
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Loki stał na ruinach Walhalii Wzniósł ręce i zamknął oczy. Uśmiechał się.
– Ragnarok zaczęty – powiedział w przestrzeń. – Został Thor.
Nagle coś poruszyło się za jego plecami. Potężnie zbudowany mężczyzna wstał. Loki wyszczerzył zęby jeszcze bardziej.
– Nic już nie zrobisz. Wszystko przepadło – i roześmiał się szaleńczo. – A poza tym – wskazał połamany drzewiec nieopodal władcy Asów.
Tamten spojrzał na resztki włóczni, podszedł do nich i chwycił.
– Nie ma już wystarczającej mocy na mnie – stwierdził Loki.
Odyn zbliżył się do niego.
– Może już nie drzemie w niej magia – przełożył jedną część do lewej ręki – ale zawsze mogę zrobić TO!
I rzucił nimi w Lokiego. Tamten nie spodziewał się takiego ciosu. W dodatku jedno drzewidrzewce uderzyło go w twarz. Zachwiał się. Odyn przypadł do niego i spojrzał w oczy. Już chciał go zabić, gdy tamten zniknął. Po chwili Odyn upadł na kolana. W okolicy serca pojawiła się plama boskiej krwi.
– Przeklęta niewidzialność – orzekł władca Asów i odszedł ze świata żywych.
Świat zadrżał w posadach, a góra, na której stał Loki oderwała się od reszty i poleciała w kierunku Ziemi.
Jakby ostatniego zdania nie było w tekście, nic by się nie stało. Naciągana ta asteroida.
Nie przekonało mnie to.
Średnie. Za mało tu absurdu i dziwności.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Takie sobie, delikatnie mówiąc.
„W dodatku jeden drzewiec uderzył go w twarz”. –– W dodatku jedno drzewce uderzyło go w twarz.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hulk mógł tak walnąć, żeby ten kamyczek się odłączył ;P
Dobre klimaty:)