- Opowiadanie: Deirdriu - Wszechświaty Pigmaliona

Wszechświaty Pigmaliona

Chcę serdecznie podziękować moim betom – kam_mod, maggotsinside i Michałowi Pe.

Wobec kam_mod i maggotsinside mam spory dług wdzięczności. Jesteście świetni :)

 

Zapraszam do lektury.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Wszechświaty Pigmaliona

1. Komnata Pierwszego Oddechu

Kapsuła otworzyła się z głośnym sykiem. Rozpoczęła się procedura stopniowego odciągania gęstego płynu. Wraz z jego poziomem opadało bezwładne ciało Anny Galatei. Dokładność były podstawą spektaklu ożywiania. Fragmenty z rozłożonych komórek miały się znaleźć w ciele kobiety, a nie dryfować w miksturze Ponownego Życia. Gdyby którakolwiek część przedostała się do komór zbiorczych, istniała groźba Niekontrolowanych Narodzin. Stworzenie Z Okaleczenia stanowiłoby zagrożenie, ponieważ nikt nie chciał brać na siebie odpowiedzialności stania się demiurgiem.

Z sufitu komnaty Pierwszego Oddechu wysunęło się srebrzystej barwy ramię. Anna Galatea nie była w stanie otworzyć oczu, więc ominął ją widok mechanizmu nie przypominającego niczego, co kiedykolwiek mógł stworzyć człowiek. Konstrukcja posiadała subtelność organicznego ciała. Wykonywała płynne ruchy łudząco podobne do tych z udziałem potencjału czynnościowego i chemicznego języka synaps.

Umysły istot takich jak ludzie, nie były w stanie pojąć technologii eterycznej.

Najlepszym rozwiązaniem było pozbawienie ciała świadomości. Kobieta przeraziłaby się faktem, iż z mechanicznego ramienia zaczęły wysuwać się cienkie igły. Wbiły się w miękką skórę, aby wstrzyknąć konieczne porcje hormonów i płynów ustrojowych. Pobudzenie osiągano delikatnie. Zwłaszcza, kiedy chodziło o wprowadzanie hormonów, których szybkość działania spowodowałaby zbyt gwałtowne i trudne do kontrolowania reakcje. Protokoły bezpieczeństwa stacji kosmicznej wymagały dodatkowych zabezpieczeń.

Miała żyć, istnieć na obraz i podobieństwo cudu, którego była częścią.

 

*

 

Salon był pusty, a kolory, tak intensywne, zmatowiały. Większość rzeczy należących do męża i dzieci po prostu zniknęła. Anna czuła się zagubiona w tej sytuacji.

Pokoje dziecinne z porzuconymi mebelkami i zabawkami wyglądały niczym opuszczone wieki temu. Pleśń obrosła ulubiony gryzak najmłodszej córeczki. Plastikowe samochodziki syna leżały połamane. Nadepnęła niechcący na koło jeepa. Echo dotkliwego bólu jeszcze długo miało pozostać w stopie, prowadząc do jeszcze głębszego rozgoryczenia.

Małżeńska sypialnia została okradziona z mężowskich atrybutów – porozrzucanych ubrań, które musiała skrzętnie zbierać każdego dnia, wiecznie pootwieranych gazet, szybko lądujących w koszu. Umiał długo awanturować się po stracie magazynu, zwłaszcza, kiedy nie przeczytał ich od deski do deski. Ze smutkiem odkryła, że nawet ciężki zapach wody kolońskiej ulotnił się bezpowrotnie.

Zostały jedynie rzeczy, należące do niej. Ale to rodzina była wszystkim. Reszta była tylko rekwizytami do uzupełnienia, jak się okazało kruchego, szczęścia.

Usiadła na sofie z ciężkim westchnieniem. Położyła dłonie na kolanach. Pochmurne niebo za oknem przypominało ciąg myśli Anny. Skłębione, bez początku i końca, czekające, aż rozwieje je wiatr.

Jaki wiatr miał zabrać Annę w dal? Dlaczego mąż nie zostawił chociaż notatki? Czym sobie zasłużyła na tak bezpardonowe porzucenie? Tylko czy na pewno o to chodziło? Miała wątpliwości.

Dlaczego miała wrażenie, że tkwi w miejscu? Ledwo wczoraj mąż zabrał dzieci do teściowej. Może dwa dni temu? Tydzień temu? A może to już minęło tysiąc lat i czeka na ich wspólny powrót, który nigdy nie nadejdzie? Musieli się zgubić.

 

*

 

Długie palce pochwyciły ramiona Anny Galatei i uniosły do góry. Wciąż miała zamknięte oczy. Kabel z organicznego materiału przyczepił się przyssawkami do jej karku. Została przygotowana do wprowadzenia Płynu Świadomego Życia. Już wkrótce miała odzyskiwać przytomność w asyście Bodhisattvy, który niczego bardziej nie pragnął, niż wygody dla tej niezwykłej istoty, nazywającej siebie człowiekiem. Musiał się dogłębnie przygotować, aby wszystkie wyrażenia i określenia były dopasowane do wąskiego zbioru pojęć jakie posiadały Umysł i Dusza Anny Galatei. Znał języki, którymi się posługiwała, ale tyle było do wytłumaczenia.

 

*

 

Przyszła burza. Pioruny rozświetlały niebo feerią barw. Zieleń, błękit, pomarańcz, biel, fiolet, żółć – każdy kolor we wszystkich możliwych odcieniach.

Anna podeszła do okna, aby przyjrzeć się niezwykłości pogody. Był to jedynie automatyczny akt. Przyciągnął ją instynktowny magnes, ciekawość sprawdzająca czy jest bezpieczna w swoich czterech ścianach. Anna sprowadziła samą siebie do poziomu zaszczutego zwierzęcia. Na podwórzu nie było samochodu męża. Natura wydała się pozbawiona blasku, chociaż przed oczami trwał anormalny spektakl. Już nic nie mogło jej poruszyć.

Nie wiedziała czemu spojrzała w dół. Obok stopy, która ciągle bolała, leżał kolejny, roztrzaskany w drobny mak, plastikowy samochodzik.

Zawieszona w przestrzeni pustego domu, zrozumiała jak bardzo jest samotna.

 

*

 

Była wyjątkowa.

Anna Galatea miała reprezentować planetę Ziemia na Intergalaktycznym Przeglądzie Sztuk Wszelkich Istot Wymarłych.

 

2. Komnata Inicjacji Istnienia Od Nowa

 

Ściany były białe, siedziska i podłoga także. Gdy tylko poczuła intensywniejsze emocje, biel zmieniała się. Czy miało to mieć kojące działanie? Zieleń, błękit, pomarańcz, biel, fiolet, żółć – każdy kolor we wszystkich możliwych odcieniach. Czasem w pomieszczeniu włączała się muzyka. W każdym razie tak można było nazwać dziwny ciąg dźwięków, który sączył się nie wiadomo skąd.

