- Opowiadanie: Annn - A kysz!

A kysz!

Wiem, sam tytuł aż zaprasza :) Tym razem mam dla Was coś z Podlasia. Trochę historii, trochę legend i przesądów z miejscowości Lewickie, która znajduje się niedaleko Białegostoku. Za wszelkie bzdury, błędy i niespójności – przepraszam.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

A kysz!

– A kysz! A kysz! – krzyczała wyraźnie poruszona babuleńka. Mimo sędziwego wieku, bo aż dziewięćdziesięciu lat, truchtała żwawo, próbując za wszelką cenę powstrzymać nadciągającego czarnego kota. Czort miał zamiar przebiec jej drogę, ale w końcu zrezygnował i zawrócił. Postanowił przeczekać, aż stara baba odejdzie, by później w spokoju wrócić do swojego sponsora (bo właścicielem, to on był sobie sam), a może raczej do tego, co mu przygotował na kolację. Zenobia odetchnęła z ulgą, poprawiając na głowie kwiecistą chustę. Wolała dmuchać na zimne i nie kusić losu.

Owej scenie przyglądali się rozbawieni turyści. Nie należeli do grona przesądnych osób. Wychodzili z domu w piątek trzynastego, rozsypana sól nie była powodem ich kłótni, a rozbite lustra… Cóż, jeszcze żadnego nie stłukli. Ich życie nie zależało od nonsensownych zabobonów, a od nich samych. Tak przynajmniej myśleli.

– Przepraszam… – zaczepił staruszkę młody mężczyzna. – Może wie pani, gdzie znajduje się zespół dworski Lewickie? – Spojrzała na niego badawczo.

– Pałacyk Nowickich? A tu niedaleko, za tymi chaszczami, w prawo. Widzisz pan między drzewami czerwoną cegłę? – Wskazała kierunek przygiętym w stawach, palcem.

– Faktycznie, coś widać. Dziękujemy. – Ukłonił się jej z wdzięcznością. Gotowy na wyprawę, chwycił dłoń żony i zdecydowanym krokiem ruszył w stronę kolejnej rudery, którą ta chciała koniecznie zobaczyć.

– Ale nie wchodźta tam. – Zatrzymała ich staruszka.

– Dlaczego? Ktoś pilnuje obiektu? – spytała zdziwiona turystka.

– To przeklęte miejsce. Już dawno nikogo tam nie ma. Każdy nowy właściciel po kupnie tego dworu rychło tracił swój majątek.

– Spokojnie – roześmiał się mężczyzna. – Zamierzamy go tylko obejrzeć – wyjaśnił.

– Wielu tak mówiło, a później działy się różne nieszczęścia. Też tam kiedyś chadzałam. Po wojnie urządzaliśmy w dworku potańcówki.

– No to chyba nic strasznego…

– Na których odebrało sobie życie osiem osób! – Mężczyzna przez chwilę zaniemówił, a żona mocniej zacisnęła palce na jego dłoni. Coraz mniej podobał się jej pomysł zwiedzania ruin. Choć z drugiej strony… Lubiła miejsca z historią, którą jej artystyczna dusza, przyjmowała przeważnie nazbyt emocjonalnie.

– Tylko rzucimy okiem. Nie zostaniemy tam długo – zapewniła kobieta. Staruszka ze zrezygnowaniem pokręciła głową.

– A róbta, co chceta. Ostrzegałam. – Machnęła ręką i ruszyła przed siebie, bacznie obserwując drogę. Licho w końcu nie spało.

Zamyślone małżeństwo odprowadziło ją wzrokiem.

– Zuza, chyba się nie przestraszyłaś? – spytał Łukasz.

– Nie. Nawet jeśli, to prawda, to zamierzchłe czasy. Poza tym wszędzie, ktoś może umrzeć. Na ilu starówkach urządzano chociażby egzekucje? Czy to powód, by omijać je szerokim łukiem?

– Faktycznie istnieją lepsze powody, aby je omijać. Może pójdę przodem, bo wszystko zarosło po pas – zaproponował i nie łudząc się, że żona będzie chciała pierwsza utorować drogę, ze skrzywioną miną wkroczył na łąkę.

– Szkoda, że takie obiekty niszczeją – westchnęła, odgarniając z oczu przydługą grzywkę, która aż wołała o podcięcie. Miała ją od zawsze. Właściwie to się z nią urodziła, jakby już w brzuchu matki wiedziała, że będzie musiała czymś zakryć zbyt wysokie czoło. Nie znosiła go. Może gdyby wyjechała do Korei… Tam byłoby jej atutem.

– W końcu żaden inwestor nie chce zbankrutować – roześmiał się mężczyzna. – To tylko sterta cegieł. Wszystko ma swój czas i kiedyś musi przeminąć.

