- Opowiadanie: TarWojn - Nowi, wspaniali ludzie

Nowi, wspaniali ludzie

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Nowi, wspaniali ludzie

Nowi, wspaniali ludzie

 

Przez otworzone drewniane drzwi uderzył mróz. Płatki śniegu zawirowały w zadymionej izbie. Do chaty wszedł opatulony w gruby, futrzany płaszcz wysoki człowiek. Zdjął z głowy papachę z lisa i rzucił ją niedbale w proch zalegający na ziemi. Ociężale opadł na drewnianą ławę. Na chwilę utkwił oczy w płomieniach ogniska, po czym mruknął coś niezrozumiale i objął siedzącą obok szczupłą brunetkę, przyciągając ja do siebie.

W chacie znajdowało się jeszcze dwóch mężczyzn. Jeden był w średnim wieku, choć jego bujna broda, rozrzucone w nieładzie włosy i pokryta bruzdami twarz, dodawała mu wiele lat. Siedział oparty o ścianę ściskając w ustach cybuch dawno wygasłej fajki. Drugi, wyraźnie młodszy, ostrzyżony na krótko, z kilkudniowym zarostem, półleżał w kącie izby owinięty szczelnie w szary, filcowy koc.

W chacie zapanowała cisza. Zdawać by się mogło, że przez dym i zaduch nie może przedrzeć się żaden dźwięk, oprócz trzaskania płonących bierwion i szumu okolicznego lasu.

Senną atmosferę przerwały natarczywe uderzenia w drzwi.

– Wejść! – krzyknął przybyły niedawno mężczyzna.

Do chaty wkroczyło dwóch żołnierzy, niosąc ze sobą duży pleciony kosz.

– Towarzyszu Oleg, w wiosce nie ma jedzenia. Chłopi nie kłamali, albo co mieli dobrze ukryli – zameldował jeden z nich.

– Więc zgodnie z waszym rozkazem zarżnęliśmy Polinę. – Drugi położył kosz na ziemi, po czym wyciągnął z niego cztery szklane butelki. – Biedulka jakby wiedziała, że mamy ją zabić. Patrzyła się na nas swoimi wielkimi, czarnymi oczami z takim błaganiem.

– Tak mi się jej żal zrobiło, że pomyślałem, że ją zastrzelę, zamiast podrzynać gardło – kontynuował opowieść pierwszy. – Wiem, że mało amunicji, ale…

– Najciężej miał Siergiej jak ją oprawiał, ale też głodny jak chłopaki, więc się nie ociągał.

Oleg delikatnie odsunął wtuloną w siebie brunetkę. Wstał z ławy i podszedł do kosza, jednocześnie dając znak dwójce żołnierzy aby wyszli.

– Prokrust, sięgnij do swojej torby po sól. Wiem, że ci jeszcze coś tam zostało – odezwał się do zarośniętego właściciela fajki.

Ten niechętnie przekręcił się na bok, grzebiąc w brązowym, zniszczonym plecaku. Po chwili przesunął się w stronę ognia, trzymając w jednej ręce niewielkie blaszane pudełko, a w drugiej czworograniasty bagnet, na który nadział podany mu kawałek mięsa.

– Dziś mamy ucztę… – mruknął do siebie. – Oleg, daj trochę mięsa temu białoarmiejcowi. Jurij, chodź jeść.

Krótko ostrzyżony dwudziestoparolatek, zarzucił filcowy koc na plecy i niepewnie przysunął się do paleniska. Wyciągnął rękę po podany mu kawałek koniny.

Bijące od ogniska ciepło przyjemnie muskało twarze i dłonie. Po chwili swąd pieczonego w zbytnim pośpiechu mięsa wypełnił i tak już śmierdzącą, zatęchłą izbę.

 

Jurij Iwanowicz miał niezwykłe szczęście. Żył.

Dwanaście dni temu wyruszył razem ze szwadronem kawalerii, z zadaniem rozbicia grupy czerwonej gwardii. Kiedy dotarli w rejon działalności wroga, zostali zaskoczeni i wybici prawie co do nogi. Ranni zginęli od razu. To nie była łaska. Partyzanci umieli sprawić by ostatnie chwile życia, były bolesne.

Jurij miał szczęście. W tej zapomnianej przez Boga głuszy spotkał dawnego przyjaciela z czasów studiów. Oleg już od młodości był związany z ruchem socjalistycznym, co nie przeszkadzało im wspólnie zdobywać kolejne bary i burdele. Teraz przewodził bandzie rabusiów i gwałcicieli, nazywających się zbrojnym ramieniem ruchu robotniczo–chłopskiego.

