- Opowiadanie: śniąca - Zaginiona świątynia

Zaginiona świątynia

Obiecałam, więc wrzucam :) Mam nadzieję, że wywoła chociaż cień uśmiechu u przynajmniej jednej osoby – i już będzie sukces.

Ciekawa jestem, czy zgadniecie kim jest Wędrowiec :)

 

Ogromne podziękowania dla Beryla za pomoc :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Zaginiona świątynia

Raz, dwa, trzy… próba mikrofonu! Działa? Chyba tak, taką mam przynajmniej nadzieję. Khm, tak. Dwunasty lipca, dwa tysiące piętnastego roku, kolejny, zapomniałem który, dzień wyprawy badawczo-turystycznej po krainie Fantasmagorii.

Opuściłem Polis w poszukiwaniu licznych zabytkowych kapliczek, bożnic i chramów, poświęconych dziwnym, nieznanym reszcie świata, bogom.

Kamerę diabli wzięli przy przeprawie przez rzekę. Aparat zresztą też, bo były razem w jednej torbie, którą porwał nurt, a dalej to może i jakie krokodyle zżarły. Chyba, bo nawet nie wiem, czy tu jakieś w ogóle żyją. Dobrze, że dyktafon miałem w kieszeni, a zapasowe baterie do niego, w plecaku z wałówką. Nie wiem, czemu tak popakowałem, ale wyszło na to, że to niegłupi pomysł był.

No dobra, dość tego farmazolenia. Nie mam sprzętu wideo, w dalszej części wyprawy musi mi wystarczyć ten dyktafon. Postaram się wiernie i jak najbardziej szczegółowo zrelacjonować każde odkrycie.

Na razie zostawiam łódź na brzegu i zapuszczam się w puszczę, dżunglę, czy jak się tu ten dziwny las nazywa.

 

***

Wreszcie się przejaśnia. To chyba jakaś gigantyczna polana albo koniec lasu. Chyba polana… Znalazłem świątynię! To nie może być nic innego. Wygląda dziwacznie. Kompletne pomieszanie stylów. Raczej jest to jakaś piramida, ale zdecydowanie nie egipska, do prekolumbijskich też niepodobna. Z czego ona jest zbudowana? Z tej odległości jeszcze nie widzę, ale miejscami błyszczy w słońcu, jak dobrze wypolerowany metal. Chociaż widzę też matowe placki, które wyglądają na kamienne.

Muszę tam jakoś dotrzeć. Na razie wyłączam się, bo przede mną kilka metrów buszu do przedarcia. Muszę wyciągnąć maczetę.

 

***

O ja! Widzę ludzi, którzy taszcząc jakieś toboły, idą pięknym, szerokim traktem wprost do głównego wejścia. A ja głupi lazłem przez chaszcze…

Czy to pielgrzymi? Chyba tak. Czyżbym trafił na mszę? Zaraz i ja znajdę się pod wrotami i zerknę. Och, to byłaby gratka! Zarejestrować pogańskie nabożeństwo! Szkoda tej kamery…

 

***

Jestem pod świątynią. Mszy chyba jednak nie ma. W takim razie mam zamiar najpierw obejść ją, znaczy świątynię, z zewnątrz. Obładowani pielgrzymi zdają się nie zwracać na mnie uwagi. Ja na razie też ich będę ignorował.

Budowla z bliska jest jeszcze dziwniejsza niż z daleka. Ma tyle ścian, że bliżej jej do… bo ja wiem, stożka, czy jak to się tam nazywa, niż tradycyjnej piramidy. Każda ściana zbudowana jest z czegoś innego. Widzę tu różne metale, granit, chyba różowy marmur, piaskowiec, drewniane bale… O, a co to? Ta ściana wygląda jak upleciona z… zaraz, to chyba gałęzie, liany, czy inne tego typu cholerstwo. Kurka! Wodna! Tę ścianę tworzy wodospad! Ale pokręcony architekt musiał to projektować.

Aaa, powinienem dodać, że z prawie każdej ściany wyłaniają się rzeźby dziwacznych postaci. O, ten tutaj przypomina pierzastego Quetzalcoatla! A dokoła kilka symboli azteckich, tolteckich i chyba Majów.

Tu też smoki, ale wyraźnie chińskie. Hmm, co będzie dalej? Kolejny zakręcik i… a to ci niespodzianka! Ta ściana wygląda jak patchworkowy mural. Widzę, że miejscowi znają twórczość Arcimboldo, bo w tej plątaninie mazajów rozpoznaję Bibliotekarza.

Zaraz, tam coś błyska… O matko! Znają tu twórczość Tolkiena, albo to on tu bywał i pomysły znajdował, bo to przecież Oko! Jakoś dziwnie się czuję… Czemu szepcę? I skąd te dreszcze? Zmywam się za kolejny załom, byle dalej od Oka. Czy ono mnie śledzi?

Uf. Eee… Chyba i Martin tu był, bo ta ściana od pierwszego spojrzenia wygląda jak żywa inspiracja żelaznego tronu. Cała pokryta, a może stworzona z mieczy, toporów, jakichś pik, morgensternów.

Dobra, co dalej. Widzę, że pozostajemy w sferze metalu. Dziwna, wyjątkowo gładka ściana przede mną. Pokryta tylko delikatną siatką płytko grawerowanych, prostych symboli, których znaczenia za chińskiego boga nie umiem się domyślić. Chociaż, chwila, tu chyba jest idealna kopia Golden Record. Jestem zagubiony. Czy to tylko ozdoba, czy ściana pochodzi z Voyagera, a jeśli tak, to kto ją tu umieścił? Inni? 

Arghh! Uh! Ale się wystraszyłem! Jaki debil umieszcza śliniącą się postać Obcego na ścianie? I skąd w ogóle ta ślina? Chyba wolę nie wiedzieć. Zmykam dalej.

 Matko! Ile tych ścian? Są mutanci jak z apokaliptycznych horrorów, są wampiry i wilkołaki z klasycznych horrorów, kosmici i potwory z głębin. Chyba prostszym pytaniem byłoby – czego tu nie ma.

Mówiłem już, że w kieszeni bojówek znalazłem zapomnianą małpkę? Jakością zdjęć nie powala, ale będzie jakikolwiek materiał wizualny. Nie będę musiał wszystkiego szczegółowo opisywać, co i tak w zasadzie by nie oddało wszystkich fantastycznych detali. Wystarczy, że strzelę fotki. Oby bateria starczyła jak najdłużej…

 

***

Wracam do głównego wejścia. Zaraz, chwileczkę. Patrzę na trakt, którym chodzą pielgrzymi. Przecież on się kończy na ścianie lasu! Skąd oni… Ażeż to! Nie wierzę własnym oczom! Właśnie na końcu drogi pojawił się kolejny człowiek. Tak po prostu, znikąd! Gdybym nie wiedział, że teleportacja to tylko wymysł fantastów, to bym powiedział, że właśnie ten ktoś się tu teleportował.

Jakie dziwy mnie tu jeszcze czekają?

 

*****

 

Olbrzymie, bogato zdobione fantazyjnymi malunkami i rytami wrota świątyni stały otworem. Nikt nawet nie próbował zatrzymywać przybysza. Wręcz przeciwnie, stojąca zaraz za progiem, ubrana w czerń, nobliwa kobieta w kwiecie wieku, z szerokim uśmiechem na twarzy, wykonała zapraszający gest. Nieznajomy tylko niepewnie skłonił na powitanie głowę i wszedł do środka.

Od razu znalazł się w olbrzymim pomieszczeniu, którego granice wyznaczała przedziwna kolumnada. Zdawała się być odzwierciedleniem zewnętrznych ścian, gdyż każdy ze słupów wykonany był z innego materiału i zdobiony innym motywem.

W wysoko zawieszonym suficie, w schowanych za kolumnadą murach nie było ani jednego okna, a jednak wewnątrz świątyni panowała niezwykła jasność. W powietrzu unosiły się świetliste kule, a gdy jakaś gasła, to natychmiast ktoś z licznych spacerujących po marmurowej posadzce po prostu pstrykał palcami i pod sklepieniem materializowało się nowe źródło światła.

Podróżnik przez chwilę stał pośrodku holu, oniemiały, i z dziecięco rozdziawionymi ustami rozglądał się wkoło. W pewnym momencie pchnięty w plecy przewrócił się i boleśnie uderzył kolanem o kamienną posadzkę. Odwrócił się z zamiarem uprzejmego zwrócenia uwagi temu, kto go tak szturchnął, jednak ledwie zdążył nabrać tchu, zastygł ponownie bez ruchu. Obok przechodził człowiek w białym kimonie, który prowadził ostrożnie starego smoka. To smoczy rozmachany ogon zahaczył o plecy wędrowca.

– Empatio! – zakrzyknęła kobieta spod wrót. – Pilnuj pupila!

Empatia odwrócił się i ze zgrozą spojrzał na unoszącą się jedną z tylnych łap. 

– O czcigodny, takie sprawy załatwia się na zewnątrz. Rozumiem, że twoja pamięć szwankuje, ale pewne elementarne rzeczy mógłbyś jednak sobie przyswoić.  

Łuskowata łapa opadła na podłogę, a posmutniały pysk zwiesił się nisko nad marmurem. Z nozdrzy uderzył dym, z paszczy wydobył się żałosny pisk.

– No dobrze, szybciutko wyjdziemy na moment, kapłani przecież poczekają…

Empatia i smok skierowali się ku wyjściu, a podróżnik, który zdążył wstać, ku wnętrzu budowli.

Pod jedną z kolumn, w wyjątkowo zacienionym miejscu, wędrowiec prawie potknął się o skuloną i wyraźnie drzemiącą, dziewczęcą postać. Kobieta, która witała przybysza przy wejściu, tym razem odziana w białą suknię – „kiedy ona zdążyła się przebrać?”, przemknęło mu przez myśl – pochyliła się i szturchnęła leżącą w ramię. 

– Tu się nie śpi! Do tego służą pokoje gościnne.

– Ja nie śpię, Regulatorzy – odpowiedziała dziewczyna, otwierając oczy. – Ja śnię. Tkam sen w ofierze dla Bogini.

– A, to ty, akolitko Śniąca. – Zza kolumny wyłoniła się bliźniaczka spod wrót w czarnym odzieniu. – Nie poznałam cię w tym ciemnym przejściu.

– Lepiej przenieś się w ustronniejsze miejsce, bo ktoś cię tu w końcu rozdepcze – poradziły zgodnie.

– Jak zwykle macie rację, multikapłanko. – Uśmiechnęła się akolitka. – Zaraz schowam się do jakiegoś kąta.

– Tylko nie zapomnij potem przynieść snu na Pierwszy Ołtarz! – zawołały obie Regulatorzy.

Przez hol szedł kolejny pielgrzym. Strusie pióro, zdobiące czarny kapelusz z szerokim rondem, kołysało się w rytm kroków. Poły kubraka powiewały. Mężczyzna ciągnął za sobą skrzypiący wózek, na którym spoczywał ponad metrowej długości żaglowiec.

Podróżnik zerknął na drewniany, dobrze widoczny pokład, bo wydało mu się, że coś tam się poruszyło. Może jakaś mysz, albo inny szkodnik? Okazało się, że to maleńcy marynarze uwijali się między beczkami, linami, rejami. Wędrowiec dreptał obok płynącego na kołach wózka okrętu i przyglądał się załodze. Nie uszło to uwagi właściciela korabia.

– Podoba ci się? – spytał, odwracając głowę.

Wędrowiec zrównał się z mężczyzną, by móc swobodnie rozmawiać. Wsunął dłoń w kieszeń i niepostrzeżenie włączył dyktafon.

– Tak! Żaglowiec jest niesamowity, ale te ludziki… one się ruszają. Skąd się wzięły?

– Sam je stworzyłem – odparł z dumą mężczyzna. – Nie tylko się ruszają. Pokazać ci?

Nie czekając na odpowiedź mężczyzna wydał przeciągły gwizd i zawołał:

– Jakubie Drewniany Słowiku, zaśpiewaj nam!

Niemal natychmiast człowieczek zaczął i po chwili dołączył do niego chór męskich głosów.

Żegnajcie nam dziś, hiszpańskie dziewczyny,

Żegnajcie nam dziś marzenia ze snów…

Twórca żaglowca spurpurowiał na twarzy i przerwał śpiew gniewnym okrzykiem. 

– Jakubie! Toż przecież w twoim świecie nie ma Hiszpanii!

– Wybacz, panie Rybosławie, już się poprawiam!

Żegnajcie nam dziś, egijskie dziewczyny,

Żegnajcie nam dziś, marzenia ze snów!

Jakby w odpowiedzi na śpiew miniaturowych żeglarzy, z którejś bocznej nawy rozległ się dźwięk instrumentów dętych. Przez wielki hol przeszedł pomruk oburzenia. Nic dziwnego, bo była to iście kocia muzyka. Żaden dźwięk nie pasował do innego. Jakiś zapłakany dzieciak przebiegł obok wędrowca, ściskając w dłoni fujarkę i mamrocząc:

– To boli… Ta muzyka jest chora… Trzeba ją uleczyć…

Szybko jednak wszyscy zapomnieli o przedziwnym koncercie, bo posadzka zadrżała pod stopami. Z niosącym się echem grzmotem, spod ziemi wyłoniła się piekielna maszyna. Kamienne płyty rozpryskiwały na wszystkie strony, rozrywane przegryzającym się przez podłogę mechanizmem. Z kabiny wychynęła postać uśmiechniętego od ucha do ucha mężczyzny, otoczonego chmurą dymu.

– Piękny krecik, nieprawdaż? – zawołał. – Wprawdzie stary, ale jak się trzyma!

– Za to nasza piękna posadzka już się kupy nie trzyma! – zawołała trzecia z Regulatorów, bo niemożliwym było, by któraś z dwóch wcześniej napotkanych tak szybko przebrała się w czerwony kostium.

– Cieniu, doceniamy twoje starania i kunszt warsztatu, ale mógłbyś zachować odrobinę ostrożności i nie rozwalać nam świątyni.

– Oj tam, czepiacie się. A to naprawdę fajna maszynka – zawołała wiśniowowłosa, żwawa staruszka. – Uważam, że należy jej się przeniesienie na wyższy poziom…

Cień uruchomił piekielny silnik i skierował machinę świdrem w górę.

– Dzięki, Bemiku, za zachętę!

– Tylko nie przez sufit! W normalny sposób, proszę. W sumie, po zastanowieniu sama przepustkę wydaję. – Czerwona Regulatorzy pstryknęła palcami i na burcie pojazdu pojawiła się złocista gwiazdka. – A teraz posprzątaj po sobie, może ktoś z magicznych fantasy pomoże ci w odbudowie podłogi.  

– Hej! Jedna gwiazdka, fajnie. Jeszcze cztery i powędrujemy wyżej, krecie. – Cień z lubością poklepał zakurzony, metalowy kadłub.  

Wędrowiec zauważył, że w powstałym zamieszaniu wiśniowowłosa Bemik także pstryknęła palcami, chichocząc. Na metalu pojawiły się na dosłownie mgnienie oka kolejne cztery gwiazdki i maszyna zniknęła. Pozostała tylko rozwalona podłoga i rozgadany tłumek.  

– Przepraszam, gdzie się podział tej pojazd? Nie zdążyłem mu się przyjrzeć… – mężczyzna zagadał nieśmiało.

– Hihihi! Wysłałam go na Drugi Ołtarz. Ale cicho sza! Może nikt się nie zorientuje. Jeśli chcesz go obejrzeć dokładniej, to musisz dostać się na piętro.

Podróżnik podziękował i skierował się w stronę wind, które wypatrzył już wcześniej. Po drodze mijał coraz to nowych ludzi i dziwne postaci. Przy jednym z adeptów bez przerwy kręcił się dorodny basior. Inny taszczył ogromną łubiankę pełną dojrzałych truskawek, które poruszały się, jakby jakaś niewidzialna ręka mieszała w koszu.

Mężczyznę zewsząd dochodziły strzępy rozmów i komentarzy.

– Ładne, nie można zaprzeczyć. Jednak niedopracowane – mówiła do jakiegoś nowicjusza kapłanka.

– Ocho, ale co tu jest niedopracowane? Przecież tak się starałem… Pół nocy topór ostrzyłem…

– No i właśnie całość wygląda jakby tylko toporem ociosana. Zobacz tutaj, kontur nie jest zbyt wyraźny, a tu za bardzo się rozwiewa i świszczy tak, że uszy bolą. A powinno melodyjnie grać. Wskażę ci najpoważniejsze niedoróbki, ale musisz sam nad tym przysiąść. Jak poprawisz, to sama ci dam przepustkę na Drugi Ołtarz. Musisz jednak jeszcze popracować, dopieścić…

Wędrowiec nie zatrzymywał się. W pewnym momencie usłyszał głos, przez który chyba przebijały łzy. Jakaś nowicjuszka tupała, nerwowo wymachując rękami. Pomiędzy nią, a dwójką kapłanów stała na podłodze pokraczna konstrukcja.

– …bo wy się nie znacie! To jest sztuka! I mój własny styl.

– To nie styl, to usterki, które wołają o poprawę.

– Droga twórczyni, aby wypracować własny styl, najpierw trzeba nauczyć się podstaw pracy z danym materiałem. A tego tobie brakuje…

– Ale wszyscy moi znajomi powiedzieli, że to jest re-we-la-cyj-ne! Wy tu po prostu jesteście złośliwi i zazdrośni o talenty innych! – Dziewczyna schyliła się, żeby podnieść dziwadło i odwracając się, rzuciła jeszcze przez ramię: – Moja noga tu więcej nie postanie!

Podróżnik pokiwał głową nad brakiem samokrytycyzmu i odrobiny pokory młodej nowicjuszki. Nie chciał być dłużej świadkiem tak żenującej sceny, więc szybko ruszył dalej.

Obok przemknął młody mężczyzna, skrywający coś pod czarną płachtą.

– Co tam masz, Kwisatz? Pochwal się – ktoś zawołał.

– To jeszcze tajemnica. To dzieło na specjalne zamówienie, nie może ujrzeć światła dziennego, zanim wielki DJ go nie oceni.

– Oj, to chyba jeszcze trochę poczekasz na tę ocenę! Zamiast targać to wciąż ze sobą, odłóż na stos innych czekających na werdykt. Leżą tam, w tej ciemnej niszy.

– A jak ktoś wcześniej podejrzy?

– Nie martw się, dostęp jest tylko dla twórców pozostawiających tam swoje dzieła w specjalnych bąblach i dla DJ. Innych nie przepuści magiczna bariera.

– Jak tak, to dobrze. Z wolnymi rękami będę mógł się zabrać za coś nowego.

Wędrowiec dotarł do rzędu drzwi. Każda winda była inna, jakby pochodziły z różnych epok. Były szklane, kosmiczne, charakterystyczne dla starych eleganckich hoteli, ale też drewniane klatki z plecionymi z witek ściankami. Jedne z drzwi zwracały uwagę swoją pozorną prostotą i rysunkiem zielonej czaszki ze słuchawkami. Zaciekawiony mężczyzna podszedł bliżej. Ktoś go nagle pociągnął od dołu za pasek plecaka, więc odwrócił się. Wypłowiałymi trokami bawiły się dwa brodate krasnoludy i coś tam po cichu do siebie mamrotały. Jeden chyba nawet był krasnoludzicą. Mężczyzna podniósł spojrzenie na towarzyszącą im kobietę. Jej twarz skrywał cień ronda olbrzymiego kapelusza. 

– Cześć, jeśli chcesz wjechać na piętro windą, to lepiej nie wsiadaj do tej stworzonej przez Dzikowego.

– Kogo?

– Akolity Dzikowego, to ta z rysunkiem.

– A dlaczego?

– Bo nigdy nie wiadomo, gdzie się wysiądzie. I kiedy. Zdarzały się przypadki, gdy ktoś z niej wysiadł, zanim jeszcze wsiadł. Chcąc nie chcąc, musiał później wsiąść, żeby zachować choć ułudę łańcucha przyczynowo-skutkowego.

Mężczyzna zachwiał się, gdy któryś z krasnoludów mocniej pociągnął za materiał plecaka.

– Chodźcie, dzieci, nie przeszkadzajcie panu. – Chwyciła za karki krępe postaci.

– To pani dzieci? – zdziwił się wędrowiec.

– W pewien duchowy sposób tak, w końcu sama je stworzyłam. Życzę miłego zwiedzania.

Drzwi windy otworzyły się i mężczyzna wszedł do środka, a za nim wcisnęło się jeszcze kilka osób. Już mieli ruszać, gdy jakaś kobieta w powłóczystej szacie i z aureolą nad głową podbiegła wołając:

– Zaczekajcie na nas! Chodź szybciej, Alex! – Pomachała ponaglająco na kogoś. Zza zakrętu wybiegła dziewczyna, także z aureolą. Ale większą chyba uwagę niż blask nad postacią, zwracał skrzący się naszyjnik. 

Ktoś usłużnie przytrzymał drzwi, żeby panie mogły wsiąść. Po kabinie rozeszły się szepty. Wędrowiec nadstawił uszu, by je usłyszeć.

– Kto to? Co im tak świeci nad głowami?

– Nie wiesz? Przecież to święta Krajemar i święta AlexFagus, a nad głowami mają symbole swojej świętości, aureole publicalis.

Były i dalsze komentarze, ale wędrowiec niewiele z nich zrozumiał. Tylko tyle, że któreś z dzieł kobiet musiały naprawdę spodobać się Bogini i arcykapłanowi, dzięki czemu dostąpiły największego zaszczytu i marzenia każdego z adeptów – odznaczenia publicalis.

Na piętrze wysiadających z windy powitała kolejna z Regulatorzy, tym razem ubrana w błękitną suknię. „Ile ich jest? – pomyślał wędrowiec. – Jak mówiła ta akolitka na dole?  Multikapłanka? O rany, widzę w dali jeszcze jedną, w zieleni.”

Na piętrze kręciło się nie mniej osób niż na dole, nikt jednak już niczego nie nosił. Ludzie po prostu spacerowali od gabloty do gabloty, od stołu do stołu, od niszy do niszy – one wszystkie składały się na Drugi Ołtarz. I rozmawiali, oglądając i komentując złożone tam ofiary.

Wędrowiec też chodził i podziwiał, tyle że w milczeniu.

W pewnej chwili podniesione głosy zwróciły uwagę kilku osób.

– Co się dzieje?

– Kłócą się.

– Kto?

– Nie widzę, inni zasłaniają.

– …jest tak samo głupi jak ty! – krzyki wybiły się ponad ogólny szum.

Wszystko próbował przekrzyczeć kobiecy głos jednej z Regulatorzy:

– Uspokójcie się, panowie, bo inaczej wezwiemy ochronę!

– Ktoś o mnie mówił? – Przez tłumek zaczął przepychać się okrągły człowieczek, taszczący kosz pełen jaj. – Ktoś się prosi o bana?

– To on! On zaczął i się wyzywa! – zawołali zgodnie dwaj czerwoni na twarzach adepci, równocześnie wskazując się palcami.

– „Się wyzywa”, jak w przedszkolu, po prostu jak w przedszkolu… – wymamrotała przechodząca obok wędrowca Regulatorzy w szarym dresie, kiwając z dezaprobatą głową.  

– Zaraz zobaczę wszystko na mojej jajkowizji. – Człowieczek wyjął z kieszeni owalny monitor i przez chwilę wpatrywał się w niego, kiwając czasem głową. – Widzę, że obu wam się należy kara. Macie więc!

Ręka zanurzyła się w koszu i sięgnęła po białe jajko. Rzucone płynnym ruchem rozbiło się na nosie jednego z awanturników, a po chwili ten sam los spotkał drugiego. Obaj, zawstydzeni, ruszyli do wind, by zejść obecnym z oczu i oczyścić się.

– Jeszcze on! – Ktoś wskazał stojącego nieco z boku chłopaka, tulącego do piersi pluszowego misia. – Plecie trzy po trzy i obraża innych!

– Ja tylko kor… korkoruję, … znaczy, komentuję. Prawda, Misiu? – Chłopak maślanym wzrokiem spojrzał na kiwającą się w drżących, wyciągniętych rękach zabawkę.

– Chuchnij! – zażądał ochroniarz Jajko.

– Huuu! – zawołał wesoło młodzieniec, dmuchając w twarz ochroniarzowi.

– Corcoranie, czy ta grządeczka za świątynią, w cieniu krzaków bzu, to twoje dzieło?

– A i owszem. Chyba, znaczy, co to ja chciałem… Ale to przecież tylko zioła! I jak pięknie po nich świat wygląda! Zioła są przecież zdrowe… Znaczy… A wiesz jakie wizje można mieć? Wiesz? Musisz spróbować…

Jajko pokiwał głową, wyjmując pluszaka z rąk Corcorana.

– Spoważniej, chłopie. I odłóż Niesłysia na jego miejsce na ołtarzu, niech inni mogą go podziwiać. Tak, bardzo dobrze. A teraz razem sobie pójdziemy i zrobimy porządek z grządką.

– Z grządką to ja chciałem… Zapomniałem…

 

*****

 

Znalazłem sobie zaciszny kącik, żeby móc nagrać tych kilka słów.

Kręci mi się w głowie! Na pierwszy rzut oka wygląda to na istny dom wariatów. Jednak w tym całym szaleństwie jest metoda i system, który działa.

To jest niesamowite miejsce! Stare legendy mówiły prawdę. Świątynia Bogini Fantastyki rzeczywiście istnieje. I każdy ma tu wolny wstęp. Każdy, dosłownie każdy, może przynieść jakiś swój wytwór.

Khm, no tak, chyba muszę to w końcu z siebie wydusić. To nie do końca jest wyprawa badawczo-turystyczna. Gdzieś tam w głębi duszy wierzyłem, że Bogini istnieje, że gdzieś żyją jej wyznawcy. I nie miałem w plecaku wyłącznie wałówki. Przyniosłem małego cyborga, którego stworzyłem jakiś czas temu. Nie wyjmowałem go wcześniej, bo się wstydziłem. Ale zobaczyłem, że mój napędzany parą, ożywiony robocik nie jest taki najgorszy.

Po kilku zasugerowanych poprawkach, w ciągu dwóch dni dostał się nawet na Drugi Ołtarz.

Będąc już oficjalnym adeptem z teleportem dostępu, wiem, że będę wpadał tu częściej.

Koniec nagrania.

Koniec

Komentarze

Nie wiem, kim jest Wędrowiec, bo nie kojarzę / nie pamiętam parowego cyborga.

Moim zdaniem wszyscy, jak jedna żona i jeden mąż :-) , powinni być usatysfakcjonowani i zdrowo rozbawieni. Głównym bohaterem jest portal Fantastyki, odmalowany i trochę przerażająco (dla nowych użytkowników i kandydatek/tów na użytkowników), i bardzo zabawnie. Pozostaje mi ukłonić się i kliknąć…

Ale, żeby za słodko nie było – w okolicach połowy literówka!

Na razie usterki. O wrażeniach napiszę/ napiszemy jutro. ;-)

 

bo ta ścia­na od pierw­sze­go spo­rze­nia wy­glą­da jak żywa… – Literówka.

 

Nie­zna­jo­my tylko nie­pew­nie skło­nił na po­wi­ta­nie głową… – Literówka.

 

W pew­nym mo­men­cie usły­szał głoś, przez który chyba prze­bi­ja­ły łzy. – Literówka.

 

Każda widna była inna, jakby po­cho­dzi­ły z róż­nych epok. – Literówka. Ale dobrze, że w windach było widno.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję Wam pięknie za wizytę :)

 

 trochę przerażająco (dla nowych użytkowników i kandydatek/tów na użytkowników)

A dlaczego, Adamie? Ta obrażalska, zadufana w sobie nowicjuszka takie wrażenie sprawia? Przecież przykład Wędrowca daje inny, pozytywny sygnał.

I gdzie ta literówka? Zlituj się i wskaż, bo ja już oczopląsu dostaję.

 

Na razie usterki. O wrażeniach napiszę/ napiszemy jutro

Czyżby… tylko tyle? Czy mogę już świętować i zakrzyknąć “Berylu jesteś WIELKI!”? ;)

 

Co do Wędrowca, to poczekamy jeszcze na inne komentarze. Mogę tylko przewrotnie podpowiedzieć, że robocik nie jest żadną wskazówką :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dość sprawnie przedłożone… nie powiem. Pomysł ciekawy, opisy już nie tak dobre – zbyt często coś tam zgrzyta.  

Zgodzę się bardzo z AdamemKB i zdaje się, o to właśnie chodziło:

Moim zdaniem wszyscy, jak jedna żona i jeden mąż :-) , powinni być usatysfakcjonowani

Aż zazdroszczę Berylowi betowania :)

Wybacz, ale w przeciwieństwie do Adama nie znalazłem tu nic a nic “przerażającego”, no ale może po prostu nie o to Ci chodziło. Nieskromnie dodam, że pisy czytywałem lepsze teksty, w których występowało fajkowe ziele i kor-kor z Ann ;)

Brakowało mi trochę różowego śladu po szmince na każdej z świątynnych ścian – wiesz, takiego po buziaku na pamiątkę, by można wrócić ;)  Słusznie i odważnie zdecydowałaś, by w przedmowie nie obiecać każdemu, kto kliknie biblioteczkę, wysłanie listem poleconym landrynki – to byłoby zupełnie niepotrzebne :D

Mam nadzieję, że się nie pogniewasz za te głupawe żarty, – po prostu zazdroszczę, sam chciałbym z takim uniesieniem postrzegać wirtualną rzeczywistość.

Mając w pewnym stopniu dar jasnowidczy,  jestem w stanie przewidzieć, że tekst dość szybko trafi do biblioteki i nawet chyba jestem dość trafnie przewidzieć, kto kliknie. Złośliwie zmienię przyszłość,  jak to ja, i sam ten teges, khe, khe ;D

Pozdr.

 

Nie biegam, bo nie lubię

:-) To po co tego robota wstawiłaś? No, niby już wiem, dla zmyłki… :-)

Co przerażającego? Ruch, gwar, nie wiadomo, o co komu chodzi i dlaczego, jak to działa i kto tu rządzi, Leon czy jego niesforne dzieci. :-)

Pewnie jedna z tych “capniętych” przez regulatorzy.

Czy mogę już świętować i zakrzyknąć “Berylu jesteś WIELKI!”? ;)

Kurczę, przestań, bo się rumienię blush.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Corcoranie, czuję się wyróżniona i z wrażenia brak mi słów, więc powiem tylko jedno – dziękuję :)

 

Adamie – zmyłka, zmyłka. Jednak dałam podpowiedź, bo chyba jednak za mocna :) Co do elementu przerażającego – ja to widzę inaczej, ale każdy ma przecież swoje spojrzenie.

 

Berylu – nie kryguj się, bo nie ma powodu :)

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Corcoranie, czuję się wyróżniona i z wrażenia brak mi słów, więc powiem tylko jedno – dziękuję :)

Szczerze jak zwykle stwierdzę: nie ma za co ;) 

Nie żebym coś sobie knował, o co to to nie! Wpraszam sam sobie

;D

 

Co przerażającego? Ruch, gwar, nie wiadomo, o co komu chodzi i dlaczego, jak to działa i kto tu rządzi, Leon czy jego niesforne dzieci.

Ano, rzeczywiście. Przepraszam. Nawet z pewnych względów mi przykro, że nie zrozumiałem.

:/

 

 

 

Nie biegam, bo nie lubię

Genialnie, śniąca, tak fajnie to napisałaś, że aż mi smutno, że mnie tam nie było ;)

Bardzo przyjemna lektura na koniec męczącego dnia. 

Werweno, dziękuję za wizytę i cieszę się, że umiliłam Ci wieczór.

Mnie też jest przykro, że nie mogłam wymienić wszystkich wyznawców Bogini z “imienia”, bo wtedy tekst mógłby stać się za długi, zbyt zatłoczony i ciężej strawny.

Mogę jednak zapewnić, że każdy gdzieś tam się plącze po świątyni, nawet jeśli nie wszedł w pole widzenia/słyszenia Wędrowca. No i jest jeszcze jedna opcja, ale na razie nie będę zdradzać jaka :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Genialnie, śniąca

No, też mi się… ;)

Ale nie byłym sobą, Werweno, gdybym nie dociekał. Sam przecie nieudolnie szukam ideału ;)

Czy, rzeczywiście miałaś to, co sądzę na myśli – “genialne” w sensie lepsze niż wszystko, co dotychczas czytałam?

Czy może, jest to genialność zupełnie chwilowa?

Będę wdzięczny za wskazówki. ;D

 

Nie biegam, bo nie lubię

Stawiam na chwilową genialność :)

 

Wpadłam tylko na chwilę, żeby powiedzieć, że jutro mnie nie ma i pewnie najwcześniej w poniedziałek zajrzę i żebyście zostawiali komentarze śmiało, a tu taka niespodzianka.

Krajemar – dziękuję za punkcik, takich odwiedzin się nie spodziewałam :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Uch, po starych tekstach pojechałaś… Czasami miałam problem z przypomnieniem sobie, o co biega. Na przykład z biiiip! Oj, Dragoneza była traumatycznym przeżyciem, dorobiłam się alergii i jeszcze mi trochę oczy łzawią na hasło “smok”. ;-)

Doceniam research, sporo musiałaś przeczytać, zanim napisałaś ten tekst. I wiesz, co się dzieje na portalu i w okolicach.

Pozostaje tożsamość Wędrowca. Przez chwilę myślałam, że to Unfall – On miał tekst o steampunku, który by pasował. Ale jeśli robot nie jest ważny, to nie wiem…

Babska logika rządzi!

Co to ja chciałam? Żeby mnie matką takiego brzydala…

Ładniutkie, bardzo ładniutkie. Po trosze każdemu. Czytnęłam spod ronda mego kapelusza i pkt w drodze do ołtarza przybiłam.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Śniąca, oddajmy może należny głos Werwenie ;)

Nie biegam, bo nie lubię

Genialna jest tutaj metafora, obserwacje i wyciśnięta esencja. A reakcja moja, w takie słowa ubrana, była szczera i spontaniczna i chyba nie ma co jej rozkminiac zanadto ;)

Wiem, wiem, Śniąca,  że wszystkich by się nie dało.  Ale słusznie rzecze Adam, że tekst ma taki potencjał,  by zadowolić każdego portalowcza i ja tam się do tych usatysfakcjonowany wliczam :)

Mając w pewnym stopniu dar jasnowidczy,  jestem w stanie przewidzieć, że tekst dość szybko trafi do biblioteki

Trafiony zatopiony! Cztery godziny po publikacji i poszło :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

reakcja moja, w takie słowa ubrana, była szczera i spontaniczna i chyba nie ma co jej rozkminiac zanadto ;)

Ej :) No przestań, przecież po to się dyskutuje na forum, by pewne rzeczy ustalić.

Czyli jednak, jak potwierdza autorka, genialność zupełnie chwilowa?Hmm, szkoda, no nie?

Nie biegam, bo nie lubię

Nie wiem co to jest chwilowa genialnosc.  Ale wiesz, może jak bardzo chcesz  to ustalić,  to spytaj mnie po upływie czasu dłuższego niż chwila, czy nadal sadze, ze tekst jest genialny ;)

pytaj mnie po upływie czasu dłuższego niż chwila, czy nadal sadze, ze tekst jest geniny ;)

Czy trzy tygodnie wystarczą? ;)

Nie żebym miał fotograficzną pamięć – trochę rozmazuje i sporo nieczynnych pixeli…

Ale tekst Śniącej to chyba już kolejne objawienie genialności w tym miesiącu, zaraz po tekście Jesieni.

Tak mi się skojarzyło z twoim komentarzem  pod owym tekstem:

“– Genialne! :) “

Za nieuzasadnione skojarzenia z góry przepraszam, bo wiem, że to konotacje zupełnie bezsensowne.

 

 

 

Nie biegam, bo nie lubię

No cóż, syty miesiąc,  jak widać ;)

 

Ok, nie spamujmy  juz pod świątynia,  bo się nie godzi ; )

Ok, nie spamujmy  juz pod świątynia,  bo się nie godzi ; )

Ej, no. Werweno, przecież my rozmawiamy o jakości tekstu! To w żadnym wypadku nie jest spamowanie. Nawet się nie obejrzałem, kto dodał oprócz mnie tekst do Biblioteki i to bez komentarza ;)

 

Nie biegam, bo nie lubię

Ani chybi ktoś w zmowie ze śniącą, lub ktoś przez nią pochwalony w ramach rewanżu, ewentualnie ktoś, komu obiecała różnorakie korzyści, bo czystość intencji możemy między bajki o trollkoranach włożyć :-)

 

Ja również odszyfrowuję wędrowca jako Unfalla i jego “Sparowanych”. Podoba mi się ta wizja, a szczególnie podoba mi się fakt, że pokazujesz fantastów przez pryzmat ich tekstów, składanych na ołtarzu multibogini :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Bardzo sympatyczne opowiadanie – pomyślała wiśniowowłosa staruszka, a co pomyślała to i napisała.

A najbardziej podobała mi się multikapłanka Regulatorzy. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Czyżby… tylko tyle?

W zasadzie tak, choć gdybym się uparła, znalazłabym perę zdań, które mogłyby brzmieć lepiej. Jednak biorąc pod uwagę, że to głównie tekst mówiony, nie mogę się czepiać. ;-)

 

Ładny miałaś pomysł i ładnie go przedstawiłaś. Znać, że wybranym postaciom przyjrzałaś się wnikliwie, a nazwanie ich po imieniu sprawiło, że nikt nie może mieć najmniejszych wątpliwości, kto znalazł się w świątyni. ;-)

Otworzyłam dziś szafę i byłam mocno zdumiona jej zawartością – wisiało w niej bowiem wiele kolorowych sukien, których nigdy nie kupiłam…  ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciepłe, sympatyczne i takie… życzliwe:)

Wędrowiec też mi się ze “Sparowanymi” Unfalla skojarzył.

Ha, kanonizacji to się nie spodziewałam. I coraz poważniej rozważam zakup sznurka pereł:D

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Dziękuję wszystkim za komentarze, ciepłe słowa i za tak ekspresową Bibliotekę. Corcoranie – zaprawdę jasnowidzem jesteś :)

 

Finkla – Uch, po starych tekstach pojechałaś… – trochę tak, bo pomysł wymagał “materialnych” i w miarę rozpoznawalnych ofiar, czyli nie każdy tekst się nadawał. 

 

Emi –  Żeby mnie matką takiego brzydala… – Że niby co? Nie Twoje? Podkradzione, znaczy adoptowane tylko? ;)  

 

Werweno, Corcoranie – czekam więc na werdykt za te trzy czy cztery tygodnie :) 

 

Fishu – Ani chybi ktoś w zmowie ze śniącą, lub ktoś przez nią pochwalony w ramach rewanżu, ewentualnie ktoś, komu obiecała różnorakie korzyści, bo czystość intencji możemy między bajki o trollkoranach włożyć :-) – No wiesz, ja sumienie mam kryształowo czyste :) 

 

Bemiku – Uf, a już się bałam, że mi nie wybaczysz poczwrónych przepustek ;)

 

Regulatorzy – A szary dres masz? Powiedz, że tak, że chociaż w tym jednym trafiłam ;) 

 

Alex – przyznaję, że w wersji pierwotnej rolę miałaś inną, nawet kilka razy zmienianą, bo się zdecydować nie mogłam, ale w ostatniej chwili pod wpływem informacji z ostatniej chwili (zamierzone :)) nie mogłam się powstrzymać :) 

 

Co do Wędrowca jeszcze chwilkę się wstrzymam z wyjaśnieniem. Jako kolejną podpowiedź powiem tylko, że to nie Unfall. Unfallu, jeśli to czytasz, to mam nadzieję, że nie poczujesz się urażony. 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca – ją też. Bo nieużywane :-)

To był tylko żarcik, prztyczek w Corcoranową manierę wynajdywania zła wszędzie :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Domyśliłam się :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Sympatyczne spojrzenie na portal. Najbardziej przypadły mi do gustu motywy Krajemar i AlexFagus z aureolami oraz wielu wcieleń Regulatorzy :)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Śniąca, dresik mamy granatowy. Oczywiście jeden. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Mirabell :)

 

Reg, zanotuję na przyszłość, bo nigdy nie wiadomo kiedy taka informacja może się przydać ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Tekst napisany nierówno.

Początkowe fragmenty mają klimat, ale narracja w 1-os. wypadła słabo. Fragment w świątyni, napisany lepiej, ale już bez charakteru i fabularnie bardzo chaotyczny. Ot, byle wcisnąć kogo się da ;)

 

Ale jako lekka humoreska może być. 

 

Pozdrawiam! 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Ot, byle wcisnąć kogo się da ;)

To w sumie ciekawa opinia, biorąc pod uwagę, że u Śniącej pojawiło się niewielu bohaterów.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Hmmm… Mechaniszkin z “Bliżey Braci” jest Wędrowcem?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nazgulu dziękuję za wizytę. I to miała być lekka humoreska. Jednak uwagę o nierówności biorę pod uwagę na przyszłość.

 

Psycho – Próbuj dalej :)

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Może daj nam jakieś wskazówki – to znaczy, które fragmenty najlepiej na tożsamość Wędrowca naprowadzą?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Personifikacja każdego nowego Użytkownika?

Babska logika rządzi!

Brawa dla Finkli! W nagrodę uścisk dłoni arcykapłana! – do załatwienia we własnym zakresie :)

Lub innymi słowy mówiąc – to każdy z nas kiedyś tam, gdy po raz pierwszy zawitał w progi portalu :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Aha. No to tak właśnie widziałem Wędrowca, dopóki nie zapytałaś “kto to?”. Muszę przyznać, że jesteś podstępna… :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Cóż, nie chciałam urazić inteligencji użytkowników, zadając zbyt prostą zagadkę ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję, dziękuję… Się Arcykapłan zdziwi, jak go zacznę ściskać… ;-)

Babska logika rządzi!

To się nazywa teraz “Arcykapłan”?

 

O tempora, o mores, o k… Zboczeńcy! :-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Psycho – uściślij, o czym/kim piszesz, bo być może Twoje myśli zabłądziły gdzieś w dziwne okolice i trzeba Cię sprowadzić na właściwą drogę :)

Albo może lepiej nie uściślaj, bo aż się boję odpowiedzi. Przyjmij tylko do wiadomości, że to nie co, tylko kto ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Jak smiesz o Arcykapłanie mowić “co”?! To zawsze jest… KTOS! Poczytaj “Przemytnika” Empatii ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

A kto zaczął – To się nazywa teraz “Arcykapłan”? –  i jak skończył? ;)

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ups, masz mnie :-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Chaos, harmider pierwszych kroków na portalu super oddany. W stu procentach czułam się wędrowcem, ale chyba do wind jeszcze nie doszłam ;) Pomysł bardzo fajnie zrealizowany, zwłaszcza drugi ołtarz i multimulti :)

Mam bardzo silną wolę. Robi ze mną co chce.

KK, dziękuję za wizytę i miło mi, że się podobało :)

Możesz nie wiedzieć o co chodzi z windami, bo to odnosi się do opowiadania sprzed prawie roku. Ponieważ jednak bardzo mi ono zapadło w pamięci, to je tu przywołałam i Tobie też polecam: http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/12452

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ach, miałaś rację, co do wind, rewelacyjne. Super wykorzystana historia w Twoim opowiadaniu :)

Mam bardzo silną wolę. Robi ze mną co chce.

Zupełnie szczerze mówiąc, bliżej mi w opinii do Nazgula niż do całej reszty. Choć też i nie do końca.

 

Początek mnie przeraził:

Idzie jakiś dziwny, zupełnie oderwany od rzeczywistości koleś, gada bardzo dużo – o dużo za dużo – a przy tym zupełnie bez sensu i ładu nijakiego, nie wiadomo w sumie o czym; leje wodę, sieje chaos…

 A ta się jeszcze naiwnie będzie zastanawiać, czy ktoś się zorientuje, kim jest Wędrowiec…

 

 Błazeńska czapka widać mocno na głowie siedzi, dzwoneczki słychać z daleka – pomyślałem. – Życie.

Z drugiej strony wcale nie jestem pewien, czy weryfikacja poglądów za pomocą kreta naprawdę dobrze mi zrobiła. (Choć scena sympatyczna, a ja dowiedziałem się o sobie kolejnej istotnej rzeczy – nie wszystkim wiśniom mówię stanowcze NIE I CH…!)

 

Co do fabuły, mam mieszane uczucia. Z jednej strony podoba mi się pomysł i godzę się z tym, że jego realizacja wymaga nadania treści czegoś w rodzaju bardzo nielubianej przeze mnie w literaturze formy snu (wiem, Śpioszko, wiem, wiem, nie zapominam, czyj to tekst ;), okrojenia z akcji i upchania… może nie “wielu”, ale pewnej liczby bywalców, czyniąc ich jednocześnie statystami, a w najlepszym wypadku – Reg, Reg, Reg, Reg i… Reg – postaciami epizodycznymi, a nie bohaterami z krwi i kości.

Bo prawda jest taka, że jesteśmy tutaj ładnie, rozpoznawalnie scharakteryzowani, ale – w znamienitej większości – nie poprzez to, JACY jesteśmy, a poprzez nasze… ”ślady na piasku i kręgi na wodzie”. Niektórzy są też po prostu “dorzuceni” już zupełnie jako tło (można by zmienić nick danej postaci, a na przebieg sceny nie miałoby to żadnego wpływu). Ergo, chyba żadna z postaci nie ma w tym opowiadaniu swojego (czy jakiegokolwiek) charakteru. A szkoda, bo indywidualności u nas od kopy, a co jedna, to ciekawsza.

Wiem – brakło miejsca i logicznej zgody na dolepianie manekinom czegoś więcej niż plakietek z imieniem i wciskania im do ręki rozpoznawalnych atrybutów, bo to opowieść przede wszystkim o Portalu i Wędrowca po nim wędrówce, a nie o nas. Dlatego godzę się z tym wszystkim i nie marudzę (serio serio! To była obserwacja).

Z drugiej strony natomiast nie potrafię nie zadawać sobie pytania, czy aby nie było odwrotnie: czy to pomysł nie został podporządkowany idei wplecenia w tekst użytkowników tak, żeby po prostu byli, a przylepianie manekinom nalepek zamiast twarzy, nie jest zabiegiem asekuracyjnym – jesteśmy, nikt nie powie, że my to nie my, a jednocześnie nie musiałaś podejmować trudnych i ryzykownych prób oddania naszych charakterów i ukazania indywidualnych cech.

 

Pierwsza część, wędrówka do świątyni (moje^^) gadulstwo i – przede wszystkim – opis świątyni od zewnątrz, niespecjalnie mi podeszły, a przy okazji dosyć sceptycznie nastawiły do całego tekstu. I tu kolejny myślozgodność z Nazgulem. Za to już wędrówka po wnętrzu wypadła o wiele lepiej. Jak się rzekło, fabuła jest zbyt mocno uwiązana konwencją, by odgryźć mi dupę, ale za to poszczególne sceny są napisane bardzo ładnie – wielki plus za “Hiszpańskie dziewczyny”, “windę”, “krecika” i Reg w dresiku. Ukazanie Portalu od zewnątrz, okiem laika, moim zdaniem udane. I chyba prawdziwe. Bardzo wiele fajnych metafor, odniesień i nawiązań do prawdziwej NF wplotłaś w treść, a całość jest… nie mogę powiedzieć, że zabawna. Nie śmiałem się. Ale jest bardzo sympatyczna. Powiedziałbym nawet, że jest ciepła – wiesz, w takim bajkowym, fajnym stylu.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Zobaczyłam kto komentarz zostawił, zobaczyłam jaki długi i się wystraszyłam – to mi się oberwie! Bo na peany pochwalne to za długie.

 

Dziękuję Cieniu za przeczytanie i za tak obszerny komentarz. Co do tak wyraźnie wyrażonej opinii na temat pierwszej części jesteś trzeci, bo i Beryl mi to usiłował wyklarować. Jednak w tej kwestii go nie posłuchałam. Trudno, będę mieć nauczkę na przyszłość, że mądrych rad się słucha. Chociaż, z drugiej strony, więcej skarg nie było* – więc może to znów kwestia gustu i fakt, że wszystkim się nie dogodzi.

Zafundowałeś mi niezłą huśtawkę. Czytając Twój komentarz mruczałam na zmianę “ojoj!” i “uff!” :)

Bardziej się tu tłumaczyć nie zamierzam, zwłaszcza że sam mnie wytłumaczyłeś w co najmniej dziewięćdziesięciu pięciu procentach :)

 

Ale jest bardzo sympatyczna. Powiedziałbym nawet, że jest ciepła – wiesz, w takim bajkowym, fajnym stylu.

Miło mi, że tak brzmią ostatnie słowa Twojego komentarza :)

 

 

* a jak ktoś się krygował czy bał takową złożyć, to już jego wina :) – ja uwagi chętnie przyjmuję, nawet jeśli nie zawsze się do nich zastosuję .  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

A mi jest miło, że mogłem je napisać. Bo to dobre i, przede wszystkim, słuszne słowa. Choć może nie do końca oddają to, co chciałem, by było oddane. Albo inaczej: Sens chyba oddają, ale brakuje im mocy przekazu. Powiedzmy więc, że napisałem to zdanie… BARDZIEJ, niż je napisałem w rzeczywistości.

I nie, nie musisz się tłumaczyć. Tekst ładnie broni się sam.

 

Ukłon nocną porą

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

:)

Proroczych snów, Nocny Marku, gdy już w końcu położysz się spać :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Naprawdę sympatyczne opowiadanie, z wieloma ciekawymi pomysłami. Podobały mi się zwłaszcza nawiązania do tekstów, wysyłanie na Drugi Ołtarz, punkt widzenia nowicjusza, no i oczywiście Multikapłanka – aż strach do lodówki zajrzeć ;)

Późno tu przywędrowałem, ale jednak :)

Masz Ty, dziewczyno, fantazję – takie coś sobie wyśnić. Bardzo mi się ta świątynia podobała.

Aha, i jak to nie byłem wędrowcem? Przecież każdy z nas był. ;) 

Teyami – dziękuję za wizytę i miło, że się :) A do lodówki chyba możesz spokojnie zaglądać – primo – tam zimno, kto by chciał w zimnie siedzieć :) i secundo – Regulatorzy przecież nie taka straszna, by aż tak drżeć przed nią (chyba że jest się notorycznym przestępcą logicznym i gramatycznym ;) )

 

Unfallu – także dziękuję za miłe słowa :) Cieszę się, że widzisz się w wędrowcu :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przyczepiłbym się do dwóch słówek –

msza i cyborg

Pierwsze pada w procesie myślowym narratora, który akurat tu nie sprawia wrażenia wszechwiedzącego, ale i tak się przyczepię ;-).

“Msza” wybitnie nie pasuje na nazwę pogańskich obrzędów (nie mówię o czarnej mszy, jako “antymszy”), bo poza niektórymi chrześcijańskimi kościołami to słowo nie funkcjonuje. Dalej słusznie posługujesz się słowem “nabożeństwo”. Alternatywą byłaby “liturgia”. Słownik PWN zawęża liturgię do chrześcijaństwa, moim zdaniem niepotrzebnie – np. u Doroszewskiego nie ma takiego ograniczenia, w słowniku hiszpańskiego Hiszpańskiej Akademii Królewskiej pod analogicznym hasłem nie ma rozróżnienia, w oksfordzkim angielskiego jest mowa, że chodzi głównie o chrześcijaństwo, ale nie tylko.

Cyborg – w słowniku PWN podaje, że cyborg to “człowiek lub zwierzę, któremu niektóre narządy zastąpiono urządzeniami technicznymi; też: robot o wyglądzie człowieka lub zwierzęcia“. Imho dobrze byłoby wywalić końcówkę definicji i rozróżniać między cyborgiem – organicznym stworzeniem z technicznymi elementami a androidem (”robot łudząco podobny do człowieka, obdarzony inteligencją“). Może nie powinienem się wymądrzać, bo nie jestem znawcą science fiction, ale nie mogłem się powstrzymać : >. 

 

A co do samego tekstu :D :

Ciekawy pomysł. Sposób prowadzenia narracji na początku nieco mnie zniechęcił. Myślę, że miało być naturalnie, ale wolałbym bardziej “badaczawczy” sposób wysławiania się. W każdym razie, gdy sposób narracji zmienił się na trzecioosobowy, zaczęło mi się bardziej podobać. Przeczytałem komentarz Cienia (cały!) i w pewnym sensie jego zarzut naklejania etykiet manekinom jest słuszny, ale z drugiej strony biorąc pod uwagę liczbę autorów do których się odniosłaś, uważam, że inaczej się nie dało. Pod względem koncepcji fantastycznie sprostałaś wyzwaniu, moją wyobraźnię pobudziły postaci literatów-amatorów prowadzących na ołtarz swoje dzieci, gratuluję.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Czepiaj się, Nevazie, czepiaj :) Z takiego czepialstwa można wiele wynieść. 

Słowo “msza” użyłam z pełnym rozmysłem. Wyszłam z założenia, że człek ten prosty (który nawet nie zna definicji stożka ;) ), będzie szukał określeń mu najbliższych. Wiele razy katolicy zapominają, że istnieje określenie “pastor” i mówią “ten ich protestancki ksiądz”. By nie powtarzać, doszło nabożeństwo. Liturgia wydawała mi się zbyt wyrafinowana. 

Co do cyborga, przyznaję, że miałam wątpliwości. Ostatecznie jednak machnęłam ręką – to dzieło debiutanta, który ma prawo pomieszać i namotać – od tego będzie miał/ma kapłanów i akolitów, żeby go naprostowali :) 

 

Kolejny głos przeciwko pierwszej części – coraz bardziej biorę to do serca na przyszłość, żeby nie spsuć innych tekstów. 

 

A na koniec dziękuję za miłe słowa na koniec :) 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Z ciekawostek, zupełnie niezwiązanych z tematem, dodam, że w największym polskim protestanckim kościele, można powiedzieć (i zwykle mówi się) na księdza po prostu… “ksiądz” ^^.

 

Miłych słów nigdy dosyć!!!

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Z ciekawostek, zupełnie niezwiązanych z tematem, dodam, że w największym polskim protestanckim kościele, można powiedzieć (i zwykle mówi się) na księdza po prostu… “ksiądz”

Tego nie wiedziałam. Moi protestanccy znajomi o swoim zawsze mówią pastor, a ksiądz w ich wypowiedziach z kolei zawsze odnosi się do duchownego katolickiego. 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Bardzo ciekawa i przemyślana koncepcja, masę nawiązań do „naszej społeczności” i miejsca w którym dane nam jest publikować i się komunikować. Przywary i zalety, wymienione z humorem i dobrym smakiem.

Najbardziej podobała mi się winda Dzikowego oraz au­re­ole pu­bli­ca­lis, Chłopiec od grządki gadający do misia też był sympatyczny;) nie mówiąc już o człowieku ze smokiem:D

A teraz trochę pomarudzę;) Narracja z początku wydała mi się ciekawa, ale potem trochę zaczęła męczyć. Doczytałem jednak bez większego bólu, bo byłem ciekaw, co jeszcze mogłaś wymyślić:)

Twist na końcu bardzo potrzebny, bo mnie też doskwierał brak wyraźnej fabuły. Tak sobie myślę, że może wystarczyłoby zacząć sprzedawać trochę wcześniej tajemniczy przedmiot, przemycany przez wędrowca. Byłby wówczas jakiś element tajemniczości, np.:

„Mam nadzieję, że nie widzą pary wydostającej się z mojego plecaka. Boję się, że zauważą i zaczną pytać. Nie jestem jeszcze gotowy.”

albo

„Spojrzałem z niepokojem na człowiek, który stał za mną. Chyba nie poczuł poruszenia w mojej torbie. To nie właściwy czas i miejsce.”

Ale generalnie opowiadanie sympatycznie się czytało i bardzo mi miło, że się w nim znalazłem, choć… nie zdążyłem się zapisać do grona wyznawców;)

empatia

Najbardziej podobała mi się winda Dzikowego oraz aureole publicalis

Prawda? :) A czytałeś Windę, czy to tylko tak Ci się podobało (że tak powiem – zaocznie)?

 

Tak sobie myślę, że może wystarczyłoby zacząć sprzedawać trochę wcześniej tajemniczy przedmiot, przemycany przez wędrowca.

O, a na coś takiego nie wpadłam, a to dobry pomysł jest. Tym razem przepadł, trudno.

 

nie zdążyłem się zapisać do grona wyznawców

Eee, zgubiłam się – do czego nie zdążyłeś się zapisać? Do jakiego grona? Bo przecież zarejestrowanym użytkownikiem portalu jesteś…

 

Ale generalnie (że zacytuję) – cieszę się, że zajrzałeś i że ogólnie wyszło sympatycznie :)

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Skrót myślowy:/ Chodziło mi o to, że napisałaś pod tekstem, że starałaś się wymienić wszystkich wyznawców Bogini i dotarłem do wątku założonego przez Alex:) Nie miałem okazji dołączyć do czcicieli Regulatorzy. Troszkę mnie przez ostatnie tygodnie ominęło:/ Ale powoli nadrabiam:)

empatia

U mnie boginią jest Fantastyka :) Tamto, to co innego :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ok. Ale to tym bardziej nie wiem, czy się nadaję. Wiesz, że u mnie fantastyki, jak na lekarstwo, więc wyznawca ze mnie średni;) Ale mamy już chyba wszystko wyjaśnione. Do miłego.

empatia

Twój sen w postaci tego opowiadania jest kolejnym materiałem do poznawania NF dla wędrowca misia. Fajnie. :)

Koalo, :D

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nowa Fantastyka