- Opowiadanie: Teyami - Lalki nie krwawią

Lalki nie krwawią

Z góry ostrzegam, że nie jest to typowy horror, a raczej tekst z późniejszymi elementami horroru. Opowiadanie powstało głównie z  mojej miłości do urbeksu i klimatów stalkerskich. Chciałam odwzorować atmosferę zwiedzania opuszczonych miejsc, ale być może przesadziłam i uznacie, że w pierwszej połowie jest nudno. Cóż, oceńcie sami.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Lalki nie krwawią

Kiedy była mała, bała się patrzeć nocami w ciemne oczodoły zdewastowanego budynku, który widziała z okna. Wydawało jej się, że ta zapomniana ruina też ma duszę, że w milczącym gniewie uważnie obserwuje miasto i jego mieszkańców, którzy wydłubali jej oczy i doprowadzili do takiego stanu. Dziewczynka czuła niepokój przed nieznanym; przed zimnymi murami, za które od lat nie można było zaglądać, gdyż teren ogrodzony był wysokim płotem.

Ale lata minęły i wiele rzeczy się zmieniło. Kornelia nie była już małą dziewczynką, grożący zawaleniem budynek dawno został wyburzony, a dziecięce lęki przed nieprzeniknionymi murami zastąpiła fascynacja. Teraz to nie zniszczona budowla przyglądała się jej, lecz ona, Nela, niczym wolontariuszka z hospicjum, jeździła, by zobaczyć miejsca, które i tak skazane były na powolną śmierć.

– Tu chyba był pokój dla dziecka, co? – zagadnął Robert, gdy światło jego latarki natrafiło na kolorowy rysunek.

Nela podeszła, by przyjrzeć się temu z bliska. W wielu miejscach tynk odpadł już od ściany, tak, że przypominała ona ciało człowieka z poważną chorobą skóry, jednak dało się jeszcze dostrzec trzy wyblakłe, namalowane na niej misie. Gdy dziewczyna omiotła swoją latarką szerszy obszar, natrafiła na – znacznie już wyraźniejszy – koślawo wymalowany sprayem napis: "Jebać psy".

– Cholerni wandale – mruknęła. – Jakby nie mogli już bazgrać gdzie indziej.

– Sęk w tym – zauważył Robert, uśmiechając się krzywo – że mówisz to, gdziekolwiek jesteśmy.

Wzruszyła ramionami, niechętna, by podjąć dalszą rozmowę. Kochała milczenie, towarzyszące zwiedzaniu opuszczonych miejsc. Na co dzień uchodziła za osobę całkiem rozmowną, ale te momenty zbawiennej ciszy wśród bezlitosnego hałasu codzienności miały w sobie coś wyjątkowego. Ze starych murów naprawdę można było dużo wyczytać, wystarczyły tylko chęci, cierpliwość i skupienie.

Ruszyła dalej, uważnie oświetlając sobie drogę latarką. Przeszli do następnego pokoju. Ten był większy, a podłogę miał zawaloną różnymi śmieciami, deskami, i jakimiś brudnymi kawałkami materiałów. Pod przeciwległą do drzwi ścianą leżała też rama okienna, ale jej szyba – jak i dwóch innych okien w pokoju – była rozbita, zapewne od dawna. Wszystko, co kiedykolwiek miało jakąś wartość, musiało zostać już rozkradzione przez złomiarzy.

Nela dojrzała w kącie pokoju stos gazet. Podniosła jedną. Pokrywała ją gruba warstwa kurzu, ale dziewczyna już dawno przestała brzydzić się towarzyszącego takim miejscom brudu. Przez chwilę przyglądała się zapisanemu cyrylicą nagłówkowi, chcąc odkryć, jakimi wydarzeniami żyli mieszkający tu wcześniej ludzie, lecz w końcu stwierdziła z rezygnacją, że nic z tego nie zrozumie i pożałowała, że nigdy nie uczyła się rosyjskiego.

Dołączyła do stojącego przy oknie Roberta. Przez niemalże już pustą ramę okienną dało się dostrzec kilka innych mieszkalnych bloków. Z informacji, które czytała przed wyjazdem wynikało, że Pstrąże było miasteczkiem wybudowanym głównie dla żołnierzy oraz ich rodzin, i do wczesnych lat dziewięćdziesiątych należało do Armii Radzieckiej. Od czasu opuszczenia tych terenów przez Rosjan stało puste, przyciągając swym niesamowitym klimatem miłośników miejskiej eksploracji oraz poszukiwaczy przygód. Nela długo planowała tę wycieczkę i teraz, patrząc na ciemne kształty ponurych, pogrążonych w wieloletnim marazmie bloków, ledwo mogła uwierzyć, że w końcu tu jest.

– Może zrobimy mały postój? – Słowa stojącego obok niej Roberta zabrzmiały w tej ciszy niespodziewanie głośno. – Prawdę mówiąc, jestem już trochę głodny.

W pierwszej chwili chciała zaprotestować, pragnąc jak najszybciej zwiedzić wszystkie zakamarki osiedla, ale pomyślała, że przecież mają na to jeszcze całą noc i następny dzień. Poza tym jedzenie w takim miejscu też miało swój urok.

Usiedli na najmniej zaśmieconym fragmencie podłogi i wyciągnęli z plecaka zrobione rano w domu kanapki. Zgasili latarki, by nie marnować baterii. Blask zaglądającego do nich zza okna księżyca zupełnie im teraz wystarczał.

– Cieszę się, że istnieją jeszcze na świecie takie miejsca – stwierdziła Nela, przeżuwając kanapkę. – Choć niektórzy mówią, że powinni to wyremontować i oddać bezdomnym.

– Założę się, że jacyś bezdomni już tu mieszkają.

– Tak myślisz?

Robert wzruszył ramionami.

– Te szmaty przecież skądś się tu wzięły. Poza tym, wiesz, takie miejsce stwarza idealną kryjówkę dla kryminalistów. Nie mamy pewności, że obok nas, za ścianą, nie śpi teraz jakiś morderca lub zboczeniec.

– Próbujesz mnie przestraszyć? – Nela, lekko rozbawiona, uniosła brwi.

– Gdzieżbym śmiał! Hej, właśnie, zapomniałem ci powiedzieć. Mój kolega był tu dwa miesiące temu i mówił, że słyszał jakieś dziwne odgłosy. Podobno nawet raz coś mignęło mu w oknie. Serio, gdybyś widziała jego minę, gdy o tym opowiadał…

– Próbujesz mnie przestraszyć! – Pięść dziewczyny wystrzeliła w stronę Roberta w przyjacielskim kuksańcu.

Nela przypomniała sobie czasy, gdy w dzieciństwie chłopak opowiadał jej straszne historie przy ognisku. Wtedy naprawdę się bała, ale zawsze lubiła pokonywać ten lęk i słuchała opowieści do końca, nawet jeśli miała pół godziny siedzieć schowana w śpiworze.

Myśl o ognisku uświadomiła jej, że zrobiło się chłodniej. Nie czuła tego, gdy podniecona zwiedzała budynek, ale teraz dotarło do niej, że czas ciepłych, letnich nocy się skończył.

– Jest zimniej, niż myślałam – powiedziała cicho.

– Mówiłem, żebyś włożyła coś jeszcze.

Nie zaproponował, że da jej swoją bluzę, i Nela uśmiechnęła się mimowolnie. Chyba kochała go za to. Za to, że nie dawał jej kwiatów, wprawiając tym samym w zakłopotanie. Za to, że nie szeptał jej miłych słówek, by się przypodobać, nie zabierał jej na romantyczne kolacje do nudnych restauracji, lecz jeździł z nią w miejsca, w których mogli przeżyć prawdziwą przygodę. Za to, że spotykał się z nią teraz dość rzadko, że niczego od niej nie oczekiwał, że nie był jak jej chłopak, Wojtek. I choć od dziecka traktowała go jak przyjaciela, gdyby tylko kiedyś powiedział słowo, mogłaby być jego.

– To chodź, przejdziemy się – rzekł w końcu, wstając. – Trochę się rozgrzejesz.

Ostrożnie zeszli pogrążoną w mroku klatką schodową, dla bezpieczeństwa leciutko sunąc rękoma po zardzewiałej poręczy i uważając na wszelkie dziury, wystające pręty oraz ubytki w schodach. Gdy byli już na zewnątrz, zatrzymali się na chwilę, onieśmieleni zupełną ciemnością i otwartą przestrzenią, jaka się przed nimi rozpościerała.

Byli sami. Zupełnie sami, nie widzieli światła ulicznych latarni, nie słyszeli jadących w oddali pociągów. Nie mieli nad miejscem władzy, którą tak szczyci się cywilizacja, lecz byli gośćmi, łaskawie tolerowanymi przez naturę. Swoją sytuacją przypominali trochę zdobywających szczyty himalaistów – wiedzieli, że gdyby teraz coś się im stało, nie mogą liczyć na pomoc z zewnątrz.

– Pójdziemy zwiedzić inny blok? – zaproponowała Nela.

– Czemu nie – zgodził się chłopak, po czym wyjął z kieszeni dwie buteleczki gazu pieprzowego. – Weź jedną. O tej porze mogą się tu kręcić bezpańskie psy.

Zbliżyli się do innego z budynków mieszkalnych. Był bliźniaczo podobny do tego wcześniejszego, wybudowany w surowym, radzieckim stylu, zabrudzony od zewnątrz zaciekami. Obok widniała tabliczka: "Wstęp wzbroniony, grozi zawaleniem", jednak nieszczególnie się tym przejęli. Czym byłoby podobne zwiedzanie bez szczypty adrenaliny? Dopiero kiedy weszli do pierwszej klatki schodowej, zobaczyli, że została ona wysadzona, przez co blok rzeczywiście był w gorszym stanie i sprawiał wrażenie, jakby miał się rozpaść. Schody zaczynały się dopiero od drugiego piętra, a i tak wyglądały na niepewne; niżej zaś leżała tylko kupa porozbijanych cegieł.

– Dlaczego ktoś wysadził schody? – W głosie Neli zmieszały się złość i zawód.

– Wojskowi robili tu różne rzeczy. – Robert schylił się, by podnieść jakiś przedmiot. – Patrz, są nawet łuski po nabojach.

Widok łusek przypomniał jej Mirka, młodszego brata Roberta, i nagle ogarnął ją znajomy smutek. Świetnie pamiętała czasy, gdy jako dzieciaki we trójkę spędzali całe dnie na podwórku, ciągłymi krzykami denerwując sąsiadów. Mirek zawsze namawiał ich, by bawili się w wojnę i chwilami naprawdę miała już go dosyć, jednak teraz wiele by dała, by chłopak poprosił o to znowu. By poprosił o cokolwiek. Tymczasem od kilku lat Mirek nie mówił nic i prawdopodobnie nie rozumiał nawet kim jest, ani co się wokół niego dzieje.

Zerknęła ukradkiem na Roberta, ale nie chciała zaczynać tego tematu. Westchnęła tylko ciężko.

Przeszli do drugiej klatki, jednak sytuacja się powtórzyła. Gdy kierowali się ku trzeciej, tej na końcu budynku, dziewczyna zauważyła wystający zza rogu skrawek białego, błyszczącego materiału, który wśród panującej ciemności wydawał się niemal świecić.

– Ciekawe, co to jest – szepnęła, idąc powoli w tamtym kierunku.

– Poczekaj. – Robert złapał ją za ramię i przytrzymał. – Poczekaj, ja sprawdzę pierwszy.

– Jejku, nie zgrywaj teraz bohatera! – zniecierpliwiła się. – Przecież widzisz, że się nie boję!

Przyjaciel stanął naprzeciwko niej, zdecydowanie zagradzając jej drogę, po czym odezwał się tonem wyjątkowo poważnym:

– Wiem, że jesteś odważna. Ale tym razem poczekaj. Proszę.

Westchnęła, pokonana, i w milczeniu przyglądała się, jak chłopak znika za rogiem.

– I co? – zapytała, niezadowolona, że nie zdaje jej relacji na bieżąco.

Nie usłyszała odpowiedzi.

– Robert…?

Poczuła, jak dojmujący chłód przenika ją całą, jak w klatce piersiowej zalega rosnący ciężar, a ciało na moment sztywnieje. Co się, do cholery, mogło stać przez pół minuty? Do głowy w błyskawicznym tempie zaczęły przychodzić jej różne sceny z horrorów. Kiedyś otwarcie je wyśmiewała, teraz dławiący niepokój sprawiał, że nie byłaby w stanie zdobyć się na śmiech.

A jednak… przecież o to chyba chodziło, prawda? Nagle dotarło do niej, że przecież musi chodzić o to, by się przestraszyła. Kolejny dowcip tego durnia. No, po takim jak ten inaczej sobie porozmawiają.

Ruszyła w kierunku leżącego na ziemi białego materiału. Teraz widziała już, że jest śliski, porządny, tak bardzo różniący się od wszystkich porozrzucanych w opuszczonych miejscach szmat. Czuła przyśpieszone bicie serca, ale nakazywała sobie spokój. W lekko drżącej dłoni ściskała gotowy do użycia gaz. Przed samym rogiem zatrzymała się i odetchnęła głęboko. Kiedyś trzeba to zrobić.

Wyjrzała.

Jej mózg zdążył utrwalić tylko jeden, niewyraźny obraz, zanim silna ręka zasłoniła jej oczy, a druga popchnęła z powrotem za róg i objęła mocno. Dziewczyna krzyknęła, panicznie próbując wyrwać się z uścisku.

– Spokojnie, Nelka, to tylko ja! – syknął uciszająco Robert i oderwał dłoń od jej twarzy.

– Ty idioto! – krzyknęła, nie przejmując się, że jej głos niesie się tu na setki metrów. – Ty ostatni kretynie! Słyszałeś kiedyś o czymś takim, jak granice?! – Nagle uspokoiła się, dostrzegając, że on sam jest roztrzęsiony, a twarz ma ściągniętą dziwnym grymasem. – Co… co tam było?

– Nic wartego uwagi, możemy iść dalej.

– Ale ja nie chcę iść dalej. Chcę się dowiedzieć, co tam było, słyszysz?

– Zachowujesz się jak dziecko, które nie dostało cukierka – prychnął zirytowany.

– Robert. Muszę wiedzieć.

Westchnął. Pojedyncze słowo zabrzmiało w ciszy zapomnianego miasta niczym wyrok:

– Lalka.

Nelę przeszedł dreszcz. Dopiero teraz przywołała obraz, który zarejestrował jej mózg. Rzucona niedbale na trawę, ubrana w piękną, renesansową suknię duża lalka, z pomalowaną na biało twarzą.

– Skąd ona się tam wzięła? – zapytała drżącym głosem. – Musiała być bardzo droga.

– Nie wiem. – Robert pokręcił głową. – Nic już nie wiem. Chodź, wejdziemy do budynku przez okno, przecież mamy drabinkę linową.

Podeszli pod drzewo, którego gałęzie sięgały blisko okien i wspięli się na górę. Robert wybrał miejsce, które najbardziej nadawało się do zaczepienia drabinki i zarzucił ją. Dopiero za czwartym razem haki złapały, ale przynajmniej trzymały mocno. Młodzi ludzie weszli powoli do opuszczonego bloku.

Jego stan rzeczywiście był opłakany. Drzwi leżały wyłamane z zawiasów, drewniana posadzka skrzypiała pod każdym postawionym krokiem. Ściany pokrywał grzyb, a w wielu miejscach zostały już same cegły. Nela po raz pierwszy wzięła pod uwagę, że budynek rzeczywiście niedługo może się zawalić.

W podłodze zauważyła sporą wyrwę. Gdy spojrzała w głąb, a skierowane tam światło latarki zniknęło w mroku, poczuła ucisk w żołądku. W tych kilkupiętrowych przepaściach było coś, do czego nie potrafiła się przyzwyczaić nawet po tylu latach. Przecież tak łatwo do nich wpaść! Jasne, zwykle szybko dało się je zauważyć i omijać, ale ile takich uda się ominąć, zanim podczas wesołej rozmowy do którejś się wpadnie i w ułamku sekundy skończy jako krwawa miazga, kilkanaście metrów niżej?

Nagle wydało jej się, że coś usłyszała. Zastygła w bezruchu, czekając, aż dźwięk się powtórzy. Wbrew jej niemym błaganiom powtórzył się. Gdzieś z góry, z wyższego piętra, dobiegało ciche stukanie, jakby ktoś chodził po pokoju.

– Słyszysz to? – zapytała szeptem, bezskutecznie usiłując przełknąć ślinę.

– Słyszę. – Twarz Roberta zdradzała napięcie. – Coś chyba jest na górze.

– Nie powinno tam być. Przecież schody są wysadzone, niczego nie powinno tam być! – Dziewczyna czuła, że zaraz zacznie panikować. Spokojnie, próbowała pocieszyć się w myślach. Jeszcze nic się nie dzieje.

– Chodź, sprawdzimy to.

– Chyba żartujesz. Wróćmy do auta, dobra?

Chłopak pokręcił głową i złapał ją za rękę.

– Chcę tam pójść. Przecież jeśli teraz odjedziemy, do końca życia nie da nam to spokoju. Może rzeczywiście ktoś tam jest i potrzebuje pomocy. Muszę sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi.

Nela patrzyła, jak Robert idzie w kierunku wyłamanych drzwi. Świadomość, że coś lub ktoś jest tak blisko nad nimi, w mieście, które uznawali za opuszczone, sprawiała, że czuła się naprawdę nieswojo. Jaki człowiek chciałby przebywać w takiej ruinie, gdy obok miał bloki mniej zniszczone? Chyba że to wcale nie był człowiek…

A jednak w głosie Roberta było coś, co kazało jej ruszyć za nim. Jak wiele razy w przeszłości, tak i teraz nie potrafiła mu odmówić. Co takiego miał w sobie? Nie chodziło tu raczej o zwykłą pewność siebie – było to coś, czego dziewczyna nigdy nie umiała zdefiniować.

Z piętra, na którym się znajdowali, dało się już wejść na górę zwykłymi schodami. Szli obok siebie, oświetlając sobie drogę latarkami, jednak na półpiętrze Nela stanęła jak wryta, a dłoń z latarką nieświadomie powędrowała w dół.

To, co zobaczyła na następnym piętrze, zdumiało ją. W tym zrujnowanym bloku, tuż przy rozpadającej się niemal klatce schodowej, zaczynał się korytarz, jaki mógłby się mieścić w pałacu. Ściany wyłożone były karmazynową tapetą ze złotymi wzorami, podłogę przykrywał wykwintny dywan, a z sufitu zwisały trzy zdobione lampy, promieniujące klimatycznym, żółtawym światłem.

Gdzie była? Gdzie znajdowała się teraz, w tym momencie, a gdzie była przed chwilą? Z rosnącą paniką próbowała sobie przypomnieć, ale wrażenie nierzeczywistości sytuacji było tak silne, że na niczym nie mogła skupić myśli. Zaczęło jej się kręcić w głowie i pomyślała, że może to i dobrze, że jeśli obraz się rozmywa, to pewnie zaraz obudzi się ze snu, w którym jest teraz…

– Dobrze się czujesz?

Silny uścisk Roberta, który poczuła na ramieniu, szybko przywrócił ją do rzeczywistości. Mrugnęła parę razy i spojrzała na niego wzrokiem pełnym niepokoju.

– Co to jest? – wyszeptała. – Jakim cudem…?

Wzruszył ramionami i w skupieniu pokręcił głową.

– Chodź dalej.

Była zbyt zdezorientowana, by protestować, by zadawać sensowne pytania. Bez słowa poszła za Robertem pięknym korytarzem, a później posłusznie weszła za nim do pokoju, który ten jak gdyby nigdy nic otworzył kluczem.

Po raz kolejny widok wprawił ją w osłupienie. Tu ściany były ciemne, prawdopodobnie granatowe, ale w pomieszczeniu nie paliła się żadna lampa, więc nie miała pewności. Ogromny, prawie pusty pokój rozjaśniony był tylko wpadającym przez okna bladym światłem księżyca. A naprzeciwko okien, odwrócone do niej tyłem, stało coś, co przypominało tron.

– Usiądź – powiedział nagle Robert. – Nie krępuj się, to twoje miejsce.

Myśli Neli nagle pognały do przodu z zaskakującą prędkością i dziewczyna prawie się roześmiała. Może to był rodzaj romantyzmu? Romantyzmu osoby, która tak jak ona kochała klimaty opuszczonych budynków? Może ona głupia się tak wystraszyła, a Robert – choć nigdy by się tego po nim nie spodziewała – właśnie zamierzał jej się oświadczyć?

Usiadła na wskazanym miejscu.

– Chciałeś mi zrobić niespodziankę? – zapytała z uśmiechem, tonem, jakby nagle doznała olśnienia. Jednak jej głos przeraził ją samą. Był pełen rozpaczy, desperackiej, irracjonalnej nadziei.

Robert uśmiechnął się z dziwną satysfakcją.

– O tak.

A potem jego głos zmienił się nie do poznania i suchym tonem przywykłym do posłuszeństwa, bez podnoszenia głosu, bardziej powiedział niż zawołał:

– Ula.

Z kąta pokoju niemalże bezszelestnie wysunęła się szczupła sylwetka i Nelę przeszedł silny dreszcz. Postać ubrana była w piękną, falbaniastą sukienkę, a twarz miała pomalowaną na biało. Puste oczy patrzyły wyczekująco na Roberta. Lalka, przyszło dziewczynie do głowy. Lalka, taka jak tamta.

– Królowa przybyła – oznajmił chłopak. – Okaż szacunek.

Pomalowana dziewczyna bez słowa oddała jej cześć, kłaniając się przed tronem. Nela poczuła się bardzo, bardzo głupio. Ogarnęło ją wrażenie, że wbrew woli gra w jakimś szalonym przedstawieniu. Nie chciała tego wszystkiego. Chciała stąd jak najszybciej odejść, wrócić do normalnego życia, znów usłyszeć gwar na zatłoczonych ulicach…

– Przestań, Robert – wyszeptała błagalnie. – To przestaje być śmieszne.

Zupełnie zignorował jej słowa. Nawet na nią nie spojrzał. Popatrzył za to na Ulę.

– Rozbieraj się – nakazał. – Oddaj królowej sukienkę. Tobie i tak nie będzie za chwilę potrzebna – dodał z perwersyjnym uśmieszkiem.

Nela nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Z czystym przerażeniem patrzyła, jak dziewczyna o białej twarzy bez żadnego sprzeciwu ściąga sukienkę i ją jej podaje. Nela nigdy by jej nie założyła. Nigdy by jej nie założyła w takich okolicznościach sama z siebie, ale napotkała wzrok Roberta. Kazał jej. Kazał to zrobić, a ona, mimo że przeczuwała, co stanie się dalej, nie mogła się sprzeciwić.

– Tamto pod blokiem – zdołała tylko wykrztusić, gdy już się przebrała – tamto pod blokiem to też nie była lalka, prawda? – Jej umysł, jakby wiedząc, że zostało mu już niewiele wolności, nagle ukazał cały obraz, który wtedy zobaczyła zza rogu, łącznie z tym, co wcześniej podświadomie odrzuciła. – To nie była lalka – załkała. – Lalki nie krwawią.

– Nie – potwierdził jej domysły Robert, zupełnie obojętnym głosem. – To była Nina. Ale Nina to już przeszłość. Teraz jesteś ty. – Podszedł do niej i położył jej rękę na twarzy. Wyrywała się, jednak mocnym strumieniem swojej myśli szybko udało mu się ją uspokoić. A potem, tak jak planował od początku, zupełnie pozbawić świadomości istnienia. – Królowa Kornelia… Czyż to nie brzmi dostojnie?

 

*  * *

 

Odkrył swoją zdolność już dawno. Kiedy biegł w stronę młodszego brata, nie rozumiejącego, że tym razem nie ma w dłoni zabawki, z całej siły pragnąc powstrzymać go przed strzeleniem sobie z uśmiechem w głowę. Nie strzelił. Jednak tak mocna myśl narzucona przez inny umysł pozbawiła go możliwości późniejszego samodzielnego myślenia i chłopiec na zawsze stał się kaleką.

Ale, oczywiście, wszystko na świecie da się wykorzystać. Zajmowanie się zrobionymi przez siebie lalkami, budowanie im domku w opuszczonym mieście stało się dla Roberta prawdziwą pasją. Mimo przeciętnego wyglądu mógł mieć każdą, nawet te najpiękniejsze. I miał. Z ich wszystkich tylko Nina wykazała się wystarczającą siłą woli, by w przebłysku świadomości zabić się, wyskakując z okna. Zdumiało go to i zdenerwowało, owszem. Ale już się tym nie martwił.

Poprzednie lalki były tylko wstępem, marnym zamiennikiem. Tak naprawdę zawsze kochał tylko Nelę i wiedział, że to ona kiedyś zasiądzie na tronie. Nie musiał zniżać się do pytań, czy chce z nim być, nie musiał już patrzeć, jak całuje się z innym. Teraz miał ją tylko dla siebie, mógł z nią robić, co mu się spodoba.

Wyrywała się, to fakt. Tak jakby niczego nie rozumiała. Przecież dbał o swoje lalki, kupował im najdroższe ubrania i zapewniał warunki jak w pałacu. A to, że czasem one też musiały dać coś od siebie, czy że nie mogły żyć jak zwykłe kobiety? No cóż, przecież nic nie jest za darmo.

Zresztą nie widział powodu, by przejmować się tym, co wolałaby Nela. Przecież, jak sama zauważyła, lalki nie krwawią.

Koniec

Komentarze

Ojć, Teyami, ale dałaś czadu. Cieszę się, że jest wczesne popołudnie, a zza chmur wyszło słońce. I że obok mnie leż prawdziwy pies.

Udało Ci się stworzyć kapitalny nastrój, zaskoczenie też było pełne – nie spodziewałam się zagrożenia dla KOrnelii z tej strony (nie napiszę konkretniej, żeby nie spoilerować).  Troszkę zmieniłabym zakończenie. Wywaliłabym te dwa zdania: Chyba tego nie chciała. Chyba wolałaby żyć, myśląc samodzielnie. Nie sądzę, żeby miał tego typu rozterki. Za to wcześniej wstawiłabym zdanie lub dwa wyjaśnienia, dlaczego najpierw była tu Nina i Ula – że próbował na nich swoich sił.

Bardzo, bardzo na plus yes

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Co miałem do napisania o Twoim tekście, zawarłem w jednym naciśnięciu klawisza myszki.

 

Bardzo fajne opowiadanie, ten klimat opuszczonych budynków świetny. Nie nudziłem się:) Jakoś tak Szczurołap mi się przypomniał.

– Próbujesz mnie przestraszyć! – Pięść dziewczyny wystrzeliła w stronę Roberta w przyjacielskim kuksańcu.

Samo uderzenie w bark jest już przyjacielskie, wg mnie trochę nad-opisałaś tutaj (a co, wymyśliłem słowo).

Nela przypomniała sobie czasy, gdy w dzieciństwie chłopak opowiadał jej straszne historie przy ognisku.

I nie wiem, the chłopak, a chłopak?

Mówiłem, żebyś ubrała coś jeszcze.

Nela nigdy by jej nie ubrała.

Ale zaraz przyjdą normatywiści i Cię zlinczują:)

Chyba kochała go za to.

Chyba kochała czy chyba za to?

I choć od dziecka traktowała go jak przyjaciela, gdyby tylko kiedyś powiedział słowo, mogłaby być jego.

Ja się mogę nie znać, ale zdarza się coś takiego?

 

Scena z lalką na ziemi trochę mało prawdopodobna, Nela chyba chciałaby ją obejrzeć?

coś nieuchwytnego, czego dziewczyna nigdy nie umiała zdefiniować.

Lekkie masło maślane:)

 

Ostatniego zdania nie zrozumiałem.

Mr-D – pierwsze zdanie, jak dla mnie, jest poprawne i wcale nie nad-opisane. Gdyby nie było o przyjacielskim kuksańcu pomyślałabym, że dziewczyna przywaliła naprawdę mocno i złośliwie. W bark też można przywalić, aż zadudni i zaboli.

Drugie zdanie też ok.

Trzecie  czwarte – masz całkowitą rację: założyła

Piąte zdanie – się czepiasz!!!

Piąte – może się zdarzyć.

Nela chciała, ale była wystrachana i Robert to wykorzystał, żeby ją zabrać na pięterko.

Ostatnie zdanie – faktycznie leciutkie jest, ale chyba ujdzie.

Tyle mojej obrony. Jak wpadnie Reg, znajdzie pewnie więcej :-)

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

bemik: pierwsze zdanie jest poprawne. Gramatycznie. Tylko na mnie (a jak na mnie to zakładam, że na wielu innych ludzi, bo gust mam wyjątkowo proletariacki) lepiej działa akcja/przedmiot/dialog niż przymiotnik. Lepiej zadziała jeśli domyślisz się z kontekstu, że bohaterowie mają wielką frajdę, niż napiszesz “mieli wielką frajdę”.

Drugie zdanie: to o którego chłopaka chodzi? Roberta?

Nie czepiam się, tylko pytam:)

Piąte: czyli cała internetowa mądrość na temat friend zone to ściema? Czuję się oszukany.

Mój kolega był tu jakieś dwa miesiące temu i mówił, że w jednym z okien zobaczył ducha. Serio, gdybyś widziała wtedy jego minę…

– Próbujesz mnie przestraszyć!

W tym miejscu przydałoby się więcej tego straszenia, nim pojawi się zarzut dziewczyny. Zrezygnuj ze słowa duch – zastąp go jakimś plazmatycznowydumanym cieniem, jękiem czy czymś takim. Będzie dłużej, klimatycznie.

 

niezidentyfikowany chłód – nie pasuje mi

przed strzeleniem sobie z uśmiechem w głowę – lepiej ten uśmiech wrzucić do osobnego zdania

Czytałaś może “Horyzont zdarzeń” Sunny Moralne – krótkie opowiadanie z NF? Zaczyna się “We wtorki i czwartki chodziliśmy karmić dom”, a Twoje opowiadanie do pewnego momentu wykorzystuje te same motywy (”relacja przyjacielska”, dom, tajemnica), a dopiero w końcówce idzie w inną stronę. Od pierwszego już akapitu mi się z nim kojarzyło – nie mogłem się wyzbyć tego wrażenia.

 

Generalnie nie mam zarzutów względem tekstu, bo czytało mi się dobrze, wciągało, a jakieś luki w manierze pisarskiej były drobnostkami w skali całości. Jedyna kwestia – to te zbyt usilne skojarzenia z innym opowiadaniem.

I moim zdaniem – końcówka (ta po gwiazdkach) jest jakby nie na miejscu. Ja wolałbym niedopowiedzenia, tj. rozrzuconą “końcówkę” po całej obojętości tekstu. W różnych miejscach, ot, np. w “straszeniu”, które wskazałem na początku komentarza.

Ja na szczęście skojarzeń z innym tekstem nie miałam. Natomiast zapomniałam  napisać, że tytuł jest po prostu REWELACJA. Już przy nim miałam ciary.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Brrr…

Czytając (w przerwach miedzy jednym zdaniem a drugim w pracy, w biały dzień, przy biurku), miałam ochotę schować się do kąta, pod kołderkę i udawać, że mnie nie ma. I to od samego początku. Bo chociaż bardzo podoba mi się pomysł zwiedzania opuszczonych budynków, to sama nie mam odwagi tego zrobić. Raz się tylko wybrałam na taką wycieczkę – w środku słonecznego dnia, ale miałam takiego pietra, że zmykałam z duszą na ramieniu i wyobrażeniem tysięcy duchów za plecami i nawet na piętro nie dotarłam. 

Pal sześć końcówkę, która chyba nieco za dużo i zbyt łopatologicznie wyjaśnia. Opowiadanie jest rewelacyjne.  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Tekst, aż do trochę zbyt rozwleczonej końcówki, jest świetny. Lalki… nienawidzę lalek, przerażają mnie, małe cholery. Twoje opowiadanie zatem – me gusta :D. Końcówka nieco zepsuła klimat, ale to tylko moje zdanie, po prostu bardziej mi się podobała aura tajemniczości i niepokoju na początku opowiadania. 

Ogółem – świetnie, bardzo mi się podobało, też plasnę w bibliotekę. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

To jest dobre!

 

Pomyślałem, zerknę, skubnę trochę i pewnie nie doczytam do końca.

Ale jakże srodze się pomyliłem i jak niesłusznie i okrutnie oceniłem tekst zaledwie po tytule. 

Dobre opowiadanie z zaskakującym (udanym i niesztampowym) finałem.

 

Jeśli jeszcze się załapię, to kliknę bibliotekę!

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Kliknęłam na bibliotekę, ale po odświeżeniu widzę, że już się nie załapałam.

Bardzo mi się podobało. Klimat, niepokój, pozory bezpieczeństwa – miodzio. Finał zaskakuje, choć sama końcówka trochę traci w stosunku do reszty na owym klimacie, ale i tak godne polecenia.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Klik­nę­łam na bi­blio­te­kę, ale po od­świe­że­niu widzę, że już się nie za­ła­pa­łam

No pewnie, że nie ;) Nazgul jest szybki jak kobra!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Komentarze przeczytałam już dawno, ale dopiero teraz wróciłam z pracy i mogę odpisać. Coś mi się wydaje, że wyjdzie to niewiele krótsze, niż samo opowiadanie.

 

Moja pierwsza myśl – co jest z tym dniem?! Dostałam się na studia, które chciałam, dyrektorka nie opieprzyła mnie za spóźnienie, i jeszcze pierwszy raz w życiu wskoczyłam do biblioteki o.O

 

Szczerze? Jestem zdziwiona. Skłamałabym mówiąc, że się nie cieszę, ale nie byłam pewna, czy takie klimaty do innych trafią (i jeszcze kobita jako główny bohater, co u mnie się prawie nie zdarza). Poza tym zawsze byłam przekonana, że nie umiem stworzyć creepy nastroju. Patrzcie państwo, całe życie w kłamstwie…

 

Bemik -> Jej, Bemik, jaka Ty zawsze miła jesteś :D Bardzo się cieszę, że tak Ci przypadło do gustu. Pomyślę jeszcze, jak zmienić te ostatnie zdania. A co do późniejszego komentarza odnośnie tytułu – ostatnio właśnie stwierdziłam, że muszę się przy nich bardziej wysilać, bo u innych to cenię, a ja raczej chodziłam na łatwiznę.

 

Adam -> Dziękuję Ci wielce :) Jak szło to przysłowie? Mowa jest brązem, milczenie srebrem, a biblioteka złotem! Czy jakoś tak…

 

Mr_D -> Wygrałeś… ee… cukierka, jeśli się kiedyś spotkamy. W sensie, zastanawiałam się właśnie, kto pierwszy wspomni coś w komentarzach o słynnym friendzonie :D Co do zarzutów: 1. przyjacielskiego jednak zostawię, 2. tutaj "the chłopak" wydawał mi się oczywisty, ale zapomniałam, że teraz i dzieciaki szukają sobie sympatii ;), 3. zaraz poprawię, 4. chyba kochała, więc wydaje mi się, że szyk jest dobry, 5. z tego co się orientuję, zdania są podzielone ;) 6. no chciała, chciała obejrzeć, ale Robert ją odciągnął, 7. to też zaraz poprawię.

 

Sirin -> Masz rację z tym straszeniem, pokombinuję. Akurat to zdanie poprawiałam w ostatniej chwili, więc zgodnie z pierwszą zasadą pisania, jest nieco schrzanione ;) Chłód też zmienię. Co do opowiadania, o którym wspominasz – wierz lub nie, nie czytałam. Powiedziałabym nawet, że do tej pory jakoś tak wyszło, że niczego nie czytałam wydanego w NF, ALE nie powiem, bo mnie tu zlinczują :p

 

Śniąca -> Fajnie, że opowiadanie wywarło takie wrażenie. A te wycieczki to naprawdę ciekawa rzecz, ostatnio na przykład wśród szeregu zwykłych domków jednorodzinnych znalazłam niepozorny domek, który miał w środku ściany rzeźbione jak w jakimś dworku sprzed kilkuset lat. Aż się człowiekowi serce kraja, że takie obiekty popadają w ruinę. Ale rzeczywiście przy podobnych miejscach radzę uważać – duchy jak duchy, ale mnie bardziej straszą ochroniarze i rozrzucone czasem na podłogach strzykawki po narkotykach :p

 

Gravel -> Mnie też lalki przerażają (choć nie mogą się równać z klaunami i Buką :D)! I w sumie ich motyw wykorzystywany jest w horrorach dość często, ale miałam nadzieję, że w takim wydaniu jeszcze ich nie było. Co do końcówki wypowiem się niżej.

 

Nazgul -> "To jest dobre!" to taki jakby level up od "To nie jest złe!", nie? Fajnie, zawsze lubiłam wbijać levele :D I gratuluję refleksu, Nazgulu Szybki Jak Kobra.

 

Alex -> Cieszę się, że i Tobie się podobało. A biblioteka zaliczona, dobre chęci najważniejsze! :D

 

No i jeszcze ogólna odpowiedź na powtarzające się zarzuty odnośnie końcówki, a raczej jej formy.

Zgadzam się z nimi. Zgadzam się z tym, że nieco psuje klimat i nie ma w sobie jakiegoś literackiego bum, a jednak dałam wcześniej parę hintów i chciałam, żeby całość się wyjaśniła. Owszem, najlepiej by to było wcisnąć pomiędzy tekst, podzielić na jakieś przebłyski, ale wydaje mi się, że to by zbyt wiele zdradziło.

W każdym razie dziękuję wszystkim za komentarze i uwagi.  

Hmmm. Wyłamię się, ale mnie nie wystraszyło, chociaż zaczęłam czytać po północy.

OK, plus za nieoczekiwane zakończenie, lalki faktycznie nietypowo wykorzystane… Może ja po prostu nie lubię horrorów. W pewnym momencie miałam wrażenie, że tytuł zbyt wiele zdradza.

Kochała milczenie, towarzyszące zwiedzaniu opuszczonych miejsc. Na co dzień uchodziła za osobę towarzyską, ale te momenty zbawiennej ciszy wśród bezlitosnego hałasu codzienności miały w sobie coś wyjątkowego.

Powtórzenie.

zdołała tylko wykrztusić, gdy już ubrała sukienkę

To popraw jeszcze tutaj…

Babska logika rządzi!

Owszem, stworzyłaś nastrój, tajemniczy klimat, nawet zaintrygowałaś lalką, ale zupełnie nie rozumiem, co może być fascynującego w opuszczonych starych domach, w dodatku zdewastowanych i niebezpiecznych, bo grożących zawaleniem. Nijak nie mogę pojąć, dlaczego bohaterowie odwiedzali takie miejsca. Czego oni tam szukali? Co spodziewali się znaleźć. Nie wykluczam, że coś mi umknęło i stąd niezrozumienie.

Przeczytałam bez większej przykrości, ale i bez nadmiernego zachwytu.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenie.

 

pod­ło­gę miał za­wa­lo­ną róż­ny­mi śmie­cia­mi, de­ska­mi, i ja­ki­miś brud­ny­mi szma­ta­mi, po­roz­rzu­ca­ny­mi w zu­peł­nym bez­ła­dzie. – Zdziwiłabym się, gdyby śmieci na podłodze były schludnie ułożone i posegregowane. ;-)

 

Przez mętne reszt­ki po­zbi­ja­nych szyb dało się do­strzec kilka in­nych miesz­kal­nych blo­ków. – Skoro szyby były zbite, to inne bloki chyba łatwiej było dostrzec przez okna pozbawione szyb.

 

Z in­for­ma­cji, jakie czy­ta­ła przed wy­jaz­dem wy­ni­ka­ło… – Z in­for­ma­cji, które czy­ta­ła przed wy­jaz­dem wy­ni­ka­ło

 

Pięść dziew­czy­ny wy­strze­li­ła w stro­nę Ro­ber­ta w przy­ja­ciel­skim kuk­sań­cu. – Jeśli pięść wystrzeliwuje, to nie wydaje mi się, że w przyjacielskim celu.

Może: Dziewczyna szturchnęła Roberta przyjacielskim kuksańcem.

 

– Mó­wi­łem, żebyś ubra­ła coś jesz­cze. – Może choinkę?

Mó­wi­łem, żebyś włożyła coś jesz­cze.

Ubrań się nie ubiera! Za ubieranie ubrania powinnaś trzy godziny klęczeć na grochu, z rękami w górze!

 

Nie mieli wła­dzy nad miej­scem, którą tak szczy­ci się cy­wi­li­za­cja, lecz byli go­ść­mi, ła­ska­wie to­le­ro­wa­ny­mi przez na­tu­rę. – Raczej: Nie mieli nad miejscem wła­dzy, którą tak szczy­ci się cy­wi­li­za­cja

 

po czym wyjął z kie­sze­ni dwie bu­te­lecz­ki gazu pie­przo­we­go. – Weź jeden. – …po czym wyjął z kie­sze­ni dwie bu­te­lecz­ki gazu pie­przo­we­go. – Weź jedną.

Piszesz o buteleczkach.

 

niżej zaś le­ża­ła tylko kupa po­ła­ma­nych ce­gieł. – Raczej: …niżej zaś le­ża­ła tylko kupa po­tłuczonych/ porozbijanych ce­gieł.

 

Wy­obraź sobie, że nie boję się zwy­kłej szmat­ki! – Skąd wiedziała, że to szmatka, w dodatku zwykła? Czy zaciekawiłaby ją zwykła szmatka?

 

Przy­ja­ciel sta­nął na­prze­ciw­ko niej, zde­cy­do­wa­nie za­gra­dza­jąc jej drogę. Po­pa­trzył jej w oczy i ode­zwał się tonem wy­jąt­ko­wo po­waż­nym: – Nadmiar zaimków.

 

Po­czu­ła, jak nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ny chłód prze­ni­ka ją całą… – Może: Po­czu­ła, jak przejmujący/ dojmujący chłód prze­ni­ka ją całą

 

Czuła przy­śpie­szo­ne bicie swo­je­go serca, ale na­ka­zy­wa­ła or­ga­ni­zmo­wi się uspo­ko­ić. – Może:  Czuła przy­śpie­szo­ne bicie serca, ale na­ka­zy­wa­ła sobie spokój.

Czy mogła czuć bicie cudzego serca?

Czy organizmowi można cokolwiek nakazać?

 

Gdy spoj­rza­ła wgłąb… – Gdy spoj­rza­ła w głąb

 

W pod­ło­dze za­uwa­ży­ła sporą wyrwę. […] W tych kil­ku­pię­tro­wych dziu­rach było coś… – Zobaczywszy wyrwę w podłodze, nie zobaczę kilkupiętrowej dziury. No, chyba że szyb windy/ zsypu.

Może: W tych kilkupiętrowych przepaściach było coś

 

Silny uścisk Ro­ber­ta, jaki po­czu­ła na ra­mie­niu… – Silny uścisk Ro­ber­ta, który po­czu­ła na ra­mie­niu

 

nie świe­ci­ła żadna lampa, więc nie miała pew­no­ści. Ogrom­ny, pra­wie pusty pokój oświe­tlo­ny był tylko wpa­da­ją­cym przez okna bla­dym świa­tłem księ­ży­ca. – Powtórzenia.

Może: …nie paliła się żadna lampa, więc nie miała pew­no­ści. Ogrom­ny, pra­wie pusty pokój rozjaśniony był tylko wpa­da­ją­cym przez okna bla­dym świa­tłem księ­ży­ca.

 

Po­ma­lo­wa­na dziew­czy­na bez słowa po­kło­ni­ła się przed tro­nem, od­da­jąc jej cześć. – Ze zdania wynika, że tron, któremu dziewczyna oddała cześć, jest rodzaju żeńskiego. ;-)

 

Nela nigdy by jej nie ubra­ła. Nigdy by jej nie ubra­ła w ta­kich oko­licz­no­ściach […] zdo­ła­ła tylko wy­krztu­sić, gdy już ubra­ła su­kien­kę… – Przypominam, że odzieży się nie ubiera! ;-)

 

z całej siły pra­gnąc po­wstrzy­mać go przed strze­le­niem sobie z uśmie­chem w głowę. – Może: …z całej siły pra­gnąc po­wstrzy­mać go, zanim, roześmiany/ śmiejąc się, strzeli sobie w głowę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Finkla → Dzięki za komentarz, ktoś się wyłamać musi! Właśnie się zastanawiałam, czy ten tytuł nie będzie zbyt mocno naprowadzał, ale zmieniać go nie planuję. Powtórzenie już wywaliłam, co do tego drugiego – poprawiłam, gdy Ty czytałaś ;)

 

Reg → Reg, Reg, Reg… Rzeczywiście jesteś niezastąpiona ;) Tak tylko mi się stopniowo banan na twarzy powiększał, jak zobaczyłam, ile wyłapałaś. I wybacz, ale dzisiaj już tego nie poprawię, bo spać mi się chce i usuwając jedne błędy porobiłabym kolejne. A co do opuszczonych starych domów jako takich – cóż, niektórzy to czują, inni, kiedy o tym wspomnę, patrzą jak na wariatkę. Zależy od człowieka i upodobań :)

Ogromnie się cieszę, jeśli udało mi się pomóc. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, ja mieszkam w miejscu, które słynie na całą Polskę właśnie z tego, że mamy tu opuszczony (choć obecnie w remoncie) ośrodek wypoczynkowy, będący w rzeczywistości niemal zupełnie samowystarczalnym mini-miasteczkiem. Czytałaś zresztą – a nawet chwaliłaś – opowiadanie, którego akcja dzieje się w miejscu wzorowanym na tym właśnie miasteczku. I uwierz mi, ludzi naprawdę fascynują takie miejsca; związane z nimi niebezpieczeństwo (bo poruszanie się po niektórych budynkach naprawdę jest niebezpieczne), ponura historia ich świetności i upadku, nierozerwalnie związana z pełnym niedowierzania pytaniem: “Jak, kurwa, można było doprowadzić ośrodek do takiego stanu?” (a na które ja, jako wieloletni, a przy tym mocno już znudzony tematem okazyjny przewodnik, znam odpowiedzi, przynajmniej częściowo), niepowtarzalna atmosfera strachu i osamotnienia, nieco podobna do tej z wszelkiego rodzaju krypt i grobowców. Słowem, odwiedziny w takich miejscach dostarczają sporo mocnych wrażeń. I niezapomnianych, a przy tym nieraz, mimo porażającej brzydoty i okaleczenia samych budynków, pięknych widoków.

