- Opowiadanie: mr.maras - Druga śmierć Kewella

Druga śmierć Kewella

Czas na moją legendę. Podziękowania dla Finkli i Cienia Burzy za betę. Wszelkie babole to moja sprawka i wina. Z kilku sugestii nie skorzystałem. 

Były jak zwykle cięcia i mam nadzieję, że nie pozostały po nich jakieś większe rany i zadraśnięcia.   Wszelkie uwagi i komentarze mile widziane. Miłej (mam nadzieję) lektury.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Druga śmierć Kewella

Be­stie skro­ba­ły pa­zu­ra­mi, sta­ra­jąc się po­więk­szyć szcze­li­nę przy fra­mu­dze i coraz za­pal­czy­wiej na­pie­ra­ły na drzwi. Dziew­czę­ta usa­do­wi­ły się w naj­dal­szym kącie sali i pró­bo­wa­ły nie zwra­cać uwagi na ha­ła­sy do­bie­ga­ją­ce z ko­ry­ta­rza. Bez­sku­tecz­nie.

– Boli? – za­py­ta­ła z tro­ską Eda­ine.

– Tylko tro­chę. – Tara syk­nę­ła, od­kle­ja­jąc sukno le­pią­ce się do cię­cia na ra­mie­niu.

[…]

 

TEKST SZUKA DRUGIEGO ŻYCIA

 

Koniec

Komentarze

To ja odganiam klątwę, o której wspomniałem na shoutboxie, zanim ktoś napisze w pierwszym komentarzu, że do dupy.

Po przeczytaniu spalić monitor.

O, znalazłem The Cube w średniowiecznym opakowaniu, jak miło.Tekst interesujący, dobrze napisany, czyta się szybko i łatwo, trzyma poziom i pion ;), ale jedno zmień, proszę. Mężczyzna z cięciem przez pierś i bok naprawdę ma inne zmartwienia niż myśli o seksie. Taka rana zwyczajnie boli jak cholera:D. Już nie mówiąc o masywnym krwawieniu, rozłażeniu się niezszytych brzegów, stanie zapalnym, wstrząsie pourazowym etc. Dziewczyna też powinna o tym wiedzieć, filutka jedna;).

I jeszcze jedno, żebym nie zapomniał: Czy Ty zdajesz sobie sprawę, ILE waży nawet niedużu kuferek pełen złotych monet? Dajmy na to, znacznie mniejszy od Twojego z opowiadania, ot drobniutkie 40x50x70 cm? Prawie TRZYSTA KILOGRAMÓW! Tego nawet kulturysta nie podniesie i nie przechyli.To klasyczny błąd, pojawiający się zwłaszcza w popularnym kinie. Kiedyś był taki film, bodajże któraś szklana pułapka, w którym do ciężarówek wkładali złoczyńcy po 500 TON złota(do każdej;). Bardzom się wtedy uśmiał. Wiesz jaką objętość ma jedynie kilogram złota? 52 cm sześcienne. Dwa pudełka zapałek z tych malutkich, albo jedno klasyczne.Filmowe "rzucanie służbie trzosów złota" nagrodę też jest przezabawne. Trzos, nawet malutki(jak wiesz lasycznym na nie materiałem była e średniowieczu wyprawiona miszna zwierzyny płowrj, od jelenia, po łosia;), zawierał przeciętnie nawet kilka kilo kruszcu. Czyli KILKULETNIE dochody z majątku składającego się z zamku i klucza wsi plus karczmy, fokusza i niedużej huty:).

Przemyślę Twoje uwagi, Rybaku. I ustosunkuję się po pracy. Na spokojnie. Tymczasem bardzo serdecznie dziękuję za lekturę mojego tekstu i miły komentarz.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Generalnie ludzie nie zdają sobie sprawy z wartosci i objętości złota oraz jego WAGI. Dukat złoty (od czasów rzymskich po Franza Josepha) to z małymi odchyłkami ok 3,4 gr złota, malutka monetka wielkości naszej 20 groszówki, ale DWUKROTNIE cieńsza. W takim kuferku, jak podałem powyżej, zmieściłoby się równo, no zgadnij ile? PÓŁ MILIONA dukatów! Dla porównania, król polski Kazinierz wydał ze swej królewskiej kasy na CAŁĄ wojnę 13-letnią z Krzyżakami w połowie XV wieku właśnie pół miliona dukatów .Drugie pół dołożyła CAŁA ówczesna pilska szlachra. Dwa małe kuferki złota. Zatem albo sprowadź te kuferki do rozmiarów trzosów;), albo zamień ich zawartość na monety srebrne, większe, ale o połowę lżejszei 20x tańsze od złota, historycznie ujmując. Bo… nawet jeśli akcja Twej historii toczy się na odległej planecie, tego złota nie może być na niej i w jej skorupie aż tyle, by było warte tyle co miedziaki. Oznaczałoby to bowiem całkiem inną budowę i skład tej planety (metale ciężkie głównie), a zatem jej inną masę i ZUPEŁNIE inne przyciąganie, więc i przebieg ewolucji. Nieduże dziewczęta musiałuby na niej ustąpić sześcionogim żółwiom, w praktyce:). Pozdr..

 

Już nie marudzę, ale jest jeszcze lepsze porównanie standardowego złotego dukata do obecnej polskiej monety obiegowej:to taka o połowę cieńsza i prawie dwukrotnie cięższa pięciogroszówka.:)

 

Bardzo dobre, wciągające. Zaczęłam czytać i mimo, że byłam bardzo zmęczona, i mimo, że nie planowałam, z przyjemnością przeczytałam do końca. Losy sióstr zainteresowały mnie od pierwszego akapitu i z dużym zainteresowaniem śledziłam ich zmagania z różnego rodzaju przeciwnościami, proces tworzenia, kreowania legendy… Dobrze nakreśleni bohaterowie, ciekawa fabuła i naprawdę świetny warsztat. Wyjątkowo satysfakcjonująca lektura. Klik :)

UWAGA SPOJLER 

 

Na początku kręciłem nosem: Ha, Maras odgrażał sie wcześniej, ze wali solidny tekścior na Legendę, a tu wygląda na to, iż powstało sztampowe fantasy w stylu D&D. 

Jednak w trakcie czytania, wraz z kolejnymi tłistami, a w zasadzie odkrywaniem nowych partii obrazu, zmieniłem zdanie – to bardzo dobry kawałek fantasy, sprawnie napisany, przemyślany, dynamiczny gdy trzeba i odpowiednio emocjonalny gdy należy, oszczędnie, ale wystarczająco dozujący informacje o świecie i w ogóle – świetny początek solidnej powieści. Głównie za sprawą bohatera – kogoś w ten sposób wymyślonego można rozwijać w dowolnym kierunku i na dowolną modłę – znakomite pole do popisu.

Kilka łyżek dziegciu:

Dziwne, że Gren, w jakimś maniakalnym przypływie pewności siebie, sam na sam wyłuszcza szczegóły całej akcji uzbrojonemu, skołowanemu i cholernie niebezpiecznemu facetowi, nie zważając, iż na sprawy kluczowe może mieć on diametralnie odmienne zdanie. To proszenie się o szych w podbródek.

Dalej: Wyjaśniasz, że Edaine musiała umrzeć, żeby do końca sprowadzić Duknara do realnego świata. Okej. Ale odniosłem wrażenie, że rolą Tary, poza stworzeniem "poligonu", była również ocena tego, czy obrońca się nadaje, czy nie. Miała wrócić, czekała na nią nagroda. Po co więc zorganizowała taką samobójczą akcję na końcu, skoro mogła ciachnąć Edaine cichaczem i bum – do świątyni? Odbiło jej po prostu? 

Dostaniesz już… naładowaną i będziesz trzymała przy sobie. Podczas walki Tara może mi pomóc w inny sposób, a ty masz się trzymać z daleka i ewentualnie obronić przed napastnikiem, jeśli jakimś cudem wywinie się spod mojego miecza.

Chciał jej dać napiętą kuszę do noszenia? Następny samobójca. 

Skilli bojowych i punktów życia bohatera się nie czepiam – w końcu to trochę superman, poza tym to fantasy.

Aha – Lacrymess – genialna nazwa! 

Ogólnie więc jestem zadowolony. Kawał porządnego, solidnego czytadła, w dodatku z tematem konkursu potraktowanym dosłownie i nierozerwalnie wplecionym w treść. 

Dobra robota! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

W jakimś komentarzu, pod czyimś opowiadaniem (już nie pamiętam czyim) przeczytałam, że poniżej pewnego poziomu się nie schodzi i zgadzam się z tym w stu procentach. Stworzyłeś, Marasie, kawał świetnego tekstu pod względem fabularnym i warsztatowym. Czytałam z zainteresowaniem, choć muszę przyznać, że Twoje opko na Fantastyczne gody zrobiło na mnie większe wrażenie. Odniosłam wrażenie, że niepotrzebnie “przegadałeś” niektóre fragmenty. 

Podpisuję się też pod uwagami Thargnoe dotyczącymi postawy Grena i roli Tary.

Pomysł świetny, choć wtórny. Podobnie jak Rybak miałam skojarzenie z Cube.

Wyraźnie pokazany motyw legendy. Brawo. :D

 

Edit:

– One biegły tak śmiesznie, jakby ślizgały się po podłodze. – dodała Edaine.

Wywal kropkę. :)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Dziękuję Wam :). Jak wrócę do domu to odpowiem na każdą uwagę i komentarz.

Po przeczytaniu spalić monitor.

E tam odczyniłeś…

DO DUPY! FANTASY!

Też mi się skojarzyło z “Cube”. Ale tak ogólnie – kawał dobrego rzemiosła. Niesztampowe, z ciekawymi bohaterami, nieoczywistą akcją. No, takie fantasy to ja mogę czytać!

Ale mam parę uwag:

– “ciężkie ościeża” – ościeża nie są tym, czym ci się wydaje, że są;

– “każdy jego ruch,” – kropa;

– “Zdarzało się też, że w zamieszaniu zostały rozdzielone.” – tu chyba lepiej by brzmiało “zostawały rozdzielone”;

– “Musiały być tylko domknięte” – a nie przymknięte?;

– “wśród białych ścianach” – ścian;

– “punkcie pod jej lewą piersią” – nie wiem jak w twoim świecie, ale u nas pod piersią to może być wątroba, a nie serce;

– “Bo brzegi” – po brzegi.

Niezmiernie mnie też zdziwiła kusza z odrzutem rusznicy przeciwpancernej.

 

Reasumując – ścisła czołówka konkursu. Bardzo mi się podobało!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Rybaku. Nadal myślę nad Twoimi uwagami i mam czas do północy. Odnośnie rany – nie miała to być rana głęboka. Kewell biega, walczy itd. Jako swego rodzaju superhirołs ma być może więcej siły, jako twór Edaine, ma być może większe zdolności regeneracyjne. Myślę jak to ująć. Podobnie z ciężkimi kuframi złota – siła Kewella jest z pewnością ponadprzeciętna. Ale dodam na pewno coś o trudzie, z jakim tego dokonał. Dziękuję za wszystkie uwagi i ogólnie pozytywny (tak go odbieram) komentarz.

Jest tu coś z The Cube, fakt ten dotarł do mnie podczas rozwijania scenerii opowiadania. Ale inaczej tego "poligonu" (jak wyraził się Thargone) nie potrafiłem sobie wyobrazić.

Katia72. Cieszy mnie Twoja opinia, cieszy fakt, że udało mi się Ciebie zainteresować moją historią. Dziękuję za pochwały i bardzo dziękuję z klika.

Thargone. Jeśli ze sztampowej fantasy w stylu D&D wykluł się tak dobry kawałek fantasy, jak powiadasz, to mam ogromną satysfakcję, że udało mi się Ciebie pozytywnie zaskoczyć. Co do Grena. Pierwotnie Tara miała wspomnieć o gadulstwie Grena już na wstępie. Może dodam to zdanie tam, gdzie rozmyśla o swoim dzieciństwie i spotkaniu z kapłanem. Tak jak gdzieś już wspomniałem, ta przedśmiertna gadka złego do dobrego, tłumacząca motywację Grena, to był jedyny sposób, jaki przyszedł mi do głowy na sprawne wyjaśnienie sytuacji w ramach 60 tys. znaków.

Co do Tary. Tara ma cel. Chce wyrwać się z dzielnicy biedoty i spełnić swoje marzenie o "wstąpieniu" na zamek. Najpierw Tamak, potem Kewell byli jej szansą na "ogranie" Grena. |To stąd próba podrywu Kewella. Tara jest zdolna do wszystkiego i w jej pojęciu poświęcenie Edaine w celu "ożywienia" Kewella to dar dla niego, za który powinien być wdzięczny. W pierwotnej wersji Kewell miał być świadkiem nocnego ataku epilepsji Edaine – osoby skażone magią Patriarchów nie znoszą tego najlepiej i odbija się to również na ich psychice. Zabrakło miejsca, by ten wątek pogłębić. Dodam tylko, że bardzo lubię takich czytelników, którzy wszystko kumają i rozszyfrowują intencje autora w trymiga.

AQQ. Dziękuje za tak pozytywną opinię, ale martwi mnie mój zjazd w dół w Twoich oczach;) Pamiętam, że "W Miesiącu Godów" uznałaś za słabszy od "Trzeba czekać", a teraz "Druga śmierć…" jest wg Ciebie słabsza od "W Miesiącu…". Ale serdecznie dziękuję za komplementy i klika :)

Jak pewnie zauważyłaś to opowiadanie wiąże się kilkoma detalami fabularnymi z moim poprzednim tekstem konkursowym.

Staruchu. No skoro takie fantasy możesz czytać to ja się cieszę, że przeczytałeś i że się podobało:) Wszystkie uwagi biorę do serca. Z ościeżami bije się w pierś – chodziło o skrzydło drzwi. Dziękuje! Podobnie z piersią. A kusza… Ona nie miała chodzić z naciągniętą kuszą, tylko otrzymać do samoobrony taką kuszę w sytuacji, gdy zostaną zaatakowani. Może lepiej to podkreślę.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Mr. Marasie, nie o to mi chodziło, a o to:

Potem wymierzyła i nacisnęła spust. Odrzuciło ją do tyłu, aż usiadła na tyłku.

Czy ta kusza ma taki sakramencki odrzut?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Zaraz, zaraz, Panie Maras, toż ja nic podobnego pod W miesiącu godów nie napisałam! Być może pomyliłeś z innym komentującym.

Wcale też nie twierdzę, że masz tendencję zniżkową, chodzi mi tylko o to, że tamto opko jakoś lepiej mi się czytało i bardziej podobało, a nie o to, że to jest słabsze. 

Oczywiście, że zauważyłam powiązania między opowiadaniami. Widać, że wykreowałeś świat, w którym dzieją się te wszystkie historie (wspomniałeś zresztą coś o książce z tego uniwersum), dlatego też w zakończeniu widać, że to część większej historii, chociaż ładnie zamknięta. No. :)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Wybacz, AQQ, rzeczywiście to nie Twoje słowa. Błędnie mi się skojarzyło i nawet nie wiem, kogo miałem na myśli.

 

Staruchu. Edaine to dziecko, umówmy się, że siadła na tyłku bardziej z wrażenia niż siły odrzutu ;) Ale zabrzmiało rzeczywiście sakramencko. Jeśli Naz się nie pogniewa pomyślę nad innym sformułowaniem.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Więc jednak nie dopasowałeś skrzyń ze złotem do wydolności herosa ;D. Bo tylko malutki opisany przeze mnie kufereczek to waga 300 kg. Twoja “skrzynia pełna wielkich złotych monet” to nawet około tony, jak mniemam. A skoro około tony, to aż dziw, że takie bęcki twój bohater dostawał po drodze… I robi się problem, bo w takim przypadku coś tu naprawdę na zwykłą logikę nie gra…

Spokojnie, Rybaku. Pracuje nad tym. To nie zmiana fabularna, zaledwie wymiana słowa lub dwóch i Naz mi wybaczy :)

Po przeczytaniu spalić monitor.

OKI :D

Przeczytałam opowiadanie. Kwalifikuje się do konkursu.

Nie było mnie tu wcześniej, wybaczam :)

 

Coś tam udało mi się znaleźć:

 

Kolejne dni, jakie odliczali zgodnie z porami jasności i ciemności, zapadającymi w labiryncie sal i korytarzy, upływały monotonnie. ← zastanawiam się, czy nie które dni, a nie jakie. Sprawdź to proszę w słowniku, bo ja po zerknięciu nadal nie mam pewności, a czasu na głęboką analizę nie mam :(

– Ty to robisz, zgadza się? Korytarze, potwory, wszystko jest twoim dziełem – powiedział na głos to, czego domyślał się od pewnego czasu. Mówił cichym i spokojnym głosem – najważniejsze to odzyskać kontrolę nad sytuacją i nie prowokować. Stała zbyt daleko by mógł spróbować ją obezwładnić lub rozbroić. ← tutaj raz posypał ci się zapis dialogu

Chudzielec odskoczył wyraźnie zaskoczony. ← rzuca się w oczy

 

Opinia o fabule po zakończeniu konkursu.

Życzę powodzenia :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dziękuję, Naz. Uwagi oczywiście biorę do serca i błędy poprawię.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Wyglądały solidnie, ale bestie były niestrudzone i zawzięte – zarówno we wcześniejszym pościgu, jak i w upartych próbach przedostania się do komnaty, dającej schronienie przerażonym ofiarom.

Od samego początku powtarzasz, że bohaterki schroniły się w komnacie, więc podkreślanie tego po raz enty nie ma większego sensu. Usuwanie takich fragmentów czyści tekst i upraszcza zdanie; sam się ostatnio łapię na wywalaniu takich kwiatków, gdy czytam coś napisanego w twórczym szale. ;)

 

Z upływem lat uświadomiła sobie z żalem, że tak naprawdę, w tym, kim była i za kogo uważali ją inni, nic się właściwie nie zmieniło.

“W tym, kim była, nic się nie zmieniło”? Dziwnie to brzmi. Pomijając konstrukcję, dlaczego dziewczyna jest “tym”? Chyba, że ma to uzasadnienie fabularne – czytam dalej.

 

Wciąż szli przed siebie wśród białych ściana z nadzieją na odnalezienie wyjścia.

+gdzieś zgubiłeś “się”, ale czytałem ten fragment na telefonie i teraz tego nie znajdę.

 

Kewell nie miał pojęcia[+,] o czym mówiła Tara ale na dźwięk słowa “Patriarchowie” w jego pamięci otworzyła się kolejna szuflada.

Czemu kolejna? Nie było żadnej pierwszej ani poprzedniej.

 

Warta, by wyrwać ją z tego gówna, jakim oblepiają ulice w tej dzielnicy i zabrać ze sobą do zamku!

Kto oblepia? Przy takiej konstrukcji powinno być “gówna oblepiającego ulice”.

 

Mówiła z żalem, jakim napełniają złamane obietnice i zawiedzione nadzieje.

Brakuje mi tu dookreślenia kogo/co napełniają – człowieka, serce, etc.

 

Tylko przez chwilę zastanawiał się nad tym, co powiedziała, ale zaraz na powrót

Cały poprzedni akapit rozmyśla nad tym, co powiedziała, więc nad czym innym mógł się zastanawiać?

 

Cokolwiek, najlepiej to, co chciała usłyszeć, byle tylko odwrócić jej uwagę i [+ją] zdekoncentrować.

 

rozpraszające mroczne cienie zalegające komnatę.

A nie: zalegające w komnacie?

 

Kewelll schował miecz.

Kewelllllllllllll

 

Sądząc po wzroście, niektóre były dużo młodsze od Edaine, a najstarsze prawdopodobnie w zbliżonym do niej wieku. 

Sięgnął po jedną z pochodni i oświetlił wnętrze najbliższego z ciasnych pokoi. Dzieci były wychudzone i odziane w podarte łachmany. Wpatrywały się w Kewella z przerażeniem, oczami wielkimi jak klamra jego pasa i kuliły po kątach do siebie. Był pewien, że dzieje im się tutaj jakaś krzywda i wiedział, że nie może ich tak zostawić.

Trochę zbyt często używasz “być”.

 

Ty jesteś rozwiązaniem i zarazem odpowiedzią.

A nie pytaniem i odpowiedzią? Rozwiązanie i odpowiedź to przecież z grubsza to samo. “Zarazem” nie idzie w parze z synonimami.

 

Znajdziemy nową Edainę

Przez całe opowiadanie to imię się nie odmieniało.

 

 

Ech, ja chyba nie rozumiem fantasy, :< Mam kilka zarzutów. Historia jest bardzo w stylu D&D, do tego stopnia, że nie jestem w stanie powiedzieć, co tam się działo po kolei aż do zamordowania dziewczynek. Bohaterowie po prostu chodzili po korytarzach i komnatach, rozwalali kolejne potwory, które różniły się wyłącznie podobieństwem a to do ryby, a to do kota, a to do świni. Ja rozumiem, że rzecz się dzieje w labiryncie, ale od dobrej historii oczekuję jakichś punktów odniesienia – tutaj niestety wszystko mi się zlało w jeden wielki tunelowo-komnatowy ciąg.

Główny bohater-terminator to również nie jest coś, za czym przepadam. Mógł być na tyle dobry, że radził sobie z potworami – no ok. Tylko po co to wszystko opisywać? Z każdego starcia wychodził bez szwanku, oprócz tego jednego, który rozorał mu bok. Męczyły mnie pojedynki, bo nie wprowadzały napięcia, a miały jedynie podkreślić, że główny bohater jest obrońcą dziewczynek – co dałoby radę wykonać IMO zwięźlej. Co do postaci żeńskich – Elaine wypadła w moich oczach wiarygodnie. Jeśli chodzi o Tarę, nie rozumiem, dlaczego nagle zaczęła się przystawiać do Kewella.

Finałjest zdecydowanie najmocniejszym elementem tekstu. Świetny pomysł na dzieci i ich umiejętności. Podobała mi się też Elaine opowiadająca legendy. Napisane bardzo w porządku, choć doczepiłbym się do nadżywania “być”, jak i przymiotników – nieco mniejsze ich stężenie zrobiłoby opowiadaniu wiele dobrego. Klikałbym, gdyby ktoś mnie bezczelnie nie uprzedził. ;_;

Pozdrawiam!

Ja cię uprzedziłam :P

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Ja w sumie sama nie wiem, czy skojarzyło mi się z Cube samo z siebie, czy dlatego, że przeczytałam to już w komentarzu Rybaka. W każdym razie tekst zaskakujący, dobrze budujesz intrygę. Momentami masz tendencję do przeciągania (szczególnie końcowa walka z drabami wydała mi się przydługa i nawet zbędna, na tym etapie czekałam już na zakończenie, a wciąż nie chciałeś go podać). Ogólnie jednak bardzo fajnie i sprawnie zapisane. Przyszłam dzisiaj do Twojego tekstu, jako do sprawdzonego autora, który na pewno zaoferuje mi satysfakcjonującą lekturę, no i się nie zawiodłam. Powodzenia!

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

MrBrightside​. Dziękuję za wizytę i obszerny komentarz oraz cenne uwagi. Z części już skorzystałem. Przykro mi, że tak wiele rzeczy Twoim zdaniem kuleje, cieszę się, że doceniasz niektóre pomysły i postacie oraz, że przypadł Ci do gustu finał mojej opowieści.

Rosebelle. Być może nieco przeciągam, taka przywara amatora (podobnie jak nadużywanie przymiotników wskazane przez MrB), ale tak mi się historia ułożyła i końcowa zadyma wydała się logiczna – ​pusta świątynia z jednym kapłanem wydała się dziwna, a wysłańcy zamawiającego są mi potrzebni w dalszym biegu wydarzeń (następnym opowiadaniu). Dziękuję za wszystkie miłe słowa oraz zaufanie jakim mnie darzysz jako autora :)

Naz! Czyli to Twoja “sprawka”​! Miałem zapytać komu zawdzięczam piątego klika i sprawa sama się wyjaśniła. Dziękuję!

Po przeczytaniu spalić monitor.

A ja “Cube” nie oglądałem! Pewnie dlatego skojarzyło mi się raczej z “Księgą Nowego Słońca” Wolfe’a – przez taki klimat inteligentnego fantasy, w którym czytelnik w pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że autor go robi w balona i nie pokazuje mu prawdziwych zdarzeń tylko jakieś cienie na ścianie jaskini. Inna sprawa, że, jak na opowiadanie, to uczucie pojawiło się u mnie trochę za późno (dokładnie w scenie nadawania imienia Kewellowi). Początek faktycznie sprawia wrażenie sztampowej fantasy i gdyby nie zaufanie do Autora, nie wiem, czy dałbym się wciągnąć. Co, z kolei, nie jest żadnym zarzutem – po to autor tworzy sobie markę, żeby z niej korzystać ;)

Lubię takie zabawy z siłą wyobraźni i ożywianiem postaci z literatury. Tutaj najbardziej spodobała mi się legenda o Duknarze i powrót do niej w ostatnich scenach. A i pomysł bardzo pasujący do tematu konkursu.

Całość, jak dla mnie nieco zbyt rozciągnięta, końcowa scena walki z najemnikami w świątyni, choć przecież uzasadniona kompozycyjnie już mi się dłużyła.

Stylistycznie bardzo poprawnie. Wiem, jak to brzmi, ale po prostu nie potknąłem się nigdzie specjalnie, czytało się płynnie, ale (jakby napisał NWM) bez fajerwerków. Nadużywasz nieco (a jest to jeden z głównych grzechów fantasy) zdań-komunałów jak np. “Oblał go zimny pot”, “Nie wiedział jeszcze, że były to ostatnie chwile”, “serce walące jak dzwon” itp.

 

Miał dziwne wrażenie, że trasa, którą pokonali w ciągu kilku dni[+,] jest teraz znacznie krótsza.

Wydaje mi się trochę niewiarygodne, że bohater tak biega z poważną (wymagającą szycia) raną. 

Kolejne dni, które odliczali zgodnie z porami jasności i ciemności, zapadającymi w labiryncie sal i korytarzy, upływały monotonnie. Wciąż szli przed siebie wśród białych ścian z nadzieją na odnalezienie wyjścia.

A tutaj jest coś dziwnego. Przy cytowaniu nie widać, ale zajrzyj do tekstu: wyraz ścian został tak dziwnie (w ogóle) podzielony. Chyba edytor zaszalał ;)

Mr.marasie, nie chcę Ci robić przykrości, ale mnie to opowiadanie nie porwało. Bohater (z tych, których nie lubię: wszystko mu się udaje) broni dwóch dziewczyn, żeby potem jedną zabić. Tara zachowuje się nieracjonalnie – ni z tego, ni z owego rzuca się na (wymyślonego) faceta, choć z tekstu nie wynika, żeby jej się w ogóle podobał albo nawet miała straszną potrzebę. Kewell zrzuca dzieciom na głowy jakieś ciężkie pudło, zamiast je wyciągnąć z dziury, w której siedzą i nie wiem, nakarmić?

Ale czytało się całkiem dobrze :)

Przynoszę radość :)

Na zakończenie :D

W ramach rozrywki fizyczno-matematycznej dla kulturystów: TONA czystego złota zajmuje sześcianik o boku zaledwie 37,5 centymetra.

I już kompletny odlot, jak dla mnie nawet:) :ten kuferek na 300 kg złota, żeby się nie rozpadł pod jego ciężarem przy przenoszeniu, przy podanych przeze mnie wymiarach zewnętrznych (40x50x70 cm) musiałby być zrobiony z dębowych desek o grubości ok. 12,5 cm każda, a następnie solidne okuty. Wiesz, ile ważyłby PUSTY, zakłacając że 1 cm sześcienny suchego dębu to 0,8 grama? Samo drewno na ten kuferek to 106 kilogramów! Plus żelazne okucia jeszcze z 40-50 kilo. Słowem – pusty kuferek to 150 kilo, w nim 300 kilo złota (wspomniane pół miliona dukatów), razem prawie pół tony (450 kg). Także bardzo dobrze, że zmieniłeś skrzynie na skrzynki. Zastanawiam się teraz, czy nie lepiej byłoby – na skrzyneczki:D

Podoba mi się. Jedna z najlepszych fantasy w tym konkursie. Ciekawy świat, dobra fabuła, wszystko w dobrze skonstruowanym nastroju tajemnicy i dobrze dawkowanej grozy; podobieństwo do Cube mi się w oczy nie rzuciło, choć może coś na rzeczy jest. Dobry twist, że nie o to chodzi.

 

Dyskusję o złocie poczytałam tu i na SB i mam wrażenie, że w sumie to złoto jest trochę niepotrzebne. I dla mnie też niewiarygodne, choć z powodów innych niż dla rybaka. Nie piszesz właściwie nic o specyfice tego świata pod względem, powiedzmy, geologicznym, więc możemy zakładać, że złoto występuje w podobnych ilościach jak w świecie realnym, ergo jest luksusem. Bicie wielkich ilości dużych złotych monet (a u ciebie są wielkie) właściwie nie ma sensu, ponieważ ich siła nabywcza jest zbyt duża na obrót takimi sumami. Owszem, zdarzały się okazje, kiedy bito wielkie nominały w złocie (w starożytności, w nowożytności; później to głównie medale, nie monety), ale zazwyczaj miały one znaczenie propagandowe, a nie były przeznaczone do obrotu.

Poza tym zdanie “Niedawno wybitych, jeszcze niewytartych w dłoniach czy sakwach kupców i bogaczy.” nie ma sensu, bo złoto praktycznie się nie wyciera, stąd m.in. jego wartość (chyba że mamy do czynienia ze zdewaluowaną “złotą” monetą, ale to inna bajka). Złote monety mające ponad dwa tysiące lat wyglądają zazwyczaj jakby były wybite wczoraj, chyba że zostały mechanicznie uszkodzone (złamane, porysowane – na to trzeba skądinąd sporej siły, przebite itd.) i nie dotyczy to wyłącznie monet tezauryzowanych, także pojedynczych egzemplarzy zachowanych właściwie w dowolnych warunkach.

Jeśli to miały być skrzynie pieniędzy przeznaczonych do zwykłego obiegu, to jak mają mieć sporą siłę nabywczą i wartość kruszcową, wystarczy srebro. Które się na dodatek wyciera, nie aż tak jak brąz, oczywiście, ale się wyciera.

 

@rzucanie złotem na prawo i lewo (gdzieś wspomniane) – robi to również dla XIX w. Piskorski, co jest okropnie wkurzające

 

podarowała tobie coś najcenniejszego → ci

 

Tylko wypuść Edainę → Edaine, gdzie indziej nie odmieniasz

http://altronapoleone.home.blog

Cobold. Bardzo dziękuję za wizytę i komentarz. Skojarzenia z Gene Wolfe biorę za wielki komplement – jestem wielkim miłośnikiem jego prozy. Słowa o marce i zaufaniu do autora też bardzo miło zabrzmiały. Cieszą także pozostałe pochwały, głównie te dotyczące pomysłu. Uwagi o zbytnim rozciągnięciu i stylistycznej (ledwie) poprawności biorę do serca. Nad zdaniami – komunałami muszę popracować, to widać przywara amatora.

Anet. Na ekranie laptopa te "ścian" wygląda normalnie, tyko na telefonie podzieliło niewłaściwie i nie wiem dlaczego. Nie zrobiłaś mi przykrości, Anet. Nie potrafię pisać tak, żeby zadowolić każdego czytelnika. Poza tym i mój styl, warsztat i pomysły oraz sam gatunek, jaki uprawiam tutaj czasami (fantasy) nie każdemu pasuje. Na przykład MrB jest poza targetem wszystkich moich opowiadań i muszę jakoś z tym żyć ;). Co do zabicia jednej z bronionych dziewczyn – wydaje mi się, że jego powody są jakoś uzasadnione w fabule. Czemu Tara go podrywa? Bo probuje go przekabacić na swoją stronę, chce go wykorzystać do spełnienia swojego marzenia – dostania się na wymarzony zamek. Co do dzieci. Liczyłem na to, że czytelnik domyśli się, że Kewell je uwalnia. Zostały po nim otwarte drzwi do poziomu Grena, martwy Gren, a złoto sypane z góry było dla nich pewnym sygnałem po tym jak Kewell wyszedł z podziemi i ruszył przez ich komnatę na powierzchnię. Krzyk dziecka w ostatnim zdaniu miał sugerować, że się wydostały ze świątyni. Jakoś nie wpadłem na takie zakończenie, w którym Kewell zostaje tam i gotuje im kaszę ;). Ale cieszę się, że czytało się nie najgorzej.

Rybaku. Twoje zaangażowanie w kwestię złota bardzo sobie cenię. Rozmowa przeniosła się nawet na SB, padła propozycja konkursu na ten temat :). Tę kwestię mamy już rozwiązaną zamianą skrzyni na skrzynki. Teraz, po komentarzu Drakainy, zastanawiam się nad srebrem, które rozwiązałoby tę sprawę definitywnie.

Drakaina. Cieszę się, że sie spodobało. Dziękuję za lekturę i komentarz. Kwestię srebra poważnie rozważam. Za poprawki też dziękuję.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Mr. M.: Powiem Ci, że zamiana tych złotych monet na srebrne nie byłaby głupia. Raz, że wartość pełnego kuferka spadłany 20-krotnie, dwa – że waga zleciałaby dwukrotnie. Poza tym, rzecz W WARTOŚCI złota. W takim kuferku mieści się ok 100 tys.dukatów (jednak mie pół miliona, tyle by byłow skrzyni;). Ale… Wiesz ile byłyby te maluszki wielkości naszej pięciogroszówki warte? Weźmy aureusa, w I wieku nasze ery ważącego prawie tyle co dukat, czyli 3,8 grama. Otóż legionista zarabiał wtedy miesięczmie JEDNĄ taką złotą monetkę (równowartość 20 srebrnych denarów), centurion (ówczesy polivjant-BORowiec – tylko trzy takie monetki, a dopiero centurion – aż 15 aureusów/20 dukatów. Nauczyciel pracował na 1 aureusa 6 tygodni, a skryba – dwa miesiące. 95 procent ludności jednak przez całe życie, aż do ery eksploatacji kopalni złota w Ameryce przez Hiszpanów, nie miała złotego dukata/aureusa w ręku, to była moneta leżąca w skarbcach bankierów, magnaterii, monarchów, a rycerstwu służyła głównie jako pieniądz tezauryzacyjny, albo środek za który kupowano ziemię. Codzienne transakcje, nawet duże (broń, konie, przedmioty zbytku) opędzano srebrem, drobne wydatki miedziakami (w Rzymie nazywały się sestercje). Pozdr.

 

Konkretnie w Rzymie było kilka nominałów brązowych (niektóre niekiedy były bite z miedzi), nie tylko sesterce, a na dodatek system monetarny dość mocno ewoluował między republiką a cesarstwem, a potem za cesarstwa. Podstawową jednostką dla przeliczeń był as (od aes – brąz).

 

Natomiast aureus Augusta (czyli z I w. n.e.) ważył bliżej 8 g i był większy od pięciogroszówki (szczegółowo nie pamiętam, bo metrologia nie jest moją mocną stroną), spadek wagi wiąże się z kolejnymi kryzysami monetarnymi od początku III w. n.e., 3 g to raczej tak tuż przed reformą Dioklecjana na przełomie III/IV w.  Zmniejszała się też drastycznie zawartość złota w złotej monecie: za Augusta było to ponad 90%, a w III w. spadło do kilkunastu procent, jeśli dobrze pamiętam.

 

 

http://altronapoleone.home.blog

Odkładam „Drugą śmierć Kewella” na prywatną półkę konkursowej czołówki. Mnie w przeciwieństwie do wcześniej komentujących wciągnęło już to początkowe „sztampowe D&D”, a zaciekawienie przyszło dzięki umiejętnemu wprowadzaniu w historię. Uczucie tajemnicy towarzyszy czytelnikowi od początku, do pewnego momentu ciągle się wzmacniając. W końcu poczułem klimat mrocznego labiryntu, niezrozumiałej walki o przetrwanie i nietypowe (może nawet dziwne) emocje garstki ludzi bez pomysłu na dalsze kroki.

No właśnie, garski ludzi. Nie byle jakich ludzi. Cała trójka przypadła mi do gustu, konsekwentnie budujesz bohaterów. Szczególnie Kewell/Dunkar i Edaine wyszli ciekawie. Te nietypowe emocje i z pozoru dziwne działania, o których wcześniej wspomniałem, wynikają właśnie bezpośrednio z cech bohaterów i są uzasadnione. Fajnie.

W trakcie czytania bałem się, że zawiedziesz mnie zakończeniem. Niepotrzebnie. Okazało się, że za historią stoi interesujący pomysł, który mnie po prostu kupił i nie będę na nic kręcił nosem.

Albo będę, żeby nie było zbyt słodko. Mam wrażenie, że objętość opisu walki można byłoby nieco zmniejszyć, bo… w niektórych fragmentach to są takie opisy dla opisów, sam wynik każdej potyczki jest przewidywalny. Szczególnie pod koniec, kiedy odkrywasz karty i przedstawiasz pomysł, chciałem mieć bitkę jak najszybciej za sobą.

Ale nie przeszkadzało mi to szczególnie, wykonałeś kawał dobrej roboty.

Ciekawe, oryginalne podejście do fantasy. Historia opowiedziana bardzo porządnie, dysponujesz solidnym piórem, które nie pozwala czytelnikowi na przerwanie lektury. Najbardziej podobały mi się wiarygodne relacje między bohaterami. Pomysł na imię/imiona protagonisty – bardzo fajny :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Perrux. Bardzo mi miło, Perruxie, i serdecznie dziękuję za miejsce na półce i głos na nominację piórkową. Przez wrodzoną skromność nie zareaguję na twoje pochwały, chociaż lejesz miód na moje uszy (oczy?). Wszak nie o laury, ale o satysfakcję czytelnika w tym moim pisaniu chodzi. Końcowa bitka spowolniła również Cobolda i Rosebelle i może powinienem popracować nad jej skróceniem. Ale to po konkursie. Jeśli tekst przejdzie, to będzie praca z redaktorem, jeśli odpadnie, to sam na własne potrzeby.

Soku1403. Dziękuję za lekturę i miłe słowa, zwłaszcza te o solidnym piórze. I bardzo mnie cieszy, że relacje miedzy postaciami i pomysł na imiona przypadł Tobie do gustu.

Trzymam kciuki za powodzenie w konkursie tekstów wszystkich komentujących moje opowiadanie. Obyśmy spotkali się wszyscy w jednej antologii ;)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Skrót z opinii podczas betowania:

Tekst nie bardzo w moim stylu – bardzo dużo naparzanki. Nie przepadam za mordobiciami i nieważne, kto ma rację.

W sumie nie wyjaśniasz, o co chodziło z ciemnością. A to ciekawa sprawa.

Rozmowa z kapłanem trochę sztampowa – główny zły wyjaśnia dobremu, o co tu chodzi, zanim zginie.

Bohaterowie w porządku, ale nie rzucający na kolana. Facet stereotypowy, ale taki musiał być.

Legenda. W miarę ciekawie pograłeś motywem konkursowym. Ożywienie archetypu z opowieści to ciekawy pomysł. Być może warto podkreślić archetypiczność, w odróżnieniu od konkretnego bohatera dostosowanego do zamówienia, bo to rzadsza koncepcja.

Wykonanie całkiem przyzwoite.

Babska logika rządzi!

Ciekawy tekst. Nie zaskoczył tylko dlatego, że nie raz i nie dwa na sesjach Warhammera miałem podobne motywy :) Jednak sama idea ciekawa i niewyeksploatowana.

Postacie ukazane wyraźnie, historia toczy się równym tempem. Przeszkadza ta rąbanka przy początku – mam wrażenie, że wydłużyła jedynie tekst, a nie uczyniła go ciekawszym. Końcówka – no czułem tutaj hamowanie się przez limit. Ta rozmowa z Grenem była trochę jak większy infodump, ale rozumiem doskonale, że inaczej byłoby trudno.

Technicznie widać wprawną rękę.

Podsumowując: kawał solidnego fantasy z mocnym motywem. Piękny koncert fajerwerków, choć prywatnie napiszę, że mocniejsze wrażenie zostawiło we mnie “W miesiącu godów” przez zastosowanie szerokiego światotwórstwa. Tutaj nie jest ono na mniejszą skalę, nie zawsze wyjaśnione, ale nadal interesujące.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Finkla. ​Dziękuję raz jeszcze za pomoc przy becie i właśnie cytatem z bety odpowiem na Twoje zapytanie o wątek ciemności. 

Ciemność to domena śmierci. Stamtąd wywołało ideę tych zamierzchłych bohaterów w postaci Kewella przywołanie/błaganie Edaine. Kewell boi sie tej ciemności instynktownie. Ta rozmowa z kapłanem jest zapewne sztampowa. Wiem o tym. Inaczej tych zawiłości nie zdołałbym prościej wytłumaczyć. 

Wiem już, że nie lubisz naparzanek i cieszy chociaż to, że pomysł wydał Ci się interesujący. No i wykonanie całkiem przyzwoite.

NoWhereMan. ​Dzięki za opinię. Nie kierowałem się w żadnym razie RPG, ale starego gracze pewnie niewiele zaskoczy fabularnie. Rąbanka wydała mi się niezbędna, żeby określić sytuację, przyczyny, metody postępowania i zagrożenia dotyczące postaci. Wszak Kewell miał być superaśnym obrońcą Tudala (znanego z przytoczonego “W Miesiącu Godów”). Światotwórstwo rzeczywiście tym razem przygaszone ale wynika to z fabuły i lokalizacji opowieści.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Wiem, już wyjaśniałeś. To właściwie komentarz nie tyle dla Ciebie, co dla innych, żeby wiedzieli, co pisałam o tekście. ;-)

Babska logika rządzi!

Bardzo wciągająca historia i rzetelnie napisana, dzięki czemu czytało się gładziutko i sprawnie.

Osobiście lubię, gdy ciekawe i fajnie napisane teksty mają więcej literek i nie kończą się zbyt szybko, dlatego nie poczułem, żeby mnie coś spowalniało czy wybijało z rytmu. Z przyjemnością podążałem z bohaterami korytarzem labiryntu w oczekiwaniu na rozwój wypadków, zastanawiając się (rozbudzona ciekawość) dokąd zmierzamy. Ano do wyśmienitego zakończenia, jak się okazało.

Może to tylko wrażenie, sugestia wynikająca z wiedzy (wspominałeś), ale wydaje mi się, że czuć w tekście pewność z jaką się poruszasz po świecie, że jest już w Tobie głęboko, plan jest szeroki, mimo wąskiego korytarza. A że po tych smakowitych kęsach (Legenda, Gody) zapowiada się obiecujące danie, w moim odczuciu (fantasy zwyczajnie uwielbiam), to będę trzymał kciuki za rozwój pomysłów i finalizację.

I jeszcze jedna ważna myśl, w związku z rozmiarem świata i ilością wątków i zdarzeń zapewne zamieszkujących Twoją głowę – tekst jest w pełni czytelny, nie uwikłany w konteksty w sposób, który rozwalałby treść z punktu widzenia czytelnika, wprowadzał chaos (kardynalny błąd mojego debiutu w Godach) – doświadczenie czuć w tym przypadku wyraźnie.

Może właśnie czas, Panie Marku, przestać myśleć o swoim pisaniu w kategoriach amatorskich…?

Dzięki za świetną lekturę i powodzenia w konkursie!

Pozdrawiam!

Dziękuję, Majkubarze, za wszystkie ciepłe słowa. Niezwykle mi miło, że moja opowieść wydała Ci się wciągająca i dobrze napisana, a zakończenie nie zawiodło oczekiwań. Masz rację, ten świat siedzi głęboko w mojej głowie i mimo, że z pozoru wydaje się dosyć klasycznym (żeby nie powiedzieć sztampowym) to jednak zapewniam, że mam w zanadrzu sporo oryginalnych pomysłów, którymi czytelnika zaskoczę (mam nadzieję). Odkrywanie wszystkich kart przy okazji opowiadań konkursowych nie ma sensu, wszak główna opowieść zawarta w mikropowieści dzieje się w trochę innych rejonach i czasach. Powiedzmy, że gromadzę ekipę postaci i zakreślam pewne tło wydarzeń do głównej historii. Jak powiedziałem, gdy całość (ta spisana) dobije do 400 tys znaków, będę wciskał swoje “dzieło” gdzie się da. A i opowiadania znane z tego portalu mają mieć pełniejsze i nieco dłuższe formy w zamierzeniu. Poza tym, jak pewnie widać, są powiązane i mają mieć swój finał. Jednak zwieńczenia tego tryptyku raczej na portalu nie zamieszczę. 

Obiecuję zapoznać się z Twoim opowiadaniem konkursowym i zrewanżować obszernym komentarzem. Powodzenia, i jak pisałem, do zobaczenia w jednej, pokonkursowej antologii ;)

Po przeczytaniu spalić monitor.

No, no. Brzmi obiecująco. :) Cieszę się, zwłaszcza że Twoje pisanie wyraźnie odznacza się stabilnością, na co więc czekać, skoro wyobraźnia pracuje… Oczywiście zapraszam. Zbieram wciąż uwagi, każda opinia na wagę złota, i próbuję ogarnąć, o co w tej sztuce chodzi. Jeszcze raz, powodzenia!

Stabilność jako cecha pisania, to brzmi jak komplement. Chociaż mam nadzieję, że z czasem będę pisał znacznie lepiej. A z tego co pamiętam, Twoje pisanie, nie wymaga specjalnie ogarniania, bo świetnie tę sztukę już ogarnąłeś, Majkubarze.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dzięki. :) Ale jeszcze dużo pracy… Fakt, doskonalić zawsze można i trzeba. Tu zawsze jest nad czym pracować, więc nich nam duch literatury sprzyja! ;)

Niech nam sprzyja, Majkubarze! 

Zastanawiam się czy zamiana złota na srebro będzie istotna zmianą fabularną, czy Naz potraktuje to jako “korektę techniczną” (w sumie to merytoryczna korekta by była). A może uda się coś ugrać tym opowiadaniem, znajdzie się w dwudziestce wybrańców i takie zmiany już przy redakcji wprowadzę? 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Ja nie tykam swojego, choć “parę słów” można by zmienić. Jeżeli dobrze zrozumiałem, to tylko drobne technikalia, a inne zmiany przed publikacją. Albo zwyczajnie po wynikach. :)

To stąd się wzięło zafiksowanie Rybaka na shoutboxie na temat wagi złota i skrzyń nim wypełnionych ;) Mam problem z Twoim opowiadaniem mr.marasie, bo przeważnie czas na komentarz zostawiam sobie na później, żeby przetrawić sobie tekst, przekonać się co po nim zostanie na drugi dzień. O ile w pierwszej chwili oceniałem go wysoko, to jakiejś iskry zabrakło żeby został ze mną na dłużej. Cube w pierwszej części kojarzyło się widzę nie tylko mnie, ale potem zamieszałeś ;) Spodziewałem się w kolejnej komnacie jakiegoś “bossa”​ po coraz trudniejszych przeciwnikach, który dogorywając zdradzi tajemnicę, a tu skończyło się na małej dziewczynce. Końcówkę już niestety spłyciłeś, pewnie gonił Cię limit konkursowy i nie do końca wybrzmiała tak jak powinna.

No dobra, poznęcałem się, ale nie zmienia to faktu że jest to bardzo dobre opowiadanie. Potrafiło wciągnąć i faktycznie oczekiwałem co wymyśliłeś dalej i do czego zmierzasz. Drażnią mnie zaniki pamięci głównych bohaterów, ale w Twoim przypadku były jak najbardziej uzasadnione. Zachowanie dziewcząt nabrało sensu dopiero po ich śmierci. Sprytnie pograłeś legendą i tajemniczym mrokiem/niebytem. Szkoda tylko tej końcówki, ale limit to limit i mogę to zrozumieć. 

Enderek. Tak, dokładnie tutaj Rybak zaczął interesujący wykład na temat ciężaru skrzyń ze złotem.

Bardzo mi miło, że zajrzałeś i zostawiłeś obszerny komentarz. Cieszę się, że w ogólnym rozrachunku opowiadanie zaliczyłeś na plus i nawet oceniłeś wysoko (w pierwszej chwili) :) Jeśli jest jednak "bardzo dobre" w Twojej opinii i potrafiło wciągnąć, to jestem naprawdę zadowolonym autorem.

Co do końcówki. To ciekawe co napiasałeś. Na przykład MrBrightside miał inne wrażenia i nawet stwierdził, że "Finał jest zdecydowanie najmocniejszym elementem tekstu." Niestety, nie potrafię pisać tak, żeby wszyscy byli zadowoleni :)

Powiem szczerze, że scenę wyjścia Duknara "z kopa" ze świątyni w poszukiwaniu "zamawiającego" widziałem w głowie, już pisząc pierwsze słowa opowiadania. Jego ucieczka przed ciemnością/śmiercią/niebytem, droga z nierealnego świata do rzeczywistości, wędrówka z podziemi w górę, na powierzchnię, do słońca, miała być w pewien sposób symboliczna. Coś jakby narodziny na nowo. Miało to współgrać z tytułem. Czytelnicy innego mojego opowiadania (W Miesiącu Godów) domyślą się, kogo poszedł szukać Duknar. A pozostali być może pomyślą, oj ale tamten gość ma przesrane.

Limit uwiera mnie przy każdym konkursie na portalu. Ale jak już pisałem, te opowiadania nabiorą pełniejszych kształtów w przyszłości, gdy stworzą zbiór spleciony w jedną opowieść.

Raz jeszcze dzięki za wizytę i lekturę.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Przyszłam tu dość późno, a ponieważ okazuje się, że chyba wszystko już zostało powiedziane, pozostaje mi tylko dołączyć do grona czytelników zadowolonych z lektury i życzyć powodzenia w konkursie. ;)

Czy dobrze rozumiem, że długie błądzenie w labiryncie i walki z kolejnymi potworami były czymś w rodzaju egzaminu, który zdawał Kewell?

 

lub wspól­nych gro­bach dla bie­do­t. –> …lub wspól­nych gro­bach dla bie­do­ty.

Biedota nie ma liczby mnogiej.

 

wo­dząc nie­przy­tom­nym wzro­kiem po po­miesz­cze­niu; su­fi­cie, z któ­re­go są­czy­ła się dziw­na ja­sność, nie­ludz­kich, mar­twych cia­łach na pod­ło­dze oraz twa­rzach obu dziew­cząt. –> Zamiast średnika postawiłabym dwukropek.

 

Za­pew­ne od ja­kie­goś czasu zaglą­da­ła spod przy­mknię­tych po­wiek, co się dzie­je w kom­na­cie. –> Raczej: Za­pew­ne od ja­kie­goś czasu spoglądała/ obserwowała/ podglądała spod przy­mknię­tych po­wiek, co się dzie­je w kom­na­cie.

 

Po raz pierw­szy od dawna w oczach dziec­ka za­świe­ci­ły nie­śmia­łe, ra­do­sne iskier­ki.

Tara par­sk­nę­ła śmie­chem: – Tak wła­śnie było. –> Raczej:

Po raz pierw­szy od dawna w oczach dziec­ka za­świe­ci­ły nie­śmia­łe, ra­do­sne iskier­ki. Tara par­sk­nę­ła śmie­chem.

– Tak wła­śnie było.

 

Bagaż nie­zna­jo­me­go oka­zał się skó­rza­nym ru­lo­nem, któ­rego we­wnętrz­na stro­na skry­wa­ła licz­ne prze­gro­dy i kie­sze­nie. Za po­przecz­ny­mi pa­ska­mi tkwi­ły dziw­ne ostrza i szpi­kul­ce – cała śmier­cio­no­śna ko­lek­cja, a z kie­szo­nek wszy­tych w śro­dek zwoju wy­sta­wa­ło kilka za­kor­ko­wa­nych fla­ko­nów z gru­be­go szkła. Męż­czy­zna przyj­rzał się za­war­to­ści torby… –> Nie wydaje mi się, aby tobół/ rulon mężczyzny można nazwać torbą.

 

Tara pod­nio­sła się z pod­ło­gi na­cią­gając po­pla­mio­ną i po­strzę­pio­ną suk­nię. –> Czy Tara spała bez sukni i teraz, wstając, ubierała się?

A może: Tara pod­nio­sła się z pod­ło­gi, wygładzając po­pla­mio­ną i po­strzę­pio­ną suk­nię.

 

do­kład­nie obej­rzał całe po­miesz­cze­nie. Od wcze­śniej­sze­go róż­ni­ło się jed­nym szcze­gó­łem… –> Raczej: Od poprzedniego róż­ni­ło się jed­nym szcze­gó­łem

 

Pod ścia­na­mi stały czte­ry cięż­kie, dę­bo­we ławy, a w jed­nym z kątów plu­ska­ła mała fon­tan­na. Męż­czy­zna prze­su­nął w to miej­sce trzy stoły, a czwar­tym za­blo­ko­wał drzwi, któ­ry­mi we­szli do kom­na­ty. –> Czy ława i stół znaczą tu to samo? Bo nie wspomniałeś, że w pomieszczeniu były też stoły.

 

Dziew­czyn­ka krzyk­nę­ła prze­ra­żona i ze­rwa­ła na nogi. –> Dziew­czyn­ka krzyk­nę­ła prze­ra­żona i ze­rwa­ła się na nogi.

 

po­wie­dział na głos to, czego do­my­ślał się od pew­ne­go czasu. Mówił ci­chym i spo­koj­nym gło­sem. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

na ni­skim i wą­skim łożu le­ża­ła otwar­ta, obita skórą księ­ga. –> Raczej: …na ni­skim i wą­skim łóżku le­ża­ła otwar­ta, oprawiona w skórę księ­ga.

Łoże jest z definicji szerokie i przestronne.

 

Dzie­ci były wy­chu­dzo­ne i odzia­ne w po­dar­te łach­ma­ny. –> Wystarczy: Dzie­ci były wy­chu­dzo­ne i odzia­ne w łach­ma­ny.

Łachmany z definicji są zniszczone/ porozdzierane/ poszarpane.

 

W dłu­gich, luź­nych sza­tach do samej ziemi. –> Czy miał na sobie kilka szat?

 

klin­ga płyn­nie opa­dła w dół… –> Masło maślane. Czy mogła opaść w górę?

 

Jego czar­ne oczy zwę­zi­ły się w wą­skie szpar­ki. –> Brzmi to fatalnie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za wizytę, Reg, komentarz i uwagi. Poprawki, jako że uznaję je za techniczne i drobne, już naniosłem. Mam nadzieję, że nie wylecę za to z konkursu. I bardzo mi miło, że należysz do grona zadowolonych czytelników. 

Oczywiście masz rację. Kewell przechodził swego rodzaju test kwalifikacyjny ;)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Miło mi, Marasie, że uznałeś poprawki za przydatne. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Twoje uwagi, Reg, cenię sobie niezmiernie i zawsze uważam za przydatne.

A w biedocie to literówka była, pozostała po cięciu zdania.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dziękuję, Marasie. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Swoją drogą, Reg, przeczytać w komentarzu, że wszystko już zostało powiedziane i nie ma co pisać, pozostawia pewien niedosyt ;)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Wybacz, Marasie, że nie zaspokoiłam Twoich oczekiwań, ale wobec konkursowego urodzaju ledwie nadążam z czytaniem. Nawet nie liczę, ile majowych opowiadań czeka w kolejce. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Masz rację, Reg. Nie mogę być aż takim egoistą i megalomanem.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Marasie, dziękuję, za wyrozumiałość.

I nie wierzę, abyś miał jakiekolwiek zadatki na egoistę i megalomana.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dotarłem do Twojego opowiadania. Lekkie pióro. Sprawnie napisany tekst, ale to mi nie pomogło.

 

Dwie subiektywne komentarze:

 Wydaje mi się, że struktura fabularna zgrzyta. Nie załapałem zawiązania akcji, a przez to nie wiedziałem, co musi się wydarzyć – mogłem tylko przeczuwać, że chodzi o wyjście z labiryntu, ale w zawiązaniu akcji nie wiedziałem dlaczego bohaterowie się w nim znaleźli; drugie zawiązanie akcji zdaje się dotyczyć relacji z “obcym” – wówczas climaksem musiałoby być poznanie obcego, czy zabicie go. Na początku tekstu, nikt nie jest postawiony przed żadnym wyborem; nie miałem o kogo dbać. Tymczasem climaxem opowieści jest śmierć Tary, co sprawia, że opowiadanie nie jest o śmierci Kewella, później w rozwiązaniu akcji, epilogu w tym wypadku, pojawia się Green, który wszystko tłumaczy. Nie wiem, coś mi zgrzyta.

Być może to specyfika gatunku, ale bohaterowie walczący na śmierć i życie, monologujący o heroizmie i jednocześnie śpiący “głębokim snem”, głośno się śmiejący ze “stworzeń o świńskich pyskach” i bojący się ich, sprawili, że jeszcze bardziej pogubiłem się w tym, o co chodzi.

 

Z drugiej strony, po prostu nie jestem wielbicielem tzw. “naparzanek”, a część czytelników była zadowolona, więc istnieją spore szanse, że przemawia przeze mnie mój gust, a nie coś obiektywnego. 

 

Na duży plus jest to, że przeczytałem do końca ; D

 

Pozdrawiam,

Marlow

 

Dziękuję za wizytę i komentarz, Marlow. Powinienem być chyba umiarkowanie zadowolony z tego, że udało Ci się doczytać moje opowiadanie do końca. Twoje uwagi i zastrzeżenia biorę pod rozwagę, chociaż oczywiście nie ze wszystkimi się zgadzam. W mojej historii na pewno śmierć Tary nie była sednem, a tytułową śmierć Kewella należało potraktować symbolicznie. Oczywiście, jeśli nie jest to jasne dla czytelnika to znaczy, że zawalił autor. Również pozdrawiam.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Hmmm… Ciekawe, ciekawe. Trochę inaczej zrozumiałem zakończenie i jedynie tutaj odczuwam mały dysonans poznawczy. Mianowicie ostatnie zdanie (”Zza pleców dobiegł go radosny krzyk dziecka.”) odebrałem jako śmiech Edaine, a poprzedzające go wydarzenia jako ostateczny test i sprawdzenie, jak Kewell zareaguje na próbę przekupstwa i śmierć podopiecznej. Do tej interpretacji popchnęło mnie jeszcze kilka innych stwierdzeń w końcówce, ale skoro mnie poniosło, to nie ma co o tym wspominać.

Doczytałem w komentarzach:

Krzyk dziecka w ostatnim zdaniu miał sugerować, że się wydostały ze świątyni.

Tak czy inaczej, też jest ciekawie. Postać Kewella-Dunkara została bardzo fajnie wykreowana, a całe opowiadanie wciągnęło. 

Reasumująć, lektura bardzo satysfakcjonująca. :-)

Bardzo mi miło, Teofilu, że zajrzałeś, przeczytałeś z satysfakcją i skomentowałeś moje opowiadanie. Twoja interpretacja ciekawa, nie powiem, ale jednak nie było szans na ocalenie Edaine, musiała oddać życie za życie Duknara. Autor był w tym względzie bezlitosny ;)

Cieszę się także z tego, że kreacja Kewella-Duknara przypadła Ci do gustu, a opowieść wciągnęła. 

Pozdrawiam i życzę Tobie powodzenia w konkursie!

Po przeczytaniu spalić monitor.

Złamany wojownik, który zrozumiał czym jest naprawdę, wyrusza, aby się zemścić. Niby było i podczas czytania myślałam sobie, łeeee, o to chodzi? Nawet końcówka z lekka zachęciła mnie do kręcenia nosem, ale… cała historia jest umiejętnie poprowadzona, zachowania bohaterów nie zawsze są jasne, ale można je wyłuskać z lektury (a lubię takie podejście przedstawiające postacie, bez podawana na tacy). Poza tym, nie ma co ukrywać słabości – lubię motywy, które wykorzystałeś. Zrobiłeś to tak umiejętnie, że mogę się jedynie przyłączyć do zadowolonych głosów.

Deirdriu. Bardzo się cieszę, że ktoś tu jeszcze zagląda. Dziękuję za lekturę i komentarz. Skoro trafiłem z motywami, umiejętnie opowiedziałem swoją historię, a Ty jesteś zadowolona z lektury, to mogę tylko wyrazić swoje zadowolenie. I nie przeszkadza mi zupełnie, że kręciłaś nosem – po to tu jestem, żeby się uczyć pisać lepiej. Każda krytyka to dla mnie nauka. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Piąte miejsce na mojej konkursowej liście. Dlaczego wybrałem „Drugą śmierć Kewella”?

 

– Klasyczne fantasy w stylu „D&D” z bardzo dobrym wykonaniem i interesującym zakończeniem. Początkowe fragmenty tekstu niby niezbyt oryginalne, ale jednocześnie wciągające i skutecznie wprowadzające pewien nastrój tajemnicy. Nastrój wzmacniany nie do końca zrozumiałymi emocjami stopniowo „odkrywanych” bohaterów.

– Każdy z bohaterów ma w sobie coś charakterystycznego. Przede wszystkim Kewell, choć wybór najbardziej sztampowego herosa na jedną z głównych postaci na pewno był ryzykowny. Osobiście to ryzyko, a co za nim idzie – celowo przerysowany bohater, przypadło mi do gustu. Cechy postaci przedstawiane konsekwentnie i wyraźnie.

– Przyjemny styl przyspieszający lekturę. W sam raz do tego typu tekstu.

– Motyw konkursowy wyraźnie pokazany (w zasadzie bez niego opowieść by nie istniała). Podejście też… hmm… sztampowo-oryginalne? ;)

O dzięki Ci Perrux za mój pierwszy i jedyny punkt! Dziękuję za komentarz i pamięć o moim opowiadaniu. Ten punkt naprawdę wiele dla mnie znaczy.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Zacznę od tego, co robi największe wrażenie. Czytałem, czytałem i robiłem się coraz bardziej śpiący, bo późna już godzina. Kończę rozdział i chcę iść spać. Patrzę, ile zostało mi do końca. Raz ruszam palcem i już widzę napis „KONIEC”. Aż nie mogłem uwierzyć jak płynnie i wciągająco czyta się Twoje opowiadanie! „Druga śmierć Kewella” (nie rozumiem, skąd ten tytuł) jest napisana ładnie i ma klimat rasowego fantasy, w którym poczułem się dobrze.

Momentami jednak fabuła mi zgrzytała. Opowiadanie trochę za bardzo przypomina grę komputerową. Niepokonany bohater podróżuje po zamkniętej lokacji i siecze kolejne hordy wrogów…  Rozumiem, że wynika to z pomysłu, ale trochę to przeszkadza. Szczególnie, że w gry nie gram, ponieważ nie uważam je za szczególnie ambitne, a czasu zajmują za dużo.

Trasę przemierzaną dniami, Kewell przebiegł potem szybciej, jeśli dobrze zrozumiałem?

Sam pomysł jest niezły, spodobała mi się materializacja obrońcy. Dar dziecka to temat intrygujący, dlatego szkoda, że nie starczyło Ci miejsca na wyjaśnienie, kim są Patriarchowie. 

Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Pietrek Lecter. I Tobie dziękuję za lekturę oraz komentarz. Cieszę się, że czytało się gładko i że "zajechało" rasowym fantasy. To dla mnie spory komplement :). Zgrzyty fabularne biorę na klatę. Tak. Kewell przebiegł ten dystans szybko, taki był widać zamiar Tary, albo może przestała się przykładać do materializowania komnat i korytarzy, które bohaterowie mieli za sobą. Wszystko tam było ułudą, umowną rzeczywistością. Tytuł. Hmm. Bohater jest jakby swoistą reinkarnacją czy uosobieniem kilku bohaterów o których czytała dziewczynka. Jednym z nich był Kewell. Ale jednak gdy bohater wybiera Duknara, symbolicznie uśmierca Kewella po raz drugi.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Aaa, teraz rozumiem!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Misia wciągnęło, chociaż nie przepada za dużą ilością krwi i walk. Interesująco pokazana w konwencji fantasy moc umysłu dziecka i nie tylko.

Dzięki, Koala75, za obiecaną wizytę i komentarz. Fajnie, że wciągnęło. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Cześć!

 

Trochę to trwało, ale wreszcie znalazłem chwilę, by przeczytać. Kawał mrocznego, tajemniczego fantasy z mnóstwem niedopowiedzeń. Czytało się doskonale i tekst wciągał. Pokazujesz niezbędne minimum, tak by czytelnik miał co sobie dopowiadać, po swojemu zalepiając białe plamy. Miejscami się to sprawdza wyśmienicie, miejscami przeskoki są zbyt szybkie imho (zakładam, że był jakiś limit, z którym walczyłeś).

Nie złapałem, dlaczego chodzili po labiryncie ani dlaczego przez “kilka dni” bohater nie wpadła na to, by o cokolwiek zapytać dziewczyny. Tak jakby dopiero w ostatniej scenie w labiryncie zaczął myśleć i analizować, co się dzieje. Tak właściwie, jego postawa jest bardzo “liniowa”: z początku praktycznie nie jest zagubiony a później przyjmuje wszystko na chłodno. Mistrz siły spokoju… ale w sumie to heros.

Sam pomysł przedni, jest tajemnica i nie sposób przewidzieć, co się zaraz wydarzy. Jak na stworzonego z dziecięcych wyobrażeń, bohater jest zdecydowanie zbyt dorosły i spójny, ale znowu, pokazałeś to bardzo zdawkowo, więc tekst się broni. Może faktycznie dziewczynka jedynie wyglądała jak dziecko.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Witaj, Krar85!

 

Trochę to trwało, ale wreszcie znalazłem chwilę, by przeczytać. Kawał mrocznego, tajemniczego fantasy z mnóstwem niedopowiedzeń. Czytało się doskonale i tekst wciągał. 

– bardzo się cieszę, że znalazłeś chwilę, Krarze, by odkopać i przeczytać ten stary dosyć tekst. Z tego "uniwersum" (powiedzmy uniwersum Kerva) to moim zdaniem tekst z najlepszym pomysłem (na bohatera głównie), ale niestety najsłabiej napisany. Muszę go podszlifować kiedyś.

 

Pokazujesz niezbędne minimum, tak by czytelnik miał co sobie dopowiadać, po swojemu zalepiając białe plamy. Miejscami się to sprawdza wyśmienicie, miejscami przeskoki są zbyt szybkie imho (zakładam, że był jakiś limit, z którym walczyłeś).

– oczywiście, był limit i oczywiście także przeskoki wymagają doszlifowania.

 

Nie złapałem, dlaczego chodzili po labiryncie ani dlaczego przez “kilka dni” bohater nie wpadła na to, by o cokolwiek zapytać dziewczyny. Tak jakby dopiero w ostatniej scenie w labiryncie zaczął myśleć i analizować, co się dzieje. Tak właściwie, jego postawa jest bardzo “liniowa”: z początku praktycznie nie jest zagubiony a później przyjmuje wszystko na chłodno. Mistrz siły spokoju… ale w sumie to heros.

– w sumie to rozmawiają trochę o swojej sytuacji, poza tym Dukenar/Kewell był dosyć mocno skołowany, nie miał pojęcia, kim sam jest, gdzie jest itd. no i był zajęty walką. A może właśnie takim go wymyśliła Edaine? 

 

Sam pomysł przedni, jest tajemnica i nie sposób przewidzieć, co się zaraz wydarzy. Jak na stworzonego z dziecięcych wyobrażeń, bohater jest zdecydowanie zbyt dorosły i spójny, ale znowu, pokazałeś to bardzo zdawkowo, więc tekst się broni. Może faktycznie dziewczynka jedynie wyglądała jak dziecko.

 

– a to bardzo ciekawa uwaga i zapewne poniekąd słuszna. No ale jaki to byłby bohater i obrońca, gdyby był szyty na miarę dziecięcych niepoważnych fantazji? Poza tym to nie był pierwszy heros, jakiego wymyśliła Edaine po lekturze tych wszystkich ksiąg, które musiała czytać. Poprzedni zginęli jak jeden mąż, może więc z czasem, po nieudanych próbach, starała się stworzyć bardziej konkretnego i poważnego faceta?

 

Raz jeszcze dzięki za wizytę, lekturę i komentarz oraz piątaka. Teraz wypada zajrzeć w rewanżu do marsjańskiego prequela. Na tajnym czacie niektórych fajnych byłych lożan i fajnych niektórych obecnych lożan został mi niedawno polecony.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Raz jeszcze dzięki za wizytę, lekturę i komentarz oraz piątaka.

Na radarze tekst miałem od dawna, ale zwyczajnie czekałem na “nastrój” na czytanie mrocznego fantasy (Twoje poprzednie teksty, które czytałem, oraz tagi, sugerowały coś takiego i oczekiwania zostały spełnione) bardzo lubię takie klimaty, tylko nie zawsze mam czas, by łyknąć na raz 60k znaków, a jak czytam na raty to nie wczuwam się aż tak i nie daje mi to aż tyle radości z czytania.

Teraz wypada zajrzeć w rewanżu do marsjańskiego prequela.

Zapraszam serdecznie.

Na tajnym czacie niektórych fajnych byłych lożan i fajnych niektórych obecnych lożan

Spisek! ;-)

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, mr.maras.

Kolejne świetne opowiadanie. Od początku mnie wciągnęło, bardzo fajnie zarysowałeś relację sióstr i zacząłeś budować napięcie. Bohaterowie wyraziści, zaintrygowali mnie do tego stopnia, że po prostu połknąłem tekst. Powoli odkrywałeś kolejne tajemnice, a ich rozwiązania mnie usatysfakcjonowały, czasem bardziej, czasem mniej. 

Scena zabicia starca wydała mi się lekko przyśpieszona, ale to bardzo subiektywne odczucie. Prawie wszystko mi się podobało i ze smutkiem stwierdzam, że nie mam na co narzekać ;) A chciałbym pomóc. 

Pozdrawiam serdecznie!

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Witam, Młody Pisarzu :)

 

Zacznę od tego, że zauważyłem kolejny tekst Twojego autorstwa, i jak tylko uporam się z testem na empik (walka trwa), wpadnę pod oba z konkretnym komentarzem.

Powyższe opowiadanie jest jednym z trzech ze świata Kerva i Duknara (obok "W Miesiącu Godów" i "Bestiariusza niekompletnego"). W moim odczuciu niestety najsłabszym. Ale geneza postaci Duknara nadal mi się podoba i ten bohater na pewnie wróci w kolejnych odsłonach, bo ma sporo do zdziałania w tym uniwersum.

Dzięki za wizytę, miłe słowa i do zobaczenia!

Po przeczytaniu spalić monitor.

Nowa Fantastyka