 

– Nie masz powodu się martwić – żując kawałek na wpół surowego mięsa wymamrotał Prokrust.

– Co? – bąknął Oleg, przechylając butelkę.

– Mówię do Jurija, o tej starej i jej dzieciakach – sprostował były mnich.

– I jej mężu? – ironicznie i z lekko wyczuwalnym wyrzutem wtrąciła się brunetka.

– I jej mężu – spokojnie powtórzył Prokrust. – Nie masz się czym martwić. Nie zrobiliśmy nic złego.

– Daj spokój – odburknął Jurij.

– Przecież mówi ci, że nie zrobiliście nic złego – z przekąsem odezwała się dziewczyna.

– „Zrobiliśmy”? Ja niczego nie zrobiłem – żachnął się białoarmista.

– Właśnie! Nic nie zrobiłeś. Mogłeś zaprotestować, powiedzieć coś. Próbować wyrwać broń. Nie zrobiłeś nic. Nawet nie odwróciłeś wzroku. – Prokrust wbił w Jurija Iwanowicza czarne plamy oczu.

– Nie ważne. Pogadaj sobie z Marianną, widzę że jako jedyna, oprócz ciebie, ma ochotę do dłuższej dyskusji.

Oleg, przerwał żuć mięso. Odwrócił się do dziewczyny i nieznacznie pokręcił głową.

– Jeżeli chcesz uspokoić sumienie, rozmawiaj z nią. Ja… Dobrze wiesz co o tym myślę – dodał Jurij.

– Oni nie muszą niczego uspokajać. Oni rozumieją jaka jest konieczność, a kiedy wiesz co jest konieczne, to nie ma miejsca na wahanie i rozterki. – Brunetka najwyraźniej nie zauważyła danego jej przez Olega znaku.

– Tak. Taka jest konieczność. Nie można jej uniknąć – Prokrust nie do końca pewien czy Marianna mówiła poważnie czy kpiła, powtórzył za nią.

– To jest szalone! – wyrzucił z siebie Jurij. – Co ma konieczność, rewolucja, czy temu podobne, do zamordowania człowieka, zaraz po tym jak wyrzuciło się z domu na mróz całą jego rodzinę?

– Ona? Niewiele – odparł bez dłuższego namysłu były mnich.

– Nie rozumiem ciebie.

– Nie martw się, zrozumiesz. Tak naprawdę każdy rozumie, tylko boi się przyznać do tego. Sam przed sobą.

– Mówisz o instynktach?

– Nie. Mówię o Bogu.

Jurij pytająco spojrzał na Prokrusta. Wyprzedzając odpowiedź byłego mnicha, Marianna ostentacyjnie odsunęła się od ogniska i skuliła się w kącie.

– Mówię o tobie, o mnie, o Olegu, Mariannie. Wszyscy jesteśmy Bogiem. Kiedy w Biblii napisano, że Ojciec stworzył ludzi, to było tam coś jeszcze, o czym zapomniano. O czym nie chciano pamiętać. Skoro Bóg nas stworzył, a poza Bogiem na początku nie było niczego, to oznacza to, że my jesteśmy częścią Boga. Jesteśmy Nim. Jesteśmy mu równi…

– Jesteśmy bogami – sapnęła Marianna.

– Tak, jesteśmy nimi – z niezmąconym spokojem kontynuował Prokrust. – Problemem są tylko ci z nas, którzy nie chcą tego uznać. Widzisz, Cerkiew, Car, arystokracja… wszyscy oni krępują twoją boskość, twoje prawo od niepodlegania osądowi.

– Zagarnęli dla siebie to co należy się wszystkim – odezwał się milczący do tej pory Oleg. – Ale rewolucja, my, im to odbierzemy. Komuniści, którzy siedzą w Moskwie i Piotrogrodzie jeszcze tego nie zrozumieli, ale walka toczy się o coś więcej niż władzę ludu. Sam tego nie rozumiałem, puki nie spotkałem Prokrusta.

– I zdradziłeś ideały rewolucji! – syknęła Marianna.

– Nie. Rewolucja nigdy nie była niczym innym – westchnął Oleg.

