- Opowiadanie: bemik - Tanecznym krokiem

Tanecznym krokiem

Śmierć przychodzi tylko raz, ale czuje się ją w ciągu całego życia.

autor: Jean de la Bruyere

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Tanecznym krokiem

 – Czy ty to rozumiesz? – Adela, jakby dla podkreślenia wagi słów, postukiwała polakierowanym na czerwono paznokciem w napełniony winem kieliszek.

Matylda z trudem oderwała wzrok od mężczyzny siedzącego przy sąsiednim stoliku.

– Rozumiem, rozumiem – potwierdziła niezbyt szczerze i skierowała spojrzenie na dawną przyjaciółkę. Z wysiłkiem koncentrowała się na słowach, kiwając od czasu do czasu głową i pomrukując. To wystarczyło Adzie, by kontynuować opowieść o podbojach i sukcesach. Mati po chwili straciła wątek.

Chociaż znajdowali się w kawiarni, oczy mężczyzny przesłaniały ciemne okulary. Na zewnątrz świeciło jaskrawe słońce późnego sierpniowego popołudnia, ale tu panował duszny półmrok, rozjaśniany światłem wpadającym między niezbyt szczelnie zasuniętymi kotarami. W smugach wirowały drobinki kurzu wzbijane stopami dwóch zmęczonych kelnerek, manewrujących między stolikami.

Matylda zwróciła uwagę również na jego ręce. Dłonie o długich i smukłych palcach błądziły po blacie stolika, trącając, gładząc i przesuwając nerwowo przedmioty, ustawiając je w ciągle zmieniającym się porządku. Pewnie na kogoś czeka, pomyślała. Na przyjaciela czy przyjaciółkę? Jakie to ma znaczenie? Widzę go pierwszy raz w życiu. Ada skończy wreszcie paplać, zapłacimy, wyjdziemy i będzie to również ostatni raz.

Z jakiejś przyczyny zrobiło się jej smutno. Do nieznajomego podeszła kelnerka, coś podliczała w maleńkim notesie, potem przyjęła gotówkę. Mężczyzna schwycił ją za dłoń, jakby chciał powstrzymać przed wydawaniem reszty. Kobieta zakołysała się lekko, zrobiła w miejscu kilka tanecznych kroków i na jej twarz wypłynął uśmiech.

Matylda poczuła zazdrość. Chciałaby znaleźć się na miejscu kelnerki, bo nieznajomy kusił spokojem i ciepłem. Przyciągał spojrzenie i myśli. Oglądała go niemal bez skrępowania, bo skupił się na rozmowie, a twarz zwrócił w stronę dwuszeregu butelek za pękniętą szybą baru. Przydługie blond włosy, przetykane rozjaśnionymi przez słońce pasmami okalały szczupłą twarz miękkimi falami. Wąski nos, ładnie wykrojone usta, zdrowa, opalona cera. Pewnie niedawno wrócił z urlopu.

– No, opowiadaj teraz, co u ciebie! – Ada schwyciła ją za przegub.

– U mnie? Pracuję, opiekuję się mamą. To wszystko.

To nie było wszystko. Była tęsknota za zwykłym życiem, za troską znajomych rąk, za rozmowami w zaciszu pogniecionej kołdry. Matylda zdziwiła się, że tak trudno zdobyć się na szczerość wobec Ady. A przecież dawniej były nierozłączne.

– Zawsze to samo! – Ada prychnęła, nie wiadomo z zadowolenia, czy wręcz przeciwnie. – Podziwiam cię, ja bym tak nie mogła. Boże, pożarłam cały puchar lodów, a to pewnie jakiś milion kalorii. I nie mam ich z kim spalić. Po powrocie do domu spędzę pół tygodnia w siłowni, żeby zrzucić to sadło.

Ada niczego nie musiała zrzucać, ale Matylda nie uznała za stosowne zapewniać ją, że ma nienaganną sylwetkę. I że według niej powinna zmniejszyć ilość czasu poświęcanego na utrzymanie kondycji fizycznej na rzecz podniesienia poziomu intelektualnego. Zapewne odpowiedziałaby jak wtedy, gdy zawaliła próbną maturę z polskiego, że faceci nie przepadają za zbyt mądrymi kobietami, natomiast zdecydowanie wolą ładnie zbudowane. Jakaś mądrość w tym była.

– On jest boski! – Do uszu Matyldy dobiegł taki szept, że z pewnością słyszało go także kilka osób siedzących przy okolicznych stolikach. – Z nim mogłabym spalić te kalorie.

– Kto? O kim mówisz?

– No, ten blondyn w ciemnych okularach! – Ada bez odrobiny zażenowania wskazała palcem wstającego mężczyznę.

Matylda poczuła irracjonalną złość. Adela nie miała prawa przywłaszczać sobie tego faceta. Opanowała się jednak i sięgnęła do torebki, żeby uregulować należność.

– Ja płacę! – Ada powstrzymała koleżankę. – Sama cię tu zaciągnęłam.

Mati skinęła głową, odstawiła kieliszek z niedopitym winem. Kiedy uniosła spojrzenie, dostrzegła, że kawiarnię opuszcza również nieznajomy. W dłoni trzymał białą laskę; opukując przedmioty na lewo i prawo, wyszukiwał drogę do wyjścia.

– Szkoda – powiedziała Ada, spoglądając w jego kierunku. W jej głosie słychać było rozczarowanie.

– Szkoda – potwierdziła ze smutkiem Matylda.

***

Nie chciało jej się wracać do domu. Wieczór był jeszcze wczesny, a do tego piękny i ciepły. Wybrała drogę przez aleję lip. Przed nią układały się długie cienie. Szum wiatru w liściach skutecznie usuwał wspomnienie trajkotania Ady.

Matylda przysiadła na skraju ławki i wystawiła twarz do zachodzącego słońca. Ogrzewało skórę delikatną pieszczotą, łagodząc uporczywe uczucie, że ominęło ją coś ważnego. Poczuła łzy pod powiekami. Zawsze wiedziała, że wybór, którego dokonała, był jedyny i właściwy. Tylko czasami przychodził smutek. I tęsknota za czymś, co jej umknęło i zostało przywołane przez niespodziewane spotkanie dawnej koleżanki.

Zamknęła oczy, nie pozwoliła, by żal się uwolnił. Musi minąć, ona musi przełknąć tę gorycz, jak zbyt duży kęs chleba, który utknął w przełyku. To nic, że dławi.

Przypomniała sobie, dlaczego porzuciła marzenia. Czuła pod palcami papierową skórę mamy. Widziała uśmiech wywołujący kaskadę zmarszczek, wiecznie zaskoczone spojrzenie pytające, kim jesteś? I niedowierzanie. Tak, to ja, mamusiu, twoja córka.

Młoda kobieta przesłoniła twarz. Dłonie odcięły ją od światła, od świata. Niechciane łzy wymknęły się wreszcie i popłynęły po policzkach.

– Zatańczysz ze mną?

Matylda drgnęła zaskoczona. Oderwała dłonie i spojrzała w górę. Nad nią stał nieznajomy z kawiarni. Biała laska wystukiwała jakiś rytm. Drobne kamyczki chrzęściły pod wpływem uderzeń. Odgłos był zadziwiająco głośny w nagle zapadłej ciszy.

– Chcesz ze mną zatańczyć?

Mężczyzna wyciągnął w kierunku Matyldy rękę. Przez chwilę obserwowała go. Miał szczupłe, żylaste niczym maratończyk ciało. Jasna koszula, błękitne dżinsy dodawały mu uroku. Wydawał się taki przyjazny, opiekuńczy. Chciała wtulić się w jego ramiona, poczuć zapach, zapomnieć się, zapomnieć o wszystkim.

To było takie niedorzeczne.

Nagle poczuła strach. Zerwała się z ławki.

Odeszła szybkim krokiem. Przy końcu alejki obejrzała się. Mężczyzna wciąż stał w tym samym miejscu. Twarz przesłoniętą ciemnymi okularami zwrócił w jej kierunku. Chyba się uśmiechał. A może czekał, że do niego wróci.

***

– Już jestem, mamo! – Matylda odstawiła torbę z zakupami na stół w kuchni. Odwiesiła płaszcz na wieszak, a wełnianą czapkę położyła na kaloryferze.

Starsza kobieta oderwała się od tamborka, uniosła nieprzytomne spojrzenie i uśmiechnęła się niepewnym uśmiechem dziecka.

– Wróciłam. Zaraz podgrzeję nam obiad. Jesteś głodna?

– Głodna? Jestem głodna.

– To dobrze. Odłóż robótkę i idź umyj ręce.

Matylda sięgnęła po płótno. Pod zręcznymi palcami matki zakwitały róże, chabry, maki i niezapominajki wyczarowane kolorowymi nićmi. Kiedyś malowała je farbami, ale po wypadku nie chciała tknąć pędzla. Może w zdziecinniałym umyśle utkwiło wspomnienie, że jechali na pierwszą wystawę jej prac, zorganizowaną w jakimś wiejskim ośrodku kultury. Może wbiła sobie do głowy, że to przez tę pasję zginął tata.

– Co robiłaś przez cały dzień? – Matylda zawsze o to pytała. Chciała, by ich obiady przypominały posiłki w zwykłych domach, codzienne rozmowy matki i córki.

Zazwyczaj mama przez chwilę opowiadała o kwiatach, o splątanych niciach i kolorach. Potem Matylda relacjonowała godziny spędzone w pracy, zakupy, drogę do domu. Razem zmywały i wycierały naczynia.

Ale dziś było inaczej.

– Moje kwiaty tańczyły. Słyszałam piękną muzykę. Pociągającą. Chciałam zatańczyć, ale nie zagrali mojego walca. Jak będzie walc, to zatańczę.

– Kto grał, mamo? – Matylda poczuła strach, ale matka nie odpowiedziała. Znowu zagłębiła się w fotelu i w kwiatowym świecie.

– Nie możesz tańczyć, mamusiu – szepnęła dziewczyna. – Jeszcze nie.

***

Zebrała wszystkie wyhaftowane kwiaty. Przez lata sporo ich powstało. Rozłożyła je na wersalce i patrzyła zamglonym przez łzy spojrzeniem na kolorową łąkę. Kształty i barwy rozpływały się jednocześnie w żalu i uldze.

– Co mam teraz zrobić?

Nagle poczuła, że straciła nie tylko matkę. Równocześnie zniknął z jej życia sens. Po co pracować, gotować, ubierać się, wychodzić do sklepu. Dla kogo?

Rozejrzała się po pokoju. Fotel pod oknem straszył przeraźliwą pustką, dlatego w nim usiadła. Oparła brodę o parapet. Widok za oknem był taki jak zawsze. Może tylko drzewa urosły, ale odrapana ściana ceglanego śmietnika i skrzypiąca huśtawka usytuowana w bezsensownej bliskości tego smrodliwego przybytku wyglądały dokładnie tak samo jak dwadzieścia pięć lat temu. Wtedy po raz pierwszy po powrocie z pracy pochyliła się, by pocałować w czoło matkę, by zajrzeć w jej wiecznie zdziwione oczy.

Przez ten czas rozpadło się w niej i w jej życiu wszystko, co tylko mogło. Związek z Julkiem, który zdawał się być mocny niczym Piotrowa skała, rozkruszył się w nawale codziennych powinności. Razem z nim przepadła radość i ufność. Zniknęła nawet chęć, by żyć. Został tylko nadrzędny obowiązek – opieka nad mamą. A teraz nawet tego zabrakło.

Gdzieś rozległa się cicha muzyka. Słodka, tuląca, jak kołysanka, którą w dzieciństwie nuciła mama. Tak dobrze byłoby zostać w fotelu, zasnąć, nie myśleć, nie czuć, nie oddychać.

Matylda z trudem otworzyła oczy. Musi jeszcze wyprasować na jutro bluzkę, zmyć naczynia i dołożyć węgla do pieca.

***

Emerytura zaskoczyła Matyldę; jeszcze niedawno spieszyła się do pracy, otrzymywała zadania, a tu nagle koniec. Czas rozciągał się jak rozciamkana guma do żucia. Żadne terminy jej nie goniły, żadne sprawy nie miały wyznaczonej daty. No, może oprócz wizyt u lekarza.

Dzień był nudny od momentu, gdy otwierała oczy, a nawet już wcześniej. Uświadamiała sobie bezsens własnej egzystencji za każdym razem, gdy tylko znikały opary snu wraz z kolorowymi projekcjami wyobraźni. Próbowała do nich wracać, ale nie pomagało zaciskanie powiek i nakrywanie głowy kołdrą.

Cisza i bezruch w mieszkaniu tłamsiły w niej resztki energii, dlatego jak najszybciej ubierała się i wychodziła. Wałęsała się bez celu, byle tylko nie wracać do domu, do samotności, do „jesteś tu sama, bo tak zadecydowałaś”.

Kiedy siadała w maminym fotelu, by wyglądać przez okno na odrapany śmietnik i zardzewiałą huśtawkę, zaczynała rozmyślać o nieznajomym w ciemnych okularach. Co by było, gdyby wtedy z nim odeszła? Kto zaopiekowałby się mamą? Jak bardzo zmieniłoby się życie, gdyby ona zniknęła? A może nic nie uległoby zmianie? Może tak mało znaczy, że jej brak pozostałby niezauważony nie tylko w małomiasteczkowym wszechświecie, ale nawet na jej ulicy, w jej kamienicy…

Może nadszedł już czas? Teraz, gdy egzystencja ogranicza się do metabolizmu gwarantującego podtrzymanie podstawowych funkcji życiowych? Zresztą, zawsze tak było; nigdy nie miała czasu na metafizykę. Proza życia zamordowała poezję duszy.

Matylda uśmiechnęła się lekko.

***

Zobaczyła Jagę późną jesienią. Sunia ostrożnie rozglądała się, zanim dała nura w ciemną i śmierdzącą czeluść śmietnika. Po kilku minutach wynurzała się z kawałkiem byle czego w pysku i z podkulonym ogonem znikała ze zdobyczą. Dużo złego musiała zaznać w życiu. Na dźwięk ludzkiego głosu drżała i uciekała. Przychodziła mniej więcej o tej samej porze, późnym popołudniem, kiedy zapadający zmierzch i siąpiący deszcz przepłoszyły wszystkich z podwórka. Długo trwało, nim przyjęła przysmak z rąk obcej kobiety. Jeszcze dłużej, nim pozwoliła jej zanurzyć zreumatyzowane palce w zmierzwionej sierści.

***

 

Matyldę budziło co rano równomierne posapywanie albo wilgotny nos wdmuchujący ciepłe powietrze gdzieś w okolice szyi. Kobieta otwierała oczy i z uśmiechem patrzyła w jasny prostokąt okna, drapiąc swoją ulubienicę po miękkim futrze.

– Wstajemy, Jaga. Pora zrobić śniadanie, a potem spacer.

Zawsze tak zaczynały poranek: od rozmowy i planów na najbliższy dzień. Nawet, gdy na szybach tworzyły się deszczowe strumienie albo wykwitały srebrzyste kwiaty mrozu. Tylko wtedy trochę dłużej gramoliły się z łóżka.

Kiedyś Matylda ponownie zobaczyła nieznajomego. Uczynił zapraszający gest. Miała ochotę podać mu dłoń, ale skierowała spojrzenie na drepczącą u stóp Jagę.

Mężczyzna uśmiechnął się i odszedł. Ale wiedziała, że gdyby zdjął ciemne okulary, gdyby pozwolił jej zajrzeć w bezdenną przepaść ślepych oczu, nie miałaby siły odmówić. Zatańczyłaby z nim.

Kiedyś to uczyni. Żeby nie wiadomo, jak trudny był krok, żeby nie wiadomo, jak wymyślny układ, każdy musi go wykonać. A na razie trzeba wracać do domu, bo zerwał się wiatr i zaczyna mżyć.

– Chodź, Jaga. Pospiesz się, zrobiło się strasznie zimno!

Koniec

Komentarze

Może tak mało znaczy, że jej brak pozostałoby niezauważony

 

Przygnębiający tekst o kobiecie, która nie bardzo poradziła sobie z życiem. Opisujesz proste, wręcz wydawać by się mogło bzdurne elementy i wydarzenia z takim przejęciem, że nie sposób nad niektórymi zdaniami się nie zatrzymać, nie zachwycić, nie popaść w refleksję. Twoja proza dotyka czegoś głęboko w sercu i bardzo ją sobie za to cenię. Dzięki!

Niemniej nie widzę tutaj fantastyki. Domyślam się, że jest w tekście sugestia, że nieznajomy to jakaś personifikacja śmierci. Bardzo to ulotne i umowne. Czasami obyczajową historię warto taką zostawić, niż udziwniać ją na siłę.

Pozdrawiam!

Dziękuję. Zaraz poprawiam babola.

Fantastyka rzeczywiście śladowa, niemniej bardzo istotna dla opowiadania. Doskonale odczytałeś mój zamysł. Mężczyzna to personifikacja śmierci. A ciemne okulary  mają sugerować, że często trafiamy na nią przypadkowo.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Sprawia mi wielką przyjemność czytanie takich emocjonalnych tekstów. Twój tekst jest po prostu piękny i nakłaniający do refleksji. Przyznam, że zarzut o zbyt małą ilość fantastyki nie ma dla mnie znaczenia, ponieważ uwielbiam historie obyczajowe, tylko muszą być dobrze napisane prowadzące do puenty. Cóż, nic dodać, nic ująć – czytanie było samą przyjemnością.

Deirdriu – dziękuję Ci, bardzo miło przeczytać takie słowa.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Także lubię historie obyczajowe. :) Ale jako że to opowiadanie na konkurs, w którym element fantastyczny jest wymagany, myślę, że można by go bardziej uwypuklić, aby zwiększyć swoje szanse. Niewidomy pan jest, moim zdaniem, za mało dziwny i niepokojący, by go z łatwością skojarzyć z czymś nadprzyrodzonym, a nie ze zwykłym, przypadkowym przechodniem.

Masz rację, MrBrightside. Nawet po przeczytaniu nie pomyślałam, że tekst jest przecież na konkurs.

I jeszcze jedno skojarzenie ode mnie, Bemik – http://www.kinowloskie.pl/wp-content/uploads/2016/03/osiem-i-pol.jpg

Twój pan w okularach wyglądał w moim wyobrażeniu właśnie jak Marcello Mastroianni. Kto kocha stare kino, ten wie ;)

MrBrightside – ja już tak mam, że element fantastyczny w moich opowiadaniach jest dość znikomy, ale z drugiej strony jest niemal we wszystkich. Natomiast jeśli chodzi o ten konkretny przypadek – nie chciałam zbyt nachalnie go wciskać. Jednak jeśli zerkniesz na inspirację: Śmierć przychodzi tylko raz, ale czuje się ją w ciągu całego życia – to może uznasz, że jednak jest dobrze wyważone.

Dzięki za klik.

Deirdriu – Marcello jest boski, ale tego nieznajomego w ciemnych okularach wyobraziła sobie Matylda.

Śniąca – również dzięki za klik.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Ja tam widziałem Brada Pitta z Joe Blacka :-) Tyle, że w wersji niewidomej.

Już podczas sceny w kawiarni domyśliłem się kim jest ów nieznajomy i obawiałem się troszkę, że cały tekst zmierza do tego, iż bohaterce tak dokuczy bezsens egzystencji, że z chęcią zatańczy.

Dlatego końcówka była miłą niespodzianką.

Dobry tekst, prosty i emocjonalny :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki, thargone. A wiesz, że myślałam nad taką wersją, ale w końcu zrezygnowałam. Chyba mam dość pesymistycznych wizji.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Element fantastyczny marginalny, ale tak pięknie piszesz o uczuciach, że zgodnie z “logiką lodówkową” zauważyłem to dopiero, gdy zacząłem zastanawiać się nad komentarzem :) Obyczajówki to nie moja broszka, ale Twoi bohaterowie wciągają całą paletą uczuć oraz przeżyć. Niewidomy człowiek – hmmm, też nie czułem czegoś mocnego od niego, choć podświadomie z przysłowia wiedziałem, że to nadnaturalny byt. Ale zabrakło mocnej sceny, jak tej z Tajemniczym Mężczyzną z Zaginionej Autostrady, która by to podkreśliła.

Podsumowując: bardzo ładna opowieść, nawet fajerwerki gdzieś tam słyszałem :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan – niestety, nie znam angielskiego, więc nie jestem w stanie docenić kunsztu sceny. Natomiast na obronę swojego tekstu powiem tylko tyle – w prawdziwym życiu, takim, jakie wiodła Matylda, niewiele rzeczy dzieje się z hukiem, z reguły wszystko odbywa się wolniutko i cichutko, za zamkniętymi drzwiami samotności.

No i oczywiście dziękuję za słowa uznania. Oraz za klik.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

nie znam angielskiego, więc nie jestem w stanie docenić kunsztu sceny.

Tutaj raczej chodzi o samo zachowanie Tajemniczego. Wchodzi bowiem w “dolinę niesamowitości” – podczas rozmowy nie mruga, dziwny śmiech, jest w dwóch miejscach na raz, naruszając mir domowy bohatera (przez telefon rozmawia z Tajemniczym, będącym jednocześnie w jego domu). U Ciebie mamy muzykę, ślepotę, tajemnicze pytanie – no niby jest wszystko. Ale zabrakło takiej kropki nad “i” :) Ale jak wspominałem, to raczej łyżka dziegciu w słoiku miodu, do tego mocno subiektywna :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Rozumiem.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Cóż mogę napisać? Chyba tylko serdecznie podziękować za piękne wzruszenia.

Dziękuję Ci, Bemiku.

 

Mati ski­nę­ła głową, od­sta­wi­ła nie­do­pi­ty kie­li­szek z winem. – A może: Mati ski­nę­ła głową, od­sta­wi­ła kie­li­szek z niedopitym winem.

 

Czuła pod pal­ca­mi pa­pie­ro­wy dotyk skóry mamy. – Wydaje mi się, że skoro dotykała Matylda, czuć mogła mama. Matylda mogła czuć pod palcami papierową skórę mamy, nie dotyk.

