- Opowiadanie: Wicked G - D-teoria

D-teoria

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Finkla, ambroziak

Oceny

D-teoria

 Tomasz przekroczył próg niewielkiego laboratorium, po czym zbliżył się do grupki ludzi ubranych w fartuchy i głośno rozmawiających ze sobą. Stali przy sześciennej klatce o boku mierzącym dwa metry, gorączkowo dyskutując na temat jej zawartości.

– Witam szanownych kolegów – odezwał się dobrze zbudowany, czarnowłosy profesor. – Jak tam z naszym obiektem badań? Wiecie już coś o nim?

– Niewiele – odparł ryżawy knypek, na oko trochę po trzydziestce. – Nie jesteśmy w stanie pobrać żadnych tkanek. Diamentowe tarcze nie robią wrażenia na jego skórze, nie wspominając już o zwykłych skalpelach. W akcie desperacji użyliśmy nawet mikroprzecinaka laserowego, oczywiście bez skutku. Ono nawet nie czuje bólu! Nie przyjmuje też pokarmów i płynów.

– Może to robot? – Tomasz podsunął sugestię pozostałym.

– Sprawdzaliśmy już to, nie reaguje na mikrofale ani impulsy elektromagnetyczne, więc ta teoria odpada – wyjaśnił mu starszy pan z długą, siwą brodą.

– Próbowaliście zrobić biopsję gałki ocznej? Albo wziąć próbkę śliny, nasienia, śluzu, czegokolwiek?

– Nie mogliśmy przebić rogówki żadną igłą – odrzekł facet w średnim wieku, noszący okulary z okrągłymi oprawkami. – Pluje płynem zamrażającym o nieustalonym składzie chemicznym, mieliśmy niezły problem, żeby się przed tym zabezpieczyć. Stwierdziliśmy brak narządów płciowych, jak również wydzielin skórnych.

– Nie prościej było związać pysk?

– Racja, nie wpadliśmy na to – przyznał brodacz.

– Tak czy inaczej, mamy prawdziwy orzech do zgryzienia.

– To jeszcze nic – wtrąciła się pulchna blondynka. – Obiekt potrafi latać, mimo iż nie ma skrzydeł! Mamy to zarejestrowane na kamerach. Napisaliśmy już do uniwersytetów i jednostek badawczych na całym świecie, prosząc o konsultacje.

– Odsuńcie się, chcę go zobaczyć.

Gromadka rozstąpiła się i naukowiec zbliżył się do klatki. W środku, w najodleglejszym kącie, leżał prawdziwy smok, odpowiadający wyobrażeniom starożytnych Chińczyków. Zupełnie jak ten z Dragon Balla, ulubionej bajki z dzieciństwa Tomka, tylko że jasnoniebieski. No i sporo mniejszy, na oko mierzył metr. Jego łuski połyskiwały w blasku jarzeniówek niczym lodowiec. Na głowie miał dwa rozgałęzione rogi. Po jego grzbiecie przebiegał włochaty czub, a z ostro uzębionego pyska wyrastała para wijących się wąsów. Był zwinięty w kłębek i ściskał łapkami swój ogon. Profesor zastukał ostrożnie w gęsto uplecione druty, lecz niewielki potworek nie zareagował.

– Wygląda na wystraszonego – zauważył Tomasz. – Nic dziwnego, skoro traktowaliście go laserem…

– Wszystko w imię nauki – wytłumaczył się rudy. –  Mam już dosyć gada, idę na kawę. Ktoś ma ochotę dołączyć?

– Ja.

– I ja.

– My też.

– Maciejowski, a ty?

– Nie, dzięki. Dopiero co wypiłem jedną. Jeszcze nie zdążyłem się napatrzeć.

– W porządku, gdyby działo się coś ciekawego, to nas zawołaj.

Banda jajogłowych opuściła pomieszczenie, zostawiając chemika sam na sam z dziwną kreaturą. Smok, który został schwytany wczoraj wieczorem przez piętnastoletnią dziewczynę w jednym z podwarszawskich lasów, zakrawał na przełomowe odkrycie w dziedzinie zoologii. Wywołał sporą sensację w mediach, na pierwszych stronach gazet ustępując miejsca jedynie sekstaśmom pogrążającym rządzącą Frakcję Internacjonalnego Utylitaryzmu Transklasowego. Stwór został przekazany w ręce naukowców z PAN, wspieranych przez profesorów z Uniwersytetu i Politechniki. Tomasz specjalizował się w chemii fizycznej, więc jego udział w sprawie oficjalnie ograniczał się do biernego śledzenia badań, niemniej jednak daleko było mu do materialistycznego spojrzenia na świat, i między innymi dlatego postanowił przyjrzeć się znalezisku z bliska.

– Jesteś taki słodziutki – powiedział do niego dziecięcym tonem. – Pewnie jesteś smokiem z chińskich legend, prawda?

Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

Maciejowski z wrażenia gibnął się do tyłu, o mało co się nie przewracając. Podczas medytacji zdarzało mu się doświadczyć mistycznych uczuć, ale to?! Głęboki, nasycony chłodem głos wręcz zawibrował mu w głowie. Telepatia? A może to tylko złudzenie? Nie, na pewno ma zdrowe zmysły, mimo iż jego zainteresowania spotkałyby się z wyśmianiem ze strony kolegów po fachu.

*Jak się tutaj znalazłeś?* – Tomek sformułował pytanie niewerbalnie, żeby sprawdzić, czy jego hipoteza jest słuszna.

Nie wiem. Nagle wszystko zrobiło się takie małe…

Chemik uniósł brwi, dziwiąc się nowo nabytym zdolnościom.

*Co masz na myśli?*

Czuję w tobie moich Pobratymców. Ale wy jesteście tacy inni. Nie mogę uwierzyć w to, co widzę.

*Pobratymców? Was jest więcej? Gdzie oni są?*

Zamiast odpowiedzi usłyszał głośny huk, brzęk tłuczonego szkła i krzyki w obcym języku, najprawdopodobniej rosyjskim. Ciężkie buty stukały o kafelki wyłożone na korytarzu. Biegną w jego stronę. Dokąd uciec? Nie ma kluczy od zaplecza, nie wyskoczy też z dziesiątego piętra. No to kaplica.

Ktoś wykopał drzwi z zawiasów, a następnie do środka wpadło pięciu facetów z pistoletami maszynowymi i młoda kobieta w długim płaszczu. Miała brązowe włosy splecione w warkocz, okrągłą twarz i pełne, karmazynowe usta.

– Ja niet mówić russki – wytłumaczył Tomasz, po czym spróbował dogadać się z przybyszami po angielsku. – Nie mam broni, poddaje się.

Nie czekając na groźby, założył ręce na głowę i uklęknął.

– To, co trzymacie w tej klatce, jest własnością Federacji Rosyjskiej – powiedziała dama. –  Wybaczcie zamieszanie, ale odebranie jej na drodze dyplomatycznej nie wchodziło w rachubę, goni nas czas.

Naukowiec milczał, zesztywniały ze strachu. Dama skinęła głową i jeden z goryli podszedł do klatki, aby ją otworzyć. Wtem jaszczur zerwał się z miejsca i plunął strumieniem bladofioletowej cieczy, która natychmiast zestaliła się na dłoniach mężczyzny. Poszkodowany zaczął wrzeszczeć wniebogłosy, pozostali nerwowo pokrzykiwali do siebie. Potwór wciąż unosił się w powietrzu i głośno syczał. Uzbrojony dryblas podszedł do Maciejowskiego i przystawił mu lufę do głowy.

– Zrób coś z tym zwierzem, bo rozwalimy ci łeb. – Rosjanka jasno przedstawiła sytuację.

– Ok-ok-kk-ej.

Tomasz wstał i zbliżył się do smoczego więzienia. Wziął do ręki skrzynię, którą zostawił tu facet z zamrożonymi łapami, i otworzył ją, po czym spojrzał gadowi prosto w oczy.

*Posłuchaj, mi też nie podobają się ci goście, ale byłbym ci wdzięczny, gdybyś dał się zapakować do tego pudła. Uratowałbyś mi życie.*

To oni sprowadzili mnie na ten świat. I też mnie zniewolili. Mam już tego dosyć.

*Błagam cię, ja nie chcę umrzeć.*

 Nie pojmuję twojego pragnienia, ale przystanę na to. Tylko pod jednym warunkiem. Będziesz mi towarzyszył, żebym miał do kogo się odezwać.

– Powiedział, że możecie go zabrać, ale tylko wtedy, gdy pójdę z wami – wyjaśnił grupce.

– To potrafi mówić? – zdziwiła się brunetka.

– Tak, w myślach. Ja go słyszę.

– Mentalista? Doskonale. W takim razie będziesz nam bardzo przydatny. Pakuj go i zwijamy się stąd, musimy jak najprędzej dotrzeć do Kaliningradu.

Polak odsunął skobel i wypuścił smoka, który potulnie wleciał do pojemnika. Naukowiec zamknął plastikowy prostopadłościan i podniósł go z ziemi, po czym wszyscy wybiegli z laboratorium.

 

***

Czarne infiniti QX70 pędziło na północ krajową pięćdziesiątką siódemką. Tomasz spoczywał na tylnym siedzeniu, z przerażeniem obserwując wariackie manewry wykonywane przez kierowcę. Asystujący lexus LS siedział im na ogonie, sunąc w cieniu aerodynamicznym.  Jeżeli utrzymają tak zawrotne tempo, za dwie godziny powinni być na miejscu.

Skrzynka z latającym jaszczurem oddzielała go od kobiety, przedstawiającej się jako Nadieżda. Z przodu siedział ten wysoki typ, który wcześniej przytknął mu broń do czoła. Wnętrze samochodu było bardzo wygodne, i co najważniejsze, ciepłe. W pośpiechu przy opuszczaniu instytutu nie mógł pozwolić sobie na zabranie kurtki. Starał się odprężyć i nie myśleć o nadchodzących wydarzeniach, jednakże przychodziło mu to z wielkim trudem. To nie to samo, co siedzenie po turecku w domowym zaciszu i powtarzanie mantry Om.

– Dobra – odezwała się Rosjanka, odrywając wzrok od laptopa, którego trzymała na kolanach. – Mam dla ciebie zadanie. Musisz nakłonić tego gada, żeby przekazał informacje o tym, jak wygląda jego świat.

– Najpierw wytłumaczcie mi…

– To nie twój pieprzony interes. Rób, co ci każemy, bo inaczej skończysz nafaszerowany ołowiem.

Maciejowski skinął głową i zamknął oczy, by móc się lepiej skupić.

*Hej, smoku, jak cię zwą? Będzie mi się łatwiej z tobą rozmawiało, jeśli je poznam.*

Jest nas zbyt wielu, żeby każdy nosił odrębną nazwę. Z resztą, ciągle mówisz do mnie per “smoku”.

*Nie, tym słowem określamy wszystkie stworzenia, które wyglądają podobnie jak ty. Skoro nie masz imienia, to wymyślę ci jakieś. Może być na przykład… Makoto?*

Powiedzmy, że się zgadzam.

*W porządku. Ja mam na imię Tomek. Fajnie byłoby, gdybyśmy dowiedzieli się czegoś więcej o sobie. Może opowiesz coś o miejscu, z którego pochodzisz?*

Pytasz, bo naprawdę chcesz się dowiedzieć, czy dlatego, że boisz się tamtych?

*Szczerze mówiąc, tak. Ale jestem też naukowcem i interesuje mnie wiedza, którą mogę zdobyć dzięki tobie. Zacznijmy może od tego, dlaczego znasz akurat polski?*

Czym jest “polski”?

*To mowa, którą się posługuję. Ci, którzy nas napadli, mówią po rosyjsku, a z tą kobietą komunikuję się w języku angielskim.*

Zauważyłem różnicę, ale rozumiem wszystkich. Mam tylko problem z dopasowaniem niektórych pojęć, są mi zupełnie obce. Sam formułuję zdania tak, jakbym rozmawiał ze swoimi.

*Jak wyglądają twoi pobratymcy? Wszyscy mają niebieską łuskę?*

Nie. Ja jestem z Wody, są jeszcze ci z Powietrza, Drewna, Metalu, Ognia, Eteru, Pioruna, Ciemności… Długo by wymieniać.

*Gdzie jest wasz dom?*

Wszechświat jest naszym domem. Tylko, że postrzegamy go inaczej.

*Opowiedz o tym.*

Widzimy tylko inne smoki i pustą przestrzeń. W niektórych miejscach jest nas pełno, w innych – prawie wcale.

*Interesujące. Poza wami…*

– Job twoju mać!!!

– Siergiej, strielać!

Tomasz wychylił się zza fotela, żeby zobaczyć, co się stało. Zmierzchało już i widoczność nie była dobra, lecz bez wątpienia około dwieście metrów przed nimi stała czwórka identycznie ubranych i równych wzrostem ludzi trzymających się za ręce i blokujących drogę. Komandos puścił w ich kierunku serię z kedra, lecz świstające pociski nie zrobiły na nich żadnego wrażenia.

– Wyceluj lepiej! – wściekała się Nadia w ojczystym języku.

– Nie mogę przez te skurwiałe dziury w drodze!

Dystans zmniejszył się na tyle, że kierowca musiał gwałtownie hamować, aby uniknąć kolizji, przy okazji zjeżdżając na przeciwległy pas, robiąc miejsce dla podążającego za nimi sedana. Zanim pojazdy na dobre się zatrzymały, postacie rozpłynęły się w powietrzu.

– Zostań w środku. – Kobieta poleciła profesorowi.

Rosjanie wysiedli i zaczęli rozglądać się dookoła, głośno klnąc. Nagle znaleźli się w kręgu zakapturzonych typów, dokładnie takich samych jak tamci, co zniknęli przed chwilą. Pistolety maszynowe splunęły ogniem na wszystkie strony. Kule przeleciały przez nieznajomych jak przez dym, nie czyniąc im żadnych szkód. Fantomy zaczęły poruszać się tak szybko, że Tomasz nie mógł nadążyć za nimi wzrokiem. Uzbrojeni mężczyźni padali jedni po drugim, aż w końcu pion utrzymali jedynie Nadieżda i tajemniczy człowiek mierzący jej w głowę. Krzyczeli coś do siebie po angielsku, jednak Maciejowski niewiele rozumiał, siedząc w dobrze wygłuszonym wnętrzu SUVa. Duchy znowu wyparowały.

*Posłuchaj, potrzebuję twojej pomocy.* – Chemik zwrócił się do smoka. – *Muszę z nimi pogadać. Obronisz mnie w razie czego? Tylko proszę, nie ucieknij.*

Obiecuję.

Polak uwolnił gada z pojemnika i zwierz owinął mu się wokół ręki, po czym opuścili samochód.

– Hej, ty! – Tomasz krzyknął do zakapturzonego. – Szukasz tego? – Wyciągnął w jego kierunku prawe ramię.

– Skąd go macie?

– To pytanie nie do mnie. Jestem tu przez czysty przypadek.

– Ta, jasne. Twoja towarzyszka też się wypiera. Mówcie prawdę, bo was rozwalę!

Zdaje mi się, że ten ktoś może mnie słyszeć. Spróbować z nim porozmawiać?

*Byłbym ci dozgonnie wdzięczny.*

Obcy spojrzał na Makota, lecz nie wydawał się być w jakikolwiek sposób zdziwionym.

^Witam kolegę telepatę.^ – odezwał się po chwili do Polaka na kanałach astralnych.

*A tam od razu telepatę. Dopiero dzisiaj zorientowałem się, że tak potrafię.*

^Wszystko przed tobą. Przepraszam, że mnie poniosło. Zależy mi na tym, żeby czegoś się o nim dowiedzieć^

 *Mi też. Co powiesz na małą współpracę?*

^Ostatecznie… W końcu co dwie głowy to nie jedna.^

*A nawet trzy. Ona pewnie posiada najwięcej informacji, podobno sprowadziła stwora na ten świat.*

Czy ktoś w ogóle uwzględnia tu moje zdanie? Może nie mam zamiaru, żebyście poznali smocze tajemnice.

*Hej, powinieneś być dumny z tego, że ktoś interesuje się twoim życiem! Zresztą, już wcześniej zdradziłeś mi część z nich.*

To była zupełnie inna sytuacja. Byłeś w niebezpieczeństwie. Teraz tamte osiłki już cię nie skrzywdzą.

*Przecież ten też ma broń. Nie jest pewne, czy zaraz nie zacznie mi grozić.*

Sądziłem, że już się lubicie! Doprawdy, nie pojmuję waszych zachowań.

^Mamy mnóstwo czasu na to, żeby się lepiej poznać. Tak przy okazji, to jestem Yao Tang. Lub po prostu Yao.^

*Na mnie mówią Tomek.*

Na moment wszyscy przestali transmitować swoje myśli. Nadia się nie odzywała, zdezorientowana ciszą i przestraszona widokiem dziewięciomilimetrowego otworu lufy.

*Makoto, a ty się nie przedstawisz?*

Jeszcze nie zdążyłem przyzwyczaić się do faktu, iż posiadam unikalne imię. Poza tym, już zrobiłeś to za mnie.

^Chodźmy, nie ma czasu do stracenia. Musimy dostać się do mojej kryjówki. Złap mnie za rękę.^

Chemik uczynił tak, jak mu polecono, zaś Yao Tang chwycił Nadię za przedramię.

– Puść mnie! – zaprotestowała, szarpiąc się.

– Przykro mi, ale ostatnia osoba, która wykonywała twoje rozkazy, wyzionęła ducha kilka chwil temu. Trzymajcie się mocno!

 Trójka naczelnych i gad zniknęli, a powstałą po nich próżnię ze świstem wypełniło powietrze.

***

– Niezła chatka. – Chemik wyraził opinię o skleconym z bambusa domku, znajdującym się gdzieś wysoko w górach. – Nie nudzi ci się tutaj samemu?

– Mam dużo zajęć. Medytuję, ćwiczę, opiekuję się zwierzętami.

– Sylwetka i fryzura wskazują na to, że jesteś jakimś mnichem, czy coś w tym stylu.

– Byłym. Odłączyłem się od klasztoru.

– Dlaczego?

– Długa historia. W skrócie powiem, że nie podobało mi się to, iż posiadając takie możliwości, siedzimy na pustkowiu zamiast pomagać innym. Zacząłem robić to na własną rękę, lecz pewien incydent przekonał mnie, że moi bracia mieli rację. Władcy tego świata też mają swoich ludzi, nie słabszych od nas, i są oni gotowi zrobić wszystko, by masy były nadal wyzyskiwane. Nie mogłem już wrócić, więc zostałem skazany na samotność. Niemniej jednak, ma to swoje zalety. Na przykład nikt nie zabronił mi podwędzić trochę sprzętu oraz założyć sobie internetu satelitarnego, i tym sposobem dowiedziałem się o smoku.

– Ciekawi mnie, jak reszta społeczeństwa zareagowała na tę wiadomość.

– Dziesięć minut temu wydano oświadczenie, że była to jedynie kaczka dziennikarska – wyjaśnił Chińczyk, zerkając na monitor. – Zrobić wam herbaty?

– Z miłą chęcią – odparł Tomek.

– Ja też się skuszę – odezwała się Nadieżda.

Mistrz sztuk walki włączył czajnik zasilany z ogniwa słonecznego. Gdy woda osiągnęła temperaturę wrzenia, przelał ją do imbryka i wrzucił kilka zielonych listków, po czym postawił naczynie na stoliku, przyniósł filiżanki i napełnił je naparem.

– To, o czym zaraz wam opowiem, jest tajemnicą państwową, lecz przy takim, a nie innym biegu wydarzeń jestem gotowa wam ją wyjawić – powiedziała Rosjanka, racząc się łykiem gorącego napoju.

– Nie mogę się doczekać – wyznał Tomasz, zasiadając na macie. – Może wreszcie nikt nie przerwie nam rozmowy, co nie, Makoto?

– Okej – zaczęła kobieta. –  Ten smok jest wynikiem eksperymentu dokonanego za pomocą urządzenia zwanego reskalerem.

– Czym ono jest? – zapytał chemik.

– Nie uważam, że ta wiedza jest wam niezbędna do zrozumienia pozostałej części – wymigała się Nadia.

– Za to ja tak – sprzeciwił się Yao.

– To maszyna wykonana z niezwykłego materiału, którego właściwości pozwalają w tajemniczy sposób zmieniać otaczającą nas rzeczywistość.

– Pewnie chodzi o Boski Kamień – wtrącił się były mnich. –  Miejsca występowania w Tybecie są pilnowane przez klasztory, więc musieliście go znaleźć na Ałtaju albo w Sajanach.

– Mniejsza z tym. Wyprodukowaliśmy z niego układy elektroniczne służące do budowy komputera, który po odpowiednim zaprogramowaniu jest w stanie zmienić wymiary i masę dowolnego obiektu. Sprzęgliśmy go z zaawansowanym mikroskopem, żeby powiększyć atom wodoru.

– I co się stało? – zapytał podniecony Maciejowski.

– Chcieliśmy sprawdzić, czy teorie strun są prawdziwe, i dobraliśmy skalę tak, żeby długość Plancka odpowiadała jednemu metrowi. W celu uniknięcia wyrzucenia elektronu gdzieś w przestrzeń kosmiczną, musieliśmy znacznie zmniejszyć wielkość orbitalu.

