- Opowiadanie: Staruch - Karpia dzień, czyli JaFonowi wypaplane

Karpia dzień, czyli JaFonowi wypaplane

O czym jest moje opko? Wanesa K., współczesna Karyna, pragnie stać się legendą, legendą na miarę naszych czasów.

Pomysł na opowiadanie narodził się po przeczytaniu kolejnych internetowych bajdurzeń na pewien oklepany temat. Świadomie sprowadziłem go niemal do absurdu, nadając opowiadaniu formę groteski, aż po granice grafomanii (mam jednak nadzieję, że nieczęsto przekraczane). Takie przerysowanie, skrzywienie pomogło mi wyrazić to, co chodziło mi po głowie.

Dużą inspiracją był dawno obejrzany film – „To właśnie seks” Josha Lawsona. Uzmysłowił mi bogactwo świata tzw. parafilii (czyli, nie wdając się w szczegóły, nietypowych preferencji seksualnych). Postarałem się do każdej przeze mnie wzmiankowanej (i do tych znanych bardziej, i tych mniej) dodać, za pomocą nieocenionej Wikipedii, przypis.

Zdaję sobie sprawę, że nadałem tekstowi formę niełatwą w odbiorze, fabuła też jest szczątkowa, ale uznałem, że tylko tak da się przedstawić skrzywiony przeze mnie świat. Liczę jednak na to, że znajdą się czytelnicy, którzy przebrną słowotok Wanesy i znajdą w nim (mniejszy czy większy) sens. Starałem się, by był tak krótki, jak to możliwe. Uprzyjemnieniu lektury ma służyć „okraszenie” tekstu żartami (często czerstwymi i wiekowymi - wiem), które jednak miały nadać opowiadaniu trochę lekkości. Humor i dowcip to jednak rzecz indywidualna dla każdego czytelnika, i z góry przepraszam tych, którzy się na moje żarty obruszą lub uznają je infantylnymi. Uwaga - zrobiłem też kilka świadomych literówek.

W opowiadaniu zawarłem pewną zagadkę (defekciku Wanesy), którą można odgadnąć dzięki wskazówkom, które rozsiałem w tekście. Pełne wyjaśnienie tej zagadki daje oprawa muzyczna, którą szczegółowo opisuję w pierwszym, odautorskim komentarzu.

Po tym przydługim wstępie – życzę, mimo wszystko, przyjemnej lektury!

PS. I przepraszam za taką formę przypisów (umieszczone są na końcu opowiadania), ale strona na inną nie pozwala :/.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Karpia dzień, czyli JaFonowi wypaplane

0010.mp3

Dlaczego one się tak spóźniają? Cholernie zimno jest. Przez to globalne ocieplenie podobno. Franek nie może przecież wieki marznąć w drzwiach z tym… sztucerem, czy jak się tam nazywa ta jego nowa zabawka. Dżesika znowu robiła makijaż? Na bieganie? Myśli, że kogoś poderwie, głupia idiotka? A może im się samochód zepsuł? Tak trudno o dobrego mechanika dziś… Wiecie co? Ciekawe, jak to było w dawnych czasach. Babcia mi mówiła, że kiedyś dziewczyny takie jak ona biegały po Parku Leśnym same. I to nawet po zmroku! Dacie wiarę?! To były dziwne czasy jednak. Okej, sprawdzę czy wszystko mam: gaz pieprzowy jest, mikroparalizator (działa tylko przez trzydzieści sekund, a potem gość się budzi – pfffff, kicha – no nic, takie prawo), aplikacja alarmowa w fonie nastawiona. No dobra – będę na tyle bezpieczna, na ile się da. Czyli prawie całkiem. W końcu – raz się żyje, na całość trzeba zawsze chodzić! Dodatkowo Monika trenowała jakąś krawatmatę czy coś, to zawsze może pomóc. O, jadą, widzę światła. Bowiego se puszczę do biegania. „Outside” – odlotowa płyta. Może tak otworzyć się na sztukę w tym moim szarym życiu? Wszyscy legendarni mieli jakieś odpałowe zainteresowania, czyż nie? Gorsza będę? Startujemy, no to na razie tyle!

 

***

 

Reszta do przeczytania tutaj:

https://fantazmaty.pl/projekty/ja-legenda/ 

 

(natomiast rekomenduję zapoznanie się z podpowiedzią muzyczną, zawartą w pierwszym odautorskim poście)

Koniec

Komentarze

UWAGA! Wyjaśnienie muzyczne (czyli, dla tych, którzy wolą mieć wszystko „kawa na ławę”)

 

David Bowie – „1. Outside – The Nathan Adler Diaries: A Hyper Cycle”. Concept album, którego fabuła osnuta jest wokół śledztwa prowadzonego przez Nathana Adlera. Celem śledztwa jest zaliczenie (bądź nie) morderstwa nastoletniej Baby Grace do „prawdziwej sztuki”. Pokręcone, ale po więcej szczegółów zapraszam do przesłuchania płyty.

https://www.youtube.com/watch?v=anuk5o106ps

 

Venom – „Countess Bathory” z albumu „Black Metal”. Traktuje oczywiście o hrabiance Elżbiecie Bathory, która, aby się nie zestarzeć, brała kąpiele we krwi dziewic. Zamordowała (wespół ze swymi sługami) ponad sześćset osób.

https://www.youtube.com/watch?v=MbldM7JEIeE

 

Machine Head – „I Am Hell” z płyty “Unto The Locust”. Tu wystarczy fragment tekstu:

I am death 

Arms held outstretched 

I am hell 

Born this mortal shell 

I am wrath 

Take this bloodbath 

God sent me to kill you 

https://www.youtube.com/watch?v=Z_NFLN46Nv0 

 

In This Moment – czwarta płyta tego zespołu nosi tytuł “Blood”.

https://www.youtube.com/watch?v=5ZF5m-vmDzM&has_verified=1

 

Bauhaus – utwór pojawiający się na początku filmu „The Hunger” (czyli „Zagadka nieśmiertelności”, brrr, co za tłumaczenie) to „Bela Lugosi’s Dead” z płyty „Press The Eject And Give Me The Tape”. Traktuje (jak wskazuje tytuł) o, najsłynniejszym chyba, odtwórcy roli Drakuli, Władcy Wampirów, węgierskim aktorze Beli Lugosim.

https://www.youtube.com/watch?v=ZU_VqNiy1vo

 

Składanka „Hell Comes To Your House” ukazała się w roku 1985, także w Polsce. Znajdują się na niej m.in. utwory „Violence And Force” grupy Exciter i „Creeping Death” Metalliki. Rozpoczyna ją utwór grupy Manowar „Blood Of My Enemies”. I fragment tekstu:

I ride through the air -

I laugh as I die – with powers of evil

Dark knowledge is mine.

The ride of the wicked.

The first sin was trust.

Kill without warning – for blood now

I lust.

https://www.youtube.com/watch?v=xYXCHnnM03k 

Mam nadzieję, że teraz już jest jasne, co nie tak było z Wanesą K.

 

PS. To, co ten edytor robi z odstępami, to koszmar :/. No trudno, nie da się edytować inaczej i takie odstępy zostaną niestety.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No tak, teraz to już wiadomo, co było nie tak z Wanesą K. Podniecał ją wczesny Manowar!

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Przeczytałam opowiadanie. Kwalifikuje się do konkursu.

Masz dwa razy słowo kościół w tekście i raz powinno być napisane z dużej litery ;) Co do ***, według mnie estetyczniej byłoby bardziej odseparować je od tekstu i wyśrodkować. 

Komentarz odnoszący się do fabuły – po zakończeniu. 

Powodzenia w konkursie! :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

@Naz – się poprawiło. Lepiej wygląda?

@thargone – chłopcy z owłosionymi klatami cię kręcą? Jak się nazywa ta parafilia, niestety nie wiem ;).

 

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Pięknie!

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Pomysł jakiś był, ale jak dla mnie opowiadanie raczej przypomina skrócony przewodnik po zboczeniach. W zasadzie sam sobie już zarzuciłeś wszystko – szczątkową fabułę, przypisy i grafomanię. Tę ostatnią rozumiem, bo chciałeś oddać charakter postaci, ale tu też gryzł mi się język, jakim się posługiwała bohaterka z “mądrymi” wtrąceniami, z których wymówieniem sam miałem lekkie problemy.

Ale przede wszystkim nie dostrzegam tematyki konkursu, bo wtrącenie o tym, że bohaterka chce być legendą to moim zdaniem za mało. Chyba, że miało wyjść, że jej defekcik jest legendarny, ale ja tego tak nie odebrałem.

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

chłopcy z owłosionymi klatami cię kręcą? 

Kudłatorsofilia.

A poważniej – byłem na krawędzi zmęczenia się stylem narracji, ale na szczęście to nie nastąpiło. Czytanie o tych wszystkich defekcikach było wszak dość zabawne. Cóż, lubię humor niespecjalnie, hmm, subtelny. Dlatego przeczytałem z zainteresowaniem, ale wydaje mi się, że o połowę mniejsza ilość znaków lepiej funkcjonowałaby z taką formą i treścią. Tylko, ze wtedy tekst nie mieściłby się w legendowych widełkach. 

Przez jakiś czas zastanawiałem się, czy w tekście są jakieś poważniejsze nuty. Niby są, można na przykład zadumać się nad kondycją Człowieka, który, nawet w świecie, gdzie niemal wszystko wolno, i tak będzie próbował robić to, czego nie wolno. Można, ale nie wiem, czy trzeba. Może podśmiechujki z "defekcików" wystarczą… 

Ogólnie – fajny tekst, mimo męczącej formy, czytało się nieźle. Czy zapamiętam na wieki… Chyba nie. 

Edycja:

Zapomniałem dodać, że doceniam warstwę muzyczną. W ogóle lubię mieszanie muzyki do opowiadań :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Też się niejednokrotnie zastanawiałam,do czego doprowadzi coraz bardziej promowana tolerancja. Z drugiej strony obserwuję narastająca tendencję do nadopiekuńczości, z przerażeniem obserwuję tę powszechną hodowlę sierot życiowych, które dostaja na talerzu gotowe rozwiązanie każdego problemu oraz wsparcie i solenne zapewnienie, że są wybitni i właściwie wszystko im się uda, byle mieli pozytywne nastawienie. Z tego powodu myślę, że jednak nie dojdzie do przedstawionego w opowiadaniu rozpasania i braku kontroli. Chociaż, może kiedy to pokolenie frustratów przejmie ster… 

Trudno mi powiedzieć cokolwiek o stronie technicznej opowiadania, bo wymyka się regułom ;) Strumień świadomości, to chyba najtrafniejsze określenie. Potraktowałam to jako groteskę, więc nie próbowałam dopatrywać się w tym sensu, czy schematów.A już z pewnością nie chcę wiedzieć, z czego ona robi te dżemiki ;)

Nie znudziłam się, choć nie wiem, czy wytrwałabym, gdyby było dłuższe. Ciekawy eksperyment. 

Przydługi monolog Vanesy zdał mi się dość monotematyczny, a przez to monotonny i w pewnym momencie zaczął zwyczajnie nużyć.

Doceniam kunszt wykonania i specyficzny humor, a jednocześnie zdaję sobie sprawę, że pewnie wiele mi umknęło, albowiem czytałam Karpia dzień… niezgodnie z instrukcją – zrezygnowałam z sugerowanych ilustracji muzycznych.  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ponownie podpisuję się pod opinią regulatorzy. 

 

Sory stary, to było przez chwilę naprawdę zabawne. ale przez krótką chwilę.

Zrobienie z tego całego opowiadania jest jakaś formą defekciku.

 

Nie czuć było sztuczności i pisania na siłę. Gratuluje lekkości stylu.

Pzdr.

Waść na lekkości żeś tu sklecił tekst.

Muzyka mnie tam pasowała :D

I o ile tekst z początku był zbawny to w miarę czytania, styl bełkotu blondynki, zaczął drażnić.

Spoko bo przemyślane i z riserczem, i wizja świata ciekawa tylko forma taka jakaś nie do końca w me gusta. Ukręcił byś z tego dobrej kiełbasy, ino trza było pełnokrwiste opowiadanie pisać!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dzięki za komentarze!

@Skull – jedną z cech Wanesy jest tzw. chytrość. Czyli – jeśli mądre słowa mogą działać na jej korzyść, to wyuczy się ich na pamięć i będzie klepać, udając czasem intelektualistkę. Ja to tak widzę. A temat konkursu? Martwi mnie to, że każdy chce być dziś “legendą”. Nawet, jeśli powodem tej “legendarności” jest np. pokazanie gołego tyłka w internecie czy rzyganie na wizji. To miała być ironia, jeśli nie wyszła, to sorry!

@Thargone – jakieś poważniejsze nuty chciałem zawrzeć, ale chyba zbyt głęboko ukryłem :).

@Wilczyca – a takie “poważne nuty” to właśnie coś, co chciałbym, aby czytelnikowi przemknęło przez głowę po lekturze. Czy dosłowne traktowanie hasła “róbta, co chceta” to jest to, czego chcemy? 

@Regulatorzy – posługiwanie się ściągą muzyczną nie jest konieczne, ale wtedy odgadnięcie “zagadki” wymaga dość szczegółowej lektury. A piosenki wyjaśniają temat łopatologicznie.

@Dalekopatrzacy – mam nadzieję, że od defekcików jestem wolny ;). Dobrze, że choć styl się podobał.

@Mytrix – gdybym umiał napisać takie opowiadanie, to bym napisał :). Ale gdybym chciał upchnąć cała treść paplania Wanesy w jedno opko, to limitu by nie wystarczyło.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A piosenki wyjaśniają temat łopatologicznie.

Tyle że ja, Staruchu, języków obcych nie posiadam i potrzebowałabym łopaty wykładającej po polsku. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg.

wolnym tłumaczeniu:

 

I am death 

Arms held outstretched 

I am hell 

Born this mortal shell 

I am wrath 

Take this bloodbath 

God sent me to kill you 

Jestem śmiercią

Ramiona rozpostarte

Jestem piekłem

Zrodzony w tej śmiertelnej powłoce

Jestem gniewem

Przyjmij tę krwawą łaźń

Bóg mnie zesłał bym cię zabił

 

I ride through the air -

I laugh as I die – with powers of evil

Dark knowledge is mine.

The ride of the wicked.

The first sin was trust.

Kill without warning – for blood now

I lust.

 

Galopuję poprzez powietrze -

Śmieję się gdy umieram – z mocami zła

Mroczna wiedza jest moja.

Przejażdżka niegodziwców.

Pierwszym grzechem było zaufanie.

Zabić bez ostrzeżenia – pałam żądzą krwi.

 

:)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dziękuję, Mytriksie. Okazałeś się być całkiem niezłą łopatą! ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przyjmuję takie wytłumaczenie tematu konkursu :)

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Jak to mówią:

Tata lata jak łopata.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

A mnie się spodobało.

Tam, gdzie Wanesa nie sili się na używanie trudnych słów, napisane całkiem dobrze.

Przekonałeś mnie oryginalnością świata (a do tego jest on bogaty w szczegóły – jak ci strażnicy voyeuryści). No, niby o większościach z tych rzeczy słyszałam, ale zebrane razem – robią wrażenie. I jednak nie o wszystkich, więc dochodzi walor edukacyjny.

Bohaterka niby sztampowa, ale pewna niezwykłość z niej wyłazi. I rozwiązałam zagadkę bez muzyki, więc dodatkowy powód do satysfakcji mam.

Fabularnie rzeczywiście niewiele się dzieje, ale byłam ciekawa, co będzie dalej, czyli nie narzekam.

Z nawiązaniem do konkursowej legendy trochę słabo, ale jakieś jest.

Edytka: I jeszcze humor do mnie przemówił. Zestawienie rzeczywistości i zdania Wanesy o Gumisiu – piękne.

Babska logika rządzi!

Defekcik odczytałem bez pomocy ścieżki dźwiękowej.

Myślę, że trochę zabrakło umiaru w realizacji pomysłu. Bo wizja dekadenckiej przyszłości i libertariańskiego nihilizmu całkiem ciekawa, ale utonęła w mariolkowatej narracji, przygnieciona dodatkowo katalogiem zboczeń. Gdyby było ich o połowę mniej, tekst paradoksalnie mógłby być bogatszy w znaczenia. Choć z drugiej strony nie można mu odmówić aspektu edukacyjnego. Kwestia praktycznych wniosków wynikających ze znikomej częstości występowania „wielowektorowej dysocjacji popędu seksualnego” daje do myślenia ;)

 

Yes, yes, yes!

Finklo, lejesz miód na moje palce (jakby powiedziała Wanesa :)). Trudne słowa wepchnąłem, bo jakoś chciałem ten świat uzasadnić. Jest zdecydowanie mało możliwy, więc chciałem go trochę uprawdopodobnić.

Tak z czystej ciekawości – kiedy się domyśliłaś, co ukrywa pani W.K.?

 

Dzięki Coboldzie. I trochę chciałem naszej bohaterki bronić. Bo dla mnie ważniejsza jest nie ta część jej osobowości, o której paple, a ta, którą ukrywa!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wiesz, jedna śmierć dziecka to tragedia. Dwie – podejrzana sprawa. Gdzieś przy trzeciej wszystkie kawałki wskoczyły na swoje miejsce.

Babska logika rządzi!

Czyli ten trop. Dość oczywisty, nieprawdaż? A na przedmioty zwróciłaś uwagę?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ale ją się pochwalę, że prawie od początku wiedziałem o co chodzi, bo kojarzę dowcip z karpiem :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Na przedmioty nie bardzo. No, ma laboratorium w piwnicy, ale to jeszcze nic nadzwyczajnego.

Babska logika rządzi!

W laboratorium (jak sama mówi, do produkcji dżemików i bimbru) ma kaniule. Po co? Na początku opka W.K. wspomina, że gdy będzie sławna, to pokażą… coś i coś, oraz wspomną o czymś. Te przedmioty się później pojawiają. Ale to trzeba mieć pamięć absolutną, albo drobiazgowo czytać :). 

Przedmioty to drugi trop, jest jeszcze trzeci, hm. “historyczny”, ale ten jest najbardziej ogólny.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Kaniule olałam. Za to Porfiry przemówił do podświadomości. I ta jego anemia. I jeszcze pierwszy chłopak swoje zrobił.

Babska logika rządzi!

A tak. Porfiry, pierwszy chłopak, wychowanie przez babcię i ojciec, którego się przeklina. To ten trzeci, mglisty nieco, trop “historyczny”.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Mi także podeszło opowiadanie. Bo język, owszem, prostacki, pod koniec męczył, a wstawki “mondrościowe” nie zawsze działały. Jednak gdy już zedrze się tę warstwę, zaczyna się dostrzegać pełny ciekawych obserwacji opis świata przedstawionego. Groteskowego i przerysowanego, ale niepozbawionego przemyśleń i spostrzeżeń, z których część byłbym wstanie odnieść do obecnej rzeczywistości.

Na plus także drobne szczególiki świata, które przedstawia bohaterka.

Zagadka sprawiła mi mały problem, ale w końcu i ja myślę, że doszedłem do jej rozwiązania.

Podsumowując: ciekawy w formie tekst – niełatwy i mogący być trudny do strawienia dla wszystkich, ale jak już podpasuje, to ten koncert fajerwerków staje się szalenie satysfakcjonujący.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWheremanie, dzięki wielkie! Coś takiego chciałem osiągnąć. Bełkot Karyny, za którym kryje się niezbyt sympatyczny świat. 

Jak już mówiłem – świat na tyle nieprawdopodobny, iż uznałem, że stworzenie opowiadania “realistycznego” jest tu niemożliwe (inna sprawa, że moje umiejętności są jeszcze zbyt nikłe, żeby taki tekst sprawnie i wiarygodnie napisać). Stąd – forma groteski, gdzie za światem z telewizji śniadaniowych i portali plotkarskich czyha coś naprawdę niepokojącego, a nawet groźnego.

W każdym razie – na taki odbiór liczyłem. Super, dzięki!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

W pierwszych chwilach mi się podobało. Potem poczułam się jak przy za długim kabaretowym skeczu. Jednak wkrótce zaczęły do mnie docierać elementy Twojego świata przedstawionego, które przemyciłeś w tej na pozór infantylnej narracji – a zrobiłeś to całkiem sprawnie.

Interpretacja tematu podobała mi się bardzo! Właśnie to jest fajne, kiedy konkursowicze nie idą najbardziej oczywistą ścieżką, którą narzuca temat, ale szukają swojej interpretacji.

Zarzut – trochę się jednak dłużyło. Wskazówki muzyczne – nie do końca mnie to przekonuje, chyba wolę jak literatura broni się sama, ale to tylko kwestia osobistych upodobań.

Podsumowując – przyzwoity tekst, niegłupi, wyróżniający się formą. Zasługuje na punkcik.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Temat… Kto to jest – “legenda”? W fantastyce – wiadomo: Gandalf, Paul Atryda czy Geralt. A w naszych czasach? Słowo “legenda”, jak i “kultowy”, strasznie rozmieniło się na drobne. Czy legendami są Kim Kardashian, siostry Godlewskie albo Zenek Martyniuk? Dlaczego każdy chce zostać dziś ”legendą” za wszelką cenę (patrz wszelakie ekipy z New Jersey czy Warszawy, nagie randki czy inne “dziara za dziarę”)? I taka Mariolka, aspirująca do miana “legendy naszych czasów”, objawiła się mej wyobraźni :).

Co do podpowiedzi muzycznych. Gdyby to było opowiadanie na papierze, jedno z kilku w piśmie czy zbiorze opowiadań, to odpuściłbym. Ale to forum – opowiadań od groma, czasem czyta się śpiesznie, szczegóły umykają (wiem po sobie). Toteż wyłożyłem wszystko “kawa na ławę”, żeby nie trzeba było szukać wskazówek w tekście ponownie. Niektórzy je znajdą, niektórzy – sięgną po podpowiedź (która jest w komentarzu – można czytać, ale nie trzeba).

W każdym razie – dziękuję za pozytywny koment :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Przeczytałam ponownie i dostrzegłam to, co przy pierwszym czytaniu uszło uwadze. Innymi słowy – Karpia dzień… zobaczyłam jakby na nowo, a ponieważ kunszt wykonania i zacny dowcip doceniłam od razu, teraz wypada mi kliknąć. :D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Regulatorzy, że chciało Ci się pochylić ponownie :).

Tak to jest niestety z czytaniem z monitora – sam tak mam. Gdyby to było na papierze, to wtedy da się wrócić, odłożyć, podumać… A z monitora – jakoś się nie chce.

Jeszcze raz – dzięki :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No bo, Staruchu, zirytowałam się, że umknęło mi coś, co powinnam dostrzec od razu. Więc wróciłam. I dostrzegłam. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Za głęboko zakopałem ;)? Nie jestem na tyle sprawnym pisarzem niestety, żeby zakopać tuż pod powierzchnią. Tak że wystaje czubek tylko, a Ty ciągniesz i ciągniesz, aż wyciągasz nosorożca za róg.

Może kiedyś :)?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Kiedyś? Jestem przekonana, że raczej niebawem. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nawet niezłe. Co prawda styl tego rodzaju potrafi zmęczyć, ale na szczęście opowiadanie nie jest szczególnie długie. Fajnie, że udało się trzymać stylu konsekwentnie – mam wrażenie, że czujesz się w nim swobodnie (nie sugeruję, że to Twój naturalny… ;D )

Opisujesz bardzo charakterystyczny świat i dla mnie to jest jedna z największych zalet tekstu. No i sam pomysł na przedstawienie defekcików ciekawy.

