
Vikander sunął niespiesznie deptakiem w Łazienkach. Za nim tuptała w szpilkach drobna kobieta w eleganckiej garsonce, z każdą chwilą coraz bardziej zostająca w tyle.
– Można do ciebie mówić, żebyś tak nie leciał! Pewnie! Jak grochem o ścianę!
– Trzeba było założyć jeszcze wyższe szpileczki, Madzento.
– Pewnie już jesteś umówiony na ruchańsko z tą lambadziarą Auradione!
– Nie wiem, o czym mówisz.
Skręcili w wysypaną żwirem ścieżkę. Vikanderowi nie zrobiło to żadnej różnicy, zaś Madzenta nieźle się gimnastykowała, by zachować godność i równowagę. W końcu dała za wygraną i potuptała trawnikiem.
– Ta raszpla poluje na chłopów, odkąd okazało się, że ma więcej zębów niż jajeczek w jajnikach! Wszyscy to widzą! Jak możesz być aż tak ślepy!
– Madzento, od paru dobrych lat to już nie jest twoja sprawa, z kim umawiam się na… ruchańsko. Skąd w ogóle taki pomysł? Jesteśmy pod ministerstwem w Warszawie, nie na sabacie w Salem. Z tego, co pamiętam, Auradione oddelegowano do nadzorowania sabatów.
– Ta miedziana rura fi sto pięćdziesiąt w biodrach zawsze była interesowna!
– Ale wszystko wskazuje na to, że jest teraz na drugim końcu świata.
Vikander przystanął przed rozdwojonym bukiem, Madzenta dołączyła po chwili. Rozejrzeli się. Vikander westchnął.
– Same problemy, odkąd przerobili Łazienki na muzeum. Jeszcze za wstęp każą płacić!
Przeszli pomiędzy pniami, by wyłonić się w obrzydliwie bogato zdobionych wnętrzach, pełnych zabieganych kobiet w garsonkach i mężczyzn pod krawatem. Z niedorzecznie wysokich sufitów zwisały żyrandole całe z kryształów, rozświetlone barwnymi ognikami. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na Vikandera i Madzentę, wszak co chwila ktoś nowy płynnie wtapiał się w korporacyjny tłum. Szli teraz równym tempem, choć on nadal spokojnie, a ona drobiła obcasikami tuż za jego plecami. Vikander nagle zatrzymał się, by przepuścić stażystkę dźwigającą klatkę z młodym smokiem. Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem.
– Więc to tak! Przyszliśmy tu, byś sobie mógł popatrzeć na te siksy w za ciasnych żakiecikach! Przecież tamta miała ewidentnie cycki wypchane!
– Przyszliśmy, bo dostałem wezwanie. A ty nie wiem gdzie i po co idziesz. Brzmisz na sfrustrowaną, Madzento. Mogę cię poznać z którymś znajomym.
– No przecież cię samego nie puszczę w objęcia harpii! Wystaw sobie, że w tych czasach kobiety nie są już skazane na takie pożal się Boże swatki jak ty! Poznałam wczoraj kogoś!
– Przecież wczoraj stalkowałaś mnie cały wieczór, gdy stałem w kolejce po wiwernie jaja.
Madzenta zapowietrzyła się.
– Kapelusz i ciemne okulary nie zrobią z ciebie aniołka Charliego. Zresztą już siedmiolatki ogarniają, że jeśli zakryją sobie oczy, to wcale nie znaczy, że ich nie widać…
– Poznałam kogoś na Tinderze!
– A cóż to takiego?
– Aplikacja na telefon śmiertelnych. Koi obolałe dusze, odarte z miłości, na którą bezsprzecznie zasługują!
Jeden z przechodzących mężczyzn zaoferował chusteczkę, widząc wilgotne oczy Madzenty. Chwyciła ją w biegu; nie zdążyła nawet spojrzeć w twarz nieznajomego.
– Nie wierzę!
– Uwierz! Wczoraj, na ten przykład, jakiś pan wysłał mi zdjęcie swojego penisa, a potem dopisał „mmm, może się teraz odwdzięczysz”?
– I umówiłaś się z nim na ruchańsko?
– Nie. Wtedy też mu wysłałam fotkę kutasa. I dopisałam „patrz, tak to powinno wyglądać! A nie jakąś zasuszoną gałązkę mi wysyłasz!”.
Vikander westchnął.
– Żałuję, że gdy próbowałaś reanimować nasz związek, zgodziłem się na sexting.
Wówczas dotarli pod drzwi z plakietką „Ministerstwo magii, religii i innych spraw nadprzyrodzonych”. Prący dotychczas pewnie przed siebie Vikander nagle zawahał się i przystanął przed wrotami. Przytuptała i Madzenta.
– Żałujesz? Nie wytrzymam! A teraz co, strach cię obleciał i nawet drzwi nie możesz otworzyć? Taki z ciebie bohater! W kluczowym momencie stchórzyć i zostawić wszystko w cholerę, tyle potrafisz!
Rozsierdzona kobieta musnęła drzwi, świadoma że tyle wystarczy, by dostać się do urzędu. Nic się jednak nie stało. Dotknęła zatem znowu. I jeszcze raz. Nadal bez skutku. Zaczęła więc w nie tłuc, najpierw otwartą dłonią, a później pięścią.
– Jeszcze ci lecą sobie w chuja! W życiu nikt mnie tak nie upokorzył!
– Chciałyście równouprawnienia, to macie. #therearetoomanywitchesformetoo*, czy jak tam leciał ten hasztag… Nie pamiętasz?
To był dość nowy wymysł w magicznym światku. Wiedźmy, widząc sukces śmiertelnych emancypantek, postanowiły wprowadzić parytet i podzielić się mocą, stanowiskami i obowiązkami z mężczyznami, którzy dotąd spełniali się w rolach rozpłodowych, czy też pierdołach pokroju jasnowidzenia bądź różdżkarstwa. Tym sposobem Vikander, trochę bezwolnie, stał się ofiarą nowego ruchu, objął dowództwo nad swoją eks i skończył z tytułem „wit”*. A co bardziej uszczypliwi nazywali podobnych jemu „halfwit”*.
– Daruj sobie i nie rób ze mnie wariatki. Idiota i wariatka, tworzymy duet nie do powstrzymania!
– To określenie jest krzywdzące. Wolimy się nazywać bardziej swojsko – wiedzim.
– Wiedzim? Toż to gwałt na języku polskim!
– Wiem, że nie brzmi to najzgrabniej, ale nazwę, która aż się sama nasuwa, blokują nam prawa autorskie. Będziemy się procesować. A teraz chodź.
Złapał ją za rękę, tknął drewna, a wówczas wrota wciągnęły ich do środka. Oczy chwilę przyzwyczajały się do zastanego półmroku. Znaleźli się w niekończącym się korytarzu pełnym równoległych drzwi. Wewnątrz ministerstwa panowała cisza, jakże różna od zgiełku w strefie urzędowej. Ściany, sufit, a także posadzkę pomalowano gustowną fotofarbą w kolorze nieba nocy letniej.
Gdzieś na przodzie na oścież otworzyły się drzwi, przez co po niebie rozlała się smuga żółtego światła. Trzeba było trochę podejść. Przytłoczona zastaną scenerią Madzenta tym razem zamilkła. Jak zwykle zostawała w tyle. Obiecała sobie, że wyrzuci te szpilki.
Vikander pierwszy dotarł do celu, którym okazał się nieduży pokoik z jednym oknem. Stało przed nim biurko, a opierała się o nie rubensowskich kształtów kobieta o krótkiej, hełmowatej i wściekle rudej fryzurze, do tego uśmiechnięta ni to rozkosznie, ni to szelmowsko.
Madzenta, gdy tylko ją zobaczyła, zdążyła wycedzić:
– Ty…
I nawet nie dane jej było skończyć kwiecistej obelgi, bo drzwi zatrzasnęły jej się przed nosem.
– Zamknęłam nas tutaj – oznajmiła urzędniczka. – Nie wyjdziesz stąd, dopóki cię nie wypuszczę.
Vikander założył ręce na piersiach. Pokiwał głową.
– Czy to oznacza, że jestem zakładnikiem?
– Mmm… Jeśli cię to kręci, to czemu nie!
Madzenta nie dawała za wygraną i dobijała się do drzwi, wykrzykując wiązanki i nie kłopocząc się przy tym chyba nawet nabieraniem wdechu. Ściany wygłuszały jej głos na tyle, że trudno było zrozumieć poszczególne słowa.
Urzędniczka klasnęła w dłonie dwukrotnie i w pokoju zapadła cisza.
– Pełne wytłumienie! Ach, prędko nie znudzą mi się te komisarskie sztuczki! Mogę ci pokazać jeszcze jakieś, jeśli masz ochotę. – Puściła do niego oczko.
– Auradione, co ty tutaj robisz? – zapytał Vikander. – Myślałem, że oddelegowano cię do Salem.
Pomimo rzuconego zaklęcia, drzwi ponownie zaczęły huczeć, jakby uderzał w nie taran.
– Poznano się na mnie. Awansowałam! Kobieta mojej klasy zasługuje na luksus i stanowiska. Sława, pieniądze i wielka kariera. To wszystko przede mną. Zostałam komisarzem do spraw nordów, wicca, New Age i Kościoła Eutanazji (bo nikt go nie chciał objąć) w Departamencie Religii Ministerstwa Magii, Religii i…
Pomimo wzmocnień, drzwi z hukiem wpadły do środka, roztrzaskując się przy tym w drzazgi. Do środka wmaszerowała nabuzowana Madzenta, cała obleczona płonącą, szkarłatną luminescencją.
– Przecież to poziom mocy wiceministra! – szepnął Vikander. – Madzento, kiedy opanowałaś taką siłę?!
– Ta stara betoniara ma więcej tytułów niż chorób wenerycznych! Pewnie pół rządu wysmyrała, żeby dostać ten stołek!
– Wypraszam sobie te oszczerstwa – obruszyła się Auradione. – Nie jestem stara, jesteśmy przecież z jednego rocznika!
– Jesteś z kwietnia, a ja z listopada! To tobie już półdupki grobowcem śmierdzą!
– Zazdrość cię zżera, Madzento. Co ty w ogóle w życiu osiągnęłaś? Dostałaś od ciotki wieś w spadku, która chyli się ku upadkowi, odkąd tylko się pojawiłaś! I jeszcze ta nazwa! Jak ona się…
– To miejscowość z mnogimi tradycjami, która wydała na świat wielu giermków dostojnych rycerzy, takich jak…
– Madzice-Piździce! – przypomniała sobie Auradione. – To brzmi zajebiście dostojnie!
Vikander odchrząknął, a dwie furie naraz ucichły.
– Czy możemy przejść do rzeczy? – spytał. – Jestem umówiony na siedemnastą na meczyk quidditcha.
Auradione przeszła za biurko, zaś pozbawiona atencji Madzenta wytraciła blask wściekłej luminescencji. Urzędniczka wyciągnęła z szuflady folder z kartkami i rzuciła go na blat.
– Ministerstwo życzy sobie ostatecznie rozwiązać kwestię nordycką – rzekła.
– Matko i córko! – Madzenta aż złożyła ręce. – Chcą wywołać Ragnarök!
– E, gdzie tam. Trzy wielkie zimy rok po roku zrujnowałyby branżę turystyczną. Grecy i Rzymianie by nas zjedli. Ministerstwu nie podobają się natomiast występki bóstwa imieniem Widar, dokonane wspólnie z walkiriami.
– Widar? – powtórzył Vikander. – Pierwsze słyszę o takim bóstwie.
– Bo to bóg ciszy. Stworzyli go i kazali mu milczeć. – Auradione, zniecierpliwiona, machała dłonią w powietrzu. – W każdym razie wymyślił taką klątwę, że za każdym razem, gdy ktoś rzuci kurwą, a potem butem, to z Asgardu przylatywały walkirie całe na biało, robiły delikwentowi z dupy jesień średniowiecza, a potem wracały do siebie. Zdaniem ministerstwa takie wycieczki w te i nazad to karygodne marnotrawienie pieniędzy, poza tym ten cały Widar sobie ewidentnie jaja robi z majestatu nordyckiego panteonu.
– Co mamy zrobić? – zapytała Madzenta.
– Walkirie są do likwidacji. To pomniejsze bóstwa, nikt ich nie będzie żałować. Widara tak łatwo nie zutylizujemy, dlatego Odyn zaproponował, by zamknąć go w jakimś świętym gaju za kołem podbiegunowym. Vikander nie takie rzeczy już robił.
Vikander przytaknął.
– Ruszamy natychmiast! Później sobie polatasz na miotle!
– Po tym jak rozpieprzyłaś mi drzwi, Madzento, choć wiceminister obiecywał, że są pancerne, nie mogę cię puścić na taką pospolitą misję. Powinnam cię zgłosić do jakiegoś GROM-u…
– Ależ wykluczone, kochana! Ja tego w życiu nie powtórzę! Nie wiem, co musiałoby się stać! O, widzisz? – Madzenta rozpostarła ramiona, wzniosła je, a także zaciskała pięści. Nic się nie działo. – Prosta ze mnie funkcjonariuszka. W ogóle nie wyjątkowa. Poza tym muszę przywrócić świetność Madzicom-Piździcom!
Auradione westchnęła.
– A idź mi stąd w cholerę. Zgłaszanie do GROM-u to biurokratyczne seppuku.
Wychodząc, Vikander przepuścił Madzentę w drzwiach, a raczej we framudze. Wrócił jeszcze po teczkę z aktami. Gdy ją zabierał, Auradione przyłożyła pięść do swojego policzka, wystawiła kciuk w kierunku ucha, a mały palec w stronę bródki i wyszeptała „ZA-DZWOŃ”, a potem znów puściła do niego ordynarne oczko.
Widok takiej sceny był dla Madzenty niczym policzek. Niczym tysiąc nieustannych policzków.
Wkrótce biuro pani komisarz znów wypełnił szkarłat.
*Słowniczek*
– #therearetoomanywitchesformetoo – #teżuważamżemamyzadużowiedźm
– witch – wiedźma
– wit – umysł
– halfwit – idiota
Przeczytane. Uśmiech był. Zastanawiam się, czy to Widar II, czy raczej inspiracja. Stawiam na to drugie, bo styl trochę inny, tu jakby bardziej kobiecy, tam raczej męski. Szkoda, że tekst wygląda jak fragment. Zostało przecież prawie 9k znaków na finał, puentę, coś. Tak, czy siak spodobane. Powodzenia.
Uff! Dobrze, że uśmiech był, bo rozwiałeś moje wątpliwości, czy to w ogóle jest śmieszne…
Jak dla mnie trochę zbyt chaotyczne. Dodatkowo, często lubię wulgarny humor, ale tu mam lekki przesyt ruchańskami, piździcami i leceniem w chuja. Coś w tym jest, że student to taka istota, co się śmieje, jak przy niej powiesz “dupa”. Mi, pomimo upływu lat, coś ze studenta w tej materii zostało, ale w tym wypadku chyba zbyt duży natłok mięsa przy niemal całkowitym braku akcji i wydarzeń sprawił, że się pogubiłem. W sumie najbardziej rozbawiła mnie reakcja na Ragnarök “Trzy wielkie zimy rok po roku zrujnowałyby branżę turystyczną”. Za ten tekst plus, a poza nim, to pewnie niestety o tekście do jutra zapomnę, bo nic nie zapadło mi w pamięć.
Wiadomo! Fakt, że nie do kazdego trafi taki humor był wkalkulowany w ryzyko. Dobrego tyle, że to anonimowy konkurs, to wstyd trochę mniejszy z tą kloaką. :)))))))
Mam nieodparte wrażenie, że nie przeczytałam całego opowiadania, że to zaledwie część pozbawiona nie tylko początku, ale i porządnego zakończenia. Czytało się dobrze, choć pozostał niedosyt. Trafiały się sytuacje zabawne, ale bez szału.
– Ta miedziana rura fi 150 w biodrach… –> – Ta miedziana rura fi sto pięćdziesiąt w biodrach…
Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.
Zaczęła więc się tłuc, najpierw otwartą dłonią, a później pięścią. –> Tu chyba miało być: Zaczęła więc je tłuc…
…kobieta w krótkiej, hełmowatej i wściekle rudej fryzurze… –> …kobieta o krótkiej, hełmowatej i wściekle rudej fryzurze…
Fryzura nie jest ubraniem, nie można być w niej.
-Ty… –> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.
Auradione machała dłonią w powietrzu w zniecierpliwieniu. –> Raczej: Auradione, zniecierpliwiona, machała dłonią w powietrzu.
…takie wycieczki w te i na zad… –> …takie wycieczki w te i nazad…
…a potem znów puściła mu ordynarne oczko. –> …a potem znów puściła do niego ordynarne oczko.
Puszczamy oczko do kogoś, nie komuś.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jak widzę, Widar nieustannie inspiruje.
Główną słabością tego opowiadania jest fabuła, która jest zwyczajnie pretekstowa. Brak jej porządnego zakończenia, po lekturze pozostałem z uczuciem, że dane mi było zerknąć jedynie na fragment większej całości.
Z zalet wypada za to wymienić język, którym władasz nieźle. Dialogi czytało się płynnie, są wyraziste, czuć w nich emocje, choć niekoniecznie bawią tak, jak zapewne miały.
Sam humor – bezsprzecznie obecny. Boków nie zerwałem, ale humor słowny i niektóre nawiązania wypadły całkiem nieźle.
Przyjemny średniak. Szkoda tylko tej fabuły.
Plus za lusssss. Luz. Wyczuwalny.
Nie do końca wygładzony fragment czegoś większego. Napisany barwnie i ze swadą, umiarkowanie śmieszny. Nie wiem nawet, czy to ten sam autor (lub ta sama autorka), ale: gorsze od Widara, lepsze od wiadra.
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Kabaret skeczów męczących – to taka skrótowa recenzja, ale muszę przyznać, że w jednym miejscu szczerze się uśmiechnąłem. Wydaje mi się że całe opowiadanie powstało trochę na siłę wokół tego jednego pomysłu.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Coś się tu dziwnego podziało. Mam wrażenie, że początkowo miał to być tekścik o zazdrosnej wiedźmie, a Widar był tylko małym dodatek do uśmiechnięcia się. Jednak tytuł sprawił, że zbyt mocno zwróciłeś, Anonimie, uwagę na boga właśnie. W efekcie masz dwie historyjki, z których żadna nie kończy się porządną puentą.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Dziękuję za kolejne komentarze!
Nie ukrywam, że cudów nikt nie oczekiwał, wszak szort powstał właściwie w pół dnia. Wiem, wiem, wymówki.
Ale! Moim zamiarem było potraktować fabułę pretekstowo, by móc sobie pożartować. Jestem zdania, że limit 20k to za mało na porządną fabułę.
Z zalet wypada za to wymienić język, którym władasz nieźle. Dialogi czytało się płynnie, są wyraziste, czuć w nich emocje, choć niekoniecznie bawią tak, jak zapewne miały.
Sam humor – bezsprzecznie obecny. Boków nie zerwałem, ale humor słowny i niektóre nawiązania wypadły całkiem nieźle.
NIEŹLE, moje odwieczne nemezis!
Edycja: poprawki naniesione. Uściski dla Regulatorki!
Jestem zdania, że limit 20k to za mało na porządną fabułę.
Złej baletnicy… :P
NIEŹLE, moje odwieczne nemezis!
Ach, szczypta tragizmu w tym komediowym tekście (czy raczej pod nim).
poprawki naniesione. Uściski dla Regulatorki!
Regulatorka czuje się uściskana i ucieszona przydatnością poprawek. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Zabawne. Pierwsza część bardzo dobra i śmieszna. Humor dobrze wyważony. Napisane sprawnie.
Druga część już gorzej, bo potencjał żartów genitalnopodobnych został już wykorzystany na początku, więc później już nie robi efektu.
