- Opowiadanie: Blackburn - Europa Industries

Europa Industries

 

Zapraszam do lektury.

 

EDIT: Wprowadziłem “co nieco” poprawek technicznych. Dziękuję komentującym.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Europa Industries

Monstrualna łódź podwodna z napisem Europa Industries płynęła w głębinach oceanu Europy – księżyca Jowisza. Poszycie okrętu znaczyły miriady okrągłych, rozświetlonych okien. Statek sunął majestatycznie w zimnych i klarownych wodach, które rozjaśniały boje luminescencyjne, emanujące zielonkawym światłem. Niósł w swych trzewiach miasto wysokie na siedem tysięcy metrów i długie na trzydzieści kilometrów.

Morgan Qfrain stał przed łóżkiem i wlepiał wzrok w wypięte nagie pośladki Lili, z których patrzyły na niego holotatuaże – oczy o długich rzęsach. Mrugały co chwilę, powoli i zalotnie.

– No, twardzielu, widzę, że ci się podobało – powiedziała Lili.

Poświata bijąca od zajmującego całą ścianę okrągłego okna, barwiła pomieszczenie na seledynowo. Morgan patrzył na holograficzne ciepłe oczy i zielonkawe pucołowate policzki. Uniósł wzrok, gdy pokój zawirował i poczuł potworny ból całego ciała. Kompozytowe ściany zbliżały się, zmniejszając pomieszczenie do rozmiarów małego pudełka. Odwrócił się, chwiejnym krokiem podszedł do szafirowego okna i przyłożył do niego dłonie. Patrzył jak umysł rozdwajał mu palce. Tafla drżała. Zimno wypełniało ciało mężczyzny, gdy pająkowaty czarny implant z tyłu głowy wtłoczył dawkę leku prosto w ośrodkowy układ nerwowy. Chłód szyby dawał ukojenie, uspokajał zmysły, a jednocześnie orzeźwiał jak po wypiciu zimnej wody.

Morgan obserwował przez okno pofałdowaną wewnętrzną stronę lodowej skorupy Europy. Statek tym razem płynął wysoko, nie wiadomo dlaczego. Czy ktoś w tym mieście w ogóle zastanawiał się jeszcze, dokąd zmierza? Lekko trząchnął głową, starając się odgonić pytanie, które mąciło mu umysł. To jest jego dom, miasto, które go zrodziło i wychowało, karmiąc syntetycznym pożywieniem. Tu jest całe jego życie, w statku-mieście, których były dziesiątki w całym ocenie. Krążyły w sobie tylko znanym kierunku i celu, a tłumy ludzi wypełniały je życiem.

– Nie myślałeś, żeby się stąd wyrwać? – zapytała Lili i zaczęła szperać w torebce.

– Ciągle marzysz o Ziemi? – Morgan podszedł do barku i nalał do szklanki whisky.

– Kiedyś mi się uda. – Wyjęła papierosa z paczki, włożyła do ust i podpaliła staromodną benzynówką.

– Drogie cacko. – Upił odrobinę alkoholu.

– Chcesz? Mogę ci sprzedać. – Uniosła lekko głowę i wypuściła dym.

– Dużo ci brakuje pieniędzy na prom?

– Sporo. – Opuściła wzrok i zaczęła oglądać swoje paznokcie.

– Dlaczego chcesz stąd uciec?

– Beznadziejne pytanie. – Wstała, podeszła do Morgana, ujęła go za dłoń i przysunęła się na tyle blisko, że piersiami dotykała jego torsu. – Razem na pewno byśmy dali radę.

Znowu poczuł ciepło jej ciała i delikatny zapach szamponu do włosów. Powróciło to uczucie, jakby była częścią jego samego. Byli przyjaciółmi od dawna i czasami lubili pobaraszkować, ale o trwałym związku nigdy nie rozmawiali.

Na videofonie pojawił się komunikat. Lili czmychnęła do łazienki, a Morgan pomyślał o odebraniu połączenia. Na wyświetlaczu zobaczył pucołowatą twarz Mendozy.

– No nie. – Mendoza spojrzał w kierunku krocza Morgana. – Naprawdę, nie masz się czym chwalić. – Zaśmiał się.

– Jeśli zaraz nie powiesz, po cholerę dzwonisz, to będziesz miał z nim bliższe spotkanie. – Upił łyk alkoholu.

– Tym, to se możesz muchy straszyć. – Mendoza śmiał się przez chwilę. – No, okej, skończmy już z tymi uprzejmościami. Korpo ma dla ciebie zlecenie.

Morgan prawie z siebie wyskoczył, gdy usłyszał słowa przyjaciela i choć starał się nie okazać radości, Mendoza dostrzegł jego zadowolenie.

– Stary! – Mężczyzna na ekranie znowu spojrzał niżej. – Rozumiem, że się cieszysz, ale na taki widok nie jestem gotowy.

– Prawdziwa z ciebie menda. – Morgan przerwał połączenie i zaczął się energicznie ubierać.

Gdy Lili wyszła z łazienki, już go nie było.

***

Morgan wyszedł na chodnik i najpierw spojrzał wyżej, a potem zerknął w dół. Sieć monstrualnych przęseł konstrukcyjnych statku i pajęczyna ulic na różnych wysokościach zawsze robiła na nim wrażenie, mimo że znał to miasto od urodzenia. Tłumy ludzi sunęły chodnikami, a pojazdy pędziły licznymi arteriami. Podszedł do smartmobila, wsiadł i pomyślał o adresie siedziby Europa Industries. Zanim odjechał, dostrzegł grupę dzieci. Na uniformie chłopca o krótko ostrzyżonych blond włosach przeczytał napis „Dom wychowawczy nr 12”.

Smartmobil ruszył, a Dankan wspomniał swoje dzieciństwo. Dorastał w domu wychowawczym jak każdy człowiek w tym mieście. Korporacja przejęła kontrolę nad narodzinami i wychowaniem, dbając o odpowiedni przyrost naturalny przy uwzględnieniu wskaźnika śmierci naturalnych, tych w wypadkach, zabójstw czy samobójstw. Morgan dobrze wspominał szczenięce lata, bo niczego mu nie brakowało, dobrze go traktowano, a znajomości z tamtych czasów zostały do dziś, jak z Mendozą i Lili. Świadomość, że korporacja nie planuje migracji całej społeczności na Ziemię, bo chciała mieć konsumentów na wszystko co potrzebne tu do życia, a w tym wodę i powietrze, przyszła później, ale i tak niczego nie zmieniła.

Wychowanie Morgan potoczyło się jednak inaczej z powodu choroby osobowości mnogiej, którą zdiagnozowano na tyle wcześnie, że nawet Lili nie dostrzegła u niego zaburzeń. Korporacja włączyła go w eksperymentalny projekt, wywierciła kilka dziur w głowie i zainstalowała interfejs.

Morgan dotknął dłonią czarnego pająkowatego urządzenia z tyłu głowy.

