- publicystyka: Nawiedzony dom nieco inaczej

publicystyka:

Nawiedzony dom nieco inaczej

Kiedy zasiadłem przed komputerem i odpaliłem film o jakże wymownym tytule „Dom w głębi lasu” z 2011 roku, nie spodziewałem się niczego zaskakującego. W temacie nawiedzonych chałup otoczonych nieprzebytą puszczą powiedziano już tyle, że głowa mała, by to wszystko spamiętać.

 

Każda taka produkcja opiera się na starym schemacie. Banda napalonych nastolatków, korzystając z wakacji, jedzie się zabawić za miasto. Celowo, lub przypadkiem, trafiają do zrujnowanej hacjendy, w której są po kolei mordowani przez to i owo.

 

Producenci „Domu z głębi lasu” wyszli najwyraźniej z założenia, że nie ma sensu silić się na specjalną oryginalność, a wystarczy przejedzoną już do granic możliwości zupę doprawić kilkoma nowymi składnikami.

 

Efekt wyszedł, nie powiem, intrygujący.

 

Cała historia zaczyna się standardowo. Blond kurewka, samiec alfa, szurnięty ćpun, rugbysta-intelektualista i cnotka niewydymka – oto bohaterowie, wyruszający na weekend do „posiadłości” kuzyna jednego z nich.

 

Po drodze nie mogło oczywiście zabraknąć opuszczonej stacji benzynowej oraz trzepniętego sprzedawcy, krzywiącego groźnie poharataną gębę i mamroczącego pod nosem o czyhających w puszczy niebezpieczeństwach.

 

Przyzwanie czynnika odsiewającego ziarna od plew także odbywa się w sposób ograny do bólu. Ot, towarzysze znajdują w piwnicy pamiętnik dziewczynki, mieszkającej niegdyś w domostwie i za namową tajemniczego głosu odczytują zawarte w nim zaklęcie. Co, jak się zapewne domyślacie, sprowadza na nich nieliche kłopoty, w postaci bandy krwiożerczych zombie.

 

Ale gdzie, do jasnej ciasnej, ta innowacja fabularna? Już odpowiadam.

 

Otóż w trakcie seansu, co jakiś czas przenosimy się do tajemnego, podziemnego laboratorium. Zostajemy uświadomieni, iż tak naprawdę nic tutaj nie dzieje się przypadkiem. Poczynania wrażych młodzieńców cały czas są śledzone przez obiektywy setek kamer, a ich śmierć, nawet to, w jakiej kolejności umrą, zadecyduje o dalszych losach ludzkości.

 

 

 

Jeśli chodzi o element grozy, to starego wyjadacza horrorów niewiele scen przestraszy. Śmiem nawet powiedzieć, że żadna. Scenarzyści zastosowali klasyczne zagrywki i w tej kwestii nie ma co liczyć na jakieś novum.

 

Efekty specjalne stoją na znośnym poziomie. Na pochwałę zasługuje charakteryzacja zombie i wygląd kilku innych potworów, z jakimi zetkniemy się podczas seansu. Za to karny kutas przyznaję chłopakom za sceny masowej masakry, głównie wygląd krwi, a także za modele co poniektórych, komputerowo zmajstrowanych maszkar.

 

Duzy plus należy się scenarzystom, którzy z tak oklepanego pomysłu zdołali wycisnąć coś jeszcze, co potrafi wciągnąć i zainteresować. Nieskomplikowanego slashera wzbogacili o wątki globalne, sprawili, że śmierć przestała być bezcelowa. Uświadomili nam, że czasem trzeba wybrać między mniejszym, a większym złem.

 

Podsumowując, jeśli marzycie o filmie, przy którym narzeczona, drżąc ze strachu, będzie wtulać swe nagie, wątłe ciało w waszą wypiętą dumnie klatę, to sobie odpuśćcie.

 

Natomiast jeśli chcecie spędzić miło wieczór, oglądając dobre, rozrywkowe kino, to „Dom w głębi lasu” jest właśnie dla was. Przy okazji możecie urządzić sobie ciekawą zabawę: Kto wyłapie więcej zawartych w produkcji odniesień do klasycznych horrorów.

Komentarze

Fakt, że nic nadzwyczajnego, ale generalnie niektóre pomysły naprawdę fajne. Miejscami przyznam bawiłem się znakomicie. To nie jest film, który pozostanie na długo w pamięci, ale obejrzeć sobie myślę - warto.

Ale co do karnego kutasa, to mnie akurat cała ta scena masakry, mimo swej sztuczności, rozbawiła totalnie i dla mnie była najlepszą akcją w całym filmie, serio:)

To taki rodzaj filmu, na którym miejscami nie wiemy czy śmiać się czy płakać, szczególnie kiedy coś niebywale głupiego zaskoczy nas do tego stopnia, że szczęka opada, ale ostatecznie dochodzimy do wniosku, że świetnie się bawiliśmy. No ja przynajmniej tak miałem:)

Pozdrawiam

Tekst zachęcający. Ale dlaczego "wrażych młodzieńców"? Czyimi są wrogami?

A w sumie nie wiem czemu. Pomyliło mi się z innym okresleniem :( Ale już nie poprawię...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Chociaż wątek podziemia pod chatką pojawia się już na początku filmu, w tej recenzji puściłeś bardzo duży spoiler - przejrzyj ją, a myślę, że sam wyłapiesz, gdzie się on pojawił. Natomiast co do samego filmu - jedna z najlepszych rzeczy, jakie oglądałem w tym roku. Pomysłowy, inteligentny, zrobiony z humorem i przełamujący konwencję.

Ok, postaram się wyłapać. Dzieki za zwrócenie uwagi :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Po 5 minutach oglądania tego w sali kinowej zastanawiałem się już nad setkami lepszych sposobów na wydanie pieniędzy, a tu proszę, przyjemne zaskoczenie.

Postać wiecznie upalonego chudzielca zapada w pamięć.

I gdzie ten spojler: z tym laboratorium?

Podejrzewam, że z tymi losami świata niepotrzebnie palnąłem.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Bingo.

Nowa Fantastyka