
Jest to pierwsze opowiadanie z serii W Smoczej Pieczarze (najprawdopodobniej będą 3).
Jest to również mój pierwszy tekst, który pokazuję światu, wiec proszę o konstruktywne uwagi.
Jest to pierwsze opowiadanie z serii W Smoczej Pieczarze (najprawdopodobniej będą 3).
Jest to również mój pierwszy tekst, który pokazuję światu, wiec proszę o konstruktywne uwagi.
W Smoczej Pieczarze
Ludzie przeinaczają: wyolbrzymiają lub umniejszają, wyrywają z kontekstu i dopowiadają, interpretują i dopasowują do swoich wyobrażeń. Rzadko kiedy opowieść, która przeszła przez setki ust, pozostaje taka sama. Jeszcze rzadziej ludzie, o których się mówi, dorastają do swoich legend. Ona jest Legendą. Opowieści o Niej powtarzano niezliczoną ilość razy. Ile w nich jest prawdy? Jaka jest naprawdę? Wiedzą tylko ci, co poznali ją osobiście.
Bezduszna maszyna
Na spotkanie przyszedłem bardzo zdenerwowany. Już sama świadomość, że przeprowadzę wywiad z Legendą – osobą będącą w stanie samodzielnie wywołać, wygrać i zakończyć wojnę o zasięgu globalnym – była tak stresująca, że niemal słyszałem, jak siwieją mi włosy na skroniach. Ponadto była Dragonishą – żołnierzem od dziecka szkolonym, by walczyć i zabijać. Ich bezwzględność i brutalność oraz skłonność do rozwiązywania wszelkich konfliktów przy pomocy pojedynku na śmierć i życie, jest powszechnie znanym i dobrze udokumentowanym faktem. Mam wielką nadzieję, że nie przekonam się o tym dzisiaj osobiście.
Pytania wywiadu zagubiły się gdzieś w kłębku nerwów w mojej głowie, a język zdrętwiał zupełnie, nie pozwalając mi wydusić z siebie żadnego dźwięku przy domofonie. W progu apartamentu przywitała mnie, skromnie ubrana i przyjaźnie uśmiechnięta, około trzydziestoletnia kobieta. Miała na sobie fartuszek, z którego kieszeni wystawały gumowe rękawice. Gosposia uprzejmie zaprosiła mnie do salonu, napomykając przy okazji, że jestem trochę za wcześnie. Rzeczywiście, z nerwów wyruszyłem nieco szybciej, niż musiałem i powinienem odczekać w jakiejś kawiarni w okolicy.
– Napije się pan czegoś? Kawy, herbaty, wody? – spytała uprzejmie.
Pokiwałem przecząco głową, nie mogąc wydobyć z siebie dźwięku.
– A może czegoś mocniejszego albo herbatki z melisy? Melisa świetnie uspokaja. – Tym razem ton gosposi wskazywał bardziej na sugestię niż grzecznościowe pytanie. Nadal była jednak uprzejma. Nawet uśmiechała się tylko odrobinę kpiąco.
Wiem, że dziennikarz, który przychodzi na wywiad tak zdenerwowany, że nie jest w stanie wydukać z siebie żadnego słowa, jest pełnoprawnym obiektem drwin. Trudno jednak być oazą spokoju, gdy ma się przeprowadzić rozmowę z legendą, której boi się tak armia, jak i mafia.
– Ni… niech b… będzie mmmelisa – wyjąkałem, piekielnie zawstydzony, z trudem rozwiązując supeł, w który zwinął mi się język.
Moje problemy z mówieniem najwyraźniej rozbawiły gosposię, która z widocznym trudem powstrzymywała się od śmiechu. Kobieta zniknęła za drzwiami pokoju, aby przygotować uspokajające ziółka, a ja siedziałem sam w salonie, próbując nieco ochłonąć nim zjawi się Helena Trojka, znana jako Wojenka – Królowa Najemników. Byłem wdzięczny, że przywitała mnie pomoc domowa, a nie właścicielka apartamentu, co pozwoliło mi nie zemdleć z nerwów.
Siedząc samotnie, mogłem rozejrzeć się dookoła. Oczywiście nie wstawałem z miejsca, bo to zapewne mogłoby kosztować mnie życie. Zalogowałem się do ThoughtScribe i zacząłem notować swoje wrażenia.
ThoughtScribe uruchomiony; Kalibracja fal mózgowych zakończona.
Notowanie myśli: Włączone; Mikrofon: Włączony; Pisanie: Włączone.
Ostrzeżenie! Wykryto podwyższony stan emocjonalny.
Cały budynek był twierdzą, jak to zwykle bywa u wysoko postawionych osobistości półświatka. Jednak sławny ekscentryzm Wojenki było widać już od wejścia. Nie muszę chyba przypominać, że Helena Trojka jest miliarderką, właścicielką Helena Security. Mimo to budynek, w którym mieszka, znajduje się w biednej dzielnicy, w samym środku mocno podniszczonego blokowiska. Cała rezydencja to stary blok – kilkupiętrowy gmach w kształcie litery L. Wśród sąsiednich budynków wyróżnia się jedynie odświeżoną elewacją i wszechobecnym, acz na pierwszy rzut oka niezauważalnym, monitoringiem oraz systemem antywłamaniowym.
Drzwi budynku są szeroko otwarte i każdy może przez nie wejść, lecz cały parter roi się od „ochrony” w postaci podwładnych Wojenki. Z holu, w którym znajduje się domofon, w jednym z pomieszczeń widać dużą siłownię pełną typów, których nie chciałbym spotkać po zmroku, a obok salę wypełnioną najwyższej klasy sprzętem komputerowym. W pierwszej chwili myślałem, że jest to centrum ochrony budynku, lecz moją uwagę zwrócił obraz na ekranach, który na pewno nie pochodził z kamer monitoringu. Nie mogłem długo przyglądać się pomieszczeniu, ale widziałem dosyć, by dojść do wniosku, że była to pracownia szkoleniowa, a osoby przy komputerach trenowały w jakiejś symulacji wojennej. Trudno stwierdzić, co znajduje się w innych pokojach, bo stojąc niemo przed domofonem, usłyszałem dźwięk zatrzymującej się windy. Musiałem zostać rozpoznany przez wbudowaną kamerę, ponieważ nikt windy nie wzywał, a przyjechała pusta. Ruszyła również sama, natychmiast po moim wejściu, zatrzymując się dopiero na ostatnim piętrze budynku – apartamencie Wojenki.
Od wyjścia z windy nie zauważyłem już żadnych kamer. Mieszkanie wydaje się zadziwiająco normalne i skromne – o ile pominie się fakt, że zajmuje całe piętro dużego bloku. Salon jest przytulny i gdyby nie zdjęcia na ścianach przedstawiające głównie ludzi w mundurach wojskowych, nic nie wskazywałoby na jakiekolwiek doświadczenia militarne właścicielki.
Skupiony na przelewaniu myśli do notatnika, nie od razu zauważyłem, że pomoc domowa stoi za moimi plecami z tacą i zagląda mi przez ramię. Zaskoczyła mnie, ale jakimś cudem udało mi się nie drgnąć. Gosposia minęła mnie i z lekkim uśmiechem postawiła na stole dwie herbaty. Raz jeszcze rzuciłem okiem na ekran ThoughtScribe. Tak – w górnym prawym rogu nadal widniał alert, który najwidoczniej rozbawił kobietę.
– Ciekawe ma pan odczucia co do tego budynku – powiedziała, siadając w fotelu po drugiej stronie stołu, cały czas z tym samym uśmiechem na ustach. Jej fartuszek najwyraźniej został w kuchni. – Widzę, że już się pan trochę opanował, więc teraz może spokojnie wypić herbatę przed wywiadem – dodała życzliwie.
– Dziękuję, ale nie chciałbym nadużywać gościnności i cierpliwości pani Trojki – odpowiedziałem, choć niezbyt przekonująco, biorąc pod uwagę, że sięgając po herbatę, trochę trzęsły mi się ręce.
– Nie ma pośpiechu, przyszedł pan za wcześnie i na razie w mieszkaniu jesteśmy tylko pan i ja. – Gosposia uśmiechnęła się lekko.
Nieobecność właścicielki tłumaczyła trochę jej wygodne rozsadowienie w fotelu, choć ja, na jej miejscu, nie odważyłbym się na to przy takim pracodawcy.
– Szczerze mówiąc, trochę zdziwiło mnie pana zestresowanie – kontynuowała. – Słyszałam, że przeprowadzał już pan wywiady z głowami światka przestępczego. Przed każdym spotkaniem był pan tak wystraszony? – zapytała tonem wyrażającym raczej ciekawość niż uszczypliwość, choć jednego było tylko trochę więcej niż drugiego.
Jak na pomoc domową, dużo wiedziała o gościach swojej pracodawczyni. Zapewne niejedno też tutaj widziała. Odniosłem wrażenie, że dzięki rozmowie z nią mogę uzyskać jakieś przydatne informacje do artykułu.
– Nie powiedziałbym, że się nie bałem, ale stres był jakoś mniejszy – zacząłem, a wypijając łyk herbaty, dałem sobie czas, by zastanowić się, jak wyjść z twarzą z tej rozmowy. – Strach pomaga mi pisać. Teksty zawierające silne uczucia zwykle są bardzo dobrze odbierane przez czytelników – palnąłem pierwsze, co przyszło do głowy, sam próbując się do tego przekonać. Na wszelki wypadek wbiłem wzrok w trzymany w rękach kubek, by trudniej było odczytać mój wyraz twarzy. – Inni bohaterowie wywiadów byli chyba nawet zadowoleni, że w moich tekstach budzą strach – kontynuowałem. – Choć nie zawsze podobało im się, co o nich piszę i nie raz próbowali wpłynąć groźbą na ostateczny kształt artykułu.
