- Opowiadanie: rosebelle - Jej oczy

Jej oczy

Uff... Opowiadanie powstało w sierpniu na warsztatowe wyzwanie pod tytułem: “Kryzys wiary paladyna”. Urodził mi się taki tekst. Wciąż mam wrażenie, że są w nim jakieś braki, chociaż został pochwalony przez innych członków grupy warsztatowej. Sądzę, że być może problemem było ograniczenie objętości, w którym nie pomieścił się pomysł i tekst cierpi na uproszczenia. Od jakiegoś czasu zerkam na niego i próbuję nanieść poprawki, bo wierzę, że ma potencjał. Być może uwagi z waszej strony pozwolą go wydobyć, a może akurat się spodoba. Tak, czy inaczej, zapraszam do lektury i zachęcam do komentowania. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Jej oczy

Mi­the­rel to mi­ło­ści­wy bóg. Le­onard był tego pe­wien, dla­te­go po­słusz­nie wy­ko­ny­wał wszyst­kie po­le­ce­nia, które otrzy­my­wał pod­czas me­dy­ta­cji i mo­dlitw. Nigdy nie prze­szka­dza­ło mu, że czę­sto wy­ma­ga­no od niego do­ko­na­nia rzezi na róż­nych isto­tach, skoro były złe, mor­der­cze z na­tu­ry, a cza­sem nie do końca… Żywe. Ofia­ry z głów strzyg, wil­ko­ła­ków, wiedźm oraz upio­rów na­gra­dza­no łaską i bło­go­sła­wień­stwem, nie wspo­mi­na­jąc o wdzięcz­no­ści udrę­czo­nych przez mon­stra cy­wi­lów. Pa­la­dyn otrzy­mał nawet order ho­no­ro­wy od sa­me­go króla.

Cóż więc mogło spę­dzać sen z po­wiek tak no­bli­we­go męż­czy­zny? Sam się nad tym za­sta­na­wiał. Na­sta­ła trze­cia noc udrę­ki. Po­przed­nie dwie spę­dził na usil­nych pró­bach od­pę­dze­nia od sie­bie ma­ja­ków. Wi­dział ją wszę­dzie, skry­tą w każ­dym cie­niu i tań­czą­cą w pło­mie­niu świe­cy. Nie da­wa­ła mu spo­ko­ju.

Snuł się po obo­zo­wi­sku, pod­czas gdy niżsi rangą ry­ce­rze spali snem spra­wie­dli­wych. Czuł na sobie oskar­ży­ciel­skie spoj­rze­nie Księ­ży­ca – ko­chan­ki i matki mroku. Wybił w imię Słoń­ca wiele jej dzie­ci, jed­nak nigdy dotąd nie czuł się tak jak teraz. Wró­cił do na­mio­tu: po­tęż­nej struk­tu­ry z czer­wo­ne­go płót­na. Wej­ście zasłaniały dwie się­ga­ją­ce ziemi ko­ta­ry. Na pra­wej z wiel­ką do­kład­no­ścią wy­szy­to wi­ze­ru­nek Mi­the­re­la. Lewą kur­ty­nę zdo­bił po­tęż­ny lew – ro­dzin­ny herb Le­onar­da. Pa­la­dyn uklęk­nął przed usta­wio­nym we­wnątrz oł­ta­rzem, by spo­glą­da­jąc w pro­mie­ni­ste ob­li­cze swego zbaw­cy, od­pę­dzić mo­dli­twą zda­rze­nia tam­tej fe­ral­nej nocy.

***

Prze­pro­wa­dzał wtedy ze swoją świtą stan­dar­do­wą czyst­kę. Mi­the­rel ze­słał mu we śnie wizję miej­sca splu­ga­wio­ne­go przez sabat. Ze wszyst­kich be­stii, które przy­szło ry­ce­rzo­wi wy­pę­dzić z tego świa­ta, tych ko­biet nie­na­wi­dził naj­bar­dziej, bo były ludz­kie, przy­naj­mniej w swej apa­ry­cji. W drew­nia­nej cha­cie, po­środ­ku Lasu Fauk­ner, miesz­ka­ło sie­dem wiedźm – po jed­nej na każdy grzech głów­ny. Atak miał być nie­spo­dzie­wa­ny i szyb­ki. Do­pa­dli je ze wszyst­kich stron, zbroj­ni w po­świę­co­ne szaty od­bi­ja­ją­ce za­klę­cia i po­sre­brza­ny oręż – na­rzę­dzie oczysz­cze­nia. Naraz spo­koj­na noc wy­peł­ni­ła się krzy­kiem, wie­lo­barw­ne bły­ski rzu­ca­nych cza­rów od­bi­ja­ły się od męż­czyzn, któ­rzy bez­li­to­śnie cięli swoje prze­ciw­nicz­ki. Chaos, ogień i krew. Nic no­we­go dla za­pra­wio­nych w boju ry­ce­rzy. Parli przed sie­bie bez li­to­ści, pod­rzy­na­jąc gar­dła i roz­szar­pu­jąc brzu­chy prze­ra­żo­nych ko­biet. Jedna z młod­szych cza­ro­dzie­jek upa­dła pod­czas próby uciecz­ki tuż pod no­ga­mi Le­onar­da. Bez­re­flek­syj­nie uniósł miecz i z ła­ska­wo­ścią wy­po­wie­dział frazę, która miała za­gwa­ran­to­wać jej duszy zba­wie­nie, roz­pa­lić mrok jej serca i po­pro­wa­dzić na łono Mi­the­re­la:

– Pło­mie­nia­mi wy­pę­dzam cię z ciem­no­ści twego ist­nie­nia. Pło­mie­nia­mi oczysz­czam twą duszę i nie­chaj one wska­żą jej drogę ku świa­tło­ści.

Wtedy wła­śnie wbiła w niego spoj­rze­nie tych ogrom­nych zie­lo­nych oczu. Spo­glą­dał w zwier­cia­dła duszy swych prze­ciw­ni­ków nie raz, jed­nak z nią było jakoś… ina­czej. Nie do­strzegł be­stial­skiej furii, tylko ból i strach. Za­wa­hał się, była tak czło­wie­cza. Po raz pierw­szy w życiu po­czuł się zmu­szo­ny do re­flek­sji nad słusz­no­ścią wła­sne­go wy­ro­ku. Cały zamęt jak gdyby za­marł na mo­ment. Prze­raź­li­we wycie mor­do­wa­nych i pod­pa­la­nych wiedźm uci­chło niby, a on wi­dział tylko ją i te oczy jak je­zio­ra, w któ­rych można uto­nąć. Szu­kał w sobie siły, by zadać cios, pró­bo­wał wy­obra­zić sobie tę pięk­ną dziew­czy­nę, do­ko­nu­ją­cą rze­czy od­ra­ża­ją­cych. W jego myślach powstał następujący obraz: ona z dłu­gim dru­tem w ręce, wy­skro­bu­ją­ca z ciała ja­kiejś nie­rząd­ni­cy nie­na­ro­dzo­ne dziec­ko. Stało się jed­nak coś nie­spo­dzie­wa­ne­go, bo w tym mor­der­czym akcie do­strzegł łaskę i wdzięcz­ność zbo­la­łej, nie­do­szłej matki. Nie po­tra­fił wy­ja­śnić skąd, po­ja­wi­ły się w nim nagle po­dob­ne od­czu­cia. Nigdy wcze­śniej nie miał takich wąt­pli­wo­ści. Za­miast tego, po­my­ślał o ja­kimś de­mo­nicz­nym ry­tu­ale, który mu­sia­ła od­pra­wiać. Nagie ciało, ską­pa­ne we krwi nie­win­ne­go ba­ran­ka, wi­ją­ce się po ziemi, wy­po­wia­da­ją­ce za­klę­cia w księ­ży­co­wej mowie. Spo­dzie­wał się po­czuć obrzy­dze­nie i li­tość, ale na ich miej­sce wkra­dło się po­żą­da­nie. Przypatrzył jej się raz jesz­cze, bez­bron­nej, upa­dłej, zdanej na niego. Le­ża­ła z roz­chy­lo­ny­mi no­ga­mi, wspie­ra­jąc się na przed­ra­mio­nach. Mu­sia­ła do­strzec jak po­dą­ża spojrzeniem wzdłuż linii jej ud, bo wzdry­gnę­ła się i na­cią­gnę­ła spód­ni­cę na miej­sce, do któ­re­go jego wzrok nie­uchron­nie zmie­rzał.