 

Ogień powoli przygasał. Jurij dorzucił kilka szczap i podniósł się z klepiska. Pozostała trójka leżała, miarowo oddychając. Białoarmista włożył włożył na siebie płaszcz, owinął się kocem, a na głowę wcisnął futrzaną czapkę. Ostrożnie uchylił drzwi. Świeże, mroźne powietrze szczypało w twarz. Orzeźwiało.

Przeszedł kilkanaście kroków obserwując smoliste niebo usiane srebrzystymi punkcikami. Jeszcze wieczorem szalała śnieżyca, lecz teraz, dobrze po północy, panował spokój, a na niebie nie było śladu chmur. Zawrócił pod chatę.

Zgarnął warstwę śniegu zalegającą na przyzbie i usiał. Szara linia drzew na wzniesieniu za wioską kusiła nieodparcie. Mamiła wolnością. Ucieczka na piechotę nie wchodziła w grę. Dogoniliby go bez większych problemów. Oprócz pościgu musiałby się zmierzyć z jeszcze bardziej bezlitosnym mrozem. Jedyną szansą były pozostałe konie. Jenak dostanie się do nich niepostrzeżenie było niemożliwe. W stodole w której się znajdowały spała większość z bandy czerwonych.

– Chcesz? – usłyszał miękki głos Marianny.

Stala obok. W wyciągniętej ręce trzymała srebrną papierośnicę.

– Nie… nie, dziękuję. – wyszeptał.

– Na pewno?

– Nie… chociaż, może jednak. – Wyciągnął jednego papierosa.

– Ładnie tu – westchnęła.

– Tak, ładnie.

– Nie mogłam wytrzymać w chacie. Straszny tam zaduch. Tutaj jest czym oddychać.

Ciepły blask zapałki z sykiem spalanej siarki oświetlił ich twarze. Jurij i Marianna pochylili się nad płomyczkiem.

– Oleg i Prokrust dalej śpią? – odezwał się po chwili Jurij.

– Tak, nie wiedzą, że tu jestem. Oleg jest zbyt pijany, żeby się obudzić, a Prokrust nawet jakby wstał, to nie dbałby czy tu jestem.

– A ty?

– Co ja?

– Co ty myślisz?

– O czym? – zapytała z wahaniem.

– Co tu robisz? Nie pasujesz tutaj. Jesteś inna. Widzę to po tobie. Dlaczego tu jesteś? Nie widzę żeby trzymali ciebie tu siłą.

– Nie zrozumiesz.

– Nie przyszłaś tu tylko zaczerpnąć powietrza.

Marianna milczała obserwując żarzącego się papierosa.

– Już go nie kochasz, prawda? – spytał Jurij.

– Tak. To znaczy nie. To Oleg przestał mnie kochać.

– Znacie się od dawna? Oleg nigdy mi o tobie nie wspominał, kiedy byliśmy młodzi.

– Znamy się od dawna. Właściwie wychowaliśmy się razem. W jednym miasteczku. Oleg, jak wiesz, syn zawiadowcy stacji, ja pochodziłam z arystokracji. To zbyt długa historia na ten zimny wieczór.

– Chcesz już wrócić do środka?

– Nie. Tu jest dobrze. Po prostu… nie chcę o nim mówić.

– Dobrze. Więc powiedz mi, co się stało z twoją rodziną?

– Nie wiem, opuściłam ich kiedy… – urwała w połowie zdania.

Jurij poczuł, jak dziewczyna przysunęła się do niego. Ciepło jej ciała powoli zaczęło promieniować przez grubą warstwę ubrań. Machinalnie objął ją  ramieniem.

– Kiedyś był inny. Tak pięknie mówił o wolności. O narodzinach nowego człowieka. O pięknym świecie, który niechybnie nastąpi. Teraz tylko siedzi i milczy. Jakby był cały czas gdzieś indziej. Kiedyś się kochaliśmy, ale odkąd wybuchła rewolucja…

– Więc opuść to miejsce. Razem ze mną – Jurij odruchowo ściszył głos.

– Nie mogę.

– Razem damy radę.

– Nie, nie mogę.

Jurij pokiwał głową.

– Ale, w takim razie, dlaczego mi to wszystko powiedziałaś?

– Nie wiem. Chyba dlatego, że jesteś jedną osobą, która mnie mogła zrozumieć.

– I może ci pomóc.

– Tak bardzo pragnęłam wolności. Dla siebie i innych – dziewczyna nie odpowiedziała na propozycję.

– A teraz czujesz się jak ptak w klatce?

– Tak, chyba tak.

Marianna wstała z westchnieniem z przyzby. Obróciła się w kierunku drzwi.

– Zaczekaj. Dlaczego Oleg mnie nie zabił? Dlaczego nie boi się, że go zabiję go we śnie?

– A zrobiłbyś to? – Uważnie spojrzała w oczy Jurija.

– Nie – odpowiedział z widocznym wahaniem.

Spuściła głowę. Stała tak bez słowa patrząc się w ziemię. Otaczająca ich cisza była dojmująca. Nawet wiatr prawie się uspokoił, a szum lasu stal się ledwo słyszalny. Wyglądali niczym dwie woskowe figury.

 

Drzwi pchnięte z rozmachem otwarły się na oścież. Na progu stanął Oleg. W samej koszuli i spodniach, wydawał się być bardziej zjawą niż człowiekiem.

– Marianno, wejdź do środka – rozkazał dziewczynie.

Ta posłusznie wykonała poleczenie, zostawiając przed chatą dwóch mężczyzn. Przyglądali się sobie nic nie mówiąc. W końcu ciszę przerwał zdecydowany głos Olega.

– Chodź. Przejdziemy się.

Jurij wstał i ruszył niczym zahipnotyzowany. Nie miał innego wyboru. Po przejściu kilkudziesięciu metrów odezwał się Oleg.

– O czym rozmawialiście?

– O niczym konkretnym.

– Podoba ci się? Marianna?

– Tak, ale…

– Nie tłumacz się. To dobrze.

Jurij spojrzał na niego pytająco.

– Widzisz tamtą chatę? Tą niewielką sto metrów stąd? W środku są dwa konie. Uciekniesz nimi. Teraz. Weźmiesz ze sobą Mariannę.

– Co? Dlaczego?

– Weźmiesz ją. Ona tutaj umiera.

– Co masz na myśli? – Jurij przystanął.

– Muszę stąd odejść. Dawno już nie podziwiałem gwiazd. Dalej idę sam.

– Zaczekaj, co…

– Nie zrozumiesz. – Kategorycznie pokręcił głową. – Proszę cię, uratuj Mariannę.

 

Niknąca w oddali sylwetka mężczyzny stapiała się z szaro-srebrną linią lasu, kiedy Jurij odwrócił się w kierunku wioski. Dopiero kiedy był już prawie pod chatą uświadomił sobie, że tak naprawdę to nie wie nawet co powiedzieć Mariannie. Zatrzymał się. Czuł, że każde słowo czy zdanie, jakie przychodziło mu na myśl nie było odpowiednie. Sam nie do końca rozumiał, co kierowało Olegiem.

Pchnął drzwi.

Na ławie przy gasnącym ognisku siedział Prokrust. W tej samej pozycji co kilka godzin temu Oleg. Obok stała odwrócona plecami do wejścia Marianna. Dogasające płomienie, rzucały migotliwe, niepewne światło, które utrzymywało w mroku rysy twarzy.

– Odszedł? – Odwróciła się.

– Tak – wyszeptał Jurij.

– Mówiłem ci – Prokrust zwrócił się do Marianny. – On był słaby. Za to my jesteśmy silni. Ja, ty Jurij.

– Marianno, musimy stąd ruszać. Oleg…

– Nie, nie odejdę stąd. Nie mogę.

– Dlaczego? – zapytał zdezorientowany Jurij.

– Bo tu jest jej miejsce – odpowiedział mu Prokrust. Wybrała je.

– Marianno?

– Zostań z nami. Teraz kiedy Oleg odszedł potrzebujemy ciebie – odparła dziewczyna.

– Wiem, że pragniesz zrzucić okowy które ciebie krępują. Nie jesteś taki jak inni. Jesteś przeznaczony do większych rzeczy – przemówił Prokrust.

– Do czego? Siedzenia w starej, zatęchłej chacie, w zapomnianej wsi? Do rabowania i mordowania chłopów? To wegetacja i degeneracja zarazem.

– Mylisz się. Tu jesteśmy tym czym chcemy. Na razie na małą skalę. Ale kiedy zwyciężymy, cały świat stanie przez nami – odpowiedział były mnich.

– Do bandy obszarpanych, przymierających głodem morderców i gwałcicieli?

– Niczym się od nas nie różnisz – wtrąciła się dziewczyna. – Biali, czerwoni, wszyscy zabijamy. Wy robicie to dla waszych panów, a my tylko dla siebie.

– Przecież ujęłaś się za tamtą rodziną, kiedy rozmawialiśmy wieczorem. Byłaś przeciwna teoriom Prokrusta. Co się stało? – wyrzucił z siebie Jurij.

– Bo jestem ateistką. Nie wierzę w żadne duchy i bogów. Wierzę w rewolucję. W człowieka. Nie chcę zabijać bez przyczyny jak to robią inni. Jestem humanistkę. Na śmierć zasłużyli tylko wrogowie ludu, a tamta rodzina była niewinna. Przyłącz się do mnie i stań po stronie dziejowej konieczności.

– Marianno, Oleg zobowiązał mnie żebym ciebie stąd zabrał. Musisz…

– Olega już nie ma. Odszedł dawno temu, kiedy zgasł w nim płomień rewolucji. – Twarde, zdecydowane spojrzenie Marianny nie pozostawiało żadnych wątpliwości.

Jurij odwrócił się. Szarpnął drzwiami i wyskoczył za próg. Przebiegł kilkanaście metrów. Zatoczył się i upadł w biały puch. Leżał tak przez chwilę. Z letargu wyrwało go skrzypienie śniegu. Ktoś szedł w jego kierunku. Uniósł się na kolana, kiedy potężne uderzenie ponownie rzuciło nim na ziemię. Ból go paraliżował, lecz zdołał obrócić się na plecy. Nad nim stała Marianna z naganem z dłoni. Spoglądała na niego z wyrazem smutku i determinacji na twarzy. Krew wypełniająca krtań powoli uniemożliwiała mowę.

– Proszę cię, odejdź stąd – wyrzęził. – Odejdź…

 

 

Koniec

Komentarze

“co nie przeszkadzało im wspólnie zdobywać kolejne bary i burdele.” → wydaje mi się, że powinno być “zdobywać kolejnych barów i burdeli.”

 

“Zagarnęli dla siebie to co należy się wszystkim” → brak przecinka po “to”

 

“włożył włożył na siebie płaszcz” → przypadkowe powtórzenie słowa

 

“Stala obok.” → literówka

 

“Ciepły blask zapałki z sykiem spalanej siarki oświetlił ich twarze.” → coś mi tutaj nie gra, ale nie umiem wyjaśnić cóż to, więc tylko zwracam Twoją uwagę na to zdanie. 

 

“Na progu stanął Oleg. W samej koszuli i spodniach, wydawał się być bardziej zjawą niż człowiekiem.” → pijany jest ok, ale to odzienie psuje mi wiarygodność, gdy on proponuje spacer na opisanym wcześniej mrozie odziany tylko w koszulę i spodnie

 

kiedy Jurij odwrócił się w kierunku wioski. Dopiero kiedy był już prawie pod chatą uświadomił sobie, że tak naprawdę to nie wie nawet co powiedzieć Mariannie.” → powtórzenie

 

“Ja, ty Jurij.” → brak przecinka po “ty”

 

“cały świat stanie przez nami” → literówka

 

“Jestem humanistkę” → literówka

 

“z naganem z dłoni.” → literówka

 

Ech… Smutny tekst. Tytuł przypomniał mi “Nowy, wspaniały świat”, ale fabuła jednak (choć również swoiście dystopijna) zupełnie inna. Trochę się gubiłam w tym, kto i co mówił kiedy dyskutowali o morderstwie rodziny. Kilka błędów, które wyglądały tak, jakbyś tekstu po prostu nie sprawdził, niemniej fabuła ciekawa, świat oraz bohaterowie wyraziści… Tylko fantastyki tu nie widzę i chyba jej nie ma… 

 

 

 

 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Tak, w trakcie pisania zrezygnowałem z elementu fantastycznego. Nieco zaburzał mi fabułę, dlatego zdecydowałem się go finalnie usunąć. Jeżeli chodzi o błędy, to chyba jeszcze nie mam wprawy w sprawdzaniu własnych tekstów, albo to wina mojego zmęczenia kiedy wrzucałem tekst. Skoro wyłapałaś ich kilka, to muszę bardziej na spokojnie i uważnie podchodzić do korekty :) 

 