Z minusów – miejscami treść według mnie trochę za bardzo zbacza w kierunku grafomanii, chociaż w większości trzymałeś się w rozsądnych granicach. No i jednak mimo wszystko przyjemność z czytania tekstu napisanego w ten sposób zawsze będzie jednak mniejsza od lektury opowiadania prawdziwie literackiego i dobrze napisanego. Ale na pewno miałeś tego świadomość.

Ogólnie – udana próba wyłamania się ze schematów.

Dzięki, Perrux!

Niestety – próby napisania opowiadania “prawdziwie literackiego” na razie kończą w czeluściach mojego twardego dysku. A styl pierwszoosobowy, “mariolkowaty”, ma swoje plusy. Można uniknąć opisów przyrody :P!

I chyba w opowiadanie stricte “literackie” nie dałoby się wcisnąć tyle treści, co w monolog Wanesy.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Zgadzam się – to wcale nie był zarzut. Nie każde opowiadanie musi trzymać się prawdziwie literackiego stylu ;) Fajnie, kiedy autorzy od czasu do czasu próbują czegoś innego.

Bardziej chodziło mi o fakt, że wielu czytelników pod koniec lektury będzie zmęczona tym z natury nieprzyjaznym do czytania stylem. Tego w przypadku monologu Wanesy nie dało się uniknąć.

Z tego, niestety, zdaję sobie sprawę. Dlatego chciałem, żeby opko było możliwie najkrótsze.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Przeczytałam i ja. Tekst bardzo mi się podobał. Lubię groteskę i wykonanie jej wyszło Ci znakomicie. Udana stylizacja, kuriozalne myślenie, zestawienie komizmu z elementami przerażającymi i odrażającymi, do tego ciekawy portret wypaczonej ideologii, czyli wszystko, co w grotesce powinno się znaleźć. Nie wiem, co jeszcze mogę dodać, jest to jeden z lepszych tekstów, które tutaj widziałam, więc skoro w bibliotece już się znalazł, mogę jedynie nominować go na tekst miesiąca :) Powodzenia w konkursie. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Rosebelle, wydrukuję sobie, oprawię i powieszę na ścianie Twój komentarz :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Zrób to, wtedy będę mogła sobie mówić, że ktoś jednak drukuje moje teksty ;D

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Ja też jestem wyjątkowo zadowolona z lektury. Może nie do końca wszystko zrozumiałam tak jak powinnam, ale to już wina moich dziur w mózgu, a nie tekstu :)

Na pewno mocno ponadprzeciętne i ciekawe opowiadanie, w którym autor wykazuje się niebyle bystrością i oryginalnością. 

Pozdrawiam serdecznie.

Katiu, każdy czerpie z lektury tyle, ile chce. Ani mniej, ani więcej. 

Dziękuję za pochwały i również pozdrawiam :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No i mam problem, bo z jednej strony doceniam wczucie się w postać narratorki, nietypową formę, risercz (musisz mieć ciekawą historię wyszukiwania ;)) i podejście do tematu konkursu. No ale… wymienianie kolejnych filii jakoś mnie zmęczyło. Humor też nie mój, za bardzo “kabaretowy”.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

No widzisz – jak pięknie się różnimy :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dość oryginalna i przyznam, że przerażająca wizja przyszłości. Na pewno zmusza do zastanowienia nad granicami tolerancji i nad tym do czego może doprowadzić.

Monolog bohaterki, pomimo że fajny i humorystyczny, momentami mnie męczył. Przyznam się, że nie do końca wszystko zrozumiałam, bo śmierć dzieci i Wanesa – jako Hamurabi Lektor wiele wyjaśnia, ale nie kojarzę dowcipu o karpiu, więc pewnie coś mi umknęło.

Ale tak ogólnie, to fajne. :)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Dowcip o karpiu – to różne wariacje na temat tłumaczenia carpe diem. Ja lubię “Karpia gdy jem”. :-)

Babska logika rządzi!

AQQ, karpia dzień = carpe diem. Nie mój pomysł, gdzieś słyszałem. W telewizorach zdaje się.

A odnosząc się do treści – mówi nam się, że tak mamy żyć. Dziś, teraz, wszystko na już. Hulaj dusza, piekła nie ma. Liczy się tylko aktualna, momentalna satysfakcja. Tak chciałem to przekazać. Jeśli nie wyszło za bardzo, to sorry.

I dziękuję za pochwały :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Niestety nie znałam żadnej wariacji, ale teraz mniej więcej kumam, o co chodzi. Osobiście pamiętam tylko jeden dowcip, o koniu w imadełka.

 

Edit: Zobaczyłam, twoją odpowiedź, Staruchu.

Ależ wyszło! Główną ideę odczytałam bez problemu, tylko miałam problem z tym karpiem. Ale już rozumiem. Dzięki. :)

 

 

 

 

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Koń w imadełka? Tego to ja z kolei nie znam. Podziel się :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

To bardzo długi i dość abstrakcyjny dowcip. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie napisać na jego podstawie opka na Grafomanię, ale póki co trzymam go w zanadrzu i może kiedyś się pochwalę. :)

 

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Też nie znam konia w imadełku, więc dołączam się do apelu. Możesz napisać poza Grafomanią.

Co do konia, u nas w liceum był chór Con fuoco, dla uczniów “koń w oko”…

Babska logika rządzi!

Finkla, a ja słyszałam, że ty znasz wszystkie dowcipy świata. :)

Może kiedyś napisze, jak się uporam z Legendą.

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Nie wszystkie (niestety), tylko marne tysiące.

Babska logika rządzi!

Oj, zupełnie nie mój klimat, odbiłem się od tego tekstu. Stylizacja konsekwentna, ale szalenie irytująca; też zupełnie nie mój typ humoru. A do tego dopiero przeglądając komentarze zorientowałem się, że trzeba to było czytać z jakąś muzyką w tle, bo olałem rozwleczoną przedmowę. :p

Cóż, może następnym razem bardziej mi się spodoba. Nadal mam w głowie Twój tekst z konkursu Cienia. Pozdrawiam!

Zdawałem sobie sprawę, że taka stylizacja może męczyć. Po to wstawiłem “rozwleczoną przedmowę”. Ale inaczej (moim zdaniem) tego świata nie dałoby się opisać. Trudno! Może następnym razem ;)?

A muzyka nie jest wcale konieczna, ale ułatwia odgadnięcie zagadki.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie wiem co mi zrobiłeś – przez tekst płynąłem. Leciaaaaałem na biegu jałowym. I nie pamiętam, co się właściwie stało. Bezpiecznik szlag trafił, chyba. :D

Ale zacząłem jeszcze raz, skupiłem się i podobnie jak thargone – przetrawiłem. Kazałbym to wystawić studentom aktorstwa w ramach zaliczenia – a niech się starają (możliwe, że jest na to jakaś -filia).

A potem doceniłem grzyby w tym lesie. Choć kilka ukryłes między papierzakami. ;)

 

Podjęcie tematu nihilizmu zdecydowanie na plus – mówi się, znaczy mądre głowy w tivi mówią, że to przez internety i generalnie technologię. Bo ludzie to dostają wolność wyboru i to taką wielką, że jak zaczną kapować co za wielką wolność posiadają, w wyborze samego siebie – bez żadnych akcji i reakcji społeczeństwa – to zaczynają, tfu, malować się, uszy i pempki przekłuwać. Potem się zaczyna: dlaczego mam przestrzegać prawa? dlaczego mam podporządkowac się społeczności? dlaczego mam identyfikować się z jakąkolwiek inną wspólnotą niż wspólnotą identycznych mnie? …Rosół? Jeśli ma być taki "jak u Babci", musi być przygotowany z kury wiejskiej, kupionej na targu, lub otrzymanej w prezencie od rodziny ze wsi. Drób pochodzący z fermy zupełnie się do niego nie nadaje. Podstawową zasadą gotowanie rosołu jest to, by mięso zawsze wkładać do zimnej wody i gotować na małym ogniu. Jeśli się tego nie uczyni i mięso zostanie włożone do wrzątku, jego białko się szybko zetnie i nie odda ono całego smaku wywarowi. Lotem ipsum.

Pliki z fragmentami audio nazwałbym trochę inaczej. Mam taki generator losowy w głowie – aksjbdsa, qweqwe, asd123. Palcami w klawę. Zresztą kto tru nagrywa w empetrójkach? Tylko flaczki, po nich ucho takie syte, jak brzuszek po zupie!

Wanesa momentami tak rozgadana, że aż irytująca. Powiedziałbym jej, że mnie w dupe weź pocałuj, ale jescze się trafi taki, co w tivi pokazywali (filmów nakręconych w japońskim metro, jak jeden z takich drepta i podwąchuje innych, dostępny jest w necie. Nie podlinkuję, bo dziwnym trafem, hostowany jest na brzydkich stronach).

Wanesso – jesteś idealnie taką bohaterką, na którą nie zasługujemy!

Tak właściwie, Stnie, to nie wiem czy ganisz, czy chwalisz ;). Bo raczej wolałbym, abyś nie przeleciał opowiadania na biegu jałowym, a statecznie na trójce, zatrzymując się czasem, by pooglądać widoczki.

A tak poważnie – pomysł na opowiadanie narodził się po przeczytaniu kolejnych internetowych bajdurzeń o wolności. Czy naprawdę wolność jednostkowa, niczym nieskrępowana, jest tym, czego najbardziej pragniemy? A gdyby tak przesunąć granice naszej obecnej wolności w jednej, nie tak znowu dużej (acz bardzo znaczącej), dziedzinie? Jak mógłby wyglądać taki świat?

Z wolnością wiąże się kolejna sprawa – skoro jestem nieskończenie wolny, to inni się nie liczą. Tylko ja, ja!, JA!!! Zauważ, że nawet telefon Wanesy nazywa się JAfon. Bo przecież – “ja” jest najważniejsze!

I czemu empetrójki? To tylko “gadany” pamiętnik, tu audiofilskiej wierności nie potrzeba. I tylko niektóre z monologów Wanesy zostały spisane. Wiesz, ile ich musi być w pamięci jej telefonu? Przecież ona paple bez przerwy. I skoro to JEJ dotyczy, to wszystko, dosłownie wszystko, jest ważne (w jej mniemaniu). Pominąłem monologi o strojach, jarmużu i jodze. A numery wpisów – z lekkiej przekory zapisałem je w systemie szóstkowym. Też mają pewne, szczątkowe, znaczenie :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A, w szóstkowym… nie rzuca się w oczy.

Babska logika rządzi!

Bardziej chwalę, choć początkowo złapałem zadyszkę. Po “przejechaniu” przez pierwszą ćwiartkę zacząłem jeszcze raz – i tym razem weszło. ;)

A gdyby tak przesunąć granice naszej obecnej wolności w jednej, nie tak znowu dużej (acz bardzo znaczącej), dziedzinie? Jak mógłby wyglądać taki świat?

Mam wrażenie, że zmierzamy do takiego świata. A raczej światów – moich informacyjnych i kulturowych bąbelków, oddzielonych od pozostałych grubą wartstwą filtrów wejściowych (internet – opieranie się na jednej i bardzo wąskiej rodzinie stron; światpogląd – obraza na wszystko, co (lub: kto) nie uznaje mnie za “ofiarę”, co dzieje się na amerykańskich uczelniach (wiem, że uogólniam, ale hej, YT jest tym zapchany). Czyniliśmy tak od zawsze, metkowanie się pod ulubionym rodzajem muzyki, styl ubioru, filmy, praca i codzienne zajęcia – każdym z nich wciskamy się w kolejne bąble, wygodnie się w nich rozsiadamy… i żyjemy z nadzieją, że nikt go nie przebije.

Rozsypujący się dotychczasowy układ społeczny – który to w jakiś sposób wymagał przemyślenia (choćby chwilowego) – teraz jeść: jem, przyjmuj, nie zastanawiaj się. Pierdyliard danych wejściowych, przez które zmienia się nas sposób postrzegania – gubimy gdzieś logikę i przestajemy uczyć się przez dalsze zgłębianie tematu (implikacje: definicja A wymaga w zrozumienieniu definicji B, B potrzebuje C, C prowadzi do D). Co robimy – czytamy po łebkach, głównie definicje i skróty, zamieniamy nasza pamięć zatem w zbiór posegregowanych i pogrupowanych sloganów, bez wgryzania się w nie. Inaczej: z sieci skojarzeń (gdzie węzły są punktami wspólnymi wybranych dziedzin), używać zaczynamy wiaderka, do których “wrzucamy klocki", bez większej wiedzy, co najczęściej znaczyą (i co można z nich ułożyć).

No, ale sam zaczynam lać wodę. Dobrze mi się mysli z kubkiem kawy w ręce. :D

 

Z wolnością wiąże się kolejna sprawa – skoro jestem nieskończenie wolny, to inni się nie liczą.

To jest zagadnienie przyszłości – kiedy VR zacznie dawać nam złudzenie bycia wszystkim, poczucia wszystkiego, posmakowania każdego możliwego (ale wirtualnego) doświadczenia. 

Po co mam żyć, skoro mogę wszystko – i już to zrobiłem? Zostanie BDSM – to moja ocena. Podporządkowanie temu, kto da nam kolejne, bardziej wyrafinowane i żłożone doznania. Przyjemne i bolesne, mózg przecież łaknie obu.

Nasze i mojsze wolności będą się nachodzić, a wtedy – jak zwykle – pałą konkurentowi w łeb. Tutaj jednak cyfrową, mentalną.

A, w szóstkowym… nie rzuca się w oczy.

Bo akurat te liczby, które wybrałem, są specyficzne. i okazało się, że da się jej zapisać bez używania cyfr 4 i 5. Ale właściwie – tylko “3030” ma jakieś większe znaczenie.

gubimy gdzieś logikę i przestajemy uczyć się przez dalsze zgłębianie tematu

Tutaj, niestety, czkawką odbija się podporządkowanie kształcenia rodzicom. Nauczycielom nie opłaca się wysilać i kształtować odpowiednich postaw. Kiedyś szkoła przynajmniej próbowała – pamiętam dyskusje, gdzie pół klasy była za jedną opcją, a pół za drugą. A następna lekcja – zmiana stron i hajda dyskutować dalej. Fajnie wyrabia krytyczne podejście. A teraz? Po co? Przyjdzie rodzic i powie: ale ja tyle dałem na Komitet Rodzicielski i mój aniołek ma tylko 3? I jeszcze czasem zbluzga i zmiesza z błotem. Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało!

Po co mam żyć, skoro mogę wszystko

Tego się boję, bo to już (po cichu) zdaje się dzieje. Obawiam się, że tak funkcjonują najbogatsi. Skoro mogę mieć najpiękniejsze kobiety na świecie, to może spróbuję dzieci? Skoro można mieć za pieniądze ból i cierpienie, to może można też i śmierć? Obym się mylił.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Widziałam, przeliczyłam sobie. :-)

Hmmm, to ciekawe, ale przekształcania między różnymi systemami nie uczyłam się w szkole…

Babska logika rządzi!

A zwróciłaś uwagę, kiedy (tzn. o której i w jakim miesiącu) smutni panowie przychodzą po Wanesę :P? 

Na pewno w szkole przeliczaliśmy na dwójkowy. I na pewno mówiło się innych systemach, acz czy przeliczaliśmy, tego już nie pamiętam.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Na godzinę zwróciłam, ale na miesiąc już nie. Za duży. ;-)

Babska logika rządzi!

Udało Ci się napisać opowiadanie o zboczeniach. Nie jest sztucznie kontrowersyjne i nie ma tu umieszczonego na siłę wynaturzonego seksu. Podszedłeś do tematu ciekawie i widać, że wiesz, o czym piszesz. Dużo można dowiedzieć się z Twojego tekstu.

Samo opowiadanie podobało mi się średnio. To bardziej opis futurystycznej rzeczywistości, ale brakuje tu jakiejś wyrazistszej fabuły przewodniej. 

Mam obiekcje co do sposobu narracji. Z jednej strony udało Ci się ukazać niski iloraz inteligencji głównej bohaterki. A z drugiej rzuca o na cały czas mądrymi nazwami, których teoretycznie nie powinna znać (nawet jeśli przeczytała jakiś artykuł, to raczej nie zapamiętała tego na tyle, aby się tym swobodnie posługiwać). 

Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

widać, że wiesz, o czym piszesz

Hm, kiedy mowa o “wynaturzonym seksie” to nie wiem, czy się cieszyć, czy wręcz przeciwnie ;).

brakuje tu jakiejś wyrazistszej fabuły przewodniej

To prawda. O tym już pisałem – to raczej opis pewnej rzeczywistości, niż sytuacji. Świata, a nie zdarzenia.

rzuca o na cały czas mądrymi nazwami, których teoretycznie nie powinna znać (nawet jeśli przeczytała jakiś artykuł, to raczej nie zapamiętała tego na tyle, aby się tym swobodnie posługiwać)

Ponieważ ten zarzut pojawia się po raz kolejny, posłużę się autorytetem literackim :). Cytuję:

“W owym czasie Dean sam właściwie nie wiedział, co mówi; był młodym chłopakiem, który niedawno wyszedł z poprawczaka, i urzekła go cudowna perspektywa, że mógłby zostać prawdziwym intelektualistą, dlatego uwielbiał mówić takim tonem i używać mądrych słów, zasłyszanych u “prawdziwych intelektualistów “, choć w rzeczywistości plótł bzdury, ale trzeba wam wiedzieć, że poza tym nie był wcale naiwny i wystarczyło mu parę miesięcy z Carlem Marksem, żaby opanować całą tę gadkę wraz ze wszystkimi terminami”. (podkreślenia moje). Dzieło bardzo znane i powszechnie chwalone!

Wanesa nie była wcale głupia (czyż inaczej mogłaby tak długo kryć własne zbrodnie?), była tylko niewykształcona i “nieobyta”. Była za to na swój sposób “chytra” i wiedziała, co może wykorzystać na swoją korzyść.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Co do bohaterki nadal nie jestem przekonany, ale z Autorem nie będę się kłócił. Podobały mi się wtrącenia o muzyce. Najbardziej trafiłeś do mnie z Bowiem, ale profilowe też masz świetne ;)

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Każdy interpretuje, jak chce. Widocznie nie przekazałem tak jak chciałem, niestety.

Bowie jest rewelacyjny. Pewnie jakbym pogrzebał, to więcej trafiłbym pasujących kawałków, ale akurat podczas pisania te się nasunęły.

Dzięki za komentarze :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Podoba mi się koncept nadmiernej tolerancji. Fajnie, że przedstawiłeś skonstruowany przez Ciebie świat oczami takiej, a nie innej osoby. Momentami czytało się trochę ciężko, szczególnie jeden potężny blok tekstu (podziel chociaż na dwa akapity, miej sumienie!), ale niektóre żarty uprzyjemniały lekturę. Trochę informacji o zboczeniach można się dowiedzieć, chociaż raczej jest to wiedza nieprzydatna. Fabuły, jak sam stwierdziłeś, jest tu niewiele, ale sama narracja, mimo że momentami chropowata, nadaje opowiadaniu realizmu. I to jak najbardziej na plus. Dobrze, że nie próbowałeś na siłę przedłużać tekstu, bo wtedy lektura byłaby znacznie cięższa.

Pozdrawiam :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Dla pisarza nie ma informacji nieprzydatnej. ;-)

Babska logika rządzi!

Też fakt :D

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Dzięki soku :). Mniej więcej taki był plan mojego tekstu – pokazać świat oczami takiej, a nie innej osoby, nie przedłużać na siłę, a dość ciężki styl narracji okrasić tu i ówdzie żartami. Czyli – cel osiągnięty :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Po prostu Tour de parafilia… 

Nie wiem jak reszta (jestem zbyt leniwy, żeby przejrzeć wszystkie komentarze), ale narracja chociaż mocno nieprzystępna wydała mi się adekwatna. Co prawda wolałbym, aby bohaterka była stopień wyżej na drabinie ewolucji ;)

Sporo czarnego humorku w takiej delikatnej palahniukowej tonacji. Tutaj ilość, u Palahniuka jakość wynaturzenia bardziej oddziałuje na czytelnika. 

Kurczę, naprawdę niewiele zabrakło, aby było perfect… Może mocniejszego końca? W każdym razie jest prześmiewczo, jest o ludziach, jest o nas, a raczej o naszych niedoskonałościach, które może nie tak nachalnie, jak w twoim tekście, ale niezmiennie władają ludzkością. No i własnie, to wcale nie jest śmieszne. Ta wizja mimo absurdalnego przerysowania z punktu widzenia naszych czasów, tak naprawdę jest kwestią punktu odniesienia. Jednego lub kilku szaleństwa, na które pozwoli sobie człowiek w drodze ku samozagładzie.

Tekst trzeba nominować. Niech się loża zastanowi :) 

Co do tematu konkursu… To, że bohaterka marzy o byciu legendą, to w warunkach wszechobecnej wolności, musi być uwierzytelnione czymś naprawdę “wow”, a fiksacja na punkcie krwi, to chyba słaby powód do bycia zapamiętaną. Wiem, wiem, czego ja oczekuję od Marioli…

Pozdrawiam:)

 

“Tour de Parafilia” :). Podoba mi się! Jeszcze gdzieś wyczytałem w komentarzach, że moje opko to “z pamiętnika krwawej Mariolki”, ale że tu zawiera się spoiler, więc Twoje – zdecydowanie lepsze!

Palahniuka nie czytałem, więc nadrobię przy okazji. A zakończenie… Trzy razy zmieniałem i dalej jestem niezadowolony. Spróbuj może wyobrazić sobie po słowie “koniec” akcję jak z końcowych scen “Butcha Cassidy i Sundance Kida”, może lepiej się zaprezentuje? Co do tematu – nie zgodzę się. Mariol… znaczy Wanesa jest “legendą” na miarę naszych czasów – na miarę Kim Kardashian czy sióstr Godlewskich. Im zrobisz coś głupszego, tym większy aplauz dostaniesz i zostaniesz “legendą” Pudelków czy innych Pomponików. A nie tylko żądza krwi ją wyróżnia. Raczej sterta trupów w schroniku.

Dzięki za komentarz. Również pozdrawiam :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No problem :)

A nie tylko żądza krwi ją wyróżnia. Raczej sterta trupów w schroniku.

A co bardziej rzuca się w oczy na paradzie klaunów? Ten najbardziej kolorowy, czy zakonnica w czarnym habicie? Legenda obrasta wokół czegoś niesamowitego, zupełnie odstającego od rzeczywistości ;)

Ale nasza pani W.K. chce być legendą. On mówi tak o sobie. I ona twierdzi, że to coś ją wyróżnia. W swym zadufaniu uważa, że ocenia ją tak również reszta świata.

Ona nie jest “obiektywnie” legendą. Ona jest legendą we własnym mniemaniu, we własnej próżności, we własnej głupocie. 

A tytuł konkursu to właśnie “Jestem legendą”. I obiektywne wskaźniki się tu nie liczą. Liczy się – subiektywne “ja”!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

O! Jak dobitnie :)

Ok. Ok. Wiem, to tylko Mariola – jej możność pozwoliła na to, co sobie wykoncypowała. Respektuję, aczkolwiek odpowiednie “wow” mogłoby spełnić Twoje założenie, a jednocześnie mnie zadowolić :) 

 

Peace and love :)

Hm, tylko że takie “wow” uczyniłoby z niej legendę “prawdziwą”, a tego nie chciałem. Ona ma być “legendą” jutubową, przaśną, głupią wręcz. Jak nasze współczesne internetowe “legendy”.

 

Peace and love? To ja – make love, not war :P!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Niesamowita sprawa…

Jak widać nie trzeba budować fabuł, żeby stworzyć bogatą w szczegóły koncepcję i dosadną w przekazie treść. Rewelacja!

Jestem fanem odważnych projektów w każdym przejawie twórczości, dlatego chylę czoła, Staruchu.

Cudownie słodko-gorzki tekst, z jednej strony co chwilę myślisz: ja pier…lę, a przeplata się ten szczękościsk z parsknięciami i smarknięciami. Utrzymanie odbiorcy na dwóch skrajnych biegunach emocji to nie jest łatwa sztuka, tym bardziej doceniam, że konwencja bardzo odważna, inna i udana, moim skromnym zdaniem.

Ja jestem z pokolenia, dla którego słodka idiotka – klasyczna blondynka z lat dziewięćdziesiątych jest do dziś legendą samą w sobie i przeżywa stale renesans w wielu odsłonach do dziś, tym bardziej doceniam, że jej ustami przedstawiasz treść, przez specyficzny filtr mentalno-emocjonalny podmiotu.

Najkrócej rzecz ujmując, Staruchu, jak na gościa, który ma dopiero 101 lat, naprawdę świetny tekst skreśliłeś.

Dzięki za lekturę! Gratuluję i powodzenia!

Pozdrawiam.

Po subiektywnym (bo tylko moim) spojrzeniu na wszystkie prace konkursowe widniejące aktualnie na liście “​Jestem legendą”, mogę z czystym sumieniem stwierdzić że Mariolka rządzi ;)

Chociaż Twój tekst Staruchu przeczytałem jakoś tak wkrótce po pojawieniu się zostawiłem sobie czas na komentarz po zapoznaniu się z innymi konkursowymi pracami (a i byłem ciekawy jak inni to skomentują ).

Zacznę może od minusów. W Twoim opowiadaniu najbardziej zraził mnie … ​przedmowa autora i podsumowanie. Hellou ;) Zaczynasz od tłumaczenia swojej pracy??? I po skończeniu pierwszy ją komentujesz??? No trochę niepoważnie podszedłeś do czytelników. Bo co, bo nic nie zrozumiemy???

No i tyle w kwestii minusów ;)))

Jak dla mnie rewelacja, najtrudniej będąc elokwentnym i oczytanym wczuć się w skórę typowej Karyny i jej słowami coś opisać. Szacun.

Wizja świata po przemyśleniu przerażająca, ale jakże prawdopodobna. Bo tak naprawdę nawiązując do aktualnej naszej, no nie tylko naszej ale i globalnej polityki, gdzie spece od PR dyktują politykom co mają mówić, jak głosować żeby znaleźć poparcie wyborców, w świecie w którym dla niektórych liczy się tylko liczba lajków pod zdjęciem je…nego śniadania – wszystko jest możliwe. Przy odpowiedniej kasie i zachęcie kot prezesa może zostać prezydentem ;) A zmiana spójnika w ustawie (”i” na “lub” czy odwrotnie;) może zachwiać rządem. Przepchnąć ustawę o defekcikach? Jeżeli za to zdobędę kasę i poparcie w wyborach? A jaki problem. 

Dobra, dosyć tej polityki. Jestem na TAK ;)))

 

Dziękuję panowie! Jeśli w monitorze nie widzicie, to <uwaga, didaskalia> po waszych komentarzach rumienię się jak pensjonarka ;)!

Wasz odbiór mojego opka jest tym, co chciałem osiągnąć. Mogę umrzeć, spełniony :P (no dobra, trochę przeholowałem, jeszcze parę marzeń mam).

I na swoją obronę, a dokładniej – na obronę dłuuuugaśnego wstępu i pierwszego komentarza: jeśli Enderku zerkniesz do mojego pierwszego tu zamieszczonego opka, “Kursu na lotnisko”, i do komentarzy pod nim, mam nadzieję, że mnie rozgrzeszysz. Tam wydawało mi się, że żadnych komentarzy i wyjaśnień nie trzeba. I pomyliłem się. Tu, zdaje się, przegiąłem w drugą stronę. Cały czas się uczę, może osiągnę kiedyś złoty środek :).

Jeszcze raz – wielkie dzięki, panowie!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ok, zerknąłem, zwracam honor, niektórzy faktycznie potrafią uprzykrzyć życie wink

Nie, nie – tak tego nie traktuj. Zawsze cennym jest, kiedy ktoś powie ci, czego nie rozumie w twoim “dziele”. Wina zawsze leży po stronie piszącego – przecież można napisać jaśniej :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Niektórym piszącym to nie przeszkadza, a z drugiej strony pozostawienie niedomówień często jest nawet wskazane, czasem warto zostawić coś do interpretacji dla czytających. 

Czytam po to żeby “odpłynąć”​, ale fajnie jak swoje przemyślenia w trakcie i po lekturze mogę porównać z tym “co autor miał na myśli”​.

Wy piszący też musicie mieć niezły ubaw czytając komentarze:

– o, ten trafił w sedno,

– a tamtej o co znowu chodzi, no jaśniej tego nie mogłem napisać,

– ucz się baranie,

– a o tym nie pomyślałem, 

– …

laughsmileywink

Mniej więcej :). Acz, jako “twórcy” oszałamiającej wręcz ilości opowiadań, moje zdanie nie jest specjalnie miarodajne. Super jest – “ten trafił w sedno”, a najgorsze – “o tym nie pomyślałem” (albo “to mi umknęło”).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jest jeszcze: “cholera, że też sama na to nie wpadłam!”. ;-)

Babska logika rządzi!

Okej pora nadrobić zaległości konkursowe.

 

Cóż opko jest niezwykle eksperymentalne. Jakbyś chciał napisać na konkurs grafomanii, ale nie chciałeś kompletnie odpłynąć, tylko przedstawić pewną wizję.

Ja ci powiem, że ledwie przebiłem się przez tą formę, a prawdopodobnie przez to nie wyłapałem wszystkiego co chciałeś przekazać. Niestety mimo że konkursowo tekst jest króciutki, to czytanie mariolkowatej narracji po pewnym czasie męczy. Zwłaszcza ciężko przebić się przez długie akapity.

Pod warstwą dziwnych zboczeń ukazałeś nieco posębną wizje nadmiernego nihilizmu. To się chwali. W zasadzie wyszło fajnie, do tego rzucasz miejscami zawarłeś zabawne aluzje popkulturowe. Tylko miałem wrażenie, że poważniejszy ton schodzi na dalszy plan i jest tam gdzieś z boku, a szkoda bo było najciekawsze. Może jakby tych zboczeń było mniej to wybrzmiały by one ciekawiej, a tak czułem pewien przesyt.

Chociaż tak naprawdę największy mój zarzut, to brak jakieś historii, to tylko wizja, która miota się między komedią, groteską, a grafomanią. Ostatecznie nie realizując żadnej z tej rzeczy na wysokim poziomie.

Ogólnie wyszło dość ciekawe, ale tekst raczej nie dla mnie.

Tymczasowy lakoński król

OneTwo, nie wszystko wszystkim może się podobać. Z większości twoich zarzutów zdaję sobie sprawę, ale niestety nie potrafiłem lepiej przedstawić całej historii.

Cieszę się, że cię totalnie nie znudziło i zauważyłeś jakieś pozytywy.

Dzięki za komentarz :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie będę się rozwodził bo już wszyscy wszystko powiedzieli. Ciekawy pomysł. Humor ok. Ale z czysto impresyjnego punktu widzenia – wymęczyłem się jak cholera. Doczytałem z szacunku do twórcy, bo forma była naprawdę trudna i widać ciężar wkładu. Jednak co chwila przewijałem, by sprawdzić ile zostało. Rozumiem przekaz jaki niesie za sobą ten tekst, jako przestrogę przed tolerancją narastających w społeczeństwie dewiacji i za to szanuję, bo chyba tylko literatura została ostatnim bastionem wolności słowa, którego poprawność polityczna nie stłamsiła jeszcze do końca. Konstruktywnej krytyki nie udzielę bo wg mnie cała forma jest problemem. Ale z tego co widzę jesteś doświadczonym twórcą więc wynik eksperymentu przyjmiesz na klatę.

Niestety, nie miałem innego pomysłu, jak taki świat przedstawić. Monolog Mariolki to było jedyne, co przyszło mi do głowy. Ale, z drugiej strony – drugiego takiego opowiadania nie będzie, więc przynajmniej cecha “oryginalne” będzie odhaczona ;). Dobrze, że przynajmniej humor się podobał.

A, i “doświadczony” to ja jestem, ale przez życie. Bo “doświadczony twórca”, który stworzył trzy opowiadania, to gruuuba przesada :D.

Dzięki za komentarz!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Myślę, że trochę zabrakło umiaru w realizacji pomysłu. – Amen!

Pomysł z uwolnieniem “prawa do dewiacji” naprawdę świetny (chylę czoło), ale naprawę, w pewnym momencie czytania tego pitolenia Wanesy monologu protagonistki sprawdziłem ile to ma znaków. Sorry. :)

Reszta już była w komentarzach więc nie będę przynudzał. Klikałbym!

Pozdro!

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Jakoś nigdy nie mogę trafić w złoty środek :). Za mało wyjaśnień, albo za dużo przypisów. Trzeba było coś wyjaśnić, albo przydługi, nudny wstęp. Brak umiaru i przesyt “pitoleniem”, kontra “Chociaż wolałbym nie oglądać tutaj wielu takich (krótkich) tekstów”.

Trudno. I dzięki za koment :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ej, nie musisz być dla siebie taki surowy. W końcu mi się podobało!

Po prostu mam uczulenie na takie “strumienie świadomości”, bo znam przynajmniej dwie osoby, które potrafią wystrzelić coś takiego bez zbytniego napinania się na sens swoich wypowiedzi. Ale zrobić to celowo? Panie, to je sztuka! :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

W takim razie – ważne, że się podobało :D!

yes

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Trzy opowiadania i Ty od razu chcesz trafić w złoty środek?

Babska logika rządzi!

Próbować zawsze warto :P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Postanowiłam nie robić łapanki, bo uznałam, że nie wiem, co napisałeś celowo, a czego nie (np. te wszystkie tą zamiast tę). Tylko o jedną rzecz zapytam:

“Tylko, że jak jakiś tam noniusz (podobno ważna figura), z tym klerykiem się wsypał przy podduszaniu (młodziaka ledwo na OIOM-ie odratowali)[14], to się zaczęło.”

Czemu to prowadzi do odnośnika o pedofilii? Odniosłam wrażenie, że problemem jest tu podduszanie, a nie wiek poszkodowanego…

 

O ile zaczęłam czytać z prawdziwym zainteresowaniem, po jakimś czasie konwencja nieco mnie znużyła. Generalnie uważam, że zaskakująco dobrze wyszedł Ci ten strumień świadomości blondynki (to aż podejrzane ;p), fajnie też wykreowałeś świat – jest oryginalny, nietuzinkowy. Ale jakoś zakończenie mnie rozczarowało. Tak jakby w sumie to wszystko do niczego nie prowadziło, było tylko pretekstem do pokazania bohaterki i wizji świata. Znaczy za mało tu dla mnie fabuły w fabule.

Defekcik rozgryzłam (chyba) dopiero po przejrzeniu komentarzy, niestety.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

O, to i tak wielki sukces, że Ci się (choć trochę) spodobało :). I nie, akurat “tą” zamiast “tę” nie jest celowe blush. Powiedz gdzie, to poprawię.

A odnośnik przy “noniuszu” odsyła do homoseksualizmu, sprawdziłem. Chyba ci wyskoczyła w głowie klisza”ksiądz = pedofil”. Z zakończeniem (co już wcześniej pisałem), miałem problem. Zmieniałem kilka razy, ale niestety nie wpadłem na pomysł zakończenia “wow”. 

I tak, to miało być ukazanie świata, a dokładniej – odpowiedzi (mojej, subiektywnej) na pytanie, czy całkowita wolność to jest naprawdę to, czego pragniemy? Toteż fabuła była wybitnie pretekstowa, by nie rzec – szczątkowa.

Dzięki za lekturę!

Aha, i blondynką nie jestem, za to moja żona – tak :P. Resztę proszę dopowiedzieć sobie samemu ;).

 

EDIT: Znalazłem i zamieniłem w trzech miejscach (chyba więcej nie ma?). Dzięki, Jose, za podpowiedź :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Chyba właśnie ze trzy razy wpadło mi w oko, także pewnie znalazłeś wszystkie ;D

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Forma nieco męcząca, ilość grypsów, odniesień, aluzji, wzmianek, jakie chciałeś zawrzeć w monologu narratorki trochę przytłaczały i zbytnio zagęszczały tekst. Wizja świata, w którym wszelkie filie i ludzkie zboczenia mogą wyjść z ukrycia przeraża, ale ubrana w żartobliwą formę nieco męczy. Z tego mógł być rasowy horror gore, jadący po bandzie. Jest jednak nieco zbyt długi żart, aczkolwiek nie mogę odmówić autorowi konsekwencji wykonania i socjologicznego zacięcia. Gdzieś w tle opowieści roztacza się ponura i wstrząsająca perspektywa. Dla odmiany tajemnica Wanesy nie była zbyt głęboko ukryta i raczej nie wstrząsnęła po wcześniejszych opisach. Humoru nie będę oceniał, to rzecz względna. Ja się nie śmiałme, ale to nie znaczy, że humor był kiepski. Był po prostu innego gatunku. Pióro lekkie, czytało się dobrze, jeśli nieco nużyło pod koniec to wyłącznie z powodu rozciągnięcia prostej historii do nieci przydługich rozmiarów, a nie z powodu stylu czy warsztatu.

Podsumowując. Dobry tekst. Może nie piórkowy, ale mocno wbija się do biblioteki (światem przedstawionym i opisem konsekwencji, jakie czekają nas w wyniku realizacji pomysłu wyjściowego, wcale nie aż tak absurdalnego).

Legendy niewiele. Bardzo niewiele. Ale to nie przeszkadzało mi w lekturze i ocenie zupełnie.

Po przeczytaniu spalić monitor.

To, że tekst nuży, biorę na klatę, Mr.Marasie. Chyba przegadałem, sądząc z komentarzy. A horror to nie moja bajka.

Ale nie zgodzę się z tym, że legendy tu niewiele. Do tego jednak potrzebny mi dłuższy wywód.

Otóż zdaje mi się, że bardzo literalnie i dosłownie potraktowałem tytuł konkursu. Tytuł ten, przypomnę, to “jestem legendą”.

I tu chciałem poruszyć trzy sprawy. “[Ja] jestem legendą”. Czyli, po pierwsze, bohater czy bohaterka ma świadomość własnej “legendarności”. Ma w sobie ten pierwiastek narcyzmu i samouwielbienia, by myśleć o sobie – “wy to kmiotki jesteście, bo to ja jestem legendą”. Nie jest to “ty to jednak jesteś legendą” albo “on to kozak jest, legenda naszego podwórka”, tylko JA. Ja jestem legendą. Co implikuje inny fakt – żaden Zawisza Czarny czy Ender nigdy nie powiedzieliby o sobie, że są legendami.

Po drugie – takie podejście, narcystyczne, uwalnia nas od pewnej “obiektywności” tejże legendy. Bo we własnym mniemaniu żul, który duszkiem potrafi wypić butelkę denaturatu, też jest legendą. Legendą dla własnego środowiska.

I po trzecie – “JESTEM legendą”. A więc nie “będę” czy “byłem”, nie “on zostanie” czy też “z niego to była legenda”, ale – jestem. Teraz, w tej chwili, we własnym mniemaniu.

I na takiej interpretacji nazwy konkursu oparłem własne opowiadanie. Bo po co przecież Wanesa tak trajkocze do tego telefonu? Bo we własnym mniemaniu jest taką legendą, legendą na miarę Kuby Rozpruwacza czy Hannibala Lectera. Podkreślam – we własnym mniemaniu, niezależnie od tego, czy obiektywnie ma szanse ten status osiągnąć. Ale ona chce być sławna, sławna na cały kraj, na cały świat. I plecie do tego fona, żeby ktoś tą jej “legendarność” rozpropagował, rozreklamował.

Jeśli tak spojrzysz na “Karpia dzień…”, to mam nadzieję, iż uznasz, że “legendy” jest w nim właśnie tyle, ile powinno być.

Ufff, dość tej przydługiej dygresji :).

 

EDIT: Późno już, toteż to “we własnym mniemaniu” straszy jak króliki wielkanocne ;). Ale o tej porze to już nie wiem, czym zastąpić.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy – za długie akapity. Nie dość, że utrudniają czytanie (w jednym miejscu tak gubiłem wątek, że musiałem się trzykrotnie cofać), to jeszcze nijak mi nie pasują do monologu Karyny ani założenia narracji, czyli nagrywania na telefon. Takie bloki tekstu jeszcze jakoś pasuą mi do “ambitnej”, “trudnej” prozy. A to opowiadanie, jak rozumiem, miało być humorystyczny, czyli raczej lekkie. 

Druga myśl: brakuje mi tu historii. To bardziej obraz niż opowieść. A jak na obraz jest – jak na mój gust – zbyt długie. Nie widzę tutaj ciągu wydarzeń, jedynie chaotycznie podawane fakty. 

Po trzecie – chyba nie do końca załapałem. Wstęp przywiódł mi na myśl siostry Godlewskie, myślałem, że będziesz je w jakiś sposób parodiował. Jakoś nie pasuje mi dodanie do tego społeczeństwa z defekcikami. Wiele zboczeń, o których piszesz, to nie są śmieszne sprawy. Mam raczej dużą podatność na czarny, brudny humor, ale tutaj miejscami prawie czułem niesmak. “Prawie”, bo trudno mnie zniesmaczyć. 

No i po czwarte – nie podoba mi się to, że po prostu wymieniałeś rodzaje zboczeń, zamiast ułożyć z nich fabułę. To opowiadanie, nie artykuł publicystyczny ;)

 

Plusy. Doceniam próbę wejścia w skórę kogoś innego. Niektóre żarty wywołały uśmiech, niektóre zdania naprawdę przyzwoite. 

Tych plusów niestety mniej, ale nie przejmuj się, sam wiesz, że poprzeczkę zawiesiłeś wysoko. Eksperyment odważny, a do odważnych świat należy :)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Za długie akapity? Masz żonę albo teściową? Wiesz ile na jednym wdechu potrafią powiedzieć :)?

Ale teraz poważnie – jak widać, uczę się. Rady zastosuję w praktyce w “dziełach mych kolejnych” (jeśli jakieś jeszcze powstaną).

Natomiast zdecydowanie nie miało być to opowiadanie humorystyczne, ani nawet lekkie. I wcale “zboczeń” (w cudzysłowie, bo homoseksualizmu, a i innych parafilii także, już się tak nie określa) nie traktuję jako powodu do śmiechu. Wręcz przeciwnie.

O fabule już pisałem (w długim i nudnym wstępie na przykład), nie będę się powtarzał. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale nie byłem w stanie wyobrazić sobie osadzonej w tym świecie fabuły. A dokładniej – byłem, ale nie na 60 tys., a na 600 tys. znaków. A żeby tyle zdołać napisać, mam jak ode mnie na Ałtaj ;). Mission impossible!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No patrz, a Ci dałam punkty za humor.

Jeśli możesz lecieć samolotem, to Ałtaj wcale nie jest tak daleko. ;-)

Babska logika rządzi!

Ok, Finklo, humor miał być… jak lukier na tygodniowym pączku. Jak maska klauna, pod którą kryje się Pennywise. Tak pasuje?

Dla mnie wszystko, co leży poza moim płotem, jest daleko :P.

 

EDIT: Zdaje się, że chciałem stworzyć “Dyskobola”, a wyszedł Plastuś :D. Zawsze coś!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Poza płotem, powiadasz?

Czy definicja szlachty zaściankowej nie jest aby podobna? Świat się kurczy, korzystaj. ;-)

Babska logika rządzi!

Homo vetus sum :). Awansowałem do szlachty, powiadasz? Nobilitacja nie jest zła.

A świat to ja mam… w głębokim poważaniu. Jeśli chce, to niech mnie odwiedza. Ja nie mam zamiaru :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wracam z komentarzem piórkowym.

Te wszystkie elementy, które spodobały mi się podczas czytania, były wystarczające na Bibliotekę. Na pióro już niekoniecznie. Tu bowiem forma nie zakrywa wszystkich defektów języka oraz struktury. Akapity lekko przydługie, to wymienianie zboczeń to ciekawy pomysł, ale zabrakło powiązania tego czymś mocniejszym w historii. Ogółem jestem na NIE. Leciałeś w stronę piórka, ale po drodze tekstowi nie starczyło sił. Ale na dobrej drodze byłeś – zawiodła struktura i pewien finalny szlif tekstu.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Ech…

Jeden plus pisania tego komentarza jest taki, że najprawdopodobniej doskonale wiesz, czego się po nim spodziewać, może wręcz tego oczekujesz (choćby jako gwarancji, że świat dalej kręci się we właściwym kierunku ;), więc mogę wyjść naprzeciw tym Twoim oczekiwaniom z jakby nieco lżejszym sercem. Niemniej wciąż nie mam ochoty pisać tego, co napisać muszę. Ale że muszę, to piszę:

Tym razem dałeś popis wiedźmińskiego wręcz kunsztu w rozmijaniu się z moim gustem.

 

Przez cały tekst miałem wrażenie – zdecydowanie nieprzyjemne – że mam do czynienia z przerysowaną Mariolką z kabaretu… Jezu, nawet nie kojarzę już teraz ich nazwy. W każdym razie chodzi o tego gościa, co zakłada perukę i wciela się w postać rasowej blondyny z kawałów, i nawija, bodajże do telefonu, rzekomo śmieszne teksty przez cały skecz. A nawet skecze. Nie widziałem wielu jego występów w tej roli, bo mnie to bardziej męczy i irytuje niż cokolwiek innego, jednak czasem, nie ukrywam, też i rozbawi. Twojej Wanesie – przerysowanej wersji przerysowanej blondyny z przerysowanych skeczów parodiujących przerysowane kawały o blondynkach – się to jednak nie udało. Nie no, dobra, dwa czy trzy teksty były fajne, ale to raczej na zasadzie inteligentnej gry słów niż zabawnego dowcipu (co jednak jest tu komplementem), jednak cała reszta – no nie, nie mój typ humoru. Poza tym jakoś tak nie polubiłem bohaterki.

Forma opowiadania też wzbudziła moją niechęć. Monolog, niech tam, jeszcze strawię jakoś (choć nie bez zgagi i wydzielania toksyn przyczyniających się do gazów cieplarnianych), ale te puszczane w przestrzeń pytania (Że niby dlaczego gadam do siebie?/Kto to jest Pulpecik?, etc), będące niejako echem czy wręcz – zezewierzęcając nieco język – papugowaniem pytań zadanych przez hipotetycznego rozmówcę, jako forma swoistego lenistwa narracyjnego (bo po co prowadzić monolog tak, by czytelnik sam się domyślił, jak powinno brzmieć pytanie, na które właśnie narrator udziela odpowiedzi, skoro można to pytanie po prostu zadać, niejako – i znów zezwierzęcamy – małpując kogoś z tła, i lecieć z koksem dalej?), najzwyczajniej w świecie mnie odrzuca. Zabiegi w tym guście to ścisła czołówka tego, czego w literaturze (i niektórych skeczach, skoro już zahaczyliśmy o kabaret) nie lubię najbardziej.

Kolejną są infodumpy, od których i niniejszy tekst wolny nie jest. Zasadniczo mam tu na myśli głównie relacje ze zmian społeczno-politycznych; relację dla zrozumienia tekstu niezbędną, w to nie wątpię (choć, generalnie, i tak tego opowiadania nie rozumiem – ale o tym za chwilę), co jednak nie zmienia faktu, że, mimo niemal przekonującego uzasadnienia tego zabiegu (”dla moich biografów”), całość brzmi mi po prostu sztucznie jak niejakiego Kwiatkowskiego cover utworu “Jak zapomnieć” zespołu Jeden Osiem L.

