Śmiertelnie znudzony, jechałem na pogrzeb Wielkiego Grubaldiego, wynalazcy u którego w swoim czasie terminowałem. Nazywanie go wynalazcą to zbyt wiele. Człowiek ten nic nie osiągnął w swoim życiu poza nauczeniem swoich dwóch opornych uczniów paru zasad mechaniki.
Jednakże wybrałem się na pogrzeb. Drugi uczeń, którego imienia nie da się zapamiętać, zadzwonił kilka dni temu obwieszczając, że podczas pożegnania Wielkiego Grubaldiego zaprezentowany zostanie jego pierwszy i ostatni wynalazek. Choć zapraszający na pogrzeb zdawał się być niemiłosiernym dupkiem, przystałem na propozycję, ponieważ fascynowało mnie, co ten stary nieudacznik mógł przed śmiercią wymyślić.
Uroczystość przebiegała spokojnie, jedynymi gośćmi była rodzina zmarłego oraz jego uczniowie. Obywatel z którym rozmawiałem przez telefon prowadził imprezę. W pewnej chwili, powiedział to na co wszyscy czekali:
– Ostatnią wolą mego mentora, Wielkiego Grubaldiego było zaprezentowanie jego ostatniego, rewolucyjnego wynalazku. – Po wypowiedzeniu tych słów, sięgnął za pazuchę i wyjął tajemniczy, metalowy pręt. – Ja, jako jego najzdolniejszy uczeń, pokażę działanie tego oto elektrycznego pogrzebacza.
Dźgnął otyłe zwłoki wynalazcy, które leżały w trumnie obok, w wyniku czego ciało natychmiast obróciło się w popiół. Prezentujący ukłonił się z wdziękiem prawdziwego sztukmistrza, a tłum oklaskiwał udaną prezentację. Pewna panna zapytała go, czy można naładować pogrzebaczem telefon. Można.
Stypa odbywała się w atmosferze radosnej paplaniny. Wszyscy cieszyli się, że najbardziej nieudolny członek rodu opuścił ten padół. Nawet mi udzielił się dobry humor, gdy usłyszałem takowe zdanie: „To miłe, że Grubaldi mimo swej karygodnej obleśności, rozwiązał sprawę swojego pochówku w tak elegancki i higieniczny sposób”. Jego krewni zdecydowanie go nienawidzili. W pewnej chwili głowa rodziny, sędziwy, surowy starzec wrzasnął:
– Przestańmy pieprzyć o tej ofermie! I tak nic nie potrafił i tylko ciągle truł o swoich wymyślonych dokonaniach. Posłuchajmy czegoś prawdziwego dla odmiany i włączmy telewizję.
Staruszek nacisnął przycisk na pilocie. Ogromny ekran na ścianie rozjaśnił się, następnie ukazał rozciągniętą w sadystycznym uśmiechu twarz denata.
– Witajcie moi drodzy. Jestem teraz w innym, elektrycznym świecie, gdzie osiągnąłem pełnię władzy nad wszelką elektroniką. Słyszałem wasze narzekania, a źle jest gdy narzeka się na zmarłego, no chyba że na Hitlera. Tak czy siak, teraz ja na was ponarzekam. Zacznę od starszego pokolenia. Ciociu Elżbietko, już w wieku 20 lat obwisły ci…
– Błagam, zamknijcie go! – krzyknęła ciocia Elżbietka.
Prowadzący imprezę uczeń Grubaldiego zerwał się z krzesła, wziął pogrzebacz i krzycząc: „Poświęcę się” dokonał samospopielenia. Jego sylwetka pojawiła się na ekranie, lecz niemal natychmiast cyfrowy Grubaldi zaczął go dusić.
– To mój świat i mój sukces. Odejdź!
W tym czasie wziąłem pogrzebacz i zastanawiałem się, jak go sprytnie wykorzystać, gdy nagle niefortunny heros odrodził się przede mną z pyłu. Ktoś obok szepnął:
– Życie wieczne… niczym feniks z popiołów…
Niewiele myśląc, dźgnąłem go pogrzebaczem, a pechowiec ponownie znalazł się na ekranie telewizora, gdzie jego mentor znów go zabił. Powtarzałem tę czynność wiele razy z pewną uciechą, aż Wielki Grubaldi stracił zapał do mordowania swojego ucznia. Wtedy ukłoniłem się przed zaszokowanym towarzystwem i powiedziałem:
– Proszę państwa, właśnie zaprezentowałem mój najnowszy patent, mianowicie reinkarnację.
Tak oto wieczne życie zatryumfowało nad śmiercią, zaś ja uzyskałem niezliczone wpływy z ostatniego wynalazku Wielkiego Grubaldiego.