Cóż, rozumiem to, mnie również się zdarzają podobne przeoczenia. Ze wszystkiego najbardziej rażące  było to jedno powtórzone słowo. Niemniej ogólnie tekst udany :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Czytając pierwsze akapity, miałem wrażenie, że najchętniej zmieniłbym niemal każde zdanie – ​poprawiając interpunkcję (choć tu sam nie jestem orłem), przestawiając szyk w zdaniu, bądź zmieniając niektóre określenia, podmieniając wyrazy. Dla przykładu pierwszy akapit napisałbym tak:

Przez otwarte drzwi uderzył mróz, a płatki śniegu zawirowały w zadymionej izbie. Do chaty wszedł wysoki człowiek, opatulony w gruby, futrzany płaszcz. Zdjął z głowy papachę z lisa i rzucił ją niedbale na brudną podłogę. Ciężko opadł na drewnianą ławę. Na chwilę utkwił wzrok w płomieniach ogniska, po czym mruknął coś niezrozumiale i objął siedzącą obok szczupłą brunetkę, przysuwając ją do siebie.​

​Proszę, nie miej mi za złe poprawiania tego fragmentu. Nie mam zamiaru przepisywać twojego, czy też czyjegokolwiek tekstu po swojemu. Chciałem jedynie wyczulić Cię na rzeczy, które sprawiają, że czyta się bardziej sprawnie, a przez to przyjemniej. Przykładowo otworzoneotwarte drzwi – obie formy są poprawne i nie mogę Ci tu wytknąć błędu, jednak forma “otwarte” jest dużo popularniejsza i na niej czytelnik się nie zatrzyma. Także drugie zdanie po przestawieniu kolejności moim zdaniem czyta się płynniej. To są drobiazgi, dzięki którym, jeśli będziesz zwracał na nie uwagę, czytelnik szybciej i gładziej przepłynie po Twoim tekście, co znacząco wpłynie na jego zadowolenie z lektury.

Po co się o tym rozpisuję? Bo mimo warsztatowych mankamentów przeczytanie Twojego tekstu nie sprawiło mi przykrości (a po pierwszych akapitach miałem wątpliwości, czy tak nie będzie), a wręcz sprawiło niejaką przyjemność. Moim zdaniem masz potencjał, a co do warsztatu – ​jesteś tu w odpowiednim miejscu, aby nad nim popracować.

Pozdrawiam

 

Nie mogę mieć za złe cennych uwag. Choć z pisaniem mam już trochę do czynienia od pewnego czasu, to dopiero teraz zdobywam swoje pierwsze szlify w tworzeniu opowiadań i wszelkie rady są dla mnie bardzo cenne. Im więcej dostanę informacji zwrotnych tym łatwiej będzie mi się pracowało. Jeszcze raz dziękuję. 

Tekst przeczytałem bez przykrości, ale też bez jakiś szczególnych uniesień. Ot, historia z ogarniętej rewolucją Rosji, gdy czego innego chce kobieta, czego innego jej kochanek, a jego przyjaciel walczący o jej względy dorzuca swoje trzecie. 

Technicznie przeczytałem płynnie, choć od czasu do czasu grudy się trafiały.

Podsumowując: przyzwoicie, ale bez fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

A gdzie tu jest fantastyka?

Też czasami gubiłam się, co kto mówi.

Interpunkcja kuleje, czasami coś innego się w zdaniu rozleci…

Przez otworzone drewniane drzwi uderzył mróz. Płatki śniegu zawirowały w zadymionej izbie.

Wydaje mi się, że jeśli jest porządny mróz, to nie ma płatków, bo śnieg się nie klei. Za suchy jest.

Babska logika rządzi!

Opisałeś scenkę z czasów rewolucji, ale mam wrażenie, że chciałeś w niej zawrzeć zbyt wiele wątków, zbyt wiele szczegółów, skutkiem czego stała się ona mało czytelna i nie mam pewności, czy wszystko należycie zrozumiałam.

Wykonanie, o czym wspomnieli wcześniej komentujący, pozostawia sporo do życzenia.

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawsze, lepiej napisane i pełne fantastyki. ;)

 

zbroj­nym ra­mie­niem ruchu ro­bot­ni­czo–chłop­skie­go. –> …zbroj­nym ra­mie­niem ruchu ro­bot­ni­czo-chłop­skie­go.

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy.

 

Nie ważne. Po­ga­daj sobie z Ma­rian­ną… –> Nieważne. Po­ga­daj sobie z Ma­rian­ną

 

Oleg, prze­rwał żuć mięso. –> Oleg prze­rwał żucie mięsa. Lub: Oleg prze­stał żuć mięso.

 

Wi­dzisz, Cer­kiew, Car, ary­sto­kra­cja… –> Dlaczego wielkie litery?

 

twoje prawo od nie­pod­le­ga­nia osą­do­wi. –> Czy nie powinno być: …twoje prawo do nie­pod­le­ga­nia osą­do­wi.

 

Jenak do­sta­nie się do nich… –> Literówka.

 

Ta po­słusz­nie wy­ko­na­ła po­le­cze­nie… –> Literówka.

 

Tą nie­wiel­ką sto me­trów stąd? –> nie­wiel­ką, sto me­trów stąd?

 

cały świat sta­nie przez nami – od­po­wie­dział były mnich. –> Literówka.

 

Do bandy ob­szar­pa­nych, przy­mie­ra­ją­cych gło­dem mor­der­ców i gwał­ci­cie­li? –> Przed bandą ob­szar­pa­nych

 

Szarp­nął drzwia­mi i wy­sko­czył za próg. –> Szarp­nął drzwi i wy­sko­czył za próg.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z zarzutów – niepotrzebne powtórzenie tytułu na początku tekstu. Brak fantastyki. A sama historia przyzwoita, dość szczątkowa fabuła, ale nieźle zarysowane postaci.

 

– Mówię do Jurija, o tej starej i jej dzieciakach – sprostował były mnich.

No ja z kontekstu nie wiem, który z nich jest byłym mnichem, bo jest ich tam trzech.

 

Swoją drogą, po co te przerwy między niektórymi fragmentami? Takie puste entery zazwyczaj oznaczają zmiany w czasie/miejscu akcji, nie warto nimi wydzielać opisów. Wystarczyłby akapit.

Jestem humanistkę.

Dużo błędów w tekście, literówek, interpunkcyjnych, gramatycznych – po prostu ten wydał mi się najbardziej zabawny :D Stylistycznie w porządku, widać, że całość napisana bardzo nieuważnie.

 

Ciekawie przedstawiłeś tę motywację rewolucjonistów z filozoficznego punktu widzenia. Acz niedokładnie, albo przynajmniej postać mówiąca przedstawiła to w sposób dosyć niezrozumiały. Klimat jest, fantastyki nie ma. Emocje bohaterów dobrze oddane, dialogi całkiem w miarę.

Całkiem ok.

 

BTW, dlaczego bohater przewrócił się po wybiegnięciu? Dialog nie wskazywał na to, żeby był aż tak pijany.

No nieźle.

Brak fantastyki mi nie przeszkadzał. Natomiast brakowało mi jakiegoś bardziej wyrazistego zakończenia. Niby jest, ale mam takie poczucie niedosytu. Jakbyś dał mi ciastko, ale nie pozwolił zjeść ostatniego kęsa. Troszkę pogubiłam się przy dłuższym dialogu o zabitej rodzinie – nie bardzo wiedziałam kto mówi i do kogo, warto by było dopracować też tę kwestię. Bohaterów stworzyłeś całkiem niezłych, fajnie zarysowałeś relacje między nimi, podobała mi się szczególnie scenka Jurij-Marianna-Oleg.

Podpisuję się też całkowicie pod komentarzem Unfalla – masz pomysł, potrafisz całkiem barwnie przedstawić świat, ale w Twoim tekście pojawiło się sporo usterek, które powodowały, że zatrzymywałam się przy czytaniu. Jeśli tylko masz zapał i chęci do szlifowania opowiadań (a tak napisałeś w komentarzu :P), to z całego serca polecam Ci umieszczanie opowiadań na betaliście. Można się naprawdę wiele nauczyć, ale trzeba być otwartym na krytykę. Konstruktywną krytykę rzecz jasna.

Scenka robi wrażenie, ale nie to nie jest ten typ opowiadań, które chciałabym czytać. Czasem mam wrażenie, że sporo mamy tego typu tematyki. Ale na tyle zostałam zaintrygowana, że jestem ciekawa co było w fantastycznej końcówce, którą wyciąłeś. Postacie – umiesz je dobrze napisać, ale dla mnie jednak istnieli do połowy. Bardzo lubię, kiedy wrzuca się mnie w akcję od razu, ale postacie w tym przypadku na tym ucierpiały. 

Podsumowując – mogłoby być więcej tła, a co znaczy pewnie dłuższy tekst. 

Jest trochę błędów (puki?), ale pomimo tego nie czyta się źle ;)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka