- Opowiadanie: tojestniewazne - Interfejs

Interfejs

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

bemik, śniąca, Finkla

Oceny

Interfejs

– Pogięło cię, stary?! To… to jest jakieś gimbaziarskie emo-fantasy! Tak pretensjonalne, że aż szkoda mi gościa, który to narysował. Przecież chciałeś tworzyć przełomowe gry! Miałeś tam zanieść pomysł, który rozjebie im mózgi! Miałeś być w awangardzie postępu rozrywki interaktywnej! A po obejrzeniu tego będą tylko śmiać ci się w twarz. Albo, co gorsze, powiedzą coś w stylu “Dziękujemy, odezwiemy się” i przerechoczą nad twoją naiwnością całą przerwę na lunch. Wierz mi, znam tych ludzi.

Podczas mojej tyrady Janek robił się coraz bardziej czerwony. Coraz mocniej ściskał w dłoniach projekt postaci głównego bohatera Otherlands – gry, która w jego zamyśle miała rzucić świat na kolana. Gry, która, jak przekonywał, “wymiecie zgniły fetor nudy ze świata cRPG”. Przestraszyłem się, że zaraz wybuchnie albo się rozpłacze. Złagodziłem ton.

– Wybacz mi, ale to jest po prostu słabe. No słabe. I pomyśleć, że pożyczyłem ci dziesięć tysięcy, żebyś mógł polec z takim chłamem w ręku.

Widziałem, jak w myślach liczy do dziesięciu, jak walczy, by nie dać się wyprowadzić z równowagi, by nie wykrzyczeć mi w twarz jednego z tych swoich “Nikt we mnie nie wierzy! Nikt nigdy we mnie nie wierzył! Ty też nie?! Co z ciebie za przyjaciel?!”. Setki razy to słyszałem, dosłownie setki razy przez ostatnie dwadzieścia trzy lata. Przed każdym z jego głupich wyczynów, przed decyzją o realizacji każdego z jego “genialnych” pomysłów na biznes. Przed tym, jak połamał obie nogi próbując potrójnego backflipa na motocyklu, przed spektakularnym bankructwem Filmtertainment sp. z o.o., przed druzgocącym wpierdolem, jaki zarobił od ochroniarzy arabskiego szejka, któremu próbował poderwać żonę pod warszawskim Bristolem. Zbyt wiele razy dałem się na to złapać. Nie tym razem.

I owszem, nie tym razem. Zaskoczył mnie.

– Stary, wiem, co sobie myślisz – odpowiedział spokojnie. – Utopiłeś we mnie mnóstwo kasy. Nie wiem właściwie, dlaczego nadal to robisz. Ale teraz to naprawdę co innego. Teraz to chwyci.

– Też nie wiem, dlaczego to robię. Pewnie dlatego, że czasem jednak coś ci się udaje. I że hajsu i tak mam w nadmiarze.

– Dobrze, zgadzam się, że kreska, którą grafik narysował Al-Hassana jest trochę gimbaziarska. Muszę zlecić projekt komuś dojrzalszemu, żeby dżin-renegat był bardziej przekonujący i trafił do starszych graczy. Ale jestem przekonany, że wpadłem na pomysł wybitny. Epokowy. – Janek zamknął oczy i wypuścił powietrze. – Kaziu, tu w ogóle nie chodzi o fabułę, nie chodzi o wizuale, dźwięk, promocję, marketing, sraty taty. Ja wiem, że to jest ważne i nie zaniedbam tego, a twoje uwagi są bezcenne. Potrzebuję krytyki w tym stylu, choć czasem ciężko ją znoszę. Ale tym, czym moja gra naprawdę rozjebie mózgi, tym, co jest najważniejsze w całym przedsięwzięciu, jest interfejs. Bo widzisz, najlepsze zostawiłem na koniec.

– Interfejs? To tu jest twój przełom? Ale co tam w ogóle jeszcze można osiągnąć? Przecież…

– Zhackowałem wkładkę. – Janek nie dał mi skończyć.

– Jak to zhackowałeś wkładkę? Jak w ogóle można zhackować coś, co jest prostym przekaźnikiem danych między neuronami a komputerem? To tak, jakbyś powiedział, że zhackowałeś kabel USB!

– W takim razie powiem to inaczej – zhackowałem mózg!

– Mózg?! Czyj mózg?! Nadal nie rozumiem.

– Każdy mózg. Nie wiem, czy jest sens ci tłumaczyć. Chodzi o nowe zmysły, o niezależną kontrolę nad czymś więcej niż standardowy zestaw kończyn, o słyszenie skórą. O stary, sam nie wiem, jak o tym opowiedzieć. To trzeba przeżyć na własnej skórze. Zobaczysz w swoim czasie. Ale będziesz musiał pofatygować się osobiście, bo przez sieć cię jeszcze nie wepnę.

– Ech, ty i te twoje pomysły! Dobra, przylecę.

Rozłączyłem się, wróciłem do osobistego AR. Za oknem przepływały gondole Klubu Miliarderów Zhangjiajie Towers. Marzenie w realu wciąż nieosiągalne nawet dla mnie. Przy obecnym rozkładzie sił ekonomicznych tylko szalony, nowatorski pomysł mógł przenieść mnie przez barierę miliarda dolarów. Chyba dlatego wciąż dotowałem Janka i jego samobójcze idee.

Nieoczekiwany stoicyzm przyjaciela niepokoił mnie i, co dziwne, denerwował. Chyba przyzwyczaiłem się, że to on wybucha, a ja udaję oburzonego. Trudno było jednak nie przyznać się przed samym sobą do pewnej ekscytacji wywołanej nowinami na temat możliwości, jakie obiecywał. Jeśli realna stała się niezależna kontrola nad dodatkowymi członkami, odbieranie danych z dodatkowych interfejsów informacyjnych bez mieszania ich z tym, co dostajemy od matki natury, zastosowania wykraczały daleko poza branżę rozrywkową. IN-DARPA, Lockheed Grumman, Boston Dynamics czy nawet Googbook zapłaciłyby miliardy za dostęp do tej technologii. Nadal nie byłem pewien, o co dokładnie chodzi, ale bakcyl ciekawości został zasiany. Musiałem to sprawdzić.

 

* * *

 

Ziemia w roku 2050 nieco różni się od tej, którą znacie. To śmieszne. Opowieści, pamiętniki zwykle spisuje się dla potomnych albo współżywych i wtedy pewne sprawy są oczywiste. Wystarczy spojrzeć do podręcznika historii (tak, nadal mamy podręczniki), załadować backgroundy z chmury przez wkładkę albo po prostu się wie. Ja głupi próbuję dotrzeć do was, którzy żyliście przede mną, więc mam trochę trudniej.

Jak jest? Po pierwsze muszę was rozczarować. Nierówności majątkowe tylko się pogłębiły. Najbogatszy procent ma już kilkukrotnie więcej niż cała reszta. Żadnej rewolucji, żadnego opamiętania nie było. Tylko większy ucisk. Co gorsze, postępująca integracja organizmów państwowych nie wpłynęła zasadniczo na antagonizmy plemienne. Nadal się mordujemy przez dzielące nas różnice: język, religię, kolor skóry, orientację seksualną, poniekąd nawet płeć, symbol orła z jedną głową czy z dwiema głowami. Do tego doszły jeszcze zależności czysto ekonomiczne. To jednak nie ma znaczenia dla takich, jak ja. Dzięki systemowi umów o wolnym handlu, transkorporacje rozrosły się jeszcze bardziej, do postaci organizmów prawdziwie globalnych. Jeszcze łatwiej narzucają swoją wolę państwom i organizacjom międzynarodowym. Trzymają w kieszeniach policję, inspektorów nadzoru, sędziów, ministrów, nawet całe rządy. Zatrudniają własne armie i floty, używane najczęściej do ochrony zasobów, szlaków handlowych i pacyfikowania strajków.

Nie jestem co prawda właścicielem żadnego z tych imperiów, odziedziczyłem tylko rodzinną firmę informatyczną, ale dzięki ciężkiej pracy, odwadze i dobrym pomysłom, z majątkiem wartym czterysta milionów dolarów, regularnie trafiam do TOP1000 najbogatszych obywateli Bloku Wschodniego, nowego państwa zjednoczonego wokół Kremla. Dzięki grubości portfela nie podlegam kontroli paszportowej, moje pieniądze są eksterytorialne. Latam po świecie, bywam, używam życia.

Jednak każda, nawet najmniejsza grupa, ma swoją hierarchię, swoje złote progi, swoje stopnie wtajemniczenia. Czujesz się źle, jeśli nie jesteś na szczycie. W 2050 mamy na świecie prawie pięć tysięcy dolarowych miliarderów. A ja nie jestem jednym z nich. Nie należę do Klubu. Dlaczego mnie to boli? W przypadku miliarderów nie tylko ich pieniądze są nietykalne, oni sami nie podlegają jurysdykcji żadnego z państw. Nikt nie może ich ruszyć. Mieszkają na wyspach, stacjach kosmicznych, w eksterytorialnych enklawach. Takich jak Zhangjiajie Towers, letniskowe osiedle gondol-bungalowów zawieszonych na skałach pośród nieziemskich scenerii dawnego parku narodowego w chińskiej prowincji Hunan. Patrzę na nie codziennie w moim osobistym AR. Nie oczami, a przez wkładkę – instalowany wszystkim po urodzeniu interfejs komputer-mózg. I marzę, że w końcu też mnie tam wpuszczą. Właśnie dlatego wciąż szukam tego pomysłu i sponsoruję szaleńców, którzy mogą za mnie na niego wpaść.

 

* * *

 

– Kaziu złoty, tyle miesięcy realnie nie ściskałem twojej prawicy – przywitał mnie Janek z uśmiechem, kiedy wszedłem do jego mieszkanka przy Placu Zbawiciela. – Ciągle tylko ten AR albo VR, albo inne wynalazki. Ciężko się spotkać i pooddychać tym samym powietrzem.

– Wiesz, jak jest, kiedy się prowadzi biznes. Kontrahenci nieufni, wolą cię mieć w realu, dla przyjaciół czasu nie starcza – odpowiadam trochę zawstydzony.

– Dobra, dobra, to ci go nie zabieram. Patrz. – Podał mi kartkę. – Nowy Al-Hassan.

Byłem pod wrażeniem. Miał tylko dwa dni, a zdążył znaleźć człowieka, który odwalił naprawdę doskonałą robotę. Mroczny dżin-renegat patrzy spode łba. Dolna część bladego ciała rozpływa się we mgle, grube łańcuchy okalają jego umięśnioną klatkę piersiową i potężne ramiona. Umieszczone na końcach łańcuchów cztery czaszki sprawiają wrażenie, jakby za chwilę miały poderwać się do lotu i rzucić na obserwatora.

– No kuuuuurwaaa. Piękny jest. Teraz to zupełnie inna bajka – pochwaliłem kumpla. – To się sprzeda dużo pewniej niż tamto gówno. Ale nie po to tutaj przyleciałem. Pokaż interfejs.

– Czekaj. Tu masz jeszcze wersję powyżej dziesiątego poziomu. Cztery ręce, dwa razy więcej DoomSkulli. Bo to są DoomSkulle, te czaszki. To ważne, będą pierwszym elementem gry korzystającym z nowego interfejsu. W ogóle nazwałem go MoReality. Będzie można patrzeć ich oczami i używać ich prawie tak, jak dodatkowych rąk czy nóg. – Janek wyrzucał z siebie pomysły jak karabin maszynowy.

– Okej, okej. Spokojnie. Przestań gadać. Po prostu mnie podłącz.

– Ale ostrzegam, to jest wczesna alfa. Więc się nie wściekaj, zwłaszcza w pobliżu luster. Wewnątrz gry został stary wizual. Wiesz, ten z którego miałeś bekę przedwczoraj. Najpierw wepnę cię w podstawowego Al-Hassana, będziesz musiał się trochę oswoić. Potem dostaniesz dodatkowe ręce. Mówię ci, mózg rozjebany.

 

* * *

 

Wtyczka kablowego interfejsu VR Janka połączyła się z moją wkładką z cichym kliknięciem i to był ostatni realny dźwięk, który usłyszałem. Potem straciłem nogi. I poczułem zimno. Łaaał! Łaaaał! myślał mózg chłopaka przypiętego do wygodnego fotela stojącego w warszawskiej kawalerce. Łał. Nie mam nóg, myślałem. Łał. Otworzyłem oczy. Skały, morze, rozgwieżdżone niebo, zorza polarna. Pięknie wyrenderowane, zachwycające jak na tak wczesny etap rozwoju świata gry. Chciałem zrobić krok, ale przecież nie miałem czym. Powoli zaczynałem jednak czuć. Tak, czuć! Zaczynałem czuć kołnierz mlecznobiałej mgły łączący mnie z podłożem. Zaczynałem czuć kontinuum. Myślą wydałem mu rozkaz ruszenia naprzód i kołnierz białej mgły wykonał ten rozkaz tak, jakby faktycznie był częścią mojego ciała.

(Nie było w tym nic z topornych interfejsów powstających do tej pory gier, w których owszem, mózg wydawał rozkazy standardowym kończynom bohatera, ale w sytuacjach nadprzyrodzonych, takich jak latanie i rzucanie czarów, przed oczami gracza pojawiały się pływające nibyprzyciski sterowania lotem w trzech wymiarach czy wyzwalania magicznej kuli ognia. Nie. TO był przełom.)

A potem poczułem wiatr, wieczorną bryzę wiejącą w stronę załamujących się fal. Poczułem ją na karku i plecach, na ramionach i we włosach. I poczułem (poczułem!), jak rozwiewa, rozrywa mój kołnierz z mgły. Poczułem, jak wirują na wietrze obłoczki eterycznego ciała i zacisnąłem ten mięsień (tę analogię mój mózg zrozumiał), nie pozwoliłem im odpłynąć zbyt daleko. Zebrałem się do kupy.

W uchu usłyszałem głos Janka.

– Ha! Widzę, że klepnęło cię od początku! Uważaj. Dorzucam DoomSkulle.

– Poczekaj! Z tym się jeszcze nie oswoiłem do końca – próbowałem oponować.

– Chciałeś zobaczyć, to masz. Nie ma opierdalania się!

Łaaał. Otworzyłem oczy. Ooooczyyyy. Pięć par oczu. Jedne na własnej – dżiniej głowie. I cztery pary w wysuszonych oczodołach leżących na plaży czaszek. Kręciłem głową, jedną parą oczu patrzyłem na czaszki, oczyma czaszek też patrzyłem na czaszki. Na piasek, na niebo, na śmieszną twarz gimbaziarskiego dżina. A widziałem to wszystko NARAZ. Nie obok, nie nałożone jedno na drugie. Ale łatwo odróżnialne, wyraźne, kompletne. Zakręciło mi się w głowie, bo oto pojawiło się jeszcze jedno czucie. To Janek na zewnątrz dostrajał kolejne wrażenia.