Siedziała naga, wyprostowana niczym struna. Całe ciało sprawiało wrażenie podtrzymywanego, jakby umieszczone w stelażu. Nie mogła ruszyć się nawet na milimetr.

Strach opanowywał Annę Galateę powoli.

Anormalny spektakl barw i dźwięków trwał w najlepsze.

Ukojenie? Toż to tortury – myślała. I wszelka refleksja nad beznadziejnością sytuacji urywało się. Przymykała oczy. Nie była pewna, co czuje. Ból? Zaniepokojenie? Znowu urywa się. Od początku. Zwątpienie? Smutek? Rozpacz? Pauza.

Jak długo może to jeszcze trwać? Pauza.

W ścianie powstał otwór. Jakby nie było tam solidnego materiału, tylko delikatna, rozchylająca się kotara.

Przerażająca istota weszła do białego pokoju. Wyglądająca niczym wyciągnięta prosto z sennego majaku. Posiadała budowę humanoidalną, ale każdy z członków był wydłużony, tułów chudy, z wystającą klatką piersiową, przypominającą pierś ptaka. Głowa miała kształt owalny. Jednak nie to było najgorsze, ani nawet biała, oślizgła skóra. Upiór nie posiadał oczu, ust, nosa i uszu. Bryła mięsa w odcieniu smalcu, pomyślała.

Nie mogła znów zrozumieć w pełni swoich wrażeń. Jakaś tajemna siła, może ta sama, która trzymała ją niczym w drewnianej ramie, nie pozwalała na to. Odczucia zatrzymywały się w połowie. Siedziała niczym lalka z ledwo tlącą się świadomością. Wiedziała, że istnieje, że jest w jakimś nieznanym miejscu.

Gdyby tylko mogła, odskoczyłaby. Chciała poczuć sparaliżowanie strachem. Zamiast tego w głowie miała jedynie możliwość zastanowienia się, że może posiadać takie emocje.

Pauza.

Ciepło rozlało się po całym karku. Hormony zaczęły działać ze zdwojoną siłą. Krew płynęła szybciej. Czuła. Czuła, że wreszcie żyje. Zyskuje władzę nad ciałem.

Dobył się nagle głos, który wydawał się wychodzić ze ścian. Musiał mówić upiór, ale jak, skoro nie posiadał ust?

– Transfer świadomości z Puszki Galatei zakończony.

Kobieta chciała zapytać o czym mówi, ale głos uwiązł w gardle, jakby nigdy nie korzystała ze strun głosowych. Czyżby też sparaliżowane?

– Głęboki wdech.

Wzięła głęboki wdech.

– Teraz wydech nosem.

Wykonała wydech nosem.

– Przepraszam za brak udogodnień, ale uświadom sobie, że przechodziłem przez to samo. A nawet o wiele ciężej. Oczywiście, jest to poza twoim rozumowaniem. Będziemy mieli czas, abyś to mogła, chociaż częściowo zrozumieć.

O czym upiór mówił?

– Teraz musisz wiedzieć, że twoja świadomość była w Puszce Galatei. To urządzenie, które pozwala utrzymać umysł, taki jak twój, poza ciałem. Była to konieczność. Ja z kolei zawsze żyłem poza trójwymiarowym wszechświatem. Jest mi trudno funkcjonować w organicznym ciele, a i tak chciałem je lepiej poznać. Wielu z mojego ludu korzysta ze wspomnianej technologii, chociaż nie należy do najpraktyczniejszych. Puszka Galatei to mały ułamek naszych możliwości. Chyba najwspanialsze są komory Ponownego Życia. Anno Galateo, leżałaś w jednej z nich. Tak wiele jest do opowiedzenia, a mi jest tak trudno porozumieć się ludzkim językiem.

Ledwo Anna Galatea poczuła kim jest i w jakiej sytuacji się znalazła. Zrozumiała, że strach był hamowany. Kortyzol, adrenalina, noradrenalina, serotonina, dopamina, estrogeny, tyroksyna, melatonina, wazopresyna. Wymieniała w myślach nazwy hormonów, które kojarzyła. Nie mogła żadnego powiązać ze swoim stanem. Cała wiedza uleciała z głowy. Objaw stresu?

– Twoje ciało leżało w tej komorze i ulegało rozkładowi. – Dłoń obcego zbliżyła się niebezpiecznie do twarzy kobiety. – Anno Galateo. Proces tworzenia w twoim świecie jest niezwykle brudny i mało wydajny. Jednak dzieje się coś niesamowitego, kiedy podlega pośmiertnym zmianom. Duszę mogłem umieścić w Puszce i podziwiać symfonię rozpadających się komórek. – Jedna łza wypłynęła z oka Anny. Palec potwora otarł policzek. – Dobrze, że twoje postrzeganie uczyniłem selektywnym.

Ile razy jeszcze będzie musiała zgadywać, co naprawdę czuje? Ktoś lub coś trzyma sznurek, bo to nie był zwykły paraliż. Zresztą jak mogła myśleć inaczej? Fakty, które odsłonił obcy należały nie tyle do szokujących, co niewyobrażalnych. Mózg je zarejestrował, ale została pozbawiona możliwości odpowiedniego zachowania.

– Pamięć wróci, ale powoli, abyś nie uległa zbyt silnemu szokowi. Spowodowałoby to defragmentację Duszy.

Defragmentacja duszy, pomyślała. Przez ułamek sekundy miała ochotę parsknąć śmiechem.

– Przyzwyczajaj się – dodał upiór i opuścił pomieszczenie.

 

*

 

– Przyszedłem wytłumaczyć ci aktualny stan twojej rzeczywistości.

Spodziewała się potwora, ale zamiast niego wszedł mężczyzna. Wysoki, szczupły i nagi. Do złudzenia przypominał jej ulubionego irlandzkiego aktora. Nazwała go Michałem.

Nie wiedziała od jakiego czasu siedziała w pomieszczeniu. Nie spała, a pożywienie było podawane przez cienkie, półprzeźroczyste ramię, zakończone igłą, które wychodziło ze ściany. Widziała jak substancje odżywcze przepływają prosto do żył.

Powinna zwariować, ale tak się nie stało. Ciało ciągle podlegało kontroli z zewnątrz, ale miewała momenty autonomii. Mimo wszystko traciła pewność, gdzie zaczyna się jej osobowość. Miała wspomnienia, wiedziała kim jest. Stopniowo dochodziły do mózgu informacje o dobrowolnym opuszczeniu planety i podróży na drugi koniec Wszechświata. Wiedza przychodziła w różnych postaciach – w snach, wizjach, ale często po prostu wiedziała, że coś jest prawdziwe. Anna z początku wątpiła. Jednak obrazy powracały dopóki nie pogodziła się z nimi. Wspominała kolorowe niebo i potężny ciemnoszary dysk, który wysunął się ze skłębionych chmur. Stało się to w bardzo zły dzień. Tutaj musiała się zatrzymać. Mąż i dzieci wyjechali, została sama w domu. Była wtedy pogrążona w rozpaczy. I tutaj wszystko się rozpadało. Wizja zdarzeń skryła się za mgłą niepamięci. Cierpienie, które w niej tkwiło, doskonale pamiętała. Tylko z czego wynikało? Czemu czuła tak przejmujący ból? Oni tylko wyjechali na wycieczkę.

– Czasem wydaje mi się, że wszystko jest w porządku – powiedziała do osobnika przypominającego człowieka.

Michał kiwnął twierdząco głową. – Bo tak jest. Przebieg wydarzeń jest zgodny z planem.

– A czasem, że wszystko się wali – dodała głosem łamiącym pod ciężarem nadchodzącego szlochu.

– Bronisz się przed defragmentacją – odparł Michał łagodnie. – Prezentujesz niezwykłą odporność na załamanie nerwowe. Niestety, nie dałem rady wymazać najbardziej szkodliwych wspomnień.

Anna ze łzami napływającymi do oczu spojrzała na mężczyznę. Tak bardzo chciała wierzyć, że należy do tego samego gatunku co ona.

– Nie jesteś prawdziwy – wykrztusiła.

– Jestem. – Jako dowód dotknął ramienia Anny. – Jestem z krwi i kości jak ty, ale w inny sposób.

– Nie czyni cię to człowiekiem.

– Nie twierdzę, że nim jestem.

– Oszust – syknęła przez zęby. – To kłamstwo, zwodzisz mnie.

– Widziałaś mnie w poprzedniej formie. Przerażałem cię. Rozumiem to. Dlatego też postanowiłem ukształtować tak swoją cielesność, abyś czuła się dobrze.

– Ciągle jesteś tym czymś. – Potwierdził kiwnięciem głowy, chociaż wcale nie zadała pytania. – I kontrolujesz jak się czuję?

– Zgadza się.

Anna była taka bezsilna. Poczuła, że ciało pod wpływem obcego, pozwala na wgląd w mniej przyjemne aspekty nowej egzystencji.

– Przyszedłem powiedzieć ci więcej – powiedział Michał.

Kobieta rozejrzała się wokół. Cały czas przybywała w tym samym pomieszczeniu. Ciekawość była tak samo w uśpieniu jak strach.

– Opowiedziałem ci o Puszce Galatei i jak cię ożywiałem.

Czyżby to robił wielokrotnie? Zaniepokojenie Anny spowodowało uderzenie gorąca.

– Proszę, nie poddawaj się takim myślom – powiedział kojącym głosem.

– Jakim? – zapytała, bojąc się jego odpowiedzi.

– Wyobrażasz sobie najgorsze. Że poddawałem cię eksperymentom i zabijałem.

– A nie?

Zamilkł zmieszany

– Teraz akurat nie masz słów?

– Podziwiam ciebie i twój gatunek. Ciało jest czymś niesamowitym dla kogoś, kto go nie posiada. Nawet nie wiesz jakie to jest dla mnie przeżycie. Pozwalam tym wszystkim płynom krążyć. Organiczność daje poczucie braku kontroli. – Jego twarz rozświetliła fascynacja, której Anna nie mogła podzielić. – Wiem, trudno w to uwierzyć, przecież myślisz, że mam całkowitą władzę nad twoim ciałem. Masz rację, ale nic nie poradzę, że jestem wyżej w rozwoju i mogę tworzyć życie jako demiurg. Nawet ulepszyłem ciało dla siebie.

 

*

 

Pewnego dnia pocałowała Michała w usta. Wtuliła się w niego nagim ciałem, aby nie mieć wątpliwości, że faktura skóry była całkowicie ludzka. Potężne napięcie przypominało fale. Podbrzusze, aż zabolało. Pragnęła Michała, chociaż pod tą formą był tym samym, oślizgłym potworem. Tylko czy naprawdę pragnęła? Czy może wykorzystał swoje moce, aby ją wykorzystać, przeprowadzić kolejny eksperyment.

Walczyła sama z sobą. Przecież najchętniej wydrapałaby mu oczy. 

Michał położył Annę na podłodze. Nie miała nic przeciwko, że co kilka sekund pokazywało się jego potworne oblicze, a jej skórę oblewały warstwy śluzu.

 

*

 

– Nie wiem, co się stało z moim mężem i dziećmi.

Michał wyglądał na zainteresowanego, ale nie w sposób jakiego mogłaby oczekiwać. Wydawało się, że zbliżyli się do siebie. Czytała o tym – ofiary przemocy przywiązują się do oprawców.

– Wiesz, że jestem z innego poziomu rzeczywistości? – powiedział nagle.

– Wspominałeś.

– Złościsz się – stwierdził.

Po plecach Anny przeszedł dreszcz. Trudno było się przyzwyczaić, że Michał mógł czytać w myślach.

– Na mojej planecie, kobiety takie jak ja strasznie irytuje, kiedy się ich nie słucha.

– To dla twojego dobra.

Anna wybuchnęła histerycznym śmiechem. Padła na podłogę i turlała się tam i z powrotem. Nie mogła przestać. Łzy lały się ciurkiem z oczu. Nie rozumiała skąd tak gwałtowna reakcja. W życiu by się tak nie zachowała.

– Ty skurwysynu! – Zerwała się gwałtownie z ziemi. – Kurwa! Kurwa! Kurwa! – Wydała z siebie gardłowy okrzyk. Straciła całkowicie panowanie nad sobą, a najgorsze było to, że Michał nadal siedział i patrzył się tym swoim łagodnym, krowim spojrzeniem.

– Twoja reakcja jest normalna – powiedział.

Boże, pomyślała. Jakie on ma idealne ciało. Nie to co ona, z fałdami po dwóch ciążach. Takie myśli tylko przypominały, że miała złudne poczucie posiadania własnego ciała.

– Przechodzisz różne fazy – dodał. – Bywa tak, kiedy niezbyt umiejętnie podawane są hormony.

Podeszła do Michała, aby uderzyć go w twarz. Ręka zatrzymała się w połowie drogi.

– Umiesz tylko kłamać – odpowiedziała zimno. – Mam wierzyć, że robisz coś nieumiejętnie? Jestem twoim pieprzonym eksperymentem. – Ciągle lepiła się od jego śluzu.

 

*

 

Anna znalazła spokój. W końcu była krytykiem sztuki, organizowała wystawy. Było to coś pewnego i stabilnego. Nic nie mogło jej zaskoczyć na tym polu. A Michał właśnie był odpowiedzialny za część galerii prezentującą mieszkańców planety Ziemia. 

Na drugi plan zeszły wszystkie wątpliwości. Michał jeszcze tłumaczył, że są już na pokładzie stacji, gdzie ma się odbyć wystawa. Nie wchodziła w techniczne szczegóły jak umiejscowienie galerii na orbicie czarnej dziury. Co ją obchodziło jak widzowie będą oglądać poszczególne wystawy? Czy będą musieli przechodzić z jednej sali do drugiej, korzystając z kwantowych splątań czy jeszcze czegoś innego. Wystawa Anny musiała być najlepsza. 

 

3. Intergalaktyczny Przegląd Sztuk Wszelkich Istot Wymarłych

Edycja wielowymiarowa

 

– Witajcie! Nazywam się Anna i chcę wam przedstawić niezwykły świat mojej planety, Ziemii.

Tłum widzów tworzyły istoty cielesne i bezcielesne: z mackami, częściami syntetycznymi – niektórzy nawet z dumą potwierdzali swoje mechaniczne pochodzenie ze znikomym udziałem fragmentów organicznych, z futrem, łuskami, pazurami, szczątkowymi rogami. Większości bezcielesnych Anna Galatea nie była w stanie zobaczyć, chociaż poruszali się w tej samej przestrzeni galerii. Przypominali nieco duchy. Ich obecność zaznaczała się niższą temperaturą, kiedy ocierali się o ramiona lub nogi ciała Anny.

– Jest to dla mnie wielki zaszczyt, że mogę zaprezentować dokonania ludzkości. Nie ukrywam, jest to dla mnie wielkie zaskoczenie. Ze wszystkich ludzi, najtęższych umysłów całej planety, zostałam wybrana ja, drugorzędny krytyk sztuki – zaśmiała się nerwowo, co jednak nie spowodowało żadnej reakcji wśród gości, którzy kłębili się wokół niej, przypominając psychodeliczną kolorową masę. Ostrzegano ją przed tym, bo nawet Michał nie był w stanie przewidzieć jak Anna Galatea zareaguje na obecność istot bezcielesnych.

– Ze względu na to, że jestem z trójwymiarowej rzeczywistości, tak też dzieła będą trójwymiarowe, jakbyście chodzili po galerii sztuki na Ziemi. Zostaną zaangażowane też zmysły, którymi moja rasa odbiera świat, czyli wzrok, słuch, zapach, smak i dotyk. Będziecie mogli ujrzeć dzieła sztuki z różnych okresów, wykonane licznymi technikami jak malarstwo, rzeźba, fotografia, film.

Ogrom wydarzenia przerastał jej możliwości. Nie wiedziała co mówić i czuła się idiotycznie, stojąc na podeście. Czuła na sobie część spojrzeń. Stała oczywiście nago. Jak łatwo było się do tego przyzwyczaić.

Michał podszedł do Anny Galatei. Bez problemu lawirował między ciałami istot z innych planet i wymiarów. Uśmiechał się, a jej mimowolnie ugięły się kolana. Chociaż była w swoim wystawowym żywiole, potrzebowała kogoś bliskiego. Nawet cieszyła się, że ciało było pod kontrolą zewnętrzną. Nie byłaby się w stanie opanować. Galeria organizowana dla obcych była więcej niż niezwykła.

– Mów – powiedział łagodnie.

Kontynuowała pewniejszym tonem.

– Wszystko ma zilustrować linearne podejście do rzeczywistości. Cykl życia i śmierci przebiega prostą drogą, która ma początek i koniec, od narodzin do zgonu, który uważamy…

– Zaczekaj. – Michał przerwał Annie. – Wybacz, ale dla wszystkich interesująca jest linearność życia w kontekście ciała, a nie tylko waszych duchowych refleksji. Musi to iść w parze, ale biologia jest najistotniejsza. Większość z gości nie posiada organicznego ciała od wielu tysięcy lat.

Anny zarumieniła się, ale ciągnęła dalej. Była w stanie powiedzieć wszystko, co wiedziała. Takie miała przecież zadanie. Przedstawi tym kosmitom ludzkość, ich planetę z jej bioróżnorodnością. Musiała tylko pogodzić się z faktem, że wszystko opisuje powierzchownie. Czy w czymkolwiek specjalizowała się głębiej? Chyba tylko w malarstwie surrealistycznym, ale żeby dojść do tego, musiała zacząć od zdjęć elektronowych komórki. Trzeba pilnować związków przyczynowo – skutkowych. Tylko czyją komórkę opisać najpierw? Ludzką? Czy może roślinną? Boże! Ona nie zna się na komórkach. Skąd wzięła idiotyczny pomysł mówienia właśnie o nich? No tak, musiała. Wszystkich interesowało ciało. I w jaki sposób dojdzie do malarstwa? Po co tyle eksponatów? Większość to jednak były wytwory kultury. Prezentowały ciało jako takie, ale nie tylko. Gdzie filozofia? Przemyślenia nad życiem? W taki sposób mogła opowiadać. Jeśli chcieli ciała to lepiej gdyby na jej miejscu stał lekarz lub biolog?

– Mów – zachęcał Michał.

Głos uwiązł Annie w gardle, ale tym razem nie z powodu zewnętrznej kontroli układu nerwowego, ale stresu.

– Ja nic nie wiem – wykrztusiła.

– Nieważne.

– Dlaczego? Ktoś inny powinien być na moim miejscu.

– Dla wielu obecnych gości możliwość słuchania wibracji w powietrzu jest niezwykłym przeżyciem.

Uspokoiła się. Musiał dodać coś do krwi.

– Ale mi zależy, żeby było dobrze.

– Twoja obecność wystarczy.

Wtedy do Anny uświadomiła sobie, że sama była eksponatem. Jak mogła wyobrażać to sobie inaczej? Stała na tym podeście niczym idiotka. Gadała jak katarynka tysiące bezsensownych frazesów w które chciała wierzyć. Kontrola hormonów w jej ciele trwała w najlepsze. Rozpacz, która spowodowała nagły spazm, wywołała poruszenie wśród widzów.

– Nie bój się – ciągnął Michał. – Część gości będzie chciała wejść w twoje ciało.

Znowu została włożona w drewnianą ramę. Nie mogła się ruszać.

– Możesz nadal mówić. Opowiedz o Hiroszimie. Za tobą właśnie zmaterializowały się zdjęcia cieni anihilowanych przedstawicieli twojej rasy. Opowiedz co czułaś, kiedy dowiedziałaś się o preludium do ostatecznej zagłady ludzkości.

– O czym ty mówisz? – Tylko tyle była w stanie wykrztusić.

A może to tylko koszmar, pomyślała. Zwykły koszmar z którego się obudzi. Chciała powiedzieć stop wszystkim wydarzeniom wokół. Niech się skończy.

– Uratowałem cię, pomogłem, ulżyłem w bólu i pozwoliłem narodzić się od nowa.

– O czym ty, do kurwy nędzy, mówisz?! – Mimo bezruchu, Anna była w stanie unieść głos. Wspomnienia układały się w całość. Została zabrana na statek należący do Michała i teraz stoi jako rzeźba organiczna na drugim końcu Wszechświata, na orbicie czarnej dziury.

– Odebrałem twój ból – dodał niepewnie.

Straciła całkowicie kontrolę nad ciałem. Znowu zmuszał ją do pogodzenia się z sytuacją. Dlaczego nie mógł po prostu wykasować osobowości? Dlaczego musiała być tak dotkliwie dręczona? Dlaczego musiała siedzieć we własnej głowie, kiedy kwestionując każde postępowanie. Co robiła jako ona, Anna, a co jako marionetka w rękach szalonego obcego?

– Dlaczego wybrałeś właśnie mnie?

– Przypadek – odparł obojętnie. – Tylko przypadek. Twój dom był na małej wysepce w Północnej Europie. Tam właśnie przelatywał mój statek

Goście wystawy i eksponaty zaczęły się zlewać. Proces mitozy zachodził na łuskach istoty przypominającej skrzyżowanie gada z pekińczykiem. Ryby pływały w środku przeźroczystego kosmity mającego kształt meduzy. Bezcieleśni, latający jako chmara świetlików, rzucali między sobą jeżowcami. Nie musieli się martwić skaleczeniami. Industrializacja w Wielkiej Brytanii została połknięta przez żabowatego kosmitę ze szczęką, którą pozazdrościłby megalodon. Tylko zęby należały do hipopotama.

– On nie odszedł. – Głos Michała rozniósł się echem. – Muszę ci o tym powiedzieć, abyś nie miała więcej wątpliwości.  

Po co on to mówił, zastanowiła się. Czyżby chciał, aby czuła się jeszcze gorzej? Panuje nad jej bólem, a teraz sprawdza odporność?

Jeden z obrazów nagle wyłonił się spośród skłębionych ciał obcych. Był to portret kobiety. Oblała się rumieńcem wstydu, ponieważ nie mogła sobie przypomnieć tytułu. Czyli Michał miał wpływ na pamięć bardziej niż mogłoby się wydawać. Nie panował nad tym ile informacji mogła stracić. Gdzie zaczynała się prawda Anny?

Zniekształcenia na płótnie odrywały się w postaci bąbelków. Zaczęły okrążać Annę. Myślała, że jak któryś pęknie, to obleje ją kroplami farby olejnej.

– Zginął w wypadku – dodał Michał.

Przypomniała sobie. Plastikowy samochodzik roztrzaskany w drobny mak. Jej świadomość, zanurzona w galarecie trzymała ją właśnie w tym wspomnieniu. Wspomnieniu, że rodzina już nigdy do niej wróci. Trwała w samotności. I nadal tak było.

Nie obchodzili ją bezcieleśni kosmici, którzy zaczęli przenikać przez pory skóry. Niech sobie grzebią w wątrobie, niech hulają po zwojach kory mózgowej. Nawet ten gadzi kosmita. Równie dobrze może odgryźć jej nogę.

– Ty skurwysynu – powiedziała z rozpaczą. – Obyś zdechł. Dlaczego mi to zrobiłeś?

– Nic ci nie zrobiłem. Uratowałem ciebie, Anno Galateo. Zginęłabyś jak wszyscy.

Kto mówił? Michała nie było już obok. A może odrzucił swoją cielesną powłokę?

– Jesteś moim dziełem – dodał znikąd.

Słowa była echem wśród ciał o obcej fakturze. Płynęły, powtarzały się. Wszystko się rozmazywało. Była więcej niż częścią wystawy. Anna Galatea, każdy skrawek jej ciała był galerią. Stworzyła tysiące sal, a obcy mogli do nich wchodzić i oglądać cud biologicznej inżynierii. Wspomnienia kobiety odtwarzali sobie niczym filmy. Ich pragnienie poznania nie miało granic.

– Wiemy wszystko o wymarłych rasach – zakrzyknęły chórem miliony głosów rozochoconych widzów.

I odpadł Annie Galatei nos. Wpadł na orbitę czarnej dziury. Kilkaset tysięcy lat wcześniej wybuchły ładunki termojądrowe na planecie Ziemia.

Koniec

Komentarze

Interesujący pomysł, wizja pełna rozmachu. Nieźle sobie wymyśliłaś wystawę sztuki. :-)

Kawał drania z tego kosmity. I nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.

Wykonanie niezłe, ale szału nie ma: byłoza, trochę za dużo “posiadania”, interpunkcja niedomaga, czasami jakaś literówka.

Dlaczego musiała siedzieć we własnej głowie, kiedy kwestionując każde postępowanie.

Hę?

Babska logika rządzi!

Wyciąg z bety: Podoba mi się senny nastrój opowiadania i nietypowa, kosmiczna reinterpretacja mitu o Pigmalionie. Choć Anna raczej mnie irytowała swoją biernością (wiem, że przez większość tekstu niewiele mogła zrobić), to Michał jest ciekawy jako twórca, który nie do końca rozumie swoje dzieło. Choć wgląd w jego myśli jest niewielki, można sobie sporo dopowiadać – np. to, do jakiego stopnia chciał kontrolować Annę, czy też kontrolował ją, bo nie wiedział, jak sobie z nią poradzić.

www.facebook.com/mika.modrzynska

Kosmiczne marzenia (koszmary?) senne utkane z surrealistycznych nici… Wyjątkowo odpowiadał mi klimat opowiadania. Mroczna atmosfera, bohaterka w sytuacji bez wejścia, ludzka lalka, szalony twórca… Niekontrolowany ciąg wspomnień. 

Dobry pomysł, plastyczne opisy, wykonanie też na plus – podsumowując jestem bardzo usatysfakcjonowana z lektury.

Życzę powodzenia w konkursie.

Nie wiem jakim obrazem się sugerowałeś, Deidriu. Wizja napisana z rozmachem. Sf wysokich lotów. Ciekawy pomysł, wystawa udana :) Michał jest interesującą  postacią, Anna trochę mniej. Dobra historia z niezłym zakończeniem. Czytelnikowi robi się trochę żal Anny, która jest traktowana jako eksponat, wręcz przedmiot i nie ma na nic wpływu. Wyraźnie zaznaczyłeś to uprzedmiotowienie w jej prowadzeniu wystawy o ludzkości. Miała po prostu być i gadać, aby gadać. Najważniejsza była przyjemność kosmitów. Przypominało to bezcielesny gwałt na bezbronnej istocie. Lubię takie ambitne opowiadania.

Technicznie nie ustrzegłeś się paru błędów, przed którymi tekst i tak się broni.

Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Powiem tak, miewałem już mieszane uczucia po przeczytaniu opowiadania, ale w przypadku twojego przeszło to wszelkie granice. Bardzo podobały mi się opisy, niektóre fragmenty są naprawdę świetne, na początku mocno mnie wciągnęło, ale dialogi… Matko, naprawdę mnie rozczarowały. Poczynając od sztampowego wejścia, jak to człowiek jest głupszy od kosmity

Oczywiście, jest to poza twoim rozumowaniem

a kończąc na przewidywalnym

– Jesteś moim dziełem

Nie będę drążyć tematu i wbijać ci szpilek. Szkoda mi tych opisów, bez dialogu mógłbym powiedzieć, że opowiadanie wyśmienite.

Ostatecznie dobiłaś mnie tym przypadkiem, od razu przed oczyma mam amerykańskiego bohatera, co to idąc ulicą nagle staje i ratuje świat.

Pozdrawiam

 

 

Też muszę przyznać, że dialogi nie były zbyt oryginalne :(

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

@Finkla – no tak, jakieś choróbska się ciągle za mną wloką, ale mam antybiotyki :) A kwiatuszek wyrósł podczas edycji, to jest chyba wykreślenie, którego nie zastosowałam. Chyba teraz za bardzo nie mogę zmieniać, dopiero po wynikach.

Cieszę się, że wystawa się spodobała :)

 

@kam_mod, dziękuję. Dużo mi pomogłaś, żeby wyłuskać co trzeba w tym opowiadaniu :)

 

@katia72, cieszę się, że klimat się spodobał. Właśnie coś takiego chciałam wywołać w czytelniku.

 

@Pietrek, “SF wysokich lotów” – wiedziałeś jak mnie uszczęśliwić dzisiaj ;)

 

@Darcon, dialogi zawsze można wyciąć ;) Biorę na klatę, że dobrałam je zgodnie ze swoją wizją i takie miały być. Pod tym względem, tekst nie miał być specjalnie oryginalny, ale bardzo dobra sugestia na przyszłość. W następnych tekstach inaczej podejdę do dialogu. Ale naprawdę się cieszę, że opisy uważasz za udane. Nie zawsze je “czuję” i nie jestem pewna czy osiągnęłam oczekiwany przez siebie efekt.

 

Dziękuję serdecznie wszystkim za komentarze :)

Przeczytałam.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Historia całkiem porządnie wymyślona i mogłaby być jeszcze lepiej opowiedziana, gdyby Anna nie okazała się tylko gadającą gołą babą, od której wymaga się, żeby była cała zadowolona, bo kosmita ja stworzył na nowo, w dodatku najlepiej jak umiał.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Echo do­tkli­we­go bólu jesz­cze długo miało po­zo­stać w sto­pie, pro­wa­dząc do jesz­cze głęb­sze­go roz­go­ry­cze­nia. – Czy to celowe powtórzenie?

 

Umiał długo awan­tu­ro­wać się po stra­cie ma­ga­zy­nu, zwłasz­cza, kiedy nie prze­czy­tał ich od deski do deski. – Piszesz o jednym magazynie, więc: …kiedy nie prze­czy­tał go od deski do deski.

 

I wszel­ka re­flek­sja nad bez­na­dziej­no­ścią sy­tu­acji ury­wa­ło się. – Literówka.

 

do­da­ła gło­sem ła­mią­cym pod cię­ża­rem nad­cho­dzą­ce­go szlo­chu. – Pewnie miało być: …do­da­ła gło­sem ła­mią­cym się pod cię­ża­rem nad­cho­dzą­ce­go szlo­chu.

 

– Wi­taj­cie! Na­zy­wam się Anna… – – Wi­taj­cie! Mam na imię Anna

 

chcę wam przed­sta­wić nie­zwy­kły świat mojej pla­ne­ty, Zie­mii. – Literówka.

 

kiedy ocie­ra­li się o ra­mio­na lub nogi ciała Anny. – Chyba wystarczy: …kiedy ocie­ra­li się o ra­mio­na lub nogi Anny.

 

Anny za­ru­mie­ni­ła się, ale cią­gnę­ła dalej. – Literówka.

 

Trze­ba pil­no­wać związ­ków przy­czy­no­wo – skut­ko­wych. Trze­ba pil­no­wać związ­ków przy­czy­no­wo-skut­ko­wych.

 

Dla­cze­go mu­sia­ła sie­dzieć we wła­snej gło­wie, kiedy kwe­stio­nu­jąc każde po­stę­po­wa­nie. – Nie rozumiem tego zdania.

 

Tam wła­śnie prze­la­ty­wał mój sta­tek – Brak kropki na końcu zdania.

 

In­du­stria­li­za­cja w Wiel­kiej Bry­ta­nii zo­sta­ła po­łknię­ta przez ża­bo­wa­te­go ko­smi­tę ze szczę­ką, którą po­zaz­dro­ścił­by me­ga­lo­don. – …ze szczę­ką, której po­zaz­dro­ścił­by me­ga­lo­don.

 

Słowa była echem wśród ciał o obcej fak­tu­rze. – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję Regs za komentarz i poprawki. Jak tylko będę mogła, wprowadzę je do tekstu.

Zewsząd wyczuję smród mitologii greckiej. Stąd i bardzo doceniam tak oryginalne połączenie – sztuka, dzieło i jego twórca. Choć sam motyw mitu mnie trochę zwiódł, w głowie miałem ciągłe nawiązanie do Pigmaliona i sądziłem, że kończąc opowiadanie zrobisz z Anny zwykłą marionetkę, a kosmita okaże się jakimś emocjonalnym psychopatą. No i czekałem na ich dzieci! W pewnym sensie, co do zakończenia, miałem rację, ale Twoja wersja okazała się dla mnie równie ciekawa. ;)

Opowieść faktycznie dość senna, z kilkoma bardzo jasnymi przebłyskami (obślizgły pocałunek i chwile, w których Anna zdecydowała się swojemu opiekunowi postawić). A "Obcość" Michała dobrze utrzymana przez całe opowiadanie, spodobała mi się ta jego obojętność i spokój. W końcu to nieludź. Nie wiem czy Cię kusiło, by polać w opowiadaniu trochę krwi i wydobyć z niego nieco emocji, ale cieszę się, że został (z naszego punktu widzenia) draniem do samego końca. Bałem się, że w pewnym momencie pofolgujesz sobie i dla dobra opowieści wywołasz między nimi jakiś konflikt, ale z radością przyznaję – zostałaś twardą do końca. ;)

Podkreślę – oryginalność i ciekawy koncept (jeden z tych do zapamiętania i "zaadoptowania" kiedyś u siebie) to największe zalety tekstu.

Z drugiej strony, to dużo pozostawiłaś domysłom. A sam tekst szybko się kończy i czuję pewien niedosyt opowieści. Kilka wątków zasługuje na zdecydowanie dłuższą formę. :)

Tu byłem.

Mimo niedoskonałości warsztatowych spodobało mi się, poleciałaś do biblioteki ;) Jest klimat, jest poczucie ogromnego osamotnienia, opuszczenia. Dialogi, które nie spodobały się innym, mnie jakoś nie raziły. Michał brzmiał w mojej wyobraźni jak robot z jakiegoś filmu, ale nie potrafię sobie przypomnieć, z jakiego dokładnie (”Wielka szóstka”…?). Pozostaję jednak z uczuciem niedosytu, bo rozmach wizji podniósł poprzeczkę wysoko, a zakończenie nie doskoczyło. 

Dobra, nastrojowa lektura. 

W sumie ciekawe, jak wielu uczestników konkursu inspirowało się nie tylko samymi obrazami Dalego, ale też jego postacią ;) Zgaduję, że chodziło o ten sam obraz, co u Finkli.

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

I odpadły słowikowi litery. Potwierdziły przeczytanie tekstu :).

@stn, nawet tego smrodu nie chciałam ukryć. Dali też inspirował się mitologią grecką, a i wybrany przeze mnie obraz tak samo. Bardzo mnie cieszy lektura Twoich odczuć, bo właśnie w coś takiego celowałam. Jak to w surrealizmie, zostawiłam kilka elementów niedopowiedzianych, ale masz rację, da się to rozwinąć, bo w głowie miałam nieco większą wizję. Ale dokonałam wyboru i cieszę się, że przypadł Ci do gustu.

 

@fun, właśnie takie dziwaczna, sztuczne dialogi chciałam. Miałam wątpliwości czy udało mi się zrobić z Michała takiego trochę “robota”. Uf, dałam radę :) “Wielkiej szóstki” nie oglądałam, ale nie ukrywam inspiracji kreacją Fassbandera w “Prometeuszu” i “Obcym: Przymierze”, i w ogóle androidami z serii “Obcy”, chociaż Michał w opowiadaniu maszyną nie jest, ale uznałam, że napotyka podobne problemy komunikacyjne. 

 

Jestem niedobra i nie podziękowałam wszystkim za biblioteczne kliki. Więc teraz dziękuję serdecznie! Jak tylko zobaczyłam, że mam je, byłam tak szczęśliwa, że aż musiałam to ogłosić małżonkowi i ogólnie cały dzień chodzić z bananem na twarzy. Więc jeszcze raz dziękuję i pracuję dalej nad jeszcze lepszymi opowiadaniami (no i techniką, rzecz jasna).

 

I Jury przeczytało. Zacieszam się :)

Bardzo spodobała mi się wizja obcego. Taka, jaką lubię – byt próbujący nas poznać, ale zarazem kompletnie obcy. Wpadający poniekąd w “dolinę niesamowitości” :) Samo przedstawienie wielowymiarowych istot też na plus, było dla mnie dużo bardziej przekonujące niż w innych opowiadaniach z tym motywem.

Pomysł na fabułę także intryguje. Faktycznie jednak niektóre fragmenty z lekka się dłużą, jak rozmowy Anny z obcym z części drugiej.

Podsumowując: czasem coś grzmotnęło na niebie, jednak lektura przypadła mi do gustu ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Skojarzenia z androidami z “Obcych” też miałem. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Początek trochę zbyt powolny, senny. Za to końcowa scena bardzo dobrze rozegrana, przejmująca, a przy tym stanowiąca logiczną konsekwencję wcześniejszych wydarzeń. Faktycznie jest tu też coś o niemożności porozumienia pomiędzy różnymi istotami. Plus też za ładnie wplecione inspiracje mitologiczne.

Spodobał mi się lekko zasugerowany motyw życia artysty jako dzieła sztuki. Fragment, w którym bohaterka chce przedstawić dokonania ludzkiej cywilizacji, a odbiorców interesuje tylko biologia – dający do myślenia.

Tekst sporo traci na błędach technicznych, część na pewno wynikła z pośpiechu. Zgrzytnęły np. „Czy miało to mieć”, „możliwość zastanowienia się, że może”.

Dziękuję za udział w konkursie.

Dziękuję za opinię coboldzie :) Jak będę miała chwilę wprowadzę poprawki. Cieszę się, że spodobały się użyte przeze mnie motywy.

Idea konkursu była przednia i szalenie inspirująca do pisania :)

 

@Fun, zapomniałam wspomnieć, że tak, “Galatea sferyczna” była podstawą inspiracją, ale schowałam jeszcze dwa obrazy, plus, pewien okres twórczości Daliego ;)

Ciekawa i niepokojąca wizja. Trzeba przyznać, że odwołanie do Pigmaliona zagrało tu bardzo dobrze i skojarzenie ze stosunkiem twórcy i dzieła sztuki jest bardzo ciekawe. Konstrukcja głównej bohaterki, jej próba odzyskania własnych wspomnień i uczuć mimo braku kontroli nad biologią jest bardzo dobrze pokazana. Człowiek jako eksponat na międzygalaktycznej wystawie, iluzja bycia współtwórcą (podczas gdy samemu jest się widowiskiem) i demiurg, któremu tylko wydaje się, że rozumie własne dzieło – to były naprawdę fajne motywy.

 

Szkoda, że w sumie całe to uniwersum wypadło tak sobie – jacyś brzydcy albo w ogóle bezcieleśni kosmici, jakieś urządzenia na statku kosmicznym. Dialogi niestety rzeczywiście są nieciekawe, nie wyciągnęłaś odpowiednio dużo ze swojego pomysłu. Motyw apokalipsy moim zdaniem jest kompletnie niepotrzebny i psuje całość – wystarczyłaby prywatna apokalipsa bohaterki, bo to na niej powinniśmy się skoncentrować.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Zapomniałam podziękować NWM za opinię. Dzięki! Uradowałam się widząc, że wspomniałeś o grzmotnięciu na niebie :)

 

Dziękuję, Mirabell. Motyw apokalipsy bombą atomową pojawił się, ponieważ inspirowałam się obrazami Daliego właśnie z takiego okresu. Nie zagrało mi do końca, ale z ręką na sercu mogę powiedzieć, że starałam się jak najwięcej wyciągnąć z twórczości malarza.

Zgrabne sf o zabarwieniu mocno delikatnym. Całość mogła mieć przytłaczający ładunek psychologiczny, gdyby dialogom dodać nieco jaja. Bo na tym etapie były miałkie i o ile sam Michał odgrywał swoją rolę poprawnie, to nie miał szans błyszczeć przez kwestie bohaterki. Nie mógł wyciągnąć ze swojego potencjału więcej, bo druga strona rozmowy na to nie pozwoliła. W sensie – główna bohaterka nie udźwignęła ciężaru opowiadania, a ze względu na mocno psychologiczny charakter, to właśnie ona powinno ponieść je na barkach.

A było co nieść! Bo koncept wyjściowy bardzo fajny, nawiązanie mile drapiące tych kilka ptasich komórek pod kopułą. Język nie porywał, ale też wcale a wcale w niczym nie przeszkadzał. Zabrakło mi też odrobinę takiego błysku wyobraźni w momencie wystawy. Było pod tym względem na tyle źle, że to narratorka informowała mnie bezpośrednio, że wystawa jest niesamowita, a ja nie lubię takich chwytów (nawet jeśli tutaj jest uzasadniony sterami trzymanymi przez Michała). Można było z okolicznych kosmitów i bytów na "wyższym stopniu rozwoju" wyciągnąć znacznie więc, tak wizualnie jak i efekciarsko.

No i końcówka właściwie nie dorzuciła żadnej cegiełki, bo to wszystko było już wiadomo prawie od początku, za co taki tylko delikatny minusik, bo odpadający nos zrobił swoje.

 

Btw. jakimś cudem przedostało Ci się do opowiadania pełno literówek, co aż dziwne, bo całość bardzo schludna i tylko właściwie takie brzdące co jakiś czas wyskakiwały :o.

Dziękuję Mały Słowiku za opinię! I chyba cierpię na literówkową ślepotę. Muszę porządnie przejrzeć tekst pod tym kątem. I wprowadzić poprawki Regs wreszcie. Wyniki są, więc pogrzebię sobie jeszcze trochę.

Przede wszystkim przepraszam, że podczas betowania nie zdążyłem przeczytać poprawionej wersji tekstu. W jakimś ułamku postaram się to nadrobić teraz.

Tekst zyskał, gdy połączyłaś zbyt luźne w pierwszej wersji fragmenty fabuły. Powstała spójna opowieść, a tego najbardziej mi brakowało. Zmiana tytułu to także dobre posunięcie – poprzedni był dość pretensjonalny i raczej nie oddawał ducha tekstu. Nawiązanie do Pigmaliona (bardzo “nośnej” historii) jest raczej umowne – nie chodzi tu przecież o “ożywianie”, a stojące za nim pobudki. Jeśli Michał robi to z miłości, to chyba własnej (jak to twórca), a nie taka miłość jest tematem mitu. W każdym razie pomysł Anny-eksponatu bardzo mi się podoba i tu dostrzegam największą słabość tekstu. Anna orientuje się, że jest eksponatem od tak, bo jej to wpadło do głowy i już, a tak mocna wolta prosi się o ażurową konstrukcję, która naprawdę dała by czytelnikowi do myślenia. Ale to też po trosze pochodna dominującego w tekście sposobu prowadzenia narracji (ktoś już o tym pisał) typu “to jest poza twoim zrozumieniem” etc. No, nie tego oczekuje czytelnik, zwłaszcza, że masz naprawdę ciekawe pomysły. Szkoda, że zabrałaś się za betowania tak późno, można by nad tym popracować, no ale może jeszcze będzie okazja:)

I literówy popraw koniecznie. Przeważnie ich nie dostrzegam, ale w powyższym tekście zatrzymałem się kilka razy. Trochę wstyd, bo jury już czytało i nawet wyniki ogłosiło:)

@Michał Pe, no nie wiem, czy Ci wybaczę, że nie czytałeś drugiej wersji. I masz rację, późno była beta, ale też późno skończyłam pisać. Muszę się bardziej sprężać.

Deirdriu, wybacz, nie bądź taka. Jeszcze jedna rzecz mi przyszła do głowy. Myślę, że dobrze by było, gdyby treść ostatniego zdania posiadała odbicie w scenach, gdzie Anna rozpacza po rodzinie. Gdyby spiąć to klamrą. Taki zabieg przeważnie podnosi atrakcyjność tekstu, bo czytelnik ma wrażenie, że autor sprzedaje mu przemyślaną historię:) A tak to trochę się to rozłazi. Na początku Anna biadoli w scenie rodem z dramatu psychologicznego (tam są bardzo fajne elementy), a zamykasz całość nuklearną zagładą. Gdyby o tej zagładzie napomknąć w tych wczesnych scenach, tylko subtelnie, końcówka zyskałaby na mocy. Mam nadzieję, że łapiesz o co mi chodzi:)

Pozdrawiam!

Oficjalnie, wybaczam Ci ;) Rozumiem dobrze o co Ci chodzi, gdyby pójść tym tropem, pewnie opowiadanie byłoby bardziej zwarte. Muszę po prostu wcześniej dawać teksty do bety :)

I wszelka refleksja nad beznadziejnością sytuacji urywało się. Przymykała oczy. Nie była pewna, co czuje. Ból? Zaniepokojenie? Znowu urywa się. Od początku. Zwątpienie? Smutek? Rozpacz? Pauza.

 Refleksja raczej urywałA się.

Podbrzusze, aż zabolało.

Po co ten przecinek?

Bardzo ciekawe opowiadanie. Szkoda mi Anny, chyba najgorzej być bezwolnym :/

Przynoszę radość :)

Bardzo dobre opowiadanie, co ciekawe, jednocześnie dość kameralne jak na sf, ale i z rozmachem. Podobało mi się nakreślenie głównej bohaterki, jej stanu psychicznego i ciągłej niepewności, ile w niej jest prawdziwej jej. Zresztą, Michał też ciekawy. 

Te zdania mające zatrząsnąć czytelnikiem – ostatnie pierwszej części i ostatnie opowiadania – mnie zaciekawiły. Pierwsze wyszło świetnie i na pewno zasysa czytelnika, by czytał dalej. Ostatnie mi się nie podobało. Przedstawia informację, której wielu czytelników już się domyśliło, a jeśli nie, to tak jest dużo mniej zaskakująca. Może lepiej było ją wpleść gdzieś w tekst?

Dziękuję Anet i Zygfrydzie za opinie! Jak widać, każdy z czytelników lubi inne fragmenty. Jest to cenne :)

 

(musisz się wziąć za poprawki, ale pogubiła się w kolejnych tekstach)

Nowa Fantastyka