Uła­mek se­kun­dy, w któ­rym wszyst­kie te myśli prze­bie­gły mu przez głowę, dla dziew­czy­ny cią­gnął się w nie­skoń­czo­ność. Stał nad nią, groź­ny i bez­li­to­sny. Nie ro­zu­mia­ła, na co cze­kał.

– Zrób już swoje – za­żą­da­ła wład­czym tonem i rzu­ci­ła mu wy­zy­wa­ją­ce spoj­rze­nie.

On jed­nak opu­ścił miecz i kazał jej uciekać. Patrzyła na niego oszołomiona, podczas gdy paladyn nerwowo spoglądał w stronę swoich rycerzy. Na szczęście byli zaangażowani w próbę obalenia wiedźmy-obżarstwa, która rzuciła na siebie zaklęcie powiększające, aż jej głowa sięgała sufitu, a miecze rozcinały jedynie warstwy tłuszczu, nie zadając poważniejszych obrażeń. Czas uciekał. Niedługo na pewno chłopaki zwrócą się o pomoc do swojego dowódcy, a wtedy będzie zmuszony zabić dziewczynę, której oczy poruszyły coś w jego duszy i sprawiły, że uczucia do tej pory skrywane za kurtyną ślepej wiary, zaczęły dochodzić do głosu.

– No już! Zwiewaj! Zanim się rozmyślę! – warknął zniecierpliwiony. Wreszcie rudowłosa czarodziejka ocknęła się, wymamrotała pod nosem inkantację i przeistoczyła się w węża. Leonard powędrował spojrzeniem za pełznącym na wolność stworzeniem, a gdy całkowicie znikła mu z oczu, ruszył z odsieczą swoim podkomendnym.

Podejście do rozwścieczonej gigantki nie było łatwym zadaniem. Miotała się i rzucała na oślep zaklęcia oszałamiające oraz magiczne, jadowite kule. Zasłonił się tarczą i parł naprzód. Minął jednego z uśmierconych towarzyszy, który w ferworze walki stracił hełm, a pocisk z kwasu, dosięgnął go wyżerając nieszczęśnikowi twarz. Widok był koszmarny. Paladyn poczuł jak znów wzbiera w nim święta furia. Natychmiast przypomniał sobie o swoim powołaniu. Walczył zaciekle niczym rozjuszony lew, wzbudzając zachwyt i podziw pozostałych rycerzy. Szybko rozprawił się z czarownicą-lenistwem, której spowalniające i tłumiące umysł inkantacje, okazały się bezskuteczne. W końcu dopadł do olbrzymki. Błogosławioną rękawicą rozproszył czar, a gdy wróciła do normalnych rozmiarów, jednym płynnym cięciem pozbawił ją głowy. Tłusty łeb opadł z pluskiem na zakrwawioną podłogę. Ostatnia z wiedźm została pokonana.

 Zbierając żniwa po rzezi, zauważono, że brakuje jednej czarownicy, ale paladyn machnął na to ręką.

 – Znajdzie się – orzekł. – Nasze plony powinny zadowolić Mitherela na jakiś czas, ale nie zaprzestaniemy poszukiwań. Jeszcze ją dopadniemy. Do tego czasu, namaluję święty krąg wokół obozu.

 To zadowoliło sługów bożych. Wrócili do obozowiska i po zabalsamowaniu głów specyfikiem, który miał zapobiec gniciu, nadziali je na pale i ustawili pod ołtarzem, śpiewając pieśni na pochwałę Słońca.

 Właśnie wtedy, gdy adrenalina opadła i paladyn udał się na zasłużony spoczynek, po raz pierwszy nawiedziła go wizja rudowłosej czarodziejki. Od tej pory wracała co wieczór, przypominając mu nie tylko o niewytłumaczalnych wątpliwościach, ale też pięknym kobiecym ciele.

***

Mu­siał prze­rwać mo­dli­twę. Wspomnienie ocalonej wiedźmy i jej bez­sil­no­ści znów roz­pa­li­ło jego trze­wia. Uło­żył się na po­sła­niu i do­tknął na­pię­te­go już człon­ka. Z po­cząt­ku ner­wo­wo, a już po chwi­li coraz pew­niej i bar­dziej ener­gicz­nie po­ru­szał ręką, wy­obra­ża­jąc sobie przy tym gład­kie uda, pełne pier­si i jej pod­dań­stwo. Na­le­ża­ła w tej chwi­li do niego, bła­ga­ła o li­tość, ję­cza­ła, aż w końcu ma­stur­ba­cja za­owo­co­wa­ła wy­try­skiem, a po jego ciele roz­la­ła się nie­za­zna­na dotąd roz­kosz. Nie był pra­wicz­kiem. Mi­the­rel nie wy­ma­gał od swych sług wstrze­mięź­li­wo­ści, ale jakoś nigdy dotąd Le­onard nie czuł tak peł­nej przy­jem­no­ści. Nie mu­siał długo cze­kać, aż na miej­sce speł­nie­nia i sa­tys­fak­cji wpeł­zły wy­rzu­ty su­mie­nia. Seks z dziew­ka­mi to jedno, ale pło­mien­ne po­żą­da­nie isto­ty nie­czy­stej to od­ręb­na kwe­stia. Ry­cerz chciał uspra­wie­dli­wiać się i tłu­ma­czyć przed samym sobą, że rzu­co­no na niego jakiś urok, ale wie­dział w głębi duszy, że to kłam­stwo – prze­cież miał wtedy na sobie świę­tą zbro­ję. Nie było zatem in­ne­go wyj­ścia, jak uka­rać swoje zbun­to­wa­ne ciało. Pod­niósł się z łoża, na któ­rym jesz­cze przed chwi­lą tak wul­gar­nie bez­cze­ścił sa­me­go sie­bie, po czym się­gnął po na­rzę­dzie, któ­rym miał przy­wo­łać wła­sną cie­le­sność do po­rząd­ku.

Ujął nie­wiel­ką rę­ko­jeść ob­wi­nię­tą czer­wo­ną skórą. Z na­rzę­dzia ni­czym z mor­der­czej fon­tan­ny try­ska­ły średniej długości bi­czy­ki, za­koń­czo­ne ostry­mi ha­czy­ka­mi. Bacik był wy­bor­nym przy­rzą­dem do sa­mo­dy­scy­pli­ny, gdyż nie ist­niał taki spo­sób ude­rze­nia, który nie skut­ko­wa­ło­by falą pro­mie­niu­ją­ce­go bólu. Zadał sobie piętnaście razów. Nie oszu­ki­wał: po każ­dym cio­sie dawał cier­pie­niu kilka chwil, na roz­peł­znię­cie się do wszyst­kich czą­ste­czek jego ciała. Do­pie­ro potem ude­rzał znowu.  

Było już do­brze po pół­no­cy, gdy za­koń­czył tor­tu­ry. Wrócił na legowisko, gdzie po­ło­żył się na brzuchu z przy­mknię­ty­mi po­wie­ka­mi, choć wie­dział, że sen nie na­wie­dzi jego umę­czo­ne­go umy­słu. Zre­zy­gno­wa­ny, za­sta­na­wiał się, czy ob­ra­ził czymś jesz­cze Mi­the­re­la, że ten wy­sta­wiał jego wiarę na taką próbę? Czy  bó­stwo po­sta­no­wi­ło go opu­ścić, za­po­mnieć o nim i po­zwo­lić duszy na gni­cie?

Drę­czo­ny tymi py­ta­nia­mi, jesz­cze bar­dziej niż roz­cię­cia­mi na ple­cach, od­pły­wał. Wy­da­ło mu się, że ktoś smu­kły­mi pal­ca­mi, de­li­kat­nie gła­dzi jego skórę, a pod wpły­wem tego do­ty­ku, ból wy­co­fy­wał się i pierzchł. Po­de­rwał się i od­wró­cił jak opa­rzo­ny, gdy do­tar­ło do niego, że nie śnił. Dziew­czy­na zdą­ży­ła od­sko­czyć poza za­sięg jego ra­mion, któ­ry­mi in­stynk­tow­nie za­mach­nął się w jej kie­run­ku. W pół­mro­ku wy­da­wa­ła się jesz­cze pięk­niej­sza niż wtedy. Dłu­gie włosy ka­ska­dą spły­wa­ły na ra­mio­na, twarz zdo­bił cie­pły uśmiech. Nie po­tra­fił zde­cy­do­wać, czy była tylko złu­dze­niem. Z tru­dem wy­trzy­my­wał świ­dru­ją­ce spoj­rze­nie zie­lo­nych oczu, choć były tym razem spo­koj­ne i ła­god­ne, a gdzieś w ich głębi tań­czy­ły fi­glar­ne iskry.

– Nie mu­sisz się mnie oba­wiać – za­pew­ni­ła przy­ja­znym tonem, jed­nak on pa­trzył na nią z po­wąt­pie­wa­niem.

– Jak się tu zna­la­złaś? Jak prze­kro­czy­łaś pie­czę­cie? Takie jak ty nie mogą wszak prze­kro­czyć kręgu, który…

– We­zwa­łeś mnie. Nie zna­jąc mego imie­nia, wo­ła­łeś. To uczy­ni­ło pie­czę­cie nie­sku­tecz­ny­mi.

Pa­la­dyn oblał się ru­mień­cem, a ona uśmiech­nę­ła się sze­rzej. Po­wio­dła wzro­kiem po na­mio­cie i nagle ze­rwa­ła się na równe nogi.

– Mor­der­co! – pi­snę­ła. Mu­sia­ła stłu­mić gwał­tow­ny okrzyk, który chciał wy­drzeć się z jej gar­dła, w oba­wie przed uśpio­ny­mi wo­ja­ka­mi. Tę gwał­tow­ną re­ak­cję wy­wo­łał widok oł­ta­rza. Pod złotą pła­sko­rzeź­bą słoń­ca, ob­da­rzo­ne­go oczy­ma spo­glą­da­ją­cy­mi su­ro­wo w dół, do­strze­gła sześć pali i sześć głów. Po­wy­krzy­wia­ne w dra­ma­tycz­nych gry­ma­sach rysy były trud­ne do roz­po­zna­nia, jed­nak wie­dzia­ła, że to jej sio­stry. – Przy­szłam dzię­ko­wać ci za oca­le­nie, tym­cza­sem… Nie ro­zu­miem, dla­cze­go po­zo­sta­wi­łeś mnie przy życiu?

– Nie wiem. Sam za­da­ję sobie to py­ta­nie i nie po­tra­fię od­na­leźć od­po­wie­dzi. – Przy­glą­dał jej się nie­uf­nie, choć po­wo­li prze­ko­ny­wał się, że tym razem nie była je­dy­nie oma­mem.

– A po­tra­fisz od­po­wie­dzieć na py­ta­nie, dla­cze­go nas za­bi­jasz? – jej ton był za­ja­dły i pełen wście­kło­ści, lecz Le­onard nadal nie po­tra­fił do­strzec w niej po­two­ra. Na głos bez za­jąk­nię­cia wy­re­cy­to­wał jed­nak wy­uczo­ną for­muł­kę:

– Je­ste­ście słu­żeb­ni­ca­mi ciem­no­ści, mon­stra­mi i mor­der­czy­nia­mi nie­na­ro­dzo­ne­go życia. Mi­the­rel, stwór­ca świa­tła i wszyst­kie­go, co na tym świe­cie dobre, do­ma­ga się wa­szej śmier­ci, a ja je­stem jego sługą.

– My zaś słu­ży­my Lu­ca­strze.

Le­onard skrzy­wił się na dźwięk imie­nia księ­ży­ca. Bo­gi­ni nocy była złą isto­tą, da­ją­cą schro­nie­nie wszyst­kim występkom. Nikt nie śmiał wzy­wać jej imie­nia, gdyż ten czyn wy­star­czył, by ska­zać he­re­ty­ka na śmierć. In­stynkt na­ka­zał mu chwy­cić rę­ko­jeść mie­cza, który spo­czy­wał za­wsze u boku ry­ce­rza, jed­nak po­wstrzy­mał się jesz­cze przed ata­kiem.

– No­sisz na zbroi lwy. Lwy też za­bi­ja­ją, nawet dzie­ci, gdy wal­czą o do­mi­na­cję i te­ry­to­rium, jed­nak za­bi­cie lwa to dla cie­bie świę­to­kradz­two. Mó­wisz, że słu­ży­my ciem­no­ści, jed­nak my po­ma­ga­my. Lu­ca­stra to matka i ko­chan­ka, na­ka­zu­je nam nieść pomoc wy­klę­tym – tym, na któ­rych wy nawet nie ra­czy­cie spoj­rzeć. Na­zy­wasz nas mor­der­czy­nia­mi nie­na­ro­dzo­ne­go życia, jed­nak minąłbyś obo­jęt­nie i dał umrzeć z głodu ko­bie­cie i jej dziec­ku, gdyby spo­łe­czeń­stwo na­zwa­ło matkę nie­rząd­ni­cą… – Pa­la­dyn prych­nął, bo tylko śmiech mógł być re­ak­cją na oskar­że­nie, które do­tknę­ło go do bólu swoją praw­dzi­wo­ścią.

– Jeśli ko­bie­ta lekko się pro­wa­dzi…

– To co? Za­słu­gu­je na po­ni­że­nie i śmierć? Zresz­tą, co jeśli dziec­ko jest owo­cem gwał­tu?

– Praw­dzi­wie no­bli­wej dzie­wi­cy…

– Nie można wziąć siłą? Za­stra­szyć? Oczy­wi­ście, ty nie masz o tym po­ję­cia, wszyst­kie panny za­wsze lgną do two­jej gład­kiej, sy­me­trycz­nej twa­rzy! Do zło­tych wło­sów i ja­sne­go spoj­rze­nia, do ty­tu­łów. – Mógł­by przy­siąc, że gdy mó­wi­ła te słowa, pra­gnę­ła go. Po­de­szła nawet tro­chę bli­żej i zni­ży­ła głos tak, że prze­ro­dził się w po­nęt­ny szept. Szyb­ko jed­nak zmie­ni­ła front, a wszel­kie ozna­ki za­in­te­re­so­wa­nia pry­sły jak my­dla­na bańka, czy nie­wpraw­nie rzu­co­ny czar. – Tak ci się wy­da­je, praw­da? A co jeśli po­wiem ci, że ta dziew­czy­na, z którą za­ba­wia­łeś się w karcz­mie, wcale tego nie chcia­ła?

– Milcz! – Ze­rwał się z po­sła­nia z ob­na­żo­nym mie­czem, któ­re­go srebr­na klin­ga bły­snę­ła zło­wiesz­czo w blasku świec, roz­ja­śnia­ją­cych wnę­trze na­mio­tu. Za­trzy­mał ostrze tuż przed jej szyją, bo znów po­czu­cie winy po­wstrzy­ma­ło go przed uzy­ska­niem osta­tecz­ne­go po­jed­na­nia z bo­giem. Czuł na sobie spoj­rze­nie sło­necz­nej tar­czy za jej ple­ca­mi, ale jesz­cze bar­dziej cią­ży­ło mu spoj­rze­nie oczu tej dzi­wacz­nej wiedź­my, któ­rej słowa za­da­wa­ły kłam wszyst­kie­mu, w co wie­rzył. Jego ręka za­czę­ła drżeć, a oczy na­peł­ni­ły się łzami. Padł przed nią na ko­la­na i gorz­ko za­szlo­chał.

– Co mam robić? Nie wiem już, w co wie­rzyć! Nie ro­zu­miem!

– Takim wła­śnie świa­tłem wy­peł­nia cię twój bóg. Ośle­pia­ją­cym na praw­dę o świe­cie, w któ­rym ży­je­my i o two­ich wła­snych czy­nach. – Jej ton zła­god­niał, przy­klęk­nę­ła przy nim i de­li­kat­nie ob­ję­ła jego głowę, od­gar­nę­ła z czoła zło­ci­ste ko­smy­ki i w tym miej­scu zło­ży­ła mięk­ki po­ca­łu­nek.

– Pomóż mi! – wy­ję­czał bła­gal­nie.

– Tak… Po­mo­gę ci wi­dzieć. – Za­ci­snę­ła gwał­tow­nie dło­nie wokół jego głowy, kciu­ki wdu­sza­jąc z nie­ludz­ką mocą w oczo­do­ły. Raz na za­wsze po­zba­wi­ła go dum­ne­go spoj­rze­nia, któ­rym czę­sto ogar­niał wszyst­kich wkoło. Nie pró­bo­wał się bro­nić, uległ jej woli cał­ko­wi­cie i nawet nie pi­snął z bólu. Krew spły­wa­ła mu ob­fi­cie po po­licz­kach, cały drżał w prze­ra­że­niu, jed­nak gotów był przy­jąć nowe prze­wod­nic­two. Teraz to ona była jego wiarą, jego bo­gi­nią. Za­czął po omac­ku szu­kać jej syl­wet­ki. Chciał za­wo­łać jej imię, gdy uświa­do­mił sobie, że nigdy go nie zdra­dzi­ła. Wtedy też za­świ­ta­ła mu myśl, że ode­szła, po­zo­sta­wia­jąc go sa­me­go. Po­wstał i na oślep za­czął mio­tać się po wnę­trzu na­mio­tu, krzy­cząc coś nie­zro­zu­mia­łe­go i wy­ma­chu­jąc rę­ko­ma. Prze­wró­cił oł­tarz i świe­ce. Ma­te­ria­ło­we ścia­ny szyb­ko pod­chwy­ci­ły pło­mień i za­ję­ły się ogniem. W obo­zo­wi­sku wy­bu­chła pa­ni­ka, wo­ła­nia o pomoc i wia­dra z wodą. Obłęd. Noc za­peł­ni­ła się krzy­kiem i roz­pa­czą.

Zie­lo­no­oki pusz­czyk przy­glą­dał się wszyst­kie­mu z sa­tys­fak­cją. Prze­isto­czo­na w sowę wiedź­ma za­hu­cza­ła i pod­nio­sła wzrok na księ­życ. Lu­ca­stra za­bar­wi­ła się na czer­wo­no, przyj­mu­jąc jej ofia­rę i ze­mstę.

***

Co z pa­la­dy­nem? Słuch o nim za­gi­nął. Wiele lat póź­niej za­czę­to snuć opo­wie­ści o śle­pym mę­dr­cu, za­miesz­ku­ją­cym chat­kę w lesie Fauk­ner. Po­dob­no ów mę­drzec ma wgląd w ludz­ką duszę i po­tra­fi opo­wie­dzieć po­dróż­ni­kom wszyst­ko o ich prze­szłych po­stęp­kach, a także wy­ja­wić przy­szłość ukry­tą za kur­ty­ną nie­mi­nio­ne­go czasu. Mę­drzec ów nie po­sia­da bó­stwa, sam o sobie mówi, że jest na służ­bie Bez­i­mien­nej. Ponoć wi­dy­wa­no u niego ru­do­wło­są, zie­lo­no­oką, młodą dziew­czy­nę i krążą plot­ki o ich ro­man­sie, ale to je­dy­nie plot­ki. Pew­nym jest, że ów mę­drzec nie może być Le­onar­dem, bo ten zgi­nął prze­cież z rąk prze­bie­głej wiedź­my, choć ciała nigdy nie od­na­le­zio­no. Tak gło­si­ły ra­por­ty świty Mi­the­re­la, a słu­żeb­ni­cy boga świa­tła i praw­dy nigdy nie kła­mią.

 

 

Koniec

Komentarze

Z narzędzia niczym z morderczej fontanny tryskały długie na 30 cm biczyki, zakończone ostrymi haczykami. – liczebniki słownie i nie stosujemy skrótów

 

Dlaczego oczy  w tytule pisane są wielką literą? 

 

Nie poruszają mnie takie moralizatorskie historie. Jak dla mnie za dużo jest tu powiedziane wprost. I mam na myśli rozmowę Leonarda z czarownicą. 

Z kolei brakuje mi trochę wskazówek, dlaczego paladyn zaczął mieć wątpliwości. Skąd taka nagła zmiana, skoro do tej pory działał bez litości? “Usterka” czarodziejskiej zbroi, która pozwoliła, by uległ czarom czy też urokowi wiedźmy? 

Żeby nie było – czytało mi się dobrze, szybko. 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki, zawsze zapominam o tym zapisie. Jeśli chodzi o tytuł, to tak jakoś mam w zwyczaju, wydaje mi się, że tytuły zazwyczaj tak się zapisuje, ale mogę zmienić jeśli to drażni. 

Jeśli chodzi o moralizatorstwo… Cóż, dziewczyna ma swoje poglądy, których broni, a jego to przekonuje. Można to wziąć za moralizatorstwo, a można za opowiadanie fantasy, poruszające kwestie, które funkcjonowały dawniej i dzisiaj. Wiedźmy często właśnie zajmowały się aborcją i użyłam tego w opowiadaniu, bo to wydało mi się ciekawe, ale rozumiem, że mogło nie trafić w gust. 

Właśnie z tym wyjaśnieniem miałam problem. Nie do końca chcę, żeby ta zmiana była efektem uroku, ale skoro tak, pewnie powinnam dopisać jakiś fragment o tym, że zaczynały go już wcześniej nachodzić wątpliwości, a problem skumulował się w obecności tej konkretnej dziewczyny, która po prostu mu się spodobała. Z początku właśnie ten pociąg fizyczny i fascynacja miały być wyjaśnieniem, ale z perspektywy czasu zgadzam się, że to za mało. Dzięki za sugestię z usterką zbroi, przemyślę to. 

Cieszę się, że dobrze się czytało i w ogóle dziękuję za lekturę :)

EDIT: zmieniłam tytuł, bo rzeczywiście przeszkadzał. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Lubię teksty poruszające tego typu kwestie. Zazwyczaj bardzo lubię. Ale niestety, nie mogą być napisane w taki sposób. Bardziej opisujesz, co chcesz przekazać, niż przekazujesz to samą opowieścią. Nie ma potrzeby tego wstępu, czego Mitherel oczekuje od swoich wyznawców i co wyznawcy sądzą o swojej misji, bo doskonale da się to przekazać m.in. sceną rzezi na czarownicach (przy okazji – mogłaby ta scena być bardziej plastyczna;)). Podobnie dialog między Lucastrą a Leonardem – wydał mi się nienaturalny, raczej wygłaszają przemowy niż dyskutują.

Z drobiazgów – nie mam pojęcia, w jaki sposób żołnierze Leonarda mogliby nie zauważyć, że zamiast siedmiu głów na palach jest sześć; nie jestem zwolenniczką stylizowania pseudośredniowiecznych tekstów na pseudośredniowieczny język, ale nawet mnie “seks” i “masturbacja” jakoś tu nie pasowały. Nie mówiąc już o tych 30 cm, ale to już Śniąca napisała.

Podzielam zdania Śniącej i Ochy.

Nie czytało się źle, ale też nie mogę powiedzieć, że to była satysfakcjonująca lektura. Nie przekonała mnie scena w namiocie, a tym samym niewiarygodna wydaje się nagła przemiana Leonarda.

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

skoro były złe, mor­der­cze z na­tu­ry, a cza­sem trud­no je było uznać za żywe. Ofia­ry z głów strzyg, wil­ko­ła­ków, wiedźm oraz upio­rów na­gra­dza­ne były łaską… –> Powtórzenia.  

 

Po­przed­nie dwie spę­dził na usil­nych pró­bach od­pę­dze­nia od sie­bie ma­ja­ków. Wi­dział wszę­dzie, skry­tą w każ­dym cie­niu i tań­czą­cą w pło­mie­niu świe­cy. Nie da­wa­ła mu spo­ko­ju. –> Dlaczego, skoro piszesz o majakach, widział coś pojedynczego?

 

Wej­ście sta­no­wi­ły dwie się­ga­ją­ce ziemi ko­ta­ry. –> Raczej: Wej­ście przysłaniały/ zasłaniały dwie się­ga­ją­ce ziemi ko­ta­ry.

Obawiam się, że kotara nie może być wejściem.

 

pró­bo­wał wy­obra­zić sobie tę pięk­ną dziew­czy­nę, do­ko­nu­ją­cą rze­czy od­ra­ża­ją­cych. Przed oczy­ma wy­obraź­ni po­sta­wił prze­ra­ża­ją­cy obraz… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

po­ja­wi­ły się w nim nagle po­dob­ne od­czu­cia. Nigdy wcze­śniej nie miał po­dob­nych wąt­pli­wo­ści. –> Powtórzenie.

 

Mu­sia­ła do­strzec jak po­dą­ża wzdłuż linii jej ud… –> W jaki sposób podążał?

 

aż w końcu ma­stur­ba­cja za­owo­co­wa­ła wy­try­skiem… –> Masturbacja, jako słowo zbyt współczesne, raczej nie pasuje do opowieści fantasy.

 

Seks z dziew­ka­mi to jedno… –> Seks – jak wyżej.

 

z mor­der­czej fon­tan­ny try­ska­ły dłu­gie na 30 cm bi­czy­ki… –> Śniąca już wspomniała, że liczebniki zapisujemy słownie, a ja zapytam, skąd w tej opowieści wiedza o centymetrach?

 

po­ło­żył się z po­wro­tem na le­go­wi­sku. Leżał… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

nik­czem­nym czy­nom. Nikt nie śmiał wzy­wać jej imie­nia, gdyż ten czyn wy­star­czył… –> Czy to celowe powtórzenie?

 

klin­ga bły­snę­ła zło­wiesz­czo w świe­tle świec… –> Nie brzmi to najlepiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podoba mi się sam szkielet historii, paladyn z wątpliwościami, czarownice, wątek dylematu moralnego. Gorzej jest, jeśli chodzi o wykonanie. Słabo wypada postać samego paladyna, który bardziej kojarzy mi się z członkiem sekty, niż samodzielnym rycerzem na szczycie hierarchii. Jego przemyślenia są zbyt naiwne. Widać, że skupiłaś się na wątku czarownica – paladyn i ucierpiała na tym reszta opowiadania. Przeprowadzanie standardowych czystek, czy brakujące głowy wypadają średnio. Wywody na temat Mithrela wydają się zbędne. Masturbacja i pokuta wybrzmiewają lepiej na tym tle, ale nie bronią całości opowiadania.

Podsumowując, niedopracowany ale dobry w zamyśle pomysł. Warto pochylić się nad nim, rozbudować otoczkę bohaterów i bardziej usamodzielnić paladyna.

Poprzednie dwie spędził na usilnych próbach odpędzenia od siebie majaków. Widział  wszędzie, skrytą w każdym cieniu i tańczącą w płomieniu świecy. Nie dawała mu spokoju. –> Dlaczego, skoro piszesz o majakach, widział coś pojedynczego?” → ponieważ widział tę samą postać wielokrotnie. 

 

“Musiała dostrzec jak podąża wzdłuż linii jej ud… –> W jaki sposób podążał?” → zapomniałam napisać, że wzrokiem ;)

 

aż w końcu masturbacja zaowocowała wytryskiem… –> Masturbacja, jako słowo zbyt współczesne, raczej nie pasuje do opowieści fantasy.

 

 

Seks z dziewkami to jedno… –> Seks – jak wyżej.” → tutaj trochę nie rozumiem o co chodzi, zarówno Tobie, Reg, jak i Osze. Masturbacja i seks nie pasują do fantasy? Samogwałt i chędożenie brzmiałyby lepiej?

EDIT:

“…klinga błysnęła złowieszczo w świetle świec… –> Nie brzmi to najlepiej.” → Dlaczego?

 

Co do reszty uwag, dzięki wielkie, naniosłam stosowne poprawki.  

 

@Ocha → zgodzę się, że opis walki mógłby być bardziej plastyczny (nie do końca umiem w plastyczne opisy, jak na razie), ale nie do końca rozumiem jaki problem tkwi we wstępie. Przedstawiam bohatera i jego dylemat, potem wprowadzam akcję, która była powodem tego dylematu. Nie bardzo rozumiem, co jest takiego złego w tej strukturze?

Okej, dialog wyszedł średnio naturalnie i tu się zgodzę, miałam ograniczenie do 5 stron, na czym cała scena mocno ucierpiała, bo nie było miejsca by ją rozwinąć. Niemniej, uważam, że wiedźma miała motywację do wypowiadania swoich przemów (Leonard tego nie robi). Nie chce zabić Leonarda (ocalił jej życie, w dodatku, co sugeruję w tekście, pociąga ją) chce go przeciągnąć na swoją stronę… Na swój sposób. On z kolei, jest już tak skołowany (od jakiegoś czasu nie spał, wciąż ma omamy i dręczy go poczucie winy) kiedy ją spotyka i słyszy jej słowa, zaczyna jej wierzyć. Może nie ujęłam tego najlepiej, ale nie wiem, czy aż tak tragicznie… 

Tak, czy owak, dziękuję za lekturę i komentarze. Postaram się poprawić. 