Widar też jakby wciśnięty na siłę, wolałbym jednak oryginalną opowieść.
Zakończenie – jak wspomniała już Reg – kuleje, a raczej nie ma go wcale. Akcja urywa się tak jakby w połowie opowiadania.
Bibliotekę jednak kliknę mimo wszystko.
"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.
Wielkie dzięki, Chrościsko! Akcja się urywa? No urywa się, ale moim celem było wziąć na tapet relacje między postaciami i trochę przy tym pożartować, kosztem pretekstowej “akcji”. Może to niezbyt przyzwoite, dlatego przepraszam wszystkich, którzy spodziewali się czego innego!
Tak pół na pół ze uśmiechem i fabułą:)
Były fajne momenty, głównie na początku, lecz od połowy, coś się zaczęło sypać i przestałam rozumieć. Motyw zazdrości, kwestia nordycka i wplątany w to hashtag sprawiły, że nitki się rwały. Nie nadążałam z wiązaniem supełków, wełna się skończyła i kilim niewykończony pozostał.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Przeczytawszy.
Finkla
lozanf@fantastyka.pl
Ukłony dla Asylum i szanownej organizatorki.
Ale co to! Ktoś odpowiedział na ten tekst opowiastką, która szkaluje moje szalone postaci! Tak nie może być! Tylko czy ja zdążę wymierzyć sprawiedliwość do piętnastego?!
Deadline do 25 sierpnia jest:)
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Nie do 15go? Hoho! Szanse rosną! :)))
Ukłony dla Asylum i szanownej organizatorki.
A dziękuję, dziękuję. :-)
Babska logika rządzi!
Coś uśmiechnęło, raz się nieśmiało zaśmiałem i to tyle w sumie. Jest kilka rzeczy ładniejszych, coś tam stylistycznie zgrzytnęło kilka razy, ale generalnie, nie jest źle. Ironicznie użyte ruchańsko było śmieszne (chyba to pojawiające się trzeci raz w wypowiedzi Vikandera).
Zakończenie – tu odkrywczy nie będę – urwane.
P.S. W 20k jak się spocisz, to upchniesz naprawdę dobrą fabułę. Taką serio-serio dobrą. Zresztą wykorzystałeś tylko 11 kafli, można bylo oprócz żartów wokół pretekstu, spokojnie coś tam uknuć. Założenie było inne – okej. Żarty same w sobie wyszły okej.
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM
Widary się mnożą i to chyba dobrze, bo całkiem zabawne są. Bardzo fajny styl, z przytupem i swadą, nadziewany żarcikami jak rodzynkami. Bardzo przyjemnie się czytało i to w zasadzie wszystko, co można powiedzieć, bo fabularnie tak sobie – coś tam z poszatkowanych elementów można sobie ułożyć, zwłaszcza, gdy zna się inne widarowe szorty, ale pozostaje wrażenie chaosu i fabularnego niedopracowania (niedokończenia). Ale to już wiesz, bo wielu o tym pisało.
Tak czy owak, przyjemna lektura. Choć z dobrą fabułą mogłaby być znacznie lepsza.
Pozdrawiam!
Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!
Jest jakiś spis chronologiczny kolejnych części Widara? Taki w jednym miejscu, żeby nie skakać.
Madzenta w biurze za spokojna jak do opisów otaczających… Przecież nie sparaliżowana.
umiesz liczyć - licz za siebie
Niestety, nuda i pogubienie przeważyło nad rozbawieniem. Wulgarne żarty też mnie nie przekonały – ale w tym względzie jestem wyjątkowo wymagająca. Wydaje mi się, że to raczej inspiracja Widarem, a nie dzieło oryginalnego autora, ale mogę się mylić. W każdym razie brakuje mi tu lekkości tamtych tekstów. Opowiadanie jest nieco przegadane, choć pomysł wyjściowy jest i dałoby się go lepiej napisać.
http://altronapoleone.home.blog
Szkoda, Drakaino, że nie udało się Ciebie kupić. Ale prawda jest też taka, że co człowiek to inne poczucie humoru i cholernie trudno rozbawić jednym tekstem wszystkich. Anonim jest akurat pewien jakości swoich żartów!
Mytrixie, Thargone – dla Was także spóźnione podziękowania. W kwestii kontynuacji Anonim nie powiedział jeszcze ostatniego słowa!
Całkiem sympatyczne i nawet w jednym momencie mnie rozbawiło. czytałem o wiele gorsze teksty w tym konkursie a ten plasuje się w górnej połowie.
Dziękuję, panie Tomaszu!
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Czytało się sympatycznie, ale dopiero przy walkiriach całych na biało zachichotałam. Generalnie na plus, mimo nieco za dużej jak na mój gust sztampowości postaci zazdrosnej baby.
ninedin.home.blog
Napisane jest to całkiem fajnie (może tylko to “ruchańsko” z początku przesadnie razi), ale z lektury wyniosłem przede wszystkim poczucie grochu z kapustą. Łazienki, sprawa nordycka, znów ta przechodzona biurokracja światów nadprzyrodzonych, gdzieś tam na końcu jeszcze GROM. Nie mam pojęcia jak to ze sobą skleić:) No i na końcu staje się jasne, że chodzi tu tylko o tę babską zazdrość, szkoda, chciałby się trochę więcej.
No ale – lambardziara – piękne, bardzo pojemne określenie. Dawno nie słyszałem:)
Mam mieszane odczucia po przeczytaniu opowiadania. Kilka razy się uśmiechnęłam, w sumie sympatyczny tekst, chociaż humor dość grubo ciosany. Zazdrość jednej z bohaterek eksponowana za długo, przez co staje się przewidywalna.
Tekst na luzie :) Czy to dobrze czy źle? Chyba dobrze. Może odrobinę wszystko za bardzo namieszane i przydałoby się troszkę “wyprostować” fabułę, ale ogólnie fajne :) Powodzenia w konkursie. Ode mnie biblioteczny kliczek.
Lekkie, miejscami zabawne, czytało się dobrze. Mam jednak wrażenie, że czegoś tu brakuje. Końcówka mogłaby być mocniejsza, bo taka jakaś niedokończona się wydaje. Ogólnie na plus.
Nowe komentarze, dziękuję! Szczególna moc uśmiechów dla Katii. :)))
Fanfik potterowsko-widarowy? OK, może być.
Fantastyka jest, chociaż to nie ona gra pierwsze skrzypce.
Fabuła sprowadza się właściwie do tego, że bohater otrzymuje zadanie, bez przerwy użerając się ze swoją byłą. Niezbyt porywające, szkoda.
Bohaterowie tworzą odwieczny trójkąt. Także dwie rywalizujące wiedźmy wypowiadające sobie nawzajem wiek i inne wady nie są nowatorskie.
Nad warsztatem można jeszcze trochę popracować. Usterki nie były duże, ale czasem coś mi zgrzytnęło. Brak przecinka, jeszcze coś było… Fajna gra słów z „wit” i „halfwit”. Szkoda, że po angielsku, chociaż akcja rozgrywa się w Polsce.
Babska logika rządzi!
Dzięki, Finklo. Jakoś mi umknął Twój komentarz. :o
Szkoda, że po angielsku, chociaż akcja rozgrywa się w Polsce.
Bo widzisz, magowie i bogowie to bardzo światowe towarzystwo. ;D
Szczęście chociaż, że wcelowali z żartami w jakiś język, który znam. ;-)
Babska logika rządzi!
Ja to komentowałem i nie klikłem? Gapa ze mnie.
Okej, może trochę kręciłem nosem, ale biblioteka jednak powinna być.
Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!
No…
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Widary i wiadra, do biblioteki biegiem marsz. Dołączcie do swojej gromady:)
Komentarz mój już jest, więc zwrócę się tylko o kilka.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Niesłychane jak parę wyzwisk w odpowiednim temacie działa stymulująco na klikaczy. ;D
Dziękuję ślicznie!
Przeczytałem
Ciekawe dlaczego po pierwszym czytaniu tylko zameldowałem, że przeczytałem. Dzisiaj zainteresowany tym przeczytałem drugi raz i uśmiechnęło bez przymusu. :)