- Opowiadanie: Issander - Zapach mokrej doliny

Zapach mokrej doliny

Zaczął się sezon, więc chciałoby się w góry, a tu sesja.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Zapach mokrej doliny

Mężczyzna wyszedł na ganek schroniska, trzymając w rękach dwa kubki z ciepłym, parującym kakao.

– Trzymaj – rzucił do zawiniętej w koc kobiety, podając jej napój. Podziękowała skinieniem głowy.

– Dzieci? – spytała.

– Wyprysznicowane i w łóżkach.

– Mhm – mruknęła i wróciła do podziwiania okolicy.

Polana oraz wspinający się po zboczu las zalewały pole widzenia różnymi odcieniami szarawej zieleni. Połączenie cienia i powłoki ciężkich, deszczowych chmur sprawiło, że choć nie wybiła jeszcze siódma, miało się wrażenie, że dzień już się kończy. Lecz zamiast tego ten świat szarości trwał i trwał, godzinami nie ustępując nocy.

Woda spływająca z nieboskłonu grała jednostajną, relaksującą muzykę. Perkusja złożona z miliona kropli, uderzających twardo o gontowy dach i skały, odbijających się miękko od liści, z cichym pluśnięciem wpadających do kałuż, wzbijała w powietrze niezliczone ilości rozmaitych drobin. Dolina pachniała deszczem.

– Nie pijesz? – zapytał mężczyzna. Kobieta spojrzała na niego znad wciąż pełnego kubka.

– Jesteś brudny – zauważyła. W czasie, gdy się wycierał, pociągnęła solidny łyk, po czym kontynuowała. – Myślałam tylko o tym, jak czasem dwa tak zupełnie od siebie różne zapachy niemal doskonale się komplementują. Jakby zostały stworzone, by doświadczać ich naraz, a przecież prawie nigdy tego nie robimy.

– Myślę, że ma to więcej wspólnego z ogólną atmosferą, którą z nimi kojarzysz, niż z samymi zapachami. Mówi się, że to właśnie z zapachami związane są najsilniejsze wspomnienia.

Mężczyzna odstawił pusty kubek na balustradę i usiadł obok. Milczeli przez dłuższą chwilę. Deszcz zagłuszał dźwięki ze schroniska, a także sprawił, że zwierzęta pochowały się w swoich kryjówkach. Równie dobrze para mogłaby być jedynymi żywymi istotami na świecie.

– Przypomniała mi się pewna historia – przerwał ciszę mężczyzna – którą zasłyszałem jakiś czas temu tu, w górach. Mamy mnóstwo czasu, może chcesz ją usłyszeć?

Kobieta nie odezwała się, co oznaczało, że w najgorszym razie było jej wszystko jedno, więc ciągnął dalej:

– Był sobie człowiek, którego spotykano na szlakach od Baraniej Góry po Tarnicę, ale tylko z rzadka. Sam bowiem, gdy mógł, przemieszczał się ścieżkami zwierząt i innych mieszkańców puszczy. Ów człowiek owiany był atmosferą magii i tajemnicy. Mówiono, że zna wszystkie sekrety gór. Ponoć przebywał tam cały czas – latem żywiąc się darami, którymi las hojnie go obdarzał, zimą śpiąc wraz z niedźwiedziami w ich gawrach. Choć był tylko zwykłym mężczyzną, to wiedzę miał wielką, a istoty, które skryły się przed ludźmi w niedostępnych miejscach, jego jednego uznały za swego.

Ktoś na chwilę otworzył drzwi, wypuszczając na zewnątrz światło i hałas, lecz widząc, jaka jest pogoda, zrezygnował i wrócił do środka. Gdy znowu zostali sami, mężczyzna ciągnął historię.