 

EDIT:

@Darcon → dziękuję za komentarz, cała idea jest taka, że on jest zaślepiony swoją wiarą, a przez to nie do końca samodzielny. Ślepa wiara, nie różni się mocno od bycia członkiem sekty, a historia dowodzi, że to nie przeszkadza w służbie wojskowej. Łatwo jest mordować bezmyślnie w imię powszechnie wyznawanej wiary. Racja, że brakujące głowy są logiczną usterką, którą nadrobię, może też znajdzie się miejsce dla trochę większej inwencji Leonarda, skoro nie muszę się już martwić limitem znaków. Jeszcze raz, dzięki za lekturę. Zgadzam się też, że nie bardzo widać skąd u niego bierze się ta nagła zmiana, co jest tym impulsem, który wyrywa go z transu ślepej wiary. To miały być tytułowe “jej oczy”, ale najwyraźniej, to się nie sprawdziło XD

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Według mnie to ciekawa historia, której dobrze zrobiłoby rozwinięcie. :) Paladyn… pomysł na postać jest fajny, chociaż chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o jego przemianie, takiej długofalowej. Chciałabym wiedzieć jakie były jego losy bezpośrednio po oślepieniu. 

Ogólnie, uważam, że pomysł miałaś dobry, napisane jest lekko. Ze szkolnej skali ocen wystawiłabym +4. Bo zasadniczo jest ok, ale czegoś jeszcze mi brakuje. ;) 

 

Dzięki Rossa :) Ogólnie, nie sądzę, by dalsze drążenie tego tekstu miało jakiś sens, między innymi dlatego wrzuciłam go tutaj, świadoma, że są w nim niedociągnięcia. Wasze uwagi pomogą mi pisać lepsze teksty w przyszłości, a na tym zależy mi najbardziej :) Dziękuję za lekturę i słowa. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

A mnie się spodobało. Chyba nie przepadam za bohaterami ślepo wierzącymi w cokolwiek. Każdy “nawrócony” liczy się na plus. ;-)

Aha, czy ja dobrze zrozumiałam, że facet próbował spać w jednym pomieszczeniu z kilkoma odciętymi głowami? Nie przeszkadzał mu smród ani owady?

Zadał sobie 15 razów.

Piętnastki też raczej piszemy słownie. ;-)

Babska logika rządzi!

Cieszę się, Finklo, że tekst się spodobał. Też tak myślę, że ślepych fanatyków warto nawracać ;)

Taaaak, moje znajome też to zauważyły… Cóż, świeże trupy, może jeszcze nie było tak źle? Później je gdzieś wyniosą XD ( a przynajmniej taki jest plan ;) )

Piętnastkę poprawiłam, dzięki :) Doceniam klika do biblioteki, choć sama nie jestem przekonana, czy tekst na niego zasłużył. Niemniej, miło mi :D

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Rosebelle, zależy, co chciałaś napisać. Jeżeli opowiadanie z jakąś historią, to zamiast wyjaśnić religię i motywacje wyznawców w osobnym akapicie, kawa na ławę w pierwszych zdaniach, to – moim zdaniem – lepiej to zrobić w tekście, poprzez ukazanie wydarzeń, które w swojej wymowie są jednoznaczne. Zwłaszcza, jeśli limit Cię ograniczał. Miałaś tu takie wydarzenia. Jeśli chciałaś napisać raczej coś w rodzaju filozoficznej rozprawy – to ok, inna sprawa.

Co do dialogu – masz rację, swe racje przedstawia wiedźma. Z rozpędu wczoraj napisałam, że również Leonard. Mój błąd.

I czy ja gdzieś napisałam, że jest tragicznie? Nie, nie jest tragicznie. Mam wrażenie, że czujesz się trochę rozczarowana, że ten tekst zebrał tu w większości średnie (nie tragiczne!) recenzje. Ale to tylko nasze opinie, pamiętaj o tym. Przemyślisz, przemielisz, z częścią się zgodzisz, część odrzucisz. To, co tu piszemy to sugestie i subiektywne odczucia, nie prawdy objawione. ;)

@Ocha → wiem, że nie napisałaś, że jest tragicznie, ja czasami mam takie fatalistyczne podejście. Właściwie nie powinnam się przejmować średnimi ocenami, chociażby dlatego, że sama wiem, że tekst nie jest najlepszy… Frustruję się, bo mam wrażenie, że o ile pomysły mam całkiem niezłe, to mocno potykam się o warsztat. W dodatku, nie do końca rozumiałam niektóre aspekty krytyki (już wyjaśniłaś, co miałaś konkretnie na myśli i zgadzam się z Tobą, że inne ujęcie tematu byłoby lepsze, albo przynajmniej, bardziej wciągające), co spowodowało, że trudno mi ją było przyjąć i wyciągnąć z niej konstruktywne wnioski. Uczę się analizować krytykę w sposób, który opisujesz, ale czasem sprawia mi to trudność, gdy osoby o lepszym doświadczeniu i warsztacie wypowiadają swoje opinie, bo mam wrażenie, że to rodzaj jakiegoś ostatecznego wyznacznika jakości tekstu. Wiem, że przy takim nastawieniu daleko nie ujadę, więc walczę z tym ;) Kilka uwag na pewno wezmę sobie do serca i przekształcę trochę to opowiadanie, ale nie będę robić grubszych przeróbek, bo zwyczajnie szkoda mi czasu na rozbieranie go na części pierwsze, a tak chyba musiałabym zrobić. Będę za to, mieć je na uwadze na przyszłość.  Sądzę, że lepiej po prostu napisać kolejny tekst, może lepszy :D Chciałabym tylko zaznaczyć, że nawet jeśli czasami popadam w dramatyzm, to jednak uważam wasze uwagi za niesamowicie pomocne i cenne. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Uczę się analizować krytykę w sposób, który opisujesz, ale czasem sprawia mi to trudność, gdy osoby o lepszym doświadczeniu i warsztacie wypowiadają swoje opinie, bo mam wrażenie, że to rodzaj jakiegoś ostatecznego wyznacznika jakości tekstu.

Rozumiem to i cieszę się, że zdajesz sobie sprawę z tego, że tak się nie da. ;) Ale chyba każdy, komu zależy na opinii innych, bo chce się uczyć, musi przejść przez ten etap. Jednak jak parę razy zobaczysz, że jeden komentujący pisze coś kompletnie odwrotnego niż inny, to będzie Ci łatwiej. ;) 

Też tak myślę, że ślepych fanatyków warto nawracać ;)

Warto, ale zarazy jedne potworny opór stawiają.

Babska logika rządzi!

Fakt, znam taką jedną… :)

Całkiem przyjemne opowiadanie. Przyzwoicie napisane. Najważniejsze już masz, czyli fajny, czytelny styl. Na resztę (konstrukcja, ekspozycja itd) przyjdzie czas.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Fleur, dziękuję bardzo za komentarz, lekturę i klika. Wiadomo, przede mną jeszcze sporo pracy :) 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Mi też się podoba :) Bardzo przyjemne w odbiorze opowiadanie. Dobrze poprowadzona narracja. Treść też przypadła mi do gustu. Dylematy paladyna, czarownice, ucięte głowy – ogólnie pasuje mi klimat tekstu. Plus również za pomysł. Dreptam do biblioteki :)

Katio, dziękuję za lekturę, miłe słowa i oczywiście za głos do biblioteki :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Przekształciłam nieco i rozbudowałam scenę bitwy. Zmieniłam niejasność dotyczącą brakującej głowy, Leonard wykazuje się większą inicjatywą. Dodałam też, że łby były zabalsamowane specyfikiem, który zapobiegał gniciu oraz informację, że Leonard był nękany wyrzutami sumienia już od pierwszej nocy po dokonanych mordach. Sądzę, że teraz opowiadanie jest dużo lepsze i bardziej spójne (choć wciąż niedoskonałe). Jeszcze raz serdecznie wam dziękuję za porady i cierpliwość :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Dorwałem już poprawiony tekst. Czytało się go dobrze, płynnie, nic jakoś nie wzbudziło mojej antypatii. Walka wyszła w porządku, czuć pewien dynamizm. Natomiast fabuła nie poruszyła – sporo erpegowałem w mrocznym świecie Warhammera, gdzie takowe historie były na porządku dziennym, a i motyw upadku “cnotliwego” rycerza przez kobietę nowy nie jest.

Podsumowując: okej, ale bez fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NWM → dziękuję za lekturę, cieszę się, że opis walki wyszedł dynamicznie. Nie grałam nigdy w Warhammera, ale inne RPG-i nie są mi obce.  Nie przeczę też, że pomysł zwiedzionego przez babę rycerza to nic odkrywczego. 

Jeszcze raz podziękowania za komentarz i za klika :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Ojtam, ojtam. Od razu zwiedziony i to przez babę. A sam, psiakość, święty był, w celibacie cnotliwie żył. Oczy mu otworzyła i tyle.

Babska logika rządzi!

Haha, jak zwykle słusznie prawisz, Finklo :) 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

“Mu­sia­ła do­strzec jak po­dą­ża wzdłuż linii jej ud… –> W jaki spo­sób po­dą­żał?” → za­po­mnia­łam na­pi­sać, że wzro­kiem ;)

Teraz w zdaniu jest powtórzenie: Musiała dostrzec jak podąża wzrokiem wzdłuż linii jej ud, bo wzdrygnęła się i naciągnęła spódnicę na miejsce, do którego jego wzrok nieuchronnie zmierzał. –> Proponuję: Musiała dostrzec jak podąża spojrzeniem wzdłuż linii jej ud, bo wzdrygnęła się i naciągnęła spódnicę na miejsce, do którego jego wzrok nieuchronnie zmierzał.

 

Ma­stur­ba­cja i seks nie pa­su­ją do fan­ta­sy? Sa­mo­gwałt i chę­do­że­nie brzmia­ły­by le­piej?

Moim zdaniem tak.

 

“…klin­ga bły­snę­ła zło­wiesz­czo w świe­tle świec… –> Nie brzmi to naj­le­piej.” → Dla­cze­go?

Bo …w świetle świec… brzmi jak powtórzenie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Okej, dzięki :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Ojtam, ojtam. Od razu zwiedziony i to przez babę. A sam, psiakość, święty był, w celibacie cnotliwie żył. Oczy mu otworzyła i tyle.

Do tego służy jakiemuś bóstwu i rzuca czary ;) Jakby nazywało się “Slaanesh” albo “Tzeentch” to normalnie czułbym się od razu jak w Altdorfie (czyli w domu) ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Aż chyba odpalę sobie Dragon Age Inkwizycję XD 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Zgadzam się, że nie drgnęło tam gdzie powinno. Także przeczytałam bez większej przykrości, ale też bez zachwytów. Oprócz tego, że chcesz zbyt dużo wyłożyć nam w narracji, to odniosłam wrażenie, że ton opisu jest strasznie podniosły, a w mojej subiektywnej ocenie tekst sporo traci, bo ciężko nam się utożsamiać z bohaterami. Np. Scenę gdy palladyn się zadowala można było zrobić bardziej surową, poprzez załóżmy dziewki, które byłyby przeznaczone dla ich uciechy. Niech wtedy sobie wyobraża czarownicę. Mniej ładnych słów poprawiło prawdziwość tekstu. Nie wiem, czy zrozumiałeś coś z mojego majaczenia, ale starałam się to wyłożyć najprościej jak się dało. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Wiem, co masz na myśli. Za dużo przedstawienia świata przez narratora, zamiast przez akcję (jak wspomniała Ocha) i za duży dystans do bohaterów, którym właśnie ten narrator się przygląda, do których łapiemy przez to dystans. Może po prostu źle dobrany typ narracji do formy i długości tekstu. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Po kolejnych przemyśleniach, dochodzę do wniosku, że może tekst lepiej sprawdziłby się jako element innego opowiadania: ktoś komuś opowiada taką historię. Wtedy i narracja bardziej by pasowała i ton podniosły może mniej by drażnił. Jak sądzicie?

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Czy wsadzając coś do szkatułki, mocno zmieniasz jego cechy? ;-)

Babska logika rządzi!

Cechy nie, ale charakter się chyba zmienia. Nie sądzę, bym zamierzała tego konkretnie użyć, ale pytam z ciekawości na przyszłość, czy w formie szkatułkowej, taka legenda/przypowieść, lepiej by się sprawdziła. Z Twoich słów wnioskuję, że jednak raczej nie ;)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Ale na mnie świat się nie kończy. Dla niektórych opakowanie ma duże znaczenie. No, nawet ja zwracam uwagę, czy prezent jest luzem, w torebce, czy zawinięty w papier. ;-)

Babska logika rządzi!

Przeczytałem i ja. Na plus zwycięstwo zła, niezły styl, no i wiedźma-obżarstwo. Ubawna ta scena walki :D

Tematyka trochę przeżuta przez pisarzy i twórców gier, ale bez przesady, przejdzie. Postać paladyna niezbyt wiarygodna. Wydaje się mało prawdopodobne, by ktoś, kto tak wysoko zaszedł w hierarchii, miał podobne rozterki… Być może w jego przeszłości tkwi coś usprawiedliwiającego naiwne postępowanie, ale w tekście nie ma o tym mowy. Czarownica-żądza urocza, polubiłem ją.

Świat ledwie naszkicowany, wiele rzeczy jest tu umownych… I może w tym częściowo problem. Opowiadanie próbuje skupiać się na przemianie wewnętrznej bohatera, jednak zdaje się ona dość płytka, jakbyś nie wgłębiła się w jego duszę przed przystąpieniem do pisania.

Z drugiej strony, scena walki w domu wiedź bardziej klasyczna i ta właśnie część chyba bardziej mi się podobała.

Fabularnie… Sorry, ale nic nadzwyczajnego. Jak chcesz rozwijać świat – spoko, może być naprawdę ciekawie, ale tę opowieść radziłbym jednak już zostawić. Z własnego doświadczenia wiem, że nauce pisania znacznie bardziej sprzyja pisanie nowych tekstów niż grzebanie w starych.

Technicznie – napisane zgrabnie, ino interpunkcja słaba. Tytuł nieźle koresponduje z treścią, ale jutro z niczym go nie skojarzę.

 

Niemniej, czytało się przyjemnie i potencjał jest. Tak że głowa do góry :D

 

Tyle od Counta, na koniec lista bugów:

Wrócił do namiotu: potężnej struktury z czerwonego płótna.

Raczej nie, to złe słowo. Ta późniejsza “kotara” też budzi moje wątpliwości, ale nie pamiętam w tej chwili lepszego słowa. Zastanawiałem się nad czymś w rodzaju “płachty”, ale to chyba też będzie źle ;(

by spoglądając w promieniste oblicze swego zbawcy, odpędzić modlitwą zdarzenia tamtej feralnej nocy.

“odpędzić wspomnienia zdarzeń”?

Bezrefleksyjnie uniósł miecz i[-,] z łaskawością wypowiedział frazę, która miała

Bez przecinka

Spoglądał w zwierciadła duszy swych przeciwników nie raz, jednak z nią

“Nieraz”

Szukał w sobie siły, by zadać cios, próbował wyobrazić sobie tę piękną dziewczynę[-,] dokonującą rzeczy odrażających.