Nie, no przegłem, i to srogo, a w dodatku na dwa sposoby: powiedzieć, że ten cover brzmiał sztucznie, to jak powiedzieć o ostatnich filmowych adaptacjach z DC, że są po prostu denne. A poza tym nic nie jest tak – przepraszam za język – chujowe, jak ten akt profanacji, nawet infodumpy.

Niemniej, jeśli przyjmiemy, że rzekomi biografowie Wanesy nie pochodzą z przeszłości tak zamierzchłej, że współczesnej nam tu zgromadzonym, to wyłuszczanie im (a nie nam) raczej szeroko znanej historii tego kraju bidnego, biednego i popadającego w wieloraką nędzę, nie jest zbyt dobrym pomysłem na prowadzenie fabuły. Ja, w każdym razie, entuzjastą tego typu pomysłów nie jestem.

Co dalej? Jak już wspomniałem, nie wiem, o czym ten tekst zasadniczo jest. Pomijam już zbyt szczegółowe wgłębianie się w niuanse świata przedstawionego, który dla mnie, jako człowieka – chwalę sobie – myślącego (na wszelki wypadek nie wgłębiajmy się jednak w detale typu: o czym, o kim i dlaczego tak powoli ;), jest zbyt absurdalny, by mógł bawić, poruszać, szokować czy interesować (niemniej w jakiś sposób skłania do refleksji nad tym, ile z przedstawionych tutaj niedorzeczności byłoby/jest/będzie faktycznie dopuszczalnych w zliberalizowanym, chorym na poprawność polityczną świecie – a zmuszanie do rozkmin zawsze na propsie), ale szczątkowa fabuła, która najwyraźniej miała zaprowadzić mnie w jakiś konkret związany z Wanesą i jej defekcikiem, koniec końców wywiodła jednak na meandry, manowce, okolice Płocka – nie wiem, dlaczego akurat Płocka – i inne zadupia. Słowem lub kilkoma – zawartej w opowiadaniu historii nie skumałem Ci ja. Choć to może dlatego, że miałem pewne – niezbyt poważne, ale jednak – problemy z zachowaniem koncentracji i skupieniem uwagi na opowiadaniu.

Mamy więc irytującą bohaterkę, która w mało zabawny i niezbyt zajmujący sposób przegaduje świat zbyt irracjonalny, by mnie zainteresować, co w rezultacie prowadzi mnie… w sumie, to nie wiem gdzie; do jakiegoś zupełnie niezrozumiałego finału, który zapewne miał coś wspólnego z motywem konkursowym, lecz szczegóły, niestety, uciekły mi na wszystkie strony.

Pozostaję więc z takim trochę wrażeniem, że ten tekst miał na celu głównie zrobienie sobie jakiegoś dziwnego rajdu po wszelkiej maści parafiliach i dewiacjach, którego racji bytu nawet nie próbuję się domyślać.

 

Staruchu, mam szczerą nadzieję, że ta (uwaga, eufemizm!) dosyć nieprzyjemna recenzja – dla mnie pewnie nie aż tak bardzo jak dla Ciebie, ale jednak – w żadnym wypadku nie zostanie odebrana jako akt niczym nieuzasadnionej złośliwości, trollingu i takiesysństwa, choć, przyznaję, że pisząc ją, tak się właśnie czułem: jak złośliwy, trollujący dupek.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cieniu, ten kabaret to “Paranienormalni”. Pasują do parafilii jak ulał. ;-)

Babska logika rządzi!

No heloł, ofkors, że to Paranienormalni, ty gupi gupku ty, cie(m)n-to jedna^^.

 

Dziękuję, Fifi.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

E tam – nieprzyjemna!

Po Tobie, Cieniu Burzy, nie spodziewałem się niczego innego!

A jak już dojdę do mocy sprawczych (albo i nie), dam merytoryczną odpowiedź (raczej nie)!

W każdym razie – jak zwykle nie zrozumiałeś :)!

 

Gdyby co – ring wolny, Hipnoza, 11 maja, Katowice?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

W każdym razie – jak zwykle nie zrozumiałeś :)!

Ale przynajmniej Ty zrozumiałeś, gdy pisałem, że nie zrozumiałem.^^

 

Niczego nie obiecuję, ale będę starała się postarać się dotrzeć.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Sorry Cieniu, ale z Twojego komentarza to właśnie wynika, że nie zrozumiałeś ;) No i na dodatek z założeń Starucha Ty uczyniłeś zarzuty do jego opowiadania. Ale cóż, nie wszystko i nie wszystkim musi się podobać ;) 

Sorry Cieniu, ale z Twojego komentarza to właśnie wynika, że nie zrozumiałeś ;)

Bo nie zrozumiałem, co, swoją drogą, piszę trzeci już raz. A napiszę i czwarty, bo nie rozumiem też, za co mnie, enderku przepraszasz?

Co do całej reszty natomiast, masz absolutną rację. Opowiadanie nie podobało mi się właśnie ze względu na tematykę i formę.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Kupiłeś mnie oryginalnością świata, który jakoś podejrzanie kojarzy mi się z poprawnością polityczną i różnym pojmowaniem wolności. I tym, że w końcu źle zrozumiana wolność jednego staje się niewolą wielu. Niby śmichy-chichy, a jednak można się dopatrzyć przesłania.

Zgadłam, kim jest bohaterka i to bez muzyki, więc dodatkowo mam +10 do satysfakcji. :-)

Sama bohaterka płytka jak lipcowa kałuża, ale fajnie oddałeś ten typ. I ładnie pokazałeś dwoiste spojrzenie na męża w słowach jednej dziewuchy.

Fabuła jest marna, ale mimo to potrafiłeś podtrzymać zainteresowanie.

Różne odniesienia, jak choćby tytułowy karpia dzień też na plus.

Byłam na TAK, czyli.

Babska logika rządzi!

Dzięki, Finkla:)!

Właśnie o taki odbiór mi chodziło. A że nie udało się w 100% – biję się w piersi.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Czytałam tekst już jakiś czas temu, ale nie mogłam zebrać się z komentarzem, bo nie umiałam się zdecydować, czy wynurzenia Mariolki Wanesy bardziej mnie bawią, czy drażnią. Szalenie nie lubię stand-upów, a Twoje opowiadanie, Staruchu, właśnie z tym mi się kojarzy. 

Gdyby jednak nie miało ono jakichś plusów, nie byłabym wewnętrznie rozdarta. Bo napisane jest lekko i zabawnie. I chociaż w sumie to wyliczanka dewiacji, to opleciona jest, może nie konkretną historią czy fabułą, to jednak opowieścią o świecie, którzy przedstawiasz mimochodem, nienachalnie, zwłaszcza że robisz to poprzez monolog. Za to duży plus. 

Gdybym przybyła tu odpowiednio wcześnie, klika do biblioteki ode mnie miałbyś murowanego. jednak co do piórka, to jednak jestem na nie.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki Śniąca za opinię!

Następnym razem bardziej się postaram :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staraj się, staraj :) Będę trzymać kciuki :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie moje klimaty, ale doceniam sprawność stylistyczną, a poza tym od pewnego momentu zaczęłam się autentycznie śmiać, więc to chyba na plus. Lubię za konsekwentną stylizację, za zabawę z współczesnym językiem i rzeczywistością i twórcze tego wykorzystanie. Oraz za to, że ta stylizacja brzmi naturalnie, co ostatnio jest rzadkością.

Jedyny mój zasadniczy problem to fantastyka. Rozumiem, że ma nią być “defekcik”, ale do niego trzeba albo ściągi, albo zwrócenia uwagi, żeby czytać bardzo dokładnie, ergo to chyba nie do końca działa. Kojarzy mi się z niedawną wizytą w Mocaku i dziełami sztuki bardzo współczesnej, zaopatrzonymi w kuratorski komentarz dopisujący im znaczenia. Czytałam te wypociny historyków sztuki bardzo nowoczesnej, patrzyłam na te dzieła i im bardziej czytałam, tym bardziej nie widziałam tych znaczeń. Tu wprawdzie jak doczytałam, to zobaczyłam (na plus względem artystów bardzo współczesnych), ale dla mnie to jest fajne opowiadanie, ale takie z pogranicza głównego nurtu, groteski, absurdu, z lekkim twiścikiem, który można wyczytać, ale jak się go nie wyczyta, to i tak się broni.

http://altronapoleone.home.blog

Dzięki za opinię. Fajnie, że się co nieco podobało :).

A fantastyką miał być świat bliskiej przyszłości, w którym nie wszystko poszło tak, jak chcieli “naprawiacze świata”. Taka fantastyka socjologiczna w wersji “light”.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Też nie moje klimaty (i niekoniecznie moje lęki przez skutkami poprawności politycznej), ale tekst mnie kupił po pierwsze konsekwentną i spójną stylizacją języka i narracji, po drugie – efektownym prowadzeniem stopniowo wyłaniającej się kwestii “legendarności” bohaterki i jej czynów. Intrygujące.

ninedin.home.blog

OK, @świat bliskiej przyszłości – może należałoby to nieco mocniej podkreślić? Bo to się nie rzuca w oczy.

http://altronapoleone.home.blog

@ninedin – wyjątkowo miło czyta się takie komentarze :). A co do lęków – jedni się boją homoseksualistów i gender, inni – faszystów i katotalibanu. Wolnoć Tomku…

@drakaina – hmm, nie wiem, jak miałbym to zrobić jeszcze dobitniej. Ale na przyszłość – zapamiętam!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Też nie wiem frownNiekoniecznie dobitniej, bo dla “jeszcze” nie widzę możliwości, ponieważ w ogóle przyszłościowych klimatów nie zajarzyłam… Nie, po namyśle dobitniej na pewno nie, bo zepsujesz klimat. Wiesz, w sumie mi nie przeszkadza, że odczytałam to jako współczesność, ale pozostaje ten problem fantastyki. To jest świetna społeczna groteska, ale groteska to niekoniecznie fantastyka.

http://altronapoleone.home.blog

Może gdzieś wtrącić, że świat zmieniła “ustawa z 2089 roku”?

Babska logika rządzi!

Groteska jak najbardziej, ale świat, w którym obowiązują zdecydowanie inne normy prawne niż obecne, jest dla mnie jednak fantastyką. Plus wybuch epidemii “defekcików”, wywołany przeludnieniem. 

Ale chyba dzielimy włos na czworo ;)?

A to zdanie – to jest świetna społeczna groteska – wystrzeliło moje ego w kosmos :)!

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wiele można powiedzieć o tym opowiadaniu, ale braku oczojebnego sygnału, że dzieje się ono w bliżej niesprecyzowanej przyszłości, ewentualnie w świecie alternatywnym, to jednak zupełnie bym się nie spodziewał.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Napisane świetnie, świat przedstawiony , pewnie przez rosnącą opresyjność naszej cywilizacji – mało przekonujący. Zwróć uwagę, że coraz więcej złego możemy robić SAMI SOBIE, a nie innym, zwłaszcza dzieciom, gdzie omnipotencja Państwa idzie aż nazbyt daleko. Obecny świat promuje raczej autoagresję niż defekciki ekspresyjne;). Ale…jako że świat i tak już zwariował, to kto wie, kto wie…

 

Świat mało przekonujący… Hm, przecież wiem, że taki świat nie zaistniałby w zdroworozsądkowych okolicznościach. Ale to raczej miało być przedstawienie tezy – “chcecie wolności? To ją macie”.

Dzięki za koment :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jestem zadowolona z czytania formy tego tekstu – od początku do końca niezwykle konsekwentnie. Lubię też wykorzystanie narracji pierwszoosobowej. Można stopniowo zobaczyć rzeczywistość oczyma bohatera, tutaj bohaterki Wanesy. 

Refleksja na koniec się pojawiła, ale jak dla mnie, za grubymi nićmi szyta. Taki zabieg wydaje się jednak ograny i w trakcie odkrywania świata Wanesy, wiedziałam, że zaraz coś będzie o homoseksualizmie i transeksualizmie, aby pokazać ułomność wolności dla “defekcików”. 

Akurat homoseksualizm i transseksualizm mogłyby spokojnie wylecieć z monologu Wanesy bez szkody dla jego sensu.

Ale zaraz, zaraz… Napisałem coś o transseksualizmie? Na pewno czytałaś moje opowiadanie ;)?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

O kurczę… chyba jest problem. Nie wiem jaki, ale jest ;)

 

Kuriozum, ale nawet dla wielbiciela kuriozów, było za długie. Gdyby tekst miał więcej takich cudnych trójc, jak ta:

czasem na „Całej Prawdzie”, czasem na „Prawda tylko u nas”, a czasem na „Bez fałszu”

byłbym go czytał bez trudu. 

 

Jakie organiczne społeczeństwo przedstawiłeś – ta część tekstu mi się podobała; pełna harmonia, każdy ma zadanie do wykonania, dostosowane do swoich możliwości ; D tylko, że to nie jest świat wolności – pokazują to procedury rekrutacyjne; to jest świat niesamowitego terroru i myślę sobie, że przedstawiłeś słuszną intuicję, co się z nami stanie w takim świecie – rozmnożą się perwersje, a więc sprzeciw “Niewolnika” wobec “Pana” ; D taką opaczną interpretację proponuję ; D

 

Waneska, ja ci postawię diagnozę. Ty masz Zespół Zespół Münchhausena – ale jeszcze nie stałaś się legendą. Jedna starożytna pani, wykończyła siódemkę dzieci (swoich!) i to nie w piwniczce, ale w szpitalu pod czujnym okiem lekarzyków ! (sic!)

 

Pozdrawiam,

Marlow

A skąd wiesz, ile Waneska wykończyła dzieci :P? Ilu doliczyłeś się w tym tekście? A o ilu nie wspomniała?

Dzięki za lekturę, Marlowie!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No dobra, tu mnie masz ; D ale w piwniczce ! ; D

Ciekawy paradoks, bo lektura okazała się przyjemna, a jednocześnie cieszę się, że mam to już za sobą. ;-) Czapka z głowy za wiarygodne naśladowanie stylu wypowiedzi. Żarciki skutecznie osłodziły gorycz słowotoku.

Dopiero na koniec dotarło do mnie, że Pulpecik był osobistym źródełkiem. Gumisiek o defekciku nie wiedział czy może Mariolka powstrzymywała się przy mężu? Bo Puplecikowi poprawiało się, kiedy Frank wracał do domu. Opowiadanie czytałem tydzień temu i niektóre szczegóły już zaczęły zamazywać się w mojej pamięci.

W każdym razie fajne czytadło i nawiązanie do hasła “jestem legendą”, w moim odczuciu, wyraziste.

 

PS. Ten “barbakan” to takie ładne słówko. :) Barbakan, barkaban, barbakan…

Gumisiek nie wiedział. Czyli – sprawnie rozszyfrowałeś “defekcik” Wanesy. I pięknie!

Dzięki za komenta :)!

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nadrabianie legend na ostatnią chwilę czas zacząć.

 

Dobrze dobrałeś ilość znaków, bo obawiam się, że na dłuższą metę narracja bardzo by mnie zmęczyła. Właśnie, narracja. Bardzo specyficzna, momentami przerysowana. Po pewnym czasie jednak zaczęła mnie bawić. 

Mam ten problem z prozą eksperymentalną, że trudno mi mieć jednoznaczne odczucia. Stworzony przez Ciebie świat zwyczajnie do mnie nie trafił, jednak bardzo podobała mi się konsekwencja, z którą przedstawiasz rzeczywistość. Za to – olbrzymi plus. 

 

Czyli choć oryginalność doceniasz. Dobre i to :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ok, czas wrócić z merytorycznym komentarzem. 

Przeczytałem ponownie i dalej mi się podoba. Zastanawia mnie tylko czy w takiej formie Twój tekst Staruchu nadaje się do antologii. Niejeden czytelnik dojdzie do defektów i pomyśli “ co za zboczony pomysł” ;) Jakoś nie widzą mi się te przypisy na końcu. Czy zastanawiałeś się może jak te defekciki ująć w treści, w sensie ich delikatne “blondynkowe” omówienie ( a dociekliwi niech sobie wyguglają), albo ich zmarginalizowanie z uwypukleniem samej Wanesy K. Wiem, wiem, one są w pewnym sensie podwaliną opka, ale mogą razić. Ja osobiście nie mam nic do zarzucenia Twojej historii i nic bym nie zmieniał, ale piszę w kontekście punktacji zgodnie z wymogami Naz, a z braku czasu staram się spojrzeć jeszcze raz na te teksty które sobie wybrałem jako najlepsze. Ja również byłem za tym żeby można było nominować więcej tekstów (metoda z Eurowizji była by super bo 10 tekstów a nie 6 i pierwsze dwa z wyraźną przewagą punktową), ale, po ciężkich eliminacjach, po przeczytaniu wszystkich zakwalifikowanych zszedłem do 8 i dalej nie mam pojęcia które dwa odrzucićsad

Eeee, wydaje mi się, że przypisy nie powinny przeszkadzać w antologii. Mniej niż na stronie, gdzie muszą być na końcu całego tekstu.

Babska logika rządzi!

Enderku – trzymajmy się tego, co wszechwiedząca Finkla prawi :P

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

O kurczę… Może lepiej aż tak mi nie ufajcie? Ja się za często mylę, żeby robić za wyrocznię.

Babska logika rządzi!

Podobała mi się stylizacja. Jest konsekwentna, dzięki niej tekst zyskał na oryginalności i udało Ci się wrzucić do niej sporo humoru. Nie przeszkadzało mi, że to bardziej opis niż fabuła – opowieść o tym dziwacznym świecie i zagadka piwniczki bohaterki wystarczyły. Język to moim zdaniem mocny punkt tego tekstu, dobrze wykorzystałeś “gadany” styl Wanesy.

 

Miałam natomiast wrażenie, że to za bardzo idzie w podśmiechujki z “defekcików” i że konsekwencje wprowadzenia nowego prawa potraktowałeś bardzo jednostronnie. Wyszło trochę zbyt płytko, a pomysł na połączenie tego świata z “karynową” stylistyką aż się prosił o więcej.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Fajnie, że dostrzegłaś jakieś plusy ;).

Niefajnie, że potraktowałaś paplanie Karyny jako podśmiechujki. Nie taki był mój zamiar. Jak już wcześniej pisałem, nie zgadzam się z tezą – “wolność ponad wszystko”. I chciałem taki świat nieskrępowanej wolności dla wszystkich – przedstawić w krzywym zwierciadle.

Jeśli się nie udało – trudno. Kiedyś (jak już się nauczę pisać :P), postaram się bardziej!

Miło, że wpadłaś i skomentowałaś!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Przesłanie było jak dla mnie zrozumiałe. Mój zarzut dotyczy raczej tego, że niby prosty, a bardzo ciekawy pomysł wyjściowy (nowe prawo) został sprowadzony do katalogu parafilii, niebezpiecznych ulic no i defektu głównej bohaterki. Wydaje mi się, że nawiązując do tezy Hobbesa o Lewiatanie chciałeś pokazać świat, którym rządzą najmroczniejsze ludzkie instynkty, chociaż konsekwencje istnienia takiego społeczeństwa mogłyby być różnorodne (rozumiem, że ich pokazanie nadmuchałoby tekst ponad miarę). Pokazanie tego w monologu Wanesy mogło wyjść śmieszno-strasznie, a mnie się wydaje, że tego “strasznie” jednak zabrakło ;) Możliwe, że to przez “slapstickowy” humor: sędziowie w damskich ciuszkach i protestujący homoseksualiści nie nadają żartom drapieżności. 

Ale to marudzenie raczej na wydźwięk całości, bo czytało mi się bardzo dobrze.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

mogło wyjść śmieszno-strasznie, a mnie się wydaje, że tego “strasznie” jednak zabrakło

No właśnie tego “strasznie” chciałem uniknąć, bo – jak dla mnie – świat Wanesy jest przerażający. I nie chciałem zrobić jakieś jatki w stylu gore, w której krew leje się litrami, bo to wydało mi się najbardziej oczywiste. 

Chciałem właśnie przez przemycenie humoru sprawić, żeby było z wierzchu śmiesznie, ale po odejściu od monitora aby czytelnik pomyślał: “no ja p…, tam to jednak za nic nie chciałbym żyć, bo to kiła i mogiła”.

Czyli – prawie (niestety – prawie) mi się udało :-/.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Widzisz, myśleliśmy o tym samym. Dla mnie śmieszno-strasznie oznacza właśnie to: jest śmiesznie, ale jak człowiek sobie uświadomi, z czego się śmieje to śmiech więźnie w gardle.

 

Udać to się udało, tylko ja zawsze znajdę coś żeby pomarudzić ;)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

U mnie szóste miejsce. Walka o nie była bardzo zawzięta. Twój tekst wyróżnił się humorem. Lubię się śmiać. :-)

Poza tym większość elementów przyzwoita, ale nie rzucająca na kolana: fabuła, bohaterowie, język… Legenda trochę na siłę. Duży plus za walory edukacyjne. Ile ja się o tych parafiliach dowiedziałam… Mniejszy za ciekawą formę i dobraną do niej długość tekstu.

Babska logika rządzi!

O miło, że wróciłaś :). Na kolana to ja już w życiu rzucać nie będę, więc przyzwoitość jest w sam raz!

Jeśli chodzi o parafilie, to gdybyś oglądała filmy, poleciłbym jeszcze raz film wspomniany w przedmowie. A tak – obejdź się smakiem…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Obchodzę się smakiem. Z pewną ulgą. :-)

Babska logika rządzi!

Wielkim atutem tego opowiadania jest oryginalność, nawet mimo szalenie oklepanego motywu bohatera znikąd, który opowiada akcję, a potem okazuje się <<spojler>> psychopatą – psychopatką w tym wypadku. A jednak pomieszałeś socjologiczną SF z “Mariolką” i swobodą/dewiacją seksualną w sposób całkowicie zjadliwy i intrygujący (nie wiem tylko, co my zrobimy przy redakcji z tą twoją słowniczkową formą, ale damy radę!). Bardzo doceniam zabawę formą, choć rzadko jest doceniania szerzej (chyba że masz wyrobione nazwisko…), i kiedy porzucić sztywne schematy, a skupić się na wykreowanym przez ciebie świecie i bohaterce, to wszystko tutaj pasuje. Nie sposób przyczepić się do języka czy akapitów – bo ona tak mówi i myśli, i ja to kupuję, bo wiarygodnie się tym zabawiłeś. Dewiacje seksualne to dyskusyjny element, który odrobinę odstaję od reszty – można by tu wrazić różne rzeczy. Ale wybrałeś taką, zrobiłeś risercz i wyedukowałeś mnie co do różnych zboczeń/upodobań – to się ceni! ;) Dodatkowo sama bohaterka, mimo odklejenia, jest też wiarygodnie ludzka, po przejściach, nad którymi próbuje przejść do porządku dziennego (w teorii), co powoduje, że to postać złożona. Dzięki temu nie nudzi, można doszukiwać się głębszych warstw w jej paplaniu, zarówno tych zwiastujących demoniczny finał, jak i mówiących o jej emocjach i przykrych przeżyciach. Świat przedstawiony jest tu dużym atutem, bo w opowieści bohaterki nie przygniata, jest nasz, swojski, a jednocześnie absurdalny. Kupiłeś mnie.

Wziąłeś gar, powrzucałeś mnóstwo rzeczy, każdy złapałby się za głowę widząc, co wyczyniasz podczas procesu gotowania, ale po podaniu okazuje się, że to bardzo dobra potrawa :) Cieszę się, że jest w antologii – będzie zwracać na siebie uwagę. Doceniam też takie ukazanie motywu legendy. Stary człowiek, a może! 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

O, ileż to miodu się leje! Naz, dziewczę hoże, przytulę następnym razem ;P!

W każdym razie – pisz o mnie więcej :D!!!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nowa Fantastyka