
Zło tkwi w człowieku. Ukrywa się w naszej podświadomości, czekając na wyzwolenie. I kiedy ukaże się w swojej czystej postaci, nic nie jest w stanie je powstrzymać.
Zło tkwi w człowieku. Ukrywa się w naszej podświadomości, czekając na wyzwolenie. I kiedy ukaże się w swojej czystej postaci, nic nie jest w stanie je powstrzymać.
Czy zastanawialiście się kiedyś jak rodzi się zło? Jaka jest jej natura, jak funkcjonuje? Dobro i zło muszą istnieć obok siebie, a człowiek dokonuje wyboru. A jeżeli takiego wyboru nie ma?
Spoglądając w przepaść wysokiej skarpy, siedział na skraju lasu ogarnięty głęboką melancholią. Łzy wolno spływały mu po policzkach, a oczy jarzyły się wśród narastającej ciemności. Niedojrzały głos, niezrozumiany dla zwykłych śmiertelników, okrył echem bezkresną przestrzeń lasu.
-Kim jestem? – ton tych słów zerwał spłoszone ptaki do lotu, a poruszone gałęzie zaszeleściły złowieszczo liśćmi. Wilki zawyły w stronę nieba, tupot kopyt zadudnił, potrząsając ziemią. Powstała mroczna harmonia.
“Już czas”, pomyślał i rzucił ostatnim spojrzeniem, pełnym żalu i tęsknoty, w stronę małej oddalonej osady. Czuł się nieswojo, gdyż emocje, które go ogarnęły były mu zupełnie nieznane.
**************************************
– Tato, nie gaś świeczki – leżący w łóżku mały chłopczyk, cichym głosem wypowiedział te słowa, spoglądając maślanymi oczkami na wysoką postać.
Noc była zimna i wyjątkowo ciemna. Świszczący wiatr co chwilę zaglądał do domu przez dziurawe drewniane okna, wnosząc strzępy kolorowych liści. Ojciec usiadł obok malca, przykrył go kołdrą po samą szyję i pogłaskał po głowie mówiąc:
– Śpij już, jest późno.
– Ale tato! Kto…ktoś tam jest – przerażony Nathan wskazał na drewniane skrzypiące od siły wiatru drewniane okno.
– To tylko dzikie zwierzęta przyszyły na żer -odpowiedział spokojnym głosem ojciec.
Po tych słowach mężczyzna wstał, zdmuchnął płomień świeczki i wyszedł z pokoju. Nathan odwrócił się na bok i spoglądnął na las przez dziurawe okno. Zimny podmuch wiatru wprawiał go w drżenie, a drzewa uginały się pod wpływem pogody. Po chwili chłopiec zapadł w głęboki sen.
Wilki krążyły niespokojnie niczym opętane. Liczne warknięcia, podgryzanie towarzyszy, świadczyły o narastającej agresji. Nagle w środku nocy małego chłopca wyrwało ze snu przerażająco głośny skowyt. Zerwał się z łóżka i biegiem udał się do pokoju rodziców.
– Mamo? Tato? Gdzie jesteście? – zawołał.
Wśród panującego mroku, dostrzegł, że jego rodziców nie ma w pokoju. Serce zaczęło szybciej i głośniej bić, a oddech stał się cięższy. Kilkakrotnie powtórzył wołanie, po czym udał się w kierunku wyjściowych drzwi. Gołymi stopami stanął na ganku i błędnym wzrokiem zaczął rozglądać się po okolicy, by w końcu spojrzeć w głąb lasu, z którego jesień zdjęła już wszystkie liście. Czarne chmury pędziły bardzo nisko, sprawiając wrażenie jakby wierzchołki drzew sięgały ich podbrzusza. Trząsł się z zimna, lecz strach był silniejszy, paraliżujący. Stał w bezruchu dość długo.
Ledwo zauważalne kontury przemknęły pomiędzy drzewami, niczym cień, próbujący ukryć się przed zdradliwym światłem gwiazd, po czym zniknęły. Nathan zmrużył lekko załzawione oczy, następnie przetarł je dokładnie skrawkiem rękawa. Po chwili ów cień znów pojawił się pomiędzy gołymi drzewami. Jego kontury stały się na tyle wyraźniejsze, że można było dostrzec poruszający wskazujący palec skierowany w stronę chłopca.
-Tata! – krzyknął malec, po czym pobiegł przed siebie brnąc przez szorstkie, suche liście i ostre gałęzie, kalecząc zarazem delikatne małe stopy.
Przepełniająca radość dodawała sił Nathanowi. Gdy ostatnia łza opuściła jego policzek , a głośne dyszenie zamieniło się w niekontrolowany chichot, zbliżający się cień zaczął powoli niknąć. Im bliżej był chłopiec, tym kontury postaci coraz bardziej zlewały się z otoczeniem. Strach powrócił, siły odeszły, a serce przybrało jeszcze szybsze tempo bicia. Blade, drobne ciało próbowało przedrzeć się przez gęste ciemności, walcząc w tym samym czasie z uczuciem zmarznięcia. Otoczony dziwną, zieloną niczym pleśń mgłą, ostrożnie obchodził grube pnie sędziwych drzew, mając nadzieję, że znajdzie rodziców gdzieś w otchłani lasu.
Ciemne obłoki skłębiły się, by chwilę później rozpadało się na dobre. Nathan podniósł głowę skąpaną w strugach deszczu. Po policzkach spływały krople wody, w których odbiciu widniały przerażające drzewa. Odgłosy nocnych zwierząt zostały przygłuszone przez ulewę, która rozbrzmiewała tłukąc rytmicznie o twardą ziemię.
Czuł, że słabnie. Resztką sił, próbował wołać ojca. Odpowiedziało tylko echo jego głosu. Głosu tak smutnego, tak bezradnego i zarazem tak niewinnego. Natura nie okazywała litości. Błotnisty grunt palił jego stopy, a drzewa nachodziły na siebie wprawiając chłopca w poczucie ścisku. Księżyc przybrał krwiście czerwoną barwę, a z ziemi zaczęły wychodzić obślizgłe robaki.
Powieki powoli opadały z wyczerpania. Osunął się na kolana, po czym reszta bezwładnego ciała runęła na ziemię.
Księżyc zbladł, deszcz ustał. Drzewa zaczęły wysoko piąć się w górę, wyciągając swoje ramiona w stronę nieba, jakby dojrzewały na nowo. Lekki wiatr co chwilę zmieniał swój kierunek, roznosząc złowrogą nowinę wśród mieszkańców lasu. Nastała złowieszcza cisza
Chłopiec obudził się. Czuł, że leży na zimnej, mokrej ziemi, ale oczy miał zamknięte. Bał się. Jeszcze bardziej niż przedtem. Poczuł oddech, na swojej twarzy. Jego kończyny nie reagowały, a krew mocno zapulsowała w żyłach. Ciało wciąż leżało bezwładnie, czekając na jakiś impuls. Mimowolnie zmrużył oczy i zobaczył ciemną postać. Tym razem była blisko, zbyt blisko, ale wciąż niewyraźna. Instynkt obronny nakazał chłopcu cofnąć się i rzucić do ucieczki. Kiedy udało mu się wstać i odwrócić, silne ręce objęły go i przyciągnęły do swojego ciała.
– To ja synku. Już jest dobrze. Spokojnie. Już jest wszystko dobrze, idziemy do domu– chłopiec usłyszał ciepły głos, po czym rozpłakał się, tuląc się w rozgrzane ciało swojego rodzica.
– Gdzie mama? – spytał ledwo wydając z siebie dźwięk, spoglądając swoimi niebieskimi pełnymi łez oczkami w stronę ojca.
– Mama wróci. Niedługo wróci.
Chwilę później chłopiec zemdlał.
– Udało się mój panie. Wszystko poszło według planu – mała, rozchichotana, przygarbiona postać spoglądała ze skraju lasu, na biedny, osamotniony pośród drzew dom.
Noc powoli ustępowała sile dnia. Mgła opadła, a zwierzęta zbudziły się ze snu. Las powoli powracał do naturalnego rytmu życia.
Znowu fragment.
Rany, jak ja nie cierpię fragmentów!
Choć zdaję sobie sprawę, że milion znaków na raz potrafi skutecznie zniechęcić do lektury.
Tylko, że nie bardzo można o krótkim tekściku powiedzieć cokolwiek. Klimat potrafisz stworzyć, to fakt. Zarys mniej, lub bardziej złożonej intrygi też się pojawił, obiecując więcej wrażeń w kolejnej (kolejnych?) odsłonach. Warto byłoby jednak podesłać tekst komuś, kto dobrze zna się na pisaniu, by pomógł okiełznać niezręczności stylistyczne i logiczne. Trochę się ich niestety pojawiło.
…przerażająco głośne skowycie.
“głośny skowyt”, chyba.
…serce znów przybrało szybkie tempo bicia.
“serce znów zabiło szybciej”, tak trochę lepiej brzmi. Choć myślę, że po szaleńczym biegu Jarwicka przez las, organ ów nie bardzo mógłby jeszcze przyspieszyć.
Jego całe ciało doznało skurczu mięśni…
To znaczy, że wszystkie mięśnie w ciele mu się skurczyły, naprawdę wszystkie?
Po policzkach spływały krople wody, w których odbiciu widniał przerażający las.
Zdecydowanie lepiej byłoby: “Po policzkach spływały krople wody, w których odbijał się przerażający las.
..drzewa nachodziły na siebie, wprawiając chłopca w ścisk.
No, za cienki bolek jestem, by podjąć się poprawiania tego…
Księżyc, w całej swej okazałości, zbladł, deszcz ustał…
Czyli wcześniej lało i Księżyc świecił jednocześnie? Nawet bordowy?
Lekki wiatr co chwila zmieniał swój kierunek lotu…
słowo “lotu” niepotrzebne. Wiatr nie lata.
Nazywasz też chłopca Jawrickiem, a czasem “Jamrickiem”.
No i jeszcze:
Wyszczerzył ostre jak brzytwa zęby…
Powiem Ci, że ja to nie chciałbym mieć zębów ostrych jak brzytwa. Kiedy pomyślę o ustach i języku…
Ha, wygląda na to, że dołączasz do nieformalnego, forumowego klubu dręczycieli dzieci. Zaszczytne to członkowstwo, zaszczytne… Choć z tekstu wynika, że to chłopiec może być dręczycielem…
Pozdrawiam!
Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!
Nie będę ukrywał, że poprawne pisanie, czegokolwiek, zawsze sprawiało mi sporo trudności. Jako totalny amator o umyśle bardziej matematycznym, wrzuciłem tutaj tekst właśnie po to, aby wytknąć mi wszelkie błędy stylistyczne i logiczne.
Dlatego dziękuję thargone za wyszczególnienie błędów, postaram się niedługo je poprawić. Może uda mi się dokończyć historię pisząc drugą i ostatnią część.
Powyższy tekst jest tylko wprowadzeniem, sprawdzianem, czy aby nie kaleczę zbyt mocno języka polskiego, na tyle żebym dał sobie spokój z dalszym pisaniem.
Oskarosie, wybacz uwagę, że źle podchodzisz do kwestii pisania. Dalszego pisania. Nie będę ukrywał, w tej chwili nie najlepiej to Ci wychodzi, ale tego, czyli pisania ładnym i poprawnym językiem można się nauczyć. Bez względu na kierunek wykształcenia można. Matematyczny umysł powinien nawet łatwiej sobie z tym poradzić – czym z matematyce wzory, tym w języku reguły gramatyczne i ortograficzne, z którymi umysł wdrożony do ścisłości winien poradzić sobie.
Przeczytałam ten tekst rano, nie zdążyłam jednak dodać komentarza. Moja refleksja jednak była taka, że nie bardzo wiem, co się właściwie wydarzyło. Przejrzałam ponownie przed chwilą i zobaczyłam dopisek CDN, co by sporo wyjaśniło. Czy ten pierwszy fragment, do gwiazdek, dodałeś w ciągu dnia? Nie pamiętam go z rana.
udał się w kierunku wyjściowych drzwi – czy wyjściowe drzwi z domu były innymi niż te, którymi się wchodziło?
Chłopiec zazwyczaj ma na imię Jarwick, ale raz stał się nagle Jamrickiem.
Thargone ma rację – milion znaków na raz potrafi zniechęcić do lektury, zwłaszcza opowiadania debiutanta. Ale 6 tys. znaków? To nie fragment, to fragmenciątko. Nie ma chyba sensu tak szatkować tekst. Oznaczyłeś ten tekst jako opowiadanie – następnym razem może jednak fragment oznacz jako fragment. Nie spowoduje to rozczarowania, gdy czytelnik dotrze do końca i przeczyta CDN.
No i mam pytanie: czy masz tę swoją opowieść przemyślaną i zapisaną? Od początku do końca? Czy wymyślasz fragmenty na bieżąco?
Ocha.
Mam w głowie ogólny zarys fabuły. Wiem jak to opowiadanie się skończy, tak aby fabularnie wszystko miało ręce i nogi. To co się wydarzy w między czasie, też wiem, aczkolwiek zdarza się, że coś dodam spontanicznie.
Tak, zgadzam się, jest to bardzo krótki fragment opowiadania i rozumiem, że mogą irytować czytelnika braki fabularne. Dlatego postaram się napisać drugą cześć znacznie dłuższą i z ostateczną puentą.
Oskarosie, w profilu widnieje, że jesteś kobietą. W pierwszym poście piszesz o sobie jak mężczyzna. Kim jesteś? ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Poprawione ;]
;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Wykonanie pozostawia trochę do życzenia, ale muszę przyznać, że udzielił mi się klimat opowiadania, szczególnie w jego pierwszej fazie. Gdyby popracować nad warsztatem, mogłoby z tego wyjść coś fajnego.
Uważam też, że lepiej byłoby wyjaśnić w tekście, co takiego zaszło tej nocy. Rozumiem, że enigmatyczny nastrój i w ogóle, ale zabrakło finalizacji.
Praktyka uczy, że fragmentów lepiej nie publikować – zazwyczaj nie dane im jest doczekać kontynuacji.
Ten wstęp jest nieco pretensjonalny. Hasło “prawdziwa natura zła” może stworzyć złudne nadzieje czytelnika, których ciężaru nie wytrzyma następnie nawet niezły tekst.
I po co to było?