy jak wiewiórce szyszka!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

@Yantri

Dziękuję za komentarz, cieszę się, że bardzo się podobało :)

 

@Staruch

Dziękuję za komentarz i bibliotekę :) W opowiadaniu chciałem właśnie połączyć klimaty weirdu i psychodeliki z settingiem postapo. Metafora z podwórkiem rozpadającym się w czerń jest celowa, tamte dwa błędy poprawię po ogłoszeniu wyników.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

O, widzę, że ktoś doklikał tekst do Biblioteki :)

 

Dwugłowy kot Morfödingera dziękuje:

 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Tak jak bohater nie był do końca pewny, czy to, co dzieje się wokół niego i w czym uczestniczy, jest snem na jawie, czy jawą przeżywaną we śnie, tak i ja do końca nie wiem, co działo się w opowiadaniu. Nie mam też pewności, co do realności istnienia wiewiórki… Ale podejrzewam, że tak właśnie miało być. ;)

Ostatnim klikiem odesłałam opowiadanie na biblioteczną półkę. ;)

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Regulatorzy

Dziękuję za komentarz i bibliotekę :) Dokładnie tak miało być, zawieszenie między sem i jawą miało być ostatecznie nierozstrzygnięte w przypadku wiewiórki…

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Bardzo proszę, Anonimie. I cieszę się, że właściwie odczytałam opowiadanie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo ciekawy tekst. Intrygujący, wciągający, trochę smutny. Napisane tak, że dobrze się czyta. Nie wiem, co jeszcze mogę napisać. Ciekawy pomysł, dobrze wykonany, nie mam się do czego przyczepić. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Dziękuję za komentarz, Rosebelle, fajnie, że dobrze się czytało :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Hmmm. Jak na mój gust – za bardzo oniryczne i psychodeliczne. Źle się czuję w takich klimatach. Wolę twarde dane, kiedy wiem, na czym stoję.

Ale w swojej klasie napisane dobrze.

Obrazki ładne. Chociaż na tym drugim nie bardzo widzę te kocie głowy.

Babska logika rządzi!

Dziękuję za komentarz, Finklo :) Fajnie, że uznałaś tekst za dobrze napisany, choć to raczej nie Twoje klimaty.

Na drugiej ilustracji wyszła mi trochę koto-małpa (cóż, w snach rzeczy czasem się zniekształcają). Ale może w pełnej rozdzielczości będzie to lepiej wyglądać, portal zmniejsza obrazki:

https://imgur.com/a/C88OFGe 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Hmmm. Z jednej strony widzę kanciastego albo kolczastego szczura, a z drugiej koci krzyk. ;-)

Babska logika rządzi!

Dobrze napisane opowiadanie. Trochę nie moje klimaty, ale bardzo mi się podobało. Do tego plus za szczegóły typu:

 

Teraz, kiedy nie broni mnie THC, jestem zdany na łaskę fal theta. Faza REM będzie anomalnie wydłużona, sny… bardziej pokręcone.

@Finkla

Hmm, kolczasty szczur, muszę wrzucić to do jakiegoś uniwersum fantasy :)

 

@Patryk Mikulski

Dziękuję za komentarz, fajnie, że sie podobało :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Podobało misie. :-)

Świat nie fajny, ale realny, podobnie jak bohater. W kilku miejscach nawet mi się uśmiechnęło tak na smutno: przy off grid, ziołach, wiewiórkach (Schrödingera, Morfeusza, Morfödingera i REM. 

Ładnie napisane. Do tej pory mój ulubiony wiewiórczy tekst.

A ilustracje fajne!

 

,Wpadam do szuflady, zamiast na żwirze ląduje jednak na łóżku

Chyba literówka?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Asylum :) Fajnie, że się spodobało. Ogonek w “ląduje” oczywiście zjedzony (wiewiórka chyba z rozpędu ugryzła go zamiast szyszki), poprawię po ogłoszeniu wyników.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nie jestem pewien.

Świat pięknie wykreowany.

