- publicystyka: "Battleship Bitwa o Ziemię", czyli niedorobiony Transformers

publicystyka:

"Battleship Bitwa o Ziemię", czyli niedorobiony Transformers

Udając się do kina na "Battleship bitwa o Ziemię" nie liczyłem na SF najwyższych lotów. Wiedziałem, że producenci przygotowali familijną, komputerową strzelankę dla masowego widza, co potwierdzili wypuszcając Rihannę na plakaty promocyjne. Chciałem się po prostu w sobotnie popołudnie rozerwać. W dodatku twórcy filmu maczali palce przy Transformersach, a o dziwo przynajmniej pierwsza cześć tryptyku o robotach, ogladana w kinie dawała całkiem sporą frajdę. W porównaniu z nimi jednak Battleship zawodzi.

 

Widać, że reżyser Peter Berg postanowił urządzić widowisko w stylu Michaela Baya. Właściwie Battleship to połączenie Transformersów z Armagedonem, oraz reklamą amerykańskiej floty. Nie wiem, czy twórcom filmu przy okazji produkcji zależało na postraszeniu niepokornych i pokazaniu jaką siłą rażenia dysponuje flota USA, ale w pewnym momencie było to aż nadto rażące. Rozumiem, że Battleship nawiązuje do kultowej gry w statki i te jako takie trzeba pokazywać, ale siła militarna USA ratująca po raz kolejny świat (przy nikłym udziale Japonii i kilku innych krajów w tle, bowiem rzecz dzieje się podczas międzynarodowych manewrów) wzbudza uśmieszek zażenowania. W końcu filmy Baya, pomimo licznych absurdów w scenariuszach potrafią być ciekawe. Battleship po 90 minutach po prostu nudzi. Widz z góry może przewidzieć rozwój wypadków na kilka posunięć naprzód, a to psuje całą zabawe. W dodatku zarys scenariuszowy opisujący przemianę głównego bohatera z podrzędnego pijaczka po herosa ratującego świat był już tyle razy mielony w kinie, że trudno przykuć czymś takim uwagę.

 

W końcu sami kosmici są rozczarowujący. Właście nie wiadomo po co wpadają na Ziemię. Ich statki robią wrażenie przez pierwszych kilkadziesiąt minut, potem nużą. Składają się i rozkładają wypluwając jakieś bomby, by w końcu dać się załatwić przez siedemdziesięcioletni pancernik obsługiwany przez osiemdziesięcioletnich weteranów. Sensu w tym za grosz. W końcu finał w stylu zwieńczenia kolejnego odcinka Akademii Policyjnej. Wszystko sprawia wrażenie jakby twórcy nie mogli się zdecydować czy robią komedię (w filmie pojawiają się typowe komediowe gagi), czy film SF, czy może katastroficzny? Błakająca się z karabinem Rihanna jest symbolem porażki tej produkcji.

 

Szkoda, bo możnabyło zrobić kino mniej szpanerskie, równie rozrywkowe i nie koniecznie bardzo ambitne, ale pozbawione napuszonych fraz przeplatanych ostukanym humorem. W dziesiejszym kinie film, a zwłaszcza taki trwający przeszło 2 godziny nie przykuje uwagi samymi efektami specjalnymi. Te dzieciaki mają odpalając w domu Xboxa, czy Playstation. Mam nadzieję, że kolejne zapowiadane na ten rok produkcje fantastyczne nie pójdą drogą Battleship, bo to ciemny zaułek.

Komentarze

Ale jest to gorszy stolec od "Los Angeles: Bitwa o Ziemię"? Chociaż "Los Angeles..." był tak głupi i infantylny, że trzeba się naprawdę postarać, żeby go pobić durnotą...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

brakuje oceny recenzenta :) (pewnie 2/6?)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Szczególnie żal patrzeć w tym filmie na Liama Neesona. W ogóle biorąc pod uwagę filmy, w których ten aktor występował w ostatnich latach, to aż trudno uwierzyć, że kiedyś tworzył fenomenalne kreacje w "Liście Schindlera", czy "Michaelu Collinsie". I niestety nie zanosi się na to, żeby teraz zaczął występować w lepszych filmach aniżeli jakaś "Tożsamość", "Starcie tytanów" czy wreszcie "Battleship: Bitwa o ziemię".
A co do samego filmu to zgadzam się z autorem recenzji - nuda, nuda i jesze raz nuda. Brak jakiejkolwiek inwencji twórczej, dosłownie każdy element tej produkcji, pojawiał się już wcześniej w innych filmach. Brak fabuły, drętwe dialogi, nawet efekty specjalne nie robią większego wrażenia. A jeśli chodzi o aktorstwo to mamy tu przykład prawdziwej eksplozji talentu. Umazana sztucznym błotem odgrywa najlepszą rolę w swojej bogatej filmografi. Z karabinem maszynowym w dłoniach przypomniała mi równie wspaniałą polską aktorkę, Nataszę Urbańską, którą ostatnio mogliśmy widzieć w "Bitwie... warszawskiej".

Umazana sztucznym błotem Rihanna*

Nowa Fantastyka