– Nie było żadnej apokalipsy. W każdym razie nie było nagłej i krótkiej Apokalipsy. Nie wybiły nas żadne wirusy, plagi, katastrofy, zanieczyszczenia. Owszem, tuż przed Epizodem życie stawało się ciężkie, niemal nie do wytrzymania, ale dawaliśmy jeszcze radę. Co więc się stało? Ano, to samo co zawsze. Egoizm jest wbudowany w jestestwo każdej istoty, na tym pieprzonym świecie, ale człowiek… Jesteśmy, albo raczej byliśmy najbardziej chciwym i samolubnym gatunkiem, tyle wam powiem. A może nadal jesteśmy?
Ale wracając do lekcji… gdy tylko znaleźliśmy Drugi Dom z niemal identycznymi warunkami…
– Mistrzu, ale jak to możliwe, że tak daleko od Pierwszego Domu znaleźliśmy podobne warunki?
– Wyjaśnię to na następnej lekcji. Na razie, żeby zaspokoić waszą ciekawość powiem tylko, że Prawa Natury są wszędzie takie same. I część Zasad Życia też jest taka sama. Weźmy liście drzew – pojawiły się, ponieważ to Słońce jest największym źródłem energii. A gwiazdy są liczniejsze od ziarenek piasku na pustyni… A większość poznanych przez przodków nowych światów miało swoje Słońca.
-Dlatego i liście są powszechne?
– Tak! Brawo Maggo, zawsze wiedziałem, że bystra z ciebie uczennica. – Powszechność wykorzystania energii Słońca jest jedną z uniwersalnych Zasad Życia. Ale, to nie znaczy, że podobne jest takie same, co w Pierwszym Domu. I właśnie to, niestety jest niebezpieczne.
– Chodzi mistrzowi o Różnice Zmieniające?
– Tak Magg. Ale ja nazwałbym je bardziej Różnicami Dostosowującymi.
Ale wracając do lekcji… Po znalezieniu Drugiego Domu najpierw odlecieli mający
i najpotężniejsi tego świata uciekając nie tylko od coraz trudniejszego życia, ale też od odpowiedzialności i gniewu niemających. Jak uczyliście się w poprzednim roku przed Ucieczką świat dzielił się na mających, którzy mieli wszystko i na niemających, którzy często nie posiadali nic. To było niesprawiedliwe, ale tak było. Wiem, że wam trudno jest to zrozumieć, bo macie dla siebie wszystko co złowicie, upolujecie bądź zbudujecie. Nawet mi jest to ciężko pojąć a jestem przecież Przekazującym. A i dziadek mojego dziadka słyszał o tych czasach z opowiadań jego dziadka…
– W każdym razie gdy tylko Uprzywilejowani uciekli, a trwało to wiele, wiele Jasności
i Ciemności nastał czas Niepokoju. Ludzie, którzy mieli jeszcze to szczęście Posiadać walczyli między sobą o ostatnie miejsca Ucieczki. Świat spłynął krwią, brat zabijał brata, syn ojca, matki siebie, by ich dzieci dostały się na Statek.
Nasi przodkowie nie mieli nic, mogli więc ginąć w wojnach, lub ukryć się w ostatnich niezamieszkałych wtedy miejscach. Nasze plemię Dzieci Dawnego Lodu popłynęło na południowy kontynent. Inne osiedliły się na Wyspach Dalekiej Północy lub
w najwyższych górach. Od pokoleń nie mamy z nimi kontaktu i nic o nich nie wiemy.
Mój dziadek, siedemdziesiąty trzeci Przekazujący opowiadał mi o ogromnym pustkowiu lodowym w miejscu Puszczy Przodków i naszego miasteczka. Opowiadał
o Czasie Głodu, gdy wraz z odejściem Wiedzących nikt nie potrafił Płodzić Ziemi
a wojny zniszczyły uprawy. O martwych morzach, które zniszczyli swą bezmyślnością Uciekający. I o gniewie Matki, który jeszcze długo prześladował przodków, suszach, upałach, powodziach. Podobno to przodkowie naszych przodków doprowadzili do gniewu Matki przed swoją Ucieczką…
– Człowiek jest pyłkiem na wietrze i nie może gniewać Matki.
– Niestety Mishielu, Oni też tak myśleli. Myśleli tak nawet po tym, gdy musieli już uciekać gnębieni gniewem Rodzicielki. W każdym razie niewielu naszych Przodków przeżyło tamte czasy. Wiedzieliśmy, że to złe, ale nie mieliśmy wyjścia i łączyliśmy się w Zakazane Związki. Syn siostry łączył się z córką brata a niekiedy nawet i rodzeństwo między sobą. To było złe i niewiele dzieci przeżyło te połączenia. Z trudem udało się przodkom przetrwać tamte czasy, ale w końcu nastała era Odbudowy. Każde pokolenie było coraz silniejsze, wznosili najpierw osady, potem wioski a w końcu nadszedł czas miast. Pierwsze pokolenia stawiały budynki z lodu, gdy ten w końcu całkiem zniknął, z tego co znaleźli na Wybrzeżu Wiecznych Wraków, potem ze skał. Teraz Waszym zadaniem jest nie budowa miast, ale odzyskanie Utraconej Wiedzy. Wiemy dzięki Przekazującym, że przodkowie przodków panowali nad Ziemią, umieli latać po niebie i wśród gwiazd, a nawet, tuż przed Ucieczką zbudowali Gwiazdę na Ziemi.
A dlaczego to takie ważne?
– … Mistrzu… wydaje mi się, że znam odpowiedź. To ważne, bo Uciekający zniszczą Drugi Dom. A wtedy mogą chcieć wrócić…
– I na to musimy być gotowi. Nie możemy też powtórzyć błędów Pierwszych Przodków.
*********************************************************************************
– Kapitanie, dane telemetryczne zebrane. Warunki na sześćdziesięciu procentach powierzchni planety niekorzystne. Na trzydziestu procentach skrajnie trudne. Dziesięć procent nadaje się do życia… Na południowym kontynencie ślady dróg i osiedli.
– Wybrać orbitę stacjonarną. Załoga badawcza i ochrona za pięć minut stawi w hangarze promów na odprawę. Zabrać sprzęt do badań genetycznych i biologicznych.
– Tak jest.
*************************************************************************************
Pierwszy tę dziwną gwiazdę zobaczył Milgen, wnuk wnuka Maggo. Najpierw stał nieruchomo zafascynowany dziwnym zjawiskiem, ale gdy gwiazda zaczęła się zmieniać
i coraz mniej przypominała cokolwiek, co wcześniej widział pobiegł do Wieży Przekazujących w samym sercu miasta. Ci nie byli bynajmniej zaskoczeni, o zbliżających się Pierwszych Przodkach wiedzieli od poprzedniej Jasności, kiedy przez Długie Szkła ich wypatrzono. A jeszcze wcześniej zaobserwowano przybycie niby-gwiazd, które zawisły wysoko na niebie. Wiedzieli też, że nie wróży to niczego dobrego. I, że nie mają wielu opcji.
Na spotkanie zdecydował się w końcu Tokmen, najmłodszy i najodważniejszy
z Przekazujących. Był już setnym w kolejności przekazującym, a jego dziadek od którego czerpał wiedzę uważał to za znak.
– Przygotujcie moją parową maszynę kroczącą – rozkazał swoim adeptom.
– Tak, panie.
*************************************************************************************
Gdy kapitan opuścił wraz z załogą poszukiwawczą prom jego oczom ukazał się widok co najmniej zdumiewający. Na horyzoncie, na tle murów jakiegoś pokracznego miasta z kamieni, tworzyw sztucznych i metalowego złomu, poprzez rozedrgane, falujące od upału powietrze, zniekształcające nieco perspektywę i powiększającą dalekie obiekty wypatrzyli mocno pochylającą się na boki w czasie chodu czteronożną machinę kroczącą z której buchała para. Oczywiście jako dziecko kapitan uczył się o podobnych ustrojstwach, które podobno budowali mechanicy Pierwszego Domu. Tyle tylko, że było to parę tysięcy lat temu.
– Będę miał o czym opowiadać wnukom. – Pomyślał obserwując zbliżający się pojazd. I hałas, jaki temu towarzyszył.
W końcu maszyna stanęła jakieś sto metrów od ich promu. Wysiadł z niej niski człowieczek i przez chwilę, mocno zadzierając głowę przyglądał się przybyszom. Potem, powoli zbliżył się do oczekującej załogi. Sięgał najniższemu członkowi ekipy do uda, oni musieli więc patrzeć w dół, on musiał mocno zadzierać głowę. Nie wiedząc, czemu właściwie to robi kapitan uklęknął. Reszta załogi natychmiast poszła w jego ślady. Chociaż nadal przewyższali przybysza, to mogli patrzeć mu w oczy. To zmniejszyło trochę nieufność obu stron. Przekazujący od dawna spodziewali się tego spotkania. Jak również tego, że różnice mowy będą zbyt duże, by mogli się porozumieć z przybyszami. Jak się jednak okazało, niepotrzebnie. Tokmen nie wiedział jak to jest możliwe, ale intuicyjnie podejrzewał wysoki poziom techniki Wracających.
– Jestem kapitan Merek Starkowski. Dowodzę statkiem rekonesansowym Źródło.
Z kim mam przyjemność?
– Tokmen z rodu Panów Wraków. Przekazujący.
– Przekazujący? – zainteresował się kapitan – A co przekazujesz?
– Największy skarb jaki nam został po drugich przodkach. Wiedzę.
– Coś licho z tą waszą wiedzą – odezwał się jeden z członków załogi.
– Milcz Alpi. Nie zapominaj komu to zawdzięczają.
– Sentymentalne dyrdymały kapitanie. Mali stanem płacą za podobne gadanie.
– Wiem o tym Alpi. Jesteśmy jednak daleko od domu… chociaż jak o tym pomyśleć, to jednocześnie jesteśmy w domu.
– Ale to już nie jest wasz dom kapitanie – odezwał się Tokmen. Co widać choćby po Waszym wyglądzie…
– No tak… albo my wyrośliśmy albo wy skarłowacieliście. Ale, jeśli naprawdę przekazujesz wiedzę i umiecie budować te cholerstwa, to znasz prawdę.
– Tak kapitanie. Zmieniły was różnice wśród podobieństw. Ważkość Drugiego Domu jest mniejsza niż Pierwszego…
– Ważkość? A, rozumiem… tak, masz rację… Ważkość, fajne słowo. W życiu bym takiego nie wymyślił w swoim opowiadaniu. Mogę je wykorzystać?
– Słowa, wypowiadane, czy zapisane nie są dla nas niczyją własnością kapitanie.
– Ha! Widzicie? – zwrócił się do załogi – w tym na pewno są lepsi od nas! Chociaż
z drugiej strony… marzy mi się przecież wygodne życie z pisania głupot… Ale wiem, że nic z tego nigdy nie będzie. A, mniejsza z tym! Do rzeczy! Przybyliśmy długą drogę. Straciliśmy 20 lat swojego życia i ponad sto lat życia naszych rodzin. Gdy wrócimy ich już nie będzie. Domyślasz się chyba, jak ważna jest nasza misja?
– Tak kapitanie. Moi przodkowie z Przekazujących spodziewali się waszej wizyty.
I motywów, za nią stojących. Coś tam wyczerpaliście. Coś, czego nie ma już w Drugim Domu a zostało jeszcze w Pierwszym. Przodkowie uprzedzali, że weźmiecie to, czy nam to się podoba, czy nie. Chodzi o rudy metal? O kobiecy metal? O Najtwardszą skałę?
– Nie Tokmenie. Tych rzeczy już nie potrzebujemy. Brakło nam najmniej spodziewanego dobra. Życia.
– Nie rozumiem – odezwał się przestraszony Tokmen.
– Spokojnie przyjacielu. Twoi przodkowie mieli rację, jeszcze parę pokoleń temu potrzebowaliśmy wielu bogactw obu światów i byliśmy gotowi zabijać, by je pozyskać, to jednak na szczęście się skończyło. Ale brakło nam tego, co u Was jeszcze trwa, choć też się zmieniło. Życia. Chcemy, by nasz dom nadal wyglądał podobnie do tego zostawionego w dniu ucieczki. Podobnie, bo zbudowanie kopii jest – niestety – niemożliwe. Jest podobnie, ale różnie. Dlatego, po tak długim czasie od ucieczki nasz świat się zmienia. I my się zmieniamy. Mamy dwie możliwości: zapomnieć o tym, kim jesteśmy i pozwolić na trwanie zmian, albo spróbować zmiany te opóźnić. A do tego potrzebujemy nasion i krwi… ale nie w tym sensie o którym myślisz. Wystarczy nam maleńka kropelka od każdego z was. A nasiona znajdziemy w ukrytych schronach zbudowanych przez naszych przodków. Część z nich uwolnimy, by i tu zmiany nie zachodziły za szybko. Wiemy bowiem, że ta wizyta nie będzie ostatnią…
– Baliśmy się waszego powrotu, Twoje słowa są dla mnie zaskoczeniem i -wybacz – ale nie ufam wam. Wiem jednak, że nie moglibyśmy się sprzeciwić. Pojadę do miasta i powiem o waszych zamiarach, by uniknąć niepotrzebnego strachu, potem moi bracia rozjadą się do innych miast, by przekazać wieści. To potrwa może nawet do końca Jasności. Jeśli jednak poświęciliście tyle swojego życia nie sprawi to wam różnicy.
– Nie Tokmenie. Nie zrobi.