Opowieść pięknie napisana.

To niewątpliwie. 

Co więc wątpliwie?

Przez chwilę myślałem, że sny. Ale nie, sny są okej.

Wątpliwa pozostaje więc wiewiórka.

Tak. Nie wiem co ona tam robi.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Dziękuję za komentarz, Fizyku111 :) Fajnie, że spodobał ci się świat. Co robi wiewiórka – przede wszystkim jest symbolem dawnego świata, sprzed zmian klimatycznych, nieco też tęsknoty za dzieciństwem. Dlaczego akurat wiewiórka, a nie inne zwierzę? Tekst nawiązuje do “Zimy Muminków”, gdzie jednym z bohaterów jest wiewiórka, która wybudziła się z zimowego snu. W świecie przedstawionym w moim utworze śnieżne zimy odeszły w niepamięć, ale sny istnieją nadal, a wybudzanie się bohatera ze snu (pozorne lub rzeczywiste) jest jedną z głównych osi tekstu. Żeby przemycić to nawiązanie, nazwałem moją wiewiórkę imieniem innej postaci z “Zimy Muminków”, czyli Too-tiki. 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wiedziałem, że coś mi mówi imię Too-tiki.

No, bardzo to pozawijane w kolejne, kolorowe papierki.

Trochę już zatarły się w mojej pamięci opowieści o Muminkach.

I mówię tu o opowieściach czytanych moim dzieciom. smiley

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Intrygujący, niepokojący tekst. Jeden z moich ulubionych z powodu gęstego, onirycznego klimatu zaprawionego zapachem zioła. Dla mnie jest to interesujące, ponieważ pokazujesz Anonimie, że nie ważne co będziemy robić; jak bardzo się starać, aby zachować cząstki dawnego świata; i tak nic już nie powstrzyma ostatecznej zmiany.

Dziękuję za komentarz, Deirdriu :) Fajnie, że tekst wydał ci się intrygujący. 

 

nie ważne co będziemy robić; jak bardzo się starać, aby zachować cząstki dawnego świata; i tak nic już nie powstrzyma ostatecznej zmiany.

Moim zdaniem bardzo trafna obserwacja.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Ja tu widzę jedno: hipoteza wieloświatów Everetta :) Zioło przenoszące bohatera do innego wieloświatu, albo dające projekcie z tych światów. Wiewiórka jako wspólny mianownik – w nieskończonej liczbie światów będzie robiła co innego :) Im dłużej myślę o tym opowiadaniu tym bardziej mi się podoba. Bardzo ciekawe i fajnie napisane. Dałbym klika, ale temat już dawno załatwiony.

Dziękuję za komentarz, Grzelulukasie :) Fajnie, że się spodobało. Każdy sen jest w zasadzie odrębnym światem…

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Czego to ci artyści od GMO nie wymyślą. Zanurzam zęby, gryzę, żuję. Całkiem zjadliwy egzokarp z jawy, głębiej miąższ z psychodelicznego snu. I tu ujawnia się nietypowa natura hybrydy: kwanty mieszają się z falami theta. Ryzykowne połączenie. Mogła z tego powstać mdła, bezpostaciowa papka, soczysta wizja mogła przerodzić się w niestrawny chaos. Ale nie, jest dobrze, naprawdę dobrze. A kiedy mocniej ściskam owoc w dłoni, sen zaczyna przesączać się do jawy. Ciekawe.

Smakowało.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Dziękuję za komentarz, Jerohu, fajnie, że tekst smakował :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Surrealistyczne, przyjemnie dziwne. Spodobało mi się, takie nietypowe postapo. Tekst wydaje mi się niepokojący i uspokajający jednocześnie, fajnie to rozegrałeś.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Opowiadanie dobrze napisane, ale nie moje klimaty. Wizje i przemyślenia wywołane paleniem narkotyków, że tak pozwolę sobie to uprościć, nie trafiły do mnie.

Verus, ANDO, dziękuję za wpadnięcie i komentarze :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka