- Opowiadanie: miracle1616 - Ciało cz. 2.

Ciało cz. 2.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ciało cz. 2.

Następne dni spędziłem na obserwacjach. Mój „klucz" był już przeze mnie wystarczająco wystraszony, więc postanowiłem dać jej trochę czasu. Poza tym uznałem, że powinienem się czegoś o niej dowiedzieć. Dobrze jest wiedzieć, na kogo będzie się skazanym przez najbliższy czas.

 

Uczyła się na miejskim uniwersytecie. Z tego, co wywnioskowałem, studiowała pedagogikę. Oj, chciałbym zobaczyć ją w pracy, ze zgrają rozwrzeszczanych dzieciaków dookoła. W weekend pracowała w pobliskiej knajpce o wymownej nazwie „Pychotka", a czasem posiadała życie towarzyskie. Choć ja osobiście tak bym tego nie nazwał. Spędzanie nudnych wieczorów z równie nudną koleżanką przy jeszcze nudniejszym filmie to nie życie towarzyskie. Miała starszą siostrę, która często ich odwiedzała razem z mężem. Posiadała również młodszego brata, który, jak to każdy nastolatek, przezywał okres buntu i niezwykle uwielbiał dokuczanie starszej siostrze. Jej rodzice…o nich najtrudniej mi cokolwiek powiedzieć, ale sprawiają wrażenie konserwatywnych. Już ich wiek mówił sam za siebie. Według mnie oboje byli grubo po pięćdziesiątce.

 

Dziewczyna nazywała się Zosia Różańska i – co muszę przyznać z dezaprobatą – na co dzień jest równie niezdarna co tego deszczowego wieczoru, gdy próbowała naprawić parasol. Przyglądałem jej się z wyjątkową ostrożnością, nie chciałem bowiem, by mnie zauważyła, ale w taki sposób, by jak najwięcej dostrzec i wywnioskować. Z kolei wnioski z obserwacji były mało zadowalające. Zosia nie potrafiła zmyć naczyń, by któregoś nie potrzaskać, pójść po zakupy, by jej nie okradli i czegoś nie zgubiła. Nawet otwieranie okna w jej wykonaniu kończyło się dużych rozmiarów fioletowym guzem na czole.

 

I takie toto miało być moją nadzieją? Kluczem? Ratunkiem?! No to diabli wzięli wszystko. Jestem przegrany. Do końca życia będę patrzył na siebie, nie wiedząc kim jestem, bo ze wszystkich ludzi na świecie to panna Różańska musiała stać się moją ostatnią deską ratunku! Westchnąłem. Zamiast Lary Croft jest Zosia, więc Zosią trzeba będzie się zadowolić. Jednak wpierw należy złożyć jej niezapowiedzianą wizytę.

 

 

 

***

 

 

Zmuszony byłem poczekać do późnego wieczoru, by wszyscy domownicy poszli spać, co wydawało mi się konieczne, gdyby miało dojść do rozmowy. Jej rodzice mogliby dojść do osobliwych wniosków, gdyby dostrzegli, że ich córka gada do ściany bądź fotela. Wiedziałem oczywiście, gdzie znajduje się jej pokój więc bez problemu się w nim znalazłem.

 

Spała.

 

Wywróciłem oczami. Można się było tego spodziewać. Stanąłem po środku pomieszczenia, starając się znaleźć sposób na obudzenie jej. Ostatecznie postanowiłem zrezygnować z delikatności i zdecydowałem się na najprostszy i jedyny pomysł, jaki mi przyszedł do głowy. Zbliżyłem się do niej i ukucnąłem przed łóżkiem.

 

– Wstawaj Mała! – wrzasnąłem.

 

Mogłem sobie na to pozwolić, ponieważ nikt inny, poza nią, mnie nie widział ani nie słyszał.

 

Dziewczyna gwałtownie usiadła na łóżku i otuliła się kołdrą, jakby to miało ją ochronić przed domniemanym zagrożeniem. Gdy jej rozbiegane, wystraszone oczy natrafiły na moją osobę, zaczęła wrzeszczeć. Odruchowo moja dłoń powędrowała ku jej ustom i…zatrzymała się na nich. Cofnąłem rękę, jakby mnie oparzyło. Oczywiście w następnej sekundzie musiałam umieścić ją tam z powrotem, bo dziewczyn a szykowała się do kolejnych wrzasków. Miałem w głowie ogromny chaos. Jak to było możliwe? W jednej chwili zapomniałem o celu przybycia. Drugą dłonią dotknąłem jej głowy, ręki, kołdry, łóżka. Czyżbym nagle odzyskał zdolność dotyku? Kolejna myśl wytworzyła na mojej twarzy lekki uśmiech. Skoro mogę już trzymać rzeczy, ta mała nie będzie mi potrzebna. Sam doskonale dam sobie radę. Przepełniony euforią i nadzieją mrugnąłem do zdezorientowanej i nadal przerażonej Zosi i zniknąłem z jej pokoju.

 

Musiałem to sprawdzić!

 

Dopadłem do pierwszego drzewa na podwórku u wyciągnąłem rękę ku pniu. Nic. Moja mglista kończyna utonęła w potężnej roślinie. Zgłupiałem. Zbliżyłem się do bramy, ta sama sytuacja. Latarnia uliczna – to samo. Samochód stojący na poboczu – jak wyżej. W takim razie, co było nie tak z parasolem, kołdrą i tą dziewczyną?

 

Jednak teraz priorytetem był inny problem. Chcąc nie chcąc musiałem wrócić do małego pokoju na piętrze i najlepiej zanim ponownie zaśnie.

 

Koniec

Komentarze

Posiadała młodszego brata... - nie brzmi to, nawet jeśli brat wredny.Czekam,co będzie dalej.

,,Czasem posiadała życie towarzyskie''. Nie wiem, czy to zdanie jest właściwie sformułowane, za to ja skłniłbym się raczej ku wersji: ,,czasem wiodła życie towarzyskie''.
Nie wszystko było tu dla mnie jasne, może dlatego, że nie czytałem poprzedniej części.

*skłoniłbym.

Nowa Fantastyka