Bez przecinka

Przypatrzył jej się raz jeszcze, bezbronnej, upadłeh, zdanej na niego.

Literówka

 – Znajdzie się – orzekł[+.] – Nasze plony powinny zadowolić Mitherela na jakiś czas

Z kropką

Ułożył się na posłaniu i dotknął napiętego już członka.

Hehe :D To brzmi nawet zabawnie, choć wiesz, Rosebelle, członek to raczej nie mięsień, nie napinasz go jak bicka :D Może: “dotknął twardniejącego członka”?

Ujął niewielka rękojeść obwiniętą czerwoną skórą.

Literówka

Zadał sobie 15 razów.

Słownie ;)

Przyglądał jej się nieufnie, choć powoli przekonywał się, że tym razem[-,] nie była jedynie omamem.

Bez przecinka

– A potrafisz odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nas zabijasz? – jej ton był zajadły i pełen wściekłości

Z wielkiej litery

Na głos[+,] bez zająknięcia[+,] wyrecytował jednak wyuczoną formułkę:

Przecinki, bo to wtrącenie.

Tak głosiły raporty świty Mitherela, a służebnicy boga światła i prawdy[-,] nigdy nie kłamią.

Bez przecinka

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dziękuję bardzo za lekturę i rozbudowany komentarz. Z interpunkcją walczę i powoli chyba błędów jest coraz mniej, ale i tak za dużo. ;)

Cieszę się, że chociaż fabuła oklepana i nic nowego, to jednak czytało się w miarę przyjemnie. Teraz pracuję nad nowym tekstem, który jest raczej oryginalny, ale teraz mam wątpliwości, czy nie przekombinowałam… Cóż, okaże się. :D

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Ten też jest dosyć oryginalny, tak samo jak poprzedni zresztą.

Tematyka niby jak świat stara, ale miło że tak uważasz. Skorzystam swoją drogą z okazji i tutaj również podziękuję Ci za oddanie głosu na “Serce Wiedźmy”. Naprawdę sprawiłeś mi radość i niespodziankę :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Opowiadanie niezłe, poruszające dość wyeksploatowaną, ale zawsze ciekawą tematykę. Podobało mi się samo zakończenie – lubię takie dopowiedzenia losu bohaterów. Przyczepiłbym się do tej nieszczęsnej przemiany bohatera – może to przez limit znaków, ale trochę za szybko, motyw pożądania ok, ale nie wiem, czy to on wystarczy.

Przeczytałem za jednym zamachem dwa twoje opowiadania. A co tam :D To i Serce wiedźmy. O wiele bardziej podobało mi się to drugie (ale tam komentarz zostawię dopiero jutro), chociaż i tutaj dobrze się bawiłem.

Najpierw minusy. Tak jak innych wyżej nie przypadła mi do gustu błyskawiczna niczym zupka chińska przemiana bohatera. Ale ja nie przykładam uwagi do takich rzeczy, które przecież nie zakłócają lektury, a jedynie każą się zastanawiać, jak bardzo coś jest prawdopodobne. Czyli mi to nawet nie wadziło ;) Kolejny minus – zakończenie. Wolałbym coś plugawego, krwawego… Tak, były oczy, tfu, raczej ich nie było ;) i to mogło być preludium do alternatywnej przemiany. W sensie bohater już tuż tuż przemienia się w dobrego ziomka, a tu, pyk!, wiedźma wyłupuje oczy i czyni paladyna najokrutniejszym łowcą czarownic. Takie zakończenie spodobałoby mi się :) Ale to kwestia gustu, więc nie traktuj tego jako ujmę. Ja po prostu lubię, kiedy opowiadania źle się kończą ;)

Teraz plusy. Jest ich więcej, ale napiszę krótko, bo chcę spać (pomimo ciekawej lektury ziewam) xd Klimat (dla mnie ważny) świetny, opisy bardzo zgrabne i przyjemne, fajnie wykreowany świat, na plus okrutni paladyni i zmasowany atak, czystka. Czytało się szybko, dobrze, chciałbym dostać więcej czegoś podobnego. Pozdrawiam :) 

Zygfrydzie i Karolu, bardzo ciękuję wam za lekturę i komentarze. 

Zygfrydzie, fakt, że trochę pośpieszyłam z wewnętrzną przemianą, mogłam to może bardziej rozpisać, ale właśnie limit znaków, trochę mi w tym przeszkodził. Cieszę się, że zakończenie przypadło do gustu. 

Karolu, cieszę się bardzo, że Ci się podobały opisy i wykreowany świat. To zawsze motywujące. Mam nadzieję nie rozczarować, swoimi kolejnymi tworami. 

Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze dziękuję za poświęcenie czasu, na czytanie moich opowiadań :D

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Cieszę się i dziękuję za lekturę. :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Nie lubię opowieści o paladynach, bo są zwykle na jedno kopyto i ciężko od tego uciec – ale to mi się podobało. Dobrze napisane, obrazowo, szczególnie sceny walki. Dobrze, z pomyślunkiem zakomponowany układ scen.

 

Bezrefleksyjnie uniósł miecz i,[-,] z łaskawością wypowiedział frazę […]

 

Wtedy właśnie,[-,] wbiła w niego spojrzenie tych ogromnych zielonych oczu.

 

[…] jednak z nią było jakoś… [i]Inaczej.

 

Spodziewał się poczuć obrzydzenie i litość, ale na ich miejsce,[-,] wkradło się pożądanie.

 

[…] a pocisk z kwasu,[-,] dosięgnął go, wyżerając nieszczęśnikowi twarz.

 

– Znajdzie się – orzekł[+.] – Nasze plony powinny zadowolić Mitherela na jakiś czas,

 

Ujął niewielka rękojeść obwiniętą czerwoną skórą.

 

[…] że tym razem,[-,] nie była jedynie omamem.

 

[…] poczucie winy powstrzymało go,[-,] przed uzyskaniem ostatecznego pojednania z bogiem.

 

[…] a służebnicy boga światła i prawdy,[-,] nigdy nie kłamią.

Lordzie Verminie, mam nadzieję, że wybaczysz mi tak późną reakcję. Nie wiem, dlaczego tak zwlekałam z odpowiedzią. Zapominalstwo jest jedną z moich gorszych wad, ale mam nadzieję, że mi je wybaczysz. 

Cieszę się bardzo, że opowiadanie Ci się podobało i że zechciało Ci się wychwycić błędy, które na nie zaraz naniosę. 

Mam nadzieję, że moja opieszałość nie zniechęci Cię do czytania innych moich tekstów, bo wszystkie uwagi są dla mnie cenne. 

Jeszcze raz dziękuję i przepraszam. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Przydałoby się coś nowego, Rose.

Wiem. Jeden tekst jest już po becie i wisi, chcę go opublikować po zakończeniu konkursu, bo jest raczej z tych dłuższych więc wolę poczekać na koniec konkursu. Piszę też poza tym na sam konkurs, ale nie wiem, czy się wyrobię. Życie studenta zaocznego łatwe nie jest (#wymówka)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Czytając pomyślałem sobie, że masz dużą wyobraźnię, podobało mi się to jak czarownicę rzucały na siebie zaklęcia które ich przemieniały. To było fajne. Pożar na końcu fajnie wtrącony. Do tego wciągające. Podobało mi się.

 

Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Dawidzie, dzięki za wizytę i miłe słowa, cieszę się, że się podobało :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Wniosek: Spojrzenie w oczy kobiecie może zawrócić/nawrócić /zgubić… :)

Nowa Fantastyka