- Opowiadanie: katia72 - Zbrodniarze przeciwko ludzkości

Zbrodniarze przeciwko ludzkości

Napisałam :) A jeśli tekst nie spełnia konkursowych wymogów, to oczywiście usunę konkursowy tag, a samego opowiadania chyba nie...

Tekst częściowo oparty na faktach. Rysunki mojego autorstwa.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Zbrodniarze przeciwko ludzkości

I. Kim jestem?

 

Leżałem na zimnej podłodze nagi, skulony i przede wszystkim mocno wystraszony. Z umieszczonej w suficie lampy, a raczej urządzenia, którego jedną z funkcji było oświetlanie białego pokoju bez drzwi i bez okien, dobiegał głos:

– Ile to się równa sto milionów czterysta osiemdziesiąt tysięcy dwieście siedemdziesiąt dwa razy cztery miliony dwieście tysięcy sto czterdzieści osiem? Odpowiedz.

Powoli podniosłem głowę, odnosząc wrażenie, że moje kręgi szyjne wydały skrzypiący dźwięk, ale może było to tylko wrażenie.

– Odpowiedz.

– Nie wiem – wymamrotałem, po czym poczułem silne mdłości, na szczęście udało mi się powstrzymać od zwymiotowania. – Gdzie jestem?

Nie miałem pojęcia, gdzie się znajdowałem. Nawet, do jasnej cholery, nie wiedziałem, kim byłem, czy…

Spojrzałem między nogi. Przynajmniej znałem swoją płeć.

– Ile to się równa sto milionów czterysta osiemdziesiąt tysięcy dwieście siedemdziesiąt dwa razy cztery miliony dwieście tysięcy sto czterdzieści osiem? Odpowiedz.

– Nie wiem! – wrzasnąłem.

– Ile to…

Zatkałem dłońmi uszy, ale ten okropny, elektroniczny głos wciąż docierał do mojego mózgu.

– Ile to… Ile to… Ile to… Odpowiedz, odpowiedz, odpowiedz…

Wstałem i z całej siły przywaliłem głową w ścianę. Nic, zero bólu. Ugryzłem się w rękę, brak czucia. To znaczy, na jakimś poziomie wiedziałem, że moje zęby dotknęły mojej skóry, ale… Ja… Ja po prostu odbierałem bodźce inaczej. Na nadgarstku nie pojawiły się ślady górnych ani dolnych jedynek, ani dwójek…

– Ile to…

 

​***

 

Głos ucichł. Zakryłem dłońmi twarz. Ciężko westchnąłem. Myśli galopowały przez czaszkę niczym rozwścieczony mustang. Tylko nic z nich nie wynikało. Wciąż nie miałem pojęcia, jak znalazłem się w białym pokoju – pułapce. Biały. Kolor śmierci. Lekarze noszą białe fartuchy, a pacjenci umierają na białych prześcieradłach.

Przeraźliwy pisk. Odsłoniłem oczy i zobaczyłem, że ściana naprzeciwko zaczęła się rozsuwać. Gdy szczelina osiągnęła mniej więcej szerokość dwóch normalnie zbudowanych mężczyzn, pisk ustał, maszyneria zastygła. Ze straszącej ciemnością dziury wyłoniła się postać. Mało ludzka. Chłopięca twarz, jasne włosy, oczy jak u lalki, metalowy tułów, nogi, ręce, plastikowe dłonie. Wszędzie pełno migoczących guzików.

– Czy ja umarłem? – wybełkotałem, z przerażeniem w oczach patrząc na stwora.

– Umarłeś? I co myślisz, że jesteś w niebie czy w piekle? Nie, nie umarłeś. Ty zmartwychwstałeś niczym Ripley w czwartej części „Obcego”. Ale przecież nie miałeś szans obejrzeć tego filmu.

– Ja… Jak ma… mam na im… imię? Kim… Kim jestem? – wyjąkałem.

– Dowiesz się w swoim czasie. A teraz proszę, odwróć się.

Zrobiłem, co kazał nieznajomy, a ten dotknął mojej głowy, nacisnął potylicę i coś ze mnie wyskoczyło. Skrzyneczka w kształcie prostopadłościanu. Świat zafalował. Obraz zaczął migotać. Czerwone, żółte, fioletowe plamki, czasem niebieskie.

Bum. Czerń. Na chwilę się wyłączyłem, jakbym stracił przytomność. Gdy się już ocknąłem, blaszany blondas zniknął, ściana była zamknięta, za to w podłodze pojawiła się dziura z ruchomymi schodami. Zrobiłem krok w dół i dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że mam na sobie srebrny kombinezon.

 

***

 

Schodziłem bardzo wolno. Obraz wciąż nie był stabilny. Krawędzie jedynie na chwilę odzyskiwały ostrość, by znowu zacząć się rozmazywać. Nie wiedziałem, jak długo tak szedłem, te schody wydawały się nie mieć końca, ale wreszcie udało mi się dotrzeć do szerokiego korytarza. Wszędzie fruwały metalowe, bzyczące muszki. Kichnąłem.

Nagle niczym spod ziemi wyrósł przede mną mózg zaopatrzony w sześć drucianych kończyn. Mózg-pająk. Mimo iż nie miał ust, krzyknął:

– Łap. – Po czym rzucił w moim kierunku maskę przeciwgazową i odrobinę ciszej dodał: – Na twoją alergię.

– Gdzie jestem? – zapytałem drżącym głosem, zakładając maskę.

– Na Ziemi. Dystrykt sto siedemdziesiąty drugi, piętro dwa tysiące trzysta ósme, korytarz numer r-i-o-s-b-l-s-t-w-s-w-zero-zero.

Nic z tego nie zrozumiałem i nic nie odpowiedziałem. Ruszyłem jedynie przed siebie, a chodzący mózg za mną. Latające nad głową, przed nosem, za plecami muszki strasznie mnie irytowały. Próbowałem odganiać je rękoma, ale wtedy stawały się jeszcze bardziej natarczywe.

– Co to za cholerstwo? – warknąłem bardziej do siebie niż do mojego towarzysza.

– Głodne drony.

– Co?

– Nieważne.

– Daj im jabłko, to dadzą ci spokój. Przynajmniej na chwilę.

– Ale skąd… – Mimowolnie sięgnąłem do kieszeni. Znalazłem tam lśniącą antonówkę. Rzuciłem jabłko na podłogę, a muszki, drony, tak naprawdę wszystko jedno, co to było… Latające dziadostwo obsiadło owoc i… jedno po drugim zaczęło padać martwe albo przynajmniej nieruchome, bo nie miałem zielonego pojęcia, czy te stwory zdolne są do umierania.

– Szybko, szybko! – wrzasnął mózg, po czym wskoczył na rower o czterech pedałach i ruszył do przodu.

Ja… Ja też znalazłem się na rowerze i jechałem, nie, ja nie jechałem, ja frunąłem szybciej od podejrzanych dronów. Naprzemiennie widziałem białe ściany korytarza i rzędy drzew, naprzemiennie czułem się dorosły, po czym przed oczyma miałem chude, chłopięce dłonie zaciśnięte na kierownicy, a na nich nabazgrane czarnym długopisem matematyczne wzory.

– Daleko jeszcze do wyjścia? – krzyknąłem.

– Jakiego wyjścia? – zapytał ze zdziwieniem mózg.

– No, na zewnątrz, na ulicę albo łąkę. Stęskniłem się za widokiem nieba.

– Stęskniłeś się za niebem? Przecież ty tu nawet doby nie spędziłeś. Niebo? Znam tylko ze słyszenia. Podobno robo-bankierzy czasem wychodzą na dach i patrzą w gwiazdy, ale niektórzy twierdzą, iż to tylko plotka i piętra nie mają końca, że łączą się ze sobą, tworząc zamkniętą całość.

– To gdzie…

– Zaraz się przekonasz.

 

II. Sąd

 

Z językiem na wierzchu zatrzymałem się przed drzwiami szkoły. Nie, to nie była szkoła. Zeskoczyłem z roweru i wszedłem do ogromnej, sądowej sali. Jakiś człekokształtny blaszak popchnął mnie w kierunku ławy oskarżonych. Sędzia, czyli mózg podłączony kablami do gumowego tułowia o dziwnie chudych górnych i dolnych kończynach spojrzał na mnie złowrogo.

– Co masz do powiedzenia we własnej obronie? – zapytał.

– Nic. Nawet nie wiem, o co zostałem oskarżony. Nawet nie wiem, jak się nazywam.

– Twoje nazwisko nie ma znaczenia. Płytka z pamięcią stopniowo uwalnia informacje, więc tak czy inaczej, dowiesz się, kim jesteś. Na chwilę obecną istotne jest to, że przyczyniłeś się do upadku ludzkości.

– Upadku ludzkości? – wydukałem, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Zacząłem się bać, chyba jeszcze bardziej niż po obudzeniu w pokoju bez drzwi.

– Dzięki tobie, a raczej przez ciebie, nie ma już ludzi. Istnieją jedynie pseudoludzkie formy, czyli mózgi w metalowych czaszkach, czasem jakieś boty z biologiczną pikawą, zwaną sercem, lub żeńskie androidy z przeszczepioną, ludzką skórą. Przez ciebie mam metalowego penisa, moja żona silikonową pochwę, a sperma przypomina jakieś cholerne paliwo. Przez ciebie rodzą się metalowe dzieci. – Sędzia wstał i zaczął wymachiwać w moim kierunku drucianym palcem. – Ale, co to ciebie obchodzi, ty i tak nie chciałeś mieć potomstwa, więc nie musiałeś zastanawiać się nad przyszłością. Mogłeś bezrefleksyjnie realizować naukowe pasje, chore ambicje, dążenia do zbudowania sztucznego człowieka, sztucznej inteligencji. I? Teraz masz, na co zasłużyłeś. Komputery podbiły świat. Maszyny zastąpiły ludzi. Ba, nasza Ziemia to już nie… to już nie Ziemia, to kulista maszyneria… To nie Hitler czy Stalin byli zbrodniarzami przeciwko ludzkości tylko ty! Ty! Ty! Ty!

Spuściłem wzrok. W milczeniu gapiłem się na błyszczące czuby butów.

 

***

Dwa zbliżone wyglądem do ludzi osobniki zakuły mnie w kajdanki. Szliśmy korytarzem, tym razem pomalowanym na zielono. Minęliśmy pierwsze pancerne drzwi. Z trudem odczytałem widniejący na nich napis:

 

J-O-S-E-P-H

E-N-G-E-L-B-E-R-G-E-R

 

Kolejne…

Leonardo da Vinci? Czy to jakieś żarty, czy może to tylko pseudonimy więźniów? – zapytałem sam siebie.

Tego, co było napisane na moich drzwiach, nie zdołałem przeczytać. Strażnik otworzył je zdecydowanie za szybko. Cela niewiele się różniła od pokoju bez drzwi. Tu też nie było okien. Pomyślałem, że pewnie w całym tym molochu nie ma ani jednego okna, bo po co im okna, jeśli nie istnieje niebo? Usiadłem w kącie, opierając podbródek o kolana.

Zamknąłem oczy i zobaczyłem niekończące się ciągi liczb. Poczułem na ramieniu czyjąś dłoń. Dłoń mężczyzny.

– Proszę, to dla ciebie.

Uchyliłem powieki i ujrzałem młodzieńca o rumianych policzkach, wystrojonego w brytyjski mundur. W ręce trzymał order.

– Za co? – zapytałem.

– Za pomoc.

Wyciągnąłem dłoń po nagrodę, a ta wraz z chłopakiem rozpuściła się w powietrzu. Przed moimi oczami zawirowały skomplikowane działania… Jak oszalały rozwiązywałem równania Naviera-Stokesa, zgłębiałem hipotezę Hodge'a, potęgowałem, wyprowadzałem kilkustronicowe wzory, odwracałem macierze trójkątne dolne i górne… Matematyczne operacje przerwał nieoczekiwany łomot. Tym razem rozsunął się sufit, a na podłogę spadł mój przyjaciel z korytarza – chodzący mózg.

Jęczał, najpierw przed czymś uciekał, potem skulił się w przeciwległym do mojego kącie i tak dziwnie objął się wszystkimi sześcioma kończynami.

– Co ci się stało? – zapytałem, jednocześnie uświadamiając sobie, że tak naprawdę mało mnie obchodzi, dlaczego cudaczny stwór zachowuje się tak, jakby ktoś chciał go za chwilę żywcem pożreć.

 

***

 

– Ja… Okropne wizje… Pochłaniająca mnie czarna dziura. Przerażająca pustka. Nawet nie wiem, jak to opisać. Cięte na drobne kawałki ciała, morze krwi… – Mózg nie mówił, tylko wypluwał słowa niczym zepsuty karabin ślepe naboje.

– Ty w ogóle widziałeś kiedykolwiek morze? – przerwałem jego rozpaczanie.

– Nie, tak, nie wiem. Coś bardzo ostrego wbija mi się w płat czołowy. Aułu… auł… Nie mogę tego dłużej znieść. Proszę, błagam, pomóż mi.

Podszedłem do mózgu i zacząłem go głaskać. Bardzo delikatnie, wszak to nietypowe dotykać odsłoniętej kory. Te wszystkie zakręty i szczeliny.

Pająk uspokoił się, rozluźnił odnóża i wycharczał:

– Wiesz, ja nawet nie jestem ludzkim mózgiem, ba nawet nie zwierzęcym. Ja… jestem organoidem.

– Czym?

– Organoidem. I oni w kółko coś na mnie testują. Jakieś wirusy, reakcje na nieoczekiwane bodźce, wszczepiają mi cudze wspomnienia i cudze sny. A ja… potem te okropne wizje… Słowo „koszmar” nie jest wystarczające, by to opisać. – Stwór podrapał się po płacie skroniowym, po czym zapiszczał niczym mysz, której ktoś przez nieuwagę nadepnął na ogon.

– Dlaczego nie popełnisz samobójstwa?

– Samobójstwo? Samobójstwo? Samobójstwo to tchórzostwo! A ty? Czy ty jesteś tchórzem?

Milczałem. Czy ja byłem tchórzem? Czy… Przez chwilę wydawało mi się, że poczułem tę paraliżującą, obrzydliwą, cuchnącą nicością pustkę, o której mówił mózg, czy tam… Coś na „o”. Zapomniałem.

 

III. Nie wiem

 

Mózg-pająk wspiął się na sufit i zniknął w ciemnej szczelinie. Zostałem sam ze swoim lękiem. W głowie kołatały myśli, nie byłem pewien, czy moje, czy cudze, może przez pomyłkę albo celowo wszczepione w szare komórki w ramach testowania nowego programu. Czy ludzkość powinna się zatrzymać? A jeśli już to kiedy? Chyba nie na etapie ognia bądź koła? Telefonu? Penicyliny? Radia? Samochodu? Komputera? Robota? Orga… organoidu?

Po co żyjemy? By się rozmnażać i za wszelką cenę zapewniać ciągłość gatunku? By zgłębiać wiedzę, ujarzmiać naturę, pokonywać ograniczenia czasu i przestrzeni? Czy… Nie znałem odpowiedzi.

Rozejrzałem się wokół. Białe ściany. Brak okien. Brak nieba. Dotknąłem swojej dziwnej skóry, a potem potylicy. Nacisnąłem, ale nic nie wyskoczyło. Spojrzałem na drzwi.

I… Zaczęły się powoli otwierać, tak jakbym samym patrzeniem ciągnął za nieistniejącą klamkę. Do środka weszło dwóch mężczyzn. Nie, raczej wjechało, bo zamiast nóg mieli kółka na sprężynach. Nic nie mówiąc, ściągnęli ze mnie kombinezon, ułożyli na wznak na podłodze.

Jeden z nich wbił mi w brzuch ogromną strzykawkę. Nie, nie czułem bólu. Nie czułem bólu fizycznego, ale psychicznie… Coś we mnie pękało, ciągnęło w głąb świecącego tunelu, by po chwili z całej siły wypluć na błyszczącą, granatową powierzchnię. Granatową, nie, czerwoną, nie, żółtą, nie… Kolory zmieniały się tak szybko, że nie byłem w stanie ich wszystkich rejestrować. Jedyne, co pragnąłem, to to, żeby mój umysł wreszcie się zatrzymał, żebym przestał istnieć. Na zawsze.

 

***

 

– Kochanie? Kochanie? Obudź się. Proszę.

– Przecież ja nie śpię! – wrzasnąłem, po czym otworzyłem oczy.

Królewna Śnieżka. Mechaniczna Królewna Śnieżka, ale mimo że mechaniczna, wciąż oszałamiająco piękna. Delikatna, smukła, ciepła, dobra. Mój anioł stróż. Bóg, w którego nie wierzyłem.

Uśmiechnąłem się do niej, wyciągnąłem rękę, a ona pocałowała mnie w czoło. Był to bardzo zimny pocałunek.

Mrużąc powieki, powoli, tak jakoś dostojnie, jak na królewnę przystało, wyjęła z kieszeni jabłko i wtedy pojawiała się chmara tych metalowych muszek. Dronów. Byłem dumny, że przypomniałem sobie ich nazwę. Zacząłem się im bardzo uważanie przyglądać.

– Nie, nie, to niemożliwe – wyszeptałem sam do siebie.

Drony… To były takie miniaturowe krasnoludki… Pstryknąłem jednego palcem, tak dla żartu, a ten głośno bzyknął i wleciał mi w oko. A raczej… On się w nie wwiercił. Po mojej twarzy ciekł żółty, gęsty płyn, kapał na podłogę. Kap, kap, kap. Tworzył kałużę, która po paru sekundach dosięgnęła błękitnych trzewików Śnieżki.

– Co ty zrobiłeś? – krzyknęła Królewna, po czym wybiegła z celi.

 

***

 

Czy ja umierałem, czy rodziłem się na nowo? Czy umieranie to proces, który kiedykolwiek się kończy? Znowu byłem w białym pokoju bez drzwi i bez okien. Nagi, bezbronny, sztuczny… Z czarną skrzyneczką zamiast mózgu. I ciągle nie wiedziałem, jak mam na imię. Może ja nie miałem imienia? Może jeszcze nie zostało wymyślone? Może muszę je sam sobie nadać? Tylko po co? Sędzia powiedział, że nieważne jest to, jak się nazywam, a jedynie, co zrobiłem.

Cały świat zamieniony w wielką maszynerię i kontrolujące go roboty. Zawsze miałem rację, maszyny potrafią myśleć. Ja… Ja… Ja przecież myślałem. Skuliłem się w pozycji embriona, przyciskając kolana mocno do brody. Ludzie umierają, a maszyny są nieśmiertelne.

– Ile to się równa sto milionów czterysta osiemdziesiąt tysięcy dwieście siedemdziesiąt dwa razy cztery miliony dwieście tysięcy sto czterdzieści osiem? Odpowiedz. – Głos z lampy.

– Cztery tysiące dwieście dwadzieścia miliardów trzydzieści dwa miliony trzynaście tysięcy czterysta osiemdziesiąt – wydukałem, po czym uklęknąłem i zacząłem się wydzierać: – Nie, nie, nie, ja nie wiem, ile to jest. NIE WIEM!

Pip. Pip. Pip. Cisza. Głos:

– Test niezaliczony.

Koniec

Komentarze

No. No… No! Jako, że sam startuję ograniczę się do takiej formy komentarza ;) No i mam apel. Nie usuwaj tego tekstu. Pozdro:)

Nic nie zrozumiałem.

Blacktom, tekstu postaram się nie usuwać, ale nie jestem przekonana, czy łapie się do cyberpunku?

Łukasz, trochę się tego bałam, że nie wystarczająco jasno pokazałam, to co miałam zamiar przekazać :(

Nie wiem, może to ja mało domyślny jestem. ;). 

Mając w pamięci poprzednie edycje – tamte propozycje, to spokojna głowa :)

Tekst chyba wymaga zbyt dużo wiedzy pozatekstowej… Hmm… Waham się, czy go nie cofnąć do poczekalni i nie przerobić. Jeszcze nad tym pomyślę :)

 

Dzięki Blacktom :)

Mając w pamięci poprzednie edycje – tamte propozycje

Tak, czytałem. Było tam parę propozycji… no cóż, wtf? 

 

Nie wycofuj tekstu po jednym komentarzu. Może inni są bardziej kumaci, zobaczymy ;).

Ł K odpowiadałem Kati :p

Oki, to jeszcze poczekam :)

Jeszcze jedno. Gary dopuszcza modyfikacje tekstu nim go ostatecznie rozpatrzy więc zmieniaj go edycją wrzucajac info w przedmowie, która to wersja. Powodzenia.

Dzięki i wzajemnie :)

– Nie wiem – wymamrotałem, po czym poczułem silne mdłości, ale nie

zwymiotowałem. – Gdzie ja jestem?

 

Zbędny enter Ci się tu wkradł.

 

Ja nawet do jasnej cholery nie wiedziałem, kim byłem, jak miałem na imię, czy… – wydaje mi się, że przekleństwo jest wtrąceniem, które powinno być oddzielone przecinkami (jeśli się mylę, niech mnie ktoś poprawi).

 

Ja też znalazłem się na rowerze i jechałem, nie(+,) ja nie jechałem, ja frunąłem szybciej od tych podejrzanych dronów. – chyba zabrakło przecinka.

 

Khm, ten tekst jest dla mnie zbyt absurdalny, bym mogła pojąć, o co w nim chodzi. Ale nie sugeruj się, Katiu, moim zdaniem na ten temat, bo to tylko moje uczulenie na absurd, a nie wina tekstu. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca, dzięki za wyłapanie błędów… I tak szczerze pisząc miała to być biografia :) A jak nikt nie zrozumie, to będzie to ewidentna wina autora :(

Mam nadzieję, że biografia przedstawiona za pomocą jakiejś kosmicznej metafory, której znaczenia nie łapię, a nie dosłowna ;) 

Jeśli to Cię pocieszy, to mimo braku zrozumienia tekst mnie wciągnął i z pewną dozą zaciekawienia wypatrywałam co dalej i jak się to skończy. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca, to miała być biografia przedstawiona za pomocą wycinków z życia brytyjskiego matematyka… Ale tak sobie myślę, że chyba zdecydowanie to wszystko przekombinowałam… Cóż czasem tak bywa :) Jak Gary uzna, że tekst jest za mało cyberpunkowy to go wycofam i może w przyszłości przerobię…

Ok, matematycy są mi obcy, tym bardziej więc mogłam nie załapać (aczkolwiek pałętające się po tekście wzory, prawa i inne matematyczne drobiazgi podsunęły mi myśl, że nie bez przyczyny się tam znalazły). 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Zastanawiam się, czy nie podać w ostatnim rozdziale przynajmniej imienia… Jeszcze nad tym pomyślę :)

Miłego wieczoru :)

Hmmm. Ciekawe. Napsiałbym, że to taki pracyberpunk w stylu Ellisona, z kafkowską nutą.

Czyżby protagonistą był Turing?

Jak Gary uzna, że tekst jest za mało cyberpunkowy to go wycofam i może w przyszłości przerobię…

Nie uznam, nie krępuj się jednak przed przerabianiem, jeśli uznasz je za stosowne (tylko nie wycofuj, proszę, od wycofywania tekstów dostaję szału).

 

Dłuższymi przemyśleniami i niesamowicie nieobiektywnymi opiniami podzielę się po zakończeniu konkursu. Tymczasem dziękuję za odwagę cywilną i publikację pierwszego tekstu konkursowego!

na emeryturze

Tak, taki Turing w moim wydaniu… :) Oki, nie wycofuję. Chociaż moja odwaga zwykle owocuje nienajlepszymi tworami, ale co tam…

Dziękuje za przeczytanie.

Dobrze naprowadzałaś na Turinga w tekście: testy, rozmowy o samobójstwie i niechęci protagonisty do posiadania dzieci, sam fakt uwięzienia. Nie powiem, żebym wyłapał wszystkie motywy i, zapewne, odniesienia, ale też biografię Turinga znam w stopniu raczej marnym.

Wydaje mi się, że kto ma szanse się zorientować, się zorientuje, a kto szans nie ma, bo to zupełnie nie jego bajka, szans i tak mieć nie będzie, jak bardzo łopatologicznie byś tego nie wyjaśniła.

na emeryturze

Pewnie tak… Napisalam taki tekst dla siebie, ale i tak sie ciesze, ze nie zostal zdyskfalikowany :) Milego wieczoru :)

O, pierwszy tekst Katii, który mi się średnio spodobał. Nawiązania spoko, ale reszta… jakoś nie trafiła. 

I standard ;):

– “podłodze pojawiała się” – “pojawiła się” chyba?;

– “wjechało, bo zamiast nóg mieli sprężyny na kółkach” – skoro wjechało, to raczej kółka na sprężynach, a nie odwrotnie?

 

Warsztat coraz lepszy. I, czego zadraszczam, walisz Katiu opowiadaniami jak MG-42 albo (nie przymierzając) Dick. Ja tak często na pomysły nie wpadam, jak Ty wypuszczasz nowe opowiadania :).

 

EDIT: I tak muzycznie mi się to opko skojarzyło. Sąd z Floydami, tytuł z kawałkiem Sacred Reich, a ogólny wydźwięk – z Joy Division.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu ten tekst sie chyba nikomu nie spodoba :) Dzieki za bledy, poprawie jak bede przy komputerze. A z tymi pomyslami… To lepiej jeden dobry niz dziesiec takich sobie, a u mnie to roznie bywa. I tak zaczelam sie ograniczac z dodawaniem tekstow na strone… Pozdrawiam serdecznie i milego weekendu :)

Fabuły nie zrozumiałem, a dokładniej jej sensu. Co prawda, podczas czytania, nasunęło mi się na myśl kilka hipotez – coś w stylu: ludzie przez naukę wyewoluowali i bezpowrotnie utracili część swojego naturalnego człowieczeństwa. Za tą “zbrodnię” oczywiście obwiniają naukowców i wynalazców odpowiedzialnych za rozwój technologiczny.

To pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy, a na inne nie chciało mi się silić – wiem, jestem leń :)

 

Jeśli chodzi o styl i umiejętność tworzenia klimatu to, Katiu, dalej utrzymujesz bardzo wysoki poziom. Chociaż nie wiedziałem dokładnie, co czytam, to i tak czytałem z zaciekawieniem :)

Kiedyś dostanę Nobla.

Borowiku, fabułę zrozumiałeś dokładnie tak jak chciałam :) Ale tak szczerze pisząc to myślę, że porwałam się z motyką na słońce i cyberpunk to raczej gatunek nie dla mnie :)

Tak czy inaczej dziękuję bardzo za przeczytanie i komentarz. Pozdrawiam serdecznie.

Ale tak szczerze pisząc to myślę, że porwałam się z motyką na słońce i cyberpunk to raczej gatunek nie dla mnie :)

Gatunek dla Ciebie, czy nie, to nie mnie osądzać, ale generalizując mogę powiedzieć, że jeśli się czegoś nie spróbuje, to z samego gdybania nigdy się pewnych rzeczy człowiek nie dowie np. o sobie i swoich możliwościach (powiedziała ta, która więcej gdyba niż robi – ale przynajmniej mam tego świadomość ;)).

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca, w pełni się z Tobą zgadzam i od próbowania nikt mi chyba głowy nie urwie ;)

 

Miłej nocy :)

To nie Hitler czy Stalin był zbrodniarzem przeciwko ludzkości tylko ty!

Możesz się zdziwić, ale Czerwony Mao zabił więcej ludzi niż ci panowie razem wzięci, ale że stało się to daleko na wschodzie, to cywilizację łacińskiej niewiele to obchodzi. Generalnie… pojawia się trend w kulturze, w którym obaj panowie wracają do łask (wobec Stalina mówi się nawet, że "źle Marksa zrozumiał" – a ostatnio nawet nowy pomnik Karola w Niemczech postawili…). Tak czy inaczej – to co my w danym wieku uważamy za coś paskudnego, bardzo szybko może zostać wskrzeszone albo przekabacone. Ale to tylko dygresja. ;)

 

Bardzo mało w tekście wyjaśniasz, operujesz na pewnym wysokim poziomie abstrakcji, który miejscami smakował mi wręcz oniryzmem albo majakami wariata (mózg-pająk na czteropedałowym rowerze). Jednak wizje te nie kierowały na żadną myśl – bo co, poza piękną (w swej koszmarności) wizją miała mi przekazać mechaniczna Śnieżka?

Przy fragmencie o antonówce zwodziłaś mnie Netwonem. Później to samo przy wspomnianej już Śnieżce. Turing był jednym z moich typów, ale mnie całkowicie zmyliłaś. ;)

 

Szkice, no hej, fajne – ale jakie znaczenie mają dla tego konkretnego utworu? Bardzo podoba mi się koncept otwarcia "drugiego frontu" na moją wyobraźnię przez pędel/ołówek… ale szkoda, że są one tylko ozdobnikami. Bo nie dodają historii – poza klimatem – niestety nic.

(Ale powyższe to akurat uznać możesz za marudzenie dla marudzenia)

 

I nie usuwaj tekstu – nie rób tego ani nam, ani sobie. Podobało mi się, miejscami nawet bardzo. Ciut jednak za dużo niedopowiedzień, czasem zbaczałaś w coś na kształt snu… i przez to fabuła jakoś się tak rozmyła. Nie potrafię jednak odmówić Tobie wyobraźni i rzeczywiście sprawnego warsztatu.

 

PS. Jak dla mnie, to możesz obrazki rozciągnąć na całą szerokość ramki tekstowej (i tekst przesunąć pod nie) – szkoda je kisić w tak małych rozmiarach . ;)

Stn, dziękuję bardzo za przeczytanie i komentarz. Jeśli chodzi o Śnieżkę, to ulubiona bajka Turinga, popełnił samobójstwo jedząc jabłko zatrute cyjankiem, a do szkoły jeździł na rowerze, cierpiał na alergię i pracował w masce przeciwgazowej… Ale jeśli się dobrze nie zna jego biografii to oczywiście niemożliwe na to wszystko wpaść.

Pozdrawiam serdecznie.

 

Muszę nadrobić biografię Turinga zatem. :D

:):):)

 

Hmm… Nie napisałam opowiadania, tylko zagadkę :) A biografia Turinga całkiem interesująca…

 

Miłego dnia :) Postaram się jeszcze dzisiaj przeczytać Twój tekst :)

Nie powiedziałbym, że to cyberpunk, ale sama wizja ma w sobie coś odjechanego :) Sądzenie wskrzeszonego umysłu za dawne “zbrodnie”, psychodeliczne opisy z dużą dozą tak charakterystycznej dla Ciebie emocjonalności. Balansuje ten tekst na granicy mojej akceptacji (wolę mocne zakorzenienie w rzeczywistości), ale o dziwo nie przekracza.

Jest to więc coś ciekawego, nie do końca zamkniętego w znane ramy, więc i nie każdemu się spodoba. Mi nawet się spodobało, choć nie jest to stu procentowa satysfakcja. Na Bibliotekę jednak mogę się dołożyć.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan – ​dzięki wielkie, wiem że ten kliczek taki troszkę może na wyrost, ale bardzo mi miło, że dostrzegłeś w tekście jakieś plusy :) Jak dla mnie to duży eksperyment, ale w sumie się cieszę, że go napisałam :)

Pozdrawiam serdecznie i miłego wieczoru :)

Należę do owej większości, która nie przepada za oniryzmem. Miałem więc narzekać, ale przeczytałem komentarze i wszystko nabrało sensu. Fakt, że do zrozumienia tekstu potrzebna jest znajomość biografii Turinga… Bo ja wiem, to wada raczej nie jest. To wszystko ma ręce i nogi, oparte jest na konkretnym pomyśle i przedstawione za pomocą odjechanych, niezwykle plastycznych wizji, więc nie mogę się czepiać.

Nie wiem, być może jest tak, że tekst powinien bronić się bez znajomości źródła, do którego się odnosi, zwłaszcza, że źródłem nie jest Biblia ani Sienkiewicz. Ale nie da się ukryć, że to dobre opowiadanie. I nieco inne od tych, które z reguły piszesz.

Jeśli to eksperyment, to eksperyment udany.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

O, dzięki Thargone :) Moim zdaniem chyba tekst powinien być zrozumiały dla większości… ale cóż tak wyszło :) Następny z infodumpem, więc chyba nie powinno być niedopowiedzeń :)

Pozdrawiam serdecznie i miłego wieczoru :) 

Zajebisty tekst. Bardzo mi się spodobał odwrócony Bazyliszek Roko, w którym karani są nie ci, którzy nie przyczynili się do rozwoju maszyn, a wręcz odwrotnie. Doceniam też klimat zabawkowych robotów i prostych cyborgów (zwłaszcza mózgów na pajęczych nogach), to wyszło punkowo. No i ta refleksja nad rozwojem ludzkości i hipotetycznym "właściwym" punktem jej zatrzymania. Zakończenie też mocne.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wicked G, takiego komentarza się pod tym tekstem nie spodziewałam :) Bardzo się cieszę, że dostrzegłeś w mojej cyberpunkowej próbie tyle plusów… :):):)

Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia :)

 

Dzięki :)

O Bazyliszku Roko można przeczytać tutaj, kiedyś wspomniałem też o nim w Hydeparku w wątku o nieśmiertelności.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Ciekawy i dobrze napisany tekst. Co prawda, przydałyby się niewielkie skróty – wyraz w zdaniu tu, wyraz tam, pewne zdania można swobodnie wyciąć – ale to kwestia dopracowania warsztatowego.

Ciekawy klimat, a ilustracje, jak zwykle, robią wrażenie…

Biblioteczna opowieść., więc kllknąłem,

Pozdrówka.

Wicekd G – ​przeczytam :)

 

Dzięki Roger, i dobra uwaga z tymi tu, tam i to… Muszę nad tym popracować i oczywiście dziękuję za klika :)

 

Życzę miłego weekendu :)

I. Kim jestem?

 

Leżałem na zimnej podłodze nagi, skulony, a przede wszystkim mocno wystraszony. Do moich uszu dobiegał głos z umieszczonej w suficie lampy, a raczej urządzenia, którego jedną z funkcji było oświetlanie białego pokoju bez drzwi i bez okien:

– Ile to się równa sto milionów czterysta osiemdziesiąt tysięcy dwieście siedemdziesiąt dwa razy cztery miliony dwieście tysięcy sto czterdzieści osiem? Odpowiedz.

Powoli podniosłem głowę, miałem wrażenie, że moje kręgi szyjne wydały skrzypiący dźwięk, ale może było to tylko wrażenie.

– Odpowiedz.

– Nie wiem – wymamrotałem, po czym poczułem silne mdłości, ale nie zwymiotowałem. – Gdzie ja jestem?

Nie miałem pojęcia, gdzie się znajdowałem. Ja nawet, do jasnej cholery, nie wiedziałem, kim byłem, jak miałem na imię, czy…

Spojrzałem między nogi. Przynajmniej znałem swoją płeć.

 

Wyciąłem trzy, a może cztery wyrazy. W ten sposób można ograniczyć tekst o jedną stronę, a na pewno o pół. Wprowadziłem nowy akapit, bo czynność patrzenia między nogi jest czynnością następną.

Pozdrówka.

Dzięki Roger, wprowadziłam sugerowane przez Ciebie poprawki i odchudziłam resztę tekstu, głównie usuwając słowa na “​T”​, bo rzeczywiście się nadmiernie rozpanoszyły :)

Wicked G – wielkie dzięki za klika i nominację :)

 

Znalezione obrazy dla zapytania roko's basilisk

Niestety, bez komentarzy nie odgadłbym, że chodzi o Turinga. Oczywiście jego test i cel tego testu znam. W tym świetle opowiadanie nabiera większego sensu i wymowy. Dostrzegam również, o co chodziło w tytule. 

Nie jest to cyberpunk. Jak słusznie zauważył Gary, to raczej postcyberpunk. Przedostatnie stadium ewolucji człowieka w maszynę. Nie ma cyborgizacji, implantów, VR, SI, hakerów, chipów, wszczepów, półświatka, ulicy, komputerów itd..

Jest za to oniryczno-makabryczny świat bez ludzi w znanej nam postaci. Bardzo to wszystko karykaturalne i ocierające się o absurd. Jest w tym coś z “Brazil”​, ale i z wspomnianego Ellisona. Jest nawet coś z Gene Wolfe’​a. Postludzie, maszynowe byty, wynaturzone kreacje dziwnej wyobraźni. To wszystko ma chory i przerażający klimat. Wrzucenie w to wszystko Turinga (jakim cudem został ożywiony by ponieść karę?), jako współwinnego (głównego winnego) tego odczłowieczenia “postludzkości” jest niezwykle ciekawym zabiegiem.

Do tego bardzo wymowne i mocne zakończenie. Gdy bohater zdaje test, potwierdzając swoją “maszynowość”​ traci jednocześnie swoje człowieczeństwo. Chociaż przecież bardzo ludzkie jest to jego zaprzeczenie chwilę później.

Podczas lektury towarzyszyło mi lekkie uczucie irytacji. Jakieś zbyt oniryczne to wszystko było. Odrealnione. Ale jednak tekst sporo zyskuje, gdy uświadamiamy sobie, że to naprawdę, że tak wygląda przedstawiona rzeczywistość, chora i niepojęta przyszłość.

Napisane sprawnie, mocne wyobraźnią i wizją, opisami, językowo czasem jednak zazgrzytało. Zaimponowało na pewno końcówką. Poważnymi pytaniami, które przemknęły po drodze. I nie zabrzmiały naiwnie i patetycznie tylko bardzo na miejscu i w ścisłym związku z fabułą i przesłaniem. 

Jeśli już masz wywalać flaki i rozbebeszać jakieś obrzydliwości, Katiu, to właśnie w taki sposób i w takiej tematyce. To jest FANTASTYKA właśnie. Klikam.

Ps. Fajne ilustracje.

 

Edit. Bohater nie zaliczył testu. Tak bardzo pasowało mi to, że zaliczył, że źle odczytałem ostatni wers. Cóż, w takim razie to znaczy, że autorce chodziło o to, że bohater wciąż pozostaje człowiekiem. Będzie cierpiał dalej za swoje “winy”.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Mr. Maras – ​dziękuję bardzo za klika i rozbudowany komentarz. Bardzo się cieszę , że dostrzegłeś w tekście tyle plusów, może jeszcze spróbuję go dopracować językowo. Jeśli chodzi o test, to główny bohater odpowiadając na pytanie, nie zdał, czyli udowodnił, że nie jest człowiekiem tylko maszyną. Chociaż z drugiej strony gdyby zaliczył, to nie wiadomo, czy byłby człowiekiem czy robotem… trochę to wszystko zaplątane.

Tak, po przemyśleniu trochę zmieniłam tematykę i sama jestem teraz bardziej ze swoich tworów zadowolona :)

Pozdrawiam serdecznie.

No właśnie. Nie zdał czyli jest maszyną. Ale w takim razie jak mógłby być Turingiem? (moje pytanie jak został ożywiony okazuje się niestosowne). Jest maszyną nie człowiekiem. Czyli dlaczego poddawany jest takim karom? Ma być jakimś uosobieniem Turinga? Czy ja po prostu niczego nie zrozumiałem? A może ma być kimś innym, po prostu poddawanym testowi Turinga. Zwykła maszyną, wierzącą, że jest człowiekiem. Zamieszałem się.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Miał być tworem stworzonym w laboratorium na podstawie DNA Turinga, na przykład wydobytego z kości… Byłby wtedy w sumie czymś pośrednim. To odtworzenie go jako maszyny miało być karą… Ale nie wiem, czy za bardzo tego wszystkiego nie pokomplikowałam :(

Hmmm. Jak napisałaś w którymś komentarzu – to nie tekst, tylko zagadka.

Podrzucasz dane, pokazujesz scenki, ale zabrakło mi tu fabuły.

Jabłko kojarzy mi się raczej z Newtonem, jednak matematyka nie pasuje. Odwracanie macierzy chyba narodziło się później.

Pomyślało mi się o Turingu, ale to była jedna z hipotez. W sumie nieźle pasująca – test się zgadza i nazwisko dość znane, mocno kojarzone z maszynami. Szczegółów z jego biografii nie znam. Tylko że gej i zaszczuty…

O ile mi wiadomo, na podstawie DNA nie można odtworzyć świadomości. Równie dobrze mogłabyś próbować wskrzesić czyjś umysł na podstawie komórek jednojajowego bliźniaka. Geny te same, ale to za mało.

Babska logika rządzi!

Teraz rozumiem. Cóż, nie znałem biografii Turinga.

Finkla, dziękuję bardzo za komentarz. Jabłko dlatego, że Turing popełnił samobójstwo, zjadając jabłko zatrute cyjankiem… O to wskrzeszanie świadomości to oczywiście jedynie fantastyka… 

Tak czy inaczej rozumiem, że tekst mógł się nie spodobać. Może następnym razem będzie lepiej :)

 

Łukasz – to niestety mój błąd, nie powinnam opierać opowiadania na mało znanej biografii… :)

O jabłku już wyczytałam w komentarzach. Ale nie w opowiadaniu. ;-/

Babska logika rządzi!

Wiem… Takie to wyszło mało czytelne… Cóż, już teraz nie będę zmieniać, bo chyba tak naprawdę musiałabym ten tekst napisać od nowa. Postaram się nie popełnić tego błędu przy kolejnych opowiadaniach :)

Miłego dnia :)

@Finkla

Odwracanie macierzy chyba narodziło się później.

Niekoniecznie. Chińczycy znali metodę zbliżoną do metody eliminacji Gaussa (mogącej posłużyć do wyznaczenia macierzy odwrotnej) już ok. 200 lat przed Chrystusem (https://www.math.utah.edu/~gustafso/s2016/2270/web-projects/christensen-HistoryLinearAlgebra.pdf “Around 200 BC, the Chinese published that “Nine Chapters of the Mathematical Art,” they displayed the ability to solve a 3X3 system of equations (Perotti).”)

(http://www-groups.dcs.st-and.ac.uk/history/HistTopics/Nine_chapters.html ”However the method given is basically that of solving the system using the augmented matrix of coefficients. The problems involve up to six equations in six unknowns and the only difference with the modern method is that the coefficients are placed in columns rather than rows. The matrix is then reduced to triangular form, using elementary column operations as is done today in the method of Gaussian elimination, and the answer interpreted for the original problem. Negative numbers are used in the matrix and the chapter includes rules to compute with them.”)

 

Istnieje metoda odwracania macierzy oparta na modelu Newtona: https://en.wikipedia.org/wiki/Invertible_matrix#Newton's_method

 

Jeszcze fragment tego artykułu:

 https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0315086010000376 

“Newton, in notes that he would rather not have seen published, described a process for solving simultaneous equations that later authors applied specifically to linear equations. This method – which Euler did not recommend, which Legendre called “ordinary,” and which Gauss called “common” – is now named after Gauss: “Gaussian” elimination. “

 

Newton chował wiele prac przed szerszym gronem odbiorców, więc sądzę, że na potrzeby fikcji literackiej można by uznać, że być może w którejś z zaginionych notatek odwracał macierze ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

No to odszczekuję. Hau, hau!

Ale to i tak nie o Izaaka chodziło. :-)

Babska logika rządzi!

 

Znalezione obrazy dla zapytania turing with apple

 

Trudno, nie każdemu ten tekst się podoba, ale ja pisząc go dużo się dowiedziałam o Turingu i trochę o macierzach… :)

@Finkla

Ano tak, teraz zauważyłem, że przecież chodziło o Turinga. Sam nie wychwyciłem podczas lektury, że jest on bohaterem tekstu, ale też słabo znam jego biografię. W głowie jako bohatera miałem jakiegoś nienazwanego profesora, zagubionego po odtworzeniu świadomości…

Zaś co do samego odtworzenia – ten motyw pojawia się m.in. w Hyperionie, gdzie mamy postać, będącą klonem Johna Keatsa (angielskiego poety z okresu romantyzmu) z wszczepionymi wspomnieniami i osobowością skonstruowaną na podstawie danych ekstrapolowanych przez AI. W hydeparku ostatnio nawet pojawił się wątek z dyskusją o takowym “wskrzeszaniu” ludzi. Kwestią problematyczną pozostaje natomiast ciągłość świadomości i paradoks “Statku Tezeusza”. Moje pierwsze opko, które tutaj wrzucałem, i które z tego co pamiętam czytałaś, traktowało właśnie o tym ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

To pierwszy Twój tekst, Katio, który mi się nie podobał. Kiedyś musi być ten pierwszy raz. :)

Owszem, miałaś całkiem sporo psychodelicznych, absurdalnych utworów, ale tamte miały jakiś magiczny klimat, coś je łączyło, może szaleństwo. :) A tu widzę matematykę i mnożenie. Jakoś nie tym razem. Ale jak wiesz, wiernie Ci kibicuję. :)

Wicked, można odtwarzać świadomość zmarłych ludzi. W fantastyce. Ale nie przeginajmy, że DNA wystarczy. To mogło ujść w czasach “Diuny”.

Babska logika rządzi!

To się zgadza, samo skopiowanie kodu genetycznego da niewiele, świadomość jest też tworzona przed doświadczenia, które spotykają człowieka.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Darcon, to taki trochę eksperyment, liczyłam się z tym, że może się nie spodobać… Kolejny tekst trochę bardziej zbliżony do moim poprzednich opowiadań, chociaż też odrobinę eksperymentalny, więc zobaczymy z jakim się spotka odbiorem… :)

Pozdrawiam serdecznie.

Abstrahując od zależności kodu genetycznego od świadomości (rzeczywiście bliźniaki jednojajowe to bardzo dobry przykład, że tak to do końca łatwo nie działa :P ), opko wciągnęło mnie, przeczytałam szybko i z przyjemnością, chociaż nie wszystko zrozumiałam za pierwszym razem:) Analogii do Turinga bym się sama nie domyśliła, ale pomysł bardzo ciekawy.

Przyznam szczerze, że czytając o chodzących mózgach, od razu skojarzyły mi się z (UWAGA, SPOILER ALERT) ostatnim odcinkiem Westworld :D

 

Pozdrawiam i do zobaczenia w innych Twoich tekstach :)

Arya – ​bardzo dziękuję za wizytę i cieszę, że pomysł się spodobał. Z tą świadomością… Przyznaję, ze to trochę ściągnięte z “Obcego”​, tam wskrzesili Ripley, a ja wskrzesiłam Turinga :)

Pozdrawiam serdecznie.

Niesamowicie konstruktywną krytykę zacznę od tego, że nie jestem szczególnie wielkim fanem oniryzmu, ale za to uwielbiam literackie zagadki, łamigłówki i rebusy, więc liczę na to, że moje uprzedzenia i preferencje się wzajemnie zniosły i uda mi się sklecić komentarz z w miarę neutralnej pozycji.

Fabuła jest w porządku. Konsekwentnie poprowadzona, przejrzyście nawiązująca do biografii Turinga, sensownie przedstawiająca zagubienie protagonisty, ale obarczona zbyt dużą dozą niedomówień. Pisząc o niedomówieniach nie mam na myśli symbolicznego ukazania epizodów z życia matematyka, ale palące, dotyczące głównych założeń fabularnych “Po co i dlaczego?”.

Jeżeli komputery podbiły świat, jak twierdzi sędzia, to dlaczego miałyby karać zmartwychwstałą wersję Turinga? Jaki sens ma to całe testowanie? Brak wyjaśnień jest złagodzony przez udany, absurdalno-abstrakcyjny klimat utworu, ale mimo wszystko nie mogłem się pozbyć wrażenia, że mam do czynienia z malowniczo wypaczonym koncentratem biografii, a nie ze spójną, kompletną historią.

Do samego sposobu kreowania opowieści mam tylko jeden zarzut: odrobinę zbyt mocno skłaniasz się w stronę dramatyzmu, jak na mój gust, przez co miejscami przechodzi on w komizm, tak w warstwie fabularnej, jak i językowej. Dwa przykłady: niezbyt uzasadnione walenie z całej siły głową w ścianę i “Biały. Kolor śmierci.”.

Językowo jest bardzo dobrze. Zawiesiłem się co prawda trzykrotnie: na szczelinie szerokości dwóch normalnie zbudowanych mężczyzn ( dlaczego nie w metrach?), na migoczących guzikach ( takich odzieżowych?) i zmartwychwstawaniu niczym Ripley ( nawiązanie do Obcego pasuje jak gumofilce do sukni balowej), ale trudno nazwać te sprawy poważnymi mankamentami.

Podsumowując, sprawnie sklecona oniryczna impresja na temat życia jednego z twórców informatyki, doprawiona garścią tradycyjnych przemyśleń dotyczących rozwoju ludzkich technologii. Podoba mi się temat, podoba mi się styl, choć sama historia mogłaby być lepsza.

na emeryturze

Gary – bardzo dziękuję za komentarz i ostatniego klika :)

 

Jeśli chodzi o oniryzm, w sumie chyba wyszedł przypadkowo – sugeruje to brak kontroli nad tym, co piszę… I z tego też po części wynika drugi problem “Po co i dlaczego?”, który dotyczy niestety większości moich tekstów. Hmm… Muszę zacząć pisać mniej chaotycznie.

Zgadzam się też oczywiście z uwagami językowymi i z nadmiernym dramatyzmem. Z tym dramatyzmem mam zamiar w przyszłości trochę powalczyć :), bo rzeczywiście momentami opowiadanie, które miało brzmieć poważnie, śmieszy :)

 

Tak czy inaczej bardzo się cieszę, że mogłam wziąć udział w konkursie. Samo napisanie opowiadania sprawiło mi dużo radości :)

 

Pozdrawiam serdecznie.

Dobrze się czytało :)

Przynoszę radość :)

Dzieki Anet :)

Osobliwe napisałaś opowiadanie, Katio, zważywszy na to, do czego mnie przyzwyczaiłaś. A rzeczona osobliwość przejawia się tym, że choć nie rozumiałam o czym czytam, czytałam z niejakim zainteresowaniem. ;)

 

Mózgpająk. –> Mózg-pająk.

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy.

 

To nie Hi­tler czy Sta­lin był zbrod­nia­rzem prze­ciw­ko ludz­ko­ści… –> To nie Hi­tler czy Sta­lin byli zbrod­nia­rzem prze­ciw­ko ludz­ko­ści

 

Szli­śmy ko­ry­ta­rzem, tym razem uma­lo­wa­nym na zie­lo­no. –> Szli­śmy ko­ry­ta­rzem, tym razem poma­lo­wa­nym na zie­lo­no.

 

prze­rwa­łem jego roz­pa­cza­nia. –> …prze­rwa­łem jego roz­pa­cza­nie.

Rozpacz/ rozpaczanie nie ma liczby mnogiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg – bardzo dziękuję za wyłapanie błędów. Wszystkie poprawione :) A opowiadanie… rzeczywiście odbiegające od reszty moich tekstów. W sumie rozpoczynjące fazę eksperymentów :)

Miłego dnia :)

Katio, ponieważ w sprawie eksperymentów stanowiska stron zostały uzgodnione, pozostaję z nadzieją na odkrycie Twoich nowych, jeszcze utajonych, możliwości twórczych. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ach, Reg, tak sobie, że w moim życiu i tak już tej twórczości za dużo… ;)

Przybywam z komentarzem (sto lat po fakcie, ale jednak).

Gdyby nie komentarze raczej nie domyśliłabym się o co chodzi, jednak obrazowość tekstu wiele mi wynagrodziła. Tajemniczość i swego rodzaju lęk towarzyszyły mi od pierwszego akapitu. A ilustracje dopełniły ogólnemu uczuciu grozy. Na pewno umiesz wzbudzać emocje w czytelnikach :)

Pozdrawiam :)

Rossa, dziękuję… Nie będę ukrywać, że ostatnio lecę w dół…i z pisaniem i rysowaniem. Więc Twój komentarz mocno mnie cieszy :) Pozdrawiam serdecznie. I miłego wieczoru :)

Nowa Fantastyka