Od tamtego momentu leczenie, bo tak wtedy myślał, opierało się głównie o pompowaną w niego chemię i virtual, w którym podłączono mu dwa roboty, będące dwoma dodatkowymi ciałami. Każde z nich – to naturalne i oba wirtualne, miały swój kawałek osobowości Morgana, co mu się podobało, bo mogły istnieć jednocześnie, jakby każda dostała część jego mózgu. Gdy był odłączany od systemu, musieli go faszerować prochami, żeby wyciszyć pozostałe dwie osobowości. Zainstalowany interfejs pompował medykamenty w odpowiednich dawkach bezpośrednio do mózgu, także po to, żeby tłumić potworny ból fantomowy całego ciała. Teraz wiedział, że to nie miało go uleczyć, ale korporacja najzwyczajniej wykorzystała chorobę. Uzależnili go od chemii i ciała mnogiego.

***

Morgan wszedł do niewielkiej sali, na końcu której w stacjach dokujących stały dwa androidy o męskim wyglądzie. Gdy podszedł bliżej, maszyny nagle wyprostowały swoje mechaniczne ciała, a on poczuł, jakby stalowa dłoń chwyciła go za tył głowy. Usłyszał echo przypominające sprzężenie zwrotne dźwięku. Multiplikowały mu się ręce i nogi, a oczy rejestrowały niewyraźne wibrujące obrazy. Chłód wypełniał ciało – moment, gdy pompa aplikowała substancję neutralizującą lek maskujący. Jego osobowość dzieliła się, dając wrażenie, że z ciała wydostają się dwa nowe.

Mężczyzna wyprostował się, czując, że podzielono mu mózg na trzy części. Widział siebie z perspektyw dwóch maszyn, jednocześnie lustrując oba roboty. Usłyszał dźwięk za plecami, a zarazem patrzył za nie oczami androidów. Do sali weszła doktor Irina, prowadząca go od pierwszych dni eksperymentu.

– Jak się czujesz? – zapytała.

– Niczym narkoman, który po długim głodzie wziął dawkę – odpowiedział metalicznie brzmiącym głosem prawego robota.

– Mamy informacje, że podczas ostatniego połączenia miast przedostał się do nas członek SEBRE. Ci popaprańcy próbują włamać się do głównego komputera miasta, żeby przejąć kontrolę nad sterującą nim SI.

– Przecież to niemożliwe – stwierdził już swoim głosem.  – Statki-miasta pływają od dziesięcioleci, łączą się w nieprzewidywalnych cyklach, i nikt, nawet korporacja, nie ma nad nimi kontroli.

– Ale ci idioci mogą narobić szkód na nieprzewidywalną skalę. Dasz radę go namierzyć?

– Szybkość, z jaką go schwytam, jest wprost proporcjonalna do nagrody.

– Nigdy mi nie powiedziałeś, jak to robisz. Od kilku tygodni ochrona próbuje dorwać sabotażystę, a ty twierdzisz, za każdym razem, że zrobisz to w kilka godzin. – Irina spojrzała na mężczyznę podejrzliwym wzrokiem.

– Przecież wiesz – powiedział głosem lewego androida – mój mózg ma dodatkową moc obliczeniową. – To była tylko częściowa prawda. Najgłębszego sekretu Morgan nigdy nikomu nie zdradził. – Nie zmieniaj tematu, Irino.

– Jaką masz propozycję? – zapytała, a on podał kwotę.

<><><>

Pamiętam, jak szedłem chodnikiem wśród mieszkańców pływającego miasta i byłem wdzięczny Irinie, że chorobę potrafiła ukierunkować tak, że osobowość nie podzieliła się na trzy odmienne, ale multiplikowała moją własną, przez co miałem jedną jaźń, która kontrolowała trzy ciała – jedno naturalne i dwa mechaniczne przy pomocy zainstalowanego w głowie interfejsu. Chociaż coraz częściej myślałem o tym, że chorobę osobowości mnogiej zamieniła na chorobę ciała mnogiego.

Pierwszym androidem szedłem kilkanaście metrów przed biologicznym ciałem, a drugim parę kroków z tyłu. Lustrowałem okolicę trzema parami oczu. Było już ciemno i miasto zabarwiło się kolorami reklam. Miriady światełek mknęły pajęczyną ulic. Zrobiło się duszno i po chwili spadł rzęsisty deszcz. Miasto uruchomiło systemy zraszające, żeby spłukać brud ulic i nawilżyć powietrze.

Nie wiedziałem, dlaczego dotarłem na rufową część miasta. Ogarnęło mnie silne przekonanie, że właśnie to miejsce jest istotne. Domyśliłem się jednak, że to SI, Ona mnie kierowała. Wtedy czułem jej opiekuńczą aurę intensywniej, ale też coś niepokojącego wybrzmiewało w moim układzie nerwowym, jakby obawa albo nawet strach matki o swoje dzieci. Sterowała statkiem odkąd powstało górnicze miasto Europa Industries. Nasi przodkowie dotarli tu na dobrze płatne kontrakty – ciężkie warunki, wysoka płaca. Rodziły się dzieci, populacja rosła, powstawały nowe Statki-miasta i w pewnym monecie korporacja najpierw się wystraszyła, że społeczność jest na tyle duża, że nie sposób przetransportować jej na Ziemię, a potem dostrzegła potencjał biznesowy w całej kolonii Europy – powstał nowy rynek konsumencki, gdzie trzeba płacić nawet za powietrze.

Odszedłem z korporacji, ale trzymają i serwisują moje androidy, przez co jestem od niej uzależniony. Nie tyle od korporacji, co od strachu przed bólem fantomowym całego ciała, od moich androidów, innej perspektywy, a najbardziej od miasta – od SI. Gdy jestem połączony z androidami, Ona znalazła sposób, żeby przez te maszyny wejść do mojego umysłu. Wtedy jestem jej częścią, czuję statek jak własne ciało, w którym płynie ludzka masa niczym życiodajna krew, a ja staję się białą krwinką tego organizmu, broniąc przed infekcjami.

<>

Minął już tydzień, od kiedy w rufowej części miasta namierzyłem gościa z SEBRE. Siedzi gdzieś w statku-pierdlu, ale to nie jest teraz ważne.

Podskakuję w niskiej grawitacji, idąc po lodowej skorupie Europy i patrzę na mały punkcik, jarzący się w czerni kosmosu. Przyspieszam kroku, bo ogromna tarcza Jowisza zbliża się, a przecież chcę jeszcze patrzeć, jakby mając nadzieję, że dostrzegę tam Lili. Dostałem zapłatę za zlecenie i na moim koncie pojawiła się okrągła suma, za którą kupiłem jeden bilet na prom. Gdy dałem go Lili, wyglądała jakby słońce zajrzało pod grubą lodową skorupę Europy. Prosiła, żebym z nią leciał, a ja wiedząc, że nie odpuści, powiedziałem, że jak tylko odłożę na bilet, to przylecę. Wtedy sądziłem, że ją okłamuję. Gdy odleciała, zabrała cząstkę mnie, a całe miasto straciło kolory. Gdy była w zamkniętej przestrzeni statku, wiedziałem, że zawsze będzie przy mnie.

W końcu Jowisz zasłania widok na Ziemię, a hełm wyświetla, że skończył się zapas powietrza. Robi mi się słabo i opadam na kolana, patrząc na kolorowego olbrzyma. Ktoś mnie chwyta i tylko przez moment dostrzegam androidy. Gdy powraca świadomość, siedzę z maszynami w małej łodzi, płynącej w kierunku miasta. Nie jestem połączony z androidami. To miasto, Ona mnie uratowała. A może ratowała po prostu siebie? W tym momencie jestem już pewien, że muszę coś zrobić, żeby być blisko Lili. Tylko nie wiem jeszcze, jak tego dokonać.

Koniec

Komentarze

Pierwszy akapit, i nawet drugi, powalają na kolana ;D Zrobiłeś je perfekcyjnie i obiecywały wiele. Dostałam trochę mniej, ale i tak sporo.

 

 

nie wiadomo dla czego ← chyba wiesz

 

Krążyły w sobie tylko znanym kierunku i celu, a tłumy ludzi niczym krew olbrzymów, napełniali je życiem.

 

Danakan znowu poczuł ciepło jej ciała i delikatny zapach szamponu do włosów. Powróciło to delikatne uczucie, jakby była częścią jego samego. Byli przyjaciółmi od dawna i czasami lubili pobaraszkować, ale o trwałym związku nigdy nie rozmawiali.

 

– Tym, to se możesz muchy straszyć. – Śmiał się przez chwilę.

 

pajęczyna ulic na różnych wysokościach zawsze robiła na nim wrażenie, mimo że znał to miasto od urodzenia. Tłumy ludzi szły chodnikami, a pojazdy pędziły plątaniną ulic.

 

Nie wiedziałem, dlaczego dotarłem tu, na rufową część miasta. To było jak silne przeczucie, że to miejsce jest istotne. Domyśliłem się jednak, że to SI, Ona mnie tu kieruje. Dziś czułem jej opiekuńczą aurę intensywniej, ale też coś niepokojącego jeszcze wybrzmiewało w moim układzie nerwowym, jakby obawa albo nawet strach matki o swoje dzieci. To Ona sterowała tym statkiem odkąd powstało górnicze miasto Europa Industries. Nasi przodkowie dotarli tu na dobrze płatne kontrakty – ciężkie warunki, wysoka płaca. 

 

 

Wizja mi się bardzo. Wykonanie odrobinę mniej – podobają mi się twoje opisy, próbujesz też zamaskować infodumpy, ale kuleją m dialogi. Pomysł z tym podziałem osobowości i wcieleniem w androidy – ekstra. Podobnie z Europą i pływającym miastem – naprawdę powalił mnie pierwszy akapit. Ale reszta nie zrobiła na mnie wrażenia. Dla mnie nierówne opko, ale usatysfakcjonowało mnie, mimo że zakończenie jest problematyczne – nie odniosłam wrażenia, że to zwarta całość. 

 

Holo na pośladkach zapamiętam na dłużej ;D

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dziękuję, Naz, za łapanki (poprawię) i opinię. Jak wiesz, nad wykonaniem pracuję, a że pomysły się spodobały, cieszy bardzo. Masz rację, że nie ma tu twardego otwarcia, ani zamknięcia historii, ale jakoś tak mi się podobało. Rozumiem, że może to nie przypaść do gustu. Dziękuję za klika. :-)

Holo naprawdę ładne – byłem tam, widziałem. ;)

Statek sunął majestatycznie w zimnych i klarownych wodach, które rozjaśniały boje luminescencyjne, emanujące zielonkawym światłem. Statek niósł w swych trzewiach miasto wysokie na siedem tysięcy metrów i długie na trzydzieści kilometrów.

Powtórzenie i… Półpowtórzenie? ;]

poczuł potworny ból fantomowy całego ciała.

Po pierwsze to według mnie nie, nie powinieneś używać tego sformułowania w tym kontekście, po drugie to nie wiem, czy nie lepiej byłoby w ogóle się go pozbyć, bo ten przymiotnik tam troszkę nie pasuje, za dużo. Imho :]

– wypalił i się zaśmiał.

Niezręcznie. “wypalił, śmiejąc się”? Jakkolwiek inaczej chyba będzie lepiej :P

Gdy Lili wyszła z łazienki, pokój był już pusty.

Hmmm, to mocno subiektywne, ale przez te poprzednie hologramy i kurczenie się pokoju do rozmiaru pudełka za pierwszym razem odebrałem powyższe dosłownie. Ja bym przeformułował, ale to bardziej z cyklu: “czyste czepialstwo”.

precyzyjnie dbając o odpowiedni przyrost naturalny

“Dbając o precyzję”? Obecnie trochę niezręcznie, jeżeli się dba to chyba domyślnie precyzyjnie, pieczołowicie itp. Tak myślę.

Każdy musiał płacić nawet za utrzymanie generatorów ciążenia ziemskiego.

Nie do końca rozumiem co one generują tak właściwie…

Dankan dotknął dłonią czarnyego pająkowatyego interfejsu z tyłu głowy.

Gdy odłączano go od systemu, musieli faszerować prochami, żeby tłumić pozostałe dwie osobowości. Zainstalowany interfejs pompował medykamenty w odpowiednich dawkach bezpośrednio do mózgu, gdy nie był podłączony, także po to, żeby tłumić potworny ból fantomowy całego ciała

Dankan już wie,

Średnio pasuje to przejście na czas teraźniejszy. “Teraz już wiedział”?

Jego osobowość dzieliła się, dając wrażenie, że z ciała wydostają się dwa nowe.

Dwie? Chyba, że chodzi o ciała, ale i tak coś bym z tym zdaniem zrobił. [czepialstwo]

multiplikowała moja własna

Zjedzony ogonek.

Wtedy staję się jej częścią, czuję ten statek jak własne ciało, w którym płynie ludzka masa niczym życiodajna krew, a ja staję się białą krwinką tego organizmu, broniąc przed infekcjami.

Hyhyhy :D

Siedzi teraz gdzieś w statku-pierdlu, ale to nie jest teraz ważne.

 

Całkiem spoko, trochę jak połączenie mojej Ośmiornicy z powyżej podlinkowanym, oczywiście nie oskarżam o plagiaty, tylko komplementuję pomysł, bo sam coś podobnego kiedyś wymyśliłem. :P Całość podana w takim Bioshockowym sosie. Nie wywarło na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia, ale połączenie różnych stylistyk wyszło bardzo ciekawie, obrazowo. Sam pomysł na podział osobowości i równoczesne ciała mógłbym skrytykować, bo na co dzień się o takich właśnie rzeczach uczę i właśnie dlatego nie będę tego robił ;]

Holograficzny tatuaż również zapamiętam na dłużej.

Końcówka tekstu pokazuje dosyć dobrze zarysowany dylemat i tak już roz[s]trojonej osoby, to wypadło dobrze, duży plus :]

No nieźle.

Po pierwsze to według mnie nie, nie powinieneś używać tego sformułowania w tym kontekście, po drugie to nie wiem, czy nie lepiej byłoby w ogóle się go pozbyć, bo ten przymiotnik tam troszkę nie pasuje, za dużo. Imho :] – celna uwaga, bo wcześniej miałem podobną wątpliwość.

 

Pozostałe uwagi też nie są bez sensu, więc biorę na klatę. Przyjrzę się i pokombinuję.

 

Sam pomysł na podział osobowości i równoczesne ciała mógłbym skrytykować, bo na co dzień się o takich właśnie rzeczach uczę i właśnie dlatego nie będę tego robił ;] – a to mnie bardzo zainteresowało, bo o równoczesnych ciałach trudno coś znaleźć. Zaczepię Cię o ten temat.

 

A o plagiacie nie ma mowy, bo wcześniej nie czytałem tego podlinkowanego. :P

 

Dzięki że zajrzałeś. :)

 

 

A o plagiacie nie ma mowy

Wiem, spokojnie, nawet mi to przez myśl nie przeszło, ale wolałem doprecyzować, że nie oskarżam :D

No nieźle.

a tłumy ludzi ni­czym krew ol­brzy­mów, wy­peł­nia­ły je ży­ciem

A po co skojarzenie z olbrzymami? Nie lepiej, że jak krwinki w żyłach i tętnicach (nie naczyniach krwionośnych, by nie powtarzać bliskoznacznego krwi)?

W ogóle często powtarzasz podobne zwroty.

 

Na vi­de­ofo­nie po­ja­wił się ko­mu­ni­kat o przy­cho­dzą­cym po­łą­cze­niu. Lili czmych­nę­ła do ła­zien­ki, a Dan­kan po­my­ślał o ode­bra­niu po­łą­cze­nia. Na wy­świe­tla­czu zo­ba­czył pu­co­ło­wa­tą twarz Men­do­zy.

Po co wspominać o pomyśleniu, skoro odebrał? Albo odebrał, albo pomyślał. Jeśli pomyślał, wtedy możesz dodać jak to  w tym wypadku nic nie dało, bo uczynił to odruchowo.

 

– Praw­dzi­wa z cie­bie menda. – Dan­kan prze­rwał po­łą­cze­nie i za­czął się ener­gicz­nie ubie­rać.

Gdy Lili wy­szła z ła­zien­ki, męż­czy­zny już nie było.

Lepiej: Gdy Lili wyszła z łazienki już go nie było. Jest dynamiczniej, a wiadomo, o kogo chodzi. Chyba, że Lili to jednak facet?

 

pa­ję­czy­na ulic na róż­nych wy­so­ko­ściach za­wsze ro­bi­ła na nim wra­że­nie, mimo że znał to mia­sto od uro­dze­nia

Ja wiem, że trzeba wprowadzić opis, ale nie przesadzajmy z tym zachwytem nad tym, co widzimy codziennie. Tym bardziej, że facet w tym miejscu się urodził. Chyba, że kocha to miasto, ale o tym należałoby nadmienić.

 

Dan­kan wszedł, Dan­kan po­czuł, Męż­czy­zna wy­pro­sto­wał

W tym fragmencie to wciąż ta sama osoba. Można zrezygnować z określeń: Dankan i mężczyzna.

 

Facet jest strasznie introwertyczny. Jak wychodzi, to zaraz wspomina, na okrągło coś czuje, stale o czymś myśli. Mało wydarzeń. Zachwiana równowaga w konstrukcji.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Dankan wszedł, Dankan poczuł, Mężczyzna wyprostował

W tym fragmencie to wciąż ta sama osoba. Można zrezygnować z określeń: Dankan i mężczyzna.

Z tym się zgodzę, jest trochę nadużyć.

 

Reszta uwag już mniej mnie przekonała, więc zostawię jak jest.

 

Facet jest strasznie introwertyczny. Jak wychodzi, to zaraz wspomina, na okrągło coś czuje, stale o czymś myśli – jak to? To że myśli, wspomina i coś czuje, oznacza że jest introwertyczny? Nie kumam. Poza tym jeśli nawet, to co złego jest w introwertycznym bohaterze? No, ale przyjmuję do wiadomości, że wolałbyś ekstrawertyka.

 

Ciao! :)

Coraz bardziej podoba mi się ten cyberpunk!

Początek rzeczywiście rewelacyjny, środek ciekawy, najsłabsza, wyraźnie pośpieszna końcówka – to chyba reguła w opowiadaniach konkursowych, dławionych limitem znaków i czasu.

Z technikaliów:

dla czego” – w tym miejscu jednak “dlaczego” i bez poprzedzającego przecinka

Każde z nich, to naturalne i oba wirtualne” – czytelniej by było, gdybyś zastąpił przecinek dwukropkiem lub myślnikiem (tak zresztą robisz kawałek dalej).

infodump o pochodzeniu i wychowaniu dzieci nieco drętwy

metafora z krwioobiegiem ładna, ale niepotrzebnie powtórzona dwukrotnie

I jeszcze jedno: czy wypięte damskie pośladki w pierwszej scenie to jakiś kanon w cyperpunku? Tak było u Syfa (tam zresztą są też holograficzne tatuaże na plecach) i tak jest teraz u Ciebie i u Kchrobaka. Nie żebym się skarżył, ale motyw powoli traci świeżość…

 

 

Hej, coboldzie, miło mi, że zajrzałeś. :)

Z tym “dlaczego” strasznie mnie zaślepiło. Dziwne. W kwestii pośladków i tatuaży, hmm… kanon to chyba nie jest.

 

wyraźnie pośpieszna końcówka – to chyba reguła w opowiadaniach konkursowych, dławionych limitem znaków i czasu. – Coś w tym jest, bo żeby skonstruować i dopracować opowiadanie potrzeba czasu – i nie są to tylko tygodnie dla laika. A gdy jeszcze ktoś mógłby dorzucić opinię przed upublicznieniem, to w ogóle miodek.

 

infodump o pochodzeniu i wychowaniu dzieci nieco drętwy – nieco, ale już go nie przerobię przed terminem. Może kiedyś… Choć później, to już nie ma sensu. ;)

 

Coraz bardziej podoba mi się ten cyberpunk! – jeśli ten tekst się przyczynił do podobania, to radość.

 

Dzięki za uwagi techniczne i opinię. :)

Nie.

Chodzi o równowagę między dzianiem się, a czuciem. Tu waga przechylona w stronę wewnętrzną.

Nie opisane zostaje nawet rozwiązanie sprawy.

O to mi szło.

 

 

Ciao.

 

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

A, okej, przydałaby się tu akcja schwytania gościa z SEBRE, ale kompletnie w tym klimacie opuściła mnie wena. :/

 :)

Bardzo spodobała mi się ta wizja – taki rasowy cyberpunk, z całym brudem, syfem, implantami i pokręconymi relacjami. Co prawda miałem wrażenie, że dużo więcej tutaj przemyśleń niż akcji, ale koniec końców jestem usatysfakcjonowany lekturą. Wykonanie też okej, bezproblemowo płynąłem przez tekst :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Ładnie wykreowany świat :) Duża plastyczność opisów i naprawdę niezły klimat, co szczególnie czuć w początkowych akapitach ;) Zaraz łatwością mogłam wyobrazić sobie te głębiny oceanu i migaczące światełka :) 

 

Tak samo przedni pomysł z tą osobowością mnogą:) Ale już w przypadku kreacji tego bohatera limit znaków,  widać, uwierał:( Chłopak  ma potencjał i aż się prosi o rozwinięcie:) Natomiast postać Lili urzekła mnie ta chęcią powrotu na Ziemię razem z przyjacielem. Taka szlachetna marzycielka, dla której osiągnięcie celu nie ma znaczenia, jeśli nie osiągnie go z ukochanymi osobami:)

 

Na plus też rozmowa z Mendozą;)

 

Ale druga rzecz, która moim zdaniem ucierpiała też trochę przez limit, to fabuła:( Za mało w tym wszystkim jest jakiejś konkretnej historii :( Punktu zaczepienia do którego mogłabym odnieść te wszystkie przedstawione przez Ciebie postaci :(

 

EDIT

Miasto uruchomiło systemy zraszające, żeby spłukać bród ulic i nawilżyć powietrze.

Nie wiem czy to o ten bród chodzilo, więc zostawię to tutaj w razie czego ;)

Podobało mi się. Mam trochę jak Naz: wizje przypadły do gustu, wykonanie mniej. Sporo infodumpów, ale trudno, u nowego Grzędowicza pierwsze parę stron to właśnie infodumpy, tylko że gorzej wprowadzone i nudniejsze niż u Ciebie :D

Motyw ruchomego miasta kojarzy mi się z “Depresją Stunożnego Miasta” Gravel, ale jedno opowiadanie przecież nie wyczerpuje formuły – więc na plus. Ogólnie sceneria, tło, sam pomysł z trzema ciałami – super. 

Narracja trochę kuleje. Najpierw trzecioosobowa, potem pierwszo-? Dlaczego tak? Akcja trochę tonęła w opisach świata przedstawionego. Tak więc klik przede wszystkim za pomysł. 

Teraz garść technikaliów:

Miasto uruchomiło systemy zraszające, żeby spłukać bród ulic i nawilżyć powietrze.

Poprawiaj ten “bród”, póki Finkla nie widzi. 

Na videofonie pojawił się komunikat o przychodzącym połączeniu. Lili czmychnęła do łazienki, a Dankan pomyślał o odebraniu połączenia. Na wyświetlaczu zobaczył pucołowatą twarz Mendozy.

połączenie x2

 

wywierciła kilka dziur w głowie i zainstalowała interfejs.

Dankan dotknął dłonią czarnego pająkowatego interfejsu z tyłu głowy.

interfejsu x2

 

pająkowaty czarny implant z tyłu głowy wtłoczył dawkę leku prosto w obwodowy układ nerwowy.

Na pewno w obwodowy? Raczej w ośrodkowy. I nie “w”, tylko “do”. 

I parę przykładowych brakujących przecinków:

Pamiętam(+,) jak szedłem chodnikiem wśród mieszkańców pływającego miasta

– No, twardzielu, widzę(+,) że ci się podobało – powiedziała Lili.

a on poczuł(+,) jakby stalowa dłoń chwyciła go za tył głowy.

 

I jeszcze bardzo subiektywna uwaga, a raczej pytanie.

– Jaką masz propozycję? – zapytała, a on podał kwotę.

Ja zapisałbym to tak:

– Jaką masz propozycję? – zapytała.

Podał kwotę.

Pewnie kwestia stylu, ale chętnie się dowiem, czy jesteś bardziej przywiązany do swojej wersji, czy moja wydaje się lepsza. Jeśli ktoś inny też ma zdanie, niech da znać. 

Obie wersje są oczywiście poprawne, więc podkreślam, że to kwestia gustu. 

Tyle ode mnie :)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Interesujący pomysł na świat przedstawiony, zwłaszcza miasto koroporację i wykorzystanie choroby psychicznej do okiełznania kontrolowania kilku ciał na raz. Warsztatowo jest OK, ostatnia scena wyszła bardzo emocjonalnie.

Zabrakło mi natomiast opisu schwytania gościa z Sabre.

Ogólnie na plus.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Pomysł na bohatera – rewelacyjny. Jak czytałam początek, to myślałam o nominacji. Ale końcówka rozwiała te marzenia – ani akcji ujęcia sabotażysty, ani praktycznego wykorzystania mnogich ciał (a tu można było poszaleć)… Zamiast tego łzawa scenka, że chciałby być z przyjaciółką, bo (ach, ach, jakie to wzruszające) chyba ją kocha? No nie…

przyłożył do niego dłonie. Patrzył jak jego umysł rozdwajał mu palce. Tafla drżała. Zimno wypełniało jego ciało

Kiedy ostatnio szczepiłeś się przeciwko zaimkozie? ;-)

Poprawiaj ten “bród”, póki Finkla nie widzi. 

No i czemuś nie posłuchał dobrych rad kolegów? ;-) Bród pochodzi od brodzenia, to takie płytkie miejsce w rzece. Względnie od brody – dopełniacz liczby mnogiej.

 

Podpisano: Finkla – potwór, którym polonistki straszą dzieci nieuważające na lekcjach.

Babska logika rządzi!

Wracam, a tu taka niespodzianka. Tyle odwiedzin, komentarzy i biblioteka. Kłaniam się nisko. :)

 

@NoWhereMan, jeśli się podobało, to miło, a jeżeli bardzo, to zaniemówiłem. Masz rację, że przemyśleń jest tu więcej niż akcji. Ciut zachwiana konstrukcja. Dziękuję za przeczytanie i opinię. :)

 

@lenah, chciałem umieścić historię w jakimś ciekawym miejscu. Cieszy, że się udało je pokazać. Lili to bardzo ciekawa kobieta, zgadzam się. A fabuła, to tak, mało – świadom. Korci mnie żeby napisać kolejne opko z konkretną fabułą w tym świecie i z tym bohaterem. A bród będzie mi się dziś śnił. Dziękuję za wizytę. :)

 

@funthesystem, miło że zajrzałeś. Porównanie moich infodumpów do tych u pana G. trochę mnie zawstydziło. ;) Z narracją to… nie wiem, jakoś mnie naszło, żeby tak napisać. Nie wiem dlaczego. Uśmiech, że się pomysły spodobały. Dziękuję za łapanki i uwagi.. :)

 

@ Wicked G, cieszy, że świat się spodobał i że pomysł. Bardzo chciałem opisać akcję schwytania gościa z SEBRE, ale brakło weny, a w przypadku trzech ciał powinna być wyjątkowa, więc… nie wyszło. Miło że zajrzałeś i opinię zostawiłeś.

 

@Finklo, ja sobie ten bród chyba wytatuuję. Wstyd. Po terminie już, więc nie mogę zmienić, chyba że juror na tę jedną literkę przymknie oko. Cieszę się, że pomysł przypadł do gustu. Przez to, że nie ma akcji ujęcia sabotażysty, scena końcowa jest za bardzo wyraźna i… to właśnie źle. To, że pomyślałaś o nominowaniu, jest już nagrodą. Dziękuję za łapanki i opinię.

 

I dziękuję wszystkim zaangażowanym w klikanie. Kłaniam się. :-)

 

EDIT: funthesystem, w sprawie pytania:

I jeszcze bardzo subiektywna uwaga, a raczej pytanie.

– Jaką masz propozycję? – zapytała, a on podał kwotę.

Ja zapisałbym to tak:

– Jaką masz propozycję? – zapytała.

Podał kwotę

Hmm… chyba zostałbym przy pierwszej opcji. I nie z przekory albo czegośtam, ale w drugim przykładzie jakieś wrażenie “cięcia” mi się wkrada. Jakby za krótko. Nie wiem jak to wyjaśnić. 

 

 

@Finklo, ja sobie ten bród chyba wytatuuję. Wstyd. Po terminie już, więc nie mogę zmienić, chyba że juror na tę jedną literkę przymknie oko.

Najlepiej na podbródku. ;-)

Gary na takie usterki niespecjalnie wrażliwy…

Babska logika rządzi!

Tak, wytatuować sobie na podbródku napis BUDNY PODBRÓDEK, to byłoby bolesne. ;)

Pikuś w porównaniu z poprawianiem literówki. ;-p

Babska logika rządzi!

“– Jeśli zaraz nie powiesz, po cholerę dzwonisz, to będziesz miał z nim bliższe spotkanie. – Upił łyk alkoholu.

– Tym, to se możesz muchy straszyć. – Śmiał się przez chwilę.“

Brak dookreślenia podmiotu. Kto inny upił, kto inny się śmiał.

 

“Gdy odłączano go od systemu, musieli faszerować prochami, żeby wyciszyć pozostałe dwie osobowości.“ – Bardzo niezgrabne zdanie. Odłączano-musieli, nie przystające do siebie formy, brakuje dookreślenia “go” po faszerowaniu… Może: Gdy był odłączany od systemu, musieli go faszerować… Powtórzenie zaraz potem, że w niego pompowali “gdy był odłączony” jest zbędne.

 

“Chłód wypełniał ciało – moment, gdy pompa aplikowała substancję neutralizującą lek maskujący. Jego osobowość dzieliła się, dając wrażenie, że z ciała wydostają się dwa nowe.

Mężczyzna wyprostował swoje biologiczne ciało.”

 

“Patrzył teraz na siebie z perspektyw dwóch maszyn, jednocześnie lustrując oba roboty. Usłyszał dźwięk za plecami, a zarazem patrzył za nie oczami maszyn.”

 

“Do sali weszła  doktor Irina, prowadząca go od pierwszych dni eksperymentu.“ – zbędna spacja przed “doktor”.

 

“– Nigdy mi nie powiedziałeś, jak to robisz. Od kilku tygodni ochrona próbuje go dorwać, a ty twierdzisz, za każdym razem, że w kilka godzin.“ – Brzydkie zdanie, zawierające duży, niezręczny skrót myślowy → np. że dorwiesz intruza w kilka godzin.

 

“Ona znalazła sposób, żeby przez te maszyny wejść do mojego umysłu. Wtedy staję się jej częścią, czuję ten statek jak własne ciało, w którym płynie ludzka masa niczym życiodajna krew, a ja staję się białą krwinką tego organizmu“

 

Zgodzę się z przedmówcami, że pomysł na trzyciałowego agenta jest świetny, że to dziwne, że brak obiecującej dynamikę sceny łapania sabotażysty, oraz że ostatnia łzawa scena (i to “ratowanie” przez SI jakby wciśnięte na siłę) jest mocno niesatysfakcjonująca jako zakończenie. Zacząłeś dobrze, kontynuowałeś dobrze, a końcówka jakaś taka nietego. Zaburzona konstrukcja fabuły. Konkurs czy nie konkurs, przemyśl to i spróbuj dopracować, bo warto ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Rewelacyjne opisy. Opowiadanie ogólnie bardzo mi się podobało.

Przyznam szczerze, że liczyłem na nieco więcej akcji w tekście. Zgadzam się też z przedmówcami, że zakończenie mogłoby być lepsze, bo wyszło trochę mdławe, ale cała reszta, ach! Pomysł na głównego bohatera i podzielenie jego jaźni na trzy ciała wydał mi się szalenie interesujący. Zarówno ze względu na to, że stanowi swoiste odwrócenie zaburzenia osobowości mnogiej, jak i na możliwości jakie daje. Setting opowiadania również przypadł mi do gustu. Przy całym swoim cyberpunkowym zacięciu pozostaje dla mnie wiarygodny, wszak Europa stanowi jedno z najbardziej prawdopodobnych miejsc na utworzenie ludzkich kolonii. Jedna tylko uwaga, idea miast-statków unoszących się w bezmiarze (tu: oceanu) i spotykających ze sobą w nieprzewidywalnych cyklach skojarzyła mi się z “​Verticalem" Rafała Kosika, to luźna inspiracja, czy czysty przypadek?

Podsumowując, bardzo mi się podobało :)

@joseheim, dziękuję za uwagi techniczne. Ogólnie to wyszlifuję tekst po zakończeniu konkursu. No tak, jeśli uwagi o konstrukcji się powtarzają, to coś w tym jest. Ostatnia scena podkreśla problem/sytuację, w jakiej jest bohater. Łzawa nie łzawa, ale wydaje się potrzebna. Ale naprawdę chciałem opisać ujęcie sabotażysty, problem w tym, że perspektywa trzech ciał w akcji jest wymagająca i zajęłoby to, przypuszczam, drugie tyle znaków. Zobaczymy, jeszcze nad tą akcją dumam… Dziękuję że zajrzałaś, i za komentarz. ;)

 

@katia72, cieszy, że się podobało i że opisy. Ciao! :)

 

@Nessekantos, no tak, mocniejsza akcja by się przydała. Cieszy że pomysł na trzy ciała przypadł do gustu.

Jedna tylko uwaga, idea miast-statków unoszących się w bezmiarze (tu: oceanu) i spotykających ze sobą w nieprzewidywalnych cyklach skojarzyła mi się z “Verticalem" Rafała Kosika, to luźna inspiracja, czy czysty przypadek?

Możliwe że to nieładnie, ale nie czytałem nic Kosika. Nie wiem o co chodzi u Niego z miastami. Patrzę teraz na okładkę i opis – może zajrzę do tej powieści.

Cieszę się, że się spodobało. Dziękuję za komentarz. Trochę czasu mi brakuje, ale wkrótce zajrzę do twojego tekstu i też zostawię opinię. Pozdro.

 

 

Ogólnie – techniczne sprawy podszlifuję po zamknięciu konkursu.

 

 

Korci mnie żeby napisać kolejne opko z konkretną fabułą w tym świecie i z tym bohaterem.

Pisz, pisz :))

Korci mnie żeby napisać kolejne opko z konkretną fabułą w tym świecie i z tym bohaterem.

Ja też chętnie przeczytam :)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Niestety pomysł wiele stracił wciśnięty w tak krótki tekst (przeklęte limity). Początkowo trochę zasypujesz czytelnika informacjami o świecie, ale scena z Lili jest świetna. Później jest trochę gorzej, łapanie gościa z SEBRE zbyt szybkie, bez emocji, podobnie jak zakończenie. Jakoś mi nie pasowało do wcześniejszego klimatu. Ogólnie jednak czytało się przyjemnie.

Powodzenia w konkursie :)

Pierwsza połowa tekstu – super. Pod koniec czuć, że chcesz zmieścić się w limicie – i to działa na niekorzyść: fabuła niebezpiecznie się upraszcza, zakończenie wychodzi trochę w stylu deux ex machina. Najlepsza w tym tekście jest wizyjność, dobry opis tzw. dekoracji. Na to i ja zwracam dużą uwagę, bo opowieść zyskuje na efektownie opisanych elementach świata. I to jest najmocniejsza strona tej historii. Być może, warto ją kontynuować – już bez patrzenia na limity znaków. Pozdrawiam.

...always look on the bright side of life ; )

@lenah, funthesystem, no to postaram się napisać i wrzucę na portal. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Dzięki. :)

 

@belhaju, dziękuję za przeczytanie i komentarz. Cieszę się że ogólnie jest git, a niedoróbkę biorę na klatę. :)

 

@jacek, pierwsza części bardzo się różni od końcówki. W tym konstrukcją i narracją. Daje mi to też sporo do przemyślenia, co się podoba. Dekoracje są ważne, masz rację, bo przecież czytając, chcemy znaleźć się w innym świecie, zobaczyć i poczuć go, a wyobraźni trzeba pomagać w wizualizacji. Już prawie leżę krzyżem, za ten brak akcji. Postaram się rozwinąć historię. Dziękuję komentarz i pozdrawiam zwrotnie.

Nic nowego nie powiem. Pomysł świetny. Jak często u Ciebie.

Coś tylko potem z konstrukcją nie tak, ledwie mnie wciągnęło w świat, a już wypluło i mam sobie iść. Ale tak to już jest z tymi tekstami na cyberpunka, więc staram się ich nie czytać ;)

Troszkę mnie tylko zdziwił rozmiar owych miast. Przecież Europa jest maleńka. I tyle tam tego? Setki? Po 7km wysokości każdy? Nie mówię, że się nie zmieszczą… Ale jednak trochę ciasno. Chyba ciaśniej niż nad zatłoczonym lotniskiem. Kolizja byłaby za to prawdziwie epicka ;)

Technicznie nieźle, choć bywało u Ciebie lepiej, niestety nie wypisywałem usterek, bo czytałem na telefonie.

Bohater ma potencjał. Mógłbyś go nawet zabrać z tego świata i wykorzystać powtórnie. Europa jest fajna, podwodne miasto jest fajne, tylko niewiele one wnoszą do treści i chyba za dużo tych (atrakcyjnych, nie przeczę) fajerwerków na tak niewielkiej przestrzeni. Mam oparte na obserwacji  tutejszych zwyczajów wrażenie, że szortom mnogość wątków szkodzi.

4.5 za gwałtowne zakończenie, ale pomysł na piątala.

Hej, varg, miło że zajrzałeś. 

No, niestety krótki to tekst, ale jeśli sceneria się podoba, a bohater ma potencjał (nawet w innej scenerii) to postaram się napisać coś dłuższego z akcją. Przynajmniej poćwiczę warsztat i ubieranie pomysłów w formę. 

 

Z tą wielkością statków i ilością, to naukowcy szacują, że głębokość oceanu Europy może sięgać 90 kilometrów, a ilość wody na tym księżycu może być 2 do 3 razy większa niż cała woda w stanie ciekłym na Ziemi. To bardzo duży ocean na małym globie. 

 

Dziękuję że zajrzałeś i za opinie. Uwagi też  przemyślę. :) 

Bardzo ładne opisy, ale świat jakoś nie do końca w moim stylu. Muszę się zgodzić, że strasznie wszystko szybko i jakoś mam problem, żeby się wczuć. Tym bardziej, że to Cyber Punk i nie wiadomo na czym zaoszczędzić, czy na opisach, czy na opowieści. Varg, ma rację zrób coś jeszcze w przyszłości z bohaterem. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Miło że opisy się podobały, mimo że świat nie w Twoim stylu. Tak, szybko wszystko, ale, tak się zastanawiam, że zrezygnować mógłbym tylko z kilku zdań (żeby inny wątek wydłużyć). Zarys świata jest istotny, jak i problem bohatera, a bez wiedzy o nim co nieco też wyszłoby nietego. Wrzucając do tego kociołka nawet krótką akcję, zrobiłoby się jeszce gęściej (tu odnoszę się do uwagi varga). 

Zabrać bohatera z Europy się da, choć podobają mi się miasta w oceanie, ale z Cyberpunk nie wyobrażam sobie go ewakuować. 

Dzięki że zajrzałaś. :)

Hm, mam wrażenie, że przeczytałam szkic bardzo ciekawego opowiadania. Cieszę się, że masz ochotę zrobić coś więcej z tym bohaterem i światem, bo sądzę, że jest tu masa potencjału. Szorciak, jako zamknięta całość, raczej broni się słabo i aż krzyczy, żebyś zrobił z tego porządne opowiadanie ;)

Zarzuty mam w zasadzie takie jak przedmówcy – infodump, brak akcji, duża obietnica na początku i pewien zawód narastający w miarę czytania. Według mnie główny problem leży w kompozycji – początek jest ładny, plastyczny i rozbudowany, potem infodump, potem nieco od czapy zakończenie (według mnie zresztą całkiem niezłe, nie mam nic do sentymentalnej scenki, wręcz powiedziałabym, że mi się podobała, nie zmienia to jednak faktu, że następuje totalna zmiana klimatu, co tylko podkreśla tą ziejącą dziurę w fabule z tropieniem intruza). 

Tekst można by jeszcze wygładzić, nadal można się potknąć na niezręcznościach. Czytałam na tablecie, więc niestety ich nie kopiowałam, ale po przejrzeniu komentarzy widzę, że chyba nie poprawiłeś wszystkiego, co zauważyli inni, na przykład wskazanej przez Finklę zaimkozy. Pamiętam, że tu i ówdzie umknął też podmiot.

Jakaś plaga w tej edycji konkursu, wszyscy chcą kreować światy, a historyjek opowiadać nie ma komu. Nieładnie.

Pomysł na podwodne miasta, pływające w głębinach Europy bardzo mi się podoba, nadaje cyberpunkowi klaustrofobicznego, słonawego posmaku, a przy tym pozwala na ciekawą zabawę z całym tym fantastycznym, zamkniętym ekosystemem. Protagonista też jest niczego sobie, co prawda ani osobowość mnoga, ani mnogość ciał (kojarzę z Zabójczej Sprawiedliwości) nie są super odkrywcze, ale w połączniu z połączeniem z SI, a więc de facto samym podwodnym miastem, daje ogromny fabularny potencjał. A ty mi dajesz rozmowy o fiucie protagonisty.

Europa Industries odbieram jako preludium, wstęp do opowieści właściwej, przedstawiający postaci dramatu i miejsce akcji. Niestety, opowieści właściwiej zabrakło, bo ten kryminalno-sensacyjny zlepek, którego rozwiązania nawet nie chciało CI się opisać, trudno uznać za opowieść. Szkoda, ale przynajmniej masz bazę do dalszych literackich ekscesów.

Podsumowując: ciekawe świato– i bohaterotwórstwo odstawiające o lata świetlne anemiczne próby zawiązania fabuły, zostawia czytelnika z poczuciem silnego niedosytu.

na emeryturze

Werweno, ech, jak ja nie lubię się tłumaczyć… ;)

Jestem świadomy, że chyba wyciągnąłem armatę na ten limit znaków. Pomysł mocno się rozrósł – może kiedyś uda mi się go ciekawie przedstawić. Wiedziałem, być może mylnie, że się nie zmieszczę, dlatego zdecydowałem, że zaprezentuję tylko jeden wątek – problem bohatera, w jak trudnej sytuacji się znalazł. O to tu chodzi – reszta to tło i gadżety. 

W kwestii warsztatu, to wielu poprawek nie wprowadziłem, bo zajrzałem na portal już po terminie. Ale gdy tylko konkurs będzie zamknięty, to poprawię te wymienione i jest jeszcze trochę innych, które dostrzegłem.

 

Dziękuję za przeczytanie i opinię.

Ciao!

 

 

EDIT: Dzienx, gary, za poświęcony czas, i za komentarz. Zabójczej Sprawiedliwości nie znam.

 

 

W osobliwym miejscu kazałeś żyć bohaterowi, w dodatku wyposażyłeś go w potrójną osobowość, co bardzo mi się spodobało. Żałuję, że okoliczności nie pozwoliły Ci w pełni rozwinąć pomysłu, że opowiadanie jest krótkie i jakby niepełne, ale i tak przeczytałam z ogromną przyjemnością, szczególnie że nie musiałam robić łapanki. I nie mam nawet zastrzeżeń do zakończenia, bo choć jest nieco ckliwe, to i tkliwości nie brakło. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, bardzo lubię osobliwości i cieszę się, że tym razem udało się Ciebie nimi zainteresować. Opowiadanie jest niepełne w kontekście fabularnym – sensacji, to fakt. Z warsztatem jest lepiej, bo komentujący pomogli, ale i gdy tekst poleżał, to sam zacząłem dostrzegać sporo niedoróbek. W kontekście warsztatu coś mi szepcze, że i tak “przymykasz oko”, na to, jak tekst wyglądał wcześniej ;). A jeśli tak nie jest, to uff… że przeczytałaś dopiero teraz. Wprowadziłem poprawki, bo dla mnie konkurs się skończył. :) Co do okoliczności (limit znaków), to nie ma tego złego… możliwe, że bez konkursu pomysł nigdy by się nie wykluł. Fajnie, że zakończenie znośne.

 Cieszę się, że zajrzałaś. :D

 

Ciao!

Zauważyłam, Blackburnie, że wcześniej komentujący proponowali sporo poprawek, ale ponieważ dotarłam do opowiadania dopiero wczoraj, kiedy wszystko było posprzątane, to i do wykonania nie mam zastrzeżeń, bo opowiadanie czytało się świetnie. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 

Dziękuję! :-)

 

 

Dzięki za fajny tekst, wciągnął mnie od samego początku (a początek właśnie jest po prostu wyborny).

 

Drobna uwaga – piszesz “okej” ale “videofon”. Ja bym w myśl ustawy o ochronie języka polskiego skłoniłbym się chyba ku wersji z “wideofonem”, skoro w Twoim świecie przyszłości mówi się “okej”, jeśli dla Ciebie to oczywiście “okay” ;)

 

Szybkość, z jaką go schwytam, jest wprost proporcjonalna do nagrody.

– to jest błyskotliwa wypowiedź, zwraca uwagę.

 

Wydaje mi się, że łączysz dobry styl pisania z ciekawą historią, która ma głębokie przesłanie i osadzasz to w bardzo bogatym, a jednocześnie wiarygodnym świecie. W dodatku wszystko jest tu zrozumiałe, a jednocześnie dalekie od banału. Złapać równowagę w tych wszystkich elementach opowiadania wcale nie jest łatwo, bo często następuje przerost formy nad treścią, albo treść nie mieści się w formie. Ale Tobie się udało złapać balans, gratuluję.

Mimo to, opowiadanie byłoby lepsze, gdybyś dopisał resztę ;) Doskwierał mi brak akcji z sabotażystą, bo zrobiłeś na nią smaka w rozmowie z Iriną, a potem czytelnik musiał obejść się smakiem…

Hej, Nimrod. :)

 

W sprawie uwagi – jest bardzo ciekawa i przynam, że się nad tym wcześniej nie zastanawiałem. Słowo okej jest rzeczywiście spolszczone, ale występuje w wypowiedzi. Videofon jest od narratora i tu jest takie puszczenie oczka do oryginału i… no, element retro. Ale na pewno się jeszcze nad tym zastanawiam.

Styl jest prosty, bo skupiam się na historii, bohaterach i świecie. Jakoś tak lepiej, tak wolę. Cieszy, że się podoba. 

A akcja ujęcia sabotażysty, no tak, powinna być, zgadzam się w pełni. 

Dziękuję za komentarz i za podobanie, mimo braku akcji. :-)

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Miło. :-)

Dziękuję.

Podobał mi się pomysł z mnogością osobowości oraz sposób, w jaki opisujesz cyberpunkowy świat. Chociaż, jak dla mnie, tych opisów trochę za dużo, ale jest okej. Nie podobało mi się za to imię “Dankan”. Dość często używane, ale moim zdaniem okropne. Może dlatego, że główny bohater tego dzieła tak się nazywa :D

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Jej, nie przypuszczałem, że imię może się nie spodobać. Ale tak bywa, rozumiem. Staram się napisać kolejne, mam nadzieję że lepsze i z fabułą, opowiadanie z tego świata i… hmm… z tym bohaterem o okropnym imieniu. ;) Tylko czasu brakuje…

Dziękuję za wizytę i komentarz, soku.

Nowa Fantastyka