Zrozumiałem, dotarło do mnie, że DoomSkulle mogą niezależnie od siebie poruszać się w trzech wymiarach. Znów poczułem, że zyskuję kontrolę nad czymś, co wcześniej było absolutnie nie do pomyślenia. Nie musiałem nawet wytężać umysłu. Zupełnie naturalnie podniosłem wszystkie czaszki nad powierzchnię piasku. Obróciłem ich oczy w moją stronę. Spojrzałem nimi na własną twarz, a sobą w gwiazdy. Podniosłem ręce w geście triumfu. Ruszyłem do przodu. Sunąłem przed siebie, a uwiązane na łańcuchach dodatkowe pary oczu tańczyły mi nad głową. Czułem wiatr, zaciskałem mgłę, unosiłem głowy, patrzyłem. A potem wszystko nagle zgasło.

I znów usłyszałem kliknięcie.

 

* * *

 

Zrobiło się cieplej. Odzyskałem nogi. W ustach czułem krew.

– O, stary! – gorączkował się Janek, wycierając mi nos kawałkiem papierowego ręcznika. – Chyba przesadziłem.

– Jasiu! I! DON’T! FUCKING! CARE! To jest wielkie! Zarobimy miliardy! Trzeba tylko trochę popracować nad modułem treningowym, żeby nie wystawiać mózgów graczy na zbyt wiele nowych bodźców naraz. Ale z tym sobie poradzimy.

 

* * *

 

Tak. Raz mu się udało. I mi się udało. Sfinansowałem R&D, udziały w MoReality sp. z o.o. podzieliliśmy po połowie. Otherlands to był ledwie proof-of-concept. Rozkręcaliśmy się powoli – pierwsze technologię kupiło EA Sports, spółka zależna CD Projekt. Do FIFA 2052 planowali dodać możliwość gry kilkoma zawodnikami naraz. Później jednak zrobiło się o nas głośno. Bumar, Sukhoi, Airbus-Boeing, Tesla General Motors. Całe skrzydła myśliwców obsługiwane przez jeden umysł, piloci bezzałogowych czołgów wyczuwający miny węchem, fizycy widzący jedenaście wymiarów.

 

Wakacje w Zhangjiajie Towers znudziły mi się trzy lata później.

Koniec

Komentarze

Otaguj wulgaryzmy.

 

opuściłem głos. ← niezręczne

 

przyjaciel!? ← znaczki na odwrót

 

– Stary, wiem, co sobie myślisz – odpowiedział spokojnie.

 

współżywych ???

 

Ja, głupi, próbuję dotrzeć do Was

 

Jak na tak krótki czas tworzenia, to genialny tekst ;) Nie czepiam się powtórzeń, które bym wyrzuciła, bo o ile pamiętam, po prostu lubisz dobitnie podkreślać coś tym samym słowem.

Niby nic nowego, a jednak przyjemne. I całkowicie oryginalna interpretacja zadania konkursowego. Jestem na tak.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Jak się taguje wulgaryzmy?

Do wirtualnej rzeczywistości i transhumanizmu dorzuć wulgaryzmy.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

A, na komórce wyszukiwanie tagów najwyraźniej nie działa prawidłowo. Dzięki za wytknięcie błędów i tak wysoką ocenę ;) Ja się wezmę za czytanie konkurencji od jutra. Teraz muszę wystudzić czaszkę.

Niczego sobie opowiadanie, ciekawa wizja przyszłości. Zastanawia mnie, czy istnieją jakieś granice dla możliwości zwiększenia sposobów poznania ludzkiego mózgu. Sam pewnego razu na niezłym upizgu przysiągłbym, że widzę świat w pięciu wymiarach. Czucie rąk (zdawało mi się, że są jakby rozmyte w przestrzeni) też raz sobie wyłączyłem podczas medytacji, lecz zupełnie nieintencjonalnie. Ciekawi mnie widzenie za pomocą kilku par oczu, przypuszczam, że to nie jest jakaś bariera nie do przekroczenia, to może być podobne do autoskopii.

 

Przed tym, jak połamał obie nogi próbując potrójnego flipa na motocyklu

Wypadałoby doprecyzować, czy to backflip czy frontflip ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Świetnie napisane, doskonała wizja fabularna.

Słaby jest fragment tłumaczący: “Ziemia w roku 2050…” i dlatego nie ma 6.

Ignorancja to cnota.

Wicked G: Tak myślałem, że czegoś mi z tym flipem brakuje. Mało się znam, a na porządny research nie miałem czasu. Dzięki. Jest backflip.

Do obrania takiego kierunku w tym konkursie zachęciła mnie niedawna lektura historii Philipa Kennedy’ego i moje od dawna już istniejące zainteresowania interfejsami układ scalony-układ nerwowy. To jest super ciekawy temat. Jeśli chodzi o niezależną kontrolę nad trzecią ręką, to ktoś już coś takiego zrobił (tutaj), a Amerykanie tak przepięli szczurom połączenia nerwowe, że ich komórki czuciowe robiły za detektor podczerwieni. Badania naukowe oparte na różnych metodach połączeń toczą się na całym świecie. Choć ostatnio chyba mocniej preferowane są technologie mniej inwazyjne.

 

Katastrof VII: o, taka ocena od Ciebie? Nie spodziewałbym się ;) Wiem, że fragment o Ziemi 2050 słabo mi wyszedł, sam nie cierpię infodumpów, ale przy takim tempie pracy (ponad 300 słów na godzinę), nie miałem szans tego zrobić inaczej. Bo to trzeba przetykać, wprowadzać powoli, bit po bicie, wracać, przepisywać. Z drugiej strony chciałem mieć w miarę klarowny tekst (po raz pierwszy chyba) i wyjaśnić reguły musiałem. Zresztą na początku był dłuższy i nudniejszy. Jedyny kawałek tekstu, który skasowałem w czasie pracy, był właśnie tam.

Oceniam nie przez pryzmat autorów, lecz treści.

Jak dobre - to dobre,  a to opowiadanko jest dobre (celowe powtórzenia).

A i owszem, infodumpów także nie cierpię i rozumiem mrówczą pracę, związaną z ich unikaniem.

Ignorancja to cnota.

Mi raczej chodziło o to, że w ogóle dałeś się poznać jako krytyk mocno krytyczny. Nie chciałem sugerować, że mnie nie lubisz ;)

Nic do ciebie nie czuję. :)

Jak głaskać to głaskać, jak bić to bić - a imo to forum nie jest po to, by tylko głaskać.

 

 

Ignorancja to cnota.

Niezły tekst. Lubię takie okołogrowe klimaty, może dlatego że sam jestem graczem.

Opowiadanie skojarzyło mi się z drukowanym niedawno w NF Wczepionym Richa Larsona. Tam w podobny sposób przewiduje rozwój sportu i jego odbioru w niedalekiej przyszłości. Twój jest zdecydowanie lżejszy w odbiorze, co nie znaczy jednak że gorszy.

Możliwe, że się nieświadomie zainspirowałem, bo to chyba był najlepszy tekst numeru. Choć tam najważniejsza była dynamika interpersonalna, a wczepki nie dawały dostępu do innych zmysłów czy dodatkowych rąk. Tutaj chciałem się skupić przede wszystkim na nowych wrażeniach.

Ciekawy tekst, choć nie dla mnie. Nigdy nie grałam w żadną taką grę i nie potrafię zrozumieć fascynacji tymże. 

Najbardziej spodobała mi się puenta zawarta w ostatnim zdaniu.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik: dzięki za bibliotekę :) Ja też nie gram zbyt dużo. Od dawna chciałem napisać opowiadanie zahaczające o wątki transhumanistyczne, a w przypadku Obrazkowo 2016 tematyka gier komputerowych narzuciła mi się niemal sama za sprawą drugiej ilustracji.

Przeczytałem!

 

Dziękuję za udział w konkursie! 

 

Pozdrawiam! 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Ciekawy pomysł. Jest wizja przyszłości… głównie gier. Odniosłem wrażenie jakby historia z przyszłości była opowiedziana ludziom z przeszłości. Dobrze się czytało, choć czuję niedosyt, bo skromna ta fabuła. Powodzenia w konkursie. B

To taki twist, który mi się wymyślił podczas pisania – skoro sci-fi jest najczęściej opowiadaniem wymyślonej przyszłości ludziom w przeszłości, to dlaczego nie powiedzieć tego wprost.

Ależ ja nie potępiam tego twista. Ciekawie wyszło. Podobało się. :-)

Co z ciebie za przspokojnie – Co to miało być? Czy chodziło o: Co z ciebie za prz… spokojnie?

 

Jak na taki ekspres, to bardzo dobrze napisane :) Ciekawa wizja i fajnie wykorzystane obrazki. Mimo że trudno jest mi sobie tak na spokojnie wyobrazić spójne postrzeganie tyloma parami oczu, to w trakcie czytania, przez moment, prawie to poczułam. Brawo!

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

śniąca: coś mi się schrzaniło przy poprawianiu innego miejsca. Tam jest “Co z Ciebie za przyjaciel?!”. Już jest dobrze.

Przeczytałam bez przykrości, choć nie do końca jestem przekonana, że wszystko zrozumiałam, bo zupełnie nie znam się na grach.

 

Opo­wie­ści, pa­mięt­ni­ki zwy­kle spi­su­je się dla po­tom­nych albo współ­ży­wych… – Opo­wie­ści, pa­mięt­ni­ki zwy­kle spi­su­je się dla po­tom­nych albo współ­ży­jących

 

A wi­dzia­łem to wszyst­ko NA RAZ.A wi­dzia­łem to wszyst­ko NARAZ.

 

żeby nie wy­sta­wiać mó­zgów gra­czy na zbyt wiele no­wych bodź­ców na raz. – …żeby nie wy­sta­wiać mó­zgów gra­czy na zbyt wiele no­wych bodź­ców naraz.

 

pla­no­wa­li dodać moż­li­wość gry kil­ko­ma za­wod­ni­ka­mi na raz. – …pla­no­wa­li dodać moż­li­wość gry kil­ko­ma za­wod­ni­ka­mi naraz.

 

Zakładam, że w trzech ostatnich zdaniach miałeś na myśli jednoczesne widzenie wszystkiego, jednoczesne odczuwanie bodźców i jednoczesną grę kilku zawodników.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Naraz – niedopatrznie (konsekwentne, czyli się nie znam), poprawię, jak się dorwę do komputera.

 

Współżywi to mój autorski neologizm, nie zmienię.

Jasne, Ty tu rządzisz, to w końcu Twoje opowiadanie. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

reg: Narazy poprawione. Dzięki za zwrócenie uwagi :)

;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Szacun za czas pisania. Dla mnie to zupełnie nierealne.

Ale spróbuję ocenić, nie uwzględniając tej okoliczności. To chyba fair.

 

Lekkie czepialstwo/mądrzenie się na początek – 400 milionów $ może być niezbyt szokującą sumką za 35 lat, biorąc pod uwagę choćby historię inflacji w USA. Skoro nic się nie zmieniło, a tylko dysproporcje wzrosły… 100 milionów będzie się pewnie płacić za piłkarzy polskiej ligi ;) No, może ciut mniej.

Ogólnie rzecz biorąc, uważam opowiadanie za… sympatyczne. Podobał mi się Googbook, dobrze się czytało, ale chyba niestety nie w tym sprawnowarsztatowym sensie. Płynne za to moim zdaniem i bez potknięć. Fabuły prawie nie ma, jest za to interesująco opisany świat (sam w sobie jednak niezbyt ciekawy – ale przecież nie można wykluczyć, że taki właśnie będzie… zwyczajny). Motyw czaszek mnie nie “podjarał” (że się tak kolokwialnie wyrażę), za to odebrałem to trochę jako prequel prequela Matrixa (o tym, jak to dobrzy ludzie wymyślili technologię).

A jeśli Matrix jest możliwy, to wiadomo, co statystyka mówi o naszym świecie…

Podsumowując: poprawnie, bez ekscytacji.

varg: mozliwe, że Ci się wydaje. Mi też się wydawało do soboty. A potem zacząłem od machnięcia 600 słów w dwie godziny. W ogóle coraz bardziej myślę, że warto tak pisać – dużo i szybko, a potem cyzelować albo wręcz przypisywać od nowa, ale pisać, bo tylko pisząc możesz wreszcie zobaczyć, jak Twój pomysł wygląda na papierze.

Co do kasy: pisząc, zrobiłem sobie liniową projekcję trendu wzrostu liczby miliarderów. Wyszło mi koło 5000 za 35 lat. Dane historyczne oczywiście uwzględniają inflację, bo opierają się na nominalnej wartości majątków. Blok Wschodni to państwo z mniej niż 10% światowej populacji. Rosja po spadku cen ropy i zapaści demograficznej raczej dużo bogatsza nie jest. Teraz ma 88 dolarowych miliarderów. Z Polską, Ukrainą, krajami bałtyckimi i Kazachstanem to jest 104. Myślę, że 400 milionów wystarczy, żeby trafić do TOP1000.

Wyobraziłem sobie, że Twój Blok Wschodni obejmuje też Azję (przede wszystkim Chiny). Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że już to gdzieś widziałem. Przez ostatnie 35 lat wartość nabywcza dolara spadła jakieś 3 do 5-krotnie, nie chce mi się szukać dokładnych danych. Sądzę, że USA będą nadal drukować, ale nie ma co zgadywać. 400 milionów to zatem odpowiednik dzisiejszych 100 milionów. Nie tak dużo. Ale ok, jeśli masz wizję, że Blok Wschodni to dalej bida z nędzą (poza grupą multimiliarderów), to się nie czepiam.

Oczywiście posługiwanie się regresją liniową do prognozowania trendu może być błędem. Pewnie zresztą jest. Siła nabywcza dolara spadła mniej więcej 3-krotnie przez ostatnie 35 lat. Być może tych miliarderów będzie bliżej 10 tys. Ale to nie jest aż tak bardzo ważne. Chciałoby się wręcz powiedzieć to jest nieważne. Generalnie próbowałem przy ograniczonych zasobach czasowych poświęcić temu tematowi choć krótką chwilę, żeby liczby z tekstu nie były kompletnie od czapy.

Masz rację Tojestniewazne – to jest nieważne. Mogą nam się nie zgadzać wyliczenia, co nie zmienia faktu, że to tylko wróżenie z fusów i wszystko jest możliwe. Fajnie, że w ogóle do tego podszedłeś, choć ja bym się wstrzymywał w futurologii (a nawet tej lekkiej) z podawaniem liczb – i dlatego zwróciłem na to uwagę.

Potem ktoś to przeczyta w przyszłości i będzie chichotał, podobnie jak to jest z tymi imponującymi ilościami megaherzów czy gigabajtów u Lema (sam już nie pamiętam, kiedyś coś tam mi mignęło).

Dobre opowiadanie :)

Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.

Interesująca koncepcja. Dobry pomysł na wykorzystanie obrazków. Napisane poprawnie.

 

Wady: Historii brakuje jakiegoś wielkiego zamknięcia, wybuchu. To byłby dobry prolog, preludium do bardziej rozbudowanej opowieści. Warto o tym pomysleć, bo historia na to zasługuje.

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Sympatyczna historia, misię. Nie znam się na grach, ale to chyba ciekawy pomysł.

Babska logika rządzi!

Finkla, Mela: Dzięki :)

 

Nazgul: to było bardziej przedstawienie konceptu, ale wracając znowu do Wczepionego muszę przyznać, że czasami faktycznie mocne (choć niekoniecznie wybuchowe) zakończenia są ważniejsze niż futurologiczne pomysły.

Ciekawe, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Miś zadowolony, że przeczytał. I spodobało mu się zakończenie. Przybije piątkę. :)

Nowa Fantastyka