- publicystyka: Gra o Tron2 w odcinkach - wrażenia part IX

publicystyka:

Gra o Tron2 w odcinkach - wrażenia part IX

Czekaliśmy cały sezon, wyobrażając ją sobie na różne sposoby, analizując w wyobraźni scena po scenie, jak będzie wyglądała. Czy walka będzie herotyczna, a śmierć chwalebna, czy strach będzie prawdziwy, a radość wielka i okraszona łzami? I nadszedł czas, by kurtyna poszła w górę, doprowadzając do konfrontacji rzeczywistość z imaginacją.

 

Bitwa o Czarny Nurt rozpoczęła się.

 

W Królewskiej Przystani pełne napięcia oczekiwanie. Mimo głębokiej nocy nikt nie zazna dziś snu. Namiestnik, czy najemnik, król czy żebrak, każdy mieszkaniec miasta trwa w oczekiwaniu, odurzając się to winem, to kobietami, to śpiewem, czymkolwiek, by odsunąć od siebie widmo nadchodzących chwil.

I wreszcie dzwony Królewskiej Przystani rozbrzmiewają. Wybija godzina. Nadchodzi Stannis Baratheon. Pozorny spokój w mieście pada niczym zestrzelony w locie kruk. Panika ogarnia ludzi. Strach przejmuje dowodzenie. Ale w tym całym zamieszaniu jest ktoś, kto zdaje się nie ulegać, kto stara się ze wszystkich sił zapanować nad sobą i zmusić odwagę, by zajęła pierwsze miejsce w szeregu emocji. To mały człowiek o wielkim cieniu. Tyrion Lannister. Karzeł, który urodził się na pochybel całemu światu. Odtrącony przez ojca, wzgardzony przez siostre, znienawidzony wśród ludu. A jednak to on staje w ich obronie. I to on dowodzi, podczas gdy inni, jeden po drugim, zawodzą. I gdy odwaga zawodzi, gdy siła zawodzi, gdy nie ma już nadziei, karzeł staje na wysokości zadania.

 

A kto naprzeciw? Jedyny pozostały przy życiu z trójki rodzeństwa Baratheon. Ten, który wykazał się większym rozsądkiem i roztropnością, ten, którego dworskie zabawy, turnieje i pijaństwo nie wciągnęły w zdradzieckie bagno. Ten, który wie, że gra o tron to nie zabawa. I paradoksalnie, choć zdawałoby się, że jest najodpowiedniejszym pretendentem do tronu, nie może go dosięnąć, zasiąść na upragnionym piedestale, gdyż przewrotny los odtrąca jego względy niemiłosiernie i jakby w okrutnym akcie szyderstwa, sadza nań owoc kazirodczego związku, Joffreya.

 

Dwaj gracze, znający reguły.

 

Obaj niedocenieni. Obaj traktowani z politowaniem. Obaj żyjący w poczuciu krzywdy i niesprawiedliwości. Z szyderczym śmiechem za plecami. W innych okolicznościach mogliby podać sobie ręce. Lecz nie w tych. Jest wojna. Jeleń i lew rzucają się sobie do gardeł.

 

I tu akcja dzieli się na dwa główne fronty. Z jednej strony obserwujemy zmagania toczące się pod murami zamku, a z drugiej przyglądamy, jak radzi sobie królowa w obliczu zagrożenia. Odpowiedzialność spada z całą mocą na Cersei. Aktorka Lena Headey, wcielająca się w postać blondwłosej intrygantki radzi sobie bardzo dobrze. Co robić, gdy walka toczy się wokół, a gdzieś tam, wśród bitewnego szału, tkwi ukochany syn? Upić się, rzecz jasna. I tak też czyni królowa, iście po królewsku, z rozmachem nie szczędząc sobie trunku. Całkiem jak znienawidzony, świętej pamięci Robert.

Cersei to wyrachowana, kalkulująca na zimno, zawsze biorąca najgorszy scenariusz pod uwagę, córka tatusia. Nie potrafi dać wsparcia tak bardzo potrzebującym go kobietom, których mężowie i synowie giną na murach. Nie potrafi i nie chce. Dla niej się nie liczą. Jej myśli całkowicie pochłania syn walczący gdzieś tam, poza zasięgiem matczynego wzroku.

 

Bitwa o Czarny Nurt, to wydarzenie kulminacyjne. Od samego początku sezonu widzimy w Westeros przygotowania do ostatecznego starcia Baratheona z Lannisterami. Nie dziwi więc, że scenarzyści na finał poświęcili cały odcinek. A zrobili to iście po mistrzowsku. Przede wszystkim doskonałe operowanie napięciem. Od początku do końca rośnie, by gwałtownie opaść w końcowej scenie i pozostawić rozdygotanego, wgniecionego w fotel widza, z napisami końcowymi. Tym razem żadna scena nie była zbędna, żadne słowo niepotrzebnie wypowiedziane. Aktorzy, w pełni rozumiejąc dramatyzm odgrywanych scen, starali się bardziej niż zwykle. Oni naprawdę tam byli. Wśród ognia, pożogi, dymu i śmierci. To najlepszy odcinek jaki dotąd się pojawił i bardzo mocno wątpie, że szybko pojawi się lepszy.

Komentarze

Walka "herotyczna"? Słówko ładne, aczkolwiek nadające się bardziej do heroizmu w zmaganiach łóżkowych. ;)

Choć drugi sezon podoba mi się o wiele mnie niż pierwszy to muszę przyznać iż IX odcinek naprawdę robi wrażenie. Idealnie nie jest ale jest bardzo dobrze. Na pewno najlepszy odcinek sezonu.

Odcinek robił wrażenie, ale w paru miejscach wyszedł brak funduszy. Piękny wybuch, a poza tym trochę nędznie. Cała walka przy jednej bramie. Mało drabin, ludzi... no i oczywiście musiały być sceny rodem ze Spartakusa, gdzie mieczem tnie się na pół czaski. 

Przesadzili też z pokazaniem, jak Stannis rwie się do walki. Owszem król powinien walczyć ze swoimi ludźmi, ale nie w pierwszej lini i pierwszy pchać się na drabiny. Gdyby zginął byłoby przecież po walce, a zabić go mogła każda zbłąkana strzała. 

Kuł w oczy też brak hełmów u walczących. Wiem, wiem. Telewizja, trzeba było widzieć, który aktor jest który.

 

Mimo wszystko najlepszy odcinek nieco rozczarowującego sezonu.

Warto też dodać, że scenariusz do odcinka napisał sam Martin i żeby być delikatnym dla pracy etatowych scenarzystów tego serialu powiem tylko, że widać różnicę.

Jerzy, a co chcesz od tego ładnego słówka?;) Zawsze mam nadzieję, na taką właśnie walkę oglądając filmy, ale aktorzy w bitwach przeważnie wyglądają, jakby nie do końca wiedzieli jak to się robi.

Claymanie, te potknięcia są nieuniknione, zgadza się, mnie również wiele rzeczy zadziwiło, ale  film przyzwyczaił już do tego, że wrażenie wzbudza dialogami, a nie widowiskowymi scenami z przepychem. Można wybaczyć. Pisząc tekst wyszłam z założenia, że tym razem nie będe człowiekiem w za ciasnych butach i docenię, po prostu docenię:)

A teraz wiadomość do RINOSA, który nie ogląda serialu, z którego to faktu, jest bardzo zadowolony! Polecam z całą mocą ów odcinek, po pierwsze nie dzieje się absolutnie nic ponad to, co w książce, żadnych dodatkowych wątków, a po drugie nie pozbawiaj się przyjemności obejrzenia wydarzeń kulminacyjnych na ekranie! Nie będziesz żałował:)

Rzeczywiście IX odcinek niezły, tylko, że to już końcówka serii, więc niestety, ogólnie nędza.

Ja akurat pokładam duże nadzieje w ostatnim odcinku. Fakt, rozmachem nie przebije "Blackwater", ale na pewno wiele się wydarzy - będą chcieli byśmy zaczęli odliczać dni na kalendarzu do następnej seri. ;P

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Dopiero zauważyłam o co chodzi z tym heroizmem! Niestety na edycję już za późno...:(

Dziękuję Prokris za info :) Kiedyś serial obejrzę, ale póki co czytam książkę i, na zmianę, recenzje i to mi całkowicie wystrcza.

Napisałaś: " W innych okolicznościach mogliby podać sobie ręce." Stanis z Joefreyem? Nie sądzę.

A jeszcze inna sprawa: drugi tom pozostawił mnie z odczuciem, że brak w nim jakiejkolwiek pointy. Z recenzji serialu widzę wyraźnie, że pointa musi być i będzie. Książka wywołuje wrażenie, jakby ktoś podszedł do Martina i mu powiedział: "Stary, to już prawie 1000 stron! Odpuść, nikt tego nie przeczyta!"

...wziąłem więc do ręki tom trzeci i czytam sobie z przyjemnością dalej. Tyle, że opuściła mnie już nadzieja, że to dokądś zmierza. Ale serial... no cóż, może on jest zaplanowany jakoś? I tak wiadomo, że przestaną go kręcić dopiero jak spadnie oglądalność.

Co wydarzy się pierwsze? Śmierć autora (nie życzę Mu, ale osiemnastu lat już nie ma), śmierć serialu (bo na ponad cztery sezony bym nie liczył), czy też ukazanie się tomu szóstego (mniejsza o to, kto go napisze. Naprawdę chciałbym doczytać tę opowieść do końca).

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

"Napisałaś: " W innych okolicznościach mogliby podać sobie ręce." Stanis z Joefreyem? Nie sądzę. " - myślę, że @Prokris miała na myśli Stannisa i Tyriona. ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Tak czułam, że ktoś źle zrozumie ... Nie Joffrey ze Stannisem, lecz Tyrion ze Stannisem!

Hmm trafiłeś w sedno, owszem w serialu czuć, że ten dokądś zmierza, momentami jeśli ktoś jest spostrzegawczy, widać też o wiele więcej niż autor chciałby ukazać w książce.

Rinosie, więcej optymizmu, może to właśnie ten pierwszy w historii serial, który dotrwa do samego końca:) Obyśmy tylko my dożyli do tego czasu:D

Prokris: A Ty nie jesteś młoda bardzo? Tak mi się z jakiejś wypowiedzi zdawało... Bo ja to już mam wątpliwości czy dożyję końca Martinowej sagi. Nie tyle ze względu na wiek, co na ogólną eksploatację organizmu ;)

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Rinosie, a co rozumiesz przez określenie "młoda bardzo"? Kompletnie nie wiem jak mam się do tego odnieść:)

Moim zdaniem odcinek był świetny, podobnie recenzja, fachowa jak zwykle.

Martwi mnie tylko jak zmieszczą dokończenie wszystkich wątków serii w ledwo 50 minutach. Oby nie wyszła z tego wielka kicha.

"Wielka kicha" raczej nie, w końcu mają już jakieś doświadczenie, ale pewnie będzie przeładowany strasznie, tymi wszystkimi wątkami, które muszą dokonczyć.

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

I tego się właśnie obawiam, przeładowania.

Nowa Fantastyka