Spojrzałem na gosposię. Przypatrywała mi się uważnie, również sącząc herbatę.
– Sądzi pan, że w przypadku Wojenki będzie podobnie? – spytała z lekkim niedowierzaniem.
To, że użyła pseudonimu pracodawczyni, utwierdziło mnie w przekonaniu, że warto kontynuować tę rozmowę.
– Nie, pani Trojka różni się od nich pod tym względem – powiedziałem stanowczo. – Stara się kreować na łagodną, a nie budzącą strach. Przez to mój artykuł może jej się bardziej nie spodobać. – Chwilę wpatrywałem się z rezygnacją w parę unoszącą się z kubka. – Wilk w owczej skórze nie lubi, gdy opisuje się go jako groźnego, nawet jeśli wszyscy widzą wystające spod przykrywki ostre kły – dodałem pod wpływem natchnienia.
Moja rozmówczyni próbowała stłumić cierpkie parsknięcie. Nie jestem pewien, czy dobrze odczytałem, co się pod nim kryło. Żal, że gdy się zatrudniała, dała się nabrać na pozorną łagodność? Rezygnacja z powodu mojego nastawienia wobec jej pracodawczyni? Czy tylko zdegustowanie moim poetyckim porównaniem?
– Więc boi się pan opisać Wojenkę jako budzącą strach. Skąd ta pewność, że da panu ku temu powody? – spytała lekko zirytowana.
W sumie, trudno jej się dziwić. Kulący się w fotelu zlękniony mężczyzna, który jakby nie patrzeć, sam poprosił o ten wywiad, może lekko denerwować.
– Nie pewność, a obawa. – Próbowałem się nieco wyprostować, ale skończyło się na nerwowym wierceniu. – Mogę na przykład, przez przypadek, obrazić ją jakimś moim pytaniem, a Dragonishe są dość znani ze sposobu, w jaki reagują na urazę. Jeśli coś takiego będzie miało miejsce, to następstwa dla mnie będą na pewno o wiele gorsze niż chwilowa hospitalizacja. – Skrzywiłem się na wspomnienie ostatnich konsekwencji artykułu, w którym nazwałem pewnego bezwzględnego bosa „wrażliwym wobec zwierząt”.
Gosposia spojrzała na mnie krzywo, dając do zrozumienia, że według niej trochę przesadzam.
– Nie wystarczy, że pan takie ewentualne rzeczy w artykule po prostu pominie? – spytała tonem, który jawnie uwłaczał mojej inteligencji.
– Nie potrafię. – Znowu odruchowo zgarbiłem się, starając wtopić w fotel. – Piszę szczerze o wszystkich moich odczuciach wobec osoby, z którą prowadzę wywiad i o wszystkich zdarzeniach, które na te odczucia wpłynęły. Inaczej przedstawiłbym fałszywy obraz tej osoby. Gdybym to zrobił, nie byłbym sobą.
Uspokajająca herbata chyba w końcu zaczęła działać, bo strach zaczął powoli ustępować miejsca poczuciu beznadziejności. Sączyłem ją dalej powoli, wpatrzony tępo w rant stołu.
– Nie umie pan pominąć takich rzeczy, nawet za cenę zdrowia czy życia? – W jej głosie było autentyczne zdziwienie, ale i coś jeszcze… coś trudniejszego do określenia.
– Nawet – mruknąłem. – Fałszowanie rzeczywistości jest czymś niewybaczalnym. Właśnie dlatego zostałem dziennikarzem. Po to, by pokazywać prawdziwe oblicze świata, nawet jeśli jest czasami niewygodne czy przerażające.
W miarę wygłaszania tej deklaracji mojego sensu i celu życia prostowałem się coraz bardziej w fotelu i odzyskiwałem coraz więcej pewności siebie. Spojrzałem na moją rozmówczynię i zrozumiałem, czym było to coś tajemniczego w jej głosie chwilę wcześniej. Patrzyła na mnie z kubkiem zawieszonym w połowie drogi do ust, a w jej oczach widać było nieskrywany podziw.
– Właśnie dlatego pan jeszcze żyje – oznajmiła pewnym, spokojnym tonem. – Ta odwaga bycia wiernym swoim ideałom, nawet za najwyższą cenę, musiała nieraz wzbudzić do pana respekt. Nie ma nic cenniejszego w ciemnym półświatku niż szacunek.
– Dziękuję – powiedziałem niepewnie, nie wiedząc, czy właściwie zinterpretowałem to jako komplement. – Brzmi pani jak odkrywca, który właśnie rozwiązał trudną zagadkę. Tak bardzo zastanawiające było, jak ja tak długo przeżyłem, przeprowadzając wywiady z głowami mafii?
– Przepraszam, jeśli pana to uraziło – powiedziała, śmiejąc się pojednawczo. – Choć bardziej ciekawiło mnie, jak pan to robił, będąc tak wystraszony.
Skrzywiłem się i postanowiłem zmienić temat na mniej upokarzający.
– Prawdę mówiąc, też mnie pani ciekawi. Zastanawia mnie, jak to się stało, że tak miła – zaakcentowałem ostatnie słowo – osoba pracuje w takim miejscu? Nie przeraża panią ta zgraja osiłków na dole, ani to, że Helena Trojka jest Dragonishą? – Uśmiechnąłem się, czekając na wyraz zmieszania na twarzy rozmówczyni. Nie sądziłem, by dla zwykłego człowieka praca w takim środowisku mogła być powodem do dumy… Zawiodłem się.
– Jak na kogoś, kto twierdzi, że fałszowanie rzeczywistości jest niewybaczalne, szybko ocenia pan po pozorach. – Uśmiech na jej twarzy zastąpił grymas zniesmaczenia. – Czyjaś narodowość nigdy nie powinna mieć znaczenia, zwłaszcza dla dziennikarza. Ważny jest indywidualny charakter człowieka, a nie to, czy jest: Dragonishą, Żydem, Włochem czy Aborygenem.
– Tak, ma pani rację – zawstydziłem się nieco po tej uwadze – ocenianie kogoś tylko po jego narodowości jest złe. Jednak kultura, w jakiej wychowuje się człowiek, zawsze ma na niego wpływ. Tym bardziej, jeżeli wierzyć pewnym źródłom, inżynieria genetyczna – broniłem swojej postawy. – Militarne wychowanie od najmłodszych lat i drakońskie prawa, według których żyją, na pewno wpływają na człowieka. Zwłaszcza potencjalne modyfikacje genetyczne, które jak mówią, czynią z Dragonishy „bezduszne maszyny do zabijania”. Nie obawiała się pani pracy dla takiej osoby?
– Ludzie boją się tego, czego nie rozumieją, często wyolbrzymiają i przeinaczają – tłumaczyła łagodnie i powoli jak dziecku, a na jej twarzy pojawił się pobłażliwy uśmiech, jakby wybaczyła mi niewiedzę. – Kultura Dragonishy jest obca społeczeństwu, a niezrozumienie i surowość prawa budzi jeszcze większy strach. Dragonishe byli i nadal są, wychowani do walki. To czyni ich niebezpiecznymi i żeby zapanować nad tym narodem wojowników, potrzebne są surowe prawa, wymagające bezwzględnej dyscypliny. Dlatego też kary, nawet za najdrobniejsze i błahe przewinienia, są bardzo dotkliwe – mówiła tonem świadczącym o dogłębnej znajomości tematu. – Różnice kulturowe powodują, że to co dla jednych jest gorszące i nieakceptowalne, dla innych jest zupełnie normalne. Tak jest i w przypadku Dragonishy. Surowość i sposób egzekwowania praw Dragonishy, dla osób wychowanych w innych kulturach wygląda na przemoc i morderstwa. Jednak nie ma tam samowoli. Jeżeli ktoś przestrzega prawa, to nie ma się czego obawiać. Prawo to obowiązuje oprócz Dragonishy jedynie osoby, które świadomie je przyjęły, na przykład oddając się pod smocze dowództwo. Ci, którzy nie mają obowiązku znać tych praw, nie muszą się obawiać konsekwencji ich przypadkowego złamania. Tak więc pomoc domowa, czy dziennikarz, nie mają się czego obawiać. – Uśmiechnęła się, jakby ubawiona moim mimowolnym wyrazem ulgi po jej ostatnich słowach.
– A więc twierdzi pani, że Dragonishe są bardzo praworządni i nic mi nie grozi, obojętnie co zrobię, bo nie obowiązują mnie ich prawa? Nawet, jeżeli jakiegoś obrażę czy uderzę? – wyraziłem swoje wątpliwości, wynikłe z wielu zasłyszanych opowieści.
– Nie powiedziałam, że może robić pan „obojętnie co” – oznajmiła łagodnym tonem, lecz nie wiadomo dlaczego, jej uśmiech zaczął wydawać się groźny. – Smoki albo, jak pan woli, Dragonishe, rozróżniają trzy rodzaje praw: „Smocze”, „Półświatka” i „Cywilne”. Każdy człowiek podlega przynajmniej jednemu z nich, ale może przejść do innego poprzez deklarację słowną lub czynem – tłumaczyła jak nauczycielka uczniowi. – Zazwyczaj najbardziej opiekuńcze jest prawo „cywilne”, czyli prawo kraju, w którym się w danej chwili przebywa. Aktualnie podlega pan pod ten rodzaj i przestrzegając go, nie ma się pan czego obawiać. Jednak złamanie go traktowane jest jako deklaracja podlegania prawu „półświatka”, z kolei złamanie i tych reguł może być odebrane jako deklaracja wyznawania kodeksu „smoczego”. Wytłumaczę może, zaczynając od groźby.
Na słowo “groźba”, przez plecy przeszedł mi zimny dreszcz.
– Używając groźby – kontynuowała tonem prawniczym – może pan złamać prawo „cywilne” przez, na przykład „groźby karalne”, czy takie, których sam fakt użycia powoduje publiczne ośmieszenie. Skoro łamiąc prawo „cywilne”, deklaruje pan wobec niego pogardę, Dragonisha, któremu pan grozi, może potraktować pana według prawa „półświatka”, czyli zasad, którymi rządzi się świat ulicy i świat przestępczy. Jeżeli i to prawo pan złamie, to będzie pan traktowany według prawa „smoczego”, czyli kodeksu Dragonishy. To samo dotyczy uderzenia, czyli naruszenia nietykalności cielesnej – zakończyła spokojnie, jakby to, co powiedziała, było najprostszą rzeczą pod słońcem.
– A więc, wbrew temu, co mówiła pani wcześniej, jednak powinienem obawiać się prawa półświatka i Dragonishy, nawet jeżeli nie muszę go znać? – Niepewność i zdenerwowanie odbijały się w moim głosie.
– Nieznajomość prawa, któremu się podlega, nie zwalnia z konsekwencji jego nieprzestrzegania. Deklarując podleganie danemu prawu, obojętnie, czy słownie, czy przez czyny, lepiej wiedzieć, co wolno i jakie są konsekwencje tego, czego nie wolno. Jeżeli jednak będzie pan przestrzegał prawa „cywilnego”, nie musi pan znać innych praw. – Spokój i pewność jej głosu budziły we mnie pewien dyskomfort.
– Zaczynając tutaj pracę, znała pani te niuanse prawne, czy musiała pani je poznać specjalnie? – spytałem lekko przytłoczony skomplikowaniem tego systemu.
– Przypominam panu, że Helena Trojka, właścicielka tego domu, jest prawniczką, więc mieszkając tu, prędzej czy później poznaje się te i owe kruczki prawne. – Uśmiechnęła się, jakby rozbawiona. – Nie jest to jednak niezbędne, by tu zamieszkać czy pracować, no chyba, że w kancelarii.
Do naszych uszu dobiegł dźwięk dzwonka zatrzymującej się na piętrze windy. Obróciłem się w stronę wejścia do salonu, w napięciu, że oto zaraz ukaże się w nim słynna Wojenka, z którą miałem właśnie przeprowadzić wywiad. Zdenerwowanie, które rozwiało się w czasie rozmowy z pomocą domową, wróciło jedynie odrobinę mniejsze, niż pierwotnie. Mrok mego strachu rozjaśniała już jednak drobna iskierka nadziei, że jednak jakoś jestem chroniony przez prawo.
Ku mojemu zdziwieniu, w drzwiach salonu nie ukazała się, budząca strach, Helena Trojka, a wyglądająca ostrożnie zza framugi… główka małego chłopca. Spojrzałem zszokowany na moją rozmówczynię, ta jednak nie zdawała się być zaskoczona tym widokiem, lecz jedynie jakby trochę zrezygnowana. Skinęła na chłopca, by podszedł, a ten podbiegł do niej szybko i się przytulił. Oszołomiony obecnością około sześcio-, siedmioletniego dziecka w tym domu, nie mogłem wydusić z siebie nawet słowa, więc w milczeniu przysłuchiwałem się ich rozmowie.
– Mówiłam ci, że po szkole masz iść do Aiszy, bo przychodzi dziennikarz. – W głosie pomocy domowej słychać było lekki wyrzut, ale też i troskę.
– Myślałem, że dziennikarz będzie w gabinecie – tłumaczył się chłopiec. – Chciałem zostawić plecak i powiesić to na lodówce. – Wyciągnął w górę trzymaną w ręce kartkę.
– Dobra, pokaż co tu masz – wyraziła szczere zainteresowanie, jednocześnie rzucając w moją stronę przepraszające spojrzenie. – Brawo, słoneczko za pisanie liter! Naprawdę ładnie ci wyszły – pochwaliła chłopca, głaszcząc go po głowie.
– Pani powiedziała, że napisałem je najładniej w klasie – z dumą oznajmiło dziecko.
– Z pewnością – zapewniła z uśmiechnęła kobieta. – Możesz pochwalić się tym Dymitrowi i Nadii, a później powiesimy na lodówce. Plecak weź ze sobą i odrób lekcje razem z Aiszą, później możecie się pobawić. Nadia wie, że będziesz na obiedzie. Po wywiadzie przyjdę do was na dół.
Dziecko kiwnęło tylko głową i pobiegło z powrotem do windy.
– Przepraszam za to – kobieta zwróciła się do mnie. – Większość gości przyjmowana jest w gabinecie, więc nie spodziewał się tu pana zastać.
– Nie szkodzi. Ja zupełnie nie spodziewałem się zobaczyć tu tak małych dzieci – odpowiedziałem tępo, nadal zszokowany. Lecz po chwili poczułem, jak wzbiera we mnie złość, gdy dotarło do mnie, że to dziecko tutaj mieszka! – Rozumiem młodzież na dole, w końcu smocze komando ma wyższy prestiż niż bycie w gangu, ale dzieci, tutaj?! Może i pani nie przeszkadza praca w tym miejscu, ale ciągnąć w takie środowisko małe dziecko? Nie boi się pani, że któryś z tych zbirów na dole zrobi coś pani synkowi? – niemal krzyczałem, zbulwersowany taką nieodpowiedzialnością.
– Mówiłam już, że zbyt szybko ocenia pan po pozorach i przez pryzmat swoich oczekiwań wynikłych z plotek i stereotypów – odrzekła spokojnym, lecz surowym głosem, jakby karciła dziecko.
– Słucham? – bąknąłem.
– Mówi pan, że w swoich artykułach umieszcza wszystkie odczucia, jakie ma pan w czasie przeprowadzania wywiadu, ale odczucia niekoniecznie muszą odzwierciedlać rzeczywistość – tłumaczyła spokojnie. – Jest to blok, ale nie spodziewał się pan mieszkających w nim ludzi oprócz właścicielki, bo jest miliarderką. Albo z powodu jej narodowości uznał pan, że wszyscy w tym budynku to jej podwładni, jej komando – oznajmiła z łagodnym wyrzutem w głosie. – Czy gdyby pan nie wiedział, że mieszka tu Dragonisha, uznałby pan budynek, w którym mieści się siłownia oraz sala komputerowa, gdzie młodzież gra w strzelanki, za twierdzę? Jest tu również biblioteka oraz świetlica. Monitoring oraz system alarmowy, w salach z tak drogim sprzętem, w tej dzielnicy naprawdę dziwią i są podejrzane? Te pomieszczenia są otwarte i mogą z nich swobodnie korzystać wszyscy mieszkańcy osiedla.
– Więc sugeruje pani, że to osiedlowy ośrodek kultury? – spytałem z niedowierzaniem.
– Owszem! – w jej głosie czuć było niezachwianą wiarę w prawdziwość swoich słów. – Oczywiście nie pan jeden w to wątpi. Dlatego monitoring części kulturowej budynku, udostępniany jest zdalnie najbliższej komendzie policji. Poza tym, w zasięgu wzroku od budynku, stoi zazwyczaj jeden nieoznakowany patrol. Jeżeli pan chce, może pan potwierdzić te informacje na komendzie.
Słuchałem tych wyjaśnień z otwartymi ustami, już planując swoją wizytę w komisariacie.
– Więc monitoringiem objęty jest tylko dół budynku? – palnąłem, nie wiedząc co powiedzieć, dalej zszokowany wyjaśnieniami pomocy domowej.
– Nie, ale tylko monitoring pomieszczeń ogólnodostępnych jest przesyłany policji. – Uśmiechnęła się tajemniczo. – Na wyższych piętrach są mieszkania, dalej gabinet kancelarii prawa wojskowego i kwatery dla klientów, którzy nie mają gdzie się zatrzymać w oczekiwaniu na rozprawę i w czasie jej trwania. Kwatery mają wejście z innej strony budynku, by nie przeszkadzać lokatorom i użytkownikom domu kultury. Najwyższe piętro to ten apartament.
– A więc mieszkają tu też inne osoby? – zdziwiłem się.
– Tak, w tym też dzieci. Aktualnie oprócz mojego bratanka, którego pan widział, mieszka tu jeszcze jedno dziecko w jego wieku – wyjaśniła spokojnie.
Przytłoczony informacjami, z zupełnie zburzonym wyobrażeniem tego miejsca, zamilkłem, analizując to, co usłyszałem i to, co naprawdę widziałem u wejścia do budynku. Gosposia siedziała naprzeciwko mnie w fotelu i wolno piła herbatę. Wyglądała na spokojną i może nawet lekko rozbawioną, gdy obserwowała, jak próbuję poukładać myśli. W czasie wywiadów zazwyczaj zdarzało się coś, co pokazywało mojego rozmówcę w innym świetle, niż powszechne o nim mniemanie. Ba, nieraz sam dążyłem do tego, by pokazać społeczeństwu, że i biel, i czerń mają swoje odcienie, że inne światło eksponuje inne barwy. Te różnice nie były duże, ale wystarczały, by pokazać, że strach ma wielkie oczy, diabeł wcielony to tylko maska, która odwraca wzrok od niechcianych widoków, a filantrop ma pozłacane, a nie złote serce. Teraz pokazano mi, że i ja kieruję się wpojoną opinią i widzę tylko to, co oczekuję zobaczyć. Stereotypy, uprzedzenia rasowe, przyporządkowanie co/kto jest dobry, a co/kto zły, niezrozumienie kultury i praw, wiara w plotki i mity, zamiast sprawdzenia faktów. To wszystko wypacza rzeczywistość i każdy z nas pada ich ofiarą. Fakty… Jakie ja znam fakty o Wojence? Pomyślmy: jest miliarderką, ma wysoki stopień wojskowy, skończyła prawo wojskowe, zajmuje się głównie najemnikami – nie, to trzeba sprawdzić… była przywódcą Dragonishy… jest Dragonishą – żołnierzem stworzonym w laboratorium, zmodyfikowanym genetycznie i pozbawionym uczuć… Czy udowodniono brak uczuć? Czy można genetycznie usunąć uczucia?
– Czy Dragonishe mają uczucia? – Ku swojemu zdziwieniu zadałem to pytanie na głos.
Gosposia spojrzała na mnie zaskoczona, ale też jakby ucieszona moimi wątpliwościami.
– Odpowiem panu na pytanie pytaniem, które przeczytałam kiedyś w pewnej książce: A czy ślimak ma uczucia? Czy nie będąc ślimakiem, można kategorycznie stwierdzić, że nie ma on uczuć? – Spojrzała na mnie, najwyraźniej oczekując odpowiedzi.
– Zwierzęta mają uczucia – odpowiedziałem bez chwili zastanowienia. – Koty i psy przywiązują się do ludzi i okazują im uczucia. Ślimak może po prostu nie umie ich okazać tak, by człowiek to zrozumiał… – zawahałem się – a może ich nie ma? Nie można jednoznacznie stwierdzić – podjąłem niepewnie decyzję.
– Człowiek uczy się rozpoznawania i okazywania uczuć od małego – tłumaczyła ponownie tonem nauczycielki, przypatrując się mojej reakcji. – Dragonishe były, a niektóre nadal są, wychowywane w sposób surowy, tak by nie okazywać uczuć, bo mogą być one słabością. Dodatkowo, starsze generacje od dziecka faszerowane były środkami psychotropowymi, co odbiło się na ich umiejętności odczuwania, rozpoznawania i okazywania emocji. Na pewno nie można generalizować, że wszyscy Dragonishe nie posiadają uczuć – powiedziała z przekonaniem. – Co do plotki o genetycznym usunięciu uczuć, to nie znam się na genetyce, ale nie sądzę by było to możliwe, bo jeżeli jest, to po co podawać jeszcze psychotropy? – zauważyła.
– Słuszna uwaga – stwierdziłem. – A czy Helena Trojka, według pani, posiada uczucia? – doprecyzowałem pytanie.
– A czy, według pana, ja posiadam uczucia? – odpowiedziała szybko z szelmowskim uśmiechem.
– Jak najbardziej – odpowiedziałem również niemal natychmiast, zdziwiony jej ripostą.
– A dlaczego pan tak sądzi? – ciągnęła dalej, jakby chciała się ze mną podroczyć.
– Jest pani uprzejma i wrażliwa. Była pani dla mnie cierpliwa i pomogła mi się uspokoić. W pani głosie, wobec tego chłopca, też czuć było miłość, no i jest pani bardzo lojalna wobec swojej pracodawczyni – wymieniłem wszystkie oznaki jej uczuć, po krótkiej chwili zastanowienia.
– Sam pan widzi, że możemy oceniać czyjeś uczucia jedynie po tym, jak są okazywane, a u Dragonishy to raczej trudne – stwierdziła z zadowoleniem. – Słyszałam opinie, że Wojenka udaje swoje emocje, bo pasują do jej wizerunku, ale według mnie są równie prawdziwe, jak te, które widział pan u mnie – znowu odpowiedziała wymijająco.
Miałem wrażenie, że z jakichś powodów, bardzo nie chce jasno odpowiedzieć na to pytanie. Byłem już trochę zmęczony tą rozmową, a przecież jeszcze nawet nie zacząłem wywiadu.
– Nie zamierza pani odpowiedzieć wprost? – bardziej stwierdziłem, niż spytałem.
– Nie – uśmiechnęła się – musi pan sam do tego dojść.
– Racja – nagle dotarła do mnie przyczyna tych gierek słownych – cokolwiek pani powie, może zaszkodzić pani pracodawcy: zniszczy wizerunek lub obnaży słabości. – Zrobiło mi się głupio, że tak długo ciągnę za język tę biedną kobietę. – Zupełnie zapomniałem, że nie tylko ja muszę uważać na słowa. Przepraszam.
Rozmowa się urwała, a ja tępo patrzyłem w ściskany przeze mnie na kolanach pusty kubek. Świadomość, że jeżeli Wojenka szybko się nie zjawi, to rozmową „w międzyczasie” będę narażał czyjeś życie, a gdy przyjdzie, to przeprowadzając wywiad będę narażał własne, była bardzo męcząca. Emocje związane z samym przybyciem tu były wyczerpujące. Długa pogawędka z pomocą domową złagodziła nieco stres, ale zrobiła mi mętlik w głowie i zdezaktualizowała kilka pytań, które miałem zamiar zadać Królowej Najemników. Przyłapałem się na szukaniu wymówek, by przesunąć wywiad na magiczne „kiedy indziej” i stąd wyjść. W sumie, nieobecność i pokaźne spóźnienie osoby, z którą wywiad miałem przeprowadzać, była sama w sobie niezłą wymówką.
– Chciałby pan przełożyć wywiad na inny termin, czy po prostu się niecierpliwi? – zapytała gosposia, patrząc mi w oczy.
W szoku prawie upuściłem kubek, skąd ona…
– Zerka pan nerwowo na zegarek – dodała szybko, widząc moje zmieszanie.
– Ach, przepraszam. – Zawstydziłem się nieco, przyłapany na myślach o ucieczce. Żal jednak było nie wykorzystać takiej szansy. – Rzeczywiście, zastanawiałem się nad przełożeniem wywiadu – przyznałem. – Najwyraźniej pani Trojka jest dzisiaj bardzo zapracowana…
Spojrzałem kobiecie w oczy, próbując wybadać, jaki efekt przyniosą moje wymówki. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Miała pewne spojrzenie i lekki uśmieszek. Przejrzała mnie.
– Nie widzę problemu w ustaleniu innego terminu. – W oczach kobiety widać było rozbawienie. – Będzie miał pan czas na lepsze przygotowanie się do wywiadu. Zachęcam również do wypytania okolicznych mieszkańców i lokalnej policji, jeżeli ma pan jeszcze jakieś wątpliwości co do natury tego miejsca – dodała surowo, wstając, by odprowadzić mnie do drzwi.
– Naprawdę przepraszam za kłopot. Mam nadzieję, że pani Trojka nie będzie urażona przesunięciem spotkania – kajałem się już w drodze do wyjścia.
– Ależ nie ma problemu. – Uśmiechnęła się, otwierając dla mnie drzwi windy. – Przed publikacją artykułu, proszę o przesłanie go do mnie do autoryzacji. Sprawdzimy, czy nie łamie on nigdzie prawa „cywilnego”.
– Jakiego artykułu, ja przecież… – urwałem, widząc jej wymowne spojrzenie na ściskany przeze mnie ThoughtScribe. Był włączony. – Przepraszam, uruchomiłem go czekając na herbatę i najwyraźniej zapomniałem wyłączyć – tłumaczyłem zmieszany, wchodząc tyłem do windy.
– Nie szkodzi. – Uśmiechnęła się wyrozumiale. – Będzie miał pan materiał, mimo że nie zadał pan chyba żadnego pytania, które zamierzał.
– W takim razie na pewno prześlę artykuł przed jego publikacją. – Uradowany świadomością, że jednak będę miał co przekazać redakcji, nacisnąłem przycisk parteru. – Niech mi pani jeszcze powie, jak się nazywa. Dla potrzeb artykułu – dodałem szybko.
Drzwi zaczęły się powoli zamykać.
– Helena Trojka – odpowiedziała chłodno.
Drzwi windy zamknęły się.
Awaryjne wstrzymanie pracy ThoughtScribe! Wykryto ekstremalne emocje! Aplikacja wstrzymała pracę, w celu uniknięcia impulsywnych, nieodwracalnych zmian tekstu.
UWAGA – SPOILER!
Podoba mi się pomysł na bohaterkę i sposób w jaki ją poznajemy. Natomiast rozczarowuje nieco fakt, że dziennikarz okazał się tak mało domyślny i do końca pobytu w apartamencie nie pojął, kto go gości. Rozumiem, że wdał się w rozmowę z gosposią, aby dowiedzieć się tego i owego o Wojence, ale dziwi mnie, że nie powziął żadnych podejrzeń, że gosposia, zamiast zachować daleko posuniętą dyskrecję, tak skwapliwie opowiada o chlebodawczyni. Rozumiem, że jako pomoc domowa mogła wiedzieć o niej bardzo wiele, ale zdumiewa mnie, że tak ochoczo wtajemniczała we wszystko dziennikarza. Czy nie zastanowiła go jej gotowość dzielenia się wiedzą, którą dzielić się chyba nie powinna?
Mimo tych zastrzeżeń opowiadanie mnie zainteresowało i mam nadzieję, że niebawem zamieścisz kolejne teksty z tego cyklu. ;)
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Powinnaś dobrze przyjrzeć się interpunkcji, staraj się też unikać powtórzeń i zaimkozy.
…około 30-letnia kobieta. –> …około trzydziestoletnia kobieta.
Liczebniki zapisujemy słownie.
…kilku piętrowy gmach w kształcie litery L. –> …kilkupiętrowy gmach w kształcie litery L.
Od sąsiednich budynków wyróżnia się… –> Od sąsiednich budynków różni się… Lub: Wśród sąsiednich budynków wyróżnia się…
Wejście do budynku nie jest trudne. Przez szeroko otwarte drzwi może wejść każdy… –> Nie brzmi to najlepiej.
Może: Drzwi budynku są szeroko otwarte i każdy może przez nie wejść…
Jakimś cudem udało mi się nie podskoczyć z zaskoczenia. –> Brzmi to fatalnie.
Może: Jakimś cudem, choć mnie zaskoczyła, udało mi się nie drgnąć.
Gosposia minęła mnie i z lekkim uśmiechem na twarzy… –> Zbędne dopowiedzenie; czy można mieć uśmiech w innym miejscu, nie na twarzy?
– Widzę, że już się pan trochę uspokoił, ale może pan ze spokojem wypić herbatę… –> Nie brzmi to najlepiej.
Może: – Widzę, że już się pan trochę opanował, wiec teraz może spokojnie wypić herbatę…
Brak obecności właścicielki tłumaczył trochę… –> Raczej: Nieobecność właścicielki tłumaczyła trochę…
…przeprowadzał już pan wywiady z głowami świadka przestępczego. –> Kim jest świadek przestępczy i ile ma głów? ;)
Pewnie miało być: …już przeprowadzał pan wywiady z głowami światka przestępczego.
Przed każdym spotkaniem był pan tak wystraszony? – Zapytała tonem… –> Przed każdym spotkaniem był pan tak wystraszony? – zapytała tonem…
Dialogi zapisujesz porządnie, ale, w razie jakichś wątpliwości, może przyda się poradnik: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow
…dużo wiedziała o gościach swojego pracodawcy. –> Pracowała u kobiety, więc: …dużo wiedziała o gościach swojej pracodawczyni.
Zapewne nie jedno też tutaj widziała. –> Zapewne niejedno też tutaj widziała.
…po czym biorąc łyk herbaty… –> …po czym wypijając łyk herbaty…
Łyku napoju nie można wziąć. No, chyba że nabierze się napój w zagłębienie dłoni, ale wtedy trzeba siorbać. ;)
…odczytać mój wyraz twarzy. – Inni bohaterowie moich wywiadów byli chyba nawet zadowoleni, że w moich tekstach… –> Czy wszystkie zaimki są konieczne?
…że watro kontynuować tę rozmowę. –> Literówka.
…i drakońskie prawa, według jakich żyją… –> …i drakońskie prawa, według których żyją…
– Kultura Dragonishy jest obca dla społeczeństwa… –> – Kultura Dragonishy jest obca społeczeństwu…
…mówiła z tonem świadczącym o dogłębnej znajomości tematu. –> …mówiła tonem świadczącym o dogłębnej znajomości tematu.
…przez np. oddanie się pod smocze dowództwo. –> …przez na przykład oddanie się pod smocze dowództwo.
Nie używamy skrótów.
…pomoc domowa czy dziennikarz nie maja się czego obawiać. –> Literówka.
Dragonishe rozróżniają 3 rodzaje praw… –> Dragonishe rozróżniają trzy rodzaje praw…
Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.
Każdy człowiek podlega przynajmniej pod jedno z nich… –> Każdy człowiek podlega przynajmniej jednemu z nich…
Podlegamy komuś/ czemuś, nie pod kogoś/ pod coś.
…poprzez deklaracje słowem lub czynem… –> Literówka.
…może pan złamać prawo „cywilne” przez np. „groźby karalne”… –> …może pan złamać prawo „cywilne” przez na przykład „groźby karalne”…
Nie używamy skrótów, zwłaszcza w dialogach.
…Helena Trojka, właścicielka tego domu, jest prawnikiem… –> …Helena Trojka, właścicielka tego domu, jest prawniczką…
…w napięciu, że oto zaraz ukarze się w nim słynna Wojenka… –> Rozumiem, że napięcie jest uzasadnione ciekawością, jakąż to karę wymierzy sobie Wojenka, wchodząc do salonu. ;)
Winno być: …w napięciu, że oto zaraz ukaże się w nim słynna Wojenka…
Oszołomiony obecnością na oko 6-7 letniego dziecka… –> Oszołomiony obecnością na oko sześcio– siedmioletniego dziecka…
Było to jedyne, co mogłem z siebie wykrzesać zaskoczony tak spokojną odpowiedzią. –> Było to jedyne, co mogłem z siebie wykrztusić/ wydobyć/ wydusić, zaskoczony tak spokojną odpowiedzią.
…odczucia nie koniecznie muszą odzwierciedlać… –> …odczucia niekoniecznie muszą odzwierciedlać…
…monitoring ogólnodostępnych części budynku udostępniony jest… –> Nie brzmi to najlepiej.
Może: …monitoring ogólnodostępnych części budynku przekazywany jest…
Moja rozmówczyni siedziała naprzeciwko mnie w fotelu i wolno piła herbatę. Wyglądała na spokojną i może nawet lekko rozbawioną, gdy obserwowała, jak próbuję poukładać moje myśli. W czasie moich wywiadów zazwyczaj zdarzało się coś, co pokazywało mojego rozmówcę… –> Nadmiar zaimków. Powtórzenie.
…by pokazać, że strach ma duże oczy… –> …by pokazać, że strach ma wielkie oczy…
Przysłowie mówi o wielkich oczach strachu.
To wszystko wyparza rzeczywistość… –> Wrzątkiem? ;)
Chyba miało być: To wszystko wypacza rzeczywistość…
…odpowiedziałem również niemal natychmiast, zdziwiony się jej ripostą. –> Coś się tutaj przyplątało.
…według mnie są równie prawdziwe, co te które widział pan u mnie… –> …według mnie są równie prawdziwe, jak te, które widział pan u mnie…
…ciągnę za język tą biedną kobietę. –> …ciągnę za język tę biedną kobietę.
– Ah, przepraszam. –> – Ach, przepraszam.
…wątpliwości, co do natury tego miejsca. – dodała surowo… –> Zbędna kropka po wypowiedzi.
Mam nadzieję, że Pani Trojka nie będzie urażona… –> Mam nadzieję, że pani Trojka nie będzie urażona…
Formy grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję za uwagi. Poprawki naniosę wieczorem.
2-ga część trafi niebawem do betowania, ale jestem tu nowa i nie mam kogo o nią poprosić.
UWAGA – SPOILER!
Co do dziennikarza… (O matko! Prawie skończyłam 2-gą część, a on nadal nie ma imienia!)
Dziennikarz był dość mocno zestresowany i wystraszony, przez co nie myślał jasno (nawet pytań nie pamiętał, co dopiero z domyślaniem się). W prawdzie podejrzenia zaczął nawet mieć (przy wykładzie z prawa), ale niejasne (i faktycznie nie zapisane – może zmienię) w dodatku był tym wykładem lekko przytłoczony, co spowolniło jego procesy myślowe. Pojawienie się dziecka i zachowanie się kobiety przy dziecku, wszelkie podejrzenia kompletnie wymazały (nie odpowiadało to jego wizji Heleny Trojki).
Ale tak, ogólnie to niezła z niego gapa, choć znam też kilka osób, które po przeczytaniu tego opowiadania, też się aż do końca nie domyśliły. ;)
2-ga część trafi niebawem do betowania, ale jestem tu nowa i nie mam kogo o nią poprosić.
Wojenko, nim zechcesz zaprosić kogoś do betowania, postaraj się przeczytać i skomentować przynajmniej kilka opowiadań – może tych z Biblioteki, może nagrodzonych Piórkami… To, mam wrażenie, pomoże Ci zorientować się, z kim chciałabyś ulepszyć swoje dzieło, pozwoli także innym poznać Cię jako aktywną użytkowniczkę.
Co do dziennikarza… (O matko! Prawie skończyłam 2-gą część, a on nadal nie ma imienia!)
I ja zauważyłam, że dziennikarz, choć ze sporym dorobkiem zawodowym, pozostaje bezimienny. Niespecjalnie mi to przeszkadzało, bo bezimienna jest też gosposia. Uznałam, że to celowy zabieg – gdyby dziennikarz przedstawił się gosposi, pewnie oczekiwałabym, że i ona powie przynajmniej swoje imię. Na koniec uznałam, że skoro spodziewano się dziennikarza, a gosposia wiedziała, kogo oczekuje chlebodawczyni, przedstawiać się sobie nie musieli i całkiem wystarczył mi układ dziennikarz – gosposia.
Choć, mimo Twoich wyjaśnień, nadal zdumiewa mnie niedomyślność żurnalisty, jak by na to nie patrzeć, obeznanego wszak ze światkiem przestępczym, skoro rozmawiał już z niejednym mafiosem.
Mam nadzieję, że w dalszych częściach będzie znacznie więcej fantastyki, bo w tym opowiadaniu jest ona ledwie zasygnalizowana. Zapowiedzianej tagiem SF, w ogóle nie dostrzegłam.
Wojenko, jeśli poprawisz usterki, kliknę Bibliotekę. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Wojenko, cholernie spodobał mi się koncept:). Czyta się dobrze, jest klarowne i ciekawi Helena Trojka z Dragonishy. Fajne postaci i początek.
Imieniem bym się na razie nie przejmowałam, pojawi się, chyba że jest Ci potrzebne teraz i już. Wymyślaj i pisz:). Gapą może jest, a może nie jest. Dla mnie jasne jest, że czuje respekt:), a co dalej – na razie nie wiem.
Dla mnie trochę z tym zestresowaniem się powtarzałaś, ale jeśli ma być kolejne opowiadanie, to nie chciałabym cyzelować podług swoich gustów tego. Pisz, a ja jeśli poprawisz uwagi Reg – też kliknę.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Dziękuję. Miło, że się podoba.
Uwagi Reg już poprawione, oprócz niewypunktowanej interpunkcji, bo do tego będę chyba potrzebowała pomocy. Czy powinnam, jak niektórzy, zaznaczać obecność poprawek w tytule?
z podskoczeniem z zaskoczenia trochę inaczej rozwiązałam – mam nadzieję, że akceptowalnie.
Co do SF to faktycznie oprócz ThoughtScribe (i może żołnierzy produkowanych z probówki) to tu dużo nie ma. Opowiadania oparte są na uniwersum, do którego bardziej urban fantasy pasuje, ale nie same opowiadania (w planach, ale dalekich, jest coś więcej niż opowiadania). Mogę zmienić gatunek na “inne”.
W takim razie klikam. Jak otagować nie wiem? Sama mam z tym kłopot, ja najczęściej wrzucam inne, ale moim zdaniem idzie w kierunku science, obce cywilizacje, przyszłość, space opera – nie wiem. Nie mam za dużego stażu Wojenko. Ktoś Ci doradzi:)
Przyszło mi do głowy, że kompletnie nie rozumiem tytułu – bezduszna maszyna? ale nie tłumacz, poczekaj na komentarze innych osób.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Jakoś te “klikania” powinnam widzieć?
Moje nie:(, nie jestem osobą z piórkiem. Zobaczysz dopiero, kiedy ktoś z Loży zatwierdzi, przeczytaj sobie wątki Biblioteka i Loża i inne.
Kiedy Reg kliknie, zobaczysz w belce przed opowiadaniem:)
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Ja też klikam, fajny tekst. Ciekawa akcja, dobrze zarysowane postacie. Przeczytałam z zainteresowaniem i cóż mogę jedynie pogratulować udanego debiutu. Jak dla mnie imiona w opowiadaniach są zwykle mało ważne… Pozdrawiam i czekam na kolejne teksty z serii.
Niezły debiut, Wojenko.
Dobrze piszesz, aczkolwiek masz jeszcze kilka literówek i pozjadałaś przecinki.
Początek wciągający, gdzieś w połowie oczy mi się zamykały, obudziłam się, kiedy pojawił się chłopiec, bo miałam nadzieję, że coś się w końcu wydarzy.
Jak dla mnie przegadane, chociaż tematyka na czasie. Tolerancja, stereotypy itp. To, że nie nadałaś dziennikarzowi imienia zupełnie mi nie przeszkadza, jest w tym jakaś tajemnica.
Niestety końcówką mnie nie zaskoczyłaś, bo od początku byłam pewna, kto jest kim. Dla mnie to było oczywiste. Jej imię i nazwisko też mało oryginalne. Szkoda.
Sam pomysł na bezduszne maszyny i wykreowanie postaci Heleny jest ok, ale mnie nie zachwycił. Ale nie martw się, to są po prostu moje indywidualne odczucia. :)
Dowiedziałabym się czegoś więcej o tym świecie, dlatego przeczytam kolejne opowiadanie z tego cyklu. Może mnie czymś zaskoczysz. ;)
Mimo wszystko uważam, że tekst jest dobrze napisany, umiejętnie opisujesz sceny, dialogi są naturalne, bohaterowie niepłytcy. Myślę, że to wystarczy, by nominować opowiadanie do Biblioteki.
Pozdrawiam!
Witaj!
Jak na debiut jest dobrze, sporo spraw do poprawy, ale łatwych do naprawienia.
Mi się imię i pseudonim bohaterki podobały. Jej tożsamość jest oczywista, natomiast dziennikarz jest do przesady tępy. Opko jest przegadane, sporo infodumpu po prostu wrzuciłaś w dialogi. Rozumiem, że to ma być wywiad, ale zdało by się trochę więcej akcji. Opisy są spoko, końcówka rozczarowuje, dlaczego gdzieś tam w akapitach przed końcem piszesz, że na przeciwko siedziała Helena Trojka, a nie gosposia, skoro dziennikarz dowiaduje się tego dopiero na końcu?
Pozdrawiam!
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM
Mój błąd, po szybkich poprawkach już tu na stronie, zaraz zmienię.
----------------------
Poprawiłam trochę przecinków (ok, sporo przecinków, ale nie lubią mnie te bestie, więc nadal może ich gdzieś brakować, albo wręcz przeciwnie). Przeformułowałam też kilka zdań, by zniwelować powtórzenia i przynajmniej część zaimkozy. Jak ktoś jeszcze gdzieś widzi rażące błędy, chętnie przyjmę uwagi.
Jak dla mnie dużo realu. Napotykam wielu inteligentnych ludzi, którzy, oślepieni stereotypami, zachowują się dokładnie jak dziennikarz. No, może lepiej kamuflują uczucia, bo nie mają ThoughtScribe.
umiesz liczyć - licz za siebie
Podobało mi się, ładna opowieść o tolerancji. Człowiek boi się najczęściej tego, czego nie zna, a jeśli się czegoś lub kogoś boi, to chce się tego pozbyć ze swojego otoczenia. I tak rodzą się straszne opowieści o Dragonishe. ;)
Zorientowałam się z kim rozmawia dziennikarz praktycznie zaraz na początku, ale ja nie obawiałam się o swoje życie. Dlatego potrafię zrozumieć gapiostwo redaktora.
Ciekawa jestem jak wygląda w twoim świecie prasa. Bo gdyby rzecz działa się w naszym świecie, dziennikarz nie mógłby tak po prostu pisać, co chce. Miałby nad sobą jeszcze wydawcę, jego obawy i interesy.
Rozumiem, że to początek jakiegoś cyklu. Ciekawa jestem, w którą stronę on pójdzie, czy zamierzasz skupić się na przygodach dziennikarza, czy też raczej Heleny, a może obojga? Mam nadzieję, że w kolejnych tekstach spotkam jeszcze Helenę, bo bardzo mnie zaintrygowała. :)
Na razie: Klik.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Dzięki nusz i Irka_Luz.
Nie sądziłam, że te komentarze dadzą mi tyle pomysłów na dalsze opowiadania, ale co i kiedy będzie, to się jeszcze zobaczy. Miały być 3 opowiadania, teraz mam pomysł już na 4. :)
W tej chwili pracuję jeszcze nad 2. częścią, bo jednak ma sporo niedociągnięć, więc będzie trochę później. (No i muszę popracować nad tymi moimi długaśnymi zdaniami, z masą wtrąceń i wielokrotnie składanymi, zwłaszcza, że z przecinkami mam problem.)
W dodatku przez najbliższy tydzień będę bez komputera, a na komórce fatalnie mi się pisze nawet komentarze, więc mogę nie odpowiadać. Ciekawość postaram się zaspokoić, ale cierpliwości (i nie zapomnijcie o mnie ;)).
Ogólnie tekst niezły, początek wciąga. Choć przyznam, że dziennikarz denerwujący – mało kumaty i strasznie lękliwy. Skoro jest dziennikarzem, w dodatku rozmawiał już z ludźmi ze światka przestępczego, to powinien mieć jednak odpowiednie predyspozycje osobowościowe do wykonywania tego zawodu. Skojarzył mi się z uczestnikiem terapii grupowej dla fobików społecznych, który dostał zadanie od terapeuty na pokonanie swoich lęków (zadanie hardcorowe, przyznam ;) )
Niezły debiut.
Zgodzę się z przedpiścami, że dziennikarz mało domyślny. Można odnieść wrażenie, że to jego pierwszy wywiad. A podobno już niejednego mafiosa obsmarował…
Jeśli tożsamość rozmówczyni miała być puentą tekstu albo mocnym akcentem na koniec, to słabo wypada, bo bardzo łatwo się jej domyślić.
Interesujący pomysł z Dragonishami. Ale nie bardzo rozumiem, dlaczego traktowani są jak naród, a nie jak zawód względnie sekta. I co to za modyfikacje genetyczne – już wiadomo, że z uczuciami to ściema, wygląd pozostaje z grubsza niezmieniony… To co – reakcje, refleks, broń dyskretnie wbudowana w ciało, zęby jadowe itp.?
Chyba w jednym miejscu masz “Dragonisze”. Widzę problem z łączną/rozdzielną pisownią “nie”.
Babska logika rządzi!
Dziękuję za uwagi. Tekst na dalsze poprawki będzie musiał poczekać, aż będę miała stabilne łącze internetowe (wyrzuca mnie w trakcie edycji), co może potrwać długo znając mojego dostawcę.
Rzadko kiedy, opowieść
Bez przecinka.
Ponadto była Dragonishą
Ta świadomość?
rozwiązywanie wszelkich konfliktów przy pomocy pojedynku na śmierć i życie, jest powszechnie znanym i dobrze udokumentowanym faktem
Nie rozwiązywanie jest faktem, a ich skłonność do tegoż.
kłębku nerwów w mojej głowie
Poplątały Ci się idiomy – to on jest kłębkiem nerwów.
nieco szybciej niż
Nieco szybciej, niż.
przychodzi na wywiad, tak zdenerwowany
Bez przecinka.
pełnoprawnym obiektem drwin
Czyli ma wszystkie prawa, które przysługują obiektom drwin?
najwyraźniej rozbawiły gosposię, która z widocznym trudem powstrzymywała się przed śmiechem
Dublujesz informację, pokazując i zapewniając w tym samym zdaniu. Wybierz jedno. I – powstrzymywała śmiech, albo powstrzymywała się od śmiechu.
Helena Trojka, znana jako Wojenka
Uwaga praktyczna – nie dawaj bohaterce własnego imienia ani pseudonimu. Możesz dać podobne (nie wypieram się Mart, Mariann i Mir na kartach moich zeszytów), ale własnego – nie. To utrudnia oddzielenie jej od siebie, co musisz zawsze zrobić.
Byłem wdzięczny, że przywitała mnie pomoc domowa, a nie właścicielka apartamentu, co pozwoliło mi nie zemdleć z nerwów.
Coś tu jest nie tak. Składnia jakaś angielskawa, ale nie tylko to.
zapewne, mogłoby
Ten przecinek nie pełni żadnej funkcji. Po co Ci on?
tworzyć notatki z wrażeń odnośnie tego miejsca
Przekomplikowane, sztywne. Notować swoje wrażenia, kropka.
Cały budynek był twierdzą, jak to zwykle bywa u wysoko postawionych osobistości półświatka.
Potknęłam się.
ekscentryzm Wojenki, było
Nigdy, przenigdy nie dawaj przecinka między podmiot, a orzeczenie. I – ekscentryczność.
Mimo to, budynek w którym
Mimo to budynek, w którym.
wyróżnia się jedynie, odświeżoną elewacją
Kolejny przecinek, który nie ma co robić.
silnym, acz na pierwszy rzut oka niezauważalnym, monitoringiem
Silny, to jest Conan. Monitoring może być wszechobecny. Trochę przesadzasz z wysokością tonu.
parter roi się od „ochrony”
Ochroniarzy, jak już.
obok salę wypełnioną najwyższej klasy sprzętem komputerowym.
I tam każdy może wejść? Hmm?
Trudno stwierdzić,
Nie, wystarczy do nich wejść. Tylko Twój bohater tego nie zrobił. Nie mógł po prostu powiedzieć: Nie wiem, co się znajduje… ?
stojąc niemo
Po raz drugi w ciągu tyluż dni trafiam na to dziwne użycie "niemo" – to anglicyzm? "Silently"? Wydaje mi się nienaturalne.
Musiałem zostać rozpoznany przez wbudowaną kamerę
Strona bierna czasami oddaje usługi, ale częściej brzmi nienaturalnie.
na ostatnim piętrze budynku – apartamencie Wojenki.
W apartamencie.
jakimś cudem, udało mi się nie drgnąć
Bez przecinka.
Raz jeszcze, rzuciłem
Jak wyżej.
alert, który najwidoczniej uradował kobietę
Hmm. No, nie wiem.
sięgając po herbatę trochę trzęsły mi się ręce.
Ojeju, szkolny błąd. Kiedy sięgałem po herbatę, trochę trzęsły mi się ręce. Przepisać tysiąc razy i zapamiętać.
jest pan nieco wcześnie
Naturalniej: przyszedł pan za wcześnie. Zwłaszcza, że wtedy unikniesz powtórzenia.
tłumaczyła trochę jej wygodne rozsadowienie w fotelu
Nienaturalne.
pana zestresowanie
Jak wyżej – rzeczowniki odczasownikowe nie są w polszczyźnie tak często używane.
tonem wyrażającym raczej ciekawość niż uszczypliwość
Skróciłabym to. Swoją drogą, gdyby facet nie był bliski omdlenia z nerwów, uznałabym go za wyjątkowo niebystrego – ja już dawno się domyśliłam, kim jest ta kucharka.
Odniosłem wrażenie, że dzięki rozmowie z nią, mogę uzyskać
Nienaturalne, drugi przecinek zbędny.
zacząłem, po czym wypijając łyk herbaty
Przed imiesłowem – przecinek.
Teksty zawierające silne uczucia, zwykle są bardzo dobrze odbierane
Bez przecinka między podmiotem, a orzeczeniem.
pierwsze co przyszło do głowy
Pierwsze, co mi przyszło do głowy.
wbiłem oczy
Spojrzenie. Ostatecznie wzrok, ale nie oczy.
w moich tekstach budzą strach
Teksty się ich bały?
herbatę, choć niekoniecznie ziołową.
To zastrzeżenie jest potrzebne?
upewniło mnie w przekonaniu,
Albo: upewniło mnie; albo utwierdziło mnie w przekonaniu. Nie mieszaj idiomów.
jest pod tym względem od nich inna
A może: różni się od nich pod tym względem.
Przez to, mój artykuł
Po co ten przecinek?
wystające spod przykrywki
Mieszasz metafory.
stłumić lekko cierpkie parsknięcie
"Lekko"? Co to tu robi? Nadużywasz tego słowa, to nie wygląda dobrze, również dlatego, że nie można tak wszystkiego łagodzić i rozwadniać. Czasami trzeba przemówić zdecydowanie.
Rezygnacja moim nastawieniem
Nie po polsku. Rezygnacja wobec czegoś, rozczarowanie czymś.
znani ze sposobu, w jaki reagują na urazę
Niezbyt naturalne.
implikacje dla mnie będą na pewno o wiele gorsze niż chwilowa hospitalizacja
A to już całkiem. Zresztą, "implikacja" jest terminem technicznym logiki, a Ty masz na myśli "następstwa".
ostatnich konsekwencji artykułu
Ostatnich?
według niej, trochę przesadzam.
Bez przecinka.
takie ewentualne rzeczy
"Ewentualne" wydaje się wciśnięte na siłę.
widać było niekryty podziw.
Nieskrywany.
Ta odwaga bycia wiernym swoim ideałom, nawet za najwyższą cenę, musiała nieraz wzbudzić do pana respekt i ocalić panu życie.
Jakoś sztucznie to brzmi, nie tylko ze względu na formę zdania.
nic cenniejszego (…) niż zyskanie u innych szacunku.
Nic cenniejszego, niż szacunek.
nie wiedząc czy
Nie wiedząc, czy.
Brzmi pani jak odkrywca
Anglicyzm.
Tak bardzo zastanawiające było, jak ja tak długo przeżyłem,
Mało naturalne.
będąc tak wystraszony
Jak wyżej.
osoba, pracuje
Bez przecinka między podmiotem, a orzeczeniem.
dla zwykłego człowieka, praca
Bez przecinka.
Jak na kogoś, kto twierdzi, że fałszowanie rzeczywistości jest niewybaczalne, szybko ocenia pan po pozorach.
Rzeczy samej w sobie przecież nie widzi ;)
grymas zniesmaczenia.
Niesmaku. Czemu nie opiszesz tego grymasu?
Czyjaś narodowość nigdy nie powinna mieć znaczenia
… to to jest narodowość? Nic dotąd na to nie wskazywało, myślałam, że to jakieś bractwo.
ocenianie kogoś tylko po jego narodowości jest złe
Hmm. Nie brzmi to naturalnie.
które jak mówią, czynią z Dragonishy
Które, jak mówią, czynią. To nie jest zbyt naturalne.
wybaczała moja niewiedzę
Wybaczała mi.
niezrozumienie i surowość prawa
Niezrozumienie prawa?
kary, za nawet najdrobniejsze i błahe przewinienia
Szyk: kary, nawet za najdrobniejsze przewinienia.
osób wychowanych w innych kulturach, wygląda na przemoc
Bez przecinka.
obowiązuje też jedynie Dragonishe i osoby, które świadomie je przyjęły,przez na przykład oddanie się pod smocze dowództwo.
Uprość: obowiązuje oprócz Dragonishy jedynie osoby, które świadomie je przyjęły, na przykład oddając się…
Tak więc, pomoc domowa czy dziennikarz, nie mają
Tak więc pomoc domowa, czy dziennikarz, nie mają.
A więc, twierdzi
Bez przecinka.
obojętnie co zrobię
Obojętnie, co zrobię.
wyraziłem swoje wątpliwości, wynikłe z wielu zasłyszanych opowieści
To nienaturalnie brzmi.
lecz nie wiadomo dlaczego
Lecz, nie wiadomo, dlaczego.
rozróżniają trzy rodzaje praw: „Smocze”, „Półświatka” i „Cywilne”
Nie tyle trzy rodzaje, co trzy sfery – nie jestem specjalistą, poszperaj.
deklarację słowem lub czynem
Deklarację słowną lub czynem.
najbardziej opiekuńcze jest prawo
?
podlega pan pod ten rodzaj
Podlega się czemuś, podpada się pod coś.
niema
Spacja!
złamanie go, traktowane
Bez przecinka.
deklaracja podlegania prawu „półświatka”
Raczej jako przejście pod prawo półświatka. W takim systemie wynika problem kar – skoro łamiąc prawo, przechodzimy pod inne, jak uzasadnisz kary?
tych reguł, może być
Bez przecinka.
tonem prawniczym
Nienaturalne. Tonem prawnika?
takie, których sam fakt użycia powoduje publiczne ośmieszenie
Czyje?
jakby to, co powiedziała, było najprostszą rzeczą pod słońcem.
Nienaturalne.
Nieznajomość prawa, któremu się podlega, nie zwalnia z konsekwencji jego nieprzestrzegania.
Przed chwilą mówiła coś innego.
obojętnie czy słownie czy przez czyny
Obojętnie, czy słownie, czy przez czyny.
niewolno
Nie wolno.
Spokój i pewność jej głosu budziły we mnie pewien dyskomfort.
Dziwnie to brzmi.
poznać specjalne
A nie "specjalnie"?
te i owe kruczki
Łamiesz idiom. Nie rób tak.
chyba że
Chyba, że.
dzwonka, zatrzymującej
Bez przecinka.
w napięciu, że oto zaraz ukaże się
Nie po polsku. To się po prostu nie łączy gramatycznie.
wróciło jedynie odrobinę mniejsze niż
Wróciło, jedynie odrobinę mniejsze, niż.
Mrok mego strachu rozjaśniała już jednak drobna iskierka nadziei, że jednak jakoś jestem chroniony przez prawo.
Primo – purpura. Secundo – a wcześniej nie chroniło go prawo, chociażby miejscowe? Ten budynek jest eksterytorialny, czy co?
w drzwiach salonu nie ukazała się, budząca strach, Helena Trojka, a wyglądająca ostrożnie zza framugi… główka małego chłopca
Uprość zdania, komplikujesz je za bardzo.
ta jednak, nie zdawała się być zaskoczona
Ta jednak nie wydawała się zaskoczona.
Kiwnęła na chłopca by podszedł
Skinęła na chłopca, by podszedł.
Oszołomiony obecnością na oko
To prawie aliteracja.
o nieposłuszeństwo
I to nie jest oczywiste?
powiesić to na lodówkę
Na lodówce, ale ostatecznie dziecko może tak powiedzieć.
pokaż co tu masz
Pokaż, co tu masz.
wyraziła szczere zainteresowanie, jednocześnie rzucając w moją stronę przepraszające spojrzenie
Pokaż to – nie zapewniaj (zapewniasz ze szczegółami), ale pokaż, jak to wygląda.
Ja, zupełnie nie spodziewałem się zobaczyć tu, tak
Bez przecinków.
odpowiedziałem tępo nadal zszokowany
Odpowiedziałem tępo, nadal zszokowany.
któryś z tych zbirów na dole, zrobi
Podmiot – orzeczenie. Bez przecinka.
Było to jedyne, co mogłem z siebie wydusić, zaskoczony tak spokojną odpowiedzią.
Co to wnosi?
ale nie spodziewał się pan mieszkających w nim ludzi oprócz właścicielki
Czyli ludzie tu mieszkają, ale pan się ich nie spodziewał, tak?
z powodu jej narodowości, uznał
Bez przecinka.
niezachwianą pewność w prawdziwość swoich słów
W prawdziwość – wiarę. Pewność – co do prawdziwości, ale brzmi to bardzo nienaturalnie, nie tylko przez powtórzony dźwięk.
Oczywiście są i inni, którzy wątpią w to, tak jak pan,
Uprość: Oczywiście, nie pan jeden w to wątpi.
monitoring części kulturowej budynku, udostępniany jest
Podmiot – orzeczenie. Bez przecinka. I "części kulturowej"?
Dodatkowo, w zasięgu wzroku od budynku, stoi
Może lepiej: Poza tym w zasięgu wzroku mamy…
W czasie wywiadów, zazwyczaj
Bez przecinka.
w innym świetle niż powszechne o nim mniemanie
W innym świetle, niż.
Dodatkowo
Anglicyzm. Spróbuj: poza tym.
lekko zmęczony
Trochę zmęczony – naprawdę nadużywasz "lekko".
wprowadziła mętlik w mojej głowie
Mętlik wprowadziła do głowy, a w głowie go zrobiła. I zrobiła mi mętlik w głowie – "w mojej głowie" to jednak angielska składnia.
nieobecność i pokaźne już spóźnienie
Wystarczy "spóźnienie".
wymówką.Q
Co "Q"?
parząc mi w oczy.
Literówka.
Z szoku prawie upuściłem
Anglicyzm.
Po ciele przeszedł mnie zimny dreszcz
Przeszedł mnie zimny dreszcz. Nie ma się przecież dreszczy w duszy?
czas, na lepsze przygotowanie
Bez przecinka.
wątpliwości, co do
Bez przecinka.
wstając by
Wstając, by.
pani Trojka, nie będzie
Bez przecinka.
przesłanie go do mnie do akceptacji
To się nazywa autoryzacja.
impulsywnych, nieodwracalnych zmian tekstu.
Impulsywnych zmian?
Rozwlekasz i trochę przesadzasz ze szczegółami, tłumacząc jak krowie na rowie każdy niuans emocji narratora, zamiast go pokazać. Zdania są długie, niepotrzebnie skomplikowane. Szczególnie widać to w dialogach – są teatralne.
Narrator wydaje mi się do bólu naiwny, jak na weterana dziennikarstwa śledczego – nie może uwierzyć, że wojownicy mają dzieci? Że każdy ma swoje racje? Że powszechna opinia może być błędna? Nie wystarczy powiedzieć, że on to wie, tylko zapomniał – wszyscy czasem wiemy, ale zapominamy, ale jednak nie uwierzymy w to w przypadku postaci literackiej, jeśli nie zostanie pokazane. No, i trzęsie portkami tak, że doprawdy. I nie widział nawet zdjęcia tej sławnej osoby, z którą miał rozmawiać?
Widać, że masz to i owo w głowie, całkiem schludnie poukładane, ale czasami nadmiar schludności przeszkadza. Opowiadanie nie jest specjalnie oryginalne filozoficznie (to nie wada, ale zaznaczam). Solipsyzm, żuk w pudełku itp. znane problemy. Może spróbuj zadawać więcej pytań, nie tych, które zadają wszyscy, ale Twoich własnych?
Nie jest też specjalnie oryginalne światotwórczo i fantastycznie (to też nie wada, ale zaznaczam). Jest natomiast spójne i napisane z konsekwencją, która dobrze rokuje. Pracuj dalej (i możesz nasłać swoje komando na tych gości, co mi wiercą pod oknem? Bo ja nie mogę pisać :D)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dzięki Tarnina za obszerne uwagi. Błędy poprawie jak tylko wróci mi internet (nadal mam głównie dostęp z komórki; dostawca wypiera się wakacjami, urlopami itp. jak co roku). Dziennikarz jest faktycznie słabo przedstawiony przez co robi niepotrzebne wrażenie weterana. Co do pseudonimów to nie wiem co mnie podkusiło by na tym portalu użyć takiego (zwykle mam inny).
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
W takim systemie wynika problem kar – skoro łamiąc prawo, przechodzimy pod inne, jak uzasadnisz kary?
To proste:
„cywil” łamiący „prawo cywilne” wobec innego „cywila” -> kara wg „prawa cywilnego”;
„cywil” łamiący „prawo cywilne” wobec osoby z półświatka -> policji (pilnuje przestrzegania „prawa cywilnego”)niczego się nie zgłasza (nie „kablujemy”) więc wg „prawa cywilnego” kary się unika i załatwia się sprawę zgodnie z „prawem półświatka”, jeżeli złamiemy również „prawo półświatka” -> kara wg „prawa półświatka” (chyba, że poszkodowany był Dragonishą, to kara wg prawa „smoczego”).
„Nieznajomość prawa, któremu się podlega, nie zwalnia z konsekwencji jego nieprzestrzegania.”
Przed chwilą mówiła coś innego.
Ależ nie mówiła nic innego J. Dziennikarz nie musi znać praw, którym nie podlega. Te, którym podlega, lepiej żeby znał bo poniesie konsekwencje jak je złamie. To że łatwo może zmienić podległość jest tu kruczkiem prawnym.
„Mrok mego strachu rozjaśniała już jednak drobna iskierka nadziei, że jednak jakoś jestem chroniony przez prawo.”
Primo – purpura. Secundo – a wcześniej nie chroniło go prawo, chociażby miejscowe? Ten budynek jest eksterytorialny, czy co?
Primo – Dziennikarz miał już wcześniej swoje wybryki tandetnie poetyckie, ten typ już tak ma. Secundo – siedziba każdego bosa półświatka jest obszarem bezprawia, zawsze, w każdej książce i filmie. Wszyscy ochroniarze poświadczą, że wychodził żywy i w dobrym zdrowiu, a jak ma złamania to sam ze schodów spadł. Monitoring akurat był nieczynny na czas konserwacji, świadkowie muszą wystarczyć.
„ w drzwiach salonu nie ukazała się, budząca strach, Helena Trojka, a wyglądająca ostrożnie zza framugi… główka małego chłopca”
Uprość zdania, komplikujesz je za bardzo.
Wiem, niestety mam taką tendencję. Przed uproszczeniem to zdanie miało 5 linijek
„ wymówką.Q”
Co "Q"?
Też się dziwie co „Q”. W moich plikach tego nie ma musiało wskoczyć na stronie przy poprawkach (tak wiem, w końcu wymówka).
Nie ma się przecież dreszczy w duszy?
Na pewno? To by było ciekawe odczucie. Coś jak myśl o teściowej ;)
Rozwlekasz i trochę przesadzasz ze szczegółami, tłumacząc jak krowie na rowie każdy niuans emocji narratora, zamiast go pokazać.
Pokaż to – nie zapewniaj (zapewniasz ze szczegółami), ale pokaż, jak to wygląda.
W zamyśle tekst jest artykułem, który napisał dziennikarz z opowiadania (dlatego narrator 1-os). Przepraszam, jeżeli nie jest to dostatecznie zauważalne. Wszelkie opisy emocji są odczuciami dziennikarza wyłapanymi przez ThoughtScribe. Opisuje jego odczucia i te obrazy, które uważał, że zainteresują czytelnika. Z tak kulawym kunsztem jaki ma (teatralnym, momentami tandetnie poetyckim). Nie ma tu nawet szczegółowego opisu wyglądu postaci (oprócz szacowanego wieku i fartuszka), więc nie uważam za konieczne rozpisywania się o szczegółach mimiki. Nie ta koncepcja formy.
Dziennikarz nie musi znać praw, którym nie podlega. Te, którym podlega, lepiej żeby znał bo poniesie konsekwencje jak je złamie. To że łatwo może zmienić podległość jest tu kruczkiem prawnym.
OK. Tylko, że właśnie ten kruczek sprawia kłopot – skoro podległość zmienia się po złamaniu prawa, według jakichś zasad, to chyba jednak lepiej znać te zasady. Ignorantia legis nocet ;)
Wszyscy ochroniarze poświadczą, że wychodził żywy i w dobrym zdrowiu, a jak ma złamania to sam ze schodów spadł.
No… w sumie.
Przed uproszczeniem to zdanie miało 5 linijek
… jeju :D
Na pewno? To by było ciekawe odczucie. Coś jak myśl o teściowej ;)
Hej, faktycznie XD
Przepraszam, jeżeli nie jest to dostatecznie zauważalne.
No, trochę nie jest. Ale nie masz za co przepraszać, bo to nie uchybienie moralne, a tylko błąd w sztuce.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Z pierwotnej wersji opowiadania usunęłam początek, który dość niepochlebnie ukazywał dziennikarza (choć jego kretynizmu i tak nie da się ukryć). Przez to zrobił wrażenie weterana idioty (nie do końca rozumiem dlaczego weterana, ale się domyślam). Po falach komentarzy postanowiłam przerobić usunięty fragment na szorta „Gwiazda dziennikarstwa”. Tekst demaskuje dziennikarza (w tym jego imię, bo w końcu jakieś dostał). Zapraszam do przeczytania.
Dość szybko można się domyślić, kim jest gospodyni, ale czytało się dobrze :)
Przynoszę radość :)