- Opowiadanie: Fosken - Zdarzył się cud

Zdarzył się cud

Króciak napisy pod wpływem chwili. Może komuś przypadnie do gustu :)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Zdarzył się cud

Miałem sen.

Widziałem w nim Boga. Miał na sobie lnianą koszulę i słomiany kapelusz, spod którego patrzył na świat. W ręce trzymał wiklinowy koszyk, do którego wrzucał jabłka, pomarańcze oraz bataty.

 Deszcz zacinał, ale jemu to nie przeszkadzało. Omijał kałuże i chodził po błocie z niezwykłą precyzją, gracją, taką, o której człowiek nie ma pojęcia. Z każdym jego krokiem wysoko na niebie rozmywały się chmury, słońce przebijało się przez nie i ogrzewało przechodniów. Nie zostawiał po sobie żadnych śladów na błocie, dyskretnie szybował nad ziemią.

Przeszedł tuż obok. To wtedy dostrzegłem te wszystkie emocje, które miał wymalowane na twarzy; mówiły o smutku i żalu. A kiedy przystanął i obrócił się w moim kierunku – przeszył mnie dreszcz. Tak silny, że aż do dzisiaj go czuję. Po chwili ponownie spojrzał przed siebie i ruszył dalej przez targ.

Kroczyłem za nim, ocierając się o ludzi, których było tam pełno, tak samo jak i warzyw, owoców, ziół i słodyczy. W powietrzu unosiły się myśli przechodniów. Próbowałem z nich czytać, ale zlewały się w jedno.

Widziałem chłopca, który zmienił się w jaskółkę i przysiadł na drzewie. To drzewo było zawieszone w połowie drogi do nieba, i stamtąd zrzucało liście w kolorze żółtym, niebieskim i granatowym. Te liście delikatnie opadając na ziemię, muskając ją lekko, przeobrażały się w piękne motyle.

Patrzyłem jak kupuje daktyle, banany i chleb. Zrobił to u starszej kobiety, która żonglowała przy swoim stoisku bakłażanami. Niedaleko niej stał mężczyzna, który zamiast rąk miał korzenie. Sprzedawał on kwiaty, z którymi można było rozmawiać za pomocą dotyku.

W końcu opuścił bazar. I skierował się w stronę miasta, które wyłaniało się z mgły. Z każdym krokiem poznawałem kolejne detale: zwierzęta plątały się po ulicach, wygłodzone umierały po kątach, bezdomni zaczepiali przechodniów, którzy nie zwracając na nich uwagi – pędzili prosto przed siebie, i wsiadali do pojazdów rodem z przyszłości. Latali nimi w przestworzach.

Śledziłem go, idącego krętymi ścieżkami. Widziałem jak zatrzymał się przed rojem czarnych owadów i poczęstował je daktylami. Jak wszedł do martwego ogrodu, i zaczął w nim płakać, przywracając mu życie.

Przyglądałem się jak karmił przeźroczyste istoty, które pod wpływem jego owoców nabierały kolorów, stawały się ludźmi.

Zapatrzyłem się na gwiazdy, które  śpiewały o wolności człowieka, o materializmie, który podobno nas niszczy, i fundamentalnej ekspresji; rzekomej potrzebie każdego. A kiedy się ocknąłem, z tej opowieści, zacząłem ponownie szukać go wzrokiem. Okazało się, że jechał w oddali na jakimś rowerze, do którego przymocował swój koszyk. Wysypywało się z niego jedzenie, którego jeszcze nie rozdał. Ludzie pośpiesznie zbierali je z ziemi, patrząc na nie z zachwytem.

Poszedłem w tamtym kierunku. I podniosłem pękniętą pomarańczę. Zerknąłem na nią, a później spojrzałem, gdzieś poza horyzont. Mocno ścisnąłem ją w dłoni. Odczekałem, aż do końca wypłynie z niej sok, i zamknąłem oczy. Zacząłem płakać.

A kiedy ponownie je otworzyłem – leciałem wysoko na niebie, na którym materia uciekała od formy. Przebijałem się przez proporcje i kształty, zachłannie wdychałem gęste kolory, aż w końcu dotarłem do gwiazd. Wskakując na jedną z nich zobaczyłem, że na niebie wyświetlają są moje wspomnienia. Przedstawiały mnie i Monikę, moją żonę, która umiera na raka.

Rzuciłem z tej gwiazdy wyciśniętą pomarańczę prosto do oceanu.

W ten sposób chciałem pożegnać się z Bogiem.

Ale on pojawił się znikąd. I przebiegając po wodzie złapał pękniętą pomarańczę. Przeszył mnie dreszcz, a w następnej chwili zobaczyłem jak zamienił owoc w jakaś kobietę, którą ostrożnie trzymał na rękach. Ułamek sekundy później zniknął i pojawił się przy mnie. Wręczył mi ją, z uśmiechem na twarzy. Wykonał znak krzyża i zniknął ponownie. Zdążyłem tylko dostrzec, że to przecież była Monika.

I tyle. Obudziłem się. A Monika, była już mocno wtulona we mnie, i ze łzami w oczach wyszeptała coś mi do ucha. Powiedziała, że zdarzył się cud.

Miała sen. Widziała w nim Boga. Odzyskała czucie w rękach i nogach, a ból, który jak dotąd nie dawał jej ani chwili spokoju – nagle zniknął, ot tak. Został zdmuchnięty niczym kurz zbyt długo zalegający na półce.

Bóg, istnieje naprawdę. I ocalił Monikę.

Koniec

Komentarze

Klimaty bardzo oniryczne, mnie nawet się spodobało.

 

Błędne otagowanie, ja tu nie widzę science fiction.

 

Śledziłem go, idącego krętymi ścieżkami. Widziałem jak zatrzymał się przed rojem czarnych owadów i poczęstował je daktylami. Jak wszedł do martwego ogrodu, i

tu chyba zbędny enter/tab

zaczął w nim płakać, przywracając mu życie.

 

Sprzedawał on kwiaty, z którymi można było rozmawiać[-,] za pomocą dotyku.

 

wygłodzone zwierzęta plątały się po ulicach, umierały z głodu po kątach,

 

Powtórzenie.

 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Zdecydowanie nie s-f. 

Do momentu przebudzenia nawet mi się wizja spotkania podobała. Ale cudowne uzdrowienie już nie. Nie umiem powiedzieć dlaczego – po prostu nie.  Dla mnie to już o krok za daleko. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nawet… ale tak jak napisała śniąca, po przebudzeniu jest już zbyt, hm… sztampowo chyba.

 

 

Wydaje mi się, że tu i dalej:

podniosłem pękniętą pomarańcz.

powinno być “pomarańczę”, bo chodzi o owoc, nie kolor.

Czy to jest sygnaturka?

Zakończenie całkiem niezłe, chociaż ja nie lubię aż tak onirycznych klimatów.

Mam alergię na oniryzm, niestety. Nie można spojrzeć na coś przez chwilę – można za to przez chwilę na coś patrzyć/patrzeć.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Żwirek czy Muchomorek?

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Bardzo nie lubię gdy ktoś opowiada mi swoje sny, a jeszcze bardziej nie lubię, kiedy ktoś sny opisuje. Pewnie dlatego króciak napisany pod wpływem chwili, zupełnie nie przypadł mi do gustu.

 

Te li­ście de­li­kat­nie opa­da­jąc na zie­mie, mu­ska­jąc ją lekko… – Literówka.

 

że łzami w oczach wy­szep­ta­ła coś mi do ucha. – Literówka.

 

 …nagle znik­nął, Ot, tak. – Dlaczego wielka litera?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Błędy poprawione. Dziękuje za wasze opinie. Postaram się, żeby przy następnej okazji historia nie co bardziej przypadła wam do gustu :).

regulatorzy:  Wielka litera dlatego, że… no własnie nie wiem dlaczego ; ). Poprawione. 

 

;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja dla odmiany nie mam nic przeciwko onirycznym klimatom, ale tutaj zabrakło mi wiarygodnych postaci, których losem mogłabym się przejąć (mówię o końcówce). A początek, rozmawianie z kwiatami i daktyle dla roju owadów, widziałabym bardziej jako zbiór pomysłów do wykorzystania w bardziej rozwiniętych tekstach :-)

BardzoGruLola:

Przyjmuje do wiadomości! i następne opowiadanie, spróbuje napisać ciut lepiej :D

Pozdrawiam ;– )

Nawet malownicze, choć na kolana nie rzuciło. 

Dowiedzieliśmy się, że Bóg istnieje i posiada moc uzdrowicielską. Tylko do czego autorowi były potrzebne te wszystkie wcześniejsze obrazy?

zygfryd89

Przyjmuję do wiadomości! Dzięki za wpis.

Marcin Robert

Zamiarem autora było opisanie snu, który  jest akcją’ tego szorta.

Ale na końcu dowiadujemy się, że

 

Bóg, istnieje naprawdę. I ocalił Monikę.

 

A więc to nie był sen.

To był sen,  i Monika również śniła o Bogu, tyle że w jej przypadku Bóg ją ocalił/wyleczył w trakcie tego snu.

 Robi się trochę masło maślane.. główny bohater z założenia miał odrzucać istnienie Boga,  a przekonać się do niego dopiero po tym co zobaczył w końcówce swojego snu, i później na jawie, że Monika wyzdrowiała. Krótki tekst, zabrakło szczegółów, więc powiedzmy, że nie dziwie się, iż bywa nie zrozumiały.

Hmmm. Szorcik mnie nie uwiódł. Mam bardzo niską tolerancję na oniryzm. Schemat, że coś się komuś śni, budzi się, a potem przekonuje, że po śnie został mu jakiś materialny dowód, jest dość oklepany.

Ładne, plastyczne opisy. To faktycznie nie najgorsze pomysły do wykorzystania później.

Niekiedy miałam wrażenie, że brakuje Ci synonimów i ocierasz się o powtórzenia. Na przykład “który” na początku.

Babska logika rządzi!

Finkla:

Przeczytałem tekst raz jeszcze,  i faktycznie, trochę tych powtórzeń jest. Fajnie ze zwróciłaś na to uwagę, popracuję nad tym. Nad ilością synonimów także postaram się czuwać :)

Dzięki za wpis !:)

Nowa Fantastyka