
Przynieście mi głowę Sylvii Plath!
Tak można by krzyknąć w dowolnej bibliotece i właśnie tę książkę powinno się wtedy otrzymać do rąk własnych. Ten zbiorek opowiadań, po raz pierwszy wydany w oryginale w 1977 roku umożliwia czytelnikowi chirurgiczne rozkrojenie osobowości autorki i wybrania sobie co smaczniejszych kąsków. Można grzebać do woli, tekstu jest sporo i wystarczy dla wszystkich, brać, ile dusza zapragnie.
A zapragnie.
Każde opowiadanie dotyka innej sfery osobowości, więc treść jest bardzo zróżnicowana, przy czym – to trzeba powiedzieć koniecznie – mimo tego, że bohaterka każdego opowiadania mówi jest jednocześnie narratorką, w żadnym wypadku nie mamy do czynienia z przypadkiem bezczelnej autotematyczności. Przed nami przejdzie parada składająca się z lęku, niezgody na konwenanse, pustki, depresji, nieuchronności, fascynacji, strachu przed zmianą, marzeń... Długo by wymieniać. Mimo pozornie depresyjnej tematyki sama książka nie sprowadza czytelnika gdzieś do ciemnych lochów depresji (tam i tak znajduje się już z reguły dział księgowości). Autorka rozsądnie dawkuje absurd, mistrzowsko miesza go z oniryzmem, dodaje szczyptę zaskakujących opisów, a wszystko przepuszcza przez filtr samej siebie, unikając nachalnej autotematyczności. Osobiście podszedłem do tego tomiku jak do wielkiej bombonierki pełnej czekoladek z rumem. Krótko mówiąc, powolutku, bo się natrzaskasz.
Trzaski i zgrzyty w tłumaczeniu
Jestem ciekawy, na ile treść książki została zmieniona przez tłumaczenie na język polski (ale jestem leniwy, więc nie będę teraz czytał oryginału). Za to na tytuł samego zbiorku chciałbym nieco popsioczyć. Proszę bardzo: Johnny Panic and the Bible of Dreams staje się nagle Upiornym Jasiem i Biblią snów. Traci na tym głównie pierwsze – tytułowe zresztą – opowiadanie, wolałbym poznać Jasia Panikę lub Jasia Lęk, mimo wszystko.
Mając głowę, sprawdzam język
Nie byłbym sobą, gdybym nie poświęcił przynajmniej jednej sekcji językowi w książce. Co tu dużo mówić, panie, bogactwo! Opisy bazują na rozbudowanych metaforach, zaskakujących porównaniach i składaniu słów w sposób, z którym nie miałem jeszcze okazji się zetknąć. Przykłady:
Metafory
bezbrzeżny rezerwuar nocy
mistyczny, podczerwony żar wygniecionych tabliczek mnożenia
Porównania
Jej twarz, masywna jak u wołu
Pusty jak kościół w poniedziałek
Inne
Zarodkowy buntownik
Gotyckie melanże żwiru
Odbywa się wiersz
Jej babciowata twarz promieniowała ku nam
Słowa, słowa, słowa
Natknąłem się na kilka naprawdę ciekawych słów w tekście:
frymuśny
organdyna
szwoleżerka
pytlować
melanż (nie w znaczeniu gwarowym)
Nieco słowotwórstwa, które przykuło moją uwagę:
śniarz
uśmierzacz
przestrzenić się
To czytać, nie czytać?
Dziękuję, poproszę jeszcze kawałek z płata czołowego. Nie polecam, będzie dzięki temu więcej dla mnie. Kelner, zdejmijcie tę pozycję z menu, biorę wszystko. Czytać. Upiorny Jaś jest mimo wszystko bardzo przyzwoity i warto go poznać.
A może już go znacie?
Oruen, przechodzisz samego siebie :) Typowe, krótkie, użytkowe recenzje psu na budę. Dłuższe, analityczne --- okej, ale to na później. Coś takiego jak ten tekst --- to naprawdę dobra zachęta (lub zniechęta), jeśli ktoś jest przed lekturą i boi się, że go Sylvia może pogryźć.
Dzięki :) Chciałbym się gdzieś zaczepić na pisanie takich recenzji (lub artykułów o takim charakterze), ale póki co nie mam szczęścia. Może za jakiś czas, a póki co będę wrzucał tutaj :)
Oruen - odezwij się do mnie mailem. Może coś Ci wymyślimy przy "NF" - pewien plan chodzi mi po głowie; może nie jest idealny, ale na rozruch chyba się nada. ;)
Się odezwałem :)