 

Ze­bra­ła wszyst­kie wy­ha­fto­wa­ne kwia­ty. Przez te wszyst­kie lata sporo ich po­wsta­ło. – Czy to celowe powtórzenie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Reg. Już poprawiam babole.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Miło mi, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zawsze mnie zadziwia, że potrafisz wychwycić tyle błędów w niejednokrotnie przecież sprawdzanym tekście. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Też jestem mocno zdumiona, dlaczego tak się dzieje. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie czytałam, tylko płynęłam… :) I zrobiło mi się bardzo smutno, bo sama mam dzisiaj niski nastrój. Ślicznie napisane, dotykające czegoś głęboko w środku, czegoś przed czym czasami, chyba niepotrzebnie próbujemy uciekać…

Głupio napisać, że się cieszę, kiedy opowiadanie Cię zasmuciło, ale Twoja opinia sprawiła mi przyjemność.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik, kiedy mi smutno, nie lubię czytać komedii :) Czytając Twój tekst czułam, że ktoś mnie rozumie :) Pozdrawiam serdecznie.

Nie jestem pewien czy wybrane przysłowie to przysłowie. Mnie to wygląda bardziej na cytat. Samo opowiadanie jest niesamowite. Dobrze napisane i po prostu świetne :) Wątek ze ślepym, fascynującym nieznajomym, który zaprasza do (ostatniego) tańca jest mistrzowski. Takie opisanie Śmierci jest właśnie idealnie wpasowane  w mój gust. Nie wiem jak to zrobiłeś :) Ważny jest też fakt ślepoty. Po prostu świetne. Zachwycileś mnie,  bemiku :).

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Pietrku, Bemik jest KOBIETĄ. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pietrku, –łeś! Bemik to kobieta :) 

 

Ja tak sobie zaraz po przeczytaniu zrobiłam kliku klik, żeby zdążyć, bo na komentarz nie miałam w tamtym momencie czasu. 

Nie będę się rozpisywać, więc krótko – piękne, wzruszające. I nie zgadzam się co do braku, czy zbyt małej ilości fantastyki. Jest obecna cały czas, subtelna, ale jest. Tak pięknie delikatna. 

 

Edycja.

Pięć minut zajęło mi pisanie takiego małego komentarza?! Bo o tyle Reg mnie uprzedziła…

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Szowinistyczna korekta w iPhonie automatycznie zmienia na rodzaj męski, a ja nie zauważyłem.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Kopernik też była kobietą. Pietrku, nic się nie stało.

Pietrku, rzeczywiście, nie jest to stricte przysłowie, bardziej sentencja. Zobaczymy, jak się do tego odniesie komisja. Dziękuję za miłe słowa komentarza.

Śniąca, domyśliłam się, że taka jest przyczyna klika bez komentarza. Dziękuję.

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Wrr…  Mikołaj Kopernik był fajny.

Organizował, zabiegał, wiele pisał.

Ten Kopernik!

 

jacek.jarecki63@gmail.com

Jednak zdecydowałaś się na ten wariant zakończenia – jak widać po odbiorze tekstu słusznie:) Opowiadanie poznałem jako betaczytelnik i podtrzymuję zdanie, że część obyczajowa stanowi o sile powyższego tekstu.

Jacku???

Belhaj, dzięki.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bardzo lubię takie opowieści o Śmierci, które ją (jego? ;) ) bez przesadnych sentymentów oswajają, nie obracają w niepotrzebne tabu, ale też nie lekceważą wybujałym dramatyzmem. Tutaj emocje tak dobrze splotły się ze słowami, że pomimo pewnej prostoty formy,  tekst poruszył niemal od pierwszego akapitu. Napisane przejrzyście i z zachowaniem nad wyraz przekonującej… hm, aury? U mnie właśnie mży za oknem i takie tło znakomicie spisało się przy czytaniu :)

Niesamowity ładunek emocjonalny emanuje z tego tekstu. No, ale żeby umieć taki stworzyć, to trzeba wiedzieć o czym się pisze. Dziękuję za krótką ucieczkę od zimnej logiki w codzienności. Świetne!

Tramindeska – u mnie też albo pada, albo leje, albo mży. Cieszę się, że tekst Ci podpasował.

Blackburnie – to ja dziękuję za słowa uznania.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Przepiękny tekst, bardzo nastrojowy, emocjonalny i subtelny. Rzadko mam takie uczucie, że czuję dokładnie to samo, co bohater opowiadania, a tutaj odczuwałam każdą, nawet najdrobniejszą emocję. Użyję teraz strasznie wyświechtanego zwrotu, ale zupełnie jakbym tam była. Podoba mi się ten pomysł na personifikację śmierci, na ten ostatni taniec. Świetny był też wątek matki i opieki nad nią. Niesamowity tekst, bardzo podziwiam :)

Aylin, bardzo dziękuję.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Kolejny bardzo Bemikowy tekst. Zastanawiam się, jak Ty to robisz. Ale odgadnąć nie potrafię.

Jak dla mnie – za gęsto od tych emocji, ale nie jest źle, bo nie brakowało mi fantastyki. :-)

Babska logika rządzi!

“A może czekał, że do niego wróci.” – To zdanie nie wydaje mi się prawidłowo skonstruowane.

 

“– Już jestem[+,] mamo!”

 

“…a wełnianą czapkę położyła na kaloryfer.” – Położyła na czym? Na kaloryferze.

 

“…mocny niczym Piotrowa skała” – czy piotrowa nie powinno być małą literą?

 

Melduję, że przeczytałam ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No dobra, to będę chyba jedyną, co się wyłamie z zachwytów. Znaczy: bardzo mi się podobał pomysł na personifikację śmierci i zaproszenie do tańca. Za to nie podobała mi się główna bohaterka. Jak dla mnie, właśnie ze względu na sztuczność przedstawionych w tekście emocji. Matylda wyszła jakoś tak… mało ludzko. Niby poświęciła życie dla matki – ale nie widzę tego. Chodzi do pracy, chodzi do kawiarni na spotkania z przyjaciółką (kto w tym czasie zajmuje się matką? dobrze zrozumiałam, że ona pół dnia, przy swoim zdziecinnieniu, siedzi sama?), czyli ma czas dla siebie a z jakiegośtam powodu nie ma (obecnie, bo kiedyś miała) faceta i o to straszny ból. Przyjaciółka z niej słaba – w scenie z kawiarni wręcz jest podkreślone, że zupełne Ada jej nie obchodzi. Jeśli spotykam się z kimś, kogo nazywam przyjaciółką, to poświęcam czas i uwagę jej a nie rozglądaniu się za facetami przy sąsiednich stolikach. Sceny z matką przelukrowane. Opieka nad kimś upośledzonym/z Alzheimerem czy inną demencją wcale nie wygląda tak różowo, że staruszeczka się ciepło uśmiecha a córeczka jej mamusiuje – przez dwadzieścia lat. Jedyne, co w Matyldzie mi się podobało, to to, że przygarnęła psią przybłędę. Choć mam wrażenie, że i to przez egoizm, by wejść znów w schemat, który znała i nie być sama. No, mimo świetnego pomysłu, bohaterka mi nie zagrała po całości.

Bemik

 

Z zasady popieram każdy tekst, w którym występuje pies ( to komplement ). Na przykład taki Sienkiewicz zaludnił uniwersum Trylogii wojowniczymi facetami, a żaden z nich nie ma swojego pieska ( poza Radziwiłłami ) choć powszechnie wiadomo, że w tamtych czasach szlachcic bez psa, nie był prawdziwym szlachcicem. 

Bellatrix trochę przesadza, bo chyba nie mamy w opowiadaniu do czynienia z Alzheimerem, a ze zwykłą starością, którą charakteryzuje prosty fakt, że z każdym rokiem zawęża się krąg ludzi, z którymi warto przestawać i rozmawiać z sensem.

Jest taki fragment:

“Starsza kobieta oderwała się od tamborka, uniosła nieprzytomne spojrzenie i uśmiechnęła się niepewnym uśmiechem dziecka.

– Wróciłam. Zaraz podgrzeję nam obiad. Jesteś głodna?

– Głodna? Jestem głodna.

– To dobrze. Odłóż robótkę i idź umyj ręce.”

Piszesz o staruszce, a tu nagle odzywa się Matylda. Przez chwilę miałem problem z dopasowaniem dialogu do występujących w opowiadaniu osób.

W sumie ok, choć personifikacja śmierci jest zawsze trudna do przełknięcia. 

Pozdrawiam

 

 

jacek.jarecki63@gmail.com

Finklo, dzięki. Jak to robię? Taka chyba jestem.

Joseheim – zaraz poprawiam.

Bella – dzięki za krytykę.  Próbuję wyjaśnić – mama nie miała żadnej starczej choroby. Po wypadku wycofała się z normalnego życia, wyparła rzeczywistość, bo przytłoczył ją fakt, że “przez nią” zginął mąż. Może miała do tego jakąś ułomność fizyczną i dlatego pozostała w domu, niemniej nie wymagała stałej opieki, bo potrafiła sobie radzić sama.

Obrona Matyldy – Ada była dawną przyjaciółką, potem ich drogi się rozeszły i utraciły bliskość.  Spotkanie po latach pokazuje, jak bardzo różnią się teraz. A Matylda została sama, bo nie potrafiła pogodzić różnych życiowych funkcji, jakie człowiek ma w życiu. Dlatego czuje do samej siebie żal. A pies? Każdy z nas bierze go z różnych pobudek, ale w większości są one egoistyczne, posiadanie psa zaspokaja nasze emocjonalne potrzeby.  A Matylda nie potrafiła już żyć bez opiekowania się kimś.

I tak, dziękuję za analizę i przeczytanie tekstu.

Jacku – śmierć jest w każdej postaci trudna do przełknięcia, niemniej jest zawsze obecna w naszym życiu. Dziękuję.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik

 

I śmierć jest przereklamowana. Niebyt, to tylko niebyt. Nic nadzwyczajnego.

jacek.jarecki63@gmail.com

Nie boję się śmierci, boję się niebytu

Istnienia bez śmiechu, bez łez, bez zachwytów 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

bemik

 

Nie ma czego. Wpada się w siebie i szlus.

jacek.jarecki63@gmail.com

No i to właśnie jest najgorsze i… najlepsze zarazem.

Płaczą ci, co zostają.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Ładne. Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

smiley

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Ten cytat w przedmowie to na pewno przysłowie?

Pozdrówka.

Bemik, to jest prawdziwie prawdziwe i naprawdę bardzo dobre. Lekkości pisania, jaką masz, tylko pozazdrościć. Na pewno wrócę do twoich utworów.

Zmyliło mnie to zdanie: “Widziała uśmiech wywołujący kaskadę zmarszczek, wiecznie zaskoczone spojrzenie pytające, kim jesteś? I niedowierzanie. Tak, to ja, mamusiu, twoja córka.” – jak dla mnie wygląda, że matka ma problem z rozpoznaniem własnej córki, stąd posądzenie o Alzheimera/demencję.