– Tak więc każde spotkanie z tajemniczym wędrowcem brano za dobry omen. Czasem proszono go o rady czy nawet i przysługi, które ten, jeśli był w dobrym humorze oraz leżały w zasięgu jego możliwości, spełniał w zamian za posiłek i dobre słowo. – Mówiący zrobił krótką przerwę, by spojrzeć uważnie na partnerkę, po czym kontynuował. – Pewnego dnia na jego drodze stanęła kobieta. Opisała mu swoją tragedię. Zapytała, czy zna jakiś sposób, by mogła zapomnieć i rozpocząć życie na nowo. Mężczyzna dość niechętnie opowiedział jej o jaskini, w której echo kradnie wspomnienia. Kobieta nie dałaby rady sama tam trafić, więc zaprowadził ją na miejsce. Lecz gdy tam dotarli, wykiwała go. Podczas długiej wędrówki zakochała się w towarzyszu, jednak widząc, że ten dobrowolnie nie opuści swojego domu, podstępnie pozbawiła go wspomnień za pomocą jaskini, którą sam jej wskazał. Następnie oddalili się, każde w swoją stronę, i od tamtej pory nikt już nie spotkał tajemniczego mężczyzny na beskidzkich stokach.

Minęła dłuższa chwila, nim zabrała głos kobieta.

– Znam inną wersję tej historii. Początek ma podobny. Jej bohaterka straciła w wypadku dziecko, męża i chęć do życia. Usłyszała o możliwości pozbycia się bolesnych wspomnień, lecz została oszukana. Mężczyzna zapomniał wspomnieć o cenie, jaką trzeba było zapłacić za skorzystanie z magicznej jaskini. Długa wędrówka pozwoliła bohaterce w pewnym stopniu pogodzić się ze stratą, skupić się na radosnych momentach. Jednak echo wraz ze złymi wspomnieniami odebrało jej również te dobre. W porywie wściekłości kobieta zapragnęła, by jej towarzysz także stracił to, co było mu najdroższe.

– Może… Może on po prostu tego nie wiedział? – zasugerował nieco zbity z tropu partner. – Może kobieta zbyt mocno zaufała reputacji, jaką się cieszył? Bądź co bądź to był tylko człowiek.

– Możliwe. Koniec końców w ostatnich zdaniach opowieści opuszczają góry razem, nie osobno. Może, gdy bohaterka ochłonęła, dostrzegła, ile oboje stracili.

Mężczyzna wyglądał, jakby miał zamiar jeszcze coś odpowiedzieć, ale zamiast tego podszedł do balustrady. Następnie sięgnął dłonią poza obrys dachu, w deszcz.

– Rozpogadza się – zawyrokował z pewnością siebie, jakby przepowiadał pogodę już tysiąc razy. – Jutro będzie długi dzień.

Koniec

Komentarze

Ładne. Aczkolwiek mam pewne ale: jak dla mnie ta początkowa obyczajówka troszkę za długa w porównaniu z częścią “właściwą”. Oraz koniec jakiś taki blady w porównaniu z tymi przypowieściami. Mam wrażenie, że zakończenie ma sugerować, że to są właśnie ci dwoje, ale trochę bym to dopowiedziała? Ostatnia wypowiedź wraz z didaskalium to dość mocno sugeruje, ale poprzedni akapit jest najsłabszy w opowiadaniu i jakoś psuje efekt. I jeszcze jedno: dlaczego oni sobie to akurat teraz opowiadają? Może na początku powinno być coś, co to wyzwoli, a nie taki zwykły dzień jak co dzień, tylko z deszczem? Nie musi to być nic dramatycznego, może być sugestia, że coś mu się skojarzyło, nie wiem. Masz tam wytrych pt. “przypomniała mi się historia”, ale to jest właśnie wytrych ;)

 

“Myślałam tylko o tym, jak czasem dwa tak zupełnie od siebie różne zapachy niemal doskonale się komplementują.”

Komplementują jest poprawne, ale trochę z innego rejestru, może jednak uzupełniają, dopełniają, pasują do siebie?

 

“Był sobie człowiek, którego dało się spotkać na szlakach” – spotykano niekiedy? to dało się spotkać trochę zgrzyta

 

“Ponoć spędzał tam cały swój czas” → cały czas

 

“jaka jest pogoda, zawahał się i wrócił do środka” – zrezygnował i wrócił?

 

“Wystawił rękę poza obrys dachu i objechał wzrokiem okolicę.” Obrys dachu brzmi jak z projektu architektonicznego, może raczej okap (bez dachu) [”dolna krawędź dachu, która wystaje poza płaszczyznę elewacji“]

 

“od tamtej pory nikt już nie spotkał tajemniczego mężczyzny na beskidzkich stokach”

Wcześniej była mowa o Tarnicy, a to już Bieszczady. No i wzrokiem się nie objeżdża, można przebiec, ogarnąć, ale tu chyba najlepsza byłaby prostota: rozejrzał się.

 

“Wreszcie uznał, że powinien porzucić temat.” To jakoś tak właśnie kulawo brzmi w zakończeniu,

http://altronapoleone.home.blog

Dzięki za uwagi.

Ładne. Aczkolwiek mam pewne ale: jak dla mnie ta początkowa obyczajówka troszkę za długa w porównaniu z częścią “właściwą”.

Wrażenia mogą być co prawda niezależne od liczb, ale zajmuje ona dokładnie jedną trzecią tekstu. Myślisz, że to naprawdę za długo, jak na wstęp? 

dlaczego oni sobie to akurat teraz opowiadają? Może na początku powinno być coś, co to wyzwoli, a nie taki zwykły dzień jak co dzień, tylko z deszczem? Nie musi to być nic dramatycznego, może być sugestia, że coś mu się skojarzyło, nie wiem.

Są po raz pierwszy w górach od tamtego czasu, więc dopiero teraz mężczyzna mógł sobie cokolwiek przypomnieć. Co do wyzwolenia wspomnień:

Myślałam tylko o tym, jak czasem dwa tak zupełnie od siebie różne zapachy niemal doskonale się komplementują. Jakby zostały stworzone, by doświadczać je naraz, a przecież prawie nigdy tego nie robimy.

– Myślę, że ma to więcej wspólnego z ogólną atmosferą, którą z nimi kojarzysz, niż z samymi zapachami. Mówi się, że to właśnie z zapachami związane są najsilniejsze wspomnienia.

“od tamtej pory nikt już nie spotkał tajemniczego mężczyzny na beskidzkich stokach”

Wcześniej była mowa o Tarnicy, a to już Bieszczady.

Bieszczady są fragmentem Beskidów.

 

Zabieram się za poprawienie reszty.

ironiczny podpis

Ło, dobre! Z początku byłem powściągliwy w zachwytach, bo myślałem, że to kolejne opowiadanie, w którym ktoś coś opowiada i niewiele z tego wynika. Ale w tym niedługim szorcie udało Ci się wykreować jakiś taki nastrój niepokoju sugestią, że być może bohaterowie mówią o sobie.

A być może nie. ;) Tekst warty klika!

Spodobało mi się – takie to opowiadanie spokojne, a wiele mówiące, nastrojowe i skłaniające do refleksji.

Może pijący kakao mówią o sobie, a może ich przeszłość była tylko podobna, może na ich miejscu mogłaby być inna para, może…

 

Jakby zo­sta­ły stwo­rzo­ne, by do­świad­czać je naraz…–> Jakby zo­sta­ły stwo­rzo­ne, by do­świad­czać ich naraz

 

Męż­czy­zna odło­żył pusty kubek na ba­lu­stra­dę… –> Męż­czy­zna odstawił pusty kubek na ba­lu­stra­dę

 

zwie­rzę­ta po­cho­wa­ły się po swo­ich kry­jów­kach. –> …zwie­rzę­ta po­cho­wa­ły się w swo­ich kry­jów­kach.

 

Ponoć spę­dzał tam cały swój czas – latem ży­wiąc się da­ra­mi, któ­ry­mi hoj­nie ob­da­rzał go las… –> Czy to zamierzony rym?

 

Gdy znowu zo­sta­li sami, męż­czy­zna cią­gnął swoją hi­sto­rię dalej. –> Masło maślane. Skoro ciągnął historię, to znaczy, że opowiadał jej dalszy ciąg. Zbędny zaimek.

Wystarczy: Gdy znowu zo­sta­li sami, męż­czy­zna cią­gnął hi­sto­rię.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

MrBrightside, dzięki za klika. Ostatnio sporo uwagi poświęcam właśnie nastrojowi, jeśli idzie o szorty. Cieszę się, że są efekty.

Reg, dzięki za łapankę i klika. Już poprawione.

 

ironiczny podpis

OK. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bieszczady są fragmentem Beskidów.

OK, nie wiedziałam :) Jestem zdecydowanie tatrzańsko-beskidzka, w Bieszczadach byłam (podobno) raz, jak miałam trzy lata i dla mnie to odrębny byt.

 

Co do wywołanie wspomnień, jak na to wskazałeś, to rzeczywiście, widzę, jest, ale może ten początek o dzieciach, prysznicach itepe mi to lekko przytłoczył.

http://altronapoleone.home.blog

Trochę nie ogarniam jak działa echo – skąd kobieta wiedziała, że zapomniała i o dobrych, i o złych rzeczach?

A w pierwszej wersji legendy – skoro się w nim zakochała i wyczyściła mu pamięć, to dlaczego potem się rozeszli?

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Śpieszę z wyjaśnieniami.

Jak byłem w podstawówce, przeczytałem Rok 1984. Nie pamiętam z niego nic, poza zakończeniem, ale nadal wiem, że go przeczytałem. Tak samo kobieta wiedziała, że miała córkę. Nie utraciła też wspomnień na temat podróży, w trakcie której, jak jest napisane w tekście, częściowo pogodziła się z jej stratą. Czyli po utracie wspomnień wiedziała, że w przeszłości faktycznie odzyskała wewnętrzny spokój, ale utraciła wspomnienia, które na to pozwoliły. Wiedziała przecież, że skoro się pogodziła z przeszłością, to jakieś z pewnością powinny być, a teraz ich nie ma.

Natomiast pierwsza wersja legendy jest po prostu niekompletna. Mężczyzna po raz pierwszy trafił w góry od czasu opisywanych wydarzeń. Odzyskał część wspomnień, ale nie wiadomo ile dokładnie. Nie wie, czy może im ufać, nie wie, ile wie kobieta, nie rozumie jej intencji. Dlatego w tak zawoalowany sposób próbuje to wszystko wybadać.

ironiczny podpis

Fajne. Tłusty klimacik, ładnie napisane. Dobrze wykorzystałeś motyw legendy. Jeszcze mi tu na niebie grzmi, więc tym bardziej się wczułem :) Lecę do biblioteki.

Hmmm. Jeśli to oni, to coś słabo działa echo w tej jaskini, skoro wspomnienia wracają. Jeśli nie oni, to gdzie tu fantastyka?

Jakie dzieci dają się zapakować do łóżek przed siódmą? A przy tym są już na tyle duże, że nie trzeba im czytać, opowiadać bajek, śpiewać na dobranoc…?

Opowiadanie nastrojem stoi, ale ja pozostaję odporna na różne klimaty, więc nie przemówiło.

Ale sam pomysł na echo odbierające wspomnienia fajny. Acz nie wykorzystałeś jego potencjału, IMO.

Babska logika rządzi!

Finklo, trafnie zauważyłaś z tym echem. Nie da się ukryć, że wraz z naporem cywilizacji stara magia zamknięta w górach staje się coraz słabsza. Bestie dają się pokonać, zaklęcia dają się przełamać…

Nie robiłem z tego wątku, bo nie było miejsca i nie lubię pseudo-ekologicznej gadki w opowiadaniach.

A co do dzieci, to takie, które rodzice wyciągnęli z łóżek o piątej-szóstej rano, żeby koniecznie zrobić zaplanowaną, całodniową trasę. Nikt nie mówi, że już śpią, ale stopy bolą je tak, że nawet nie myślą o wstawaniu z łóżek czy foteli. Gadają, dopóki nie zasną, popijając przy tym kakao (dobry rodzic kupując kakao nie myśli tylko o sobie, jak i nie zapomni kazać dzieciom umyć zęby).

Jest to coś znanego mi z autopsji, więc absolutnie nie przyjmuję do wiadomości, że nie wydaje ci się bardzo prawdopodobne :)

ironiczny podpis

No, może strasznie wymęczone dzieci padną. Ale że tak całkiem bez walki? ;-)

Babska logika rządzi!

To zależy.

W dzisiejszych czasach poszłoby łatwo. Przecież w schronisku można nareszcie, po całym dniu, naładować telefon. A telefon to gry, znajomi… Takie obolałe i zmęczone dziecko z telefonem w ręku to chyba właśnie trzeba by pod prysznic zaganiać, bo samo się nie ruszy.

Natomiast jak ja jeździłem z rodzicami w góry, to różnie bywało. W PPTK w Zakopanym był stół do ping ponga za dwa złote za godzinę (ech, stare, dobre czasy). Przed rozwojem komputerów i komórek to była rozrywka pierwsza klasa, więc zdarzała się walka o jeszcze jeden mecz :)

ironiczny podpis

Ciekawe, ładnie napisane, ale mnie nie ruszyło. To sprawiło, że tekst mogę podziwiać jedynie od strony technicznej, całkiem niezłej. Za to klik.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Klimatyczne… Przyjemnie się czytało, pewnie dlatego, że ładnie napisane :) Ostatni kliczek :)

Niesamowicie klimatyczny szort, świetny styl i kompozycja. Aż czuć ten zapach mokrej polany i gorącego kakao z kubka :) Piękne. Jedyne co mi zgrzytnęło, to pewien dysonans w dialogach – najpierw brzmi jak typowy dialog małżeństwa, naturalny, ze zwykłymi kolokwializmami (,,wyprysznicowani”), później bohaterowie mówią, jakby recytowali poezję. Z drugiej strony, postacie snują przecież opowieść (o sobie?), więc ta nagła zmiana tonu to chyba po prostu element opowiadania.

Tym razem mnie nie ujęło, owszem, klimat jest, ale przeszkadzały mi dwie sprawy. Bezosobowi, mężczyzna i kobieta, oraz gorące napoje. Czyli upijane, bądź nie upijane, łyki.

Kropelkowa orkiestra też jest na granicy przerostu formy nad treścią. Sam pomysł całkiem ciekawy.

Ładne, nastrojowe. Miło przeczytać. Scena z kakao na ganku była tak chwytliwa, że od razu złapałem klimat.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

klimat jest, ale przeszkadzały mi (…) gorące napoje. Czyli upijane, bądź nie upijane, łyki. Kropelkowa orkiestra też jest na granicy przerostu formy nad treścią

Scena z kakao na ganku była tak chwytliwa, że od razu złapałem klimat.

Dlatego mam trust issues :)

 

A tak serio to dzięki wszystkim za komentarze oraz NoWhereMan, Katia72 za bibliotekę. 

ironiczny podpis

Często bywa, że ten sam element zostanie uznany przez jednego czytelnika za walor tekstu, a przez innego za słaby punkt. Stąd piękna maksyma “słuchaj czytelników, ale nie słuchaj czytelników”.

Niemniej chyba rozumiem, co ma na myśli Darcon. Jeśli w didaskaliach członkowie dialogu co chwila “wzdychają”, drapią się po nosie, upijają płyny albo czwarty raz na tej samej stronie zaciągają się papierosem, jest to pewna ułomność tekstu.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Bingo, Wisielec.

 

Jasne, tak sobie tylko żartowałem :)

Darconie, naprawdę uważasz, że łyków było za dużo? Ja widzę tylko jeden, choć owszem, można by go wywalić bez żadnej straty dla tekstu. Plus kakao nie jest tam wyłącznie ozdobą, a ma swoją rolę w opisywanej historii.

ironiczny podpis

Wywołany do tablicy, cytuję. ;)

Mężczyzna wyszedł na ganek schroniska, trzymając w rękach dwa kubki z ciepłym, parującym kakao.

– Trzymaj – rzucił do zawiniętej w koc kobiety, podając jej napój. Podziękowała skinieniem głowy.

– Dzieci? – spytała.

– Wyprysznicowane i w łóżkach.

– Mhm – mruknęła i wróciła do podziwiania okolicy.

Polana oraz wspinający się po zboczu las zalewały pole widzenia różnymi odcieniami szarawej zieleni. Połączenie cienia i powłoki ciężkich, deszczowych chmur sprawiło, że choć nie wybiła jeszcze siódma, miało się wrażenie, że dzień już się kończy. Lecz zamiast tego ten świat szarości trwał i trwał, godzinami nie ustępując nocy.

Woda spływająca z nieboskłonu grała jednostajną, relaksującą muzykę. Perkusja złożona z miliona kropli, uderzających twardo o gontowy dach i skały, odbijających się miękko od liści, z cichym pluśnięciem wpadających do kałuż, wzbijała w powietrze niezliczone ilości rozmaitych drobin. Dolina pachniała deszczem.

– Nie pijesz? – zapytał mężczyzna. Kobieta spojrzała na niego znad wciąż pełnego kubka.

– Jesteś brudny – zauważyła. W czasie, gdy się wycierał, pociągnęła solidny łyk, po czym kontynuowała. – Myślałam tylko o tym, jak czasem dwa tak zupełnie od siebie różne zapachy niemal doskonale się komplementują. Jakby zostały stworzone, by doświadczać ich naraz, a przecież prawie nigdy tego nie robimy.

– Myślę, że ma to więcej wspólnego z ogólną atmosferą, którą z nimi kojarzysz, niż z samymi zapachami. Mówi się, że to właśnie z zapachami związane są najsilniejsze wspomnienia.

Mężczyzna odstawił pusty kubek na balustradę i usiadł obok.

 

Miałabym zastrzeżenia, gdyby Issander umieścił wytłuszczone słowa w następujących po sobie trzech, czterech zdaniach, ale w zacytowanym fragmencie nie widzę problemu, choć rozumiem, że ktoś problem może dostrzec.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Aha, jeśli patrzysz w ten sposób na absolutnie każde wspomnienie o kakao, to masz rację. Błędnie odniosłem się zamiast twoich słów do słów wisielca:

Jeśli w didaskaliach członkowie dialogu co chwila “wzdychają”, drapią się po nosie, upijają płyny albo czwarty raz na tej samej stronie zaciągają się papierosem, jest to pewna ułomność tekstu.

A w didaskaliach jest tylko jedno odniesienie do picia kakao.

 

Dzięki za uwagę. Niedługo będę poprawiał stare opowiadanie, w którym (teraz już wiem) zdecydowanie zbyt wiele uwagi poświęciłem bohaterce i jej papierosowi, więc się przyda :)

ironiczny podpis

Świetny klimacik, od razu się wczułam. Bardzo lubię dobrze napisane fragmenty obyczajowe, które mogą być długie ile wlezie. Podobało mi się :)

Zasadniczo za obyczajówką nie przepadam ale to bardzo dobrze się czytało, dojrzały styl. 

Ładne :)

Przynoszę radość :)

Zmień ostatnie słowo w tytule na “dziewczyny”, a opowiadanie znajdzie się w czołówce najpoczytniejszych.

Nie zapomnij dodać, że główny bohater wygląda jak Al Pacino. ;]

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Dobre x)

ironiczny podpis

Nowa Fantastyka