– Ty to jesteś… W Grecji było to samo.

– No wybacz kochanie, ale to obłęd…

– Czasem wolałabym żebyś był taki jak kiedyś – przerwała mu. Mężczyzna obrócił się i spojrzał na nią marszcząc brwi. – Tak nieśmiały, że aż odbierało ci mowę. – Przewrócił oczami, na co ta go wyprzedziła.

***

Kiedy dotarli na miejsce, przystanęli na chwilę, by przyjrzeć się fasadzie klasycystycznego dworu z połowy dziewiętnastego wieku. Korpus budowli zdobił kolumnowy portyk zwieńczony trójkątnym naczółkiem. Całość była pozbawiona dachu. Na dole zaś, znajdowały się zamknięte na kłódkę, niemalże trzymetrowe drzwi. Sam budynek mógł mierzyć na wysokość nawet osiem metrów. Na elewacjach dwóch bocznych skrzydeł widniały ryzality. Typowe dla stylu, w którym został wykonany pałacyk. Nie mogło także zabraknąć opasek okiennych czy gzymsu z ukośnie ułożonej cegły.

„Nic specjalnego” – pomyślał mężczyzna.

„Piękny” – kontemplowała kobieta.

– Wejdźmy do środka – zaproponowała, widząc, że boczne drzwi są otwarte. Niezadowolona zmarszczyła brwi. Czekała ich kolejna porcja zarośli. A kto wie, co mogły skrywać? Panicznie bała się owadów, na których temat, wiedziała nie mniej niż niejeden entomolog. Wolała dobrze poznać swoich wrogów. Gdyby tylko mogła rozpyliłaby muchozol na cały świat. Idąc, usiłowała nie zwracać na nie uwagi, by jak najszybciej przedrzeć się do środka, a tam odtańczyć swój taniec zrzucaniec.

Niewzruszonemu mężczyźnie było wszystko jedno. Chciał tylko jak najszybciej wrócić już do domu, położyć się na wygodnej kanapie i zasnąć. Nie widział sensu w takim łażeniu. Dla niego to tylko zwykłe ruiny. Sterta gruzu, resztki konstrukcji, które w każdej chwili mogły im zawalić się na głowy. Chodził do takich miejsc tylko ze względu na nią. Wiedział, że musiał pilnować jej jak dziecka, by nie zrobiła sobie krzywdy. Nie darowałby sobie, gdyby na Zuzę spadła jakaś belka, a jego nie byłoby w pobliżu, by jej pomóc. Czuł się za nią odpowiedzialny.

Z kolei dla Zuzy te ruiny były czymś więcej, historią, którą skrywały mury. Oczami wyobraźni widziała dawnych mieszkańców i ich życie. Zawsze próbowała dowiedzieć się o nich jak najwięcej, a czego nie mogła znaleźć, sama sobie dopowiadała. Nadawała im imiona, cechy charakteru, tworzyła ich od nowa. Bo przecież ktoś tu wcześniej mieszkał. Taki sam człowiek jak oni. A z każdym wiązała się jakaś opowieść. Chciała je odkryć i wspomnieć tych, którzy już dawno zamienili się w proch. Zniknęli, pozostawiając po sobie chociażby i ruiny, a w nich część siebie. To były jej prywatne podróże w czasie.

Gdy oboje znaleźli się w środku, owiał ich dziwny chłód, jednak nie zwrócili na to zbytniej uwagi. Skupili wzrok na drzewach, wyrastających z podłogi, która dawno zamieniła się w ściółkę leśną. Po piętrze i dachu nie było już śladu. Zostały jedynie wyżej umieszczone drzwi. W ciszy rozglądali się dalej. Drewniane schody, resztki pieca, fragmenty zdobień…

Zuzanna ze łzami w oczach gładziła dłonią połamane drzwi, cegły wystające spod tynku, jakby chciała się z tym wszystkim zjednoczyć. Żal jej było patrzeć, jak to miejsce powoli zanikało.

– Już dawno rozkradli, co się dało – rzucił Łukasz. Obrócił się wokół własnej osi i mógł już wracać. W przeciwieństwie do niej. Kobieta zmarszczyła brwi i pociągnęła nosem.

– Siarka? Nie… Na pewno mi się wydaje – wymamrotała pod nosem.

Po chwili zobaczyła, jak po piętrze przechadza się odziana w biel nieznajoma. Towarzyszyły jej trzy, czarne jak smoła, psiska. Kiedy ją zwęszyły, natychmiast odsłoniły białe kły.

– Dzień dobry! – zawołała Zuza. Dopiero po chwili zorientowała się, że coś jest nie tak. Tu już nie było piętra, tak samo jak i dachu. Postać zatrzymała się i obdarzyła ją wrogim spojrzeniem.

– Kim jesteś?

– Nazywam się Zuzanna Kos. Chcieliśmy tylko zobaczyć dworek. A pani?

– Zofia Nowicka. Nie jest na sprzedaż. Ma właściciela. Wynoście się stąd! – krzyknęła przeraźliwie piskliwym głosem, od którego popękało szkło okien.

Przestraszona Zuza nerwowo zaczęła rozglądać się za mężem, którego nigdzie nie widziała. Uznała, że musiał ruszyć dalej bez niej.

– Przepraszam! – zawołała i czym prędzej wybiegła z pomieszczenia, z nadzieją, że go dogoni. Kiedy tylko przekroczyła próg kolejnego pokoju, zatrzymała się w osłupieniu. Jej nozdrza drażnił zapach topiącego się wosku. Światło świec rozjaśniało spowity mrokiem pokój, na środku którego stał okrągły, przykryty białym obrusem stół. Otaczało go sześć krzeseł. Na pięciu zajętych siedziały dwie kobiety i trzech mężczyzn. Jedno pozostało wolne.

– Panie Nowicki, niech pan zaczyna.

– A gdzie jest krew koguta?

– Tutaj. – Blondyn podsunął mu złoty puchar. – Pokropiłem nią już kamienie i zakopałem za oborą Tadeuszów.

– Dobrze. Kiedy pomrą im bydlęta, następnym razem zastanowią się, zanim zaczną nas oczerniać. A teraz niech każdy z nas upije łyk. – Posłusznie wykonali jego polecenie. Na koniec odstawili puchar na wolne krzesło, które zaskrzypiało, jakby ktoś właśnie na nim usiadł. Po chwili zaśmiali się głośno, ukazując oblane czerwienią zęby. Nagle Nowicki przemówił całkiem innym głosem, od którego Zuzę przeszły ciarki.

– Danuto, jesteś gotowa?

– Zrobię co zechcesz.

– Kiedy narodzi się nasze dziecko, zanieś je na cmentarz. Wykop grób, zroś dół jego krwią i powiedz, że należy do mnie. Ty zaś zyskasz fortunę i urodę niespotykaną na tym świecie.

Zuzanna dopiero teraz dostrzegła iż owa kobieta była w zaawansowanej ciąży. Z niedowierzaniem przecierała oczy, ale obraz nie znikał. Cała trzęsła się ze strachu. Na szczęście tym razem nikt jej nie widział.

– Albercie… – zaczął nerwowo Nowicki. – Gdzie jest twoja żona?

– Jak kazałeś, zaprowadziłem ją do piwnicy i poleciłem czekać.

– Nadal masz jej dość? Irytuje cię? Chciałbyś dać jej nauczkę?

– Tak.

– Więc przeklnij ją, a już więcej nie będzie zawracała ci głowy. Będziesz mógł robić, co tylko zechcesz i z kim zechcesz. – Mężczyzna zawahał się. – Przeklnij ją! – ponaglał go. – Przeklnij!

– Przeklinam! – krzyknął przestraszony. – Nowicki roześmiał się nienaturalnie, po czym rozległ się straszliwy krzyk. Albert zerwał się z krzesła i wybiegł z pokoju. Zuza ruszyła za nim. Po chwili znaleźli się w ciemnej piwnicy, którą rozjaśniało jedynie blade światło księżyca, wpadające przez otwarte drzwi. Doskonale rozwidniało murowaną ścianę, po której ściekała krew.

– Małgorzato! Małgorzato! – wołał zawzięcie Albert. Zatrwożona Zuza zrobiła kilka kroków w tył, aż nagle potknęła się i przewróciła. Kiedy otworzyła oczy, spostrzegła leżącą przed jej twarzą czaszkę, która miała zaplecione w długi warkocz, blond włosy. Zuzanna zaczęła krzyczeć, ale nikt jej nie słyszał. Kiedy Albert również natrafił na kobiece szczątki, drżącymi dłońmi chwycił warkocz żony i podetknął go sobie pod nos. Był to ostatni fragment, który jeszcze nosił jej słodki zapach.

– Co ja uczyniłem… Wybacz mi… – wydusił z siebie, po czym wypadł na zewnątrz i zaczął głośno krzyczeć. Po kilku minutach dołączyła do niego reszta zgromadzenia.

– Nie drzyj się. Nie chcemy tu wścibskich sąsiadów – rzuciła jedna z kobiet.

– To miała być tylko zabawa! Ona nie żyje! Moja Małgorzata nie żyje… – odparł zalany łzami Albert. Jego rozmówczyni natychmiast zbiegła do podziemi.

– Wszystko ma swoją cenę. – Właściciel dworu wzruszył ramionami.

– Odejdź precz szatanie! – zawołał Albert i uciekł w popłochu. Nowicki tylko zaśmiał się i kazał kobietom zmyć ze ściany krew, a że ta nie chciała schodzić, postanowili zamurować część podziemi. 

Zdruzgotana Zuza rozpaczliwie szukała męża, ale nigdzie nie mogła go znaleźć. Modliła się, by tylko nic mu się nie stało. Nagle zrobiło się jasno, a z drzew, w zawrotnym tempie, zaczęły spadać liście. Zmrużyła oczy. Okrągławe podwórze znajdujące się przed dworkiem, to same, które jeszcze tak niedawno porastały chaszcze, było porządnie wykoszone. Miejscami porastały je jedynie różane krzewy i bzy. Jednak jej uwagę przykuło coś innego, a mianowicie ludzie. Mnóstwo milczących ludzi. Mężczyźni po obu stronach wejścia zaczynali ustawiać wypełnione smołą beczki. Dwa, równoległe rzędy momentalnie rozrosły się i wytyczyły ścieżkę, wiodącą do kościoła. Ogromne drzwi otwarły się, a niebo pokryły ciemne, burzowe chmury. Zagrzmiało. Na ramionach czterech mężczyzn spoczywała ciemna trumna. Kiedy ruszyli, ktoś podpalił smołę.

– Na przypomnienie, że całą wieczność będzie smażył się w piekle – rzucił ksiądz. Z trudem łapiąc powietrze przyglądała się tabliczce umieszczonej na froncie trumny. Nieśli Nowickiego. Nie dożył pięćdziesięciu lat.

Zacisnęła mocno powieki.

– Proszę… Proszę, chcę wrócić… – Kiedy je otworzyła, otaczający ją krajobraz zmienił się. Południowe skrzydło i środkowa część były poważnie uszkodzone artyleryjskimi pociskami. Weszła do środka. Wnętrze było zdewastowane. Wydawało się, że nie znajdzie tu już żywej duszy, ale do jej uszu dochodziły radosne dźwięki muzyki. Podążyła ich tropem, aż znalazła się w sali wypełnionej po brzegi, roztańczoną młodzieżą.

– Zenka! Gdzie jest Jasiek?

– Chyba poszli z Bronkiem na górę.

– Chodź, zobaczymy co robią! – Jakaś dziewczyna pociągnęła Zenkę za ramię, ale ta nawet nie drgnęła. Zuza w konsternacji przyglądała się jej twarzy. Kogoś jej przypominała. Może trochę tę kobietę z drogi?

– Nie chcę.

– Boisz się?

– Niby czego?

– Dawnego właściciela posądza się o konszachty z diabłem i czarną magię. Podobno na górze odprawiali rytuały.

– Daj spokój… Co oni robią? – spytała, zwracając wzrok na grupkę kolegów, którzy wchodzili na drewniane balustrady piętra.

– Nie wygłupiajcie się! Schodźcie stamtąd! – krzyknął ktoś.

– Chcecie się zwalić?! Przestańcie! – wrzeszczeli inni. Ci jednak jak zahipnotyzowani założyli pętle na szyje i razem rzucili się w dół. Zuza mocno zacisnęła pięści i odwróciła się tak, by nie mogła ich widzieć. Wiedziała, że nic nie może zrobić. Była tylko biernym obserwatorem. Nagle przed jej oczyma przemknęła jasna postać. Pobiegła za nią.

– Zaczekaj! – zawołała. Nieznajoma odwróciła się i uniosła brwi.

– Jeszcze tu jesteś?

– Zofio, pomóż mi się stąd wydostać… – poprosiła, ocierając spływające po policzkach łzy. Biała dama przekrzywiła głowę, po czym westchnęła.

– Dobrze, ale nigdy więcej tu nie wracaj. A teraz zamknij oczy – poleciła, kładąc jej lodowate dłonie na ramionach. Nagle chłód zastąpiło przyjemne ciepło. Niepewnie uniosła powieki.

– Chodźmy stąd. Strasznie zmarzłaś – powiedział Łukasz, pocierając jej ręce. – Chyba zaraz kichnę od tych pyłków.

– Tylko nie w progu…

Koniec

Komentarze

Pomysł nie poraża oryginalnością, ale jakiś jest. Zdjęcie i konkretne umiejscowienie dodaje klimatu.

Interpunkcja kuleje.

Zatrwożona Zuza zaczęła cofać się do tyłu,

A mogła cofać się do przodu?

Babska logika rządzi!

Dzięki za przeczytanie :) Wiem, że nie poraża, ale już dawno chciałam coś zrobić z tym dworkiem. Historia tego miejsca jest całkiem interesująca, w dodatku sięga znacznie dalej, bo do 1540 r. A co do późniejszych czasów, to np. wzmianka o beczkach ze smołą, jest faktycznie zapisana w kościelnych kronikach.

Kuleniu interpunkcji postarałam się zaradzić, choć pewnie nie wszystko wyłapałam.

Co do cofania się… Jakby się uparła, to by się cofnęła i do przodu ;) Poprawiłam.

Sympatyczna historia. Fakt, że nic oryginalnego, ale czytało się dobrze. Brak przecinków przy wołaczach (Danuto jesteś gotowa?). Nie wiem, czy opowiadanie miało straszyć, mnie nie straszyło. Wydaje mi się, że tytuł mógłby być trafniejszy – w końcu tytułowe a kysz pojawia się tylko w pierwszej linijce. Wstęp mógłby być chyba trochę krótszy, dość długo czekamy, aż coś się zacznie dziać.

 

próbując za wszelką cenę, powstrzymać nadciągającego czarnego kota – niepotrzebny przecinek

 

– Ty to jesteś… W Grecji było to samo.

:D

www.facebook.com/mika.modrzynska

Podobało mi się. Najbardziej przypadła mi do gustu scena, w której Zuza myśli o historii dworku i ubolewa nad jego niszczeniem.  Tekst ma swój klimat, a motyw zabobonów trochę bawi, a trochę uczy o obyczajach. 

Poza tym, piszesz lekko i na tyle zgrabnie, że chyba żadne zdanie nie wybiło mnie z rytmu. Jest dobrze. :) 

kam_mod – Dzięki :) Przecinki poprawione. Chciałam żeby trochę straszyło, ale chyba nie potrafię pisać horrorów :) Mam problem z budowaniem emocji. Tytuł miał nawiązywać nie tylko do początku, a do całego tekstu, do duchów, do przeszłości. Wstęp może i faktycznie wyszedł trochę za długi.

A to z Grecją… Łukasz był trochę wzorowany na moim ojcu :D Po powrocie z Grecji powiedział: “Same gruzy” :D

Jeśli jest to na podstawie historii, w którą wierzą okoliczni mieszkańcy, to rozumiem, ale temat już mocno przewałkowany. Opowieść zapewne miała wzbudzić lęk, niestety wszystko zbyt szybko się dzieje i zostało potraktowane po macoszemu. Myślę, że gdybyś wydłużyła tekst, dodała opisy i popracowała nad wiarygodnością dialogów, wyszłoby dużo lepiej. Mnie np. nie przekonuje przypadkowe spotkanie ze staruszką na drodze.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Rossa – Dziękuję :) Cieszę się, że Ci się spodobało :)

Morgiana89 – Historię miejscami podkoloryzowałam, chociaż starałam się nie przesadzić. Tak, to nic nowego, aczkolwiek sądzę, że dworek jest na tyle mało znany, że można się nad nim pochylić. Wiem, że nie potrafię wzbudzać lęku, ale może kiedyś się nauczę ;) Trochę bałam się wydłużać tekst, żeby nie wyszło takie lanie wody. Mnie wydaje się, że akurat spotkanie staruszki jest w tym wszystkim najbardziej wiarygodne :) Dzięki za przeczytanie :)

Podobno dobrze jest sprawić, żeby czytelnik polubił ofiary horroru.

Babska logika rządzi!

Finkla – To prawda :) Ale chyba łatwiej sprawić, by czytelnik je polubił, niż żeby się przestraszył :)

Ale przynajmniej będzie się bał, że ulubieńcom stanie się krzywda. Albo że nie zdążą uratować świata. ;-)

Babska logika rządzi!

:) Sympatyczne opowiadanko. Przyjemnie mi się czytało. Też się nie bałam, ale chyba nie o to tu chodziło. Jak dla mnie porządnie napisane. A interpunkcja – ​sama mam z nią duży problem :) Może troszkę powinnaś popracować nad dialogami…

Ogólnie jestem zadowolona z lektury. I na zachętę idę nominować do biblioteki :)

 

A i klimatyczne zdjęcie :)

A mi się całkiem podobało. Lekko się czytało, był fajny, niewymuszony, inteligentny komizm niektórych zdań, co jest smaczkiem, który sobie bardzo cenię. Morg wspominała, żeby rozbudować tekst, ale uważam, że paradoksalnie skrócenie go może też wywołać dobry efekt. Wszak bohaterka doświadcza przerażających wizji z przeszłości dworku, co zakrawa o szaleństwo. Krótkie zdania, będące esencją tego, co chcesz przekazać, mogłyby wzmocnić efekt. Tak sobie gdybam.

Śliczne zdjęcie imponującego dworku. Jednak wywaliłbym jego opis, znajdujący się zaraz poniżej – albo co najmniej drastycznie go skrócił. Zdjęcie przemycasz także po to, żeby jakąś rolę odegrało. Może to i pójście na łatwiznę, ale skoro już jest, to czemu by nie korzystać?

Jestem też pod wrażeniem postępu, jaki się u Ciebie dokonuje, w porównaniu z epopeją wiszącą na becie. Oby tak dalej!

To jest porządny tekst Annn i w sumie nie mam się do czego przyczepić, a czepialski jestem, jak cholera. Podobały mi się postacie, stosunek dwójki bohaterów do ruin, tak odmienny i przez to bardziej ciekawy. Scenki z przeszłości są w odpowiednim klimacie, pasują do ruin, dają im intrygującą i przyciągającą historię. Nic bym nie dodawał ani nic nie wycinał w utworze. Jest dobrze. Oby tak dalej, oby tak dalej.

Kupiłaś mnie Zuzą. Też najchętniej rozpyliłabym Muchozol i tak totalnie, totalnie rozumiem jej fascynację starymi budynkami. To, jak dotyka murów, drzwi, przedmiotów, które lata, stulecia temu temu dotykali inni, szukając jakiejś z nimi więzi czy dreszczu emocji… No, jakbym o sobie czytała. ;)

Twoje opowiadanie przeczytałam bez znużenia, natomiast czegoś mi w nim ewidentnie zabrakło. Wydaje mi się, że za bardzo się pośpieszyłaś. Napisałaś opowiadanie grozy, ale brakuje w nim napięcia, jakiegoś zbliżania się do tajemnicy, jej powolnego odkrywania… Chyba właśnie grozy brakuje. Podajesz wszystko kawa na ławę, punkt po punkcie, jakbyś odfajkowywała wydarzenia na liście.

Nawet z tak prostych historii da się stworzyć fascynujące opowieści. Zabrakło chyba trochę cierpliwości. 

katia72 – Dziękuję :) Następnym razem postaram się o lepsze dialogi. Cieszę się, że Cię zadowoliłam i dziękuję bardzo za nominację :) Zdjęcie dodałam, bo aż szkoda było tego nie zrobić skoro miejsce jest prawdziwe :) W internecie można znaleźć ich więcej, nawet jest coś na YT.

 

MrBrightside – Cieszę się, że Ci się podobało :) No i właśnie przez takie skrajne rady, często nie wiem co mam zrobić :D Skracać to bym go raczej nie skracała, bo chyba i tak jest nie najgorsze tempo. Zawsze muszę na nie uważać, bo przeważnie pod koniec dociskam gazu :) Co do długości zdań, to słyszałam różne opinie. Podobno te krótkie szatkują tekst, za to te dłuższe bywają kłopotliwe. Co do opisu dworu, to wydaje się mi, że jest raczej wskazany :) Wiem, że wyszedł mi taki trochę surowy, architektoniczny, ale nie wiem jak inaczej opisywać budynki. No widzisz jaka jestem zdolna ;D A ta epopeja znacznie się zmieniła, ale dopóki jej lepiej nie dopracuję, to nie będę Was nią dręczyć ;)

 

Darcon – Strasznie mi miło czytać takie rzeczy :) Obyś pisał mi tak dalej ;D

ocha – Też się z nią identyfikuję w dużym stopniu, choć wszystkich owadów bym nie ubiła ;) Nie nazwałabym tego opowiadaniem grozy. Nie potrafię straszyć i nie znam się na horrorach. Właściwie, to ich unikam, bo albo są słabe, albo jak dla mnie za dobre :) Co do tempa, to faktycznie trochę pędzę, ale mam wrażenie, że jak zwolnię, to czytający szybko się znudzi. Popracuję nad tym i postaram się o bardziej tajemnicze teksty :)

No i właśnie przez takie skrajne rady, często nie wiem co mam zrobić

Use the force, Luke. ;-) Swojego rozumu. Każdy wygłasza własną opinię i wszystkich nigdy nie zadowolisz. Przemyśl na spokojnie. Jeśli różne osoby mówią to samo, to prawdopodobnie coś w tym jest. Nad każdą zmianą się zastanów. Nawet jeśli ktoś Ci wmawia, że pisze się brzuch, a nie bżóh.

Babska logika rządzi!

Finkla – Wiem, że każdy ma swoje zdanie i wszystkim się nie dogodzi. Raz się trafi w czyjś gust, a raz nie. Oczywiście, że się zastanowię nad każdą radą. Przeważnie kieruję się tym, co mi odpowiada w innych tekstach, nic wbrew sobie :)

Przyjemny tekst :)

Dziwnie to zabrzmi, ale zawiodłem się, kiedy Zuza i Łukasz nie popełnili samobójstwa (o których wspomniała staruszka).

 

Z kolei ten fragment:

– Panie Nowicki, niech pan zaczyna.

– A gdzie jest krew koguta?

spowodował, że parsknąłem śmiechem.

 

Karol123 – Dziękuję :)

Źle zrozumiałeś. Oni nie mieli popełniać samobójstwa. Staruszka wspomina, co się kiedyś stało na potańcówkach. Niby dlaczego mieliby się zabić?

Kiedyś często używano krwi zwierząt, z resztą nie tylko krwi, do różnych obrzędów związanych z czarami.

Rzeczywiście. Myslałem, że ci, którzy chodzili oglądać ruiny, popełniali samobójstwa.

Wiem, wiem o krwi i rytuałach. Ale te dwie wypowiedzi mnie rozbawiły :) Po prostu umiejscowiłem tę część dialogu w sytuacji z życia codziennego ;) Groteska trochę, jeśli zapomnimy, że ten tekst miał troszkę przestraszyć.

Karol123 – Gdyby tak było, to staruszka nie stałaby się staruszką, bo już by dawno nie żyła ;)

Wiem, jestem tak straszna, że aż śmieszna. Popracuję nad tym.

Nie no, miejsce, w którym kilka osób ni stąd, ni zowąd, popełniło samobójstwo, może cieszyć się bardzo złą sławą wśród miejscowych. Nawet jeśli hekatomba nigdy więcej się nie powtórzyła.

Babska logika rządzi!

Finkla – I teraz nie wiem do kogo to było :)

No, tak ogólnie, w przestrzeń. Że babcia wcale nie musiała straszyć obcym samobójstwem, wspominając o historii miejsca. :-)

Babska logika rządzi!

A kysz! Przypomina mi nieco historie, które opowiadają sobie czasem biwakujący przy ognisku. I każdy zapewnia, że wszystko co opowiedział jest szczerą prawdą, że najstarsi mieszkańcy z okolicy byli świadkami…

Choć nie daję wiary podobnym zapewnieniom, zdarza się, że chętnie sięgam po lektury utrzymane w podobnym klimacie. Twoje opowiadanie, Annn, czytało się nieźle, choć mogło być lepiej, gdyby wykonanie było staranniejsze.

Zastanawiam się, co też działo się z Łukaszem w czasie gdy Zuzanna widziała obrazy z przeszłości.

 

pró­bu­jąc za wszel­ką cenę po­wstrzy­mać nad­cią­ga­ją­ce­go czar­ne­go kota. –> Jak nadciąga kot?

 

jego żona moc­niej za­ci­snę­ła palce na jego dłoni. –> Czy oba zaimki są konieczne?

 

Ty­po­we dla stylu, w któ­rym zo­stał wy­ko­na­ny pa­ła­cyk. Nie mogło także za­brak­nąć opa­sek okien­nych czy gzym­su wy­ko­na­ne­go z uko­śnie uło­żo­nej cegły. –> Powtórzenie.

 

– Wejdź­my do środ­ka – za­pro­po­no­wa­ła, wi­dząc, że bocz­ne drzwi są otwar­te. Nie­za­do­wo­lo­na zmarsz­czy­ła brwi. –> Sama zaproponowała i była niezadowolona?

 

Gdyby tylko mogła roz­py­li­ła­by Mu­cho­zol na cały świat. –> Gdyby tylko mogła roz­py­li­ła­by mu­cho­zol na cały świat.

Nazwy produktów przemysłowych zapisujemy małą literą.

 

Ocza­mi wy­obraź­ni wi­dzia­ła daw­nych miesz­kań­ców i ich życia. –> Ocza­mi wy­obraź­ni wi­dzia­ła daw­nych miesz­kań­ców i ich życie.

Życie nie ma liczby mnogiej.

 

pod­ło­gi, która dawno za­mie­ni­ła się w ściół­kę leśną. –> Z podłogi nigdy nie powstanie leśna ściółka. Czy na pewno w budynku wyrosło tyle drzew, że można mówić o lesie?

 

Okrą­gła­we po­dwó­rze znaj­du­ją­ce się przed dwor­kiem, te same, które jesz­cze tak nie­daw­no po­ra­sta­ły chasz­cze… –> Okrą­gła­we po­dwó­rze znaj­du­ją­ce się przed dwor­kiem, to samo, które jesz­cze tak nie­daw­no po­ra­sta­ły chasz­cze

 

Co oni robią? – spy­ta­ła, zwra­ca­jąc wzrok na grup­kę ko­le­gów, która wcho­dzi­ła na drew­nia­ne ba­lu­stra­dy pię­tra. –> Co oni robią? – spy­ta­ła, zwra­ca­jąc wzrok na grup­kę ko­le­gów, którzy wchodzili na drew­nia­ne ba­lu­stra­dy pię­tra.

Na balustradę wchodzili koledzy, nie grupka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy – Dziękuję za wskazanie błędów. Poprawione :)

Co do nadciągającego kota – normalnie :) “Nadciągać” to po prostu synonim chociażby “zbliżać się”. Do tego ma odpowiedni wydźwięk, jakby nadciągało jakieś tornado, burza, nieszczęście, którym miał być czarny kot :)

Tak, zaproponowała i była niezadowolona, bo czekały ich kolejne krzaczory.

Poniżej dodaję zdjęcia z owego pomieszczenia. Oczywiście wszystkie tak nie zarosły. Tu jednak zagęszczenie drzew jest dość duże. Są tam też od dawna. Sądzę, że aktualny stan pokrywa się z definicją ściółki leśnej. Na początku też się zastanawiałam czy tak będzie dobrze. Nie wiem z czego była wykonana podłoga w tym pomieszczeniu, skoro przebiło się przez nią tyle drzew. Być może beton tak popękał, a może w jakiś sposób została uszkodzona podczas wojny? Nie mam pojęcia.

 

 

 

 

Istotnie, fotografie dobitnie świadczą o tym, że nie można mieć wątpliwości, co do obecności lasu we dworze. ;)

Nie wiem z czego była wykonana podłoga w tym pomieszczeniu, skoro przebiło się przez nią tyle drzew.

Annn, drzewa chyba nie przebijały podłogi, one w nią wrosły. Skoro wystarcza minimalna warstewka gleby, by na gołej, zdawałoby się, skale zagnieździło się nasionko, a z niego wyrosło drzewo, to tym lepszym podłożem będzie butwiejące drewno pałacowych posadzek, pokrytych tym, co wiatr nawiał przez wybite okna.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

„Nic specjalnego” – pomyślał mężczyzna.

„Piękny” – kontemplowała kobieta. – Lubię coś takiego. Przypomniałaś mi “Annie Hall” :)

Z tego, co zrozumiałem, historia jest zainspirowana zasłyszanymi legendami. Ciekawy pomysł, choć na pewno nie awangardowy. Niemniej jednak, dobre opowiadanie. Miło się czytało i klient jest zadowolony.

Technicznie jest dobrze. 

Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

regulatorzy - Chodziło mi bardziej o korzenie, bo musiały przebić się głębiej do gleby. Na zdjęciach widzę chyba jesiony pensylwańskie, które wykształcają głębszy system korzeniowy. Dlatego zastanawiałam się z czego była podłoga :) Zaczerpnęłam opinii eksperta, który twierdzi, że z desek na legarach. Zagadka rozwiązana :D

 

Pietrek Lecter – W takim razie i autorka ukontentowana :) Nie widziałam “Annie Hall”, ale chętnie zobaczę. Również pozdrawiam :)

Podobał mi się ten sam fragment, co Pietrekowi :)

Samo opowiadanie ma fajny klimat i jest napisane lekkim stylem, przez co czytało mi się je łatwo. Od strony technicznej kuleje interpunkcja. Fabuła do najoryginalniejszych nie należy, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało.

Plus za obrazem podkreślający klimat ;)

Podsumowując: łatwe, lekkie opowiadanie. Może wielkich fajerwerków nie ma, ale było to niezłe widowisko :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan – Dzięki :) Staram się jak mogę. Jeśli nadal brakuje gdzieś przecinków, to już nie wiem gdzie…

Gratuluję pierwszej biblioteki :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

kam_mod – Dziękuję :) Pewnie będzie pierwsza i zarazem ostatnia.

Gratulacje z okazji biblioteki. Teraz moje uwagi do tekstu:

Za szybko, za szybko mi się to wszystko działo, trudno wyjaśnić dlaczego. W każdym razie, całkiem fajne opowiadanie, podobał mi się opis dworku i jego mieszkańców, ale sceny przewijały się w zawrotnym tempie i trudno było w którąkolwiek się zagłębić. Być może było to celowe. W każdym razie, przyjemna lektura, ale Twoje poprzednie opowiadanie podobało mi się trochę bardziej, choć bardzo lubię takie klimaty, jak te opisane przez Ciebie tutaj. 

Czekam na następne Twoje dzieła :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

rosebelle – Dziękuję bardzo :) Mam małe problemy z tempem i walczę z chaosem, ale to nierówna walka ;D Postaram się nad tym popracować. Nie chciałam też, by wyszło za długie i Was zanudziło :)

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka