- Opowiadanie: thargone - Gdzie jest Śledzio?

Gdzie jest Śledzio?

Na specjalne życzenie telewidzów. No, telewidza.

 

Autor pragnie podkreślić, że podczas produkcji opowiadania nie ucierpiało żadne zwierzę, wodne, lądowe, czy też zgoła fantastyczne. Koreczki śledziowe, spożyte przez autora w czasie aktu tworzenia, pochodziły od dzielnej ryby, która dobrowolnie złożyła się w ofierze, ku chwale literatury.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Gdzie jest Śledzio?

Śledź był zły.

Nie, to zbyt łagodne określenie na owo uczucie, bulgoczące ciężkim gorącem  wewnątrz pęcherza pławnego, niczym woda wokół komina hydrotermalnego. Śledź był wściekły. Na Złotą, na rybołówstwo, na cholerny, wredny świat. Ale przede wszystkim na siebie. Chętnie plułby sobie teraz w brodę, gdyby miał odpowiednie gruczoły. Bo winę za paskudną sytuację, w której sie znalazł, ponosił jedynie on sam.

Niemal dwie tony rybnej drobnicy tłoczyło się jak sardynki w puszce wewnątrz sieci o małych oczkach.

 – Au! Zabieraj swój śmierdzący ogon!

 – Ooo, wypraszam sobie! Śmierdzący? Dosłownie przed momentem się kąpałem!

 – Czego się rozpychasz, szprocie!

 – A zasadził ci ktoś kiedyś z płetwy w …

 – Co za maniery! Panie, za moich czasów…

 – Kogo obchodzi twój prekambr, trylobicie!

 – Ja muszę na stronę! Mam chore pranercza!

 – Moi drodzy, po co kłótnie, po co wasze swary, smutki, wnet podadzą nas do wódki!

 – Zamilcz, defetysto! Mówię wam, gdyby tak razem, wespół i w zespół…

 – Precz z komuną!

Wiedziałem, że tak będzie – jęknął Śledź w głębi duszy, boleśnie ocierając się linią boczną o kolczastą płetwę grzbietową sąsiada. No, może nie ja, ale mamusia wiedziała z całą pewnością. Mówiła mi, ostrzegała, nie wiąż się z nią. Niespełniona artystka, cierpiąca na narcyzm i emocjonalną niestabilność, ze skłonnościami do napojów wyskokowych. Taka ci ikry nie złoży, narybku nie odchowa. Że szlachetna, z dobrego domu? Tym gorzej, bo to ten, me… Mezalians jest. A jak mezalians, to zaraz jakiś statek o górę lodową się rozbija, jedno tonie, drugie żyje dalej i cierpi… Tragedia. Wiem, bo mi koleżanki z północy opowiadały.

Śledź kłapnął pyskiem, zrezygnowany. No i okazało się, że mamusia, jak zwykle, miała rację. Tragedia. Przyjdzie teraz zdechnąć nędznie i anonimowo, w ścisku i zgiełku powodowanym przez te głupie, trzepoczące przyszłe zakąski. I to w imię czego? Nie, nie miłości. Umrę z powodu gorzały – westchnął. Tak, drogie dzieci, alkohol zabija.

Nagle siecią coś szarpnęło, linki napięły się jeszcze bardziej i cały włok razem ze swą błyszczącą, hałaśliwą zawartością, ruszył w górę, ku powierzchni. Żegnaj Złota – pomyślał Śledź, czując na skrzelach powiew świeżej, morskiej bryzy. Żegnaj, o bezkresna toni. Właśnie wypływam na suchego przestwór oceanu.

Ostatnią rzeczą, którą dostrzegł, były wielkie, sękate paluchy i zarośnięta, wykrzywiona grymasem totalnego rozczarowania gęba starego rybaka.

 

A wszystko zaczęło się od zwykłej kłótni. Sprowokowanej, oczywiście, atakiem złego humoru u Złotej. Humoru, którego nawet najlepsza ukwiałówka nie była w stanie poprawić.

 – Śledziu, skocz po coś do jedzenia – powiedziała rybka.  – Śledziu! Czy ty w ogóle słyszysz, co do ciebie mówię?

 – Tak, skarbie? – Śledź łypnął nieprzytomnym okiem na swą lubą, oderwany od obserwacji fascynującego tańca godowego ślimaków morskich. Kiedy nadchodziły złe dni, najlepszą strategią przetrwania było wycofanie się. Taki cichy kamerdyner – zawsze obecny, dyskretny, gotowy, by w każdej chwili nieść pomoc i spełniać nawet najdziwniejsze żądania. Bez żadnych dyskusji, bo konsekwencje mogły być nieprzyjemne.

 – No ileż mam prosić?! Plankton się skończył, a ja mam ochotę na coś słodkiego. Poza tym dobrze wiesz, że nie lubię pić tego fioletowego paskudztwa bez zakąski. I jakaś gąbka do przesączenia by się przydała…

 – No to po co trujesz się ohydnym płynem? Wiesz w ogóle, gdzie kałamarnica go trzymała? Powiedzieć ci? – Śledź zignorował mrugające światełko, ostrzegające o niebezpiecznym naruszeniu zasady niedyskutowania. Ślimaki zakończyły zaloty i pełzły sobie niespiesznie w przeciwnych kierunkach. Przegapił moment kulminacyjny.

 – Poza tym, skąd wezmę plankton o tej porze? Dopiero o świcie…

 – Masz mi natychmiast zorganizować zakąskę! Choćby kiszonego ogórka morskiego…

 – Sphływaj, stahła flądhło – odezwała się siedząca za pobliskim koralowcem strzykwa, wypluwając muł.

 – … I zrób coś z tym glebożernym podglądaczem! Czy ty się do czegokolwiek nadajesz? Och, a mogłam wyjść za Rekina!

 – Ten twój cudowny Rekin już dawno wącha łódki od spodu – Śledź zdawał sobie sprawę z tego, że przeholował i nie ma odwrotu. Pozostało już tylko brnąć dalej, przynajmniej wyładuje nagromadzoną frustrację. – Zaciukał go jakiś były ratownik, bo durny worek mięśni nabrał ochoty na surferów. I nie próbuj mi wmówić, że pijesz z żalu po nim.

 – Oczywiście, że nie. Dobrze o tym wiesz. Wiesz, dlaczego piję. – Przejście od histerycznej wściekłości do kwintesencji łzawej bezradności nastąpiło szybciej niż atak włócznika. – Gdybyś chociaż raz postawił się w mojej sytuacji. Wiesz, jak to jest cierpieć wieczne męki z powodu permanentnego braku weny? Kiedy możesz tworzyć tylko na specjalne, konkretne żądanie, nie zostawiające prawie żadnej kreatywnej swobody? Rozumiesz, zimna rybo, co ja muszę znosić, by móc cieszyć się choćby tą namiastką twórczości? Pomyślałeś kiedyś? Szwendam się w tę i we w tę pod samą powierzchnią, jak ta… Jak jakaś pinda morska, stercząca przy głównym nurcie oceanicznego prądu. Licząc na to, że ktoś pochwyci mnie w swoje brudne, gorące łapska i wyrazi ŻYCZENIE.

 – A to niby moja wina jest? Musisz mnie karać za swoje ułomności? Poza tym, gdybyś tyle nie piła, może i wena do ciebie by przyszła…

 – Ułomności?! UŁOMNOŚCI?! – Złota Rybka aż poczerwieniała z gniewu. – Czy naprawdę masz mnie za zwykłą, niewydarzoną artystkę? Mątwa twoja… To! To i tamto też! I dużo, dużo więcej! – Machnęła płetwą w nieokreślonym kierunku, zapewne wskazując na małego wieloszczeta nieco zdziwionego tą eksplozją rybiej furii. – Wszystko istnieje dzięki mnie! Nawet ty… Nawet ty byłbyś tylko zbiorem szalonych pomysłów, mieszkających w umyśle pewnego zmęczonego starca, gdyby nie ja. On miał wizję, ale to ja, rozumiesz, JA spełniłam jego życzenia i wprowadziłam je w życie. Ja zmaterializowałam świat…

Wrzaski znów zmieniły się w cichy, płaczliwy zaśpiew.

 – A ty nic nie rozumiesz. Och, jak nic nie rozumiesz. Nie zdajesz sobie sprawy, głupi płetwalu, jaki to ciężar, jaka odpowiedzialność. I brzemię, które muszę dźwigać każdego dnia.

 – Złociutka… – Proste, składające się tylko z przedsionka i jednej komory serce Śledzia trochę zmiękło. – Masz jeszcze mnie. Pozwól, pomogę ci nieść to brzemię…

 – Nie! Ono jest moje! MOJE! Odejdź… Gho… Gholl… Ghurr… Ależ mocna ta atramentówka. No co tak sterczysz jak wędzony węgorz? Rusz ogon, ukwiale durny! I bez zagrychy nie wracaj. A najlepiej w ogóle nie wracaj. Słyszysz?! Nie jesteś mi potrzebny. Płyń się utopić. Albo powiesić. Żegnam!

Z jej skrzeli ulatywały bąbelki jakiegoś gazu. Znak, że ciśnienie złości osiągnęło wartość krytyczną.

 – A żebyś wiedziała, że popłynę, najeżko jedna! Tylko potem nie płacz za mną jak za tym swoim Rekinkiem! – Odwrócił się i nie mogąc trzasnąć drzwiami, prasnął płetwą ogonową Bogu ducha winną krewetkę.

 – Śledziu… – Z oddali dobiegł go jeszcze głos Złotej – Śledziu, ale wrócisz, prawda?

 

Ech, co za życie, pomyślał Śledź, energicznie machając płetwami. Dobrze mi zrobi, gdy się troszkę przewodnię, ochłonę. I zorganizuję jej tę zakąskę.

Złota była, jaka była, ale… Serce nie sługa. Śledź właściwie pogodził się z jej nałogiem, zrozumiał też, że nie bardzo może liczyć na narybek. I nie chodzi o międzygatunkową niekompatybilność. Złota Rybka nie wykazywała żadnych, ale to żadnych instynktów macierzyńskich. “Światu wystarczy już jedna, taka jak ja. Nie zniósłby kolejnej Złotej Rybki” powiedziała kiedyś. “Poza tym, gdzie miałabym niby cały ten narybek trzymać? W pysku jak jakaś pielęgnicowata?”. Cóż, to w sumie niewielka cena za możliwość i niewątpliwą przyjemność bycia z najpiękniejszą i najbardziej oryginalną rybą we wszechoceanie. Tylko czasami przychodzi do łebka myśl, iż czas najwyższy, by to wszystko węgorz elektryczny kopnął.

Dno było tu piaszczyste, a na piasku niełatwo o coś do jedzenia. Złota będzie musiała odrobinę poczekać. Chociaż, o ile Śledź ją znał, paskudna kałamarnicowa berbelucha właśnie się kończy. Wybranka jego serca za chwilę wpadnie w typowy dla siebie rigor alcoholis, sztywniejąc jak jakaś figurka z drogocennego kruszcu. I dobrze. Właściwie to nawet chciałby, żeby znalazł ją w tym stanie jakiś nurek albo inna poławiaczka pereł. Bo totalne upojenie nie wpływało zupełnie na życzeniorealizacyjne zdolności Złotej. A nic nie wkurzało jej bardziej, niż tworzenie bez świadomości. Tak, to będzie wystarczająco bolesny prztyczek za ten ostatni humorzasty wyskok.

Ponad Śledziem, wysoko, niemal przy samej powierzchni, pojawił się jakiś wielki obiekt. Nie, nie jeden, lecz jak się po chwili okazało, obiekt ów tworzyły setki, tysiące drobnych kształtów, poruszających się i reagujących jak pojedynczy organizm. Ławica.

Śledź, od kiedy sięgał pamięcią (nie, nie pięciosekundową, z tym akurat nie miał najmniejszych problemów), bał się ławic. Jakkolwiek aśledziowo to brzmiało. Wydawało mu się, że jeśli raz zanurkuje w ławicowym tłumie, już nigdy się nie uwolni. Błyszczące, łuskowate monstrum pożre go, przeżuje i zmieni w, o zgrozo, bezmózgiego CZŁONKA SPOŁECZEŃSTWA. A takiego losu nie życzyłby nikomu. Nawet tym kręcącym się zawsze wokół ławic, bezmyślnym bandytom, delfinom.

Jednak fobie fobiami, ale warto zdobyć jakieś pożywienie i mieć Złotą z głowy. Później będzie jej tłumaczył zgubne skutki nałogu. Tam gdzie ławica, tam i plankton. Do dzieła. Ruszył w górę, raźno wiosłując płetwami piersiowymi. Nie zauważył drugiego cienia na powierzchni. Dużo groźniejszego, niż delfiny.

 

 – Złota! Złotaaa!!! Skarbie, słyszysz mnie?! Zasrane powietrze w ogóle dźwięków nie przenosi. – Śledź wrzeszczał ile sił w pęcherzu pławnym, lecz bezskutecznie. Kiedy sieć się otworzyła, a całe towarzystwo rymnęło na pokład kutra, on akurat miał szczęście znaleźć się u podstawy rybnej góry, na samej krawędzi. Jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał swą ukochaną w obmierzłych łapskach jakiegoś starego, śmierdzącego rybaka. Na pierwszy rzut oka było widać, że Złota niespecjalnie kojarzy fakty i zdaje sobie sprawę z poziomu skomplikowania sytuacji. Była pijana jak ryba piła.

 – Zmarnowałaś mi jedno życzenie – głos rybaka dudnił basowo w śledziowym uchu – to ma być udany połów? Ta drobnica? Co ja mam z tym niby zrobić? Paluszki, kurwa, rybne? Zamarynować i z wódką sprzedawać? Kto to, do stu tysięcy beczek kiszonej kapusty, kupi? Słowianie chyba. Lepiej postaraj się przy następnym życzeniu, bo to ciebie usmażę i z frytkami zjem.

Bełkotliwa odpowiedź Złotej zgubiła się kompletnie w rzadkim powietrzu. Za to rybak słyszalny był znakomicie.

 – A co mnie obchodzi jakiś śledź?! Niechże go diabli wezmą!

 

W normalnych warunkach Śledź rozpłynąłby się ze wzruszenia jak czapa lodowa, na którą zadziałał efekt cieplarniany. Złota ruszyła za nim! Fakt, była nieźle wstawiona, ale to drobiazg. Wiara w potęgę miłości z metalicznym szczękiem wskoczyła na swoje miejsce.

Tyle że warunkom daleko było do normalności.

Po pierwsze, zapach siarki. Co prawda Śledź nigdy siarczanych wyziewów nie wąchał, okolice kominów hydrotermalnych charakteryzowały się odrobinę zbyt ciepłym klimatem, jak na jego gust. Ale coś mu mówiło, że swąd unoszący się w suchym, rozrzedzonym powietrzu, to właśnie siarka. Po drugie ryba nie miała żadnych kłopotów z oddychaniem, mimo wszechobecności tej paskudnej atmosfery. A po trzecie – Śledź popatrzył w prawo i lewo jednocześnie (co nie było specjalnym wyczynem) – leżał wewnątrz jakiegoś naczynia, prawdopodobnie półmiska, pośród kiszonych ogórków (zdecydowanie nie morskich) i plastrów czegoś, co przypominało gąbkę posmarowaną grubą warstwą zwierzęcego tłuszczu. Ktoś tu ma interesującą dietę.

Konwulsyjnie majtając ogonem, dotarł do krawędzi naczynia i wystawił łepek na zewnątrz. Półmisek stał na stole, przykrytym grubym, czerwonym obrusem. Na obrusie ktoś wyhaftował z dużą dozą wprawy, gwiazdki. Wpisane w okręgi. Obok naczynia z mroczną zakąską znajdowała się wielka flasza pełna jakiegoś ciemnego płynu. Napis na niewielkiej etykietce głosił: 666% vol. Nieco dalej, na środku okrągłego stołu niemiłosiernie kopciły dwie czarne świece, zatknięte na srebrnych świecznikach w kształcie szponiastych dłoni. Obraz najbliższej okolicy uzupełniał absolutnie nieprawdopodobny fotel, wykonany z tysięcy kości. Ludzkich. Chybiona inwestycja – mało przytomnie pomyślał Śledź. Rybie ości, tak, te robiłyby należyte wrażenie. Ale ludzkie? We wnętrzu sporego pomieszczenia dominowały czernie, szkarłaty i srebra. Liczne rzeźby, płaskorzeźby, sztukaterie i malowidła przedstawiały głównie oczy, paszcze, zęby, macki i jeszcze więcej oczu.

Śledź naturalnie nie umiałby w ten sposób opisać miejsca, w którym się znalazł. Powiedziałby raczej, że ponuro tu jak na martwej rafie koralowej, a cały pokój aż wibruje od ciężkiego kiczu niczym wielorybie pieśni.

No i jeszcze rzecz najistotniejsza – kościany fotel zawierał właściciela. A ów minę miał nietęgą. Czerwone, ozdobione imponującym kozim porożem czoło, rosiły kropelki potu.

 – Jestem tą siłą… Częścią… Która wiecznie dobra pragnąc… Jak by to, do diabła, zgrabnie ułożyć… Znowu ten Mayhem! – Krzyknął w stronę wielkich głośników, wypluwających wściekle pulsującą ścianę dźwięku.  – Skupić się nie można w tym jazgocie! Puśćcie choć raz Arkę Noego, Piekło od tego nie zamarznie!

 – Ehem… Przepraszam… – Powiedział Śledź.

 – Nie przeszkadzaj, kiedy tworzę! – Pazurzaste paluchy bębniły nerwowo o przykryty obrusem blat. – No, chyba że możesz podrzucić mi jakiś pomysł.

Rogaty jegomość nie wydawał się specjalnie zdziwiony faktem, że przemówiła do niego zakąska. Widywał już dziwniejsze rzeczy.

 – Gdzie ja jestem?

 – W Piekle, rybeńko. Choć nie wiem dlaczego, bo nie mam cię na liście.

Mgliste wspomnienia przepłynęły Śledziowi przez mózg. No tak, Złota, rybak i jego życzenie. Ale, flądra, wpadłem.

 – Szatan jestem – powiedziało siedzące w fotelu stworzenie, pociągając solidny łyk bezpośrednio z flaszki – zwany również Lucyferem. Ale nie cierpię tej ksywki. A ty? Jakie miano twoje?

 – Śledź… Słuchaj, czy zamierzasz mnie pożreć?

 – Buuhahahahaha! – Lucyfer miał zamiar zaśmiać się jowialnie i dobrodusznie, ale wyszło, jak zwykle, szatańsko. – Nie zwykłem jadać kogoś, z kim można porozmawiać. Cóż cię sprowadza w me skromne progi, mój łuskowaty przyjacielu?

 – No właśnie…

W tym momencie hebanowe wrota piekielnego gabinetu otworzyły się z hukiem. Wbiegł przez nie niewielki człowieczek. Na wysokim czole gościa ledwie wyrzynały się skromne różki. Małe, blisko siebie osadzone oczka strzelały spojrzeniami nerwowo na prawo i lewo.

 – Tragedia! – zakrzyknął osobliwy przybysz. – Szefie, dramat, katastrofa!

 – Drogi Władziu – ton głosu Szatana zmienił się na taki, jakim zwykło się karcić niegrzeczne dzieci – już mówiłem ci, co myślę o wpadaniu bez pukania. Trochę manier, proszę. Wszak mamy gościa.

 – Tak… Przepraszam, szefie… Ale Stary znowu coś szykuje. I to nie jakaś zwykła fanaberia. To poważna sprawa. Mówię ci, szefie, najwyższy czas skrzyknąć legiony piekielne i…

 – Uspokój się, Władziu! – Krzaczaste brwi Szatana nastroszyły się gniewnie. – Tu jest Piekło. Tutaj, nie tak jak w miejscu, z którego pochodzisz, najpierw rozmawiamy, a potem, w ostateczności, strzelamy w tył głowy.

Człowieczek odetchnął głęboko, przeklął siarczyście w jakimś miękkim, śpiewnym języku.

 – Bo Staremu nie wystarczy już Świat! – wypalił – Razem z tym jego złotym podwykonawcą konstruują CZŁOWIEKA!

Lucyfer sapnął ciężko, z jego nozdrzy buchnęły kłęby śmierdzącego dymu.

 – Człowieka, mówisz… No, to grubsza sprawa jest.

Jak każdy emeryt, siwobrody starzec zapragnął zorganizować sobie ogródek działkowy, w którym mógłby kopać, sadzić roślinki i pielić grządki. Ale żeby od razu zaludniać go milionami, ba, miliardami swoich przytulanek, niewolników, wyznawców, wciąż chwalących wielkość Stwórcy… To nie fair. Niegodne prawdziwego artysty. Szatan nie mógł na to pozwolić. Problem w tym, że choć doskonale wiedział, iż ten dzień ostatecznie nastąpi, do tej pory nie zdobył się na opracowanie jakiegoś konkretnego planu przeciwdziałania. I co teraz?

 – Niech to Niebo pochłonie! Trzeba się w końcu wziąć do roboty. No dobrze, Władziu – zwrócił się do swego nerwowego pomocnika – dość już pomogłeś. Wracaj do swojej domeny czasoprzestrzennej.

 – Ależ wodzu, co wódz…

 – Bez dyskusji. Zniknąłeś przecież na niemal tydzień subiektywny. Ludzie pytają, media spekulują. A pracy masz tam mnóstwo. No już, zmykaj. Jakby co, jesteśmy w kontakcie.

Człowieczek zwany Władziem rozpłynął się w śmierdzącym siarką obłoczku.

Zapanowała niezręczna cisza.

 – Wasza Wyso… To jest, panie Szatanie…

 – Słucham cię, moja zakąsko?

Uff… Ten to potrafi sprawić, że rozmówca czuje się mały i nieważny – pomyślał Śledź. Bardzo chciałby się spocić, ale nie umiał.

 – Myślę, że znam… Znałem… To znaczy poznam tego boskiego podwykonawcę. W ogóle mam wrażenie, iż to wszytko dzieje się… Działo dawno, dawno temu.

 – Randomalizacja efektów kwantowych podczas przeskoku i wpływ pól antyentropijnych rzuca cię do takiej płaszczyzny czasoprzestrzennej, którą…

 – Dobrze, dobrze. W każdym razie to wszystko wydaje się być sprawką mojej przyjaciółki. I chyba wiem, jak rozwiązać… Kwestię człowieczą.

Szatan po raz pierwszy skupił wzrok i uwagę na Śledziu.

 – Chcesz powiedzieć, że można odwrócić to, co się stało? Umowy ze Starym są ostatecznie i śmiertelnie wiążące.

 – Eee… Odwrócić to chyba nie. Z tego, co wiem, jak Złota spełni czyjąś wolę, to szlus, kiła i mogiła. Ale zawsze można zorganizować kontrżyczenie.

 – Kontynuuj.

 – No bo jeśli namierzysz Złotą i wyślesz mnie do niej, to mogę ją namówić, by dała ci się złapać i wtedy ona będzie musiała spełnić… Bo dla siebie i przyjaciół nie da rady zrobić nic…

 – Okej, domyślam się, jak to działa. Co z życzeniem?

 – Już, już, co nagle to po diable.

 – Słucham?

 – Nie, nic… – Śledź rozejrzał się wokół, w swoim stylu, nie poruszając głową. – Bo wiesz, z pozycji potrawy kiepsko się rozmawia.

 – Jasne, gdzież ma gościnność. Rozumiesz, rzadko ktoś wpada do mnie bez zaproszenia.

Wokół ryby natychmiast zmaterializowało się ogromne akwarium, pełne najlepszej, świeżej, północnoatlantyckiej wody. Śledź odetchnął głęboko, rozprostował skrzela z rozkoszą.

 – No, tak już lepiej. Słyszysz mnie?

 – Ja słyszę wszystko. Masz może ochotę na odrobinę tej hadeskiej przepalanki? Iście piekielny trunek, mówię ci.

 – Nie, dziękuję.

 – Jak sobie życzysz. Ja się napiję. A ty mów.

Śledź zaczął pływać nerwowo tam i z powrotem.

 – Możemy odciągnąć człowieka od… Tego twojego Starego. Sprawić, że o nim zapomni. Albo przynajmniej przestanie zwracać uwagę.

 – Jak?

 – Zróbmy mu… Złotą. Sam… Samicę. Babę.

 – Wydaje mi się, że Stary już o tym pomyślał. Wkrótce stworzy człowiekowi towarzyszkę z piszczela, łopatki, żebra, czy czego tam…

 – Więc musimy być szybsi. I skuteczniejsi. Jeśli zażyczysz człowiekowi baby dokładnie według mojej instrukcji, podążając za moimi wskazówkami, na obraz i podobieństwo Złotej, to emeryt przegra w przedbiegach. Rozumiesz, kobieta, która zajmuje cały twój czas, pochłania każdą cząstkę energii, włada twoim dniem i rządzi nocą… Gdy nie możesz z nią wytrzymać, ale bez niej nie da się żyć… Gdy budzisz się w środku nocy i kiedy na nią spoglądasz, przychodzi ci do głowy złociste światło wlewające się w jej ciało, jakby wypełniały ją księżyc i gwiazdy… I iskrzy muzyką i pręży się jak łasica… A kiedy odpływa, chcesz, by zabrała ze sobą sny.

 – No, no – Szatan niemal upuścił flaszkę – a ja tu dwóch zdań do kupy sklecić nie potrafię. I skąd wiesz, co to łasica?

 – Tak jakoś samo przyszło… Tak, czy owak, Stworzyciel będzie mógł zapomnieć o tym, że to jemu człowiek odda najwyższą cześć i chwałę. Nie ma szans. Ktoś inny zajmie piedestał.

Lucyfer długo patrzył Śledziowi w oczy. Oba na raz, co było nie lada wyczynem.

 – Ty wiesz co? – Rzekł wreszcie – Ponad siedemdziesiąt procent powierzchni Ziemi to woda. A ja jakoś nie pomyślałem o utworzeniu tam przedstawicielstwa handlowego. Nie miałbyś ochoty popracować trochę dla mnie? Stały kontrakt, mnóstwo bonusów i dodatków…

Śledź nie zastanawiał się długo. W końcu będzie mógł udowodnić Złotej, na co go stać. Może nareszcie zostanie doceniony.

 – Jasne. Ale pod jednym warunkiem. Właściwie, dwoma.

 – Mówisz i masz! – Rozpromienił się Szatan. Na krwawoczerwonym obrusie w gwiazdki pojawił się antycznie wyglądający pergamin. Obok oślepiającą bielą zajaśniało wielkie, ptasie pióro.

 – Pamiątka – uśmiechnął się diabeł, spoglądając na puchaty przyrząd do pisania – własnoręcznie wyrwana z tyłka Gabriela. Ech, to były czasy…

 – A niby jak mam podpisać? – Śledź bezradnie rozłożył płetwy.

 – Po prostu myśl. Pióro jest zdalnie kierowane elektryczną aktywnością mózgu.

 – No dobrze. Zatem po pierwsze, chcę być ze Złotą. Rozumiesz, długo i szczęśliwie. W miarę możliwości szczęśliwie.

 – Załatwione! – Pióro śmigało po pergaminie, zostawiając karminowe szlaczki.

 – A poza tym… Wiesz, jeśli mam rządzić w morzach i oceanach…

 – Z ramienia i w imieniu.

 – No tak… W każdym razie w tej robocie najważniejszy jest szacun na dzielnicy. A wygląd i miano Śledzia…

 – Rozumiem, że chcesz przypakować.

 – I to zdrowo. I jeszcze imię… Co by tu… Zaraz… Mam! Chcę być znany jako Lewiatan!

 – Da się zrobić.

 – Albo jeszcze lepiej – Leviathan!!!

Pyszczek Śledzia rozciągnął się w szerokim uśmiechu. Co nigdy wcześniej nie miało jeszcze miejsca. Jedna tylko rzecz nie dawała mu spokoju i nieco psuła wrażenie totalnego happy endu.

Jakie było ostatnie życzenie rybaka?

Koniec

Komentarze

No, jestem pod wrażeniem. W interesujący sposób pozbierałeś liczne stusłówkowe wątki. Wesoły, sympatyczny wynik. I spodobał mi się podwodny świat z jego uroczą specyfiką i zabawnym podobieństwem do lądowego.

A wszysto zaczęło się od zwykłej kłótni.

Literówka.

– Ten twój cudowny Rekin już dawno wącha łódki od spodu

Hmmm. Zmieniłabym na wąchanie łódek od góry.

 – Ułomności?! UŁOMNOŚCI?! – Złota Rybka aż poczerwieniała z gniewu.

– Czy naprawdę masz mnie za zwykłą, niewydarzoną artystkę?

Chyba Ci się zbędny enter wrąbał.

Z jej skrzeli ulatywały bąbelki tlenu.

Eeee, w wodzie tlenu jest na tyle mało, że rybki muszą nim bardzo oszczędnie gospodarować. Strasznie mi to zdanie zgrzytnęło.

ale to żadnych instynktów macieżyńskich.

Jakich instynktów?!

Babska logika rządzi!

Najgorsze jest to, że te wszystkie błędy będą musiały teraz wisieć na widoku publicznym, jak skazańcy w dybach. Trochę czasu minie, nim znów do komputera się dostanę, przy pomocy telefonu poprawić się nie da. Co do zdania z łódkami, to pomyślałem, że jak ryba zdechła, to pływa przy powierzchni brzuchem do góry. Więc wącha dna łódek. Wzięte bezpośrednio od “wąchania kwiatków od spodu”. No i niezmiernie się cieszę, że się podobało!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No to daj znać, jak poprawisz, kliknę to i owo. Bo z takim paskudnym ortografem nie da rady.

Aha, a łódki skojarzyły mi się z wyciąganiem ryb z wody, więc wolałam wąchanie od góry. Ale przyjmuję Twoje wyjaśnienie.

Babska logika rządzi!

Przeczytałem w pewnej książce, w odautorskim wstępie, że “przepisanie tekstu od jednego, dwóch albo trzech autorów jest plagiatem, ale przepisywanie od większej liczby autorów to już kompilacja, dzieło nie naganne jak plagiat, lecz warte pochwały jako prezentacja i porównanie wielu punktów widzenia”.

No to Cię pochwalam.

Uff, ortograf zdjęty, literówka też. Za wszystkie błędy szczerze żałuję, poprawę obiecuję.

 

Adamie, dzękuję za pochwałę.

Choć, tak naprawdę, nawet ogólny pomysł niezupełnie był mój. Podsunął go imć KPiach.

 

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Haha! Mój pierwszy punkt na bibliotekę!

Kurdę, ja to muszę wydrukować… A potem uczcić. Zdecydowanie uczcić.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

W pytkę! ;-)

 

Kompilacja drabblowych wątków – przezacna. Istne zwieńczenie złotorybnego szaleństwa ;-)

 

A jaka radocha, jak człowiek widzi swoje marne sto słów jako intertekstualny żarcik w cudzym opowiadaniu… Bezcenne! Za resztę zapłacisz kartą… :-)

 

Punkcik za ten uśmiech i sprawne wykonanie. :-) I ta gorza, męska pointa o kobietach… Ech. Człek łyżkami…

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Piękne… Co tu dużo pisać. No, przecudne.

fascynującego tańca godowego ślimaków morskich

No, przecież mówię, że przecudne. Mówię, no nie?

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Hehe, jak powszechnie wiadomo, na pochyłej patelni nawet Salomon nie usmaży. Gdybym pracował na kiepskim materiale, efektu by nie było. Ale zaprawdę powiadam wam, nadejdzie dzień, gdy wywołam uśmiechy jakimś własnym, oryginalnym pomysłem!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Może niezbyt oryginalne, ale całkiem przyjemnie mi się czytało. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Uśmiałam się :)

Bardzo mi się podobało. Podziwiam empatię, która pozwoliła Ci tak fantastycznie pokazać świat z rybiej perspektywy :)

He, he, może w poprzednim życiu byłem żabnicą. To w sumie dość prawdopodobne. Ale wiem, że w następnym zamierzam zostać koalą. To dopiero życie! Siedzieć sobie na tym swoim eukaliptusie, wszystkiego pod dostatkiem, nawet po alkohol ruszać się nigdzie nie trzeba…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Przeczytałam i muszę powiedzieć, że wyszło naprawdę zabawnie, lekko i z dużą dawką humoru. Fantastyczna przemiana Śledzia na sam koniec. Jedyne co pozostaje do dodania, że się podobało. O! ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Popłynąłeś, Thargone, popłynąłeś pięknym stylem, czerpiąc pełnymi płetwami z dostępnych źródełek.

Niezwykle przyjemna lekka lektura, ozdobiona zacnym dowcipem i szalenie relaksująca. ;D  

 

Bo winę za pa­skud­ną sy­tu­ację, w ja­kiej sie zna­lazł, po­no­sił je­dy­nie on sam. Bo winę za pa­skud­ną sy­tu­ację, w której się zna­lazł, po­no­sił je­dy­nie on sam.

 

Wie­dzia­łem, żę tak bę­dzie – jęk­nął Śledź w głębi duszy… – Literówka.

 

A wszy­sk­to za­czę­ło się od zwy­kłej kłót­ni. – Tu poprawiłeś literówkę, ale powstała literówka. ;-)

 

Szwen­dam się w tę i wewtę pod samą po­wierzch­nią… – Szwen­dam się w tę i we w tę pod samą po­wierzch­nią

 

 

Literówki:

 

Tylko cza­smi przy­cho­dzi do łebka myśl

Le­piej po­sta­raj sie przy na­stęp­nym ży­cze­niu

W nor­mal­nych wa­run­kach Śledź roz­pły­nął­by sie ze wzru­sze­nia

Ale cos mu mó­wi­ło

ma­lo­wi­dła przed­sta­wia­ły głów­nie oczy, pasz­cze, zęby, macki i je­scze wię­cej oczu.

 

 

Pu­ście choć raz Arkę Noego… – Pu­śćcie choć raz Arkę Noego

 

Na wy­so­kim czole go­ścia le­d­wie wy­ży­ma­ły się skrom­ne różki. – Czy różki wyżymały się samoskręcając spiralnie. ;-)

Na wy­so­kim czole go­ścia le­d­wie wy­rzyna­ły się skrom­ne różki.

 

Mówię ci, sze­fie, naj­wyż­szy czas skrzyk­nąć le­gio­ny pie­kal­ne i…Mówię ci, sze­fie, naj­wyż­szy czas skrzyk­nąć le­gio­ny pie­kiel­ne i

 

 

Znowu szereg literówek:

 

Czło­wie­czek ode­tchnął głe­bo­ko

Ten to po­tra­fi spra­wić, że roz­mów­ca czuje sie mały i nie­waż­ny – po­my­ślał Śledź. Bar­dzo chciał­by sie spo­cić, ale nie umiał.

W każ­dym razie to wszyst­ko wy­da­je sie być

Z tego, co wiem, Jak Złota speł­ni czy­jąś wolę

Śledź ro­zej­rzał sie wokół

Wokół ryby na­tych­miast zma­te­ria­li­zo­wa­ło sie ogrom­ne akwa­rium

ale bez niej nie da sie żyć… 

Roz­pro­mie­nił sie Sza­tan.

Pa­miąt­ka – uśmiech­nął sie dia­beł

W kaz­dym razie w tej ro­bo­cie naj­waż­niej­szy jest sza­cun na dziel­ni­cy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Uff… A już myślałem, że poradziłem sobie z kwestią literówek. Lecz one wracają ze zdwojoną siłą. Nic to, jutro zniknę wszystkie głupie błędy. A potem chyba napiszę thriller psychologiczny o niespełnionym pisarzu, któremu narastający problem literówkowy powoli, acz nieubłaganie niszczył życie. Aż doszło do załamania i eksplozji… Ale przede wszystkim cieszę się, że uznałaś mój tekst za zabawny i relaksujący. Życie najczęściej jest poważne jak Grób Nieznanego Żołnierza, czasem trzeba zdmuchnąć znicz i założyć nos klowna…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Matko, jakie to piękne.  A ta metafora o śmierci: wpłynąłem na suchego przestwór oceanu! I jeszcze parę albo nawet paręnaście momentów. 

No i ogródek dla emeryta – po prostu – nomen omen – boskie!

I już wiadomo, gdzie był Władzio tyle czasu!

I przez cały tekst siedziałam uśmiechnięta jak… no, siedziałam uśmiechnięta.

Cudo nad cudami, lecę dać trzeci głos na opowiadanie w marcu.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bardzo usatysfakcjonowana lekturą, wlepiam punkcik i odpływam ;D

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Na Trygława i Swaroga! Tegom się nie spodziewał. Kilku pochlebnych opinii, a jakże, w końcu tekst wyszedł mi zabawny. Ale biblioteka… Wielkie dzięki, ludzie! To ja lecę poprawiać literówki. I powiadomić małżonkę, że ma w domu literata.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Thargone, jakbyś nie zauważył, to Cię informuję, że oprócz biblioteki masz już trzy głosy w wątku “Najlepsze opowiadanie w marcu” , a to oznacza, że możesz  – powtarzam możesz– dostać piórko i opinię mc!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Thargone, ochłoń i, na Srygława i Twaroga, popraw co jest do poprawienia. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki Bemik, nigdy wcześniej nie zastanawiałem się, jak to działa. Nie sądziłem, że sprawa będzie mnie dotyczyć.

 

Regulatorzy – ochłonąłem i porawiłem co trzeba. Nanoszenie wszelakich poprawek niestety nie może następować natychmiast – nie mam ciągłego dostępu do komputera a telefon się do tego nie nadaje. Praca głównie na świeżym powietrzu ma swoje zady i walety.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Thargone, chylę czoła, bo wyszedł Ci tekst przepyszny. Piękne nawiązania do literatury (klasyką się podparłeś aż miło, ktoś jeszcze pamięta Mickiewicza!… ;)) i popkultury, miks cudny. O, tu kwiknęłam, aż się dzieci zleciały sprawdzić, co nie tak z matką:

– Jestem tą siłą… Częścią… Która wiecznie dobra pragnąc… Jak by to, do diabła, zgrabnie ułożyć… Znowu ten Mayhem! – [k]Krzyknął w stronę wielkich głośników, wypluwających wściekle pulsującą ścianę dźwięku.  – Skupić się nie można w tym jazgocie! Puśćcie choć raz Arkę Noego, Piekło od tego nie zamarznie!

Jako że już opowiadanie zgłoszono, gdzie trzeba, to już sobie daruję. Liczę na to piórko – w sam raz Śledziowi, tfu, Leviathanowi będzie pasowało. :)

 

Ale widzę, że interpunkcja to jednak nie jest Twoją mocną stroną. A skoro tak bardzo misię, to żal, by  tekst straszył przecinkami:

…uczucie, bulgoczące ciężkim gorącem  [-spacja]wewnątrz pęcherza pławnego…

Niemal dwie tony rybnej drobnicy tłoczyło się, [-,] jak sardynki w puszce,[-,] wewnątrz sieci o małych oczkach.

 – Zamilcz[+,] defetysto! Mówię wam, gdyby tak razem, wespół i w zespół…

…cały włok,[-,] razem ze swą błyszczącą, hałaśliwą zawartością, ruszył w górę, ku powierzchni.

…zarośnięta, wykrzywiona grymasem totalnego rozczarowania,[-,] gęba starego rybaka.

Przegapił najciekawszy moment kulminacyjny.

To był jakiś nieciekawy? Wolałabym albo najciekawszy moment, albo moment kulminacyjny

 

Przejście od histerycznej wściekłości do kwintesencji łzawej bezradności nastąpiło szybciej,[-,]niż atak włócznika.

Wiesz[+,] jak to jest,[-,] cierpieć wieczne męki z powodu permanentnego braku weny?

…zapewne wskazując na małego wieloszczeta,[-,] nieco zdziwionego tą eksplozją rybiej furii.

– Złociutka[+…/!][P]proste, składające się tylko z przedsionka i jednej komory serce Śledzia trochę zmiękło[+.][M]masz jeszcze mnie.

No co tak sterczysz,[-,] jak wędzony węgorz?

Tylko potem nie płacz za mną,[-,] jak za tym swoim Rekinkiem!

“Światu wystarczy już jedna, taka jak ja. Nie zniósłby kolejnej Złotej Rybki”[+, / –] powiedziała kiedyś.

BTW wypowiedź matki była bez cudzysłowu :)

 

“Poza tym, gdzie miałabym niby cały ten narybek trzymać? W pysku,[-,] jak jakaś pielęgnicowata?”[+.]

…wpadnie w typowy dla siebie rigor alcoholis, sztywniejąc,[-,] jak jakaś figurka z drogocennego kruszcu.

…znalazł ją w tym stanie jakiś nurek,[-,] albo inna poławiaczka pereł.

Tak, to będzie wystarczająco bolesny prztyczek,[-,] za ten ostatni humorzasty wyskok.

 Zasrane powietrze,[-,] w ogóle dźwięków nie przenosi[+.] – Śledź wrzeszczał

…Śledź rozpłynąłby się ze wzruszenia,[-,] jak czapa lodowa, na którą zadziałał efekt cieplarniany.

Tyle,[-,] że warunkom daleko było do normalności.

Konwulsyjnie majtając ogonem[+,] dotarł do krawędzi naczynia i wystawił łepek na zewnątrz.

Na obrusie ktoś wyhaftował,[-,] z dużą dozą wprawy,[-,] gwiazdki.

Obraz najbliższej okolicy uzupełniał absolutnie nieprawdopodobny fotel, wykonany z tysięcy kości. Ludzkich. Chybiona inwestycja – mało przytomnie pomyślał Śledź. Rybie ości, tak, te robiłyby należyte wrażenie. Ale ludzkie?

O, słodyczy absurdu, szczególnie że człowiek dopiero miał być stworzony;)

 

…a cały pokój aż wibruje od ciężkiego kiczu,[-,] niczym wielorybie pieśni.

Czerwone, ozdobione imponującym,[-,] kozim porożem czoło,[-,] rosiły kropelki potu.

No[+,] chyba,[-,] że możesz podrzucić mi jakiś pomysł.

 – Śledź… [S]słuchaj, czy zamierzasz mnie pożreć?

– Tragedia! – [z]Zakrzyknął osobliwy przybysz. – Szefie, dramat, katastrofa!

– Bo Staremu nie wystarczy już Świat! – [w]Wypalił[+.] – Razem z tym jego złotym podwykonawcą konstruują CZŁOWIEKA!

No dobrze[+,] Władziu – zwrócił się do swego nerwowego

Śledź zaczął pływać nerwowo,[-,] tam i z powrotem.

Wkrótce stworzy człowiekowi towarzyszkę,[-,] z piszczela, łopatki, żebra, czy czego tam…

Om nom, nom… Pyszne. Cudna sałatka rybna na kompilacyjnej grzance doprawiona popkulturowym sosem i szczyptą nawiązań do klasyki. Nic tylko zapić hadeską przepalanką:)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Kurczę, Rooms… Wstyd się przyznać, ale kompletnie nie znam zasad i przecinki sadzę na czuja. A mój czuj to ch… No, niewiele wart. Wielkie dzięki za poświęcony czas i wykonaną pracę, by błędy podkreślić. Wszystkie poprawione zostaną w najbliższym możliwym terminie, czyli jutro po południu. A fotel… Na swoją obronę mogę napisać, że antyentropijny charakter przejścia do przestrzeni piekła, zaburza międzywymiarową synchronizację, zatem upływ czasu przybiera różne wartości w poszczególnych rzeczywistościach, zatem istnienie fotela ma sens w odniesieniu do zasady nieoznaczoności… No dobra, masz mnie. Moja mea culpa. Wyznacz pokutę.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki AlexFagus. Starałem się zrobić coś zabawnego i chyba wyszło.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Świetne! Bardzo mi się podobał ten absurdalny rybi świat, humor, lekkość narracji – czytało się bardzo szybko, aż szkoda, że tak szybko. No, cudne to. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Ależ coś Ty! Przecież idąc tym tropem, to i Arka Noego niemożliwa. Po prostu NMSP :)

A rozrywka – bezcenna :)

EDIT: pokuta: więcej takich tekstów :)

Dziadek Leon™, inicjator krótkOści® byłby z Ciebie dumny, autorze.

Aż się łezka w oku kręci, że przyłożyłem rękę do wiosła, które wywołało falę, która… No, jednym słowem, fajno. Cud-miód tekst. Zabawny i niegłupi. O miłości, o przebiegłości o odmiennym postrzeganiu świata. Zasłużona biblioteka.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Napis na nie­wiel­kiej ety­kiet­ce gło­sił: 666% vol. 

O matulu! Ale epicko ;)

 

Zabawnie, ale i z morałem. Do tego sporo razy puszczasz oko do czytelnika odniesieniami wszelakimi.

Bardzo dobra robota!

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Dzięki, Gravel!

 

Drogi Nevazie – Dziadek Leon nigdy w zapomnienie nie odejdzie. Podobnie jak Twoje zasługi, jako Pierwszego Poruszyciela.

No i jeszcze KPiach – gdyby nie jego komentarz pod “Pechem”, Tekst o Śledziu nigdy by nie powstał.

 

Nazgul – Tak jak głęboko wierzę w to, że kiedyś zdołamy pokonać barierę prędkości światła, również mam szczerą nadzieję, iż ludzkość znajdzie sposób na obejście granicy 100%. Tudzież 96%, jeśli chodzi o kwestię najistotniejszą. Nawet, jeśli potrzebne będą do tego moce piekielne!

I wielkie dzięki za uznanie!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Podobało mi się. Fajny klimat, opowieść płynie (dosłownie) gładko, z humorem, ani przez chwilę się nie nudziłam – mimo że nie jestem w temacie i nie znam “części składowych”, z których ponoć opowiadanie zostało złożone.

 

A że nie znam rzeczonych drabbli, oświećcie mnie, proszę – jakież było to ostatnie życzenie rybaka…?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Podpisuję się pod komentarzem Jose. 

Bardzo fajny tekst! yes

Sorry, taki mamy klimat.

…i jeszcze pół litra. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

O, Sethrael się zestarzał! :)

 

Fajny tekst. Nie czytam drabli niemal w ogóle, więc pewnie jakieś smaczki mnie ominęły, ale to musi będzie udana kompilacja, skoro o drablowych częściach składowych dowiedziałam się dopiero z komentarzy. 

A żona zadowolona, że ma w domu literata? Czy się przeraziła? ;)

 

Jako rzecze Dziadek od Szyszek – może nie jakoś bardzo oryginalne, ale na pewno przyjemne w odbiorze.

O, Sethrael się zestarzał! :)

Zobaczyłaś jednak tę zmarszczkę pod okiem? ;)

Sorry, taki mamy klimat.

Zobaczyłaś jednak tę zmarszczkę pod okiem? ;)

Pod okiem to spoko, te są od śmiechu :) Sto lat :)

Ale może Sethowi chodziło o to, że mu się awatar starzeje? Podobno są świetnie działające kremy pod oczy. Smaruje się monitor… ;-)

Najlepszego! :-)

Babska logika rządzi!

Dzięki, co prawda urodziny miałem akurat (oczywiście w tym roku wyjątkowo;)) na Prima Aprilis, ale szczere życzenia zawsze wzruszają. ;)

EDIT.: Przykleiłem na monitorze taśmę pod “okiem”. Rzeczywiście wygląda o wiele młodziej! Szkoda, że czar pryska, gdy używam scrolla.. i cała robota od nowa. :)

Dzięki.

Sorry, taki mamy klimat.

Thargone – wybacz, że pod Twoim tekstem. ;)

 

Sethraelu – sto lat!

Ale zmarszczki u Sethraela to raczej nie od śmiechu, tylko od złośliwego rechotu. :P

Oj tam, oj tam! Ja nazywam to po prostu śmiechem. Uroczym, zaraźliwym, niezłośliwym… :D

Dzięki!

Sorry, taki mamy klimat.

Oby ciała twoich wrogów splynęły z nurtem rzeki. I by nie były ciałami twoich kobiet.

 

Najlepszego, Seth :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Całe szczęście nie mam wrogów, zbyt słitaśny jestem. :D

Dzięki za wyrafinowane życzenia, Rybosławie! ;)

Sorry, taki mamy klimat.

Obiecałem sobie, że przeczytam “Śledzia” zanim minie czas na nominowanie do marcowego pierza, tak na wszelki wypadek. Wszak jam częścią tej Siły, która wiecznie mądrości pragnąć, wiecznie czyni głupotę, i również maczałem polce w rybnej literatury oceanie – nie szkodzi przy tym, że mój fragment onego oceanu wyszedł po mickiewiczowsku, tj. sucho – więc po prostu był to mój ojcowski obowiązek. Ale tu trzeba coś napisać, tu Święta, tu milion głupich komentarzy świerzbi pod paznokciami… I tak schodziło i schodziło… Aż nagle, nie wiedzieć kiedy, czwarty się zrobił, sąsiad piątego; ostatecznego. No to czas się zabrać do czytania, myślę.

 

Historia sama w sobie bardzo fajna, a jako kompilacja przygód Złotej rybki – rewelacja. I choćby za to masz jeszcze jeden głos w pierzozbiorze. Opowiadanie napisane lekko, przyjemnie, humor praśny jako te miody staropolskie (choć w kilku miejscach dla mnie jednak odrobinkę jakby zbyt… łopatologiczny, co jednak to nie przeszkadzało specjalnie i nie ma wpływu na końcowe wrażenie z lektury). Reserch, z tego co widziałem, Piękne Panie piękny Ci zafundowały, więc i tu nie ma co płetwą po pysku… zwłaszcza że do tej roboty musiałbym Psycho nająć.

Co mi zazgrzytało, to pewien błąd we wnioskach wysuniętych przez Śledzia. Z jego rozkminy wynika, że Złota przybyła mu na ratunek gdy został złowiony, a tymczasem mi wychodzi na to, że Śledzio znalazł się na kutrze w wyniku właśnie jej przyczynowo-magiczno-życzeniowo-skutkowych działań na rzecz rybaka. Ale może nie uświadamiajmy mu tego, skoro już podpisał cyrograf na spędzenie z nią reszty wieczności. Chłopi tak ma pewnie ciężko i nie raz już zdążył pożałować swojej decyzji.

 

Peace!

 

P.S.

O co chodzi z tym Władkiem? Ja gazet, tv i radia niet, a Internety, to tylko mail, NF i cycki, więc wiele mi umyka. A i z historycznych Władków – a na takich zdaje się wskazywać wzmianka o strzelaniu w tył głowy – żadnego jakoś nie potrafię dopasować.

 

P.P.S.

Seth, przyjmij dobre urodzinowe słowo i ode mnie.

 

Na górze róże,

Na glebie – Seth

I oby nam leżał,

Tak jeszcze z wiek!

 

Spóźnione ale szczere.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Wołodia Lenin.

Sk…l jakich mało. Chyba tylko Stalin większy. Adolfa wykluczyłem, jako mistrza konkurencji.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Tak żem se i w pierwszej chwili pomyślał. Ale Lenin to Włodzimierz, nie Władysław był. Włodek, a nie Władek.

Ale skoro mówicie, Towarzyszu Rybo, że to Wódz Lenin własną swą osobą opowiadanie owo uświetnić postanowił, to Paria Ludu Wam wierzy!

 

Ciężko to porównywać, bo i zbrodnicza działalność obu tych (Beryl Patrzy) miała zupełnie inne charaktery, ale mam poważne wątpliwości, czy Adolf przy Józku nie był jednak cientki pyrtek (Lenin w tej konkurencji raczej odpada w przedbiegach).

 

Tak czy inaczej, co myślę o Stalinie, to przypomina mi się jedno z największych arcydzieł polskiej (i nie tylko) poezji, a przy tym objaw absolutnego geniuszu literackiego Autora. Wiersz “Runą”, Zbigniewa Turka.

 

 

Dla niewtajemniczonych (choć w takich nie wierzę):

Wiersz należy przeczytać dwa razy; najpierw po kolei, zwrotka za zwrotką, potem poziomo, łącząc wersy zwrotek I i III oraz II i IV. Efekt wgniata w fotel.

 

Swoją drogą, zara widać, że źle się dzieje w państwie władimirowym, skoro nawet Wołodja woli się do Piekła ekspediować, miast leżeć sobie wygodnie na Placu Czerwonym ku uciesze gawiedzi. Łoj, źle się dzieje…

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

O kurczę!

Niezły wierszyk! I tak się robi cenzora w bambuko!

Niezły offtop nam się tu zrobił. Ale zakładam, że tym, którzy niejako przyłożyli paluszków do utworu – wolno.

A jeśli nie, to przepraszamy, Thargone. I już wracam do tematu:

A mi się wydawało, że Władzio to obecnie im panujący. Chyba zniknął na czas jakiś, może i do piekła zajrzał, bo po drodze mu było…

Babska logika rządzi!

Świetne! Cień-historyk?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

A ja byłem przekonany, że ten wiersz wszyscy już dawno temu czytali. Oo

Sorry, taki mamy klimat.

A mi się wydawało, że Władzio to obecnie im panujący. Chyba zniknął na czas jakiś, może i do piekła zajrzał, bo po drodze mu było…

O, i to by było jakieś wyjaśnienie. Pytanie tylko, po jaką cholerę wracał?

 

Fishu, Cień jest wielofunkcyjny. Bywa kucharką, kiedy znajdzie zupę w proszku, inżynierem mechaniki ze specjalizacją: kopanie złomu po karoserii, a nawet praczką, kiedy mu skarpety prześmierdną. Niemniej historię zawsze odnajdywałem nadzwyczaj interesującą. Choć nie powiem, ta współczesna nie jest najciekawsza.

 

Sethrealu, ja też byłem o tym przekonany. No, chyba że mówimy o tym wierszu:

 

Na górze róże,

Na glebie – Seth…

?

 

Peace!

 

P.S.

Komentarz zawiera jakieś tam nawiązania do tekstu, więc przepraszam, ale za offtop nie przepraszam.

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Przeczytałem i cóż mogę dodać? Podobało mi się. Zasłużyło na bibliotekę.

Interesująca koncepcja; tekst z przymrużeniem oka, troszkę absurdalnego humoru, ciekawie poprowadzone losy Śledzia. Przyjemne opowiadanko. 

Przeczytałem. Fajna historia, podobał mi się skokowy wzrost znaczenia śledzia  : P

I po co to było?

Oho, dużo się tu działo, gdy mnie nie było (nie, nie wybrałem się po dyrektywy do piekła, to jeszcze nie mój, że tak napiszę, level). Przede wszystkim – spóźnionego najlepszego Sethreal, oby morda Ci nigdy szuwarami nie zarosła a Twe dzieci miały bogatych rodziców. Co do Władzia to istotnie, chodziło o obecnie panującego, który to jakieś trzy tygodnie temu urwał był się na kilka dni, do żopy na prazdnik najprawdopodobniej. Pomyślałem, że Władzio – Władysław – Władymir, ale mogę się mylić co do translacji imienia. Mylę się nader często, przyzwyczajony jestem. Cieniu Burzy – wybacz proszę, iż Twój (znakomity, a jakże) rybi grzmot umknął mej fabule, ale ona wysoce spontaniczna była i talentu również brakło, by należycie uhonorować wszystkich rybotwórców. I jeszcze raz dzięki wszystkim za pochlebne opinie. Ha, czas zająć się jakimś poważniejszym tekstem. Howgh!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No, Thargone, wzruszyłem się. ;)

Sorry, taki mamy klimat.

Cieniu Burzy – wybacz proszę, iż Twój (znakomity, a jakże) rybi grzmot umknął mej fabule, ale ona wysoce spontaniczna była i talentu również brakło, by należycie uhonorować wszystkich rybotwórców.

Dupisz Waszeć smuty. Ja tam znalazłem w tekście nawiązanie i do swojej rybci.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Jak zobaczyłem tytuł to już wiedziałem, że spotka mnie tu coś dobrego.

Fajne. Bardzo przyjemny tekst. Taki nie silący się na zabawność, ale bardzo lekki, momentami absurdalny, trochę prześmiewczy. Sprawia wrażenie czystej zabawy pisaniem.

To stary tekst więc nie będę się tu jakoś mocniej rozpisywał. Inni, jak mniemam, napisali już przede mną wszystko, co było do napisania, a że to naprawdę przyjemne w lekturze opowiadanie, to łatwo wywnioskować choćby z faktu, że wykopuję je po kilku latach mając do wyboru setki innych opowiadań.

Nie wiem, jaka była geneza powstania tego tekstu. Gdzieś mi mignęło, że chyba stoi za tym jakaś historia, tym nie mniej, dla wpadającego po latach czytelnika nie ma to większego znaczenia. Tekst nie wymaga znajomości tej genezy. Dostarcza frajdy i bez tego.

Tyle.

Pozdrowił i poszedł.

Wizyta w ramach akcji: “Stare, ale jare – stwórz własny zbiór opowiadań sympatycznych”.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Twoje akcje, cny CMie, są dobre, potrzebne i godne podziwu. Powinieneś mieć prześladowców. Naśladowców, znaczy. Followersów. 

I niezmiernie mnie cieszy, że znalazłeś ten stary tekst fajnym i zabawnym. Rzeczywiście, był to spontan, powstały jako nawiązanie do mojego drabbla "Pech", który jeden z czytaczy skomentował jakoś w stylu "chciałbym wiedzieć, co się stało ze śledziem". 

To zresztą dowodzi, że najfajniejsze teksty (najfajniejsze, niekoniecznie najlepsze) powstają pod wpływem impulsu, zainicjowanego przez kogoś innego. Tak było ze Śledziem, tak było z "Krokiem w nieznane", którego inspiracją była Finkla… ehm, to jest, oczywiście, jej słowa i jej tekst na konkurs "50 Twarzy…", nie sama Finkla… Tak było z tekstem na Grafomanię, z którego jestem najbardziej dumny, a który jakoś nie został doceniony… 

Heh, czy ja właśnie zaczynam reklamować swoje starocie? Wstyd. Lepiej w końcu bym coś napisał…

I czy ja właśnie zaczynam nadużywać wielokropków?… 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

A jak tam Cuchulain? :P 

Mniej sympatyczny ;-) 

(dzięki, Anet!) 

Ale powstanie, to już sprawa honoru. Powoli wygrzebuję się ze zobowiązań – bardzo pozwoli, jestem mniej więcej na tym etapie:

 

 

Choć jestem dobrej myśli. 

No i przydałby się też jakiś mózg. Nie do jedzenia, ale taki, ktory współpracuje i daje się nakłonić do konstruktywnego myślenia, a co za tym idzie, pisania. Bo mój obecny od ponad roku pracuje na biegu jałowym. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Przejście od histerycznej wściekłości do kwintesencji łzawej bezradności

Wiesz, jak to jest cierpieć wieczne męki z powodu permanentnego braku weny?

Rozumiesz, zimna rybo, co ja muszę znosić, by móc cieszyć się choćby tą namiastką twórczości?

zapewne wskazując na małego wieloszczeta nieco zdziwionego tą eksplozją rybiej furii.

Nie jesteś mi potrzebny. Płyń się utopić. Albo powiesić. Żegnam!

Była pijana jak ryba piła.

 

 No, boskie

 

Ale coś mu mówiło, że swąd unoszący się w suchym, rozrzedzonym powietrzu, to właśnie siarka.

czegoś, co przypominało gąbkę posmarowaną grubą warstwą zwierzęcego tłuszczu

Półmisek stał na stole, przykrytym grubym, czerwonym obrusem.

Tego nie kupuję

 

Śledź naturalnie nie umiałby w ten sposób opisać miejsca, w którym się znalazł.

Nie uratowałeś się tym wpisem. Moja niewiara spadła z haka.

 

Oklapło trochę w piekle. Smuteczek.

 

Uff… Ten to potrafi sprawić, że rozmówca czuje się mały i nieważny – pomyślał Śledź.

To chyba jedyne dowcipne powiedzenie w piekle.

 

Jasne, gdzież ma gościnność. Rozumiesz, rzadko ktoś wpada do mnie bez zaproszenia.

Lucyfer długo patrzył Śledziowi w oczy. Oba na raz, co było nie lada wyczynem.

Wracasz na jedynie słuszną drogę. :)

 

Co mogę dodać. Jedna wielka przyjemność z czytania. Piękne językowo, sprawne technicznie, głębokie w treści. Miejscami wprawdzie nie trzyma poziomu humoru, ale całość po prostu genialna.

 

edit: po przeczytaniu komentarzy dochodzę do wniosku, że czegoś nie ogarniam, ale co tam i tak się podobało.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Wielkie dzięki, Fizyku. Jeśli miałeś przyjemność z czytania, to najważniejsze, czegóż więcej wymagać od rozrywkowego tekstu, napisanego pod wpływem impulsu. Że były mielizny językowe? Ba, coś, co wydawało się autorowi zabawne pięć lat temu, teraz może wywoływać co najwyżej lekki uśmiech. No i żaden ze mnie Pratchett, gdy próbuję wetknąć żart do niemal każdego zdania, suchary są nieuniknione ;-) 

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dobry suchar nie jest zły. ;-)

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka