- publicystyka: Gra o Tron 2 - odcinek III - W kobietach siła

publicystyka:

Gra o Tron 2 - odcinek III - W kobietach siła

Zacznę od ważnej informacji. Pierwszy sezon serialu "Gra o Tron" oglądałam nie znając sagi Georga R.R. Martina. Sezon drugi śledzę znając już cały dotychczas wydany literacki pierwowzór. I mam świadomość tego, że nie pozostanie to obojętne na odbiór serialu – bo przecież wiem, jak potoczą się losy poszczególnych postaci. A jednak przede mną wciąż wiele niewiadomych: które z wątków, bardzo licznych przecież, wybiorą do pokazania twórcy serialu (dla zachowania odpowiedniego poziomu dramaturgii nie ma bowiem możliwości ukazania wszystkich postaci i ich losów), na które wydarzenia postawią główny nacisk, no i oczywiście, jak spiszą się poszczególni aktorzy. Dlatego też drugi sezon serialu, choć inny w odbiorze, z pewnością dostarczy mi wielu wrażeń. Czy będą one pozytywne i podobne do Waszych? Zobaczmy.

 

Trzeci odcinek Gry o Tron to prawdziwe mistrzostwo. Nie ma tu zbędnych scen, a każda z tych, które się pojawiają, perfekcyjnie oddaje ducha „Starcia Królów”.

 

 

Krótko o fabule odcinka i pojawiających się wątkach

Tyrion – nowo mianowany królewski Namiestnik – rozgrywa misternie uknutą grę, mającą na celu odkrycie, który z członków Małej Rady stanowi dla niego największe zagrożenie i szpieguje na rzecz Cersei. Ta z kolei, po utracie części władzy na rzecz brata, mając świadomość coraz mniejszego wpływu na zasiadającego na tronie syna, z nieukrywaną rozkoszą pastwi się nad tą, która nadal znajduje się w jej mocy – nad coraz bardziej zagubioną, przerażoną i niepewną swojego losu Sansą. Jon, cały czas poza Murem z Nocną Strażą w gościnie u Crastera, otrzymuje niełatwą, wręcz bolesną lekcję dotyczącą mniejszego i większego zła, hipokryzji, do której często musimy się uciec, by uratować życie. Catelyn Stark przybywa do Końca Burzy. Tu spotyka Renly’ego Baratheona, jego nowo poślubioną żonę Margaery, a przede wszystkim Brienne – dziewicę z Tarthu, waleczną i oddaną obrończynię króla z jeleniem w herbie. Theon Greyjoy, wysłany przez Robba Starka z misją pozyskania ludzi z Żelaznych Wysp do walki z armią Jeoffrey’a, zawiedziony powitaniem w rodzinnym Pyke, a raczej jego brakiem, zaskoczony i zrozpaczony wrogim nastawieniem ojca, zmuszony jest podjąć decyzję, której skutki okażą się brzemienne dla trwającej wojny, ale przede wszystkim dla niego samego. Bran, unieruchomiony w łóżku, nadal śni swoje niezwykłe sny, w których biega, węszy, wyje i smakuje krew zwierząt. A dziewczynka, która udaje chłopca – Arya, zmierzająca na Północ, by przywdziać czerń, pojmuje, że spokojny sen zapewni jej jedynie zemsta na tych, którzy skrzywdzili ją i jej bliskich.

 

W trzecim odcinku nie pojawiają się wątki związane bezpośrednio z postaciami Stannisa i Daenerys.

 

Główne naj tego odcinka

Po pierwsze, Brienne, dziewica z Tarthu i grająca ją Gwendoline Christie. Ta brytyjska aktorka ma 190,5 cm wzrostu, niski głos, obcięte na potrzeby roli blond włosy i kiedy jako Brienne mówi, że nie chce, by tytułować ją damą, to w ogóle nie musimy pytać „dlaczego?”. Otóż „dama” to chyba jedno z ostatnich skojarzeń, jakie przychodzą nam do głowy na jej widok. Sztywny chód, wyprostowane, olbrzymie ciało, a także bijąca z nich siła i krzepa idealnie odpowiadają mojemu wyobrażeniu tej postaci. Brawo!

 

Drugie naj trzeciego odcinka to wspaniały montaż scen z udziałem Tyriona, Varysa, Littlefinghera i maestra Pycelle, dzięki któremu intryga uknuta i rozegrana przez Krasnala, tak emocjonująca na łamach książki, na ekranie prezentuje się równie genialnie. Zresztą umiejętność atrakcyjnego filmowania scen „gadanych”, stanowiących przecież serce i znak rozpoznawczy sagi, zdają się być przyczyną tak wielkiego powodzenia serialu. Wspomniany montaż, ale też precyzyjnie skrojone dialogi, dopieszczone kadry, zbliżenia serwowane nam w kluczowych momentach danej sceny – to wszystko sprawia, że chłoniemy każde słowo, a tzw. gadające głowy zamiast nudzić, nie pozwalają oderwać nam oczu od ekranu, niczym w trakcie najpiękniej filmowanej sceny batalistycznej.

 

I wreszcie trzecie naj, świetna charakteryzacja postaci i dopracowane scenerie poszczególnych wątków. Bardzo podobają mi się zbroja i korona Renly’ego (czy tylko ja mam takie wrażenie, że wygląda w niej jak młody jelonek? :D), lokalizacja Żelaznych Wysp (zwłaszcza w scenie chrztu Theona) i oczywiście suknie Margery i Cersei (wybaczcie, ale jako kobieta zwracam uwagę na takie drobiazgi). Tak na marginesie, uważam obsadzenie Natalie Dormer w roli Margaery Tyrell za bardzo dobre posunięcie. To aktorka o bardzo charakterystycznej urodzie, idealnej dla ukazania silnych, pełnych seksapilu kobiet (Dormer doskonale sprawdziła się jako Anne Boleyn w „Dynastii Tudorów”). A po trzecim odcinku widzę, że scenarzyści serialu obdarzyli ją nieco mocniejszym charakterem niż George R.R. Martin. Z niecierpliwością czekam na rozwój tej postaci.

 

Czy coś w trzecim odcinku nie przypadło mi do gustu? Chyba tylko jedna rzecz – był zbyt krótki. Już nie mogę doczekać się kolejnego poniedziałku.

 

 

Komentarze

Katherine Stark, serio?

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Ech, Catelyn oczywiście. Dzięki za uważne czytanie :)

"Scenarzyści serialu obdarzyli ją nieco mocniejszym charakterem niż George R.R. Martin" - nie do końca tak bym to ujął. Moim zdaniem, scenarzyści spłycili tę postać i odarli ją z całej zagadkowości. W powieści Margaery była wielką niewiadomą. Czy faktycznie jest dziewicą? Czy faktycznie jest tak dobra i niewinna, czy to tylko idealnie dopasowana maska? Wszystkiemu, co później rozgrywa się w Królewskiej Przystani między nią a Cersei, towarzyszy właśnie ta niepewność. Tutaj od razu zostaje pokazane, że jest wyrachowana i zdeprawowana do tego stopnia, że nie przeszkadza jej udział w trójkącie, w którym jej mąż zabawiałby się z jej własnym bratem. Nie wspominając o jej "bardzo charakterystycznej urodzie", która nijak ma się do powieściowego piękna dziewczyny. ;)

Zgadzam się z Jerzym w całej rozciągłości jego wypowiedzi! Aktorka grająca Margarey jest absolutnie nie na miejscu. Już od samego początku, nim serial na dobre zagościł na ekranach, pojawiły się wątpliwości, czy obsadzenie Natalie Dormer to dobry pomysł. Według mnie to kompletna klapa. 

Co do kreacji, najbardziej do gustu przypadła mi luźne i zwiewne suknie Shae. Nie dość, że są świetne, to jeszcze idealnie do niej pasują. 

A dziewczynka, która udaje chłopca – Arya, zmierzająca na Północ, by przywdziać czerń


Jestem dość przekonany, że ona nie po to zmierza na północ ;)

eszcze raz, co do Margarey, to dla mnie w książce była na tyle jedwabista, że oczywistym był fakt, że coś się za tym kryje. W książce ani ona, ani Renly nie byli POV, więc wybór był prosty: albo pokazujemy od razu więcej, albo pokazujemy ich tylko zdawkowo. Jak dla mnie scenarzyści poszli w dobrą stronę.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Zgadzam się z Jerzym co do jednego - na łamach powieści Margaery jest wielką niewiadomą - ani razu nie patrzymy bowiem na rozgrywającą się historię z jej perspektywy, nie wiemy, co jej w głowie siedzi. No i nie mamy pewności, co do jej dziewictwa. Jednak to wszystko sprawia, że dotychczas odbierałam ją jako postać bierną, sterowaną przez innych (ojciec, babka). Natomiast w serialu Margaery to kobieta z krwi i kości, w pełni świadoma gry, w której bierze udział. A propozycję trójkąta, jaką składa mężowi, odbieram nie jako wyuzdanie, czy też zdeprawowanie, lecz środek mający doprowadzić do celu - spłodzenia potomka Renly'ego. A że jest to niesmaczne - cóż, nie takie rzeczy robiono dla zdobycia bądź zachowania władzy. Starcie takiej silnej Margaery ze znaną nam już Cersei może być naprawdę widowiskowe...

Prokris - podzielam Twoje zdanie w sprawie sukni Shae.

recenzja godna punkciku (jeśli ktoś tu bierze udział w konkursie) ;)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Moim zdaniem, jak na recenzję, za dużo spoilerów. Streszczony został prawie cały odcinek. Tak się w recenzjach nie robi!

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

JeRzy?

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Fakt, że recenzja balansuje na krawędzi, ale więcej spoilerów jest w komentarzach. Tę część o fabule warto by jednak przyciąć.

Pozwolę sobie na jeszcze jeden spoiler - tym razem książkowy - w odniesieniu do Margaery (UWAGA SPOILER!).

Snow napisał w komentarzu "dla mnie w książce była na tyle jedwabista, że oczywistym był fakt, że coś się za tym kryje". Właśnie w tym tkwi urok powieściowej "Pieśni Lodu i Ognia", że dopóki postać nie wchodzi w tryb POV, nic nie jest oczywiste. Idealnym przykładem jest tu dla mnie Melisandre, której punkt widzenia poznajemy w "Tańcu ze smokami" - czytelnik wcześniej wyrabia sobie na jej temat pewną opinię, a później okazuje się, że sytuacja wygląda inaczej. W przypadku Jaime'iego zresztą też inny jest odbiór zewnętrzny, a inny kiedy poznajemy jego POV.

Dam tego punkta :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Nie, no. Punkt się jak najbardziej należy. Ja tylko jęczę o spoilery, bo akurat sobie czytam Sagę od początku.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Nowa Fantastyka