- Opowiadanie: lk - Mróz

Mróz

https://www.artstation.com/artwork/nYL1O – bardzo ładna praca Jakuba Różalskiego z ciekawej, tematycznej serii, ‘another day at work… Ded Moroz’, można dokładniej się przyjrzeć, w powiększeniu, zachęcam do tego, ale można też od razu czytać!

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Mróz

 

Ojciec z domu mnie wypędził – z sercem, w oczy nie patrzył.

– Masz – powiedział, dając futro z wielkiego, burego niedźwiedzia, ledwo je w ręce wziąłem i na plecy zarzuciłem. – Z Bogiem.

Mroźno było, śnieg suchy, zaspy do kolan, miejscami – do pasa, tam się nie pchałem. Przed siebie, z dala od wioski, myślałem iść w stronę Piotrogrodu, ale co ja w nim będę robił, i kiedy doń dojdę? Idę więc, gdzie Bóg prowadzi, jak ojciec kochany przykazał.

Ojciec kochany, matka, a ja – parazit najgorszy, śmieć, ścierwo. Trzy dziewki, w tym dwie siostry, troje dzieci w drodze, rodziny skłócone, pieniędzy u nas niet. Zasłużyłem.

Nos mój i uszy już pewno czerwone, pieką, a od domu dopiero ze sto kroków. Lewa, prawa, lewa… Mijam chatę starego Nikołaja, widzę dziecko jedno, chłopca, jak spod uchylonej okiennicy zerka ciekawie na mnie. Nie zawieszam nań wzroku, bo pod wiatr to jest, i jeszcze ślepia bym stracił. Dam sobie rękę odrąbać, że ludzi tutaj połowa najmniej, może więcej, gapi się teraz, szydzą mimo tej zamieci. Zamieć nie przeszkadza im, żeby popatrzeć na wygnańca, nawet gdyby prosto do gęb im sypało i wiało – patrzyliby.

– Nazywam się Iwan – mówię cicho do siebie, chowam głowę w pierś.

Nie powinienem, ale mówię, żeby nie zapomnieć, bo zamieć taka odbiera rozum, łatwo jest przewrócić się i umrzeć, twarzą do dołu, jak pies. Nazywam się Iwan, osiemnaście lat minęło od dnia, w którym przyszedłem na świat, a dziś ostatni dzień na nim spędzę. Ostatni, nie zwodzę się. Jeśli nie Pan Bóg mnie powali, to powali mnie ojciec Katarzyny, z kosą biegnący, by wbić mi tę kosę w plecy. Sprawiedliwe to, dostojne.

Dusza moja umiera, a dopiero co wieś za sobą zostawiłem, choć i to niepewne, bo odwrócić się – brak mi odwagi…

 

Ból palców, twarzy nie czuję, nie mogę ruszać ustami. Ale – zdziwiony spostrzegam – ciepło jest mi tam, gdzie było futro, i jestem nagi, zdaje się.

Otwieram oczy powoli, błyska coś przede mną. Słyszę dźwięk, ognisko się pali. Dlaczego nie usłyszałem go na samym początku? Otumanienie, sen?

– Leż – mówi ktoś, głos anioła. Kobieta, wiem już, że piękna, bo brzydkiej niepodobna pięknie gadać.

– Kim… – zaczynam mówić, ale jeszcze zbyt słaby jestem. Gardło nie pozwala mi na wysiłek, boli przy każdym wdechu.

 

Pełnia sił wróciła, natychmiast to czuję. Zrywam się, wstaję, i prawie wpadam w ogień. Chociaż – płonie, ale to nie ogień, bo ogień potrzebuje drzewa, ten nie ma nawet gdzie płonąć. A jednak – musi być ogień, nie sen, ciepło bije od niego prawdziwe, aż odsunąć się muszę. Wysoki tak jak ja, ogromny, niby ten krzew gorejący, o którym mówił kiedyś starzec, co szedł przez naszą wioskę… Nic podobnego w życiu nie widziałem, w czary nie wierzę.

Daleko od ognia, z lewej strony, leży na śniegu drobna, chuda kobieta. Tylko zwiewną, cienką szatę ma na sobie, żadnego kożucha ani nic. Patrzy na mnie i lekko się uśmiecha, jej jasne włosy błyszczą w pomarańczowym, zmieniającym się świetle.

– Nie umrzesz dziś ani jutro, nigdy nie umrzesz – mówi. – Taka jest moja wola.

Wybucha śmiechem, aż mi wstyd, bo nie mam na sobie nawet spodni. Zakrywam to, co powinno być zakryte.

– Nie kłopocz się. – Macha ręką. – Mężczyzna z ciebie porządny. Ale całkiem niedawno… – Zamyśla się.

Kim jest? Ile ma lat? Jej twarz zmienia się pod wpływem ognia, raz jest młodą dziewką, a później zaraz – starą, pomarszczoną damą. Mrużę oczy, nic to nie pomaga.

– Całkiem niedawno – kontynuuje – szedł tędy inny człowiek, twojego rodzaju, to jest: młody, dobrze zbudowany. Wytrzymały. Jasne miał włosy, przepiękne, i spodobał mi się, a jednak… – Spogląda na mnie, otwiera szeroko usta; dwa rzędy białych, równych zębów. – A jednak zaczęłam się śmiać, gdy go rozebrałam, by się ogrzał. Do śmiechu mi było, panimajesz?

Rozumiałem.

– Ten człowiek przejął się nie na żarty. Obruszył się, zaczerwienił, i uciekł. A że podobne zaklęcie na niego rzuciłam, co na ciebie, to nie miał z tą ucieczką problemu. Ja, Zima, nie byłam mu już straszna.

Zamyśla się znowu. Wiem nagle, że to sen, i śni mi się to wszystko gdzieś w zaspie śnieżnej, leżę i umieram, zwidy mam z wycieńczenia. Ciepło jednak nadal czuję w sobie – palące, niezwykłe.

– Wiesz… – mówi pod nosem, odwraca wzrok. – Wyśmiałam go, uraziłam. Wstydzę się tego nie mniej, niż on siebie. Uwierz mi.

– Wierzę – odpowiadam odruchowo, chociaż nie przysłuchuję się, co dokładnie mówi.

– Ale on wróci! – krzyczy nagle. – Zaklęłam go, niewrażliwy jest teraz na chłód, a on wróci, bo go upokorzyłam, wróci po mnie! I będę musiała… – Zagryza wargę; złość w niej kipi. – Mój syn będzie musiał to rozwiązać.

– Masz syna? – pytam tępo. – Ile ma lat?

– Tyle, ile ten świat – mówi, smutek się odzywa w jej głosie. – Moim dzieckiem jest Mróz.

– Mróz… Tak. – Przypominam sobie stare legendy, które moi dziadkowie opowiadali, gdyśmy siedzieli razem wieczorami. Legendy o dawnych, zapomnianych bogach, przez Cerkiew zakazanych przed wiekami. Wszystkie naraz przychodzą mi do głowy, choć tyle lat, dekadę chyba już nie myślałem o tym. – On tutaj jest?

– Ach, gdyby tu był! – Śmieje się. – Zamarzłbyś, kochany. Nie jestem wszechmocna, dzieci moje silniejsze, zdrowsze. Obyś nigdy go nie spotkał.

 

Postać zbliża się z dala, czarny płaszcz, kaptur na głowie. Jego szata wygląda na lekką, nie ogrzewa go – to ten, którego wyśmiała. Wyrywam się z jej ramion i dotykam delikatnie policzka.

– Wstań – mówię. – Idzie.

Zima budzi się i patrzy na mnie ze smutkiem. Całą noc spędziliśmy przy ogniu, a teraz ona nagle gasi ten ogień i czuję chłód, przejmujący, okrutny. Chłód taki przenika przez kości, serce może stanąć od takiego chłodu, ale ja, spostrzegam ze zdziwieniem – nie drżę nawet.

Daje mi ręką znak, żebym biegł, bo nie mam szans z gniewem tamtego człowieka. Nawet z odległości czuć, że gniew ten jest niezwykle potężny, a jego urażona duma oczekuje zemsty.

Idę jednak w jego stronę, po śniegu, boso i nagi, ale nie wstydzę się, bo znam sekret. Słyszę ciche przekleństwo, wyciąga miecz, gdy przechodzę obok. Z początku myślę, że to mnie chce zabić, że na mnie skierował swój gniew, ale nie – to nie zazdrość nim kieruje. Przygotował się, zobaczył coś, czego ja nie byłem w stanie. Odchodząc trochę, odwracam się, na swoje nieszczęście i przekleństwo.

Zima stoi w szarej sukni ciągnącej się po śniegu, w dłoni trzyma berło większe od niej samej. Twarz śnieżnobiała, niewyraźna, a na głowie ma lodową koronę. Coś innego jednak, coś, czego nie widzę od razu, sprawia, że drżeć zaczynam, nogi moje uginają się, nie upadam jednak. Wpatruję się, mrużę oczy.

Kształt niewyraźny, ale wyższy od największych drzew, tak ogromny, że zdaje się sięgać krańca nieba. Zamieć go osłania, szczelnie niemal, ale widać ślepia błyszczące i brodę – z długich, grubych sopli splecioną, setek, tysięcy nawet, niezliczenie wielu. On cały jest jakby z lodu wykuty, ma koronę lodową, zbroję, i…

Widzę nagle jego potężne, burzowe dłonie, i trwoga mnie zdejmuje. Mróz unosi je, czyni nieznaczny gest, wiatr gwałtownie uderza w dolinę. Człowiek, który przyszedł tu po zemstę, opiera się, zasłania ręką, miecz swój podnosi, ale ja, gdy czuję to powietrze na swym ciele – upadam w śnieg, tracę zmysły.

Koniec

Komentarze

Na początek, zanim jakiś komentarz analityczny, parę drobiazgów:

 

“my pieniędzy niet” → w tej formie to nie ma sensu, żeby oddawało rosyjską składnię, powinno być “pieniędzy u nas niet”; może bym nawet i poszła w “dienieg u nas niet” :)

 

“Kobieta, wiem już, że piękna, bo brzydkiej niepodobna pięknie gadać. Nigdy.” → przyznam, że trochę nie rozumiem logiki tych dwóch zdań.

 

paniemajesz → chyba lepiej “panimajesz”, bliżej brzmienia rosyjskiej formy.

 

 

Generalnie tekst mi się podobał: z tą stylizacją na rosyjski i z nastrojem jest bardzo efektowny, ciekawie i niebanalnie, IMHO, odczytuje graficzną inspirację. Rozczarowało mnie troszkę jego zakończenie, bo wydało mi się, po tym, co do niego prowadziło, nieco mało dramatyczne. 

 

ninedin.home.blog

Z ‘niet’ zastanawiałem się długo i nie brałem pod uwagę Twojego wariantu, który jest chyba jedynym dobrym, masz rację, dalej, ‘nigdy’ w tamtym miejscu miało być wywalone, a ‘paniemajesz’ to literówka. Bardzo dziękuję za ten komentarz!

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Veni, vidi, legi.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Należy się klik, może ściągnie tu więcej czytelników,  bo tekst zdecydowanie wart jest lektury. Bardzo interesujący styl – mówiony, nie rażą powtórzenia czy nietypowa składnia. Opowieść przesycona jest klimatem, baśniowa – magiczna i mroczna. Podobało mi się.

Ładne, baśniowe, podobało mi się, brak historii bohatera nie przeszkadza, co się rzadko zdarza.

http://altronapoleone.home.blog

Ładna historyjka. Acz pewnie można ją rozwinąć – nie bardzo rozumiem, czemu ojciec wypędził bohatera z domu. Bo zrobił komuś dziecko? Ślub by wzięli i załatwione, a nie na mróz…

Wydaje mi się, że rusycyzmy są tylko na początku, przydałoby się rozrzucić je bardziej równomiernie.

Czy to w przedmowie to nazwa obrazka? Bo jeszcze Cię Cień zdyskwalifikuje…

Babska logika rządzi!

Bo zrobił komuś dziecko? Ślub by wzięli i załatwione, a nie na mróz…

zacytuję siebie:

Trzy dziewki, w tym dwie siostry, troje dzieci w drodze

No, z trzema kobietami naraz, z których dwie są siostrami, ciężko wziąć ślub…

 

Wydaje mi się, że rusycyzmy są tylko na początku, przydałoby się rozrzucić je bardziej równomiernie.

Słowa po rosyjsku są trzy, dwa na początku i jedno w środku, w końcowej sekwencji (poważniejszej w zamyśle) nie używałem ich, bo kojarzą mi się zabawnie, tj. z twórczością Pilipiuka.

 

Czy to w przedmowie to nazwa obrazka? Bo jeszcze Cię Cień zdyskwalifikuje…

Nazwa tego obrazu na artstation to ‘another day at work… Ded Moroz’, ale początek to nazwa serii prac, z której jest ta konkretna, więc przyjąłem, że nazywa się ona, intuicyjnie, ‘Ded Moroz’, być może się mylę, ale dałem link, więc wszystko jasne.

Dzięki za komentarze!

Aaaa, takie buty! Nie zakumałam. Niezły z niego Casanova! Nie dziwota, że i Zimę oczarował…

A co do nazwy – może na wszelki wypadek dopisz pełną… Samo “Ded Moroz” nie identyfikuje pracy.

Babska logika rządzi!

Skądinąd obrazek bardzo zacny

http://altronapoleone.home.blog

Skądinąd obrazek bardzo zacny

To prawda!

 

Zmieniłem opis zgodnie ze wskazówką.

Ładne, baśniowe takie…

Podoba mi się Pani Zima, tak jakoś po matczynemu się zaopiekowała Iwanem. Aż szkoda, że Mróz przyszedł.

Fajny, klimatyczny tekst, ładnie opowiedziany.

Przeczytałam z przyjemnością :)

Przynoszę radość :)

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

No, z trzema kobietami naraz, z których dwie są siostrami, ciężko wziąć ślub…

Aaaa, takie buty! Nie zakumałam. Niezły z niego Casanova! Nie dziwota, że i Zimę oczarował…

Też nie skumałem tego. Trochę pogmatwane kto z kim w ciąży, czyje siostry (one sobie, czy one jemu? czy to i to?), czyj ojciec go wygania z sercem, a czyj z kosą w plecy gania?

Poza tym ładny klimat, styl, język. Dobrze się czyta, naprawdę ciekawe i te uczucia głównego bohatera o mrozie, utracie zmysłów – miodzio.

Nie przekonuje mnie motywacja tego drugiego. Zima wyśmiała jego męskość, a ten z mieczem na lodowego giganta? Bardzo honorowo, ale chyba samobójstwo? Czy czegoś nie zrozumiałem? Może ten drugi powinien być mocniej zarysowany?

Ale podobało mi się bardzo. :)

ac, ‘ten drugi’ jest zarysowany, jeśli pooglądasz sobie prace Jakuba Różalskiego, i zobaczysz, czego dotyczy seria prac ‘another day at work’, i kim zdaje się być postać w kapturze na obrazku. Nie jest to jakieś konieczne, i nie miałem zamiarów tego wyjaśniać, ale cóż, na pewno doda trochę kontekstu…

Nie każdy facet z widłami to Posejdon, nie każdy facet z dwoma mieczami to wiedźmin (Geralt?). ;)

Tak jak nie każda inspiracja grafiką to od razu opis obrazka. Nadal uważam, że motywację należałoby podbudować niezależnie, czy zdecydowałeś się zapożyczyć gotową postać, czy nie.

Ja skumałam chyba wszystko i bardzo mi się to, co skumałam, spodobało! Fajny, klimatyczny tekst. Choć serce mnie boli, że nie wyrobiłam się z opowiadaniem na ten konkurs, z każdym przeczytanym tekstem przekonuję się, że przy tej konkurencji odpadłabym w przedbiegach (choć próbować trzeba było). 

Tak, czy siak, dobre to opowiadanie, a zawarte w bardzo niewielu znakach. Kilk się należy i powodzenia życzę w starciu z portalowymi gigantami. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Mi też się podoba. Ładnie napisane, klimatyczne, magiczne… Dobrze się czytało. Klikam i fruniesz do biblioteki :)

Jest klimat, jest mróz, który czułam w trakcie lektury. Jednak od strony fabularnej poczułam się z kolei nieco rozczarowana. Bohater okazuje się być wyłącznie obserwatorem zdarzeń, nic od niego nie zależy. Przez to ja jako czytelnik też trzymam dystans, nie zanurzam się w pełni w opowieści. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ciekawa interpretacja obrazu, idąca w rejony bardziej baśniowo-ludowe. Scena może za mocno nie ruszyła – spodziewałem się, że to jakieś przedśmiertne zwidy (ale czy na pewno?), do tego jakoś wiele się tu nie dzieje. Jednak zaprezentowane zostało to nieźle.

Podsumowując: ciekawa wizja roztoczona przez ten koncert fajerwerków, choć aż tak mocno mnie nie poruszyła.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Wybacz, że tak wprost, ale tuż obok na czterdziestu iluś tam calach Polacy nie wygrywają z Senegalczykami, więc szybka kontra – nie kupiło mnie to opowiadanie.

Przede wszystkim brakuje mi w nim historii. Jest jakaś opowieść, i owszem, ale sensownej, spójnej i samodzielnej historii – jak polskich goli w meczu po pierwszej połowie. Wszystko, co dzieje się w opowiadaniu, zdaje się dążyć do tego, by “zrealizować” grafikę-inspirację, a nie, by pokazać mi coś naprawdę ciekawego.

Założenia fabularne też mnie nie przekonały. Chyba najbardziej rzuca się w oczy nielogiczny moim zdaniem początek; na ile znam historię i prostą, ludową mądrość czasów zamierzchłych (a takimi mi Twój tekst wybrzmiewa), ostatnią rzeczą, jaką w zaistniałej sytuacji – cudowne rozmnożenie – zrobiłaby społeczność zabitej dechami i ukrytej pod śniegiem wsi, byłoby wygnanie… cudotwórcy i, tym samym, pozbawienie dzieci ojca, a matek – nawet jeśli nie jednej trzeciej męża, to z pewnością niezbędnego w tych warunkach wsparcia i opieki; jakby nie był ten Twój Iwan słabym materiałem na członka rodziny, lepszy taki kutasiarz niż zupełnie samotne macierzyństwo. Nie wierzę też, by wioskowi ot tak skazali faceta na pewną śmierć za taką właśnie “zbrodnię”, szczególnie, że na nadmiar młodych, silnych i zdrowych mężczyzn w tego typu dziurach na mapie świata raczej nie da się narzekać.

Cała reszta jest już – jak mówiłem – pretekstowa; ot, przyjemna, ale nieopowiadająca w sumie niczego konkretnego historia bez zakończenia. I mimo że napisana ładnie, choć momentami mało czytelnie (w pierwszej chwili nie załapałem, dlaczego chcą Iwana wygnać, a w drugiej – że gość dobrał się do własnych sióstr ;), zupełnie mnie jednak nie przekonała.

Za rusycyzmy w sumie też plusa nie będzie, bo tutaj jakby zatrzymałeś się w pół drogi. Są, bo są, ale ani nie budują matrioszkowego klimatu, ani nie są jakimś specjalnym wzbogaceniem stylu czy popisem kunsztu i wiedzy autora – jest ich bowiem zwyczajnie za mało, by mogły się spełnić w którejkolwiek z tych ról. Co najwyżej sygnalizują to, co i tak wynika z samego opowiadania: że akcja dzieje gdzieś na Dzikim Wschodzie.

Nie powiem jednak, żeby lektura sama w sobie była nieprzyjemna, bo całkiem niezły warsztat i zupełnie przyjemny styl jednak zrobiły jakąś robotę – w przeciwieństwie do naszej reprezentacji.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Rzeczy w rodzaju ‘brakuje historii’, ‘założenia fabularne’ nie skomentuję, bo to bez sensu, dalej:

Bohater okazuje się być wyłącznie obserwatorem zdarzeń, nic od niego nie zależy. Przez to ja jako czytelnik też trzymam dystans

to teksty Kafki, Dicka, L-F Celine i tam jeszcze mógłbym wypisywać – też na tym tracą?

 

Dalej, lincz na wioskach to powszechna sprawa nawet w czasach współczesnych, mimo że jego logika jest wątpliwa, co nie zmienia faktu, że samo zjawisko istnieje, i nawet cały akapit użytkownika Cień Burzy nie może go zanegować. 

gość dobrał się do własnych sióstr

Aż tak to nie napisałem, mowa jest o siostrach, a nie o np. moich siostrach, co zrobiłem celowo, żeby pokazać, jak bardzo ujemne znaczenie mają podobne szczegóły w tej historii. Możesz to rozumieć na wiele sposobów – i bardzo dobrze.

Ogólnie spoko, że komentujecie, ale jednak powstrzymałbym się od wysuwania podobnie irracjonalnych argumentów, gdy wam się nie podobało (nie każdemu podobają się takie teksty, nawet i ja nie jestem pewny, że przeczytałbym do końca, gdyby napisał to ktoś inny). NoWhereMan powiedział fajnie – nie poruszyło go. I całe szczęście, że nie wszystkich porusza, nie ma tekstów uniwersalnych!

 

ps szkoda tylko że ci, których nie poruszyło, byli jurorami tego konkursu, ale w/e, i tak mogło się zdarzyć XD

Rzeczy w rodzaju ‘brakuje historii’, ‘założenia fabularne’ nie skomentuję, bo to bez sensu, dalej:

Widzisz, Autorze, wyszedłem dokładnie z tego samego założenia po przeczytaniu Twojego komentarza: nie będę go ripostował, bo to bez sensu.

Mam jednak dobre serce (i niezbyt dobry humor), więc (jednorazowo) wyświadczam Ci tę oto grzeczność i powiem coś, co – mam nadzieję – będzie wartością dodatnią w Twoim życiu: przybierając pozę Smurfa Ważniaka, który pozjadał wszystkie rozumy – a w takim właśnie tonie brzmi Twój komentarz – nie tylko nie zyskasz tutaj sobie poklasku i czytelników, ale też nigdy niczego się nie nauczysz i nie będziesz rozwijał ani jako człowiek, ani jako pisarz.

Ponadto próby uczenia mnie, czy kogokolwiek innego, jak mamy myśleć, oceniać i komentować; na co zwracać uwagę, a na co nie, również odbieram jako arogancką bufonadę bez żadnego pokrycia w rzeczywistej wiedzy i literackich umiejętnościach Autora, które mogłyby być (oczywiście iluzoryczną, bo tylko taka wchodzi tu w grę) podstawą do takiej maniery, a przy tym zjawisko szkodliwe (ale nie dla mnie) i zupełnie bezcelowe.

to teksty Kafki, Dicka, L-F Celine i tam jeszcze mógłbym wypisywać – też na tym tracą?

W wypadkach niektórych czytelników, jak widać, i owszem.

Pogódź się z tym, że Twoje teksty będą oceniane przez różnych ludzi i na różne sposoby. I że mogą się tym różnym ludziom i na różne sposoby nie podobać. A potem zacznij pracować nad tym, by to zmienić, ale poprzez poprawianie swoich tekstów, a nie czytelników.

 

A ciut merytoryczniej, to kwestię sióstr pomijam jako, generalnie, faktycznie dywagacje czysto interpretacyjne. Niemniej jednak to, że nie pisałeś o siostrach bohatera, nie znaczy jeszcze, że tak to nie zabrzmiało. A skoro choć jeden czytelnik miał z tym problem, to warto by jednak uznać rzecz całą za sygnał, by się chociaż zastanowić, czy aby faktycznie tekst nie mógłby być napisany lepiej (tego

 

Co do linczów we wsiach natomiast, to podobnie jak mój sceptycyzm nie może tego zjawiska zanegować, tak Twoje o nim przekonanie jeszcze nie czyni go faktem. Ale skoro jesteś tak dogłębnie przeświadczony, iż skazywanie ludzi na śmierć za podobne bzdury jest (albo chociaż było) w Rosji normą, to z pewnością nie będziesz miał problemów, by mi to udowodnić, prawda?^^

 

Jak już mówiłem, był to wpis jednorazowy, zdecydowanie niebędący zachętą do wszczynania jakiejkolwiek dalszej dyskusji, a jedynie wolna od zbędnej złośliwości próba uzmysłowienia Ci (i pozwolenia odczuć), dlaczego komentarze wypisywane w podobnym do Twojego tonie, zawsze są tak nieprzyjemne w odbiorze i potrafią mocno człowieka wkurzyć.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Kolega mi nie odpisze, bo przecież nie chce brać udziału w dyskusji, ale dobra:

 

Tekst oferuje przejażdżkę samochodem, łada niva, z wielkim, różowym kołem zapasowym, po śniegowych zaspach gdzieś w Rosji. Komuś nie odpowiada taka przejażdżka? Spoko, NoWhereMan wsiadł, pojechał, wysiadł raczej bez szału. Kilku osobom się podobało, nawet jedna napisała “fajne koło zapasowe, taki z niego Casanova!”, no ale kurde bele – ktoś wsiada, a później mówi, że to nie ferrari i nie jechaliśmy po autostradzie? Albo że ta łada za dużo pali, za dużo kopci, i w ogóle to on raczej woli toyote yaris 1.0? Każdy ma prawo powiedzieć cokolwiek, jednak łada niva to dalej może być całkiem fajny samochód, nie trzeba porównywać jej z modelami innego segmentu (co więcej, takie porównania są trochę irracjonalne).

Długo się zastanawiałem, czy dodawać to różowe koło zapasowe, i aż dziwne – tylko jedna osoba zauważyła, że takie koło nie jest montowane seryjnie w ładach. Trochę głupio napisałem, to prawda:

Dalej, lincz na wioskach to powszechna sprawa nawet w czasach współczesnych, mimo że jego logika jest wątpliwa, co nie zmienia faktu, że samo zjawisko istnieje, i nawet cały akapit użytkownika Cień Burzy nie może go zanegować. 

ale kurde bele, mogłem założyć takie koło do łady? Mogłem. Czy jest praktyczne? Chyba nie. Czy ono musi być we wszystkich ładach? Niekoniecznie.

 

I że mogą się tym różnym ludziom i na różne sposoby nie podobać. A potem zacznij pracować nad tym, by to zmienić, ale poprzez poprawianie swoich tekstów, a nie czytelników.

Akurat ten egzemplarz łady nie jest jakiś idealny, raczej przeciętny, i widziałem wiele lepszych, ale niepodobieństwo do samochodu saab 9-3 z 2009 na niemieckich blachach to nie jest główny powód. Poza tym, ja lubię jeździć po tych zaspach sam, i niekiedy zabieram ludzi na przejażdżkę, ale bez większych emocji (chociaż to oczywiście miłe, gdy komuś się podobało).

Teraz, w świetle tych wyjaśnień (które bardzo przyjemnie mi się pisało), zacytuję kolegę:

arogancką bufonadę bez żadnego pokrycia w rzeczywistej wiedzy i literackich umiejętnościach Autora, które mogłyby być (oczywiście iluzoryczną, bo tylko taka wchodzi tu w grę) podstawą do takiej maniery, a przy tym zjawisko szkodliwe (ale nie dla mnie) i zupełnie bezcelowe.

przybierając pozę Smurfa Ważniaka, który pozjadał wszystkie rozumy – a w takim właśnie tonie brzmi Twój komentarz – nie tylko nie zyskasz tutaj sobie poklasku i czytelników, ale też nigdy niczego się nie nauczysz i nie będziesz rozwijał ani jako człowiek, ani jako pisarz.

komentarze wypisywane w podobnym do Twojego tonie, zawsze są tak nieprzyjemne w odbiorze i potrafią mocno człowieka wkurzyć.

Użyłbym tutaj dwuznakowej emotikony, ale niestety może ona ponownie wyzwolić bardzo negatywne emocje (zdecydowanie niewspółmierne do wagi posta na forum internetowym pod tekstem, który pisałem około godzinki, i raczej mi się nie udał).

Podziękuję więc serdecznie jeszcze raz wszystkim pasażerom i mechanikom – informacje o pracy silnika są zawsze w cenie, mam nadzieję kiedyś w przyszłości jeszcze zebrać podobne, o ile ktoś oczywiście nie jest oburzony moją arogancką postawą i iluzorycznymi umiejętnościami.

Peace!

Całkiem malownicze i ciekawie napisane.

 

miecz swój podnosi do góry

Brzydki pleonazm.

Ayy, dzięki, już edytowałem!!! 

Dziś, gdy temperatura w pokoju przekroczyła dwadzieścia siedem stopni, a termometr za oknem pokazuje trzydzieści, Twój Mróz okazał się doskonałą lekturą! ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, u mnie dziś doszło do dwudziestu dziewięciu :(

Podobało mi się. Nawet bardzo ;)

Nowa Fantastyka