– Niemożliwe! – oburzył się chemik. – To przeczy postulatom Bohra!

– Mówiłam już przecież, że ten materiał jest w stanie modyfikować realia świata. Tak czy inaczej, po dokonanej transformacji zaobserwowaliśmy cztery smoki mierzące dokładnie jeden metr.

– Czy insynuujesz, że były one strunami tworzącymi kwarki i elektrony?

– Dokładnie.

– Dziwne. Przecież struny powinny być jednowymiarowe, a Makoto ma wyraźnie pewną szerokość i wysokość. Może ten komputer przez przypadek zmienił je w latające gady?

– Powtarzaliśmy doświadczenie kilkanaście razy, na różnych pierwiastkach, i zawsze dostawaliśmy to samo. Zwierzęta różniły się między sobą. Miały różne kolory i właściwości, jedne z nich ziały ogniem, drugie lodem, jeszcze inne wywoływały wyładowania elektryczne.

– To odpowiadałoby temu, co powiedział mi Makoto.

– Poza tym, kiedy przywracaliśmy je do normalnych rozmiarów, z powrotem tworzyły atomy, nie różniące się niczym od innych. Postanowiliśmy zbadać te małe potworki i znowu powiększyliśmy wodór. Wtedy okazało się, że niektórzy z badaczy byli tajnymi agentami na usługach USA. Ukradli nam reskaler i smoki. Tylko ten, który jest z nami, zdołał uciec.

– Nie zrozumiałem połowy z tego, o czym rozmawialiście – przyznał się Yao. – Dobrze myślę, że cała materia we wszechświecie to takie stwory, tylko że mikroskopijnych rozmiarów?

– Mniej więcej – potwierdziła Nadia.

– Po co amerykanom latające jaszczurki? – zdziwił się Tomasz.

– Mogliby powiększyć je jeszcze bardziej i wykorzystać jako broń – zaproponował właściciel domu. – Na pewno służą im osoby o potężnych zdolnościach parapsychicznych, które byłyby w stanie nimi manipulować.

 Zgadza się. Jesteście silniejsi od nas. Tak wielu przeciw jednemu.

 Polak powtórzył słowa gada na głos, żeby kobieta też je poznała, i dodał:

– A zatem to miałeś na myśli, kiedy mówiłeś, że czujesz we mnie swoich pobratymców. Rzeczywiście, jesteśmy całkiem sporymi rojami smoków. Sam mózg waży coś ponad kilogram. Zakładając, że składa się z czystego węgla, co i tak będzie grubym przybliżeniem, będziemy mieli sto moli atomów, czyli sześć razy dziesięć do dwudziestej piątej drobin. W atomie węgla jest dwanaście nukleonów, czyli trzydzieści sześć kwarków, plus sześć elektronów… O cholera. Myślę dwoma kwadryliardami mitycznych stworzeń.

– Zastanawia mnie, dlaczego setki mędrców, którzy poświęcali całe swoje życie na poszukiwanie odpowiedzi na najważniejsze pytania, osiągając poziomy samoświadomości, o których nie możemy nawet marzyć, nigdy tego nie odkryli. – Yao podzielił się swoją niepewnością.

– Phi – prychnęła z pogardą Rosjanka. – Pewnie uznali, że cząstki subatomowe to wymysł durnych naukowców, o ile kiedykolwiek słyszeli o czymś takim.

My też nie wiedzieliśmy o istnieniu ludzi. Łączymy się w grupy i wzajemnie oddziałujemy na siebie, lecz nie mieliśmy pojęcia, że z innej perspektywy jest to uporządkowaną całością, Wszechświatem obserwowanym przez was. Z drugiej strony, obecny punkt widzenia jest mocno ograniczony, brakuje mi wymiarów, które dla nas są naturalne…

Tomek upił łyk herbaty i po chwili przypomniał sobie, że znowu musi wypowiedzieć myśli jaszczura na głos.

– Mógłbyś opowiedzieć, w jaki sposób czujesz inne smoki w Homo sapiens?

Są jakby rozmyci, zawieszeni w waszym umyśle. Nie mogę wyłapać ich pojedńyczo, wszyscy są zjednoczeni. Nie ujrzę też ich stanu…

– Jeśli to jest prawdą, świadomość rzeczywiście powstaje w wyniku efektów kwantowych – skomentowała Nadieżda, po tym, jak chemik kolejny raz przysłużył się jako przekaźnik. – Interesuje mnie jeszcze jedna kwestia. Makoto, czy ty i twoi bliscy macie w zwyczaju cały czas znajdować się w ruchu?

– Drgania strun? – zgadywał Maciejowski.

– Tak.

– Mówi, że wykonują coś, co nazywają “Tańcem Stworzenia”. Zaraz wam go zaprezentuje.

Gad opuścił wygodną pozycję na ramieniu profesora i wzniósł się w powietrze, chwytając zębami swój ogon. Pętla ciała wyginała się w różne strony, tworząc harmoniczne fale.

– Niesamowite – podsumowała Rosjanka. – Praktycznie wszystko się zgadza. To będzie prawdziwa rewolucja.

– Powinniśmy jakoś nazwać ten model wszechświata –  zaproponował Tomasz. – Skoro podstawowym budulcem są smoki, to może D-teoria?

– A dlaczego nie L-teoria? – sprzeciwił się Yao. – W końcu to chińskie gady, z resztą już niedługo większość ludzi będzie używała naszego języka.

– Ktoś mógłby uznać, że to “długa teoria”, a nie “smocza teoria” – zauważył Polak.

– Ja też byłabym za D-teorią, my nazywamy je “drakonami” – podzieliła się swoim zdaniem Rosjanka. – Tyle, że to już nie jest teoria, tylko fakt.

Nagle coś zadudniło im nad głowami z natężeniem dźwięku przyprawiającym o ból. Wybiegli na zewnątrz, aby sprawdzić, co się stało.

– To myśliwce Armii Ludowo-Wyzwoleńczej – powiedział były mnich, spoglądając na oddalające się od nich maszyny. – Lecą w kierunku Pekinu.

– Skąd one się tu wzięły? – spytała kobieta.

– Dwieście kilometrów stąd leży tajna baza lotnicza. Kroi się coś naprawdę poważnego.

– Czyżby Amerykanie zdążyli już zaatakować? – zdziwił się Maciejowski.

– Kradzież naszych technologii miała miejsce dwa dni temu. Proces reskalizacji trwa dosłownie moment, więc pewnie zdążyli już sprawić sobie małą armię smoków.

– Zaraz, skoro Makoto potrzebował tyle czasu, żeby dotrzeć do Polski, to jakim cudem oni są już tutaj?

 Nie poruszałem się z pełną prędkością. Po prostu krążyłem po miejscach położonych z dala od ludzi. Przemieszczanie się jest dla nas bardziej męczące niż tańczenie, więc postanowiłem się trochę zdrzemnąć, i na nieszczęście zostałem złapany.

– Rozumiem. Co teraz zrobimy?

– Najpierw upewnijmy się, czy to na pewno Hamburgery – rzekł Yao, wchodząc do środka i wybudzając komputer z trybu uśpienia. – “Potężny obiekt latający atakuje stolicę” – przeczytał nagłówek na głos.

– Nie będzie nam łatwo wyperswadować innym, że to kaczka dziennikarska – stwierdził Tomasz.

– Obawiam się, że nikogo nie będą musieli przekonywać – zmartwił się Chińczyk. – Chyba, że ich powstrzymamy.

– Ale jak? Te smoki to cząsteczki elementarne, ich nie da się podzielić na mniejsze części, a zatem uszkodzić w jakikolwiek sposób.

– Moglibyśmy użyć działka na antymaterię – rzuciła Nadia. – Rosyjska armia ma takie na stanie.

– Energia anihilacji rozniosłaby wszystko dookoła.

– Przecież to tylko jedna struna.

– Ale o jakiej masie.

– Masa to ilość materii. Przy zmianie skali dalej będzie odpowiadała jednemu kwarkowi.

To nic nie da. W trakcie Zbliżenia znikają dwa smoki, ale rodzi się kolejny, ze Światła. Działo się tak, gdy wszechświat był jeszcze młody.

– Racja. Fotony to też latające gady – zorientował się Maciejowski.

– Już wiem! – wykrzyknął Yao. – Skoro nie możemy walczyć ze bestiami, to spróbujemy powstrzymać tych, którzy nimi manipulują.

– Nie będzie nam łatwo. My z Nadią nic nie wskóramy, a ty sam mówiłeś, że niektórzy z nich są silniejsi od ciebie.

– Mamy do dyspozycji adeptów kilkunastu klasztorów. Tym razem na pewno uda mi się ich przekonać. Makoto nam pomoże, prawda?

Postawiliście mnie w dziwnej sytuacji. My istniejemy wiecznie, a gdy odchodzimy w niebyt, to dajemy nowe życie. Nie znamy strachu, cierpienia, dobra i zła. Poznałem te pojęcia dopiero, gdy pojawiłem się tu. Choć nie wiem, czy to, co wyniknie z tej sytuacji, będzie miało pozytywny wydźwięk dla świata, opowiem się po waszej stronie. Ufam wam.

– Dziękujemy! – odpowiedział w imieniu wszystkich Tomasz.

– W porządku. Pospieszmy się, musimy odwiedzić kilka różnych miejsc, więc nawet przy teleportowaniu się zajmie nam to dłuższą chwilę – wyjaśnił Chińczyk.

– Polak przeciwko Amerykańcom, kto by pomyślał… – Nadia wyraziła swoją konsternację.

– Prawdę mówiąc, nigdy nie podobały mi się ich metody szerzenia demokracji…

Chwycili się wszyscy razem i w mgnieniu oka przenieśli kilkaset kilometrów stąd.

 

***

 Dywan ognia trawił Zakazane Miasto. Wieżowce w centrum legły w gruzach bądź zostały pozbawione szklanych fasad, stopionych w piekielnej temperaturze. Mieszkańcy bezskutecznie próbowali opuścić miejsce zagłady. Zakorkowane ulice były łatwym łupem dla czerwonej bestii, która jednym podmuchem spopielała setki istot ludzkich. Mityczny stwór raz wznosił się wysoko w niebiosa, raz szorował brzuchem po ziemi, miażdżąc całe dzielnice. Rakiety wystrzeliwane z fruwających dookoła shengyangów eksplodowały na jego skórze nie czyniąc mu żadnych szkód, niczym strzelające diabełki rzucane o ścianę. Potwór nawet nie starał się opędzać od nękających go stalowych much, skupiając się na destrukcji stolicy. W rzeczywistości smok nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Nie był nawet w pełni świadom tego, co robi. Wszelkie ruchy dyktował mu niewielki człowieczek, stojący gdzieś na zalesionej górze z dala od zabudowań i obserwujący demolkę za pomocą jego oczu.

#Jeff, jak tam sytuacja?#

+Udało nam się zneutralizować chińskie oddziały walki parapsychicznej, więc nie musicie się o nic martwić. Dajcie im jeszcze trochę wycisku, musimy mieć pewność, że skapitulują.+

Amerykanin ponownie skupił się na kontrolowaniu latającego behemota i rozkazał mu zmieść z powierzchnii ziemi rząd kilkudziesiędciopiętrowych budynków. Nagle odczuł za plecami delikatne drgania powietrza.

#Dziwne. Mówili, że zdjęli wszystkich, a ktoś zaraz się tu pojawi.#

&Wiem, Bryanie. Zajmę się nimi, ty rób swoje& – uspokoił go stojący tuż obok towarzysz broni, przekazując mu swoje myśli.

Dziesięć metrów od nich, z hukiem zmaterializowała się dwójka ogolonych na łyso jegomościów. Jeden z nich nosił luźny, pomarańczowy strój odsłaniający jedno ramię, drugi zaś miał na sobie czarną bluzę z kapturem i bojówki. Ich twarze nie wskazywały na przyjazne nastawienie.

– Jeżeli wasze umiłowanie pokoju polega na smażeniu niewinnych w płomieniach, to współczuje tym, z którymi będziecie prowadzili wojny – wydeklamował niewzruszonym tonem Yao Tang.

– Twój kraj też ma swoje za pazurami – odparł umięśniony mężczyzna w blond włosach, zasłaniając mentalistę opętującego smoka.

– Nie mówię tego w imieniu Chińskiej Republiki Ludowej, lecz całego rodzaju ludzkiego.

– Przewróciło ci się w główce, żółtku…

– Wen, uważaj! – Yao ostrzegł dawnego przyjaciela i obaj przemieścili się, aby uniknąć wielkiej skały zmierzającej w ich kierunku z zawrotną prędkością.

– A więc teleportacja przeciwko telekinezie – wypalił były mnich.

W powietrzu zaczęły latać głazy i połamane gałęzie, na tyle szybko, by bez problemu przebić człowieka na wylot lub pogruchotać kości w drobny mak. Mistrzowie sztuk walki pojawiali się i znikali, umykając przed nietypowymi pociskami. Postronnemu obserwatorowi mogłoby się zdawać, że znajdują się w kilku miejscach naraz. Próbowali dopaść wrogów, lecz ochroniarz Bryana wytworzył osłony z wirujących blisko ich ciał przedmiotów.

Świst. Trzask. Są, i ich nie ma, nieustannie zmieniając położenie wśród burzy drewna i kamienia. Amerykanie stali niewzruszeni niczym posągi, poza zasięgiem ciosów.

^Nie jest dobrze. Zepchnął nas do defensywy. Masz jakiś pomysł?^

`O to samo chciałem zapytać ciebie, Yao. Nie możemy walczyć wręcz przez te bariery, ani rzucić w nich czymś, bo i tak tamten wyższy zaraz by to wyhamował. Nie mogę uwierzyć, że potrafi osiągnąć takie skupienie, wykonując kilka czynności naraz.`

^Najważniejszy jest koleś kontrolujący gada. Jeżeli go załatwimy, możemy się stąd zmyć.^

`Nie prościej byłoby przenieść smoka w inne miejsce?`

^To praktycznie awykonalne, jest tak ciężki, że wymagałoby to współpracy kilkunastu osób przy pełnej synchronizacji.^

`Gdyby tylko udało nam się jakoś zdekoncentrować telekinetyka…`

^Zdekoncentrować powiadasz… Dasz radę zająć się nim przez dwie minuty? Muszę wrócić po coś do domu. Gdy tylko się pojawię, oddal się o kilkadziesiąt metrów, okej?^

`W porządku. Będzie trudno, ale wytrzymam`

Yao teleportował się, zostawiając Wena samego na placu boju. Mnich przeskakiwał teraz mniejsze dystanse, aby oszczędzać energię.

&Twój kamrat cię opuścił. Doskonale, łatwiej będzie mi cię wykończyć.&

Chińczyk miał coraz większe problemy z unikaniem fruwających przedmiotów. Spory konar musnął mu szatę. Niewiele brakowało.

Wen naprawdę żałował, że Tang opuścił klasztor, jednak nigdy nie brakowało mu jego towarzystwa tak bardzo jak teraz. Każda sekunda nieobecności przyjaciela zdawała się być wiecznością. Nie wytrzyma. Nie ma już siły… Uff, zaraz tu będzie. Wen odskoczył dalej, gdy tylko wychwycił wibrację. Pewny siebie Amerykanin pozostał na swoim miejscu.

^POCZUJ BAS, JANKESIE!^

Yao pojawił się przy wrogu, trzymając w ręce ogromne pudło, z którego wydobywał się okrutnie zniekształcony, wibrujący tętent bębnów, przebijający się przez świst latających gałęzi i kamieni. Telekinetyk zatkał uszy, nie mogąc znieść przyprawiającego o ból hałasu. Poruszane przez niego przedmioty wytraciły pęd i opadły na ziemię. Były mnich chwycił go za głowę i szybkim ruchem skręcił mu kark. Wen natychmiast dopadł do zdezorientowanego Bryana i wysokim kopniakiem zmiażdżył mu gardło.

`Udało się. Możesz to wyłączyć? Zaraz ogłuchnę!`

Yao sciszył gigantycznego boomboksa i wyjął zatyczki z uszu.

– To było piękne, nieprawdaż?

– Gratuluję pomysłowości. Zastanawia mnie tylko, czy przez te dziesięć lat spędzone w Shenshanie znienawidziłeś ciszę tak bardzo, że musiałeś sprawić sobie coś takiego.

– Niezłe cacko, nie? Moc siedemset watów, zasilane na akumulator grafenowy, pięciokanałowy equalizer…

– Nic mi to nie mówi. Lepiej sprawdźmy, czy Makoto uspokoił już ognistego smoka. Przyda nam się do pomocy pozostałym przy odpieraniu ataków na inne miasta.

– Racja. Nie ma czasu do stracenia.

Obaj teleportowali się, opuszczając pobojowisko.

 

***

 Ceglastoczerwony gad zatoczył koło w powietrzu, przebijając się przez chmury. Grupka ludzi stała na okrągłym placu wyłożonym kamieniami, oczekując przybycia pasażerów ekstrawaganckiego statku powietrznego. Dwóch mężczyzn pojawiło się nagle wśród nich, a stwór odleciał, znikając za horyzontem.

– Dobrze znów cię widzieć, Yao – odezwała się kobieta z warkoczem.

– Ciebie też, Nadieżdo – odparł były mnich. – Cieszę się, że już po wszystkim.

– Udało wam się odzyskać reskalizer? – zapytał Tomasz.

– Niestety nie. Amerykanie zniszczyli go, gdy dowiedzieli się o klęsce w Chinach.

– Zbudujemy nowy – zarzekła się Rosjanka. – Zajmie nam to trochę czasu, ale damy radę. Muszę tylko odnaleźć kolegów z zespołu, o ile przeżyli atak na nasz kraj.

– Zbyt wielu ludzi straciło życie w tej wojnie – wyznał Wen. – Czeka nas jednak długotrwały pokój. Po tym, jak uporaliśmy się z rządem Stanów Zjednoczonych, zlikwidowaliśmy pomniejsze reżimy, które nie zostały wcześniej zaatakowane, żeby już nic nie zagrażało cywilom.

– Moglibyśmy wyzwolić planetę spod ucisku znacznie wcześniej, gdyby nie powstrzymywał nas strach – podzielił się swoimi przemyśleniami Yao Tang. – Siły zła były potężne, lecz nie niepokonane.

– Przyznaję, wielu z nas się myliło. Mimo to rozpaczanie nad przeszłością jest bezcelowe – rzekł mocno pomarszczony na twarzy opat klasztoru Shenshan. – Świadectwa niedawnych wydarzeń sprawią, że bracia i siostry na całym świecie ujrzą prawdę. Pomożemy im odnaleźć właściwą drogę do zbudowania lepszej przyszłości.

– A co ze smokami? – spytał Maciejowski.

– Narazie Hu zabrał je na pustkowia, tu jest dla nich za mało przestrzeni – wyjaśnił mu Yao. – Gdy będziemy mieli już reskalizer, przywrócimy je do pierwotnych wymiarów.

– Makota też?

 Polubiłem cię, Tomaszu, ale tęsknie za dawnym życiem. Lepiej czuję się jako kwark niż latająca jaszczurka.

 Chemik zmarkotniał i spuścił głowę, nie mogąc się pogodzić z nadchodzącym rozstaniem. Nadia poklepała go po ramieniu, chcąc go pocieszyć.

– Minie wiele dni, zanim skonstruujemy nowe urządzenie.

– Zastanawia mnie jedna rzecz – wypalił po chwili, gdy smutek ustąpił miejsca ciekawości. –  Jeśli po mikroskopijnym świecie rozniesie się wieść o tym, co spotkało naszych okrytych łuską przyjaciół, to czy materia stanie się świadoma tego, co tworzy?

 Częściowo tak. Nigdy jednak nie będziemy w stanie w całości obserwować ciała, które się z nas składa. Przypuszczam, że niewiele się zmieni, zarówno tutaj, jak i na poziomie subatomowym. Lecz w głębi duszy zawsze będziemy pamiętać o sobie nawzajem.

– Co ci powiedział? – chciała się dowiedzieć Rosjanka.

– Że większość rzeczy, będzie taka jak dawniej, ale smoki będą funkcjonowały gdzieś w naszych myślach, i vice versa.

– Ma najświętszą rację –  zgodziła się ze stworem. – Stworzyliśmy historię, o której nikt nie zapomni.

– Zamiast stać tu jak kołki, chodźmy napić się herbaty – zaproponował Yao.

Pozostali przystali na propozycję i ruszyli w kierunku siedziby mnichów wzniesionej z kamienia.

– Musimy spisać i opracować to, czego dowiedzieliśmy się od Makoto – rzekła Nadieżda do Maciejowskiego. – Ta trójwymiarowość strun wciąż nie daje mi spokoju…

– Niektóre rzeczy mogą na zawsze pozostać niezbadanymi – zauważył Tomasz.

Czymże byłby świat bez tajemnic…

 

Koniec

Komentarze

Polak uwol­nił gada z po­jem­ni­ka i zwierz owi­nął mu się wokół ręki, po czym opu­ści­li z sa­mo­cho­du.

Chyba: opuścili samochód.

 

– Hej, ty! – To­masz krzyk­nął do za­kap­tu­rzo­ne­go. – Szu­kasz tego? – wy­cią­gnął w jego kie­run­ku prawe ramię.

Wyciągnął – dużą literą.

 

– Po­win­ni­śmy jakąś na­zwać ten model wszech­świa­ta –  za­pro­po­no­wał To­masz.

Literówka.

 

Stwo­rzy­li­śmy hi­sto­rię, o któ­rej nikt nie za­po­mni.

Chyba Ci się to udało :)

 

Naprawdę nietuzinkowe podejście do tematu i nowatorski sposób zapisu “dialogów”, ale jak najbardziej uzasadniony.

 

Rzeknę, mentalnie:

*Jestem pod wrażeniem*

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Sam pomysł nie wystarczy, potrzebny jest jeszcze dobry warsztat literacki. Niestety, za dużo tu chaosu i mnóstwo błędów. Tekst napisany niedbale.

Pomysł naprawdę niezły, smoki naprawdę oryginalne. Wprawdzie nie wiem, czy zasada Heisenberga nie przeszkadzałaby w używaniu ustrojstwa, ale niech tam…

Koncepcja lekko skrzywdzona wykonaniem. Masz sporadyczne problemy z pisownią łączną i rozdzielną, kilka literówek, błędy w zapisie dialogów… Za to plus za zapis mentalnej wymiany zdań.

Jak na chińskiego mnicha to facet chyba zbyt prosto zrobił herbatę. Dlaczego chemik musi tłumaczyć słowa smoka?

Babska logika rządzi!

Wielkie dzięki za komentarze i oceny ;) Błędów poszukam i poprawię w wolnej chwili. Co do zasady nieoznaczoności – boski kamień radzi sobie i z nią :) Chemik musiał tłumaczyć słowa smoka poprzez wypowiadanie ich na głos, bo Nadia nie posiadała zdolności telepatii. Co do warsztatu – przyznaje, to moja słaba strona.

Edit: Nałożyłem już trochę poprawek ( w tym te wskazane przez Nazgula), później sprawdzę tekst jeszcze raz.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

ale tylko wtedy, gdy pójdę z wami – wyjaśniłem grupce. ---> przy okazji zlikwiduj wyjątek w postaci narracji pierwszoosobowej.

Spryciarz z Ciebie. Nie ma możliwości operowania zmianami krojów i stopni pisma, to pseudopunktorami pooznaczał… Ale nie puchnij z dumy, ja byłem pierwszy. :-)

Zręczne poironizowanie na temat teorii strun, splecenia submikro z makro. Chwała Ci za to.

Tylko proszę, popraw wszystkie niedoróbki…

Dziękuję za przeczytanie i docenienie koncepcji, Adamie.

Jezus, naprawdę tak napisałem XD? Tym razem przeszedłem samego siebie. Postaram się jak najlepiej, żeby poprawić błędy. Jeżeli chodzi o zapis, to inspirowałem się trochę “Kinslayerem” i “Endsingerem” J. Kristoffa (jedna z moich ulubionych serii), ale znaki dobrałem sam :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Okej, przeczesałem tekst i poprawiłem błędy. Mam nadzieję, że teraz jest lepiej. Rzeczywiście zapis dialogów położyłem niczym meteoryt tunguski tundrę, dziękuję, że zwróciliście mi na to uwagę ;)

Aha, zapomniałem całkiem o tej herbacie: Słabością Yao było to, że lubił korzystać z dobrodziejstw techniki, i gdy wyniósł się z klasztoru nie mógł oprzeć się pokusie korzystania z elektrycznego czajnika :D

 

Edit: Dziękuję za bibliotekę, Finklo! :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wybaczcie za zamieszanie – brzmiałoby chyba lepiej: “Przepraszam za zamieszanie”.

 

Z resztą, ciągle mówisz do mniezresztą.

 

W końcu to chińskie gady, z resztą już – to samo.

 

Takie drobiazgi wyłapałem.

 

Wicked, nooo, wyrabiasz się, chłopaku. To opowiadanie jest naprawdę dobre! Jest akcja. Sytuację przedstawiasz częściowo narracją, częściowo dialogami, koncepcja rozwija się stopniowo, raz dowiadujemy się trochę, drugi raz trochę, w końcu poznajemy resztę – i o to chodzi! Ciekawy pomysł w obszarze fantastyki naukowej; niby nawiązujący do “Ducha w atomie”, Daviesa, ale generalnie – oryginalny. Brakowało mi może troszeczkę rozwinięcia postaci, ale rozumiem – nie chodziło tutaj stricte o literaturę piękną. Uważam, że zasługuje na Bibliotekę.  

 

 

Dziękuję za przeczytanie i klepnięcie “Biblioteki”, Ambroziaku! Cieszę się, że się spodobało. Co do postaci – trochę przesadziłem z kompresją zawartości tekstu, chciałem, żeby działo się szybko i konkretnie, i pewnie przeholowałem ;) 

Chyba nigdy nie nauczę się pisać tego razem :D Poprawię po ogłoszeniu wyników konkursu.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Przeczytałam. Opowiadanie mnie wciągnęło, ale błędy w tekście przeszkadzały w czytaniu. Pomysł naprawdę fajny, ale warto może następnym razem skorzystać z bety, bo ktoś bardziej doświadczony mógłby pomóc w wyłapaniu błędów. Ogólnie jest nieźle, całkiem interesujące smoki. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dzięki, Morgiano! Z bety nie pozwoliła mi skorzystać konkursowa ambicja ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Ach… Wychodzi na to, że mało ambitna jestem. :P

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Sądzę, że to ja stawiam za wysokie wymagania ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Które nawiasem mówiąc są bardzo dziwne, bo przecież zmodyfikowałem opowiadanie pp sugestiach tych, którzy przeczytali przed deadline. Umysł Wickeda – któż jest w stanie zrozumieć jego poczynania…

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Które nawiasem mówiąc są bardzo dziwne, bo przecież zmodyfikowałem opowiadanie pp sugestiach tych, którzy przeczytali przed deadline. Umysł Wickeda – któż jest w stanie zrozumieć jego poczynania…

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

 Chociaż tyle pomocy przyjąłeś. Może następnym razem rozważysz, również tą drugą opcję. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Pomysł bardzo mi się spodobał. Wykonanie mniej. I wcale nie chodzi o literówki i takie tam. Mam wrażenie, że gnałeś na złamanie karku do finału, jakbyś  się bał, że zapomnisz, co chciałeś powiedzieć. Trochę przez to pozbawiłeś opowiadanie klimatu. Zabrakło mi takich drobiazgów, jak dodanie gdzieś opisu wrażeń i uczuć. Trochę miałam wrażenie, że patrzę na grę komputerową, w którą grywają moje dzieci. Za szybko przeskakiwałeś z levelu na lewel, jakbyś wykorzystywał czyjeś podpowiedzi. Nie wiem, czy jasno sprecyzowałam swoje myśli, lepiej nie potrafię. Szkoda mi bardzo tego opowiadania, bo jest dobre, ale mogłoby być znacznie lepsze.

Mam też wątpliwość – napisałeś, że gadzina metrowej długości spała w klatce, a potem owinęła się wokół ręki Tomasza, a nie pisałeś nic w międzyczasie, że zmienia swoją wielkość.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Bemiku ;) Powtórze za moim wcześniejszym komentarzem: tro­chę prze­sa­dzi­łem z kom­pre­sją za­war­to­ści tek­stu, chcia­łem, żeby dzia­ło się szyb­ko i kon­kret­nie, i pew­nie prze­ho­lo­wa­łem. Co do długości smoka – nie napisałem przecież, że owinął się wokół całej długości ręki. Moja wyprostowana ręka ma w najgrubszym miejscu 32cm, więc gad mógłby spokojnie owinąć się dwukrotnie na pewnej długości.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Opowiadanie akurat nie trafiło w mój gust. 

Poza tym wszystko toczy się dosyć szybko; czy ci Rosjanie tak łatwo wdarliby się do laboratorium i tak łatwo z niego prysnęli? Potem trochę nie zagrało mi, że Nadia tak swobodnie rozmawiała sobie z tym Chińczykiem i Tomkiem o całej sprawie. 

Do wykonania można mieć pewne zastrzeżenia, ale ono akurat nie przeszkadzało mi jakoś bardzo w lekturze.

 

Pozdrawiam. 

Dziękuję za przeczytanie, Domku! Nadia grała twardą przy komandosach, gdy została sama uparte popieranie interesów własnego kraju przestało jek się opłacać. Laboratorium należało do jawnej instytucji naukowej, więc nie było specjanie chronione – zwykli ochroniarze dorabiający do emerytury nie stanowią większej przeszkody dla komandosów :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Pomysł – nietuzinkowy. Chyba jeden z oryginalniejszych smoków w konkursie.

Natomiast co do wykonania… Tak je przeładowałeś akcją i zwrotami, że Pendolino się chowa. Opowiadanie przez to wydaje się staczać w kierunku humoreski, bez pogłębionego portretu bohaterów, bez refleksji.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzięki, PsychoFishu. Co do humoreski – żartobliwość w niektórych miejscach była zamierzona, ale, jak wspominałem wcześniej – trochę przesadziłem z tempem akcji.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Przesadziłeś z tempem, i to grubo. W ogóle nie dbasz o tło opowieści. Nadieżda z kumplem pojawiają się jak króliki z kapelusza, szalona jazda, potem strzelanina, gdzie trup się ściele gęsto, uratowana Nadia bardzo chętnie zdradza swoje tajemnice, itede… A to wszystko bez przygotowania czytelnika, bez jakiegoś elementu, który najpierw by przykuł uwagę, sprawił, że czytelnik zaangażuje się w historię. 

Dialogi wyszły dość sztywno, telepatyczna rozmowa ze smokiem tak samo. Porwany profesor gna z Rosjanami samochodem, a telepatycznie konwersuje sobie ze smokiem okrąglutkimi zdaniami, jak na urodzinach u cioci – hrabiny.

Spójrz, jak wprowadzasz postacie – na początku wszystkie dokładnie tak samo. Dialog (wypowiedź) a potem – jak wygląda ten, co to wypowiedział. Nie ma w tym nic złego, jeśli to jednostkowy przypadek, ale jeśli w identyczny sposób wprowadzasz czwartą osobę – no to robi się niezręczne.

Jednym słowem – nawet najfajniejszy pomysł możesz skopać warsztatem. Nawet niekoniecznie jego brakiem, tylko niecierpliwością, niechęcią do dopracowania tekstu.

Ale to da się nadrobić. :)

Dzięki za przeczytanie, ocho! Porady postaram się wcielić w życie przy następnych pisarskich zmaganiach :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Istotnie, smoki jedne z oryginalniejszych. Opowiadanie czytało się całkiem nieźle, mimo że podzielam zastrzeżenia wymienione przez wcześniej komentujących.

Ze swojej strony wskazuję jeszcze kilka zauważonych byczków i innych usterek.

 

Mamy to na­gra­ne na ka­me­rach. – Czy nagrywamy na kamerę, czy raczej rejestrujemy kamerą?

 

Miała brą­zo­we włosy zwią­za­ne w war­kocz… – Miała brą­zo­we włosy splecione w war­kocz

Warkoczy się nie związuje, warkocze się plecie.

 

Wy­bacz­cie za za­mie­sza­nie… – Wy­bacz­cie za­mie­sza­nie

 

Po­szko­do­wa­ny za­czął wrzesz­czeć w nie­bo­gło­sy… – Po­szko­do­wa­ny za­czął wrzesz­czeć wnie­bo­gło­sy

 

*W po­rząd­ku. Ja na­zy­wam się Tomek.*W po­rząd­ku. Ja mam na imię Tomek.

 

Py­tasz, bo na praw­dę chcesz się do­wie­dzieć… – Py­tasz, bo napraw­dę chcesz się do­wie­dzieć…

 

Z resz­tą, już wcze­śniej zdra­dzi­łeś mi część z nich.Zresz­tą, już wcze­śniej zdra­dzi­łeś mi część z nich.

 

oraz za­ło­żyć sobie in­ter­ne­tu sa­te­li­tar­ne­go… – …oraz za­ło­żyć sobie In­ter­ne­tu sa­te­li­tar­ne­go

 

Sprzę­ży­li­śmy go z za­awan­so­wa­nym mi­kro­sko­pem… – Sprzę­gliśmy go z za­awan­so­wa­nym mi­kro­sko­pem

 

Tomek wziął łyk her­ba­ty… – Tomek upił/ wypił łyk her­ba­ty

 

Nie mogę wy­ła­pać ich po­jed­ny­czo… – Literówka.

 

Cięż­ko bę­dzie wy­per­swa­do­wać innym… – Trudno bę­dzie wy­per­swa­do­wać innym

 

Bę­dzie nam cięż­ko. – Raczej: Nie będzie nam łatwo.

 

Nagle od­czuł za swo­imi ple­ca­mi de­li­kat­ne drga­nia po­wie­trza.Czy istniała możliwość, by odczuł coś za cudzymi plecami?

 

Po­stron­ne­mu ob­ser­wa­to­wi mo­gło­by się zda­wać, że znaj­du­ją się w kilku miej­scach na raz.Po­stron­ne­mu ob­ser­wa­torowi mo­gło­by się zda­wać, że znaj­du­ją się w kilku miej­scach naraz.

 

Pró­bo­wa­li do­paść do wro­gów… – Pró­bo­wa­li do­paść wro­gów

 

Ze­pchnał nas do de­fen­sy­wy. – Literówka.

 

Bę­dzie cięż­ko, ale wy­trzy­mam.Bę­dzie trudno, ale wy­trzy­mam.

 

wy­so­kim kop­nia­kiem zmiaż­dzył mu gar­dło. – Literówka.

 

nie mogąc się po­cho­dzić z nad­cho­dzą­cym roz­sta­niem. – …nie mogąc się po­go­dzić z nad­cho­dzą­cym roz­sta­niem.

 

ale smoki będą funk­cjo­no­wa­ły w gdzieś na­szych my­ślach… – …ale smoki będą funk­cjo­no­wa­ły gdzieś w na­szych my­ślach

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki za przeczytanie i komentarz, Reg! Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że ktokolwiek jeszcze zajrzy do tego tekstu :)

Błędy poprawiłem, dwa ostatnie mnie zniszczyły :D

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Lubię sprawiać niespodzianki. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka