
Anzelm zmiął w rękach kartkę papieru, na której urzędową czcionką stało: „Zawiadomienie”. Okulary zsunęły mu się na nos, więc poprawił je zmęczonym ruchem.
Jakaś młoda rusałka przyszła oddać książkę. Była tak niewielka, że ledwo ją było widać zza kontuaru. Bibliotekarz wychylił się i zapytał:
– A cóż to, moja droga, nie spodobała się?
Rusałka zacisnęła usteczka i pokręciła przecząco głową.
– A czemuż? Czy ryciny nieładne? A może zbyt smutna?
Rusałka się rozpłakała.
– Ach – powiedział do siebie – takie historie nie są dla wrażliwych dzieci.
Wziął od niej „Dziewczynkę z zapałkami” i podpieczętował zwrot.
– Chodź, znajdziemy ci coś weselszego.
Bibliotekarz z rusałką za rękę zagłębili się między półki z książkami. Aby dostać się do działu dla dzieci, musieli przejść przez ciemny korytarz „Historii naturalnych”, minąć regał z powieścią awanturniczą oraz dział książek dla dorosłych.
– Proszę pana, co to są książki dla dorosłych? Czy one też się źle kończą?
Bibliotekarz zakłopotany podrapał się po łysej głowie.
– Eee… dorośli uważają je za całkiem rozrywkowe.
W dziale dziecięcym było przytulnie, a niskie półki zachęcały do sięgania po książki. Były tam klasyki takie jak „Sezamowe klechdy”, „O skrzatach i dziewczynce sierotce z równoległego świata”, jak i nowsze np. „Niewiarygodne przygody Glusia i Fikandra”. Bibliotekarz podał rusałce „Czarodziejskie miasto”, na okładce którego Filip walczył ze smokiem. Rusałka przecząco pokręciła główką. A, nie lubi monstrów, domyślił się Anzelm.
– A może coś o inteligentnych maszynach?
Rusałka zaciekawiona spojrzała na tytuł: „Wielka, większa i największa”. Uśmiechnęła się szczęśliwa i usiadła przy stoliku, by od razu przeczytać początek.
Za regałami z poezją, które stały w odległym kącie biblioteki, dał się słyszeć niewątpliwie odgłos dartego papieru. O, nie! Anzelm przez labirynt półek potruchtał w tamtą stronę. Na ziemi dyżurny z poprzedniej zmiany wyrywał kartki jedna po drugiej z „Barbarzyńcy w ogrodzie”.
– Czy można. – Wyrwał jedną kartkę.
– Porwać w drobny. – Traaach! Druga kartka.
– Mak. – Trzecia.
– Całą wiedzę rozumnej cywilizacji? – Próbował wyrwać czwartą, ale Anzelm wczepił się w jego ramię i nie puszczał.
– Gaunilonie!
– Zostaw mnie! Zamierzam porwać wszystkie, wszystkie! Słyszysz?!
– Przecież to nie ma sensu.
– Myślisz, że to co oni robią ma sens?!
Anzelm w cierpieniu przyłożył sobie palce do skroni.
– Koniecznie potrzebuję ziołowej herbaty na uspokojenie – jęknął. Zebrał powyrywane kartki z zamiarem posklejania ich taśmą i spojrzał na Gaunilona z wyrzutem.
Gdy miał nastawić imbryk, przyszła Róża. Miała długie, prawie do ziemi uszy, jak wszystkie malwinki. Jej miękkie futerko błyszczało od listopadowej wilgoci.
– Proszę pana, wyjeżdżam i chcę wypożyczyć coś do czytania w podróży.
– Daleko?
– Na Antypody.
– Och, to długa podróż.
– Nie wrócę już tu – powiedziała z jakąś zaciętością.
– A więc to podróż w jedną stronę. – Pokiwał głową. Zastanawiał się, jak ma pożyczyć książkę, której czytelniczka nie będzie w stanie zwrócić. Może da się pocztą? A jeśli historia się jej nie spodoba i odda książkę komuś przypadkowemu, spotkanemu w przelocie w pociągu lub na parowcu, to co wtedy? Anzelm zupełnie świadomie z a p o m n i a ł o urzędowym piśmie, które przyszło dziś rano.
– Nie będzie mnie pan przekonywał, żebym została? Wszyscy tak robią, starają się być mili, mówią, że wszystko się ułoży, ale tak naprawdę nic ich nie obchodzę. Nie mogę żyć, jakby się nic nie stało, jakbym nigdy go nie kochała. To byłoby zbyt okrutne.
Bibliotekarz zauważył łzy w jej oczach. Poczuł się zakłopotany.
– Czy chce pani przeczytać coś o rozstaniu? Coś rzewnego, aby oczy wypłakać?
– Chcę przeczytać coś o miłości – odparła cicho.
Anzelm odszukał właściwy regał. Książki miały podniszczone okładki i pozaginane brzegi, ale bibliotekarza to nie denerwowało. Dobrze leżały w rękach, a niektóre miały podkreślone ołówkiem ważne zdania albo dopiski na marginesie. Książki się nie starzeją, pomyślał trochę filozoficznie, książki są wiecznie młode.
– „Bohiń”. – Malwinka przeczytała na okładce.
– Proszę się nie kłopotać zwrotem. To już nie jest takie ważne – powiedział łagodnie.
Przez długi czas siedział w ciszy i nie zapalał lamp. Szary mrok podpełzł pod jego biurko i zagnieździł się między listami, które przyszły dziś rano. Dzwonek przy drzwiach rozchybotał się i wyrwał starszego bibliotekarza z letargu. Przyszedł efeb. Miał przystojną twarz o szlachetnych rysach, kędzierzawe błyszczące włosy, których pukle zakładał za ucho. Ten dopiero jest szczęściarzem, myślał Anzelm, nic mu nie brakuje. Ma urodę, młodość, całe życie przed…
– Oddaję wszystkie książki. – Chłopak z hukiem położył na blacie cały stos grubych tomów.
Anzelm skrupulatnie zabrał się za stawianie pieczątek zwrotu na kartach wypożyczeń. Głównie to była fantastyka potoczna, którą bibliotekarz niezbyt lubił i cenił. Wolał historie mocno osadzone w rzeczywistości, z pełnokrwistymi bohaterami, jasno skonstruowaną fabułą, która nie kończy się Deus ex machina z powodu twórczego wypalenia autora. Ech, gdyby miał trochę czasu, to by napisał naprawdę dobrą powieść…
– A co chcesz dziś wypożyczyć?
Chłopak pokręcił głową, jakoś tak ostatecznie.
– Nic.
– A może coś z fantastyki naukowej? Mamy duży wybór… „Bajki humanoidów”, „Androiadę”…
– Proszę pana, nic nie chcę – powiedział tamten zdławionym głosem.
– Czy coś się stało? – Bibliotekarz zawahał się. Czy ma prawo wypytywać kogoś obcego?
Młodzieńcowi zadrżały usta.
– Nie było mnie przy nim, gdy postanowił… Nie byłem na jego pogrzebie… przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. – Ukrył twarz w dłoniach i długą chwilę trwał bez ruchu. Potem spojrzał na bibliotekarza pustym i nieobecnym wzrokiem, jakby próbował się przedostać do innego świata.
– Wiem, że na mnie czeka.
– Któż taki?
– Mój najbliższy przyjaciel.
Anzelm szukał odpowiednich słów, ale żadnych nie znalazł. Ironia. Tyle tu ksiąg, a on nie wie, jak sklecić właściwe zdanie.
– Życie stało się dla mnie nieznośne, odwracam wzrok za każdym razem, gdy widzę siebie w lustrze… nie umiem zrzucić ciężaru, który przygniata mi serce.
– Czy… czy nie znalazł się nikt, kto by okazał ci współczucie?
Biblioteka tonęła już w cieniu, który szarymi płatami kładł się na jego włosy. Wydawało się, że chłopak jest spokojny, bo na twarzy nie drgał mu żaden mięsień, a oczy pozostały suche.
– To ja już pójdę. – Uśmiechnął się nieobecnym uśmiechem i sztywno niczym robot odwrócił się, żeby odejść.
– Chcesz umrzeć razem z przyjacielem – rzekł Anzelm matowym głosem. – Ja wszystko rozumiem. Udajesz. Rozmawiasz z nimi, nawet czasem żartujesz i każdy z ulgą myśli, że ci przeszło, że jest już w porządku. Nikt nie zdaje sobie sprawy, że jesteś opuszczoną skorupą, powłoką, w której nic nie ma. Nikt nie wie, jak bardzo cierpisz… Hm… co to ja…
Chłopak zatrzymał się i zgarbił, a Anzelm speszony swoją zbyt długą przemową, podreptał do dębowego regału i przyniósł książkę.
– A może, gdyby jednak warto było żyć, przeczytasz to?
Na okładce zdobnymi literami było napisane „Treny”.
– Proszę pana – Młodzieniec podniósł coś z podłogi. – Chyba coś pan zgubił.
Anzelm wygładził kartkę jakimś szorstkim ruchem. Spojrzał na tekst.
Zawiadamia się, iż z powodu spadającego czytelnictwa i anachroniczności książkowej wiedzy, Bibliotekę zamyka się. Aby jednak Urząd nie wydał się bezduszny, spieszymy z wyjaśnieniem, że w tym przykrym dla wszystkich wydarzeniu niemałą rolę odgrywa przesunięcie środków finansowych i osobowych z tradycyjnych bibliotek półkowych na biblioteki doraźne.
Podpisano:
Asystent do Spraw Wdrażania Reformy Informacyjnej
Alojzy Mol
Musiał wreszcie to sam przed sobą przyznać. Dziś jest jego ostatni dyżur. Pracownicy fizyczni, których jutro rano przyśle ministerstwo, zaczną pakować książki do skrzyń, potem załadują je na kontenerowce, a następnie odprawią gdzieś na północ, gdzie opala się domy brykietem. Zapewne Ministerstwo do Spraw Wdrażania Reformy zadbało i o to, żeby książki nadały się na opał, może wymyślono nawet piec ze specjalną komorą… Serce bibliotekarza zrobiło się gorzkie, jakby najadł się migdałów.
Za oknem było już całkiem ciemno, więc zdziwił się, gdy ujrzał przed swoim biurkiem nieduże ludzkie dziecko. Anzelm wprawdzie nie za bardzo się znał na ludzkich dzieciach, ale przecież od razu zobaczył sińce pod oczami z niewyspania i ciągłego napięcia, zadrapania na rękach i wystające golenie z chudego ciałka.
– A co ty tutaj robisz tak późno? Czy rodzice… – Ugryzł się w język.
– Rodzice? – Chłopczyk zadrżał. – Ojciec jeszcze nie wrócił, chciałbym przeczekać tu, w bibliotece, aż w domu zaśnie.
Bibliotekarz przyglądał się bez słowa mizernej twarzyczce. Ile ono jeszcze pożyje? Jeśli będzie miało szczęście, to może znajdzie się ktoś, kto je nakarmi…
– Proszę pana?
– Tak, ludzkie dziecię?
– Czy mogę coś poczytać?
– Umiesz czytać? – Cicho zdziwił się dyżurujący bibliotekarz.
Anzelm posadził go w miękkim fotelu i dał do ręki „Wakacje z duchami”. Ludzkie dziecko otworzyło książkę na pierwszej stronie i wodząc palcem po literach, zaczęło czytać. Starszy bibliotekarz widział, jak mięśnie chłopczyka się rozluźniają, a jego twarz nabiera łagodniejszego wyrazu. Oczy mu błyszczały, a w kąciku ust od czasu do czasu pojawiał się uśmiech. Przynajmniej tyle mogę mu ofiarować, pomyślał. Chłopiec oderwał się od książki i zapytał pogodnie:
– Chciałbym przychodzić do pana biblioteki, tu jest tak spokojnie. Czy będzie pan jutro?
Po przeczytaniu spalić monitor.
Ale to było ładne i przyjemne.
Czytało się płynnie, bibliotekarz dobrze wykreowany, taki dobroduszny. Czytelnicy też kolorowi. Przeraziłam się tylko raz…. że co spalić?!
Kliken machen.
SaraWinter – dziękuję za przeczytanie :)
Bajkowe i słodkie, ale nie przesłodzone. Ciekawi bohaterowie, najbardziej spodobał mi się bibliotekarz i malwinka Róża. Przekaz też niczego sobie. Bardzo przyjemnie się czytało.
Ode mnie biblioteczny kliczek :)
Bardzo przyjemne, ciepłe. I ten bibliotekarz taki poczciwy.
Idąc tropem imion bibliotekarzy, szukam jeszcze trzeciego dna…
Pozdrawiam
Facies_Hippocratica – Ooooo! Znalazł się ktoś, kto ich zna :) Jestem mile zaskoczona i cieszę się, że okazało się przyjemną lekturą.
"z zamiarem posklejania je taśmą" – ich taśmą. Chodziło o kartki. Lepiej sprawdź raz jeszcze interpunkcję.
Po przeczytaniu spalić monitor.
mr.maras – poprawione, dziękuję!
Kawałek bardzo ładnej historyjki. Od samego początku poczułam się zaangażowana w życie bibliotekarza i była zaciekawiona, kto jeszcze do niego podejdzie. Końcówka wyśmienita. Tak jakoś wprowadziła mnie w lekko melancholijny nastrój.
Ode mnie też zaraz poleci klik, bo warto czytać, chociaż od czasu, takie urocze opowiastki. Pozwalają docenić wiele rzeczy – nie tylko czytanie książek :)
Jaki piękny korowód bohaterów tu się uzbierał :) Zauroczyło mnie, jak kilkoma celnymi słowami zarysowałaś charakter każdego z czytelników. Bibliotekarza aż by się chciało przytulić, bardzo sympatyczna postać. Dodatkowy plusik za skłaniające do myślenia zakończenie i podejście do tematu dyżuru.
Deirdriu
Clevish
Niezmiernie się cieszę, że się podoba, zwłaszcza, że autor nie ma już wpływu na to, historia której postaci poruszy najbardziej. Z wielkim zaciekawieniem czytam Wasze komentarze. Dzięki za lekturę!
Lepsze od napuszonego “Harrego Pottera”, słowo daję. Ładne i czarowne, a przy tym wyjątkowo obrazowe. :-)
maciekzolnowski – ooo! a dlaczego Harry Potter? Filozofowie, holokaust, Lem – to, owszem, jest, ale Harry? (skonfundowany autor drapie się po głowie w zamyśleniu)
Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.
Przemyślane od początku do końca i tak samo zgrabnie napisane. W krótkim tekście zmieściłaś sporo głębszych tematów. Choć fantastyka jest trochę wepchana na siłę, bo gdyby zastąpić różne stworki zwykłymi ludźmi niczego by to nie zmieniłio, to w takim lekkim i przyjemnym tekście, dającym do myślenia, nie przeszkadzało mi to. Przyjemna lektura w drodze do pracy, pozdrawiam :)
Nie słuchaj mnie, tak mi się po prostu skojarzyło, to są luźne moje konotacje. Ale opinia jest jak najbardziej na plus. :)
Realuc – pomysł spalenia książek z tego powodu, że mogą być zastąpione wikipedią wciąż uważam za fantastyczny, ale może już niedługo…
Dzięki za przeczytanie!
Droga Chalbarczyk, wybacz mi, proszę, ten mały off-topic:
Choć fantastyka jest trochę wepchana na siłę” – pisze Realuc.
Realuc, a może by tak zaproponować naszym adminom stworzenie podstrony z tematami i “opkami” nieco mniej fantastycznymi? Chodzi o to, ażeby nie zaśmiecać forum “NF” (oczywiście ja uważam się za głównego winnego i naczelnego “śmieciarza” tego portalu). ;-) Intencja jest następująca: każdy albo prawie każdy z nas popełnia czasem teksty, które są nieco mniej albo wręcz mało fantastyczne. I co wtedy? A poza tym kryteria i genologie nie są aż tak znowu wyraźne. Kwestia pod rozwagę, a ja raz jeszcze przepraszam za pisanie nie na temat. Aha, i spokojnie, tekst Chalbarczyk jest wg mnie w stu procentach fantastyczny.
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Ujmujące klimatem opowiadanie. Dałam mu się ponieść i była to czarowna podróż :)
Jako wielbicielka papierowych książek, mam nadzieję, że nigdy ich nie zabraknie. Nawet jeśli to będzie tylko niszowy produkt dla wyalienowanych dziwaków ;)
Matka Chrzestna jeśli fantastyka stałaby się rzeczywistością, to chyba wszyscy tutaj znajdziemy się w mniejszości czytających książki… Cieszę się, że przypadło do gustu :)
No ale zaraz, dlaczego chcą zamknąć Bibliotekę? Przecież przychodzą do niej czytelnicy i nawet ludzki chłopiec przyszedł i chciałby móc tu wracać. I w tym układzie, to ja się nie zgadzam na żadne zamykanie!
Fajnie się czytało fajną historyjkę. ;)
A, nie lubi monstrów, domyślił się Anzelm. ―> Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/
Anzelm zupełnie świadomie z a p o m n i a ł o urzędowym piśmie… ―> Przy rozstrzelonym druku, aby zwiększyć czytelność zapisu, sugeruję użycie dodatkowych spacji: Anzelm zupełnie świadomie z a p o m n i a ł o urzędowym piśmie…
…starają się się być mili… ―> Dwa grzybki w barszczyku.
Uśmiechnął się nieobecnym uśmiechem… ―> Nie brzmi to najlepiej.
…od razu zobaczył sińce pod oczami z niewyspania i ciągłego napięcia, zadrapania na rękach i wystające golenie z chudego ciałka. ―> Raczej: …od razu zobaczył pod oczami sińce z niewyspania i ciągłego napięcia, zadrapania na rękach i chude łydki, wystające ze spodenek.
Gdyby golenie wystawały z ciałka, Anzelm musiałby też widzieć udka dziecka, a może i dupkę.
Golenie zupełnie mi nie pasują do wizerunku małego chłopca.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Bardzo miła opowiastka. Nieco smutna, ale mimo wszystko, na jakiejś płaszczyźnie, pocieszająca. Szczególniej urzekł mnie wachlarz postaci. Czytałem już jakiś czas temu, ale zapomniałem wrzucić komentarz (co chwilę ktoś coś chce i mi burzy koncentrację). Nadrabiam więc zaległość.
— Nie cmyka! Mówiłem, że nie ma zębów.
regulatorzy – dziękuję za przejrzenie tekstu.
Co do goleni, w przypadku niedożywienia wystają kości. Wszystkie.
Bardzo proszę, Chalbarczyk. Pragnę też dodać, że nie ograniczyłam się do przejrzenia tekstu – przeczytałam go od tytułu, aż po kropkę po ostatnim zdaniu. ;)
Co do goleni, w przypadku niedożywienia wystają kości. Wszystkie.
Z tego, co mi wiadomo, goleń nie jest kością, a dolną częścią nogi, między stopą i kolanem i ma dwie kości: piszczelową i strzałkową. Golenie chyba nie mogą wystawać z ciała.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Urocze.
Zastanawia mnie tylko brak konsekwencji w modyfikowaniu tytułów książek. Czy to też ma wyrażać pomysł, że nasz świat jest częścią większego uniwersum?
cobold
W bibliotece są oczywiście książki z wielu światów. Z naszego też
Tak myślałem. Myląca jest tylko proporcja (chyba przewaga “naszych”) i to, że książki innych światów mają tytuły będące trawestacjami tych ludzkich. Ale zamysł fajny.
regulatorzy
“wystawanie kości” jest frazeologizmem, mającym konotacje zabiedzonego, wychudzonego ciała, zresztą nie tylko człowieka, ale też i zwierząt. Czy ma inne znaczenie, neutralne? Być może czasem tak. Mogą wystawać żebra, łopatki etc. I w takiej funkcji tu użyłam tego zwrotu. Czy jest niezrozumiały?
cobold
najtrudniejsze przy pisaniu były dla mnie właśnie tytuły :) jasne, że musiały być jakąś sugestią tych ze “świata naszego”, bo takie książki bez skojarzeń nie niosłyby żadnej treści. Tak sobie myślałam, pisząc.
A tym razem, Chalbarczyku, zajrzałem na tekst fantasy od ciebie ;-) Odniosłem wrażenie, że lepiej się czujesz jednak w tej konwencji, opko wyszło jakby przystępniej od ostatniego sci-fi.
Z twoim utworem skojarzyłem dwie książki, po pierwsze: “451° Fahrenheita” Raya Bradbury’ego, po drugie: “Wśród obcych” Jo Wolton. Temat porzucania książek i bibliotek nie jest oczywiście nowy, lecz widać, że nadal budzi emocje. Wspominam o tym, bo sam tych emocji nie czuję i miewam problemy z odbiorem utworów dramatycznych, dlatego trudno mi się odnieść do głównego motywu. Trochę mnie nie przekonuje, ale za to wyczułem w tekście ciekawy wydźwięk przywiązania do książek oraz historii zawartych w nich i ten element wydał się mieć wiele uroku. Dlatego wspomniałem o “Wśród obcych”, bo przyszło do mnie to skojarzenie z tym przywiązaniem do literatury. Poza tym widzę tutaj całkiem dobre wykonanie, czytanie przeszło lekko i bez bólów. Dodatkowo niezła kreacja. Kolejne dobre opko :-)
Scena z małą rusałką jest genialna. Świetnie opisana, dosłownie widziałem to wszystko. Pomysł ze spalaniem książek nawiązuje chyba do Fahrenheita. Ogólny pomysł jest bardzo dobry.
Jest kilka zdań, które mi trochę zgrzytnęły, na przykład:
Bibliotekę zamyka się. – może “Biblioteka zostaje zamknięta (likwidowana)”.
aż w domu zaśnie. – może jednak normalnie “aż zaśnie.”
Przez długi czas siedział w ciszy i nie zapalał lamp. – to i nie zapalał lamp można chyba też wyciąć, bez żadnej straty.
Idaho – A jednak rusałka. Do tej pory nikomu za bardzo się nie podobała, więc się cieszę, że znalazła i ona swego czytelnika :) Pozdrawiam!
Lubię Twój sposób pisania, ładnie budujesz historie i dajesz im bogate tło. Pamiętam “Matkę” Twojego autorstwa, tekst przesycony znacznie silniejszymi emocjami, do mnie osobiście bardziej trafił. To opowiadanie również mi się podobało, a czytanie książek trzeba popierać we wszystkich światach. :)
Bardzo ciekawy kalejdoskop postaci się przewinął w tak krótkim tekście. A i bibliotekarz zacny :) Ciekawie ujęłaś problem zaniku książek i czytelnictwa, które dotyka najwyraźniej nie tylko nasze uniwersum. Postacie autentyczne mimo ich fantastycznego rodowodu. Świetny jest pomysł na modyfikowanie tytułów książek i chętnie zobaczyłbym ich więcej np. Cierpienia Młodego Wampira, Janko Minotaur itd. :). Dzięki za to :)
Ando Dzięki za przeczytanie!
Edward Pitowski Bardzo fajne te tytuły! Przystępując do pisania, myślałam, że opowiadanie będzie bardziej się podobać dziewczynom, więc podwójnie się cieszę, że krąg czytelniczy okazał się szerszy :) Pozdrawiam!
W sumie to powinnam chyba jak Anet napisać “Sympatyczne”, bo to było moje główne uczucie po przeczytaniu. Nie zachwyciło mnie, w sensie – nie zapamiętam na zawsze, bo to trochę “nie moje” pisanie – ale czytało się bardzo przyjemnie, także dlatego, że wykonanie bardzo, bardzo porządne.
ninedin.home.blog
Boziu, jaka urocza, nieco smutna historia. Rozczuliła mnie na amen. Do pana Anzelma nie da się nie czuć sympatii :)
„Wielka, większa i największa”
znalazłam kiedyś tę książkę w biblioteczce dziadka! Nie sądziłam, że ktoś jeszcze będzie o niej pamiętał :3
Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne
sy “Wielka, większa i największa” to super książka, klasyka fantastyki za żelazną kurtyną ;)
PS. Masz u mnie jakieś sto plusów za tytuł :)
ninedin.home.blog
Podoba mi się strasznie wachlarz postaci, które przewijają się przez bibliotekę i ich historie. Bardzo dobrze widać dzięki nim charakter głównego bohatera. Bajkowa atmosfera też na duży plus.
Piękny list miłosny do książek. Przeczytałem jednym tchem a zakończenie lekko ścisnęło za serce. Proste a jednocześnie urocze :)
No i tytuł… w punkt.
Dziękuję wszystkim za przeczytanie :)
Na opowiadania, które mają w sobie potencjał, by być świetnymi, jestem bardziej zła od tych całkiem słabych. Bo to opowiadanie jest w porządku, sympatyczne – miałaś pomysł na świat, bohaterów i tytuły książek, poprowadziłaś łagodną ręką historię i niejeden czytelnik nie znajdzie tu nic do zarzucenia…
A ja jestem na ciebie zła.
Wystarczyłoby kilka zmian, by tym opowiadaniem ścisnąć czytelnika za serce i przyprawić go o kaca moralnego na tydzień. Tu jest taki potencjał, a opowiadanie wyszło zaledwie letnie. Pierwsze zdanie, choć dobre merytorycznie, nie zassało, bo dlaczego miałoby mnie obchodzić jakieś zawiadomienie? A gdybyś tak napisała coś o reakcji Anzelma, gdybyśmy wiedzieli, że przyprawiło go o utratę rozumu, pot na czole, ścisk w żołądku, gulę w gardle, zaraz byśmy bardziej się zaciekawili, co to za zawiadomienie tak go załatwiło.
Wyjaśnienie tej zagadki zaś pojawia się zbyt szybko – zamiast dobić czytelnika w ostatnich linijkach tekstu (i przeprowadzić atak artyleryjski na jego serce, bo do tego byłabyś zdolna – ostatnie zdanie ma w sobie ogromny potencjał), ty spokojnie wyjawiasz tajemnicę i równie stoicko przechodzisz do kolejnego klienta.
A mogłaś zmiażdżyć.
Serio, takich opowiadań żal bardziej niż nieumiejętnych wprawek początkujących twórców. Weź pisz dalej, chalbarczyk, bo masz talent, tylko jeszcze nie do końca wiesz, jak dzielić się nim ze światem.
I jeszcze jedno. Zapisałaś jedną wypowiedź w taki sposób, że wygląda ona jak dialog. Nie można tak. Albo tworzysz jedną wypowiedź przerywaną wtrąceniami, albo czynności zapisujesz od nowej linijki, a zamiast kropek wielokropki? Znalazłoby się parę opcji.
– Czy można. – Wyrwał jedną kartkę.
– Porwać w drobny. – Traaach! Druga kartka.
– Mak. – Trzecia.
– Całą wiedzę rozumnej cywilizacji? – Próbował wyrwać czwartą, ale Anzelm wczepił się w jego ramię i nie puszczał.
www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/
kam_mod
Co się napisało, już się nie odstanie. Autor może mieć tylko n a d z i e j ę, że napisał to, co zamierzał i czytelnik to wyczyta, i zrozumie, i… Jak zobaczysz wyżej w komentarzach, tylko dla niektórych czytelników problem “zawiadomienia” jest gwoździem programu, inni znaleźli co innego.
Nie wydaje mi się, żeby miazga pasowała do konwencji, której użyłam :)
A mogłaś zmiażdżyć.
Zupełnie nie.
Anzelma reakcja na list to mechanizm obronny, wyparcie i oszukiwanie siebie, a nie pot czy szloch– to gwoli wyjaśnienia.
Dzięki za przeczytanie!
Zapisałaś jedną wypowiedź w taki sposób, że wygląda ona jak dialog
Też mi to nie grało, ale nie wiedziałam, jak to rozegrać graficznie. dzięki za podpowiedź!
Najwyraźniej nieprecyzyjnie się wyraziłam, więc wyjaśniam – przykłady reakcji Anzelma były przykładowe i zupełnie losowe. Chodziło mi o to, by Anzelm coś poczuł, a wraz z nim – by coś poczuł również czytelnik.
PS. Rozsuwanie wyrazów potępiano już w Emilce ze Srebrnego Nowiu (1923). Bardzo ładnie ten zabieg współgra ze staroświeckim tytułem i klimatem tekstu.
www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/
przykłady reakcji Anzelma były przykładowe
No tak, teraz rozumiem, o co Ci chodzi. Rzeczywiście na początku nie ma wglądu w duszę Anzelma.
Jurorska ocena ;)
Tekst bardzo „do czytania”. Rozkład dialogów w połączeniu z opisami, które wydały mi się całkiem niewymuszone i niespecjalnie toporne, sprawia, że przez tekst czytelnik płynie, bez zmęczenia, nawet jeżeli na odgłos słowa fantasy ma różnego rodzaju negatywne odruchy…
A wymowa tekstu? O czym jest tak naprawdę to opowiadanie? O ciężkim dyżurze. Takim prawdziwym, bo ostatnim. Może fabuła i postacie robią się więcej niż ckliwe, próbując z wysiłkiem zagrać na emocjach czytelnika. Może reakcje głównego bohatera bywają nad wyraz patetyczne – tak jak miało to miejsce w scenie z młodzieńcem, którą można rozumieć wielorako (wybrałem, tę z korzyścią dla autora, gdzie efeb to nie zaczytany w książkach samolub, który nie zauważył problemów przyjaciela, bo książki są najważniejsze…). Może autor idzie najmniejszą linią oporu zamykając opowieść niewymownie słabym motywem bitego dziecka, które szuka schronienia przed okrutną rzeczywistością/prozą trudnego dzieciństwa, ale wszystko jest po to, aby wyrazić, dookreślić i oszacować ciężar tego ostatniego wieczoru dla bibliotekarza – dziecko zadaje finalne pytanie, a bibliotekarzowi pęka serce. To świadectwo, że autor zaplanował tekst, miał ambicje pisania na zadany temat, a nie doklejania, dopasowywania na siłę tekstu do tematu.
To duży plus. Tekst jest na temat. Dla mnie przedstawiony dyżur to naprawdę ciężki dyżur. Właśnie takich wrażeń oczekiwałem z lektury konkursowych opowiadań. Chociaż to tylko jeden ze sposobów rozumienia tematów…
Czy fantastyka była konieczna, aby przedstawić to, co zostało przedstawione? Nie. Bezapelacyjnie. Rusałka, czy cokolwiek innego mogło być człowiekiem, a akcja mogła mieć miejsce w niemal każdym polskim mieście, gdzie nie brakuje zapomnianych małych bibliotek pamiętających lepsze czasy, będących dla wielu schronieniem, ucieczką, rozwojem, pracą.
A to już nic innego jak strzał w stopę.
Gdyby tylko zachować zamiar, a zmienić sposób realizacji, to ten dyżur byłby kompletny.
Pozdrawiam Czwartkowy Juror
Uch! Jaki długi komentarz! Czekałam na niego.
Pod koniec tego super komentarza znów pojawia się najbardziej popularne pytanie na portalu: “a gdzie tu fantastyka?” Ale trochę odpowiadając, trochę się broniąc, chcę powiedzieć, że dla mnie w tej wizji fantastyka jest istotna, chociaż owszem, szczątkowa. Tytuł opowiadania to oczywiście parafraza Boecjuszowego “O pocieszeniu, jakie daje filozofia”. Absolutny uniwersalizm wartości opowieści mówionych, słowa pisanego, wszelkiej literackiej twórczości nie mógł był zostać pokazany inaczej, jak poprzez rozciągnięcie tematu na wszelkie możliwe światy istot rozumnych. W mojej ocenie zupełnie by się to nie udało, gdyby akcję umieścić w bibliotece dajmy na to w Lubartowie. Zresztą, Twój (jurorów) komentarz pokazuje, że każdy wyczytał trochę co innego z tego tekstu, co zresztą autora niezwykle elektryzuje, że tak się wyrażę.
No tak, jeśli nie ma paskudnych alienów i apokalipsy, to nie ma fantastyki – już się do tego przyzwyczaiłam :)
To był super konkurs, naprawdę dzięki!
Nie mogę pominąć tego tytułu, już z samego tytułu… tytułu :)
zmęczonym ruchem
Standardowe Czepialstwo Tarniny. Ruchy zmęczone nie są.
młoda rusałka przyszła oddać książkę. Była tak niewielka, że ledwo ją było widać zza kontuaru
Rusałka – czy książka?
zagłębili się między
Czy można się zagłębiać między?
„Historii naturalnych”,
W zasadzie powinno być singularis, ale może masz na myśli coś zupełnie innego, więc tylko zaznaczam.
Rusałka przecząco pokręciła główką.
Nie musisz dodawać "przecząco" – kręcenie głową rozumiemy jako przeczące automatycznie (potakujące jest kiwanie).
Anzelm przez labirynt półek truchtem pobiegł
Skróciłabym: Anzelm potruchtał przez labirynt półek.
wczepił się w jego ramię
Anglicyzm: wczepił mu się w ramię.
że to co oni robią ma
Wtrącenie: że to, co oni robią, ma.
Anzelm w cierpieniu przyłożył sobie palce do skroni.
"W cierpieniu" trochę dziwnie mi tu brzmi. Może jest za ogólne, nie wiem.
długie, prawie do ziemi uszy,
Wtrącenie: długie, prawie do ziemi, uszy. Spróbuj to sobie przestawić w głowie: długie uszy, prawie do ziemi, a zobaczysz, o co chodzi.
Nie wrócę już tu
Nienaturalne. Nie wrócę tu już.
podkreślone ołówkiem ważne zdania albo dopiski na marginesie
Przestawiłabym, dla jasności: ważne zdania podkreślone ołówkiem albo dopiski na marginesach.
Książki się nie starzeją, pomyślał trochę filozoficznie, książki są wiecznie młode.
Szary mrok podpełzł pod jego biurko i zagnieździł się między listami, które przyszły dziś rano
Dzwonek przy drzwiach rozchybotał się i wyrwał starszego bibliotekarza z letargu.
Problem z tym opisem polega na tym, że patrzymy oczami Anzelma, a on nie zwraca uwagi na dzwonek, dopóki nie zadzwoni. A wtedy już się chybocze.
pustym i nieobecnym wzrokiem
SCT :)
kto by okazał ci
Szyk: kto by ci okazał.
Wydawało się, że chłopak jest spokojny
Nie musisz tego podsumowywać, wystarczy opis chłopaka. Zrozumiemy.
nieobecnym uśmiechem
SCT.
Rozmawiasz z nimi, nawet czasem żartujesz i każdy z ulgą myśli, że ci przeszło, że jest już w porządku.
(wiecie, że serduszka mogą być linkami?)
Anzelm speszony swoją zbyt długą przemową, podreptał
Wtrącenie, dwa przecinki: Anzelm, speszony swoją zbyt długą przemową, podreptał.
Na okładce zdobnymi literami
Ozdobnymi. Litery mogą być zdobne w zawijasy i ornamenty – "zdobny" to ozdabiany, nie ozdabiający. Arbitrariness of the sign.
Anzelm wygładził kartkę jakimś szorstkim ruchem.
Czemu "jakimś"?
Serce bibliotekarza zrobiło się gorzkie, jakby najadł się migdałów.
Moje też by się zrobiło, ale migdały nie są pierwszym skojarzeniem z goryczą, nawet gorzkie (kto w naszych czasach widział gorzkie migdały?)
wystające golenie z chudego ciałka
Golenie, wystające z chudego ciałka. Nie można rozdzielać określeń złożonych z kilku słów, to dezorientuje.
Czy będzie pan jutro?
Ugh, my heartstrings…
Wiesz, że mam spokrewniony, choć różny pomysł? Teraz muszę z nim zaczekać, ale to nic, i tak potrwa, zanim coś się z niego urodzi (jeśli w ogóle).
Ale do rzeczy – śliczny, nostalgiczno-smutny kawałek. I tyle. Twoja historia stoi uczuciami i atmosferą, choć trochę fabuły też tu jest, i na pewno dałoby się ją rozbudować. Ale myślę, że to dobre miejsce na zakończenie, gdybyś napisała coś dłuższego, musiałabyś dodać solidniejszy konflikt. Tak jak jest, jest na pewno ładnie i mądrze. I ja też nie lubię takich ogólnych komplementów ;)
I w tym układzie, to ja się nie zgadzam na żadne zamykanie!
Tak jest, piszemy z reg petycję.
Jeszcze muzyczka: https://www.youtube.com/watch?v=ku9cOsNfqh8
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnina
Bardzo dziękuję za obszerny i szczegółowy komentarz. Przestawienie szyku wyrazów daje naprawdę inny poziom pisania.
ale migdały nie są pierwszym skojarzeniem z goryczą, nawet gorzkie (kto w naszych czasach widział gorzkie migdały?)
Hm, czy dziś z goryczą kojarzy się piołun lub dziegieć? A powinny. Myślę, że zawsze można poszerzać swoje frazeologiczne przyzwyczajenia i utarte ścieżki, po których wędruje nasze pióro. Może migdały te ze sklepu nie są gorzkie. Może teraz się myśli, że wszystko musi być w cukrze.
Najepsze są serduszka, a tego, kto umie je wstawiać będę darzyć niebotycznym uwielbieniem!
Hm, czy dziś z goryczą kojarzy się piołun lub dziegieć?
Piołun tak, choć nie sądzę, żeby większość używających tego frazeologizmu wiedziała, jak piołun wygląda (a widują go na podwórku). Żeby nie było, wcale nie nawołuję do ograniczenia palety skojarzeń, porównań i frazeologizmów – ale ważne, żeby czytelnika nie alienować. Za bardzo ;)
Jak wstawić serduszko: kliknij na tę uśmiechniętą buziuchnę koło tego czegoś do zaznaczania cytatów. Pokaże się paleta, z której wystarczy już wybrać (klikiem) odpowiedni symbol.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnina
Eureka!
ale ważne, żeby czytelnika nie alienować. Za bardzo ;)
No właśnie, z jednej strony powinno się być takim “grzecznym” pisarzem, pisać to, co czytelnik dobrze zna, aby miał radość przy czytaniu, z drugiej chciałoby się być Kreatorem, żeby nie powiedzieć Wieszczem!
Dzięki za przeczytanie i odwiedziny!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Sympatyczny tekst. Ładna zabawa tytułami. Ale palenie książek to barbarzyństwo!
To faktycznie musiał być ciężki dyżur…
Babska logika rządzi!