
Gra o Tron 2 – odcinek drugi, czyli akcja nabiera tempa
Za nami drugi odcinek nowego sezonu. Akcja nabiera tempa (podobny zabieg jak w poprzedni sezonie, wyraźne przyspieszenie w drugim epizodzie), poznajemy więcej bohaterów. Przyznam, że tym razem było dużo lepiej. Jak ostatnio seans wyraźnie mi się dłużył, to teraz wyświetlone napisy końcowe wyraźnie mnie zaskoczyły – nie zauważyłem nawet, że minęła prawie godzina.
Odcinek był wyraźnie dedykowany panom. Stężenie scen z seksem, gołych lub lubieżnych było na tyle dużo, że powoli wybaczam scenarzystom macosze traktowanie wątku zza wąskiego morza, gdzie khaleesi nie robi w zasadzie nic. I kiedy większość tych scen była (niestety) raczej wulgarna, niż miła dla oka, to sylwetka Melisandre (Carice van Houten) naprawdę zrobiła na mnie wrażenie.
Największym zwrotem fabularnym było wprowadzenie nowej lokacji – Pyke (swoją drogą, zauważyliście zmiany w openingu?). Tydzień temu narzekałem na brak ładnych obrazków. Dlatego byłem bardzo kontent, gdy pokazano nam zamek na Żelaznych Wyspach. Co prawda trochę inaczej go sobie wyobrażałem, ale ta kreacja jest równie dobra. Masywny, surowy i niewzruszony – dokładnie taki jak sami Żelaźni Ludzie. Powoli rozbudowywana jest postać Theona Greyjoya (Alfie Allen – raczej mało znany aktor). Już teraz można wyczuć wewnętrzne rozerwanie pomiędzy lojalnością wobec Lorda Winterfell, a lojalnością wobec więzów krwi. Inni Greyjoyowie też zagrali naprawdę fajnie. Yara, siostra Greyjoya (w oryginale Asha, ale jej imię zmieniono, żeby nie myliła się z dziką dziewczyną Oshą), to wesoła i pewna siebie dziewczyna (Gemma Whelan, aktorka stawiająca pierwsze kroki swojej kariery), natomiast Lord Balon Greyjoy (Patrick Malahide) bardzo dobrze pokazał "czystym" widzom esencję Żelaznych Ludzi.
Oglądając wątek wyprawy za Mur, zauważyłem, że został dość istotnie zmieniony w porównaniu z pierwowzorem. Z jednej strony to źle, bo po co zmieniać ciekawą fabułę? Z drugiej strony to dobrze, bo w końcu nie wiem, co będzie później (ok, tak ogólnie to wiem, ale diabeł tkwi w szczegółach). Grający Jona Kit Harington pierwszy raz spodobał mi się jako Snow. Według mnie po prostu lepiej się wczuł i potrafił dobrze zagrać, ale chodzą też głosy, że po prostu zrealizowano scenę pasującą do jego wyrazu twarzy. Pierwszy raz pojawił się też Duch. I podtrzymuję to, co pisałem ostatnio. W tym sezonie wilkory zrobiono naprawdę porządnie. Pozostając przy Nocnej Straży warto wspomnieć o Yorenie (Francis Magee), który w mistrzowski sposób rozprawił się ze Złotymi Płaszczami. Z kolei pewnym rozczarowaniem był towarzyszący mu Jaqen H'ghar (Tom Wlaschiha), pomimo odpowiedniej twarzy i sposobu mówienia, charakteryzatorzy polegli na całej linii pracując przy jego włosach, które w oryginale były z jednej strony głowy białe, a z drugiej rude. Z niecierpliwością czekam na dalszą część ich podróży.
W rankingu na najlepszą scenę, w moim odczuciu, wygrało wystąpienie Littlefingera (Aidan Gillen). Klasyczny menedżer dbający o interesy swojego przedsiębiorstwa. Monolog, który wygłosił do prostytutki, to jak płynnie przeszedł od pocieszania do groźby – po prostu mistrzostwo.
Co nas czeka w przyszłym tygodniu?
1) Być może Catelyn Stark (Michelle Fairley) spotka się z Renlym Baratheonem (Gethin Anthony) i wprowadzona zostanie nowa bohaterka – Brienne z Tarthu (Gwendoline Christie).
2) Z Renlym również może spotkać się Stannis (Stephen Dillane).
3) Umrze ktoś naprawdę istotny.
4) Wydarzenia za Murem (biorąc pod uwagę zmiany fabuły) są kompletnie nieprzewidywalne.
Podsumowując, drugi odcinek był naprawdę dobry. Oby tylko tak trzymać (w poprzednim sezonie odcinek trzeci był najgorszy, nie wydarzyło się w nim kompletnie nic).
Pozdrawiam,
Snow
PS
Pojawiła się parodia odcinka pierwszego, klik.
Od serialów HBO zawsze odrzucają mnie przerysowane seks i przemoc. Obejrzałem chyba dwa odcinki "Rzymu", ale za "Grę o tron" się nie zabrałem.
Nie czytałem też żadnej części z serii Martina. Czy warto? Czy spodobałaby mi się z moją nieco ograniczoną tolerancją? Nie przepadam za książkami, których kartki ociekają krwią i spermą, ale taką dawkę jaka np. jest u Sapkowskiego przyjmuję bez problemu.
Gdyby charakteryzatorzy potraktowali opis Jaqena dosłownie, obawiam się, że mogłoby to wyglądać kuriozalnie. A takie siwe pasmo na rudych włosach nie wygląda źle. Ciekaw jestem, jak wypadnie dalej - przykład Syrio Forela dowodzi, że od zgodności wyglądu ważniejsza jest kreacja postaci (dlatego na wyrost boję się, jak bardzo Natalie Dormer położy postać Margaery Tyrell).
mogłoby to wyglądać kuriozalnie
No tak, ale przecież on własnie był takim kuriozum: tajemniczy, dziwnie gada i włosy jak u błazna. W serialu wyglada po prostu normalnie przez co sporo traci, bo nie oddziałowuje wyglądem.
U Martina różnie bywa z tym seksem i przemocą, książka jest raczej brutalna i dość werystyczna. Myślę, że warto spróbować bo fabuła jest szalenie ciekawa, a jak się nie spodoba, to po prostu oddasz do biblioteki/znajomemu (w końcu nie ma obowiązku kupowania) ;).
Pozdrawiam,
Snow
PS Ja tam wierzę w Natalie! :D
Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem
"ale chodzą też głosy, że po prostu zrealizowano scenę pasującą do jego wyrazu twarzy".
XD
No, teraz wilkory już są komputerowe, psy się nie sprawdzały (dzięki temu są jednocześnie dwa razy większe).
Melisandre zdecydowanie na minus (ale ja nie mam męskich narządów, to pewnie dlatego). A za Murem, no cóż, dziwnie. Pewnie skończy się na tym, że Wrony zostaną stamtąd hurtem wywalone, nie za gadanie z żonami i inne przewinienia, a właśnie za Snowa. No cóż, muszą rozbudowywać jakoś jego postać...
Miło się ogląda, ale za dużo cycków, za mało fabuły. Książka rządzi.
Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher
Miło się ogląda, ale za dużo cycków, za mało fabuły. Książka rządzi.
Więcej męskich torsów! ;D
To chyba tylko Jaimie by się łapał, bo a)Snow za młody i b)chybaby biedactwo zamarzło ;)
Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher