
Uprzejmie proszę nie zaczynać lektury od komentarzy, bo tam spoilerów jak mrówków...
Uprzejmie proszę nie zaczynać lektury od komentarzy, bo tam spoilerów jak mrówków...
Czyli to niezupełnie tak, jak myślisz
– Wszem i wobec wiadomym się czyni, jako smok okrutnisty królewnę naszą, przecudnej urody niewiastę, porwał i do pieczary swej zawlókł! – darł się herold. – Jego Wysokość, miłościwie nam panujący Wojsław Długobrody, ogłasza tedy, co następuje: kto poczwarę oną zaciuka, ten w nagrodę rękę królewny dostanie, a w dodatku jedną ósmą królestwa w posagu weźmie!
Ludziska na targu słuchali posłańca z zainteresowaniem, mądrze kiwali głowami, po czym rozchodzili się do karczm, aby przy kufelku piwa uczcić ubite interesy tudzież omówić sensacyjną wiadomość.
***
Spokój samotnego popołudnia przerwało Szarlandzie walenie do drzwi. Ktoś dobijał się do tylnego wejścia, tego dla klientów, ozdobionego rzeźbami kurzych łapek. Dekoracje wyglądały idiotycznie, ale co zrobić – tradycja. Sądząc po dźwięku – łomotała męska dłoń, zamknięta w okutej rękawicy. Wnosząc po stopniu ugięcia dębowych desek – siły gościowi nie brakło. Kolejny zakuty ł… pardon! rycerz.
– Witajcie, szlachetny panie. Jakiej magicznej pomocy potrzebujecie? Dysponuję potężnym eliksirem miłosnym, po którym każda niewiasta odda wam serce, rękę i resztę ciała.
Magiczka gestem zaprosiła gościa do komnaty, w której już przed laty zabroniła służbie sprzątać, aby nikt nie zrujnował misternych girland pajęczyn. Kociołek wiszący w kominku roztaczał woń nieodparcie kojarzącą się z bagnami, niezwykłymi ziołami i dziwacznymi ingrediencjami (zwłaszcza, jeśli ktoś potrafi rozpoznać po zapachu oczy ważki). Gospodyni wlewała do niego rezultaty nieudanych eksperymentów kulinarnych. Grunt to wywrzeć należyte pierwsze wrażenie. Wtedy każdy prostak gotów będzie zapłacić za zwyczajne masło utarte z rumiankiem jego dziesięciokrotną wartość. I „cudowna” maść nawet wyleczy go z wszelkich schorzeń.
– Witaj, czarownico! Mąż tak gładki jak ja nie musi dzierlatek magią częstować, by ich przychylność zdobyć.
Po rzuceniu okiem na ocienioną rondem morionu twarz Szarlanda żywiła zgoła odmienne przekonanie, ale wolała nie dzielić się nim z klientem.
– Cóż was tedy sprowadza?
– Walczyć ze smokiem zamiaruję! Masz jakowąś trutkę na poczwary? Słyszałżem, iż siarka diabelska wielkie szkody gadzinom czyni.
– Cóż prawicie, szlachetny panie?! Toż siarka czyli inna trutka dla pospólstwa jeno godna. Wam nijak nie uchodzi.
Klient zerknął ze złością na towarzyszącego mu giermka. Gdyby nie przygłupi pachołek…
– Cóż mi zatem czynić?
– Mam i środek dla rycerstwa doskonały. Oto wywar z niezwykle potężnego ziela. Weźmiecie puchar wody, wpuścicie do niego trzydzieści kropel owego magicznego eliksiru… – Spojrzenie na twarz mężczyzny upewniło czarodziejkę, że gość potrzebuje dodatkowych wyjaśnień. – Trzydzieści kropel to po trzykroć tyle, ile macie palców u rąk. Obu. Posmarujecie tym płynem, panie, kopię, a wtenczas każda rana nią zadana, śmiertelną dla poczwary będzie. Lecz jeno od świtu do południa alibo od południa do zmierzchu. Po upływie połowy dzionka, na nowo musicie mieszaninę sporządzić i broń w niej zahartować.
– Dzięki ci, magiczko. Czego pragniesz w zamian za ów wywar?
– Drobnostki. Dzie… Piętnastu dukatów.
– Czyś ty oszalała? Tyle złota za tyciutką flaszeczkę?!
– Flaszeczkę to ja wam mogę za dwa miedziaki oddać. Ale magiczny dekokt to insza sprawa. Wiecie, jak trudno ziele owo znaleźć? A nie można go byle kiedy zerwać, bo swe cudowne moce utraci. Trzeba czekać, aż burza podczas pełni księżyca nastąpi. Piętnaście dukatów to cena okazyjna, bo znani jesteście ze swej odwagi i waleczności, a ja poważam tęgich wojaków.
– Dam dziesięć!
– Za dziesięć to sobie możecie u płatnerza nowy napierśnik obstalować. Acz wątpię, czy przed smoczym ogniem was uchroni.
Ponuro zgrzytając zębami, rycerz sięgnął do sakiewki.
***
– Stań do walki i giń, poczwaro!
Wezwana poczwara wylazła z jaskini, obejrzała się na uwięzioną królewnę, nabrała powietrza do potężnego zionięcia ogniem i z zaskoczeniem zmarszczyła nos pokryty łuską w kolorze, który bard nieśmiało podglądający zza pobliskiej skały określił jako „barwę najczystszych szmaragdów”. W żółtych ślepiach błysnęło coś do złudzenia przypominające mieszankę obrzydzenia i paniki, po czym smok z bardzo krótkiego rozbiegu wzniósł się w powietrze, w pośpiechu opuszczając niedoszłe pole walki. Rycerz, wielce rad z takiego przebiegu potyczki, wyprowadził zapłakaną królewnę na światło dzienne. Herold zdecydowanie przesadził z opisem jej urody, ale widział kto kiedy szkaradny dodatek do pokaźnej części kraju? Ech, niegdyś byle księżniczka warta była połowę wszystkich ziem… A podobno straszna inflacja panuje. No, i z jednej ósmej dałoby się wyżyć. Acz wiele jeszcze zależało od tego, który fragment państwa otrzyma dzielny wojak. Na centralny kawałek ze stolicą w środku nawet nie liczył, ale może by tak wybrzeże z bogatymi portami? Chyba władca miłuje jedynaczkę i nie chce, aby żyła w nędzy? W ostateczności wojownik nie pogardziłby również cząstką zawierającą rodzinny zamek. Ha! Dopiero utarłby nosów kłótliwym sąsiadom! Byle tylko nie gorące pustynie na południu ani jałowe góry na wschodzie.
– Nie lękaj się, cna królewno! – przemówił szlachetny wybawca znękanej niewiasty. – Otom położył kres okrutnej niewoli, w której cię ta przebrzydła bestia trzymała. Jam to, Miłokasior Kapitalistyczny herbu Wyrwitrzos, uczynił. Ruszajmy, nie mieszkając, w drogę, bym jak najszybciej nag… ojca twojego w strapieniu wielkim pocieszył.
Ocalona Manipulka odgarnęła z czoła złoty loczek. Tak po prawdzie, to po zdjęciu korony dziewoja wyglądałaby na szatynkę, ale wszak królewna nie może mieć włosów w kolorze mysim. Główki księżniczek i innych panien z wysokich rodów bywają zdobione kędziorami w jedynie dwóch odmianach: złotej i kruczoczarnej. Uwięziona przez smoka dama zdecydowanie preferowała określenie „ciemne złoto”; wieść gminna głosiła bowiem, że brunetki zwykle są „tymi złymi”.
***
– Tatku…
– Nie.
– Ale, tatku…
– Nie! Już raz rzekłem – żadnych nowych sukien. Ślubną szatę ci sprawię przepiękną i dość. – A o wszystkie pozostałe zatroszczy się twój nieszczęsny małżonek, dodał w myśli.
– Ależ ja nie o sukniach mówię!
– Nie?! – Wojsław z zaskoczenia drgnął tak silnie, że aż przyduża korona przodków spadła mu na oczy i boleśnie walnęła w nasadę nosa. Co za kiep wydumał tak durną tradycję? – A o czym?
Królewna westchnęła i po raz sto szesnasty tego dnia pomyślała o głupocie wszystkich rodziców, a jej ojca w szczególności. Jak śmiertelnie nudny musi być władca, aby doczekać się jedynie przydomka „Długobrody”? Naprawdę tatko nie mógł poszczycić się żadnymi ciekawszymi cechami? No, jeśli nawet, to na pewno nie należało do nich rozumienie potrzeb białogłów.
– Ja wcale nie chcę pójść za mąż za tego rycerza!
– Dałem swoje królewskie słowo. Twój wybawca dostaje w nagrodę rękę mojej córki i koniec dyskusji!
***
– Doradź coś! – awanturowała się królewna.
– Ale co?
– Gdybym wiedziała, nie potrzebowałabym twej rady, nieprawdaż?
– A czemuż to ode mnie oczekujesz rozwiązania?
– Bo to wszystko przez ciebie!
– Przeze mnie? Co ty nie powiesz?
– Właśnie, że tak! A kto zbiegł sromotnie na sam widok Miłokasiora?
Tańczący Płomień wypuścił z nozdrzy dwie smużki gryzącego dymu.
– A wieszli, czym ten zakuty w stal szlachetnie urodzony łajdak posmarował swoją kopię?!
– To kopie się czymś smaruje?
– Zwykle nie. Ale ten rycerzyna od siedmiu boleści, oby w końcu go dopadły, nasączył broń wyciągiem z mięty pieprzowej. Mięty!
Koralowe usteczka wydęły się pogardliwie.
– Też mi coś! Pełno tego zielska rośnie w przyzamkowych ogrodach. Kucharka dodaje listki do deserów, a niania przyrządza herbatkę, kiedy mnie brzuch boli.
Olbrzymi gad nieufnie poniuchał rozmówczynię, po czym na wszelki wypadek odsunął się o kilka ludzkich kroków.
– Czy ty w ogóle wiesz, czego smoki lękają się najbardziej?
– Czyżby niewinnych ziółek? – Królewnom nie przystoi pokazywanie języka za każdym razem, kiedy coś je zdenerwuje, ale za to pod czujnym okiem guwernantek ćwiczą miażdżenie przeciwnika przy pomocy pogardliwych min i tonu głosu.
– Zimna!
– Wszak mięta wcale nie jest zimna. No, świeże listki orzeźwiają. I tyle.
– Co ty tam wiesz, dzierlatko! Brat mój włada niezwykłym talentem – może przenosić się w czasie.
– I co z tego?
– Jak mi będziesz bezustannie przerywać i spierać się o drobiazgi, to nigdy się nie dowiesz! – Tańczący Płomień spojrzał na królewską córkę, ale ta milczała. – No! Szybszy Od Gromu odwiedził odległą przyszłość i dowiedział się, że w mięcie drzemie niezwykła magia. Opowiadał, iż kiedyś ludzie sprawią sobie tewe… tele… no, takie kryształowe kule, tylko wcale nie okrągłe i nie z kryształu. I w jednej z nich zoczył, iż po zaklęciu mięty w malutkie kostki i włożeniu do gęby, człowiek może ziać lodem.
– Oj! – pisnęła przestraszona dziewoja. – Jak smoki ogniem?
– Mniej więcej. Gdy człek z ową cudaczną miętą w ustach dmuchnie, wszystko dookoła pokrywa się lodem.
– Straszna magia – przyznała z niechętnym szacunkiem królewna. – To muszą być okrutne czasy. Tylko pomyśl, czego mógłby dokonać wojownik zbrojny w takie kostki.
– Toteż właśnie pomyślałem. I wolałem tego nie sprawdzać na własnych łuskach.
– Rozumiem cię. Ale w takim razie oddawaj dwadzieścia dukatów!
– Niedoczekanie! Ja swoją część umowy wypełniłem. To nie moja wina, że nie zjawił się ten twój ukochany bard.
– Weź mi w ogóle nie wspominaj o tym niedołędze!
– O! Azaliż wasze uczucia już ostygły? I dlatego nie przyszedł?
– Nie! Umyślił sobie, że jedna ósma królestwa to zbyt mało. Czekał, aż cena pójdzie w górę. A w międzyczasie układał piękną balladę o swojej walce z tobą. Tchórzliwy dureń!
– Nigdy mi się nie podobał ten chłystek. Bard to nieodpowiednia partia dla ciebie, Manipulko.
– Naprawdę mniemasz, iż łasy na dukaty rycerz lepiej się nadaje? A skoro o złocie mowa… Oddawaj, cośmy ci zapłacili za teatrum!
– Ależ, królewno, toż koszty liczne poniosłem! Pięć monet jeno mi zostało.
– A chciałbyś bukiecik z mięty?
– A sądzisz, że Wojsław z uciechą wysłucha całej tej historii?
– Tuszę, że sam twój widok sprawi mu ogromną radość. A jeszcze większą tarcza obciągnięta smoczą skórą. Właśnie! – Manipulka aż klasnęła. – To jest myśl! Leć na zamek i spal tego rycerza! Niechaj ci będzie, poproszę służkę, by zawieruszyła kopię, skoro tak się przeląkłeś.
– No dobrze! Masz tu piętnaście błyszczących dukatów. Nie mogę nigdzie lecieć, skrzydło sobie onegdaj nadwyrężyłem. Pewnikiem do jesieni kurować się przyjdzie…
***
– Najukochańsza matko chrzestna, w tobie moja ostatnia nadzieja! – Manipulka przytknęła do twarzy chusteczkę, w którą zawinęła pokaźny kawałek cebuli. Z satysfakcją poczuła wzbierające w modrych oczętach łzy.
– Cóż się stało, moje drogie dziecko? Czyżby niania znowu rozcieńczała ci wino tak, że smakuje niczym… niczym woda?
– Ciotuchno! Od dawna piję nierozcieńczone trunki. Liczę już wszak pełnych szesnaście wiosen!
– Szesnaście? Niewiarygodne! Dopiero co uśmiechałaś się do mnie z kołyski. Kiedyż te lata minęły? – westchnęła teatralnie Szarlanda. – Z czym więc przychodzisz do matki chrzestnej? Potrzebujesz napoju miłosnego? Trzy krople na kielich i ten bęcwał będzie twój! – Mrugnęła wesoło do siostrzenicy.
– Wprost przeciwnie! Mam już narzeczonego, tylko wcale go nie chcę. A i on miłuje mnie jedynie jako dodatek do ósmej części królestwa. Ale tatko kazał mi go poślubić, bo smok, który mnie porwał, uciekł na sam widok tego chciwego durnia!
– Och, moje biedactwo! To straszne! Widać rycerz ów zdobył specyfik przeciw gadzinom. Nie mogę pojąć, jakim cudem to się mogło zdarzyć! – Szarlanda żywiła szczerą nadzieję, że nikt nie wiedział o wizycie, którą złożył jej Miłokasior. Najważniejsze, żeby giermek się nie wygadał. Zakarbowała w pamięci, by postraszyć pachołka przy najbliższej okazji. – Wszak to niezmiernie rzadki dekokt wymagający silnej magii podczas przygotowania.
– Ciotuniu, znaszli jaki antyeliksir? Kto wie, bestia znowu może mnie porwać, w dzisiejszych niecnych czasach szlachetnie urodzona dziewoja powinna nosić przy sobie takie rzeczy na wszelki wypadek…
– Do czego to doszło, by rycerze gorsi się zdawali od smoków!
Czarodziejka zastanawiała się, czym dałoby się zniwelować wpływ mięty. Imbir? Ma działanie rozgrzewające. Syrop z malin? W końcu zadecydowała, że wypróbuje nowy sos do wetów. Jak się okazało, nawet trzpiotowata siostrzenica niekiedy potrafiła podsunąć interesujące pomysły.
– Niestety, o ile mi wiadomo, a jestem wszak biegła w magii jak mało kto, nikt nie dysponuje eliksirem, którego pożądasz – kontynuowała po chwili.
– A w jaki inny sposób mogłabym uniknąć owego nieszczęsnego zamęścia?
– Ale dlaczego właściwie nie chcesz pójść za tego rycerza, Manipulko?
– Przecież on jest strasznie stary! Ma chyba ze trzydzieści lat. Aż się dziwię, że jeszcze dycha.
– Głupia smarkula! – syknęła Szarlanda.
– Co mówiłaś, ciotuchno?
– Że starzy mężowie niekiedy umierają…
– Och, tak, słyszałam te okropne opowieści o wujaszku. Co za nieszczęście! I to raptem dwa miesiące po ślubie…
Teraz Szarlanda musnęła powieki chusteczką, przy okazji kryjąc pod batystem triumfalny uśmiech.
– Tak, tak… Nie pojechałam na to polowanie, głowa mnie bolała, ale opowiadano mi później, jak hrabia spadł z siodła i rozpędzone rumaki go stratowały. Straszliwa śmierć.
– To prawda – westchnęła królewna. – Nadworny medyk wciąż nie może o tym zapomnieć. Po kilku pucharach wina opowiada, iż znalazł pięć strzał wbitych w plecy wujaszka.
– Podobno miał kołczan i końskie kopyta powgniatały mojemu małżonkowi groty w ciało.
– Potworny wypadek. Naprawdę lepiej czasami nie kusić losu… To co można zrobić z tym rycerzem? Doradź coś, ciociu, póki nie jest za późno.
– W takich nieszczęśliwych okolicznościach księżniczki zwykle zlecają lubemu jakieś niemożliwe do wypełnienia zadanie; przynieść flaszeczkę żywej wody, usiec dwugłowego smoka, znaleźć błękitną różę, odgadnąć zagadkę bez rozwiązania…
– Matko chrzestna, jesteś kochaną i niezmiernie mądrą niewiastą!
***
– Tatku, chyba nie chcesz mieć za zięcia durnia, który potrafi jedynie mieczem robić.
Wojsław westchnął cichutko, myśląc, że to akurat byłby wymarzony kandydat. Niestety, Miłokasior przedkładał karty nad wojaczkę. Ni jednego turnieju jeszcze nie wygrał. Wieści głosiły, iż z licznych partyjek pokera też nie wychodził zwycięsko…
– Cóż zatem proponujesz, drogie dziecko?
– Wzorem licznych księżniczek dam kandydatowi na męża trzy trudne zadania do wypełnienia. Niechaj dowiedzie swych uczuć.
– Aż trzy? – Król z rosnącą paniką wyobraził sobie chętnych całymi latami bezskutecznie próbujących zadowolić Manipulkę. A jeszcze, jeśli jego córeczka wymyśli naprawdę złożone kwestie… – Nie ma mowy! Musi ci wystarczyć jeden problem.
– W takim razie ogłośmy, że będziemy skracać o głowę tych, którzy nie zdołają dać mi tego, o co poproszę!
– Czyś ty postradała zmysły? Królestwo nie może sobie pozwolić na takie durne marnotrawienie licznych młodzieńców. Potrzebujemy żołnierzy na wypadek walki.
Manipulka zgrzytnęła bezgłośnie zębami i ponuro powlekła się do swojej komnaty na czubku wieży. Miłokasior wyglądał tak staro i szpetnie, że nie wyobrażała sobie, jak mogłaby razem z nim wsiąść do wspólnej karocy. Ale skoro ojciec zaczął myśleć o potrzebach armii, nie da się go przekonać nawet do najrozsądniejszego pomysłu. I zadanie trzeba będzie wybrać tylko jedno. Trudno… W takim razie każe sprowadzić sobie antidotum na miętę. Z tym środkiem w rękach zawsze będzie mogła schronić się pod błoniastymi skrzydłami Tańczącego Płomienia.
***
Stalowa rękawica bębniła miarowo po deskach.
– Otwieraj, czarownico!
– Któż to potrzebuje mej magicznej pomocy? – Szarlanda stanęła w drzwiach. – Ach, to wy, szlachetny panie! Co was do mnie sprowadza? Czyżbyście już zużyli zapas smoczego eliksiru i pragnęli nabyć nową flaszeczkę?
– Nie tym razem, kobieto! Dziś potrzebuję czarodziejskiego środka, który odwróci działanie twojego dekoktu.
– Azali, panie, zamiarujecie przemienić się w straszliwą łuskowatą bestię?
– Nie twoja to rzecz, na co mi eliksir! Dawaj specyfik, miast indagować.
– Darujcie, szlachetny panie, lecz nie mam ni krzty owej magicznej maści. – Dukaty dukatami, ale Szarlanda nie chciała robić na złość siostrzenicy. Ten rycerzyna zdecydowanie nie stanowił odpowiedniej partii dla Manipulki. Zuch dziewoja, że sama to w mig odgadła.
– Pietrek! – Miłokasior wezwał pachołka stojącego skromnie przy drzwiach. – Przyłóż wiedźmie srebrny sztylet do gardła, a rychło, jak tuszę, eliksir odnajdzie!
– Ani kroku! Bo zamienię cię w ropuchę! – Magiczka zasłoniła się różdżką ze złoconą gwiazdką starannie przyklejoną na czubku.
– Pietrek! Com rzekł?
– Panie, darujcie! Wszak to czarownica! Ani chybi w stworę paskudną mię przemieni!
– Wolisz sadzawkę w mych ogrodach czyli komnatę tortur w lochach?
– Litości, szlachetna pani! – rozjęczał się chłopak, postępując niepewnie w stronę magiczki.
Sztylet – bez różnicy, żelazny czy srebrny – wielce poprawia sprawność myślenia. Pachołkowi tak drżały ręce, że Szarlanda nie wiedziała, kogo pierwszego zatnie. Acz wolała tego nie sprawdzać. A już z pewnością nie na własnej skórze.
– Rzekłam, że specyfiku nie mam, to nie mam. Ingrediencje wszelakie do niego niezbędne, niezwykłe rzadkie i trudne do zdobycia. Te przyniesiesz, wraz eliksir wyrychtuję.
– Jakież to ingrediencje, wiedźmo?
Myśli wciąż galopowały w głowie magiczki. Co, u licha, mogłoby zrównoważyć wpływ mięty? „Kapsaicyna!” – przypomniała sobie w końcu słowo zasłyszane niegdyś od starej zielarki.
– W zamorskiej krainie, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za siedmioma lasami mają najważniejszy składnik: garam masala.
– W którą stronę mam jechać, aby szukać tych gór i rzek, wiedźmo?
– Podążaj na wschód, stamtąd płynie mądrość wszelaka i tam liczne smoki żyją, więc maść owa często bywa potrzebna.
***
– Manipulko, nie złość się, skarbie, ale zmusił mnie do tego!
– Do czego? – Królewna zmarszczyła wypielęgnowane brewki.
– Żeby mu zdradzić, skąd wziąć składniki na antyeliksir!
– Chcesz mi powiedzieć, że Miłokasior już to wie?
Szarlanda przytaknęła w milczeniu.
– A niech to smok spopieli! Jak to: zmusił?!
– To potwór! Przyniósł ze sobą srebrny sztylet i groził, że poderżnie mi gardło!
– Dlaczego po prostu nie zamieniałaś go w żabę?
– Eeeee… Przyprowadził ze sobą giermka. Słaba niewiasta ze mnie i dwóm mężom nie dałabym rady. A poza tym… To wcale nie jest proste zaklęcie! Co ty sobie imaginujesz? Że wystarczy machnąć różdżką i już? Jeśli tak mniemasz, to ci pożyczę ten patyk, kiedy twój zakochany rycerz powróci. Fajt! I sama sobie rozwiążesz swoje problemy, bez liczenia na pomoc innych!
– Nigdy nie twierdziłam, że jestem dobrą wróżką albo czarodziejką – odburknęła dziewoja ze złością. – No trudno, stało się. W którą stronę zmierza pan Kapitalistyczny?
– Posłałam go na wschód.
– Dobrze. Dziękuję, że mnie o tym wszystkim powiadomiłaś. A teraz wybacz, muszę pilnie przemyśleć pewne kwestie.
Po wyjściu matki chrzestnej Manipulka rozkazała zaufanej służącej przyprowadzić głównego łowczego. Głupia dziewka biadoliła przez chwilę, że to nie uchodzi, że prosty chłop i że mezalians, ale w końcu, zachęcona kilkoma pogróżkami, pobiegła wykonać polecenie.
Królewna wytłumaczyła myśliwemu, iż z całego serca pragnie jak najszybszego sprowadzenia narzeczonego na zamek. No, nie w całości, po cóż aż tak się obciążać. Zupełnie wystarczyłaby jej głowa, w ostateczności ręka z sygnetem ozdobionym herbem Wyrwitrzos. Mężczyzna początkowo nie chciał uwierzyć, iż niecny łotr nastawał na cnotę Manipulki i tylko wierna pokojówka uratowała ten bezcenny skarb przed zniszczeniem. Łowczy przez chwilę wzbraniał się przed spełnieniem drobniutkiej prośby, ale wówczas królewna zaczęła mówić o szczeniaczkach z zamkowej psiarni, które jakimś cudem trafiły do sfory jednego z okolicznych lordów. Dobry monarcha stara się wiedzieć jak najwięcej o swoich poddanych. Manipulka miała zadatki na idealną władczynię, a myśliwy mógł tylko dopytać o szczegóły ubioru przyszłej ofiary.
***
Zapadła noc, ale, dziwnym trafem, nie spowodowało to, że wszyscy mieszkańcy królestwa głęboko zasnęli.
Szarlanda przewracała się z boku na bok na miękkim materacu. Czy czasem nie poszła do siostrzenicy zbyt wcześnie? Oczywiście, troszczyła się o królewnę i nie chciała, aby ta poślubiła wstrętnego rycerza. Ale wystarczyło ostrzec dziewoję już po tym, jak Miłokasior wróci z dalekiej podróży i zapłaci magiczce za przygotowanie eliksiru.
Manipulka maszerowała z kąta w kąt swojej dziewiczej komnaty na czubku wieży. Już wcześniej wymyśliła, co uczyni z łowczym, kiedy ten upora się z powierzonym zadaniem. Właściwie nie miała żadnych wątpliwości, co zrobić. Nieco dokładniejszego zaplanowania wymagała kwestia, jak go zabić, ale i z tym sobie poradziła. Teraz królewna zastanawiała się, jakie przymioty cechują idealnego kandydata na męża. Ze szlachetnych rycerzy na białych rumakach już dawno wyrosła – o nich marzyły trzynastoletnie smarkule, ale nie księżniczki dojrzałe do zamęścia. Że małżonek powinien być głupi, nie wątpiła. Ale co oprócz tego? Młody czy stary? Wesoły utracjusz, który błyskawicznie przepuści jej wiano, czy liczykrupa, z którym będzie musiała wykłócać się o każdą sukienkę jak, nie przymierzając, z tatkiem?
Król szukał rozwiązania swoich licznych problemów w objęciach nałożnicy. Lepiej nie interesować się, co dokładnie robili, bo w takich chwilach Wojsław bardzo nie lubił wścibstwa. Zdarzało się nawet, że kazał oddzielać ciekawską głowę od reszty ciała.
Miłokasior długo mędrkował, czy przebyty tego dnia strumień liczy się jako pierwsza rzeka. Doszedł do wniosku, iż jednak nie, po czym zatrzymał się na spoczynek w przydrożnej karczmie. Lecz zamiast wykorzystać przybytek zgodnie z przeznaczeniem i planem, osuszył dzban zacnego wina, a teraz przegrywał w kości płaszcz podróżny z misternie haftowanym herbem.
Główny łowczy obijał zadek o siodło, próbując jak najszybciej dogonić pana Kapitalistycznego i rozwiązać problem Manipulki. Niezawodna kusza przyjemnie ciążyła na plecach. Wystarczy zdybać rycerza w odludnym miejscu, posłać bełt w plecy i po kłopocie. Ciekawe, jak też królewna nagrodzi człeka, który triumfalnie dostarczy jej wąsatą głowę? Może nawet dzielny obrońca niewieściej cnoty otrzyma w podzięce rękę? Wojsław ani chybi da jedynaczce olbrzymi posag. Dla tak szlachetnie urodzonej panny i tysiąc dukatów może nie stanowić wygórowanej kwoty. Trza tylko własnej głowy upilnować. Coś tej młodej zołzie niepięknie patrzyło z modrych ocząt, kiedy żegnała myśliwego…
Smok przeliczał zebrane skarby i rozważał możliwość przeprowadzki. Sporo dóbr zgromadził, ale nie uśmiechało mu się mieszkanie w pobliżu ludzi, którzy w ogrodach uprawiali przebrzydłą miętę. A już z pewnością Manipulka nie nadawała się na przykładną sąsiadkę.
Nie spał również Deus w swojej machinie. Zamiast pogadać z Morfeuszem, podglądał ulubieńców i rechotał w kułak. Mógł z nimi zrobić wszystko. Mógł uświadomić Manipulce, że ojciec obiecał jej rękę temu, kto smoka ubije, a nie tylko przepłoszy. Mógł sprawić, że łowczy ustrzeli kosterę, podupadłego szlachetkę, który dzięki kilku drobnym oszustwom wygrał trzosik i płaszcz Miłokasiora. Mógł postawić na drodze rycerza bandę zbójców lub kupca wracającego z odległych krain z pokaźnym zapasem wszelakich przypraw i bakalii. Mógł podsunąć Szarlandzie pomysły na nowatorskie wykorzystanie garam masala. Mógł, przy pomocy kilku zabawnych zbiegów okoliczności, doprowadzić do ślubu królewny i najpodlejszego świniopasa. Mógł przykładnie ukarać jednych oraz dać długie i szczęśliwe życie innym, przy okazji ostatecznie wyjaśniając, kto był dobry, a kto zły. Mógł…
Ale mu się nie chciało. Wolał patrzeć, jak ludzie sami wypijają piwo, które nawarzyli. Miał serdecznie dosyć rozwiązywania problemów całego świata.
Przyjemnie się czyta, chociaż ostatni fragment z Deusem wg mnie nie był potrzebny. To, że o nim wspomniałaś coś zmienia? Wpływa jakoś na historię poza tym, że po prostu jest?
Ogólnie to opowiadanie to nic odkrywczego, czego wcześniej już by nie było, ale w ogólnym rozrachunku podoba mi się.
“– Stań do walki i giń, poczwaro!
Wezwana poczwara wyjrzała z jaskini, obejrzała się na uwięzioną królewnę, nabrała powietrza do potężnego” – powtórzenie?
Dziękuję, Idaho.
To miała być antybajka – utworek wykpiwający bajkowe rozwiązania. Także zakończenia. ;-) A przy okazji pokazuję, że miałam jakieś koncepcje na końcówkę. Nie wykorzystałam ich, bo to by było takie sztampowe…
Miło, że Ci się spodobało. :-)
Tak, to jest powtórzenie, ale celowe, więc zostaje. Chyba że ludzkość będzie bardzo krytykować.
Babska logika rządzi!
Bardzo zacne opowiadanie. Chociaż żałuję, iż nie poznałam końca historii, a jedynie dostałam impuls, żeby go sobie samej dośpiewać.
Lektura w sam raz na letnie południe.
I chciałam dodać do biblioteki, ale znowu nie mam takiej opcji. Lecę zapytać brajta.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Z tym powtórzeniem tak też myślałem, ale gdy tak sam robię, to mi wypominają, więc podtrzymuję tradycję ;)
Nie no tak po pięciu minutach przemyśleń wydaje mi się, że jednak sam w sobie ten fragment z Deus jest w porządku.
Dzięki, Bemik. Cieszę się, że wyszło zacnie. :-)
Oj, nie narzekaj – przynajmniej zaproponowałam kilka melodyjek do wyboru. ;-)
Ciekawe, co byś napisała, gdybym wstawiła w jesienny wieczór…
Babska logika rządzi!
Właściwie to u mnie jest jak na jesieni – chłodno, pada deszcz, pies pochrapuje pod stołem, a kot wyciera kolejny fotel! Czyli też byłoby zacnie!
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Widzisz, Idaho, kiedy przedszkolak rysuje ludziki z kanciastymi główkami to mamy dziecięce bohomazy o wartości co najwyżej sentymentalnej. Ale kiedy coś takiego machnie niejaki Picasso… O, wtedy dostajemy dzieło sztuki. Ale Pablo musiał najpierw udowodnić, że potrafi namalować także realistyczne ludziki. ;-)
Oj, no to po co tak się spieszyłeś z komentarzem? Nie mogłeś tych pięciu minut odczekać? ;-)
Babska logika rządzi!
Bemik, jesień idzie – nie ma na to rady. Ile ja już żółtych liści widziałam… ;-)
Babska logika rządzi!
Udało się, dodałam do biblioteki
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
O, dziękuję. :-)
Babska logika rządzi!
Myślę, że porównywanie sie do Picassa jest troszeczkę na wyrost Finklo ;)
Teoretycznie mogłem poczekać te 5 minut, ale …
Nie, nie chciałam porównywać ani siebie do Picassa, ani Ciebie do przedszkolaka. Tylko to był najlepszy przykład, jaki przyszedł mi do głowy. No, nigdy Ci się nie zdarzyło na widok płótna jakiegoś uznanego artysty pomyśleć: “Mój siostrzeniec/ kuzyn/ chrześniak/ brat… maluje tak samo”?
Ale podtrzymuj tradycję, podtrzymuj. Czasami popełniam błędy, a wtedy fajnie, jak ktoś je znajdzie.
Edit: Kurczę, tam faktycznie było niezamierzone powtórzenie: ‘wyjrzała’ i ‘obejrzała’. Nie mogłeś sprecyzować, że to o to chodzi? ;-)
Babska logika rządzi!
Laska… jako wierna fanka i – od czasu do czasu – twórca antybajek hołd CI chcę złożyć.
Zajebista bajeczka.
Tylko, wiesz, nie rozumiem po co rycerz po antidotum na miętę popytalał za góry i lasy…
A Deus według mnie idealny jest. I niezbędny. I bez niego zakończenie nie byłoby takie… fajne.
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Dzięki, Emelkali. Hołd przyjęty. ;-)
Super, że się bajka spodobała. I nawet z lekka rozleniwiony Deus do gustu przypadł. :-)
Zapitalał, bo mu tak Szarlanda powiedziała. Zresztą, takie to były czasy, że nie w każdym hipermarkecie garam masala leżała na półkach…
Babska logika rządzi!
No nie, to zrozumiałam. Blondynka jestem, ale dość kumata…
Nie rozumiem PO CO było mu owo antidotum, skoro “jeno od świtu do południa alibo od południa do zmierzchu” miętka działała
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Aaa! To niech tekst sam się broni:
I zadanie trzeba będzie wybrać tylko jedno. Trudno… W takim razie każe sprowadzić sobie antidotum na miętę. Z tym środkiem w rękach zawsze będzie mogła schronić się pod błoniastymi skrzydłami Tańczącego Płomienia.
Babska logika rządzi!
Dobra, niech będzie, jednak nie aż tak kumata :D
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Chociaż nie, jednak będę upierdliwa…
No i co z tego, że by ów środek zdobył? Przecież nie przeszkadzało to i księżniczce po niego (antidotum) sięgnąć. Chyba, że zdobyłby calusieńki zapas z calusieńkiego świata…
Przecież sam nie zamierzał pod owe skrzydła się udawać, prawda?
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Rycerz zaiwaniał po przyprawę, bo taki warunek postawiła królewna. Gdyby zdobył (i wręczył narzeczonej), to już laska i jedna ósma królestwa byłyby jego. Nie przewidział, że królewna, jak tylko dostanie antidotum, to zwieje pod opiekę znajomego smoka. A Manipulka z kolei nie przewidziała, że smok się wyprowadzi… A w ogóle, czy rozpaczliwy pomysł szantażowanej Szarlandy miał jakieś podstawy? Czy mięta jest tak skuteczna, jak wmawiają nam reklamy? I tak można by było ciągnąć bajkę jeszcze przez czterdzieści kilo…
Babska logika rządzi!
I widzisz, teraz wszystko jasne dla tej gupiej blondynki, co to jej słońce i duchota i tydzień ogłupiającej roboty mózg wyprał… znaczy dla mnie. :*
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Cieszę się, że wyjaśniłam. :-)
Oj, co te upały i robota wyprawiają z ludźmi…
Babska logika rządzi!
Przyjemna antybajeczka, pośmiałam się pod nosem. Zapomniałaś o bardzie, być może w rękach wzgardzonego kochanka leżą losy całego królestwa? Oczywiście, żartuję. Lubię takie opcjonalne zakończenia. Jestem pełna podziwu, w jak szybkim tempie produkujesz zacne opowiadania.
Dziękuję, Rooms.
Miło, że przyjemnie i wesoło. Faktycznie, zapomniałam o bardzie. Ale on właściwie na scenie się nie pojawia, tylko zostaje wspomniany. I to mało pochlebnie. ;-)
No, to nie było długie opowiadanko, więc nie wymagało jakiejś koszmarnej ilości czasu.
Babska logika rządzi!
Krótkie też nie jest…
Za to moje/Twoje ulubione. Nie ma jak dobre, wrednie złośliwe fantasy.
Nie tam jakieś science-fiction ;P
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Odkąd się tu zarejestrowałam, przesunęła mi się granica, od której zaczyna się długie opowiadanie. ;-) I jeszcze kilka rzeczy się zmieniło.
Oj, nie mów. Dobre SF nie jest złe. :-)
Babska logika rządzi!
Nie, złe nie jest, bo jest dobre :P
Ale fantasy jest lepsze :D
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Jak to się stało, że tak długo nie zauważyłam nowego komentarza? Dziwne…
Ale dobre fantasy, IMO, trafia się rzadziej niż dobre SF.
Babska logika rządzi!
Droga Leonardo, przeczytaj uważnie, co Ci teraz napiszę:
Stwierdzam z przyjemnością, że Twoje poczucie humoru nabiera finezji i lekkości. Pisanie dowcipnych i lekkich tekstów, to najtrudniejsza rzecz u autora. Można łatwo przesadzić i popsuć zamierzony efekt. Widać wyraźnie, jak z tekstu na tekst nabierasz wprawy i doświadczenia. Ukłon uznania. Pozdrawiam w niedzielne, słoneczne przedpołudnie.
A Emerkali dostaje ode mnie klapsa.
Dziękuję, Ryszardzie.
Każdy komentarz pod moim tekstem czytam uważnie. Ten dodatkowo z przyjemnością. :-) Cieszę się, że humor do Ciebie trafił. Różnie to bywa, pod niedawnymi opowiadaniami trafiały się opinie, że coś nie tak z tym dowcipem.
A moich Czytelników nie wolno bić. Bo jeszcze oddam temu, kto zaczął. ;-)
Też pozdrawiam.
Babska logika rządzi!
Ale, przepraszam, ale za co? I przypominam, że jeśli nie autorka to jeszcze mój Duży Mąż bronić mnie będzie.
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Emerkali, klaps jest tylko wirtualny. A za co? Ano za lekceważenie science fiction. Ale poza wszystkim całuję rączki obu paniom.
Bardzo fajne, zwłaszcza pomysłowy humor. Nie czytałem wielu antybajek, ale jeśli prezentują podobny poziom, to chętnie to zrobię.
Dzięki.
Nie wiem za bardzo, jaki poziom prezentują – konkurs na antybajkę wymyślono zanim się tu zarejestrowałam. Ale sprawdź. Jeśli godne polecenia, to wróć tu i zamelduj. ;-)
Edit: A Unfall przeczytał, na bibliotekę kliknął (dzięki!), ale komentarza nie zostawił. :-(
Babska logika rządzi!
Kpić cza umić.
Umisz. ;-)
Starczy za komentarz? :-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Łod bidy… ;-)
Babska logika rządzi!
Ej! To było najwyższe uznanie, tyle, że w angielskim stylu! ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
So?
;-)
Babska logika rządzi!
Pass the milk, would you? ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Here you are. Sugar? ;-)
Babska logika rządzi!
No, honey bunny… ;P
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
As you wish.
These rains are a nuisance, aren’t they?
Babska logika rządzi!
https://www.youtube.com/watch?v=hQ72fcHDUC8
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
:-)
Aż tak źle nie było. ;-)
Babska logika rządzi!
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Bardzo sympatyczna piosenka. Tylko trzeba ją sobie przypomnieć we właściwym momencie. :-)
Babska logika rządzi!
Siła wyższa chyba nie życzy sobie mojego komentarza:(
Najpierw zapomniałam dodać, bo czytałam w pracy.
Przed chwilą mi zeżarło.
To Deus, ani chybi.
Zacna antybajka, zwłaszcza końcówka miodzio.
”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)
Daje słowo, że nie czytałem komentarzy przed wstawieniem swojego.
<><><>
[…] miłościwie nam panujący, ,- Wojsław Długobrody, […].
Sztylet, wszystko jedno – żelazny czy srebrny – wielce poprawia sprawność myślenia. –> Sztylet – wszystko jedno, żelazny czy srebrny – wielce poprawia sprawność myślenia. Lepiej: Sztylet – bez różnicy, żelazny czy srebrny – wielce poprawia sprawność myślenia.
<><><>
Naputała, naputała, apetytu narobiła, na rozstajach czytelnika zostawiła… Ech, te kobiety! Jak Ewa zaczęła, tak do dzisiaj… :-)
Niezła koncepcja, to odwołanie do wszechmożliwości Deusa, siedzącego w swej machinie. Aluzyjka do wszechmocy (pozornej) twórczyń i twórców?
Dzięki. :-)
Alex, (o)chrzań siłę wyższą, co ona sobie wyobraża?! Nakarm tych zżerających, niech więcej nie przeszkadzają. Fajnie, że się podobało.
Adamie, masz rację (ten przecinek tak coś podejrzanie wyglądał, lecz nie miałam pewności), ale poprawię dopiero po powrocie do domu.
Hmmm, nie myślałam o odwołaniach do mocy twórców. Chciałam antybajkowego zakończenia. A każde z wymienionych zalatywałoby sztampą, nie sądzisz? No owszem, wyszły rozstaje. Którą drogę byś wybrał, rycerzu bez skazy? A ty, nadobna białogłowo? ;-)
Babska logika rządzi!
:-) Nie myślałaś? TY nie myślałaś? Nie do wiary… :-)
Serio: wiem, interpretacje nie muszą pokrywać się z zamiarami autorów – w tych samych słowach mogą mieścić się dwie, albo i trzy, równoprawne. Tal mi się skojarzyło, w tę stronę powiodły mnie Twoje wyliczanki możliwości kontynuacji.
Tak, JA nie myślałam. A przynajmniej nie o tym. A przynajmniej nie świadomie. ;-)
Dobra, już wprowadzam Twoje poprawki.
I dziękuję za Bibliotekę. :-)
Edit: Ależ nie zabraniam nikomu czytania komentarzy przed umieszczeniem własnego. Tylko przed zapoznaniem się z tekstem odradzam.
Babska logika rządzi!
Bajeczne opowiadanie! :) A przy końcówce czułem się trochę jak kiedyś po odcinku Mai: “Czy Xowi uda się coś tam? Dowiecie się w następnym odcinku…” :D
Dziękuję. :-)
Nie, nie będzie następnego odcinka, za tydzień nie wpatruj się z nadzieją w monitor. ;-) Wszystkie żarciki już spalone, muszę wykombinować coś nowego.
Babska logika rządzi!
Lubię antybajki i zabawy legendami i podaniami. Nie dziwota więc, że i Twój tekst, Finklo, podobał mi się. Szczególnie duży plus przyznaję za poczucie humoru.
Ale żeby nie było tak całkiem monotonnie z tymi pochwałami to pozwolę sobie ponarzekać. Tak tylko odrobinę i całkiem możliwe, że będą to wyłącznie kwestie mojego gustu.
Pierwsza sprawa to stylizacja języka bohaterów. Jest nienachalna i dodaje tekstowi uroku, tylko raz czy drugi miałem wrażenie, że zanika. Jakby tekst był nierówny, że się tak wyrażę, w tym względzie. Druga rzecz, była jak dla mnie jedynym zgrzytem, który w pewnym momencie zepsuł mi przyjemność z czytania. To był ten pomysł z reklamą telewizyjną. Jak dla mnie przeszarżowałaś. Zapewne znajdzie się wiele osób, które będą tego pomysłu bronić (jak pisałem, rzecz gustu). Jednak dla mnie jest on niespójny z resztą tekstu, z jego atmosferą. Taki jednorazowy wyskok, a przecież mogłaś rozwiązać kwestię trucizny na smoka na setkę różnych sposobów… I wreszcie ostatnia sprawa – zakończenie. Po prostu mi go brakuje. Liczyłem na jakieś spuentowanie historii, zamknięcie w jakiś ramach. A tutaj: Deus ex machina, tyle że ten bóg niczego nie załatwił, nawet w stylu, z którego jest znany. Ech, ten mój skrzywiony gust!
Matko, ależ ponarzekałem. Nie chciałbym, żebyś nabrała złego wrażenia, więc powtórzę: opowiadanie mi się podobało! Gdyby już nie było w bibliotece, to bym dołączył do zgłaszających.
"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski
Dziękuję, KPiachu. :-)
Masz pełne prawo do posiadania własnego zdania, wyrażania go, a nawet narzekania. :-) Stylizacja – chciałam, żeby stylizacja stopniowo zanikała. Najlepiej, gdyby Czytelnik w ogóle nie zauważył, jak gotowana żaba. Widocznie nie do końca się udało.
Reklama. Pewnie mogłam rozwiązać problem w inny sposób. Ale kiedyś wrzuciłam tu opowiadanie o smoku podróżującym w czasie i jakoś najpierw mi się o tym pomyślało… A jak już miałam jedno wyjście, to nie szukałam drugiego. No i musiałabym zrezygnować z żarciku o kryształowych kulach. I to nie jest jednorazowy wyskok – potem jeszcze mam kapsaicynę i garam masala. ;-)
Zakończenie – wspominałam już o tym kilkakrotnie – mogłam napisać różne zakończenia, ale każde byłoby bajkowe: “i żyli długo i szczęśliwie”, “a ja na ich weselu byłam, miód i wino piłam”… A ja wolałam coś antybajkowego. Przy okazji uniknęłam wyjaśniania, kto jest tym dobrym, a kto złym.
Cieszę się, że, mimo licznych uwag, ogólnie się spodobało.
Babska logika rządzi!
Mnie się podobało, zastrzeżeń nie mam i przyjmuje opowiadanie z całym dobrodziejstwem pomysłów Autorki. Nawet zakończenie mnie satysfakcjonuje. ;-)
„Manipulka zgrzytnęła bezgłośnie zębami i ponuro powlokła się do swojej komnaty na czubku wieży”. – Wolałabym: …i ponuro powlekła się do swojej komnaty na czubku wieży.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję, Regulatorzy.
Miło, że zaakceptowałaś opowiadanie z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Hmmm, nie widzę różnicy między tymi słowami, ale mogę poprawić, jak wolisz. Skoro tak ma być lepiej. A czy możesz wytłumaczyć, na czym różnica polega?
Babska logika rządzi!
Powlokła się nie jest błędem, ale nie podoba mi się. Pościel powleka się, nie powloka, Jeśli zmęczy mnie spacer to dowlekam się do domu, nie dowlokam. Igłę nawlekam, czy nawlokam?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hmmm. To tylko moja kobieca intuicja, a ja jej nie ufam:
Słowo, którego użyłam, nie pochodzi od powlekania, tylko od wleczenia. On się (po)wlókł, ona się (po)wlokła. Ale może on się wlekł?
Babska logika rządzi!
Finklo, nie zrobiłaś błędu. Tylko ja nie lubię tego słowa.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Aha. Ale już zdążyłam zmienić. :-) EOT?
Babska logika rządzi!
Banalna historyjka, lecz świetnie napisana pięknym językiem.
Ale parę rzeczy zgrzytnęło mi jak, nie przymierzając, zęby Manipulki lub paznokieć po tablicy.
Czytam ci ja sobie, a endorfiny wypełniają powoli mózg, nie sprawdzam gdzie koniec (rzadkość!), aż tu nagle… koniec! Oj, nieładnie!
Pomysł ze smokiem wędrującym w czasie i oglądającym współczesne reklamy gumy do żucia to antypomysł. I nie pasuje nawet do antybajki.
Rycerz Kapitalistyczny – nazwisko razi oderwaniem od klimatu. Chyba że czegoś nie zrozumiałem.
Dziękuję.
Czy banalna? Mam nadzieję, że nie całkiem. Banał to ręka księżniczki zwyczajowo obiecywana wybawcy (w komplecie z połową królestwa).
Czy antypomysł pasuje do antybajki? To pewnie kwestia zdefiniowania obydwu. Ja wyobraziłam sobie antybajkę jako coś zaczynającego się standardowo i stopniowo wylewającego się z formy umoralniającej powiastki dla dzieci – wypełnionej magią i czarno-białymi postaciami. Jako opowiadanie przekształcające się w twór nijak do bajki niepodobny, wręcz pokpiwający z baśniowych rozwiązań. I taki plan realizowałam, świadomie i z premedytacją używając “niebajkowych” słów i odwołań. Ale masz pełne prawo nie zgadzać się z moją koncepcją. :-)
Babska logika rządzi!
Zgrzyta mi i nic na to nie poradzę. Do mojej logiki nie pasuje, ale cóż, to babska logika rządzi :)
W moim komentarzu zapewne za słabo wybrzmiało to, że mimo wszystko czytanie sprawiło mi ogromną przyjemność, a piórem machasz jak Wołodyjowski szabelką.
Fajnie, że zgadzamy się co do hierarchii logik. ;-)
Nie turbuj się Waćpan, sentencję z endorfinami pojęłam. Jeszcze raz dziękuję Waszmości. :-)
Babska logika rządzi!
Po pierwsze przyjemna, po drugie dobra. Co do Deusa, ciekawym pomysłem jest wrzucenie do opowiadania Boga, ale miło, że nie wykorzystałaś jego wszechmocy z racji, że nie przepadam za zabiegiem Deus Ex Machina. Z proponowanych zakończeń najlepszym było by doprowadzenie do wyjaśnienia, że chodziło o zabójstwo gadziny, mógłby to powiedzieć zazdrosny bard, przykładowo. Tyle co do mnie.
“– Straszna magia – przyznała z niechętnym szacunkiem królewna. – To muszą być okrutne czasy. Tylko pomyśl, czego mógłby dokonać wojownik zbrojny w takie kostki. “
Wielce straszliwa żuma do gucia ; )
Dziękuję.
Chyba rzadko kto powyżej gimnazjum lubi takie rozwiązania, że nagle, cudownie, wszystkie problemy się rozwiązują. A gdyby jakoby zabity rycerz zjawił się podczas wesela Manipulki ze świniopasem i ze złości dodał jej garam masala do tortu? Też mogłoby być ciekawie… Gdyby bard to sobie uświadamiał, już dawno temu by powiedział. Jedna ósma królestwa piechotą nie chodzi… ;-)
I wielce durna reklama. ;-)
Babska logika rządzi!
Nie koniecznie musi mówić, bo faktycznie może nie wiedzieć, ale na przykład ja na jego miejscu kombinowałbym jak diabli… A tak poza tym, to, po pierwsze, twoje pisanko, a po drugie, brak zakończenia wszystkiego nie musi być brakiem zakończenia opowiadania. To nie mitologia, że główny bohater musiałabym na końcu umrzeć.
Co do reklamy fakt, zgadzam się, że durna :)
No ale co ten biedny bard może zrobić? Oprócz oplucia sobie brody? Miał widowiskowo przepędzić smoka, ktoś go ubiegł. Osiągnięć na koncie żadnych, królewna wściekła, że wybranek wepchnął ją w ramiona pazernego i brzydkiego starszego pana… Sama ostro kombinuje, jak się z tego wyślizgać, a bard ma przerąbane.
O, podoba mi się zdanie o braku zakończenia. :-)
Babska logika rządzi!
Przyjemnie się czytało:-) współpraca księżniczki z smokiem, chciwy a nie szlachetny rycerz… i jeszcze analiza koloru włosów księżniczek – dla mnie akjab:-)
ęjukęizD, Maxeno. ;-)
No, stąd właśnie wziął się pomysł – zwyczajowo wybawca księżniczki otrzymuje jej rękę i pół królestwa. A co, jeśli panna wcale nie ma ochoty na ten mariaż?
Babska logika rządzi!
W bajkach z założenia księżniczki z wypiekami na twarzy czekają na jakiegokolwiek rycerza, o wybrzydzaniu nie ma mowy. W realnym świecie też zdarzają się panny co już uważają, ze za dużo maja lat i szybko jakiegokolwiek do ołtarza, a ja nie chce to “na dzidziusia”. na szczęście, świat się zmienia i kobiety maja poczucie własnej wartości i nie musza godzić się na pierwszego lepszego:-) świat się zmienia, to i bajki się zmieniają – czyli bajka na czasie:-)
No, nie wiem – księżniczki chyba nie giną w tłumie kandydatek do małżeństwa, a tatusiowie niekiedy planują im przyszłość, zanim jeszcze z pieluch wyrosną, potem organizują bale. Chyba że przeznaczone do klasztoru… Dochodzi jeszcze ogromna wdzięczność za uratowanie życia – wydaje mi się, że to silny bodziec popychający w ramiona dzielnego rycerza.
Ale ogólnie tak – ostatnio kobiety robią się bardziej samodzielne, wcale już nie muszą czepiać się chłopa. Nie mam nic przeciwko temu, żeby i bajki/ fantastykę popychać lekko w tym kierunku. :-)
Babska logika rządzi!
To miało być tutaj! Deus w swej machinie, to tutaj!
“Za wydłubywanie ważkom oczu, to w niektórych światach zrzucają ze skały (są w tekście, sprawdzałem!).
Z tego co widzę, niby takie średniowiecze, ale zaczątki kapitalizmu na całego. Ale warto pamiętać, że reklamy nie są dla smoków. ;)
Nasunęła mi się jeszcze jedna myśl: człowiek boże igrzysko.
Trochę smuci fakt, że tekst jest taki krótki. Ciekaw byłem jak to się wszystko potoczy. Niby uniknęłaś sztampowości zakończenia, ale równie dobrze można tutaj mówić o uniknięciu porażki w walce, poprzez niestawienie się na ringu.
Czuję niedosyt i dlatego 4/6. “
Teraz chyba wpis ma więcej sensu.
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
Aaaa! Zaiste, tutaj lepiej pasuje.
Znalazły się oczy ważek! Ale Szarlanda w gruncie rzeczy miała dobre serce i tylko robiła sekcje ważkom, które zmarły śmiercią naturalną.
Ano, rycerz to jakiś prekursor musi być. Może nawet przodek Marksa…
Zresztą, chyba i przed średniowieczem zdarzało się, że ludziom (zwłaszcza władcom toczącym walki) brakowało kasy.
Teraz się zgodzę – zakończenie napisałam dziwaczne i niektórym się ono słabo spodobało.
Babska logika rządzi!
Fajne :)
Przynoszę radość :)
Dzięki, Anet. :-)
Babska logika rządzi!
Baardzo dobre przed pójściem spać . W końcu już późno się zrobiło. Będą fajne kolorowe sny, w których nikt nikogo nie zabija, nie krzywdzi i nawet dobrowolnie nie wtrąca się :)
Dziękuję, Koalo. :-)
No to kolorowych snów. ;-)
Tylko po takich snach to się podwójnie nie chce wstawać…
Babska logika rządzi!