Z kolei w rozmowie przyjaciółek na pytanie “co u ciebie?” pada: “Pracuję, opiekuję się mamą. To wszystko.” i komentarz, że ciągle to samo. Stąd sądziłam, że mają kontakt, skoro odpowiedziała tak lakonicznie, nie wspomniała o śmierci ojca ani o żadnych szczegółach.

Może nie podeszło mi ze względu na to, że mam alergię na użalające się nad sobą bohaterki, które w sytuację na którą narzekają wpakowały się same :)

 

Czytało się lekko, ale jakoś mnie nie porwało.

I jeśli niewidomy gość to śmierć to czy Adela też go spotyka na swojej drodze? Co do psa to pojawił się jakoś znikąd, można było wtrącić gdzieś parę zdań o tym, że jak Matylda wracała po pracy do domu to widziała bezpańskie psy itp.

Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że nie jestem wielkim fanem obyczajówek bez jakiegoś mocniejszego wątku fantastycznego.

Roger – sentencja. Zobaczymy, co na to powie komisja.

Darcon – dzięki, miło słyszeć takie słowa od mężczyzny.

Bella – rozumiem.

Natan – wyjaśniam: śmierć przychodzi nie tylko do starych ludzi. To, że Adela ją/go zobaczyła miała oznaczać przypadkowość. Czasem znienacka ocieramy się o nią, ale udaje się nam wyjść z tego bez szwanku. I nie usprawiedliwiaj się, że Ci się nie podobało – niemożliwym jest, żeby tekst wszystkim podpasował.

Dziękuję wszystkim za wizyty i pozostawiony komentarz.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Melduję, że przeczytałam :)

smiley

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Czytało się jak zawsze bajecznie, prostota uchwycona w kwieciste wzory. Ale nie przemówiło do mnie – nie znam w naturze ludzkiej takiej bierności ;< Nawet depresja i żałoba mają swój deadline lub odpływy. Niemniej lektura była bardzo przyjemna :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dziękuję, Naz. 

A ja znam :-)

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik, ty to jednak masz klasę!

Najbardziej podoba mi się subtelność postaci śmierci, to że nic nie zostaje nazwane po imieniu. Zestawiłem sobie Twój tekst z “Ulotnością chwili” Katii72 (Katiu – wybacz), gdzie największe zastrzeżenia miałem do ostatniej wypowiedzi fantastycznego bohatera, tłumaczącej jego istotę. Umiejętność powstrzymania się od dosłowności, wiara w inteligencję emocjonalną czytelnika jest ryzykowna, ale znamionuje dojrzałych autorów.

Technicznie na stałym, wysokim poziomie. Sygnalizuję tylko, że na chwilę się pogubiłem, gdy odstępy czasowe między rozdziałami zaczęły się gwałtownie wydłużać.

 

Cobold, nie mam, co wybaczać, bez krytyki niczego bym się nie nauczyła… :)

Cobold – zrobiłeś mi wieczór! Dzięki!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik, czytałem niewielką część Twoich tekstów, ale ten chyba spodobał mi się najbardziej. Piękny, poruszający, ludzki. Wciąż czuć Twoją rękę, ale jest mniej tej słynnej “Bemikowatości” w taki sposób, że wychodzi to na plus. Chyba mógłbym czytać obyczajowe, psychologiczne książki Twojego autorstwa. A jeśli jeszcze doprawisz je fantastyką… To będziemy konkurować w podobnych klimatach :D

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Super, cieszę się bardzo. Tylko musisz wpłynąć na wydawnictwa, żeby zechciały coś mojego wydać!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dobry tekst, ja uważam, że bardzo Twój.

Inna rzecz, że mnie takie emocje w literaturze nie biorą, po przeczytaniu tego opowiadania moje serce jest tak samo twarde jak wcześniej. ;)

Ale cóż – nawet ja znalazłam przyjemność w lekturze.

 

Aha – nie wiem, czy ktoś zwrócił na to uwagę – skąd bohaterka wiedziała, że śmierć ma żylaste ciało, skoro był w ubraniu?

Po ręcach rozpoznała :-) A tak serio, sądzę, że to można rozpoznać. Jest coś w sylwetce – wydaje się taka szczupła, twarda. Tak przynajmniej ja to odbieram, oglądając (ubranych) ironmenów albo maratończyków.

Dzięki, Ocho, cieszę się, że mimo bemikowatości tekstu znalazłaś przyjemność w lekturze.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Szalenie smutna historia, a przy tym bardzo satysfakcjonująca lektura. Element fantastyczny jak dla mnie wyraźnie widoczny. Zastanawiałam się jeszcze, czy to pierwsze zaproszenie do tańca – czy to przypadkowe otarcie o śmierć czy faktycznie jej coś wtedy zagrażało?

A jeśli chodzi o przysłowie – choć cytat nim nie jest, w tytule mamy inny. Robić coś tańczącym krokiem – to już się chyba łapie ;) Natomiast cytat mocny i dobrze naprowadza na treść. Lubię niedopowiedzenia.

www.facebook.com/mika.modrzynska

kam_mod  – Zastanawiałam się jeszcze, czy to pierwsze zaproszenie do tańca – czy to przypadkowe otarcie o śmierć czy faktycznie jej coś wtedy zagrażało? – to było dość przypadkowe i przy okazji bohaterka uświadomiła sobie, że czuje się zmęczona takin życiem, a w związku z tym ma wybór: może zatańczyć.

Dzięki!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dzięki za kropkę!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Coś mi się sypie w tym tekście, bardzo dziwnie wygląda. Czy inni też tak mają?

Babska logika rządzi!

Naprawione. Bemik zhakowała portal :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nie po raz pierwszy… Ma baba talent! ;-)

Babska logika rządzi!

Berylu, dzięki serdeczne.

Kurczę, niby komputerowy gamoń, a jak nie trzeba, to takich cudów dokonuję. Dawno temu, jeszcze jak pracowałam zawodowo,  informatyk pochwalił mnie, że pod tym względem należę do najzdolniejszych!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nadrabiam:

 

Melancholijny ten tekst, taki ciężki w wydźwięku. W Twoim stylu. Smutny. W sumie nie wiem, co więcej napisać. Poczułam tę samotność, zrobiło mi się jakoś tak poważnie, gdy skończyłam. A chyba to najważniejsze. Nie jest to lekka lektura do śniadania, przeciwnie, akurat przeczytałam na zakończenie dnia i jakoś mi tak nietego. Nie da się ukryć, że Bellatrix ma rację co do tego, że bohaterka jest trochę mało wiarygodna. Ale nie jest to rzecz, na którą zwraca się uwagę, czytając. Tak jakby… najpierw emocje, potem dopiero zastanowienie. Technicznie czytało się dobrze. No i dobrze ilustruje wybrany przez Ciebie cytat.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dziękuję, Joseheim. Miło takie słowa usłyszeć.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Czy powiedzenie, czy cytat, komisja Twój wybór uznała :)

 

Samo opowiadania bardzo w Twoim stylu, choć muszę się zgodzić, że Matylda wyszła jakoś… No nie płasko, nie sztucznie, ale jakoś nie do końca tak. Za to bardzo wiarygodnie przedstawiłaś jej silną potrzebę opiekowania się kimś, potrzebę, która tak naprawdę utrzymuje ją przy życiu i sprawia, że Taniec nie wydaje się aż tak pociągający. Często w życiu tak właśnie bywa. Chociaż muszę przyznać, że początkowa scena w kawiarni jakoś mnie zirytowała, a w zasadzie zachowanie bohaterki. Wiem, że scena była niezbędna, żeby przedstawić nieznajomego, ale jakoś przez nią właśnie Matylda nie przypadła mi do gustu, dopiero potem trochę złagodziłam osąd. Fajnie wykreowałaś postać Śmierci, mi również skojarzyła się z Joe Blackiem (oj ten Brad Pitt… heart). Bardzo mnie cieszy, że zakończenie było takie, a nie inne, bo dzięki temu tekst jest trochę lżejszy i nie zostawia poczucia beznadziejności. 

Oczywiście przez opowiadanie przepłynęłam, można rzecz “tanecznym wzrokiem” :) Świetnie napisane :)

Oooo! Iluzja dostała zeza. I to zmiennego. ;-)

Babska logika rządzi!

Hahahaha :D Musiałam się zastanowić, zanim zajarzyłam ;) Ach, te upały!

Dziękuję, Iluzjo.

Ja też ledwie żyję przez te upały.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Jak zwykle u Be.Mi.K. bardzo ładna, nastrojowa i pięknie napisana historia. Lektura Twoich opowiadań to zawsze (albo niemal zawsze) przyjemność na zupełnie niepowtarzalnym poziomie. Nawet gdybym chciał – a nie chcę, bo i po co? – wyjaśnić, na czym polega ta niepowtarzalność, to i tak bym raczej nie zdołał. Chyba, żeby rzucać frazesami – prawdziwymi, ale wciąż jednak frazesami – o poruszonym sercu, rozjątrzonej ranie gdzieś na gładkiej powierzchni duszy, czy po prostu smutku bijącym z tekstu z mocą źródeł Amazonki. Zresztą mało to ważne – liczy się efekt. A ten jest co najmniej satysfakcjonujący.

Historia sama w sobie mnie nie porwała zupełnie, ale wobec klimatu tego opowiadania naprawdę nie sposób przejść obojętnie. Tym bardziej szkoda, że treść nie stała się należytym dopełnieniem formy, tylko czymś w rodzaju stelaża, na którym mogłaś tę formę wystawić (słabe porównanie, wiem;).

Historia Matyldy z jednej strony skłania do refleksji nad własnym życiem i, jak już się rzekło, potrafi poruszyć czytelnika, jednak z drugiej jest tak do bólu wtórna i – niestety – życiowa, że aż rozczarowuje. Chciałoby się, by była to opowieść w jakiś sposób niezwykła i zaczarowana, zaskakująca, ciekawa, oderwana od rzeczywistości. Tymczasem mamy przestrzał przez życie kobiety, która nie potrafiła (albo nie znalazła czasu), by być szczęśliwa. Dopiero piesus nadaje jej życiu sens, co wydaje się jednocześnie prawdziwym clou całego opowiadania (puenta, że wszyscy umrzemy – „zatańczymy” – jest tak wyświechtana, że wolę ją ignorować). Przez to wszystko przewija się Śmierć, która/który tak naprawdę nie wydaje się mieć żadnego znaczenia ponad to jedno, że sprawdza się jako świecący neon z napisem Memento mori.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dziękuję, Cieniu, przede wszystkim za uzmysłowienie niemocy.

W moich opowiadaniach rzeczywiście tak jest, że emocje wychodzą na pierwszy plan, a fabuła – niestety – jest niezadowalająca. I na tym zdaje się polega mój problem, warsztat jest, emocje są, postacie są, fabuły brak. A co to oznacza? Że brak też wyobraźni albo że wyobraźnia pozostaje spętana. Czasem takie właśnie odnoszę wrażenie, że brakuje mi odwagi, żeby pójść na całość. Pocieszam się, że może kiedyś trafi mi się pomysł,  który sprawi, że pisanie będzie jak jazda bez trzymanki.

Dzięki!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nowa Fantastyka