
Chciałbym na wstępie podziękować śniącej za mrówczą pracę przy betowaniu tego opowiadania.
Chciałbym na wstępie podziękować śniącej za mrówczą pracę przy betowaniu tego opowiadania.
Wakacje, a zwłaszcza wakacyjny wyjazd, to dość współczesna moda. Wilhelm doskonale pamiętał czasy, kiedy nikt nie myślał o wypoczynku w lipcu czy sierpniu. Wszak wtedy było najwięcej pracy: zboże w polu, owoce w sadach, warzywa w ogrodach. Stare dobre czasy, nikt się nie dziwił, iż mieszkaniec ówczesnych Mazur może się nazywać Wilhelm von Prekunis und Kurche. Nic nie trwa jednak wiecznie. Dziś w paszporcie jest wpisane banalne Wilhelm Perkunis. Na dodatek, obowiązkową pozycją lipca lub sierpnia jest wyjazd na wakacje. Choć to skrajnie idiotyczne, obowiązek wyjazdu wakacyjnego dotyczy również mieszkańców miejsc, do których latem przybywają tabuny turystów, lub jak to się dawniej mówiło, letników. Dlaczego trzeba wyjeżdżać z miejsca, będącego magnesem dla szukających wypoczynku? Praktyczny pruski umysł nie umiał się z tym pogodzić.
Tu drobna uwaga, Willi był Prusem, i to nie byle jakim, ale potomkiem pogańskich kapłanów boga wojny i bogini płodności. Pochodzenie zapewniło mu pewne, nazwijmy to bonusy. Jednym z najważniejszych była znajomość z członkami stowarzyszenia Ogarów Chramów. Była to zażyłość na tyle bliska, iż nazywali go kuzynem Willim i obdarzyli wieczną młodością.
Na wakacje trzeba jechać, jak to mówią Niemcy “ordnung muss sein”. Nie oznacza to jednak, że wyjazd ma być nudny. Co to, to nie. Aktywne spędzanie czasu na wyjazdach stało się z czasem jego znakiem firmowym. Awanturnik, najemnik, ochroniarz, skrytobójca, we współczesnym świecie było olbrzymie zapotrzebowanie na takich specjalistów, często w krajach orientalnych i tropikalnych. Tegoroczne wakacje Willi postanowił spędzić w aktualnie najbardziej top/trendy miejscu świata, czyli Wałbrzychu. Nazistowski skarb, może nawet kilkadziesiąt ton złota, nęcił mirażem bogactwa. Alternatywą było uganianie się po pustyni libijskiej za zaginionym wozem płatnika brygady Chamisa. Syn Kadafiego, od którego imienia nazwę wzięła brygada, dysponował w nim góra kilkudziesięcioma milionami dolarów.
Nieodłącznym elementem wyjazdu na wakacje jest pakowanie. Zasadniczo szkoły są dwie. Jedna zakłada branie z sobą: stosu ubrań, masy przedmiotów od dmuchanego materaca, po kijki narciarskie. Druga szkoła zakłada szlachetny minimalizm i ascezę. Doświadczenie życiowe Wilhelma sprawiały, iż był gorącym wyznawcą drugiej szkoły. Bardzo starannie skompletował wyposażenie na wyjazd. Z dna szafy wyjął starą legitymację partyjną i odznaczenia, zapakował do plecaka jeden z mundurów, używanych na imprezach rekonstrukcyjnych, lugera, dwa magazynki, piersiówkę z białowieskim bimbrem, sztylet szwajcarski, scyzoryk, ksero wehrmachtowskiej mapy szabatowej, mocną latarkę, parę paczek baterii, współczesny strój maskujący, karimatę, koc i nieprzemakalny płaszcz.