W każdy ciepły weekend między kwietniem a październikiem przyjeżdża tu tylu ludzi, że gdybym otworzył kramik z pamiątkowym gruzem i sprzedawał go po dziesięć groszy za sztukę, w ciągu jednego – dwóch sezonów zarobiłbym tyle, by kupić i odnowić cały ośrodek. A przecież obecnie – pomijając może te budynki, które są w remoncie (a które prawdopodobnie i tak nie dostaną szansy na swoją drugą młodość; witamy w Polszy), i te, które zostały wyburzone – cały ośrodek wygląda jak jedno, wielkie wysypisko śmieci, gruzu i negatywnych ludzkich emocji; dwa dziesięciolecia wyładowywania się zarówno na budynkach jak i ich wyposażeniu zrobiły swoje. Niestety.

Pamiętam bowiem czasy, kiedy Kozubnik jeszcze działał, przynajmniej częściowo, i czasy tuż po tym, jak został opuszczony. Bo “opuszczony” to chyba najlepsze możliwe słowo: wszystko było na miejscu, praktycznie niezniszczone i nieruszone, budynki w doskonałym stanie… Tylko ludzi brakowało. Zupełnie, jakby wszyscy nagle gdzieś przed chwilą wyszli – wyszli, i nigdy nie wrócili.

Opuszczone miasteczka fascynują równie mocno, co stare zamki, jaskinie, monumentalne katedry, czy widoki ze szczytów gór. A może i bardziej, bo prócz tego, że same w sobie potrafią oczarować, stanowią też żywy (martwy?) dowód miałkości i ułomności człowieka i dzieł jego – pyłem jesteś i z pyłu pałace sobie tworzysz.

 

Co do samego opowiadania – bo nie zapomniałem o nim – zachwytu jednak nie ma. Jest napisane bardzo ładnie, więc czytałem z przyjemnością (zwłaszcza, że nie będąc Reg, nie widziałem ani części mankamentów, które dostrzegła Ona), klimat opuszczonych budynków i miasteczek też bardzo udatnie oddałaś – a wiem co mówię, bo i za dnia i nocą niejedną wędrowałem po takich miejscach, nie tylko Kozubniku – ale, fabuła mnie rozczarowała. Wbrew Twoim obawom, to właśnie początek; piękny, nastrojowy, mroczny, podobał mi się o wiele bardziej niż część “horrorowa”. Niż psychola z parapsychicznymi mocami, zdecydowanie wolałbym tu już ducha jakiegoś rozczarowanego po-życiem złomiarza, któremu kawałek nieumiejętnie zdejmowanej blachy falistej rozpłatał głowę na pół (true story), albo demon/potwór będący efektem ruskich eksperymentów, który wymknął się spod kontroli i doprowadził do wyludnienia miasteczka, nim został uwięziony w tym właśnie budynku (i nie, wysadzenie schodów nie miałoby powstrzymać rzeczonego monstrum przed zejściem na dół, tylko jego potencjalne ofiary przed wejściem na górę). Takie klimaty, choć oryginalne jak majtki z chińskiego bazaru, pasowałyby mi o wiele bardziej niż zaproponowany przez Ciebie finał. Albo po prostu, gdyby zagrożenie kryło się nie w samych budynkach, a w rozbudzonej ich ponurą potęga – dla lepszego efektu może wzmocnioną jakimiś dragami – wyobraźni bohaterki. Zawsze marzyło mi się napisać scenariusz oparty właśnie o taki motyw, zebrać znajomków i z ich pomocą zrealizować mini horror, nakręcony właśnie na “moich” HPRach. Ale że jestem dupa, nigdy nie podjąłem tego wyzwania. A teraz już chyba za późno.

 

Peace!

 

P.S.

Klepnąłbym Ci, ale już nie ma po co się pchać z łapami.

 

P.P.S.

Tytuł sam w sobie taki sobie ;), ale w zestawieniu z całym opowiadaniem – zwłaszcza po świetnym wkomponowaniu w jego teść – nabrał naprawdę sporo mocy.

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Od pierwszego zdania opowiadanie ma mroczny klimat. Duży plus za motyw lalki, chociaż coś podobnego było bodaj w trzecim sezonie "American horror story". Widać w tekście dużą inspirację tym serialem.

Klimat opuszczonych budynków bardzo mi się spodobał. Opis zwiedzania, relacji między bohaterami również. Nie podobała mi się za to końcówka, w której zbyt łopatologicznie wyjaśniasz, dużo bardziej odpowiadałoby mi w tym miejscu pozostawienie pola dla wyobraźni. Ogólnie, ciekawe opowiadanie.

Reg → Dobra, wreszcie poprawiłam. Prawie wszystko, pozwoliłam sobie tylko zostawić to czwarte i ostatnie. A co do buteleczek gazu pieprzowego, to rzeczywiście gryzło się z narracją i zmieniłam, chociaż nie sądzę, by ktoś w realu myślał o gazie jako “buteleczce gazu”, więc brzmi trochę nienaturalne.

Hmm, jako że ubierania ubrań w tekście już nie ma (i na pewno nikt nie widział!), a groszek zjadłam, to może obejdzie się bez tego klęczenia? :D

 

Cieniu → Ale komenta walnąłeś o.O Mam nadzieję, że przynajmniej częściowo udało Ci się przekonać Reg. A o Kozubniku, wstyd się przyznać, nie słyszałam, chociaż teraz zapewne będzie mnie kusiło, by przyjechać. Ile bierzesz jako przewodnik? ;>

Twoje pomysły na to, jak mogłabym poprowadzić opowiadanie, całkiem niezłe. To znaczy motywu eksperymentów chwilowo mam dosyć, bo co chwilę się ostatnio na niego natykam, aczkolwiek coś takiego jako powód wyludnienia miasteczka byłoby dobre.  A pomysł z dragami jeszcze lepszy :D

 

Belhaj → Fajnie, że uznajecie mnie tutaj za osobę tak oczytaną i “o-oglądaną”, ale ja nawet nie widziałam Gry o Tron, nie mówiąc już o tym “American horror story”! :D W każdym razie dzięki za komentarz.

 

Bella → Dzięki za komentarz. Jak już pisałam, zdaję sobie sprawę z niedoskonałości końcówki i w kolejnych tekstach tego typu postaram się zostawić okienko dla czytelnika.

Teyami, gratuluję dobrego tekstu i pierwszej biblioteki! :o)

Przeczytałam wczoraj, ale zabrakło mi czasu, żeby skomentować. To w sumie dobrze, bo teraz mogę Ci napisać, że opowiadanie zostało mi w głowie – kilka razy wynurzyło mi się z pamięci wraz z zimnym dreszczykiem. Podobało mi się, jak poprowadziłaś tę historię – dla mnie taka groza, która przychodzi z najmniej oczekiwanej strony jest dużo silniejsza niż takie obce zło z zewnątrz. To naprawdę przeraża.

To, co trochę nie do końca mnie przekonało to moment, w którym bohaterowie dostrzegają tę tajemniczą “szmatkę”. Byc może, jak wskazała Reg, chodzi o słowo, którego użyłaś, ja ogólnie miałam problem z wyobrażeniem sobie tego, co dziewczyna faktycznie zauważyła i dlaczego tak ją to zaintrygowało. Natomiast to co dzieje się dalej – ten obraz, który dostrzega w mgnieniu oka, to, jak nie do końca jest w stanie go ogarnąć, jak chłopak mówi, że to lalka – to podobało mi się bardzo. Poczułam dezorientację i niepokój bohaterki. Chyba przede wszystkim ta scena została ze mną. Brrr…

 

Werwena -> Dziękuję Ci bardzo za komentarz. Z tą szmatką to – paradoksalnie – nawet mi nie przyszło do głowy, że ktoś może zwizualizować ją sobie jako szmatkę. Heh, jak to autor czasem nie widzi swojego tekstu :) Dobrze, że to, o czym wspominasz później, Ci się podobało, bo rzeczywiście miało być jednym z mocniejszych punktów.  

Jeśli nie ogladalas to gratuluję weny, pomysł z żywymi lalkami mi sie podoba. A serial możesz zalukac, całkiem niezły :)

Dobre. 

Styl mi jeszcze trochę zgrzyta, ale trudno się czepiać czegoś konkretnego. Dla mnie końcówka lekko niepotrzebna. Lubię niedopowiedzenia. Na Czy to nie brzmi dostojnie? mogłoby się skończyć. Ale wtedy trzeba by było wywalić brata, bo nie byłby właściwie do niczego potrzebny.

Klimat fajny, czytałem przed chwilą i odczułem lekki niepokój. Choć zasnąć, zasnę.

tojestniewazne → A śpij, śpij, na zdrowie! Właśnie im dłużej się zastanawiam, tym bardziej wydaje mi się, że rzeczywiście mogłam ten wątek wywalić. Ale teraz głupio byłoby zmieniać, bo jak z końcówki-końcówki zostanie końcówka-widmo, to potencjalni przyszli czytelnicy nie będą wiedzieli, na co te ludziska psioczą w komentarzach :D

Teyami, zapraszam. Tylko spiesz się, bo za niedługo może nie być już co oglądać (jakiś Szejk podobno znowu* wykupił cały ośrodek – prawdopodobnie to kolejne kozubnickie Urban Legends, ale tutaj nigdy nic nie wiadomo do końca).

Przewodnika wynajmiesz za jeden uśmiech.

Na początek zapraszam tutaj.

 

Wybacz, jeśli moja wypowiedź zabrzmiała, jakbym Ci sugerował, jak “powinnaś” napisać swoją opowieść. Nic takiego nie miałem na myśli. Nie przypisuję sobie (ani nikomu innemu) praw do wyrażania takich opinii. Po prostu osobiście wolałbym, żeby element grozy był związany bezpośrednio z samym miasteczkiem i pozostał integralny z pięknym, mocnym klimatem, którym je obdarzyłaś. Robert jest tutaj elementem zewnętrznym, więc oderwanym zarówno od samego Pstrąże jak i panującej tam atmosfery, przez co miasteczko samo w sobie nie ma znaczenia dla fabuły, albo ma znaczenie minimalne. Podobnie Kornelii fascynacja takimi miejscami, bo tak naprawdę Robert mógł urządzić sobie swój chory haremik gdziekolwiek, choćby we własnej piwnicy.

I to jest chyba największy “mankament” Twojego opowiadania – tworzysz niezwykłe miejsce, świetnie, bardzo sugestywnie je przedstawiasz, czyniąc z niego zasadniczo jednego z głównych bohaterów opowieści, a potem właściwie wyrzucasz je poza margines.

 

Peace!

 

* – w ciągu niemal trzydziestu lat od upadku ośrodka kupowano go przynajmniej kilkanaście razy, przy czym tylko raz naprawdę, więc wiarygodność tego typu pogłosek jest raczej wątpliwa.

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Bardzo fajny klimat udało Ci się stworzyć. Czytało się dobrze od początku do końca. Ciarek co prawda w trakcie lektury nie miałem, ale opko się pamięta. Czytałem w sobotę, a nie zapomniałem, że warto coś autorce napisać;)

Gratuluję pierwszej biblioteki. W pełni zasłużona.

empatia

Spokojnie, Cieniu, nikt Cię przecież nie oskarża, że coś narzucałeś. A to, na co zwróciłeś uwagę – że rola miasta w opowiadaniu pod koniec zmalała – cóż, że się tak wyrażę, "widzę co znaczysz" i trudno mi się z tym nie zgodzić. Gdzieś tam, jeszcze podczas wymyślania fabuły, też to zauważyłam, ale ostatecznie pomysł przyszedł mi taki, a nie inny, i jakoś to się wszystko niestety pogubiło.

A teraz idę skrobnąć coś pod Szybem. Tylko nie tak dosłownie pod, z raczej wiadomych względów bezpieczeństwa ;)

 

Empatia -> Dziękuję bardzo za miłe słowa. Wiele dla mnie znaczy, że tekst zapamiętałeś.

 

Belhaj → Zapomniałam Ci odpisać na drugiego posta. Zerknęłam na filmwebie i być może rzeczywiście sobie kiedyś pooglądam.

Ja mam wrażenie pewnej infantylności. Wydaje mi się, że to przez młody wiek bohaterki i narratorki jednocześnie (pełne “ochów” i “achów” zachowanie, okazywanie zachwytu, młodzieńca ciekawość i naiwność). Trzeba przyznać, że zwrot akcji bardzo dobry i bez bólu a wręcz z ciekawością doczytałem do końca.

Mogłoby to być jednak lepiej napisane.

"Ora et Labora"

Gradziel -> Dzięki za komentarz, ciekawa uwaga. Infantylizm może nie tyle był zamierzony, bo otwarcie go sobie nie uświadomiłam, co po prostu w historii tego typu widziałam właśnie młodych, trochę naiwnych bohaterów.

Horror z klimatem, za to bez szaleńca wyskakującego zza winkla z siekierą – mrr, już jest fajnie. ;) Jednak tekst trochę za krótki, żeby wywołać mocne poczucie strachu. Wszystko było na dobrej drodze, ale budowanie klimatu wymaga czasu i myślę, że zakończyłaś opowiadanie, nim zdążył w pełni rozwinąć skrzydła. Jeszcze mogli trochę pozwiedzać budynki, doświadczyć kilku niepokojących… doświadczeń. ;D

Generalnie, moim skromnym zdaniem, horror średnio sprawdza się w krótszych formach (właśnie ze względu na budowanie klimatu).

 

Ale i tak jest to najlepszy horror jaki czytałem w ostatnich miesiącach na portalu. :)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Elanar -> Ja też nie jestem szczególną fanką horrorów o szaleńcach z siekierą. Ba, ja nawet kultowe "Lśnienie" od połowy przespałam! (inna sprawa, że była trzecia w nocy) A co do, hmm, doświadczeń… to pewnie będą je jeszcze mieli poza ekranem. I w tym układzie chyba nawet można je uznać za niepokojące ;D

Świetny tytuł. I bardzo lubię imię Nela – miałem sąsiadkę Petronelę, przeuroczą staruszkę : ) Wciągnął mnie klimat – poczułem się jakbym faktycznie był w opuszczonym bloku. Najbardziej trzymał w napięciu moment, gdy bohaterowie słyszeli głosy i nie wiedzieli co kryje się w budynku pozbawionym schodów w dół. Moment gdy przemierzali pięknie urządzone pokoje również miał w sobie dużo klimatu. Zakończenie było dość nieoczekiwane i oryginalne, choć nie wywołało we mnie emocji porównywalnych z tymi, które towarzyszyły wędrówce bohaterów przez pustostany – zabrakło mi szczypty mroku w Robercie. Środek podobał mi się chyba najbardziej. Zastanawiam się jeszcze, co powiedzieć na temat stylu – był bardzo naturalny, jakby Kornelia sama opisywała swoje przeżycia – drugą stroną tej monety jest poczucie, że nie jesteś jeszcze profesjonalną pisarką, na usta ciśnie się słowo “amator”. Niełatwo ubrac mi tę krytykę w słowa, ale ponieważ nie znoszę gołosłownych uwag, spróbuję: miejscami mogłabyś skracać wypowiedzi, w paru miejscach czasownik “być” dałoby się zastąpić innym, nie zaszkodziłby też mały retusz zaimków.

Ogólne doznania mam bardzo pozytywne. Oby tak dalej.

 

 

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nev :) Cieszę się, że wpadłeś, przyznaję, że byłam ciekawa, co powiesz. Dzięki za wypisanie plusów i uwag. Co do stylu – zdaję sobie sprawę, że jest prosty i mam nadzieję, że z czasem mi się wyrobi (choć przesadnie kwiecistych też nie lubię). W końcu, jakby nie patrzeć, wspomnianą amatorką jestem ;) Fajnie, że ogólnie Ci się podobało.

 

Btw. Jak tam Leszy? Chyba nie powiesz, że dalej ryby łowisz? :p

Przeczytałam i jestem bardzo zadowolona po lekturze. Bez większych fajerwerków, ale bardzo podobało mi się napięcie, gdy główni bohaterowie chodzili po opuszczonym budynku. Było czuć między nimi chemię. Było subtelna i naiwna zarazem. Zresztą, Robert chyba bardzo się starał, aby tak było.

 

Końcówka trochę za łopatologiczna, ale nie przeszkadza mi. Wygląda jak wycięta z innego tekstu, ale już wolę, żeby była. Ale kurczę, tak poeksperymentować z postacią Roberta w części głównej byłoby bardzo ciekawym zabiegiem. A tak dostajemy informacje w pigułce. Da radę przełknąć, ale jest bez smaku. Trochę szkoda, ale rozumiem, że takiego wyboru dokonałaś :)

 

Gratuluję Biblioteki :)

Bardzo podoba mi się sam pomysł umiejscowienia akcji. Jakbym widziała mój tekst, który nigdy nie ujrzał światła dziennego i tkwi na dnie szuflady do dziś. Mam znajomych, którzy pasjonują się zwiedzaniem starych opuszczonych miejsc. Jeżdżą po Polsce i ościennych krajach odwiedzając stare zapomniane miejsca, a im większy zakaz wstępu na wejściu tym chętniej tam zaglądają. Myślę, że to tacy poszukiwacze przygód i nie pogardziliby zapewne jakąś niewielką akcją typu paranormal. ;P

 

Ale wracając do Twojego tekstu, bo zaczęłam odbijać od tematu, stworzyłaś bardzo fajny klimat. Choć samo rozwiązanie akcji z Nelą, kiedy to ona jest narratorem, jakoś nie do końca mnie usatysfakcjonowało. Zabrakło mi tam jeszcze czegoś, choć ciężko mi określić, czego. Ot, czepiam się po prostu! ;) Zakończenie z Robertem bardzo fajne i zupełnie się go nie spodziewałam. W sumie to chyba właśnie o to chodziło. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Teyami, na razie nie łowię i przez dłuższy czas nie zanosi się, żebym miał coś z rybami do czynienia ;)

 

Jeśli chodzi o styl, nie miałem na myśli kwiecistości tylko “płynność odbioru”. Tak jak rzeźbiarze tworzą w glinie albo czymśtam innym, my staramy się tworzyć ze słów i z liter. Dzieło może być piękne w prostocie lub pełne ornamentów ale jak Ci się czasem dłuto omsknie, to widać – jaki by twój styl nie był ;-)

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Opowiadanie z pewnością ma klimat. Opuszczone domy to taki klasyk klasyków, ale wykorzystany fajnie. Same lalki to też jeden z bardziej oklepanych tematów horroru i groteski, całe opracowania na ten temat powstały. Natomiast rozwiązanie tego motywu jest bardzo oryginalne i ciekawe. I w sumie aż do tej sali z tronem było dobrze i emocjonująco, a później zrobiło się jakoś tak… śmiesznie. Ale nie śmiesznie w sensie horroru-groteski właśnie, tylko po prostu cały ten mozolnie pompowany balon napięcia sflaczał. Może gdyby tam było więcej takiego cyrkowo – teatralnego klimatu to by przeszło, ale tak… mnie się to nie spodobało.

 

W każdym razie duży plus za początek i za pomysł.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Deirdriu -> Dzięki za komentarz. Fajnie, że zwróciłaś uwagę na relację pomiędzy bohaterami. I przyznaję, po raz setny i z żalem serdecznym, że końcówkę faktycznie dało się upchnąć w ciekawszy sposób. Następnym razem muszę się bardziej wysilić :)

 

Morgiana -> To może powinnaś wyjąć swój tekst z szuflady? ;) Też bym chętnie pojeździła do miejsc dalej położonych, ale żeby wszystko zwiedzić, musiałabym chyba najpierw wygrać w lotka. Transport to raz, dwa – mandaty :> Cieszę się, że opowiadanie się podobało. I czepiaj się, czepiaj, trochę poczepiać się trzeba!

 

Nev -> Tak mi to ładnie porównałeś, to i zrozumiałam. Cóż, może na razie musi mi się czasami dłuto omsknąć, żebym w przyszłości mogła cieszyć się z postępów :)

 

Mirabell -> Oj tak, przyznaję bez bicia, że oryginalności motywów to tu się nie ma co doszukiwać. A co do zakończenia – jak kto lubi, jestem świadoma, że nie każdy je kupi. W każdym razie dzięki wielkie, że wpadłaś i podzieliłaś się opinią :)

Klasyczny horror z klasycznymi motywami. Dla mnie to nie jest minus, umiejętnie stworzony klimat to duża zaleta. Sam wstęp bym trochę zmieniła (pokazuj, nie tłumacz – gdzieś słyszałam taką mądrą radę), potem jest bardzo przyjemnie. Niestety, wystawne salony zabiły dla mnie klimat, bo już wiedziałam co się święci, a końcową łopatologią mnie dobiłaś. Słyszałam również, że język rosyjski zapisuje się grażdanką (uproszczoną cyrlicą), ale zwykły zjadacz literatury pewnie by się nie przejmował fanaberiami językoznawców. :)

Rooms, dziękuję za komentarz. Wystawnych salonów nie żałuję, ale końcowej łopatologii jak najbardziej. Kurczę, a z tą grażdanką coś mi się kiedyś obiło o uszy, ale całkiem zapomniałam. Uwielbiam rosyjski jeśli chodzi o brzmienie, ale niestety nigdy nie miałam okazji się go uczyć.

Dobry tekst. Jakiś kilka kulawych zdań się przewinęło, ale z grubsza utrzymuje poziom. Od momentu jak opisujesz dziwny wystrój wszystko staje się jasne, ale ogólnie był zaskok. Jest coś hipnotyzującego w myśli przewodniej “lalki nie krwawią”.

SPOILER

Nie jestem pewna, czy Nela zakochała się w Robercie przez jego moc, czy kochała go wcześniej i wcale nie musiał jej więzić? Bo to mi się wydało najmniej spójnym elementem całego tekstu. Przyjaciele od lat, od dzieciństwa, a tu nagle z chłopaka taki skrzywiony popier… wariat wychodzi. 

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Dziękuję, Tenszo, cieszę się, że ogólnie się podobało. Co do Twojego pytania, pisząc uznawałam raczej, że ta miłość zakwitła naturalnie, ale jak tam kto woli interpretować. A że z niego nagle wyszedł, kto wyszedł – jak policja łapie seryjnego mordercę to sąsiedzi też często mówią, że niby taki cichutki, spokojniutki był i się nie spodziewali. True story, wiem z W11 yes

Fajny klimat, napięcie w trakcie lektury rośnie, zakończenie też na plus. Nie przepadam za horrorami (bo mnie zazwyczaj nudzą) ale ten tekst przeczytałem z niekłamanym zainteresowaniem. Tak w ogóle to zgodzę się z Radugą, że tytuł wymiata.

Sorry, taki mamy klimat.

Hej, klimat jest zapewne, ale mam poważną wątpliwość. Z punktu widzenia Roberta całe te ceregiele na początku nie miały sensu. Skoro ona się podkochuje,  a on kocha to mogli od razu podążyć ku pałacowym korytarzom. A tu jakaś przekąska, gadka– szmatka. Z punktu widzenia rozwoju akcji, zupełnie bez uzasadnienia= bo jej nie uzasadniłaś. A poza tym pomylenie (niechby i dużej) lalki z małą nawet kobietą jest uzasadnione tylko przy braku światła i totalnie zaburzonym poczuciu proporcji albo perspektywy. (chyba że coś przeoczyłem. mogłem coś przeoczyć) Natomiast hobby fajne mieli ci dwoje i pasujące do późniejszych wydarzeń. Pozdrawiam. 

Lepiej brzydko pełznąć niż efektownie buksować

Kurczę, no mnie nie wystraszyło, klimatu też nie poczułam. Początkowo czytało mi się całkiem przyjemnie, ale z biegiem czasu opowiadanie po prostu zaczęło mnie nieco nudzić. Wyjaśnienie tajemnicy wydaje mi się kompletnie od czapy – nagle wprowadzasz te “lalki”, bez większego przygotowania na taki finał w poprzedzających fragmentach. A już łopatologiczny wykład po gwiazdkach to strzał w kolano. 

Ale tytuł rzeczywiście udany. :)

Po upływie niezbyt wielu dni tekst mocno „zbladł”, a to z powodu dostrzeżenia pewnego rodzaju braku sensu w ulokowania „sali tronowej” w rozwalającym się budynku, w jakiejś postapokaliptycznej okolicy. Uzdolnienie Roberta pozwoliłoby mu i szybko „zdobyć” Kornelię, i zmieniać „królowe” bez takich wstępnych gier… Rozumiem, że miało to służyć atmosferze horroru, ale tę atmosferę można było wytworzyć innymi środkami bez wyprowadzania akcji na jakieś bezludzie. Biblioteka tak, piórko niestety…

Czytałem, czytałem, i owa próba budowania klimatu grozy, niepewności zupełnie mi się nie udzieliła. Poczułem się nawet nieco znużony, bo te techniki jakoś nie robią na mnie większego wrażenia. Przynajmniej w tym przypadku. 

Wybaczcie, że odpowiedzi tak późno – trochę mnie nie było i miałam kiepski dostęp do kompa.

 

Seth -> Dziękuję, fajnie, że mimo gatunku do Ciebie trafiło.

 

Uradowanczyk -> Co do pierwszej rzeczy – on nie wiedział, że ona się podkochuje, a wyobrażałam sobie, że osoby po praniu mózgu są dość zzombiaczałe i raczej nie byłyby w stanie wleźć na któreś piętro po drzewie. Więc wolał chwilę pozgrywać głupa, żeby nie musiał jej potem targać. Drugi zarzut – Nela widziała "lalkę" tylko chwilę, w nienaturalnej pozycji i w ciemności. Jeśli Cię te tłumaczenia nie przekonują, to trudno. Ja ze swojej strony dziękuję za uważne czytanie i komentarz :)

 

Ocha -> Dzięki za komentarz. Jeśli chodzi o zakończenie to wydaje mi się, że wcześniejsze naprowadzanie by za dużo ujawniało. Miło, że chociaż tytuł OK :)

 

Adam -> Hmm. Pewnie coś w tym jest, że wybranie takiej lokalizacji to poniekąd pójście na łatwiznę. Aczkolwiek biorąc pod uwagę, że bohater ma jednak dość dziwne upodobania i radochę daje mu już samo posiadanie tych dziewczyn całkiem dla siebie oraz dbanie o nie w ten średnio normalny sposób, raczej trudno, by zrobił sobie siedzibkę między piwnicą pana Ziutka a sąsiada spod czwórki. Ale i z samej biblioteki się cieszę :)

 

Domek -> No trudno, może następnym razem bardziej uda mi się Cię wciągnąć :) Za komentarz dziękuję.

Nowa Fantastyka