Na wakacje nie warto wyjeżdżać samemu, chyba że jest się w wieku pensjonariusza z Ciechocinka. Szczerze powiedziawszy, kuzyn Willi był ciut straszy. Liczył sobie nieco powyżej sześciuset lat. Biologicznie był mniej więcej dwudziestolatkiem. Paszport, którym się aktualnie posługiwał, dawał mu całkiem sympatyczne dwadzieścia pięć lat. W takim wieku na wakacje nie jedzie się samemu. Żeby wszelkim wymaganiom i kanonom wakacyjnego wypoczynku stało się zadość, należy wyjechać z dziewczyną. Najlepiej taką, z którą coś nas łączy. Wybór Willego padł na dobrą znajomą ze stowarzyszenia Ogarów Chramów. Dziewczyna nazywała się Helena Berżewicz i była ładną brunetką o latynoskim typie urody. Łączyło ich sporo: żądza przygody, zamiłowanie do poszukiwania skarbów oraz umiejętność radzenia sobie w nietypowych sytuacjach. Dzieliło jakieś dwieście, może dwieście pięćdziesiąt lat. Dziewczyna aktualnie była wolna, po tym jak jej ostatni partner, Oswald, rozstał się z nią i jednocześnie życiem na polach minowych pod Palmyrą. Trudno powiedzieć, czy bardziej żałowała jego, czy plecaka starożytnych artefaktów. W każdym razie, na wyjazd do Wałbrzycha dała się namówić od razu.
Wyjazd na wakacje wymaga wybrania środka transportu. Własny samochód wydaje się pomysłem dobrym. Niestety, rządy wielu państw są mało skłonne do dzielenia się skarbami z ich odkrywcami. W epoce wszechobecnych kamer monitoringu samochód jest czymś, co zbyt łatwo zostawia za sobą trop. Willi z Heleną wybrali więc transport publiczny, konkretnie kolej. Co ciekawe, byli jednymi z nielicznych podróżnych, którzy na dworcu Wałbrzych Główny nie wysiedli z kilofami, saperami, łopatami. Raczej nie było złudzeń skąd wziął się ten nagły napływ górniczej braci w tym miejscu.
Obowiązkową pozycją wakacyjnego wypoczynku jest zwiedzanie miejscowych atrakcji turystycznych, zaczynając od tych najmodniejszych. W tym roku hitem sezonu był złoty pociąg. Normalne atrakcje turystyczne są często szeroko reklamowane i dba się o łatwy dostęp do nich. W tym przypadku było jednak inaczej. Czynniki oficjalne, bez wątpienia z powodu chciwości, robiły co mogły, aby utrudnić życie potencjalnym odkrywcom. Willi jednak nie zamierzał forsować terenu patrolowanego przez służby tajne, jawne i dwupłciowe.
– Jesteś pewny, że to tu? – Helena nie była przekonana do szukania złotego pociągu w niewielkiej pieczarze jakieś sześć kilometrów od miejsca pilnowanego przez policję i wojsko.
– Mapa jest z absolutnie pewnego źródła. Z uwagi na moje pochodzenie, miejsce zamieszkania i znajomości w czasie drugiej wojny światowej miałem dość specyficzny szlak bojowy. Znalazła się na nim służba w ochronie Hitlera, romans z Ewą Braun, przeniesienie na własną prośbę do dwunastej dywizji pancernej SS, walki w Normandii. Potem, dzięki spotkaniu z Mareckim w kotle pod Falaise, zmiana strony. Moje dalsze losy były związane z pierwszą dywizją pancerną Maczka. Zajmowałem się między innymi przesłuchiwaniem jeńców po kapitulacji Rzeszy. Myślę, że jest tam coś, o czym wspominała Ewa i niektórzy jeńcy.
– Czyli?
– Ewa sypiała ze mną, nie tylko dlatego, że jestem zabójczo przystojny. Adi nie miał dla niej czasu, bo spędzał noce pracując nad największym skarbem III Rzeszy.
– Wszystko fajnie, ale w takim razie, gdzie jest przejście?
– Przed nami.
– Mistrz kartografii się znalazł. – Prychnęła niczym rozdrażniona kotka.
Wakacyjne wyjazdy są okazją do korzystania z pokładów kreatywności, które ponoć w nas drzemią. Nasi bohaterowie mogli się nią wykazać, wyjątkowo dokładnie oglądając skalne ściany. Szukali drogi do skarbu albo choć wskazówki, gdzie ona może się znajdować. Helena wypatrzyła dziwną szczelinę w kształcie rozwartokątnego trójkąta. Wspomniała o niej Willemu. Ostrze sztyletu szwajcarskiego idealne się w niej zmieściło. Z niewielkim zgrzytem zadziałał mechanizm i ściany rozsunęły się na ukrytych rolkach, otwierając przejście w głąb wąskiego, mrocznego korytarza. Perkunis zaczął gorączkowo się przebierać.
– Możesz mi powiedzieć, po co ubierasz się w te nazistowskie szmaty? – Głos Heleny zdradzał irytację.
– Zaraz szmaty, oryginalny Hugo Boss. – Willi był oburzony. – Pamiętam jak Adolf rozmawiał ze Speerem. Do serca obiektu nazwanego przez nich “Riese”, mieli mieć dostęp wyłącznie SS-mani, którzy wykazali się odwagą. Nie wiem, o co im chodziło, ale wolę być na wszelki wypadek w takim mundurze. – To mówiąc, Willi dokończył zmianę stroju, przepisowo przypinając krzyż żelazny.
– Faktycznie musieli ci go dać za odwagę. Sypiać z kochanką szalonego dyktatora. – W głosie Heleny słychać było sarkazm.
– To nie mój, tylko zdobyczny.
– Kończmy paplanie i ruszajmy.
Zgodnie z niepisanymi regułami wakacyjnych wyjazdów przychodzi w nich taki czas, kiedy wieje nudą. Po wyjęciu sztyletu skała łaskawie odczekała jakieś dziesięć sekund i zasunęła się z powrotem. Ruszyli tunelem, oglądając: wykute ściany, mokre ściany tam gdzie do tuneli dostawała się woda, ściany z przewodami, ściany bez przewodów, ściany z otworami wentylacyjnymi, którymi tu dostają się nietoperze. Wspominałem już o ścianach? Aż wreszcie, po trzech kwadransach wędrówki, ich tunel połączył się z innym, szerszym i zaopatrzonym w tory kolejowe. Ruszyli dalej wzdłuż torowiska. W oddali widać było słabe światło. Willi wyciągnął z kabury lugera, a Helena berettę z tłumikiem. Wyłączyli latarki i skradali się z zachowaniem absolutnej ciszy. Coraz wyraźniej dobiegał ich syk oraz turkot.
Na wakacyjnych wyjazdach jest tak, że po chwilach nudy są zazwyczaj emocje. Tak było i tym razem. Światło i stukot mogły sugerować, iż ktoś ich ubiegł. Tam, gdzie krata przegradzała torowisko coś leżało. Kształty były z grubsza humanoidalne. W słabym świetle z przodu tunelu, szczerzyły zęby dwa szkielety w zetlałych szczątkach mundurów. Jeden z nich za życia był najprawdopodobniej enkawudzistą, drugi esesmanem. To, co zostało z ręki Rosjanina wskazywało, iż w chwili śmierci trzymał nagan. Wśród kości Niemca leżały kajdanki. Szkielety nie tłumaczyły jednak ani syku, ani turkotu. Wilhelm z Heleną stanęli nad szczątkami, usiłując zrozumieć co tych ludzi zabiło. Wtem rozległo się „Halt” potem jakieś urwane zdanie coś jak „Wie heissen sie…”. Dźwięk wydobył się z głośnika zamocowanego w stalowej szafie stojącej przy kracie.
– Co jest? – spytała Helena.
– Żąda przedstawienia się i podania stopnia – odpowiedział Willi.
Wpisał żądane dane na nietypowej, bo pochodzącej z enigmy, klawiaturze wystającej z szafy. Z głośnika padło „Bestätigung”. Ustrojstwo zamruczało, szczęknęło drzwiczkami, z których wyjechała dość gruba tacka podzielona na dwie części. Połowę zajmowały elementy esesmańskich dystynkcji na miedzianych kołeczkach. Druga składała się z gęstych jak sito szeregów małych okrągłych otworków, wąskiej szczeliny i czerwonego guzika. Perkunis w “sitko” wpiął gotowe elementy tworząc odpowiednik dystynkcji z kołnierza. W szczelinę wsunął odpięty krzyż żelazny i nacisnął czerwony guzik. Tacka zniknęła wewnątrz urządzenia. Po chwili głośnik wycharczał „Bite Herr Sturmführer” a podajnik oddał Willemu odznaczanie. Szczęknął też zamek w kratach i dalsze przejście stanęło otworem
– Możemy iść. – Stwierdził autorytarnie Wilhelm
– Jesteś pewien? – Helena omiotła światłem latarki nisze skalne. Były w nich opancerzone wieżyczki z karabinami maszynowymi. – Wiesz, wolałabym nie podzielić losu tych kościotrupów.
– One nie wystrzelą. Autoryzacja została potwierdzona.
– Ktoś nas obserwuje?
– Nie. To dziwne, ale te zabezpieczenie zdają się działać same.
– Taka automatyka w połowie lat czterdziestych. Jakim cudem?
– Tego nie wiem.
Ruszyli dalej. Korytarz oświetlały dziwne szklane klosze, każdy z pojedynczym miedzianym prętem, wokół którego tańczyły błyskawice. To one były źródłem syku. Kilkanaście kroków dalej odkryli źródło turkotania. Koło z łopatkami zanurzonymi w strumieniu napędzało prądnice. Dalej stała lokomotywa i szereg wagonów, z których ostatnie tkwiły w zwałowisku. Większość wagonów należała do składu pancernego. Lufy armat, patrzące w strop działka przeciwlotnicze. W połowie pociągu kilka wagonów odbiegało od reszty wyglądem. Dwa z nich były solidnie opancerzone, połączone przejściem. Nie miały żadnych okien, za to posiadały tylko jedne drzwi zabezpieczone identycznie jak krata. Trzecim był wagon pocztowy o zaplombowanych drzwiach.
Ponieważ zwiedzanie zaczyna się od obiektów najciekawszych, na pierwszy ogień poszły wagony solidnie opancerzone. Wystarczyło przekręcić przełącznik, aby w wagonach rozbłysło światło. Jeden z nich w całości zajmowały ustawione jeden obok drugiego stojaki. Umieszczono na nich szeregi archaicznych lamp elektronowych, kondensatorów, oporników, cewek. Wszystko to połączone plątaniną przewodów. W drugim wagonie stojaki zajmowały tylko połowę miejsca, potem było kilkanaście szaf, w których nawinięto szpule taśmy. Dalej znajdował się salonik z fotelem i biurkiem. Mebel ten miał blat z wbudowanym telewizorem Telefunkena, klawiaturą z enigmy, kilkoma przełącznikami oraz czymś co wyglądało na joystick. Ten ostatni różnił się od swoich odpowiedników z lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku tym, że nie sterczał do góry, ale umieszczono go na solidnym pudle równolegle do blatu biurka. Obok na niewielkim stoliku stała karafka i szklanki.
Wilhelm zasiadł w fotelu i przekręcił jeden z przełączników. Zaszumiały szpule taśmy w szafach, rozjarzyły się lampy na stojakach, a po dłuższej chwili na ekranie telewizora wyświetliło się proste menu. Helena już wiedziała co to jest, ale nie chciała w to wierzyć.
– Powiedz mi, że to nieprawda.
– To prawda, w tych wagonach jest pierwszy komputer świata. Biorąc pod uwagę, co widzę na ekranie, oni wykorzystywali go do tworzenia symulacji taktycznych. Tu masz wszystko „Fall Weiss”, „Weserübung”, „Fall Gelb”, „Barbarossa”, „Merkury” a nawet „Wacht am Rhein”
– Może to tylko archiwum? Przecież tak zaawansowane komputery powstały dopiero w połowie lat osiemdziesiątych.
– To nie jest archiwum. To są gry wojenne, mogę przesuwać ikony jednostek i wybierać strony.
– Czyli największy skarb Rzeszy to komputer z grami wojennymi.
– Na to wygląda.
– Szkoda, liczyłam na złoto, kamienie szlachetne, i tym podobne sympatyczne drobiazgi.
– Czujesz wagę tego odkrycia? Przecież to mega sensacja. Odkryliśmy pierwszy komputer na świecie.
– Wybacz mój sceptycyzm, ale tego ustrojstwa nie wyniesiemy i nie sprzedamy. Z uwagi na to kim jesteśmy nie powinniśmy stawać się sławni, więc zostanie odkrywcami też odpada.
– No tak, gdybyśmy to zgłosili, ktoś mógłby się nami zainteresować zbyt dokładnie.
– Wieczna młodość ma swoje ograniczenia.
Do pamiątek z wakacji trzeba mieć szczęście. Inaczej wraca się z ciupagą kupioną nad Bałtykiem, albo szklaną rybą z Zakopanego. Willi uważał, iż w wagonie pocztowym szczęście im dopisało. Prawie cały był wypełniony kuframi. Wszystkie oklejono banderolami z napisem, „Reichmarschall Hermann Göring”. Na szczęście klej już dawno wysechł i odpadały wyjątkowo łatwo. Można więc było buszować w kufrach, ile dusza zapragnie. Plecaki szybko wypełniły miłe oku drobiazgi: biżuteria, mundury galowe ze złotymi naszywkami, pamiętniki, starodruki, jedna czy dwie ikony, marszałkowska laska z diamentami, kolekcja cennych znaczków i jeszcze cenniejszych monet, dość pretensjonalny przycisk do papieru w kształcie popiersia Hitlera odlany ze srebra. No cóż, zawsze można go przetopić odzyskując kilogram kruszcu.
Dzięki tym drobiazgom, Perkunis wakacyjny wyjazd zaliczył do udanych. Co prawda, sława odkrywcy pierwszego komputera przypadnie komu innemu, ale po spieniężeniu części pamiątek i drobiazgowym podzieleniu się zyskiem z Heleną, jego konto wzbogaciło się o kilkanaście milionów euro. Nie bez znaczenia był też zachwyt ludzi na spotkaniach grup rekonstrukcyjnych, kiedy paradował w oryginalnym mundurze Reichmaschall’a. Inna sprawa, iż aby pasował, sylwetkę trzeba było skorygować poduszką na brzuchu. Najważniejsze jednak jest to, że wypoczynek wakacyjny roku dwa tysiące piętnastego był zgodny z wszelkimi zasadami.
Bardzo sympatyczny tekst. Podały mi się sarkastyczne wstawki, jak to muszą wyglądać wakacje. Przyjemna lektura.
Ale moglibyście ze Śniącą jeszcze trochę przecinkologię postudiować. ;-)
Babska logika rządzi!
Śniąca zrobiła co mogła, a zdarzało się co nieco z jej wskazówek po prostu przegapić. Niekiedy też bywałem uparty co w komentarzach widać.
Biję się w piersi, że przecinki mogły mi poumykać, bo i ja mam z nimi problem.
MPJ – komentarze z bety widzimy tylko my – Autor i bety, więc inni nic z nich nie wyczytają :)
To tak dla formalności, powtórzę: mimo, że początkowo mnie zdziwiły niby-poradnikowe wstawki o tym co należy czy trzeba na wakacjach, to po chwili ich rytm przypadł mi do gustu. Zwłaszcza że typowe czynności zestawione są z nietypowym spędzaniem wakacji.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Tekst ciekawy, jednak trochę mnie zmęczył. Jak na mój gust za dużo fragmentów, w których wymieniasz różne rzeczy, jakbyś chciał zmieścić wszystkie informacje, opowiedzieć ciekawą historię, a przy tym nie przekroczyć limitu znaków. Niektóre konstrukcje i przecinki zdecydowanie wymagają jeszcze doszlifowania.
Przecinki:
Tu bym usunęła:
Wszak wtedy
,było najwięcej pracy:
Tu bym dodała:
do których latem przybywają tabuny turystów lub, jak to się dawniej mówiło, letników
Pochodzenie to zapewniło mu pewne, nazwijmy to, bonusy.
W epoce wszechobecnych kamer monitoringu samochód jest czymś, co zbyt łatwo zostawia za sobą trop
Czynniki oficjalne, bez wątpienia z powodu chciwości, robiły co mogły, aby utrudnić życie potencjalnym odkrywcom.
Zgodnie z niepisanymi regułami wakacyjnych wyjazdów przychodzi w nich taki czas, kiedy wieje nudą.
ściany rozsunęły się na ukrytych rolkach, otwierając przejście w głąb wąskiego, mrocznego korytarza
Ruszyli tunelem, oglądając:
Aż wreszcie, po trzech kwadransach wędrówki,
Tu bym w jednym miejscu dodała, w innym usunęła:
Dziewczyna aktualnie była wolna, po tym, jak jej ostatni partner, Oswald, rozstał się z nią i jednocześnie życiem
,na polach minowych pod Palmyrą.
nęcił mirażem bogactwa
Moim zdaniem nęcić można bardziej obietnicą niż mirażem – jak wiem, że coś to fatamorgana to do tego nie dążę, bo nie ma po co :). → nęcił obietnicą bogactwa.
Stare dobre czasy, nikt się nie dziwił, iż mieszkaniec
“Iż” moim zdaniem dość mocno tu zgrzyta, nie może być zwyczajne “że”?
W sumie zmieniłabym całe zdanie na prostsze:
→ Stare dobre czasy, nikt się nie dziwił, że mieszkaniec ówczesnych Mazur nazywa się Wilhelm von Prekunis und Kurche.
Podobało mi się. Ciekawie prowadzona narracja i zestawienie rządzących wakacyjnymi wyjazdami reguł z ich nietypową realizacja przez Willa. Uśmiechnęło kilka razy:D
Klep.
”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)
Sympatyczne. Niektóre obserwacje bardzo trafne :)
Klap!
Nie biegam, bo nie lubię
Trochę zmęczyła mnie część instruktażowa, za to spodobał się pomysł ze skarbem. Choć czytałam bez przykrości, opowiadanie raczej nie zapadnie w pamięć.
…obowiązkową pozycją lipca lub sierpnia jest wyjazd na wakacje. Choć to skrajnie idiotyczne, obowiązek wyjazdu wakacyjnego… – Czy to celowe powtórzenie?
Dlaczego na wypoczynek wyjeżdżać z miejsca, będącego magnesem dla szukających wypoczynku? – Powtórzenie.
W początkowej części tekstu, słowo wypoczynek, moim zdaniem, pojawia się zbyt często.
Pochodzenie to zapewniło mu pewne nazwijmy to bonusy. – Powtórzenie.
…nazywali go kuzynem Willim i obdarzyli darem wiecznej młodości . – Masło maślane. Zbędna spacja przed kropką.
Na wakacje trzeba jechać, jak to mówią Niemcy “ordnung muss sein”. Nie oznacza to jednak, że wyjazd ma być nudny. Co to, to nie. Aktywne spędzanie czasu na wyjazdach… – Powtórzenia.
Jeden z nich za życia był najprawdopodobniej enkawudzistą, drugi SS-manem. – Jeden z nich za życia był najprawdopodobniej enkawudzistą, drugi esesmanem.
Lufy armat, patrzące w sufit działka przeciwlotnicze. – Nie wydaje mi się, żeby w tunelu był sufit, raczej: Lufy armat, patrzące w strop działka przeciwlotnicze.
…z lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku tym, że nie nie sterczał do góry… – Dwa grzybki w barszczyku.
Powiedz mi, że to nie prawda. – Powiedz mi, że to nieprawda.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Kiepskowaty musiał być ten komputer – od “Barbarossy” fuszerował. :-)
Elegancka kpinka z sensacji wokół wiadomego pociągu.
Wstawek mogłoby być nieco mniej.
Adamie, bo to chyba układ chaotyczny, cholernie trudno prognozować. ;-)
Babska logika rządzi!
Tak odrobinę poważniej myślę, że sekret w danych wejściowych.
A diabeł w szczegółach…
Babska logika rządzi!
BarbaraJ “Jak na mój gust za dużo fragmentów, w których wymieniasz różne rzeczy, jakbyś chciał zmieścić wszystkie informacje, opowiedzieć ciekawą historię, a przy tym nie przekroczyć limitu znaków.“
Żeby tylko :D
Rzeczywiście sympatyczne. Lekkie i przyjemne. To i ja klapnę :)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Poprawki odnośnie przecinków naniesione. Mam nadzieję że niczego nie popsułem.
Co do “iż”. Dawno, dawno, temu kiedy pod strzechami ludziska mieli amigi, na peceta mówiło się blaszak, a samochody nie miały komputerów, polonistka sugerowała mi, manię używania go wszędzie tam, gdzie inni, użyliby “że”.
Co do kompa z opowiadania. To nie jego wina, że od “Barbarossy” były fuszerki. Z tego co czytałem np w “23 czerwca. Dzień “M”” Sołonina, Niemcy szacowali siły Rosjan na nieco mniej niż ½ tego co Stalin miał w rzeczywistości. ;)
Coś tam nadmieniłem o danych wejściowych… :-)
Niedoszacowanie ilościowe było dużym błędem Niemców. Drugim założenie, że po czystkach w kadrze oficerskiej armia rosyjska nie przedstawia wysokiej wartości bojowej i “nie pozbiera się” po pierwszych klęskach. Nie docenili…
To fakt ich wywiad był daleko w tyle za gadżetami :D
Tak na marginesie wymienione przeze mnie: telewizor, magnetofon szpulowy, a nawet joystick w 1944 Niemcy już mieli. ;)
Nie porwało.
Ale lekko się czyta, a gorzko sarkastyczne przemyślenia na temat wakacji, bardzo w punkt.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Przybyłem, przeczytałem, oceniłem, co przecinkiem swem poświadczam oto:
,
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Upsss czyli przecinak zabrakło albo był górką. Chyba będę musiał załatwić sobie korepetycje.
MPJ, przecinek oznacza, że juror Cień Burzy tu był i przeczytał. Zazwyczaj daje kropki, ale tym razem ja zagranęłam wszystkie – hahaha!
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Hmmm… A mi w tym tekście chyba jednak więcej rzeczy się nie podobało, niż podobało.
Po pierwsze, wykonanie. Interpunkcja kuleje na tyle, że nie sposób tutaj mówić o przyjemnej wycieczce do tego nieszczęsnego Wałbrzycha (a może szczęsnego – za pociąg, o ile takowy istnieje, skasuje pewnie kto inny, ale sława jest sława, a tantiemy od sławy – dobra rzecz. Ciekawe, czy można już kupić pociąg-pamiątkę w kiosku na dworcu Wałbrzych Główny?). Po drugie, akcja. A raczej jej, mówiąc oględnie, brak.
Tekst jest rozrywkowy, więc nie ma co się czepiać, że fabuła egzystuje przede wszystkim jako pretekst do wypisywania fajnych zdań, a dopiero potem jako istotny element opowieści, ale tutaj już chyba zaszło to troszeczkę za daleko. Przedstawiasz nam cynicznego, nieśmiertelnego zakapiora-awanturnika, który w niejednym piecu już chleb spalił i ma powiązania z jakimś tajnym, magicznym – rzekłbym nawet, że zbyt tajnym, bo nic tak naprawdę o nim nie wiemy – bractwem o pociesznej nazwie.
Zapowiada się więc obiecująco. Wysyłasz chłopa do miejsca, o którym wzmianka z automatu każdemu w jakiś sposób podnosi ciśnienie; jednym, bo marzy im się skarb Hitlera, innym, bo marzy im się, żeby wreszcie ten skarb znaleźli i temat się w końcu wyczerpał, a mnie, bo pewien z dupy konkurs (nie Last Minute) – jeszcze lepiej.
Na koniec deserek w postaci pięknej kobiety o równie awanturniczym usposobieniu. Cokolwiek leciwej co prawda, ale dam się o pewne rzeczy nie pyta. Bo kto pyta, ten pyta.
Ergo, mamy gotowy materiał na zajebistą wersję polskiego… no dobra, pruskiego… Indiany Jonesa i zapowiedź pasjonującej przygody w ciekawych, rozpalających wyobraźnię klimatach. A co dostajemy? Totalnie wyprany z jakichkolwiek przeżyć i emocji spacerek; coś jak wycieczka do lasu na grzybobranie. Ekscytujący slalom między drzewami, na końcu znajdujemy prawdziwki i kozaki, wypełniamy koszyczek i wracamy. Jest miło.
Kurtyna.
Zero emocji, przygód, problemów do pokonania, akcji ani seksu (jak mogłeś pominąć wątek wakacyjnego romansu? No JAK?!).
Sposób, w jaki bohaterowie znaleźli – o ile w ogóle można mówić, że znaleźli, gdyż ciężko upierać się przy twierdzeniu, że musieli szukać – pociąg, też rozczarowuje. Bohater ma gdzieś tam skitraną gotową mapę do celu i – zupełnym przypadkiem – dokładnie wszystko, co trzeba, żeby do tego celu dotrzeć, nie ułamawszy po drodze nawet paznokietka; już mniejsza o to, czy swojego, czy cudzego. Od klucza do tajnej bazy począwszy. I teraz pytanie? Skoro on od zawsze – przy czym “zawsze” jest tu zdecydowanie bardziej dosłowne niż metaforyczne – wiedział, gdzie jest ten pociąg, a w każdym razie jakiś super-wielki nazistowski skarb, dlaczego czekał z wyprawą, aż Fuckt i inni tacy zrobią z tego sensację na pierwszą stronę? Ja bym to opierdzielił zaraz po wojnie, komputer opatentował jako swój już gdzieś w różowych latach pięćdziesiątych, kiedy człowiekowi o wiele łatwiej było zniknąć ze spisu ludności, a teraz śmiałbym się w duchu z tych wszystkich poszukiwaczy skarbu. A kto wie, może nawet podrzucał jakiś trop, by zobaczyć ich miny, kiedy znajdują pusty pociąg.
Kolejny minus, a raczej minusy, to bohaterowie. Panna Ładna, jak na prabacię, babcię i matuchnę Lory Croft w jednej osobie, jest totalnie nieogarnięta. Scena przed jaskinią doskonale to obrazuje. Helena od początku do końca zachowuje się jak pensjonarka na pikniku. Willy za to wygląda mi na zadufanego, próżnego, fircykowatego bufona (”– Ewa sypiała ze mną, nie tylko dlatego, że jestem zabójczo przystojny.” – jeśli był w tym sarkazm, to tak doskonale ukryty, że go nie wyczułem) bez polotu, a nie rasowego Hana Solo.
Nie mówiąc już o tym, że cynizm, którym obdarowujesz go przy okazji spisywania Dekalogu Pensjonariusza, podczas właściwej akcji niemal zupełnie ginie. Jeśli chodzi o dialogi, to też… mówiąc delikatnie, odniosłem wrażenie, że nasze znajomki nie dogadują się zbyt dobrze.
Podsumowując, bohaterowie zupełnie nie odzwierciedlają tego, kim teoretycznie powinni być. Nie budzą też jakichś specjalnych sympatii i zainteresowania. Choć z drugiej strony, antypatii też nie wywołują, a to już coś.
Tym akcentem przechodzę do części kolejnej, czyli do tego, co mi się w tekście podobało. Po pierwsze humor; zjadliwy, błyskotliwy, przyjemny w odbiorze i generalnie, udatny – nie jest głupio, tylko zabawnie. Może nie śmiałem się jak ludziki z taśmy na sitcomach, ale niektóre wstawki naprawdę mnie urzekły. Naprawdę mocny punkt programu. Po drugie, styl. Opowiadanie mi się co prawda niezbyt podobało, ale za to sposób, w jaki je napisałeś, już owszem. Chyba dosyć będzie powiedzieć, że mimo postępującego w tempie wykładniczym – cokolwiek to znaczy – rozczarowania opowieścią, od początku do końca czytało mi się bardzo lekko, przyjemnie i z zainteresowaniem. Fajnie, plastycznie wychodzą Ci też opisy.
Podzielenie tekstu wstawkami z Dekalogu – choć dosyć nierówne w wykonaniu; raz widziałem nawet, że masz jedną bezpośrednio pod drugą – to też bardzo dobry zabieg. Nadał opowiadaniu ciekawego rytmu.
Mowa końcowa: ten konkretny tekst jest jak dla mnie słaby, ale jeśli będziesz tworzył dalej i rozwijał swój talent do zabawy słowem – a talent masz bez dwóch zdań – poprawiając jednocześnie podstawy, to jestem pewien, że podzieją się rzeczy bardzo ciekawe. Na pewno powinieneś próbować.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Fantastyka – jest
Wakacje – są
Bardzo fajny pomysł ze wstawkami – poradami dla urlopowiczów.
Trochę mnie męczyły powtórzenia, przecinkologia i czasem zbyt długie opisy lub wyliczanie.
Bohater ciekawy, chociaż momentami denerwujące było jego “wszystkowiedzenie”. Miałam wrażenie, że już kiedyś odkrył ten pociąg i teraz sobie tylko zwiedza dla zabawy, ewentualnie żeby pokazać Helenie wagony. Jakoś zbyt dobrze był przygotowany do wyprawy. Jego partnerka jakaś mdła wyszła, nieciekawa i w sumie jej postać niewiele wnosi do tekstu, oprócz swoich pytań, które powolutenienieńku posuwają akcję do przodu… No i właśnie – cały czas czekałam w napięciu, aż “coś” się stanie, sam pomysł z komputerem jest fajny, ale dla mnie to trochę za mało.
Może gdyby “okroić” pewne wątki, a dodać trochę niebezpieczeństwa/suspensu/akcji, byłoby lepiej? Bo opowiadanie nie jest złe – bohater ok (chętnie bym poczytała coś o jego wcześniejszych przygodach, a najchętniej – czym sobie zasłużył na dar otrzymany od Ogarów Chramów), pomysł ok, tylko brakuje trochę, jak to ujął Cień “dżonsowatości”.
Potencjał masz, troszkę pracy przed Tobą, ale ogólnie nie jest źle :)
Cieniu Burzy niestety bohater tego opowiadania nie jest nieśmiertelny, choć się nie starzeje. Jest kimś takim jak ludzie z tego opowiadania http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/14561
Też mi przeszkadzało, że nie wiem kim są bohaterowie tekst, bo to by wiele wyjaśniało. Wtedy pewnie bardziej by mi się podobało. A tak mimo fajnego humoru w sumie nie wiem, co jak i dlaczego. Dlatego kiedyś może przeczytam ten tekst wyjaśniający i się dowiem. ;)
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Fajne :)
Przynoszę radość :)
Elegancki, zabawny sarkazm uśmiechnął misia. Odkurzone, do czytania.
Dziękuję za opinię :)